Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Długi czas tylko czytałam historię innych, dziś postanowiłam sama coś opowiedzieć. Otóż,…

Długi czas tylko czytałam historię innych, dziś postanowiłam sama coś opowiedzieć. Otóż, specjalizuję się w piekielnych sąsiadkach.

Ten serwis często opisuje absurdalne sytuacje ze starszymi ludźmi, zwykle jednak mamy do czynienia z szalonymi MoherCommando, którzy z daleka wydają się nienormalni i niebezpieczni.. Moja historia jest inna. Tutaj piekielną jest spokojna, starsza pani, prywatnie moja sąsiadka. Powie dzień dobry i grzecznie się odkłoni, chodzi powolutku o lasce i wygląda jak babcia z reklamy Statoil. Jest też bardzo fotogeniczna. Swoje krzywdy opisała już w dwóch gazetach, mieszając z błotem moją rodzinę, przede wszystkim nieżyjącego już ojca.
Generalnie sprawa przypomina ten film Sami swoi. Czyli od trzech lat sądzimy się z sąsiadką o pół metra ziemi, a w tle majaczy kradzież kota.

Zaczęło się w 2009 roku. Kiedy zmarł mój ojciec, sprzedałyśmy z mamą jego samochód. Pieniądze postanowiłyśmy przeznaczyć na budowę ogrodzenia wokół naszej sporej działki (wcześniej zwykłego pola), bo jakoś nikt tam nie mieszkał, a śmieci przybywało. Najęłyśmy firmę, geodetę, spisałyśmy umowę i wio. Granica z sąsiadką wynosiła jakieś 120 metrów. Kiedy już stanęły słupki, sąsiadka stwierdziła, że źle stoją. Ok, drugi geodeta i ten sam wynik – nic nie ukradłyśmy, za to sąsiadka stoi trochę w naszej działce ze swoim domem, ale to drobiazg. Na odcinku około 10 metrów stało jej rozlatujące się ogrodzenie zmontowane prowizorycznie na zasadzie wkopania w ziemie słupków i przywiązania sznurkiem starej siatki. W trakcie ustalania prac z fachowcami kategorycznie ZABRONIŁYŚMY im ruszać ten płot. Choćby nam miało ubyć te kilka centymetrów, nasze ogrodzenie ma stać obok tego starego. Panowie przyjęli sprawę do wiadomości.

Prace zaczęły się latem. Gdzieś po tygodniu, o godzinie 6 rano dostaję telefon od sąsiadki z pytaniem, dlaczego jej płot został naruszony? No krew mnie zalała, dzwonię do kierownika budowy. Jego też szarpnęło, dzwoni do chłopaków. Po chwili oddzwania i chłopaki twierdzą, że sąsiadka sama do nich podeszła i poprosiła o rozebranie swojego płotu, skoro obok ma stanąć nowy. Kierownik przeprosił i zobowiązał się, że płot postawi z powrotem. Nie było to trudne, w końcu mówimy o wkopaniu słupków w ziemię i przywiązaniu ich sznurkiem. Płot sąsiadki stanął z powrotem, a prace były kontynuowane z drobnymi przerwami, kiedy w międzyczasie na miejscu pojawiała się policja, żeby spisać całą ekipę fachowców pod zarzutem wtargnięcia i niszczenia mienia.
Miesiąc po tym jak płot wreszcie stanął, siatka została pocięta w kilku miejscach. Fachowcy okazali się prawdziwymi fachowcami i przyjechali, żeby to naprawić bez dodatkowych opłat.

Nadszedł wrzesień i wracając z pracy spotkałam na ulicy brudnego zabiedzonego kociaka. Przygarnęłam ją do domu razem z pchłami, robakami, świerzbem i katarem. Gościnna jestem, a co. Wybicie współlokatorów zajęło jakieś dwa tygodnie i kilka stów, ale zyskałam cudowną przyjaciółkę.

W okolicach października dostałyśmy pozew do sądu w sprawie zagarnięcia ziemi biednej staruszce. Pozew był przykry i pełen patetycznych zwrotów typu „jak ci bogaci ludzie się hańbią!” Wspomniano też, że w swoim zezwierzęceniu ukradłam kota sąsiadce. Tak, tego kota. Tego ze świerzbem i pchłami. A ona go tak kochała. Nie mogłam sobie darować i przy okazji merytorycznej odpowiedzi na pozew (dwóch geodetów, mapy, plany..) napisałam, że kota znalazłam błąkającego się na ulicy i jeśli szanowna pani traktuje tak wszystkie swoje zwierzęta, pozostaje mieć nadzieję, że też od niej uciekną.
Na pierwszej rozprawie sąsiadka się nie pojawiła, a my jako pozwani zostaliśmy zobowiązani do zrobienia kolejnych pomiarów. Tyle jeśli chodzi o domniemanie niewinności.
Kolejny geodeta, tym razem ze Starostwa Powiatowego kosztował kolejne 500 złotych. Na drugiej rozprawie pokazałyśmy dokumenty, sąsiadka pokazała jedynie swoje głębokie przekonanie o własnej krzywdzie i pozew został oddalony.
Po kolejnych kilku tygodniach zadzwoniła do mnie dziennikarka z lokalnej gazety w sprawie pokrzywdzonej sąsiadki. Spotkałam się, pokazałam mapy geodezyjne, zabroniłam podawania swojego nazwiska. Mija miesiąc przychodzi pismo, że sąsiadka wniosła odwołanie. Sąd zdecydował, że trzeba dokonać rozgraniczenia. W innej lokalnej gazecie pokazuje się kolejny artykuł, tym razem bez mojego udziału, cholernie jednostronny i krzywdzący. Przy okazji, gdyby kogoś dziwiło, skąd u starszej pani tyle funduszy na kolejne odwołania, to już na początku poprosiła o zwrot kosztów sądowych i adwokata z urzędu, bo ona biedna emerytka. Mnie oczywiście nikt nic nie zwracał.

Rozgraniczenie to był cyrk na kółkach, razem z czwartym geodetą biegaliśmy po polu i wytyczaliśmy szlaki, a sąsiadka stała za płotem i lamentowała o swojej krzywdzie. Wyszło to co zwykle. Sąsiadka podpisała protokół z którego wynika, że nic jej nie ukradłam, a ona się z tym zgadza. Minęło pół roku... Tak, zgadliście.. Odwołanie.

Od jakiegoś czasu dochodzę do wniosku, że starszym ludziom w sądzie wolno absolutnie wszystko. Wolno im składać pozwy do woli. Przegrywać i znowu pozywać o to samo, znowu przegrywać, odczekać i znowu pozywać. Emerytka, składając pozew, zazwyczaj prosi o zwolnienie z kosztów sądowych, ewentualnie przerzucenie ich na pozwanego i dostaje od sądu prezent w postaci adwokata z urzędu i zwolnienia z opłat. Ja, jako pozwana nie mam takich udogodnień, nawet jeśli pozywa się mnie po raz czwarty o to samo i znowu muszę udowadniać, że nikomu nic nie ukradłam. Do tego dochodzą dni urwane z mojego urlopu na każdą rozprawę. Osoba starsza może bezkarnie nie stawiać się na swoich własnych rozprawach, bo przecież może coś stało i gorzej się poczuła. Obawiam się, że ten dramat będzie miał jeszcze kilka aktów. A to tylko jedna z sąsiadek. :-)

by Chrupki
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar tadam
37 37

złóż pozew o nękanie

Odpowiedz
avatar Chrupki
6 6

Niestety, obywatel ma konstytucyjne prawo dochodzić swoich racji w sądzie, nawet tych bezsensownych. Rozmawiałam z adwokatem na ten temat - musiałabym udowodnić, że sąsiadka celowo mnie nęka i obraża, a ona przecież legalnie walczy o "swoją" własność.

Odpowiedz
avatar cezarhuny
8 10

Chrupki - tak na marginesie jako student prawa i administracji, powiem Ci, że są zasady - każdy ma prawo do adwokata z urzędu i Ty i babcia, kosztami jak już się obciąża stronę to po procesie i absolutnie ale to absolutnie nie można być oskarżonym dwa razy o to samo. Więc albo cały czas ciągnie Ci się jedna sprawa z jej odwołaniami (apelacjami) albo pozostaje mi ubolewać nad stanem wiedzy prawniczej prawników (sędziów dokładnie)...

Odpowiedz
avatar samojeden
11 15

Pracodawca nie ma prawa "urywać" Ci dni z urlopu. Nieobecność potwierdzona wezwaniem do sądu jest traktowana jako nieobecność usprawiedliwiona. W przypadku utraty zarobków z tego tytułu możesz wystąpić do sądu o rekompensatę. (Rozporządzenie MPiPS z 15.05.1996,Dz.U. 1996 Nr 60, poz. 281, &6 i 16)

Odpowiedz
avatar Piekielnaaaaa
13 13

Czasami człowiek nie chce się "chwalić" tym, że ma sprawę w sądzie, żeby nie narażać się na plotki głupich ludzi.

Odpowiedz
avatar Chrupki
6 6

Zgadzam się z Piekielną, ale jest też taki myk, że sąd potwierdzi Ci tylko godziny przebywania na rozprawie. Czyli jeśli pracuję 8-16, a rozprawę mam na 11.30, to 8-10 pracuję normalnie, o 10-11.30 biorę wyjście prywatne, które muszę odpracować, potem powiedzmy 11.30-13.00 usprawiedliwiona nieobecność z sądu, 13.00-14.00 powrót, który znów muszę zapisać jako wyjście prywatne do odpracowania, i 14-16 normalna praca.. Chciałoby Ci się?;-)Dodajmy jeszcze wzrok Pani kadrowej gdy musi mi odliczyć z pensji nieobecność usprawiedliwioną w postaci półtorej godziny w miesiącu. I to wszystko trzeba pomnożyć przez ilość rozpraw:-)

Odpowiedz
avatar Runek
18 18

Skoro gazety pisały o tobie, to ty w podziękowaniach za rzetelność i bezstronność podaj co to za gazety :)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 29 stycznia 2012 o 16:50

avatar Chrupki
4 6

Niestety, są zbyt lokalne - anonimowość szlag by trafił;-)

Odpowiedz
avatar PrettyNoise
5 5

Dlatego tym bardziej wypada podać. Żeby ludzie wiedzieli gdzie takie bzdury wypisują i jak niski poziom rzetelności dziennikarskiej te brukowce reprezentują.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
19 25

Niesłusznie pozwany ma prawo do zwrotu kosztów. Trzeba tylko o nie występować konsekwentnie.

Odpowiedz
avatar Anatolay
22 26

@bloodcarver i ty będziesz jeszcze pieniądze od tej biednej olaboga staruszki ciągnął! TY CHAMIE SZATANISKO I LEMINGU TUSKOWY! /irony mode off. Realistycznie: powoła się na wiek, stan zdrowia i figa z makiem z tego będzie - bo nawet w sumie pewnie nie było by z czego egzekwować.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
9 13

@Anatolay - byłoby z czego. Ma grunt. Zabraliby jej kolejne pasmo na opłaty sądowe, albo i całość na licytację, i byłoby z głowy.

Odpowiedz
avatar Anatolay
3 5

@bloodcarver - dlatego użyłem zwrotu "realistycznie". Bo to, że grunt ma, że ma w sumie samowolkę którą też egzekwować (teoretycznie) by można - to przeczytałem. Tylko żadne z tych by do skutku nie doszło - jej niestawiennictwo (wiek, choroby), obrona (wiek, choroby), sędzina z miękkim sercem (i podniesienie krzywdy społecznej) = realnie nici ze sprawiedliwości. Niestety...

Odpowiedz
avatar allein
8 8

Popieram @bloodcarver :) póki co sąsiadka bawi się do woli ponieważ nic ją to nie kosztuje. Może jeśli w końcu będzie za całą zabawę musiała zapłacić odechce jej się? Trzymam kciuki za całą sprawę, polskie prawodawstwo nie jest fajne.

Odpowiedz
avatar MarMac
1 1

@bloodcarver nawet gdyby nie zabrali z gruntu (z czym chyba jest problem bo geodeci muszą dzielić działki w ewidencji) to można chyba zająć część emerytury/renty (do 25% chyba)

Odpowiedz
avatar adrian19881988
11 11

Anatolay masz rację niestety. Aczkolwiek skoro sąsiadka ma dom - to wcześniej czy później będzie z czego ściągnąć :) Choćby od spadkobierców :P Ale to już trzeba chcieć się bawić. A co do pozywania. Jeśli sprawa zakończyła się prawomocnym orzeczeniem sądu - to należałoby w odpowiedzi na pozew wskazać sygnature akt sprawy i wszystko jasne :) Co do gazet i sąsiadki - można złożyć pozew o naruszanie dóbr osobistych - kosztuje to 600 zł i trwa długgoooo. Ale jeśli masz środki to warto - i tu kolejne - zadośćuczynienie kiedyś będzie można ściągnąć - choćby od spadkobierców :) W najlepszym wypadku, spadkobiercy z powodu długu odrzucą spadek. Powodzenia w walce z sąsiadką :D

Odpowiedz
avatar Anatolay
6 6

@adrian19881988 - ze spadkobiercami na pewno (prawie na pewno) było by prościej - bo ci by chcieli jak najszybciej mieć wszystko "na czysto" - tylko prawo (tu Murphego) mówi, że im ktoś stary jest bardziej szkodliwy tym dłużej żyje (ze staropolskiego: złego diabli nie biorą). Chyba, że wziąć wyspecjalizowanego prawnika i odpowiednio przygotować grunt pod ograniczenie praw (można by przy takich zachowaniach doszukiwać się (i pewnie są) demencji, czy innych chorób upośledzających tego typu) - wtedy dyskusja byłą by z osobą która reprezentowała by prawnie.

Odpowiedz
avatar piesekpreriowy
0 0

Drugi raz więc jednak napisze ;P sorry. "ale by było" "byłoby swietnie". Sorki, ale to 2 komentarz z było by pod ta historia :P

Odpowiedz
avatar Basik1311
0 8

Zaproś ją w geście "dobroci" na herbatkę i przypraw trutką na szczury :D

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 29 stycznia 2012 o 18:01

avatar bloodcarver
4 8

I idź siedzieć jak za człowieka? Nie warto.

Odpowiedz
avatar Antypaladyn
-1 1

Odpowiednio dobrane środki-> zawał lub wylew Jeśli staruszka traktowała rodzinę jak sąsiadów to raczej by wszyscy odetchnęli z ulgą i nikt by o przyczyny nie pytał (w końcu jak ktoś jest stary to kiedyś musi umrzeć). Ktoś pamięta czy do wystawienia aktu zgonu jest potrzebna opinia lekarza, iż denat jest rzeczywiście martwy?

Odpowiedz
avatar Sputnik
0 2

Podrzuć jej arszenik albo promieniotwórcze kamienie do ogrodu :P

Odpowiedz
avatar artko7
-1 1

Zawsze może przez przypadek wpaść do własnej studni ;-) Skoro taka biedna i schorowana ;)

Odpowiedz
avatar Szymian
5 5

Ta sąsiadka pod sufitem równo raczej ni ma...

Odpowiedz
avatar erystr
11 11

hmm cały czas wydawało mi się że osoba pozywająca (przerzucając opłaty sądowe na pozwanego), jeżeli przegra sprawę to musi zapłacić te opłaty a osoba która została pozwana i wygrała sprawę nic nie płaci... to w takim razie skoro wasza sąsiadka ciągle przegrywa te sprawy to dlaczego nie ponosi żadnych opłat ?

Odpowiedz
avatar shan
4 8

Przepraszam, jednego nie rozumię: "za to sąsiadka stoi trochę w naszej działce ze swoim domem, ale to drobiazg." Jak to drobiazg?????? To zawłaszczenie (czy jakoś tak), czyli podstawa do kontrofensywy. Wiem, że nasze sądownictwo można o kant ... potłuc, ale bez przesady.

Odpowiedz
avatar Chrupki
-1 5

I naprawdę chciałoby Ci się wyceniać straty z tytułu zawłaszczenia działki o powierzchni 5 m x 30 cm? Wycena szkody kosztowałaby więcej niż rzeczona szkoda, a pieniędzy i tak nie odzyskam, chyba że z komornikiem będziemy czekać na jej emeryturę i wyrwę jej ten "wdowi grosz" z ręki:-)Tylko powiem szczerze, wtedy straciłabym do siebie szacunek. Inna sprawa, że zanim miałaby spłacić koszty sądowe, komornicze i moje roszczenia z tej swojej emerytury, to chyba ja sama bym już osiągnęła wiek emerytalny.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
12 16

Mi by się chciało. Jeśli złodziej oskarża MNIE o kradzież, zależałoby mi, by ustalić fakty. A ekspertyzy to już były, nie raz nie dwa nie cztery. Dawno zapłacone. Nie mówiąc, że to ten, co popełnił czyn zabroniony płaci.

Odpowiedz
avatar ardilla
16 16

Dokładnie na to samo zwróciłam uwagę. Ona się procesuje, wy ponosicie koszta, zamiast odwrócić sprawę i wskazać, że to ona włazi wam na ziemię. I nie ma się co tu tłumaczyć małą powierzchnią czy współczuciem. Ona współczucia nie ma, a wy za to płacicie. Grube pieniądze. Następnym razem, gdy będziecie kolejny raz latac po polu z geodetą, uwzględnijcie fakt "terenu" sąsiadki. Podpisuję się obiema rękami pod wpisem bloocarvera.

Odpowiedz
avatar wadziu
5 5

poza tym, moze gdyby miała sprawę o to, że JEJ działka jest na waszej części to odechciałoby jej się nękania was...

Odpowiedz
avatar shan
12 12

Ale możesz jej chyba w 4 oczy zagrozić, że jak nie odpuści, pociągniesz ją "za odpowiedzialność" ;) o ten kawałek... Może babę szantażem weźmiesz? Trochę spokoju by Ci się jednak przydało, pomijam finanse, ale i psychika by odetchnęła :) edit: Perspektywa wyburzenia 30 cm kawałka muru domu (jak przypuszczam) nie ucieszy babola raczej...

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 30 stycznia 2012 o 9:24

avatar sparxx
3 3

Chciałabym zobaczyć minę tej starowinki, jak ją postraszysz, że będzie musiała wyburzyć 30 cm ściany :) Albo da sobie spokój z sądami :)

Odpowiedz
avatar piesekpreriowy
0 2

Dom nie może stać zaraz na granicy działek. Wszystko zależy od tego jaki teren ma status, ale ja np muszę mieć zabudowania minimum 2 metry od płotu i o jakiejś tam wysokości chyba ze porozumień sie z sąsiadem. Ergo, wydaje mi sie, ze musiałaby przesunąć dom. I to konkretnie :P

Odpowiedz
avatar Chrupki
11 15

Popełniacie jeden zasadniczy błąd - myślicie logicznie:) Ktoś, kto podpisuje protokół rozgraniczenia, a potem i tak pozywa do sądu, nie myśli logicznie. Nie da się takiej osoby zastraszyć, przekupić ani przemówić do rozumu. I tak nie zrozumie, albo zapomni. To inna kategoria myślenia. I nie przestraszą jej koszta, bo nie zapłaci, a komornik taką starszą panią to może tak naprawdę cmoknąć w rękę. I już widzę, jak wszyscy nawołujący do walczenia o swoje pieniądze za pomocą komornika, stawiają się tłumnie na licytacji rozwalającego się domu gdzieś na tak zwanym zadupiu, zajętego na poczet kosztów sądowych. O ile w ogóle doszłoby do licytacji, bo przecież jak tak można z powodu kilku tysięcy wyrzucać z rodzinnego domu starszą panią?? Co do wyburzania - nie łudźcie się:-) Żaden sędzia nie nakaże starszej Pani zburzyć zewnętrznej ściany swojego domu. Po prostu zasądzi odszkodowanie o wartości tej działki, którego nie zobaczę, bo patrz wyżej:-)

Odpowiedz
avatar Pankrator
0 0

COŚ trzeba z tym zrobić, i wg mnie powinnaś próbować wszystkiego zanim ześwirujesz do końca. :)

Odpowiedz
avatar adrian19881988
3 3

Chrupki - po raz kolejny przynaję rację w tej dyskusji :) Można to streścić krótko - masz prawo, ale nic nie dostaniesz, chyba że tak jak pisałem wyżej, od spadkobierców tejże Pani. A co do wyburzania - to KC jasno wskazuje, że uprawniony nie może żądać przywrócenia do stanu poprzedniego chyba że się niezwłocznie sprzeciwił. Może żądać wykupienia tego kawałka albo ustanowienia odpowiedniej służebności gruntowej. Co do zarzutów, że skoro ona pozywała to powinna płacić - jak autor wskazał - została zwolniona od ponoszenia kosztów sądowych. Niestety w PL (ale nie tylko) się zdarza, że prawo jest nie dostosowane do rzeczywistości a w szczególności do zatwardziałego charakteru starszej Pani :]

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 30 stycznia 2012 o 23:20

avatar gateway
4 4

Mój tata jest geodetą i mniej więcej co miesiąc ktoś prosi go o rozgraniczenie - bo kłótnia z upierdliwym sąsiadem, bo płot, bo pół metra... Nas też ktoś tak kiedyś męczył. Tata chyba srylion godzin spędził na tłumaczeniu staremu świrowi map i na szczęście pomogło (na początku facet chciał zatrudnić geodetów, jakby nie wierzył mojemu tacie). Także rozumiem i współczuję sąsiadów... plus za historię ;)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 1 lutego 2012 o 12:44

avatar mroooczek
8 8

Dobrze, że masz chociaż ojca geodetę, nie trzeba było nikogo wzywać:) Nasz sąsiad starał nam się wmówić, że nasz płot zabiera całe 2 metry jego działki, geodeta wykazał, że to on zabierał nam 5 metrów. Ale był wkurzony jak płot przestawiał:)

Odpowiedz
avatar Pankrator
0 0

też mam ojca geodetę, ale takich "jaj" nie ma...;p

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 10 lutego 2012 o 22:51

avatar slawcio99
0 0

Oj... o głupocie sąsiadów, którym chce się kłócić o jakieś kilka cm działki to można by napisać niezłą książkę :)

Odpowiedz
avatar cujoo
0 0

mieliśmy z naszą sąsiadką również przejścia przez lat kilka, ciąganie po sądach (część spraw przegrała), skończyło się dopiero jak odeszła, nie ma siły

Odpowiedz
avatar CukierekAlboWirus
2 2

Hmm... ja bym zaskarżyła ją że ten dom leży na mojej działce, zobaczymy co by wtedy zrobiła.

Odpowiedz
avatar liquid84
3 3

Wy na prawdę nie wierzycie w instytucję Komornika ? Wyrok dalej Komornik babka ma emeryturę to 25% z niej będzie ściągane na koszty dajmy na to ma 1000zł to 250 zł co miesiąc :) Ty odzyskasz kase komornik zarobi, sąsiadka bedzie maiała utarty nos :D Każdy zadowolony.

Odpowiedz
avatar aga9861
1 1

"Sąsiadka podpisała protokół z którego wynika, że nic jej nie ukradłam, a ona się z tym zgadza" Pokazałaś to w sądzie? Skoro masz dokument z jej podpisem, że nic jej nie ukradłaś to powinno podziałać. Albo podsunąć jej pod nos jeszcze jeden dokument i niech podpisze w obecności Twojego adwokata czy innego urzędnika. Nie znam się na tym, ale wydaje mi się, że krzywdzące artykuły w prasie, bez Twojej wiedzy i zgody, też możesz wykorzystać jako nękanie i dochodzić swoich praw. Ja walczyłabym o ten kawałek gruntu. Skoro ona może bezkarnie Cie ciągać po sądach to ja nie widzę problemu z ciąganiem jej. Współczuje sąsiadki i nie daj się :)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 10 lutego 2012 o 9:20

avatar Wacikoto
-3 5

powybijaj jej okna niech zamarznie, zima jest, zdemoluj co się niszcz jej wszystko, jest stara nie zdąży zareagować, potem powiedz jej prosto w oczy że to Ty i że jeśli raz Cię pozwie to jej podpalisz dom. Spenia. Pozwie za zniszczenia? No ok ale nie bedzie miała dowodów że to Ty, a potem możesz spalić jej szope i powiedzieć żeby nie igrała z Toba bo i ją spalisz, może w końcu wymięknie. Wiem jestem piromanem.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 10 lutego 2012 o 10:46

avatar szklanka737
-1 3

A ja bym wzięła młotek i zaczęła po troszeczku rozwalać młotkiem dom z zewnątrz. Robiłabym to wtedy jak by wyszła z domu. I tak codziennie. Po troszeczku.

Odpowiedz
avatar lawyered
1 1

Po pierwsze... Gdyby Ciebie nie było stać (mówię w dużym uproszczeniu) też przysługiwałoby Tobie prawo do zwolnienia Cię z kosztów procesu i prawo do pełnomocnika z urzędu. To tylko kwestia udowodnienia tego, że najzwyczajniej w świecie jesteś wypompowana i nic nie masz. Po drugie, domniemanie niewinności to pojęcie z zakresu prawa karnego. Choć w prawie cywilnym pojęcie winy wstępuje, to jednak nikt za nic (teoretycznie) nie karze w procesie cywilnym. Po trzecie, sąsiadka ma charakter pieniacza, to o wszystko się będzie wykłócała. Sąd uznał widocznie dokumenty, które posiadasz za niewystarczające. Nie jest też tak, że od wyroku można się odwoływać w nieskończoność. Zasadą ogólną jest dwuinstancyjność postępowania, więc od wyroku sądu I instancji służy odwołanie do sądu II instancji. Możliwe jest jednak skierowanie sprawy do ponownego rozpoznania i czasem to rzeczywiście potrafi się w jednej sprawię ciągać w górę i w dół po instancjach. Tak czy siak, idź po poradę do jakiegoś adwokata albo radcy prawnego, bo być może naprawdę przysługuje Ci zwolnienie z kosztów. Sprawdź to dokładnie, bo może warto. Zwykle koszty jakie musi ponieść pozwany są dużo mniejsze, ale może warto to przedyskutować, bo kto wie, jak prowadzone jest tam postępowanie ;)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 10 lutego 2012 o 14:50

avatar Chrupki
0 0

Hej, dzięki za radę, ale nie da się - mam pracę i konkretne dochody, które starczają na pokrycie kosztów. To, że wolałabym przeznaczyć je na coś innego, to już mój problem. Adwokata mam, ale na tą panią nie ma mocnych:-)

Odpowiedz
avatar pk45
0 0

Idealne powiedzenie na tę okazję: "pokłady bezinteresownego skur******twa mają nieograniczone możliwości regeneracyjne" Pewnie jakbyś jej postawiła ogrodzenie za swoje, to byłoby ok. Coś wspominałaś, że dom sąsiadki stoi trochę na Twojej działce - może się zrewanżować i zażądać rekompensaty? Niech ona się potłumaczy w sądzie. Drobiazg drobiazgiem, ale spróbować warto.

Odpowiedz
avatar Naa
0 0

Chrupki, a może pozwij ją o zwrot kosztów, które ponosisz za każdym razem, gdy kolejny raz odwołuje się w sprawie, w której sama przyznała (na piśmie!), że nie została skrzywdzona? IMO ona zrobiła sobie z tego rozrywkę: dzięki uprzejmości naszego prawa zwraca na siebie uwagę; tyle się dzieje, ludzie się nią interesują, i wszystko za darmo... Nieważne, czy masz szanse wygrać - niech teraz ona trochę się poskręca w roli pozwanej, niech zagrozi jej, że jednak będzie musiała za swoje pieniactwo zapłacić prawdziwymi pieniędzmi. Wtedy pewnie przestanie ją to bawić i spasuje ;) Przy okazji zrobisz dobry uczynek, polskie sądy i tak są przeciążone, a sąsiadka dodaje im nieuzasadnionej roboty.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 11 lutego 2012 o 12:05

avatar dzika79alicja
0 0

Jak się ma miękkie serce (ewent.nie ma jaj) to trzeba mieć twardą dupę. p.s. piekielna stara baba, musi być na nią sposób.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 10 lutego 2012 o 21:50

avatar KaerbEmEvig
0 0

Skoro jej dom stoi częściowo na Twojej działce, to domagaj się jego wyburzenia. xD

Odpowiedz
avatar krzysne
-1 1

Ja na Twoim miejscu zainteresowałbym się instytucją mediatora. Z tego co czytałem jest tańszy i sprawę załatwia dużo szybciej, dodatkowo wtedy już spór będzie rozwiązywany tylko przez niego (ale to sprawdź). Wydaje mi się że możesz poprosić przed sądem by sprawa została skierowana do mediacji. Może to będzie dobrym batem na starszą panią.

Odpowiedz
Udostępnij