Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Zdrowie mi nie dopisuje i odbija się to na moim wyglądzie (+30…

Zdrowie mi nie dopisuje i odbija się to na moim wyglądzie (+30 do wieku, +30 do zaniedbania). Mimo szokowania ludzi na ulicy twarzą kobiety odżywiającej się światłem, wybrałam się niedawno do przybytku polskiej nauki.

Zaglądam tam regularnie od dłuższego czasu, więc kojarzę szatniarki, portierów, sprzątaczki i resztę personelu technicznego z panią Krysią na czele. Pani Krysia pracuje, bo musi (nie należy do beneficjentek dobrodziejstw transformacji ustrojowej), choć nie powinna, ponieważ moja choroba przy jej bolączkach to pryszcz (nie chcę wiedzieć, jak bolą
nadgarstki spuchnięte do grubości ud u kobiety pracującej miotłą i ścierką przez 10 godzin dziennie).

Miejsce akcji - schody na piętro. Akurat podchodziłam do Krysi, kiedy upuściła wiaderko ze ściereczkami, proszkami, płynami i resztą chemii i wszystko poleciało wokoło. Kobieta z najwyższym trudem się schyla, więc zaczęłam zbierać dobytek, żeby biedaczki nie trudzić (wystarczy, że władowałam jej się z zabłoconymi butami na świeżo umyte schody). Nagle zza pleców usłyszałam głos, którego miałam nadzieję nie słyszeć już nigdy, przenigdy.

[X] Dziwne, że cię w ogóle wypuścili do ludzi, powinnaś kible myć, ale to chyba zbyt skomplikowane dla ciebie.

Odwróciłam się i spojrzałam na człowieka, który zatruł mi 7 miesięcy życia do tego stopnia, że musiałam zaczynać każdy dzień od porcji leków uspokajających.

Krótka retrospekcja. Tytuł dzisiejszego odcinka to "Werbena rzuca psychologię w p*zdu".

Jak kiedyś wspominałam, moi rodzice i brat są psychologami. Początkowo też miałam iść w ich ślady i chętnie-niechętnie zasiliłam szeregi pierwszego roku psychologii na krakowskiej uczelni. Studia okazały się ni to pasjonujące, ni to zniechęcające, bo kto przez 19 lat codziennie obserwował psychologię w praktyce, nigdy nie da sobie wmówić, że to wspaniała gałąź nauki przynosząca pożytek ludzkości. Na pierwszym roku miałam ćwiczenia z doktorem X, którego kojarzyłam jako znajomego moich rodziców (o czym jeszcze wtedy nie wiedziałam - byłego znajomego).

Dr X prowadził całkowicie nudny, całkowicie rzemieślniczy i całkowicie banalny przedmiot, który, ku ubolewaniu, ciągnął się cały rok i był z niego egzamin. Na ćwiczeniach doktor był całkowicie nijaki. Materiał miałam opanowany jeszcze przed studiami, współautorem jednego z podręczników jest zresztą mój ojciec, przez cały semestr się nudziłam, jak większość grupy zresztą. Kolokwium zaliczeniowe rozwiązaliśmy wszyscy w niecałe 20 minut, po dwóch tygodniach wyniki. I zonk.
Od trochę rozgarniętych w górę 5, imbecyle, których nigdzie nie brakuje, 4.5, Werbena, która była całkowicie pewna, że dostała 100% punktów, 2.

Na pierwszym dyżurze poszłam zobaczyć swoją pracę. Niestety, pan doktor ją zgubił, więc nie powie mi, jakim cudem nie zaliczyłam, ale "wszystko było źle". Warunkiem napisania poprawy (nie ponownego I terminu, nie. Poprawy.) jest wzięcie tej dwói do indeksu, na co zgodzić się nie chciałam, bo wtedy wsio ryba, napiszę czy nie, i tak mnie wywalą. Do dziekana nie miałam co iść, bo traktowanie studentów jak chodzące odpady jest na naszej superprestiżowej uczelni normą, zwłaszcza w sytuacji, gdy dziekan jest kierownikiem zakładu gościa, na którego chce się skarżyć, więc poszłam do opiekunki roku. Ta początkowo specjalnie pomocna nie była, ale byłam tak zdeterminowana (miałam 2 dni, żeby wyjaśnić tę sprawę, inaczej żegnajcie, studia), że trochę otrzeźwiłam ją tekstem "jeżeli nie chce pani rozmawiać teraz, możemy porozmawiać przez samorząd studencki, media i wspólnych znajomych pani i moich rodziców".
Efekty moich i jej starań: wniosek "papiery są od tego, żeby się gubiły" i stwierdzenie, że pan doktor "przecież zaoferował możliwość napisania kolokwium jeszcze raz". Musiałam się zaprzeć i w końcu zacząć warczeć, żeby przyznała, że tak NIE powinno być, że mnie wywalają i potem zastanawiają, czy mogli, czy nie. W końcu wyjednała, że napiszę kolokwium jeszcze raz, ALE - tego samego dnia, już, teraz, bo dyżur jaśnie X się kończy.
Głupia i upokorzona, poszłam na to.

Łejezu. Takich pytań, jakie dostałam, nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić. Dopiero później ojciec oświecił mnie, że wszystkie dotyczyły błędów, jakie zarzucono przygotowywanej książce X. Coś wypociłam, coś wymyśliłam, coś wykombinowałam. Moje szczęście, że nie dałam się wyprosić z gabinetu na czas "sprawdzania" i przyłapałam gościa na tym, że sam nie znał prawidłowych odpowiedzi. Dostałam 3= i komentarz, że jestem narcystyczną idiotką, której wydaje się, że rodzice załatwią za nią wszystko.

Od tamtej pory na zajęciach z X przeżywałam regularne tortury. Na każdych zajęciach byłam przepytywana z literatury, której nikt nie widział na oczy, wyśmiewano to, że nie czytałam autorów, których gość wymyślał na poczekaniu (sprawdziłam kilkanaście nazwisk - żadna biblioteka, żadne czasopismo nie znało takich ludzików). Kiedy nie można było przyczepić się mojej wiedzy, czepiano się włosów, ubrań, torby, charakteru pisma, imienia. "Wszystkie rude to suki" służyło zamiast "dzień dobry pani".

Przyszedł wreszcie czas kolokwium letniego, który - bogom niech będą dzięki - pisaliśmy całym rokiem. Nauczona doświadczeniem, pisałam przez kalkę i zażądałam potwierdzenia odbioru na kopii. Profesorka nadzorująca zaliczenie mało nie zakrztusiła się ze zdziwienia, ale X podpisał, z wielkim grymasem na gębie. Wynik - 3=. Egzamin ustny u profesorki 3 dni później - 5,5. I długa rozmowa o tym, że na wydziale chodzą o mnie różne słuchy, w większości bardzo nieprzyjemne, a później sugestia urlopu dziekańskiego. Przez cały semestr zachodziłam w głowę, co, jak i dlaczego, ale wtedy ręce mi opadły.

Prawda wyszła na jaw dopiero kilka tygodni później. Otóż X dawnymi czasy pożyczył od mojego ojca pieniądze. Dużo pieniędzy. Pożyczył raz i pożyczył drugi, ale nie oddał ani razu. Ojciec nie wypominał mu długu jak windykator, ale też o nim nie zapomniał. Pan X, w końcu psycholog,
postanowił wykorzystać szantaż. Licząc na to, że będę wypłakiwać się ojcu w rękaw (na co szans akurat nie było), chciał wymusić transakcję - on nie doprowadzi do tego, że mnie wywalą, za to ojciec uzna, że zadłużenie zostało spłacone.
Ojciec, z właściwą sobie miłością rodzicielską, wyśmiał go, ale mi już o tym nie powiedział.

Przeczuwając, że udało mi się raz, może udać i drugi, ale kiedyś nie przebiję się przez mur niechęci i układów, we wrześniu zaniosłam uprzejmie podanie o skreślenie z listy studentów. Dziekan, w trakcie roku niedostępny dla mnie jak Yeti, rozpatrzył w ciągu godziny. Zmieniłam kierunek, uczelnię i miasto, licząc po cichu, że nie będę oglądać iksowej mordy do śmierci. I nie oglądałam, póki nie wpadliśmy na siebie w akademii nauk.

On w garniturku, ja wymizerowana, z proszkiem do szorowania w ręce. Sama siebie bym wzięła za sprzątaczkę (ale jak mnie rozpoznał po tylu latach i to jeszcze od tyłu, nie wiem. Musiała go kiedyś jakaś ruda mocno skrzywdzić, bo tylko kolor włosów został z cech charakterystycznych). Na szczęście ostry język odziedziczyłam po matce i ojcu.
[Ja] Przynajmniej sama pracuję na swoje długi.

Gość spurpurowiał i zwiał. Na ostatnim schodku się poślizgnął, niestety, upadek z jednego stopnia zbyt mocno mu nie zaszkodził.
Żałuję, że nie naplułam mu w gębę. Naprawdę żałuję.

by Werbena
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar kalipso
20 20

Żałuję razem z tobą, szczerze i z całego serca. Pan X to prawdziwa menda!

Odpowiedz
avatar wojtas103
9 9

"Warunkiem napisania poprawy (nie ponownego I terminu, nie. Poprawy.) jest wzięcie tej dwói do indeksu, na co zgodzić się nie chciałam, bo wtedy wsio ryba, napiszę czy nie, i tak mnie wywalą." Możesz to uściślić? Bo tak się zastanawiam, jak jedna dwója, z możliwością poprawy powoduje powoduje skreślenie z listy studentów? p.s. Nie, że się czepiam, bo historia piekielna i daje plusa ale spokoju mi to nie daje.

Odpowiedz
avatar Werbena
4 4

Poprawiać można niezdany egzamin, niezaliczone ćwiczenia skutkują albo warunkiem, albo, w przypadku I roku i/lub przedmiotu kontynuowanego - wywaleniem, bo nie można wziąć warunku. Przynajmniej wtedy tak było.

Odpowiedz
avatar wojtas103
6 6

Aha, czyli co kraj (uczelnia) to obyczaj. U mnie, jeśli nie zaliczę ćwiczeń, to jest kolokwium poprawkowe z całego materiału. Ofc. pod pewnymi warunkami.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
9 9

Aż strach chorować! Do grobu wpędzi. Ba! Sama bym sobie trumnę zbiła, jakby mi taki miał pomagać w problemach psychicznych.

Odpowiedz
avatar papioczek
3 3

dębowe drewno jest dobre...

Odpowiedz
avatar znmd
14 14

Hm. Ciekawy przypadek. Myślę, że wystarczyłoby, że sprawa opuściłaby mury uczelni - albo chociaż, żeby pojawiła się taka realna groźba. Co mam na myśli? Fakty łatwo skojarzyć - zadawniony dług, potwierdzone na piśmie nierówne traktowanie... to wszystko jasno i wyraźnie składa się na na poszlaki wskazujące na "zmuszenie innej osoby czynem do określonego działania". Myślę, że gdyby zostało to uświadomione panu doktorkowi, stałą byś się nagle najulubieńszą uczennicą na roku. Na rzęsach by chodził, byle tylko jego koledzy traktowali Cię z należytym szacunkiem. :) Mimo wszystko wyrok jednak przeszkadza w karierze naukowej... :/

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 27 stycznia 2012 o 5:00

avatar konto usunięte
8 10

Optymistycznie patrząc za to piekiełko mamy forumową wróżkę :) więc nie mogę narzekać. Co do uczelni jakoś cała ta atmosfera pachnie mi ujotem, oni lubuję się w kolekcjonowaniu świrów oraz wszelkimi koneksjami (choć to ostatnie dotyczy większości znanych mi uczelni). Oj nigdy nie zapomnę telefonu do sekretariatu wymienionej uczelni (już nie pamiętam który to był dziekanat) w każdym razie po wyłuszczeniu pytania, pani po drugiej stronie zaczęła mi recytować swój autorski wiersz ... na szczęście tam nie studiowałem

Odpowiedz
avatar loucyfer
0 0

Niestety takie męty ten świat nosi. Dla mnie jesteś wielka, że i tak wytrzymałaś z tym dupkiem rok. BRAWO!

Odpowiedz
avatar Berlinka
7 7

Ja bym zmieniła miasto, ale nie kierunek - skoro byłaś w tym tak dobra. Może nawet pojechałabym zagranicę.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 27 stycznia 2012 o 18:30

avatar teqkilla
4 4

Żałuję, że nie naplułaś mi w twarz i żałuję, że nie postarałaś się na nim zemścić, chociaż rozumiem, że w pewnym momencie człowiek chce mieć już tylko święty spokój. Jednak miło by było, gdyby taka gnida dostała za swoje.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
15 15

"Żałuję, że nie naplułaś mi w twarz" - jedna mała literówka, a ja już się zastanawiam, czy pan X z opowieści ma konto na piekielnych :P

Odpowiedz
avatar teqkilla
1 1

Dopiero teraz zauważyłam :D Nie, on to nie ja :D

Odpowiedz
avatar marchewka
10 10

A ja uważam, że naplucie w twarz byłoby mniej satysfakcjonującą karą niż to, co zrobiłaś. Słowa potrafią zdziałać dużo więcej niż czyny. I nie muszą to być obelgi :)

Odpowiedz
avatar Byczek1995
4 4

Karton proszku też sporo zdziała. A jaką satysfakcję daje jedno, celne trafienie.

Odpowiedz
avatar pirlipatka
11 15

Jesteś fantastyczna. Pan doktor pewnie po nocach teraz nie śpi, odtwarzając sobie całą scenę w myślach i wymyślając celne komentarze, które posłałby pod Twoim adresem, ale nic mu wtedy nie wpadło do głowy :)

Odpowiedz
avatar Jasiek5
6 6

Takie zakały należy tępić do skutku. A jeśli mu się nie daj Boże przydarzy wydanie jakiejś książki, to trzeba to we właściwy sposób zrecenzować tak aby całe środowisko tego zawodu wiedziało o tym. Miałem w średniej szkole taką piekielną matematyczkę. W klasie maturalnej połowa klasy miała dwóje i przydarzyła się jednego razu klasówka na której rozwiązaliśmy wszystkie zadania, a to pozwoliło by nam w istotny sposób poprawić oceny, ale szanowna pani nauczycielka stwierdziła że je "zgubiła". No i pisałem już tu na piekielnych o tym że połowa klasy nie przystąpiła do matury z powodu matematyki.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 6 lutego 2012 o 20:06

avatar velbekkomen
-1 3

nie jestem bogaty ani biedny... jak Ci mogę pomóc?... 437 29 18 gg jak coś to pisz... takich sk.. też znam..

Odpowiedz
avatar Forgotten
-2 4

Ja to w takiej sytuacji uruchamiam glany...

Odpowiedz
avatar martutusia
-1 1

Nic się nie martw. Wszystko wraca do człowieka i dobro i zło. Dla tego ********** przewiduję długie bolesne i nieszczęśliwe życie!!! Wiem, że takich szumowin jest pełno, ale straszne nerwy mnie złapały. Mam nadzieję, że szybko wrócisz do zdrowia. 3maj się!!!

Odpowiedz
avatar Truski
3 3

Bo psychologia to paskudny kierunek. Pomimo ukończenia tegoż nie mam dobrego zdania o ludziach go kończących, szczególnie tych świrów co na pytanie jakie jest Twoje hobby odpowiadali "moja kochana psychologia" brrrrr. Współczuję historii i gratuluję trafności decyzji o zmianie wszystkiego. Czasem nie opłaca się walczyć i brnąć w coś co nie ma sensu.

Odpowiedz
avatar Barnaba
3 5

Historia i komentarze wywołały we mnie wielką chęć rejestracji i wypowiedzenia się tu- oto więc jestem. 1. Sam studiuję psychologię na "ultraprestiżowej" uczelni w Krakowie, więc domyślam się, że to ta sama ;) 2. @Truski- dlaczego psychologię uważasz za paskudny kierunek? Jeżeli komuś udaje się łączyć hobby ze studiami- przyszłym zawodem to gratulować, a nie nazywać świrem... 3. "Wynik - 3=. Egzamin ustny u profesorki 3 dni później - 5,5" To mnie nurtuje. Tzn "5,5". Mieliście inną skalę ocen? 4. Co do całej historii- współczuć jedynie można. Walka z układami to jak walka z wiatrakami, lepiej schować godność do kieszeni i się wynieść, niż męczyć 5. Fakt, że nie "naplułaś mu na gębę" dobrze o Tobie świadczy więc nie masz czego żałować ;) 6. Czy to były zajęcia z metodologii badań? ;>

Odpowiedz
avatar Manjuu
1 1

Nie sądziłam, że jeden człowiek może aż tak zatruć życie... Mam tylko pytanie - dlaczego nie walczyłaś? Jeśli nie o niesprawiedliwe ocenianie to o dobre imię?

Odpowiedz
avatar Reiz3N
1 1

Przepraszam za słownictwo, ale to nie piekielność ale zwykłe skur****ństwo. I powiem szczerze, mam gdzieś czy mógł tak się znęcać, czy miał powody, czy to legalne itd. Ale w takich momentach żałuje, że istnieją normy prawne i kulturalne, bo takiemu człowiekowi to tylko podejść i w pysk wypalić, a następnie skatować, i niech zwą mnie bestią, jeśli przez upodlenie drugiej bestii mogę się pozbyć.

Odpowiedz
Udostępnij