Wezwanie przykre.
Dojechaliśmy na miejsce, niestety nie było już co "zbierać". Pan, lat 35 (młody człowiek... chorował na raka) mimo próby reanimacji nie drgnął nawet. Wokół nas biegały dwie córeczki i załamana żona.
Kolega starał się zapanował nad rozpaczą żony, a ja zszedłem wezwać zespół z lekarzem (wbrew powszechnej opinii, my nie możemy stwierdzić zgonu).
Wróciłem na górę, zbierałem sprzęt (kolega podawał leki uspokajające, bo pani zaczęła wpadać w panikę) do plecaka i nagle słychać otwieranie drzwi. W pierwszej chwili pomyślałem, że już przyjechali (co by było dziwne, bo minęły jakieś 4 minuty, a przecież na sygnale nie jechali), a lekarzom zdarza się wchodzić do pomieszczenia bez pukania (uwierzcie, mam za sobą kilka lat wspólnej pracy z naszymi doktorkami ;)). Jednak za chwilę zza drzwi od pokoju wyłoniła się... sąsiadka.
S-Cooo? Tu przyjechało pogotowie?
Spojrzałem na żonę pacjenta i po jej minie zorientowałem się, że to nie jest specjalnie mile widziany gość, zwłaszcza w takiej chwili.
J-Może by pani wyszła? Proszę. Niech rodzina zostanie sama.
S-Ale ja tylko przyszłam zobaczyć. Pogotowie przyjechało!
J-Naprawdę? - Zerknąłem na swój mundur. - Nie wiedziałem. Mam nadzieję, że nie zastawiłem im podjazdu?
S-No co? Przyszłam zobaczyć!
J-To naprawdę nie jest film i prosiłbym żeby pani wyszła.
Starałem się lekko popychać panią w kierunku drzwi, ta jednak chwyciła się framugi i się gapi... "Gapienie się" - czyli coś, co w pogotowiu kochamy po prostu. Szkoda, że nie wyskoczyła z aparatem albo kamerą (choć wyglądała na taką, która chętnie by to zrobiła, gdyby akurat miała pod ręką)... Kolega wstał i przykrył twarz denata, aby zminimalizować ilość "ciekawych rzeczy do pooglądania"... Sąsiadka jednak nie dawała za wygraną. Przeszła do ataku.
S-Długo się męczył. Ehhh tam, zdarza się i tak. Każdy umiera. - I pełno komentarzy w ten deseń.
Żona pacjenta nie wytrzymała i krzyknęła przez łzy:
Ż-Wynoś się stąd! Po prostu się wynoś!
I teraz komentarz sąsiadki, po którym zbierałem szczękę z podłogi:
S-W końcu zdechł. Nie będzie mnie pogotowie wyć w nocy do tego zdechlaka!
I poszła. Profilaktycznie zamknąłem drzwi na zamek, jakby chciała wrócić czy coś...
Pogotowie ;)
To niech jej też na czas niezawyje gdyby potrzebowała kiedyś...
OdpowiedzZ pewnością nie zawyje. Nikogo nie będzie miała przy sobie na tej ostatniej drodze. To, co dajesz innym, zawsze wraca. Często ze zdrojoną siłą.
OdpowiedzMnie sie wydaje czy powiedzenie "...W końcu zdechł..."podchodzi pod bezczeszczenie zwłok...
OdpowiedzMi się zrobiło aż głupio... Przez kilka sekund nie miałem pojęcia jak mam zareagować.
Odpowiedzja tylko się zastanawiam nad jednym - powiedzcie mi do cholery JAK TAK MOŻNA!?
OdpowiedzNie martwcie się- ona też w końcu zdechnie.
OdpowiedzCzasami wstyd mi za ludzi.
OdpowiedzZatłuc to za mało.
OdpowiedzJa pamiętam jak sąsiad dostał zawału, przybiegła sąsiadka do mojego ojcja (nie wiem czemu) coby sąsiada ratować, ojciec chłop prosty elektryk, ale udało im się tamtym razem!
OdpowiedzChciałbym zobaczyć jej minę gdyby sama potrzebowała pomocy i ten sam zespół przyjechał ale bez sygnału:bo pani ciągle ten sygnał przeszkadzał...
OdpowiedzLudzie to w większości idioci. Wypruci z wszelkiej moralności, bo świadomość jej posiadania wystarczy sobie zapewnić będąc raz w tygodniu w kościele. To nic, że taka osoba nie pamięta nawet o czym była ewangelia, ale potrafi wymienić w co, kto był ubrany. Po śmierci mojego pradziadka(101l) (a nie było to tak dawno temu), na pogrzebie dało się słyszeć głosy typu: "Ciekawe czy płaczą po dziadku czy po jego emeryturze". I wszyscy się dookoła dziwią, że nienawidzę ludzi.
OdpowiedzMi za to wmawiają socjopatię.
Odpowiedzmasz rację, Shadow85. ale na szczęście zdarzają się ludzie, którzy są w porządku. a brak wyczucia tej konkretnej kobiety mnie powalił.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 2 lutego 2012 o 8:42
I tu mamy przykład miłości do bliźniego swego. Podłość w czystej postaci. Zamiast , jeśli już przylazła, pomóc, zająć się dziećmi w tej trudnej chwili, to tylko się gapi zachłannie i jeszcze jadem pluje....
OdpowiedzIdiotka. Pewnie samotna i zgorzkniała.
OdpowiedzNienawidzę ludzkiego wścibstwa i braku taktu ogólnie, ale to przechodzi już wszelkie granice.
OdpowiedzDokładnie, w pierwszej chwili jak przeczytałem, aż mnie zatkało, jak można być TAK wścibskim i tak nieczułym...
OdpowiedzJedyne co mam ochotę napisać to, żeby sama zdechła i nie zatruwała ludziom życia.. Bezmózgowcy są wśród nas i rozszerzają swoją działalność, strzeżcie się..
OdpowiedzNo nie wiecie, że taka plotka to +100 do lansu w kółku różańcowym?? Co tam płacz żony, co tam, że dzieci bez ojca zostały - Jak ja opowiem to wszystko Halince to ona padnie z wrażenia, że jej przy tym nie było!! A tak na poważnie...żal mi takich ludzi, są dla mnie zwyczajnie żałośni...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 2 lutego 2012 o 12:41
Okropne... Z innej beczki: zaszczurzony, co sie stalo ze zniknales i przyszedles z nowym nickiem?
OdpowiedzJuż tłumaczyłem... Po jednej z historii piekielni i wykopowicze nasłali na mnie TVN. A nick inny bo nie można już wybrać tamtego.
OdpowiedzMożna prosić o opowieść na PW co to za historia i jak się zakończyła akcja z TVN?
OdpowiedzI do mnie też kopię można wysłać bo sam ciekaw jestem
OdpowiedzNapiszcie do mnie PW to odpiszę.
Odpowiedzrozszarpałabym na malutkie kawałeczki tą sąsiadke (naostrzyałabym pazurki na niej ;] )
OdpowiedzNie mogłeś jej podać jakiegoś pavulonu czy coś. Oczywiście przypadkiem. I w dawce uderzeniowej.
OdpowiedzPrzy zgonie z powodu nowotworu podejmuje się reanimacje? Pytam z ciekawości ponieważ niedawno zmarł na nowotwór mój tata i lekarz nawet się do tego mię zabrał
OdpowiedzMożna spróbować, ale raczej robimy to ze spokoju sumienia bo "może tym razem się uda".
OdpowiedzZależy, jak lekarz zna pacjenta i wie że choroba jest zaawansowana lub pacjent juz nie dostaje chemioterapii tylko leczenie objawowe to pacjenta nie reanimuje sie tylko pozwala spokojnie umrzeć, w tym przypadku reanimacja jest uporczywym leczeniem. Jeżeli przerzutów jest niewiele i nie sa one duże, pacjent był w dobrym stanie ogólnym lub lekarz nie zna pacjenta a od rodziny otrzyma tylko hasło " rak" zwykle podejmuje sie próby reanimacji.
OdpowiedzScr tu wiedzieliśmy, że to sprawa agonalna. Gość został wypisany do domu żeby "odejść" - tak się czasem dzieje, ludzie z niewiadomych przyczyn wolą umierać w domu. A to, że my tu reanimowaliśmy mimo wiedzy, że nie da się zreanimować to dla rodziny, żeby wiedziała, że zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy. W mojej wypowiedzi wyżej nie miałem na myśli naszego sumienia, tylko rodziny pacjenta. Ostatniej rzeczy jaką taka rodzina potrzebuje jest to, żeby zespół pogotowia przyjechał i olał tego CZŁOWIEKA! Wiedzieliśmy doskonale, że nie da rady go zreanimować, nie po takim czasie kiedy nie oddycha, bez resuscytacji i przy tak zaawansowanej chorobie. To był nasz ukłon w stronę rodziny żeby nie miała do końca życia poczucia, że dało się zrobić więcej...
Odpowiedzjak bozie dydy dałbym w pape ...
OdpowiedzNie jestem w stanie powiedzieć nic innego poza "oby była następna"...
OdpowiedzCo za wredna, wścibska stara rura. Mam nadzieje, że jak ona zejdzie to pogotowie też przyjedzie po cichu, żeby jej czasem sygnał nie obudził.
OdpowiedzA gdyby pogotowie przyjechało na sygnale, to pewnie by jeszcze miała pretensje.
OdpowiedzTo było w... no wiecie, członka... bezczelne... @zaszczurzony co do twojego powrotu wykop ma wstręt do ludzi wiec wiesz.
Odpowiedz"Czasami człowiek sądzi, że ujrzał już dno studni ludzkiej głupoty, ale spotyka kogoś, dzięki komu dowiaduje się, że ta studnia nie ma jednak dna!"
Odpowiedzwtargnięcie do cudzego mieszkania? policja i tyle!
OdpowiedzNo co ?Chciała "popaczeć" ... Historia smutna :(
Odpowiedzpo prostu tylko się nasuwa jedno małe: "ja pie*dolę..."
OdpowiedzCiekawe czy jeszcze taczkę zaharcerzyła jak rodzina na pogrzeb pojechała.
OdpowiedzJa rozumiem, że kobieta i z rękoczynami nie wypada... ale cholera, ja bym na kopach ją chyba za drzwi posłał. Gratuluję cierpliwości, Zaszczurzony. Ja bym chyba tyle nie miał...
Odpowiedzno uśpić taka to mało.
Odpowiedzprzy chorobach nowotworowych nie robi się reanimacji z powodu "może tym razem się uda"-Twoja wiedza jest przerażająca, jeśli nie wiesz, kiedy się reanimuje osobę z rakiem.. obyś choć lepiej reanimował niż wypowiadał na tak ważne tematy.
OdpowiedzJasne, lepiej napluć na zwłoki w towarzystwie żony i dzieci denata? Albo spojrzeć i powiedzieć: eee, tego ścierwa nie warto reanimować? Wiem, że nie zreanimuję takiego człowieka, ale warto, chociażby przez wzgląd na lampiąca się rodzinę podjąć jakiekolwiek działania żeby rodzina nie pluła sobie w brodę do końca życia, że może, może by się udało, może ale my wstrętni nie zechcieliśmy nawet spróbować. Przeciętny człowiek nie patrzy na to, że to osoba z rakiem i nie da się, odeszła, trudno, tam będzie jej lepiej - przeciętny człowiek chce wiedzieć, że walczył do końca o życie ukochanej osoby, a my takim zachowaniem choć trochę pokazaliśmy, że się staramy, a nie przyjechaliśmy, spojrzeliśmy i poszliśmy...
Odpowiedz~the, w momencie przyjazdu Zespołu pacjent już pukał do drzwi św. Piotra więc reanimacja na pewno mu nie zaszkodziła. zaszczurzony postąpił prawidłowo, ze względu na rodzinę pacjenta. Czasem tłumaczenie, nawet ludziom z wykształceniem medycznym, że pacjent już odszedł nie pomaga i proszą o reanimację i nie można im wtedy odmówić, chyba, że ktoś podpisał "DNR" i trzeba uszanować jego wolę
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 lutego 2012 o 0:29
Med nawet jak ktoś podpisał DNR warto pokazać rodzinie, że się próbuje (często rodzina nie zgadza się z tego typu wolą pacjenta, stąd to przekonanie, ze warto spróbować), poza tym nie mieliśmy pełnej karty, nie wiedzieliśmy czy podpisał podobny dokument czy nie. W każdym razie, było 100% pewne, że się nie uda, nie dla człowieka w takim stanie, tak długo nieoddychającego, nie bo nie bo był ciężko chory i był już w fatalnym stanie. Ale te trzy kobiety przy jego łóżku mobilizują żeby pokazać chociaż, że chcemy spróbować przywrócić im ojca i męża. Prawdopodobnie żona też wiedziała, że tu nie da się nic zrobić, ale dzięki temu, że spróbowaliśmy nie będzie do końca życia powtarzała sobie: a może by się dało? Gdyby tylko spróbowali może zyskałabym dodatkową dobę, godzinę z kochanym mężem, ojcem moich dzieci. Tak czy siak, gość nie odczuł w żaden sposób naszej reanimacji, a rodzina przynajmniej ma pewność, że odszedł bo tak miało być, a nie dlatego, że nie chcieliśmy mu pomóc. /edit: Dodam jeszcze, że jak dojeżdżamy, a pacjent miał podpisany dokument DNR najczęściej rodzina informuje nas o tym, ale to BARDZO rzadkie przypadki. My z reguły nie wiemy czy taki dokument jest podpisany czy nie, nie posiadamy karty, jeśli nikt nam na miejscu nie powie to skąd mamy to wiedzieć - polegamy na woli rodziny, a ich wola najczęściej jest taka żeby spróbować.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 lutego 2012 o 1:08
Nie miałem zamiaru się odzywać, ale... Dyskusja dotyka bardzo ważnego tematu. Nie będę tak radykalny w wypowiedzi, jak the, ale powiem, bo muszę. W algorytmach ratunkowych funkcjonuje pojęcie DNAR (do not attempt resuscitation). Należą do tej kategorii ludzie, którym jakiekolwiek działania medyczne nie są w stanie przedłużyć w sposób znaczący życia i zapewnić jego komfortu. Pacjent z terminalną chorobą nowotworową jest idealnie w tym schemacie. I podejmowanie resuscytacji, w imię źle pojętej próby przedłużenia mu życia, jest BŁĘDEM !!! Co mu przedłużysz? Ano cierpienia, od których Najwyższy właśnie go wybawił. A jak się uda to co? Zawieziesz na OIOM? Pacjenta z krańcowym nowotworem?? To jest uporczywa terapia, a nie ratowanie życia. I nie ma pojęcia resuscytacji dla rodziny! Kogo ratujesz: pacjenta czy rodzinę? I czy jesteś pewien, że ta ostatnia będzie Ci wdzięczna za to, że musi oglądać cierpienia ukochanej osoby jeszcze godzinę czy kilka dni? Powiem krótko: trzy razy w życiu podjąłem RKO u pacjenta w stanie terminalnym, za każdym razem przez pomyłkę. I za każdym razem skończyło się to kiepsko... A tak na marginesie, ratownik medyczny ma prawo stwierdzić zgon, nie ma prawa wystawić karty zgonu. To dwie różne rzeczy. Bo gdybyś nie miał prawa stwierdzić zgonu, to jakim cudem odstąpiłeś od resuscytacji?
Odpowiedzhellraiser jeśli ktoś jest terminalnie chory i NIE ma podpisanej karty DNR, to NIE reanimując go masz pewność, że rodzina pozwie Cię w 90% przypadków do sądu za nie udzielenie pomocy bo "a nuż jak stracił przytomność (pacjent) to mu się odwidziało i jednak chciał żyć". Znam 2 takie przypadki, skończyło się odebraniem prawa wykonywania zawodu na kilka lat. Co do stwierdzenia zgonu- owszem, możesz sobie powiedzieć "pacjent nie żyje", ale ostatecznie musi potwierdzić to lekarz ;)
Odpowiedz@med131: To niech pozywa. Pracuję w ratownictwie naprawdę długo. Mam na koncie jakieś 15 tysięcy wyjazdów. I sporo resuscytacji. I ani jednego pozwu za zaniechanie RKO!!! Wiesz dlaczego? Bo wytyczne Europejskiej Rady Resuscytacji są jednoznaczne dla całej Europy. I mówią wyraźnie, kiedy to jest ratowanie życia, a kiedy bezczeszczenie zwłok albo przedłużanie bezsensowne męczarni. Skąd to wiem? Bo jestem członkiem tej Rady. I nauczam tego lekarzy, ratowników i pielęgniarki. Stwierdzenie zgonu upoważnia nas do zaprzestania działań resuscytacyjnych, więc ratownik może to zrobić. Nie może wydać karty zgonu DO CELÓW STATYSTYCZNYCH! Więc, drogi Kolego, nie mąć proszę ludziom w głowach, nie kreuj się na bohatera w czerni, który ratuje nawet beznadziejnie chorych. Przyjmij na klatę, że nie tylko w transfuzjologii masz pewne braki :)
OdpowiedzP.S. Na tej zasadzie możesz reanimować gościa z urwaną głową... W końcu może zrobić karierę w polityce, nie ?
OdpowiedzThe, nie pluj się, bo Zaszczurzony zrobił to, co należało i tyle. Pytanie: co Ty byś zrobił? Przyjechał, powiedział "nie żyje" i co? ... Z resztą, szkoda gadać...
OdpowiedzTaka sąsiadka to wskazanie i motywacja do przeprowadzki - dla własnego zdrowia psychicznego. Bo obawiam się, że formalnie nic takiej chodzącej znieczulicy zrobić nie można i ona ma się jak pączek w maśle.
OdpowiedzDo mojego ulubionego Misiaka hell coś tam.../jesteś dla nas bezcennym wzorem człowieczeństwa przez wielkie W/. Moja ciocia umierała na raka móżdżku. Lekarze oszukiwali rodzinę, planowali trzecią operację, która niczego by nie dała. W końcu po długich rozmowach poddali się. Ciocia leżąc w Szpitalu załapała się do eksperymentalnego programu przedłużającego życie. Walczyła z piątki wytypowanych pacjentów najdłużej. Ponad dwa lata. Leki w nią wlewane kosztowały dziennie fortunkę liczoną w euro. Ale nie o tym...Leżąc strasznie utyła, z odleżyn porobiły się rany w pachwinach, pod pampersem i pod piersiami. Głowa ogolona w ropiejących strupach. Planowały z kuzynką sprzedać jej ogromny dom, gdyż ta kupiła drugie duże mieszkanie w mieście, by mieć mamę u siebie. Gdy znalazł się kupiec na górce cenowej, apodyktyczna ciocia nagle się rozmyśliła, bo planuje stanąć na nogi by tam wrócić. Córka skrajnie załamana i złamana kredytem w CHF. Przez te dwa lata cioci pomieszało się w głowie, była gigantycznym ciężarem dla bliskich. Rozpadło się małżeństwo kuzynki. Nigdy nie mieli chwili dla siebie. Rajdy po Szpitalach w końcowej fazie / kilka miesięcy/ Hospicjum. Kuzynka jest bardzo dumna z matki.... choć pozostały po niej same zgliszcza.
OdpowiedzPo pierwsze, dzięki, żem ulubiony :) Po wtóre, to dowód na to, że wytyczne zostały opracowane przez kogoś, kto miał nieco więcej od nas w główce, prawda? Bo co dała ta walka? Okupiona kosztami realnymi i emocjonalnymi? Co dał cioci każdy dzień z odleżynami, w bólu i zapachu własnych wydzielin? Nie jestem zwolennikiem eutanazji, w żadnej formie. Ale, na litość boską, nie reanimujcie pacjentów terminalnych!!! Kim jesteście, żeby decydować, jak długo ma się jeszcze męczyć? Powiem krótko: na moim wydziale, student, który podejmie resuscytację terminalnego pacjenta nowotworowego, uzyska dyplom licencjata tylko po własnoręcznym jego wydrukowaniu w garażu... Natomiast opisywanie "reanimacji dla rodziny" czy "ukłonu w stronę rodziny" to piękny chwyt marketingowy. I nic poza tym. Kłaniajcie się, Koledzy, do woli. Zdejmując kapelusz. Ale nie igrając czyimś - i tak przesranym przez chorobę - życiem.
Odpowiedzhellraiser, tak się składa, że też pracowałem w pogotowiu i obowiązywała nas złota zasada- "pół godziny dla rodziny". Jeśli zostaliśmy wezwani, to zdarzało się nawet, że reanimowałem pacjenta z plamami opadowymi, bo tłumaczenie, że już odszedł nic nie pomagało. Co innego, jeśli rzecz dzieje się na oddziale- tu decyzje bywają różne. Podziwiam Cię, jeśli przyjeżdżasz do takich pacjentów tylko popatrzeć. I jeszcze jedno- jak ktoś z chorobą nowotworową zachłyśnie się wodą i straci przytomność, to też go nie będziesz resuscytował bo ma raka? Widać, na Twoim wydziale uczą tylko pustych algorytmów, a zabrakło miejsca na naukę empatii i zrozumienia.
Odpowiedz@med131: Po raz kolejny tłumaczę, że empatia i zrozumienie nie mają nic wspólnego z resuscytacją na siłę. Jak rozumiesz współczucie dla rodziny: za wszelką cenę ożywiasz człowieka, który, nawet jeżeli się "uda" pożyje w cierpieniach kilka godzin/dni/tygodni?? Kto tu jest obiektem Twojego współczucia? Bo myślę, że po prostu albo nie masz wystarczającej wiedzy i właśnie empatii, żeby spokojnie wytłumaczyć rodzinie, że pacjent odchodzi, podać mu np. morfiny żeby nie cierpiał i umożliwić godne pożegnanie ze światem, albo próbujesz się zabezpieczyć na wypadek jakichkolwiek oskarżeń - o bierność, zaniechanie i brak umiejętności... A jeżeli już lecimy na ostro, podaj, proszę konkretne odnośniki do tych dwóch spraw, w których ktoś utracił prawo wykonywania zawodu z powodu zaniechania RKO u DNAR. Bardzo jestem ciekaw, czy to kolejna informacja tak ścisła, jak w historii o FFP... Dewiza "pół godziny dla rodziny" może z kolei łatwo przyjąć formę "i półtora od prokuratora" - jeżeli rodzina Cię oskarży o uporczywą terapię. I tak: jeżeli chory z terminalną chorobą nowotworową zachłyśnie się wodą, to zanim przyjedzie karetka, mija kilka minut. W tym czasie dochodzi do NZK, o czym wiedziałbyś, gdybyś kiedykolwiek siedział w karecie jako kierownik zespołu. Więc jak przyjeżdżam, mam pacjenta z zatrzymaniem krążenia i oddychania, będącego w kategorii NIE PODEJMUJ RESUSCYTACJI, a nie "rozważ, czy nie poudawać, że coś robisz dla rodziny". Więc nie reanimuję. Bo to działania podejmowane celem ratowania życia. A tutaj co najwyżej przedłużam męki. Więc nie robię z siebie asa przed rodziną. Tylko tłumaczę. I pomagam znieść pierwszą rozpacz. Która, nawiasem mówiąc, mnie ogarnia, jak czytam Twoje komentarze. Bo mogą je czytać młodzi ratownicy i lekarze, A potem pojadą na cmentarze reanimować dla rodziny...
OdpowiedzMusisz mieć trudności z myśleniem, skoro opierasz się tylko na ślepo wstukanych algorytmach i kategoriach. Napisałem wyraźnie: NA PROŚBĘ RODZINY, jeśli uporczywie nalega i żadne tłumaczenia nie pomagają- wtedy reanimuję, choć to i tak nic nie da, i pacjentowi nie przyniesie ani krzywdy ani ulgi. Jeśli rzecz dzieje się na oddziale sprawa jest zupełnie inna.
Odpowiedz@hellraiser - czytając Twoje wypowiedzi przeżywam typowy spór serca i rozumu... logika moja całkowicie Cię popiera, ale jednak uczucia podszeptują coś trochę innego. Twoje stanowisko jest zrozumiałe, choć może ciężko się z nim pogodzić. Podchodzisz do tematu chłodno i z dystansem... czyli tak, jak właściwie powinien się zachowywać człowiek w takiej sytuacji. Jestem jednak pewny, że rozumiesz stanowisko med131 czy Zaszczurzonego. Panowie Ratownicy, zakończcie tą dyskusję. Obie strony mają swoje racje i wzajemnie się nie przekonają. Cholera, nie kryjmy - serce i rozum równo ważne :)
Odpowiedz@Rann: Fakt, to spór odwieczny :) Ale to co piszę nie znaczy, że jestem pozbawiony uczuć. Po prostu mam całkiem spore doświadczenie w tym fachu. Kiedy zaczynałem, uwierz, reanimowałem wszystkich, niezależnie od płci, wyznania i stanu ogólnego. Tylko jak się kilka razy zobaczy efekt swoich działań, który kolejne kilka tygodni wyje z bólu i robi pod siebie, człowiek zaczyna myśleć... I słuchać starszych. @med131: nadal nie widzę konkretów w sprawie odebrania PWZ za nie podjęcie resuscytacji. Wnoszę z tego, że po raz kolejny rzucasz hasła nie mające poparcia w rzeczywistości. Broniąc Cię przy okazji opowieści o FFP myślałem, że się ot tak pomyliłeś... A teraz już nie jestem pewien... Jestem natomiast pewien, że mając tak emocjonalne i pozbawione myślenia podejście do poważnej w końcu kwestii ratowania życia, jesteś, Kolego, baardzo młodym medykiem. Studentem lub stażystą. I pokrywasz braki w doświadczeniu pokrzykiwaniem pod publiczkę o nieszkodliwości nieuzasadnionej resuscytacji... Skoro uciskanie klatki piersiowej i wentylacja nikomu nie szkodzą, to proszę, poddaj się takiej procedurce... Ot tak, dla rodziny... A jeżeli rodzina będzie nalegać, żebyś podał pacjentowi zastrzyk, żeby skrócić jego cierpienia to się zgodzisz? Bo nalegali ?? Chłopie, medycyna ratunkowa to nie zabawa, w której możesz się pobawić w Boga, robiąc wrażenie na rodzinie... Obowiązuje to, czego brak mi wytykasz: MYŚLENIE... O innych, nie tylko o tym, jak mi ładnie w mundurku...
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 5 lutego 2012 o 8:33
"I tak: jeżeli chory z terminalną chorobą nowotworową zachłyśnie się wodą, to zanim przyjedzie karetka, mija kilka minut. W tym czasie dochodzi do NZK, o czym wiedziałbyś, gdybyś kiedykolwiek siedział w karecie jako kierownik zespołu. Więc jak przyjeżdżam, mam pacjenta z zatrzymaniem krążenia i oddychania, będącego w kategorii NIE PODEJMUJ RESUSCYTACJI, a nie "rozważ, czy nie poudawać, że coś robisz dla rodziny"." Oj jaki ten mój profesor od ppm na uczelni jest głupi. Mówi nam, że pacjenta terminalnie chorego, u którego NZK nastąpiło w wyniku jakiegoś wypadku, a nie wskutek choroby, resuscytuje się jak każdą zdrową osobę... I na każdym kroku podkreśla, że zaniechanie RKO w takich przypadkach to bardzo częsty błąd ratowników i lekarzy. Chyba wyślę go do Ciebie na korepetycje.
OdpowiedzJuż czasem nie wiem jak mam komentować niektóre historie. Zachowanie sąsiadki oburzające i po prostu przykre. Szukanie sensacji kosztem cierpienia rodziny. Niektórzy ludzie powinni się 100 razy zastanowić zanim coś zrobią/powiedzą, a najlepiej jakby wcale tego nie robili/mówili. Współczuję tej kobiecie i dzieciom, że przy takiej tragedii były narażone na durnowate komentarze jaśnie sąsiadki.
OdpowiedzOd razu w łeb i do piachu, tak aby nie zawyło.
OdpowiedzNo moja ciocia robiła takie cuda, stawała naga nad skonaną córką nad ranem. Przewracała się bardzo często, od tego się zaczęło....Chorowała sześć lat. Wszystkie pieniądze poszły na leczenie. Chcieli zaklinać/przekupić los. To taka bogata i pechowa rodzina. Zmarł kuzyn, zmarł wujek i zostały one same. Skłócone na noże z żoną kuzyna, zamiast kochać jedyne wnuki, to takie gry teściowej....Córka opowiadała mi o tym kosmicznym programie a ja nie rozumiem, myśląc o tym, że ma na celu leczenie. Gdy dotarło sedno: utrzymać żywego, świadomego "trupa" za każdą cenę przy tej bydlęcej, śmierdzącej wegetacji szczęka mi opadła....Cała zabawa z dowozami do Szpitala spadła na młodego żonkosia od dnia ślubu. Kobietka, właściwie sorki: trzecia płeć, rozjazdy, karierka, więc dawaj tyrać obcym chłopem....Małżeństwo przetrwało trzy lata. Zero refleksji....
Odpowiedzniektórzy to mają się za pępek świata - człowiek umiera, a jej syreny pogotowia przeszkadzają, arystokratce zakichanej.
Odpowiedzmnie też by przeszkadzały syreny, w końcu sąsiad to nikt dla mnie bliski, ale nigdy bym nie powiedziała czegoś takiego. bądźmy szczerzy, ilu z nas obeszłaby śmierć sąsiada?
OdpowiedzPo prostu wyszarpałbym z mieszkania za uszy i kopnął w dupę za progiem. Ale może ja jeszcze za mało widziałem...
OdpowiedzOjej, poszedłem na dobę do pracy, a tu niespodzianka. To może ja się teraz wypowiem jeśli wolno. @hellraiser - posłuchaj, przede wszystkim widzę, że traktujesz mnie jak młodzika, który ledwo przekroczył próg uczelni. Zapewniam Cię, że nie jest tak. Pracuję ładnych kilka lat, pewnie stażem nie dorównuję Tobie bo rozumiem, że jesteś sporo starszy i bardziej doświadczony, ale sam głupi nie jestem. Muszę z przykrością stwiedzić, że z moich wniosków wynika (z tego co czytam), że należysz do rodzaju lekarzy, z którymi bardzo nie lubię jeździć w zespole bo zwyczajnie zbywają nas i traktują jakbyśmy sami byli wzięci spod budki z piwem. Każdy nasz wybór krytykują i na ogół "potrafią wszystko lepiej", ale super, bo ja się przynajmniej na takiej służbie nie napracuję bo zwyczajnie nie jestem do niczego dopuszczony. Nie będę tutaj się kłócił i argumentował swojego postępowania. Mam empatię i wykorzystuję ją w pracy, wiem, że ludzie są na ogół wdzięczni za moje podejście. Nie traktuję nikogo służbowo ani z góry. Robię tak jak uważam, że powinienem. Nie nadaję się do tego zawodu? Wg Ciebie być może tak. Ja uważam, że swoją pracę wykonuję dobrze i sumiennie. Jestem człowiekiem cierpliwym i spokojnym i to się opłaca w takim zawodzie. Nie rzucam się na pacjentów, nie biorę pod uwagę tylko swojego zdania (ale także pacjenta czy rodziny) i staram się współpracować w miarę możliwości. Co o mnie sądzisz? Nie wiem i nie bardzo mnie to interesuje. Na pewno nauczyłem się jednego - nie wiem do kogo jadę i nie wiem jaka jest jego wola. I czegokolwiek bym nie zrobił nie mam pewności czy nie narzuciłem mu swojej woli (czy podejmę się reanimacji czy nie). Na pewno też nie zamierzam się bronić czy tłumaczyć. Nie na piekielnych, nie przed Tobą i nie wtedy kiedy nie zrobiłem nic złego.
OdpowiedzHmmm... Obruszyłeś się niezmiernie. Tylko nie wiem o co...Bo moja dyskusja była prowadzona z med131. Do Ciebie słowa nie napisałem po tym opowiadaniu! Ale, skoro sobie życzysz... Nie wiem ,na jakiej podstawie wnioskujesz, że traktuję ratowników jak zera. Bo akurat wychodzę z założenia, że jesteśmy zespołem i pracujemy jako równi sobie. Ze wszystkimi, z którymi jeżdżę jestem po imieniu i nigdy nie skrytykowałem kolegi za myślenie, choćby było odmienne od mojego, zwłaszcza w obecności pacjenta czy rodziny. To tyle na temat wniosków co do mnie. Co do praktyki i umiejętności, zdziwiłem się, że człowiek z Twoim doświadczeniem opisuje sytuację niezgodną z ogólnie przyjętymi wzorcami i normami. Ale nie chciałem krytykować zbyt mocno. Do czasu, kiedy zaczęliście we dwóch tłumaczyć swoją błędną decyzję bardzo wydumanymi względami dobra rodziny itp. Zupełnie mając gdzieś dobro chorego. Jeżeli masz wątpliwości, czy nieuzasadniona resuscytacja jest szkodliwa, napisz na forum Polskiej Rady Resuscytacji i poczekaj na odpowiedź. Od Twoich kolegów, ratowników, nie tylko od przemądrzałych lekarzy... Podsumowując: argumentów merytorycznych żaden z was nie ma, bo mieć nie może. Bo przyznajecie sobie prawo decydowania o długości cierpień nieuleczalnie chorych. W dodatku oparte na własnym widzimisię - patrz opowieści med131 o tym, że na oddziale jest zupełnie inaczej... Dlaczego? Bo rodzina nie patrzy na ręce? Bo nie można się popisać albo błysnąć źle pojętym współczuciem? Oceniłeś mnie, wydałeś diagnozę i większą część swojego posta poświęciłeś narzekaniu na mnie. A ja mam zupełnie gdzieś, jaki jesteś jako człowiek. Mam nadzieję, że dobry, bo w tym zawodzie to podstawa. Natomiast powtórzę: reanimacja dla rodziny jest przeżytkiem epoki, kiedy za takie starania można było dostać kurkę albo flaszkę. Dla mnie liczy się ten chory, umierający człowiek. Któremu ani ja, ani Wy nie macie prawa, dla własnej satysfakcji, przedłużać cierpienia. Toteż twierdzę, że zrobiłeś dwie złe rzeczy: męczyłeś umierającego i próbujesz utrzymać czytelników w przekonaniu, że tak należy postępować...
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 5 lutego 2012 o 16:12
@hellraiser - przyczepiłeś się tego, że "męczyłem umierającego" i trzymasz się tego cały czas. Jakbym nie wiem co robił i nie wiem jak długo. Napisałem gdzieś wyżej, że ten człowiek po prostu nie żył, on nie był umierający, jak my tam dojechaliśmy to jego już z nami nie było. Nasze "męczenie umierającego" polegało na kilku minutach reanimacji, a nie na nie wiadomo ilu godzinnej walce o jego ciężkie, chore życie żeby mu jeszcze dowalić ze dwie doby cierpień. Mówisz, że oceniłem Ciebie? Bo denerwuje mnie ocenianie mojego postępowania na podstawie wzmianki o reanimacji, gdzie nie wiesz co, jak długo i jak robiłem, ale byłeś łaskaw mnie skrytykować. Jestem dobrym pracownikiem, dbam o moich pacjentów i z pewnością nie robię nic na przekór im. Piszesz do mnie, że przygruchaliśmy sobie gdzieś prawo o decydowaniu o czyimś losie - w dodatku odsyłając mnie do tego, co robi med131, człowiek którego nie znam, nie wiem jak pracuje i nigdy z nim nie pracowałem, ale mimo to porównujesz nasze działania chociaż ja nawet nie odnosiłem się do żadnych działań na oddziale, nawet nie wiem do końca co mógł mieć na myśli pisząc, że "na oddziale decyzje bywają różne". Żadne "pół godzinki dla rodzinki" nigdy o tym nie słyszałem i nigdy nie stosowałem. Owszem, podjąłem się reanimacji chorego (i martwego) człowieka dla jego rodziny. Na chwilę, żeby rodzina nie miała odczucia, że nic nie zrobiliśmy, tylko olaliśmy kogoś kto dla nich być może był całym światem, a dla nas to kolejny martwy gość tego dnia na służbie. Ja oczywiście przepraszam za ocenianie Ciebie na podstawie kilku postów, ale dosłownie odniosłem takie wrażenie, że żadne zdanie poza Twoim w dyskusji się nie liczy. Powtarzam, że nie mam sobie nic do zarzucenia w związku z tą sprawą, a Ty nie masz prawa krytykować mojego postępowania. Tym bardziej, że nie było ono dla nikogo szkodliwe bez względu na to, co twierdzisz (chociaż na miejscu Cię nie było).
OdpowiedzW jednym masz rację: nie mam prawa Cię krytykować i za to przepraszam. Bo to Ty bierzesz na garba odpowiedzialność za swoje decyzje. A dyskusja dotycząca właściwości postępowania w tej sytuacji jest też coraz bardziej jałowa. Bo ja wiem swoje, Ty swoje. jednym słowem, jak to powiedział Ran, serce i rozum...
OdpowiedzSzukam szczęki i nie mogę znaleźć. Jak tak można... Kobitę zatłuc to mało...
Odpowiedzmam jedno pytanko? co za kretyni sprawiają że zamyane są konta użytkowników? med131 ma zakniąte konto niby czemu ? chyba mnie trafi szlak
Odpowiedzszlag... fakt faktem dziwna i niesmaczna fala... :/ Tym bardziej, że użytkownicy opisujący historie medyczne na prawdę opisują to zachowując szczególną dyskrecję.
OdpowiedzA skąd ja mam wiedzieć dlaczego med ma zamknięte konto? ;) Przecież ja go nie znam. Myślę, że hellraiser mu tak dogryzł, że zrezygnował. ;)
Odpowiedzzaszczurzony79 dziękuje za wyczerpującą odpowiedź :P zadałam pytanie do wszystkich ,którzy może coś wiedzą na ten temat
Odpowiedzona tez zdechnie i licze ze ją pochowają pod płotem
OdpowiedzKarny K*tas za c*ujowe zachowanie.Czuję się jak Baśka Blog
OdpowiedzWynioslabym chyba to babsko na kopach za ten tekst.
OdpowiedzTak z innej beczki - po reanimować osobę która umiera na raka ? Chyba że rodzina nie może się tym pogodzić ?
Odpowiedz