Dziś na smutno.
W moim rejonie mieszkał starszy pan, chory na raka jelit. Po kilku cyklach nieskutecznej chemioterapii został w końcu wypisany do domu, pod opiekę lekarza medycyny paliatywnej, który od czasu do czasu przyjeżdżał do niego, sprawdzał jak staruszek się czuje i przepisywał nowe leki przeciwbólowe. I tak mijał sobie czas, kiedy nasz chory powoli godził się z przemijaniem, załatwiał ostatnie sprawy...
Niestety w sprawę wmieszała się córka. Wychowana w kulcie wszechmocnej medycyny, nie przyjmowała do siebie faktu odchodzenia ojca. Od momentu jej powrotu z zagranicy coraz częściej jeździłam do nich na wezwania do wizyt domowych, tłumaczyłam, że choroba jest nieuleczalna, że wożenie do szpitala to tylko dodatkowe cierpienia, bo przecież sam transport obolałego pacjenta, dodatkowe niepotrzebne kłucia, badania przez obcych lekarzy, czekanie na wyniki... Żaden argument nie przemawiał do wyobraźni. Ja wychodziłam, córka wzywała pogotowie, które czasem (bardziej doświadczona załoga) odmawiało, a czasem zabierało pacjenta.
Kilkukrotnie rozmawiałam ze staruszkiem, który był już po prostu zmęczony życiem w takiej formie i chciał odejść w domowym zaciszu, otoczony najbliższą rodziną. Niestety, jego ostatnie życzenie się nie spełniło.
Nadszedł dzień w którym starszy pan, umierający już, zawołał do pokoju córkę, żeby się z nią pożegnać. Córka rękę wyrwała i pobiegła dzwonić po pogotowie. Przyjechało już gdy pan nie oddychał. Niestety, trafiło na młodą i niedoświadczoną ekipę, która od razu podjęła reanimację. Niestety, w tym konkretnym wypadku - udaną. Pan trafił do szpitala, przez kilka dni leżał podpięty do monitorów, z rurkami wsadzonymi wszędzie, gdzie się da (łącznie z intubacją), z codziennie pobieraną krwią do badań, i córką, która nie bardzo chciała wchodzić na oddział, "bo brzydko pachniało".
Zmarł po 4 dniach takiej męczarni. Sam.
szpital
zostanę zminusowana, ale według mnie po prostu nie potrafiła sobie z tym poradzić. szkoda ich obojga.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 23 stycznia 2012 o 22:08
nie Ciebie bym zminusowała tylko córkę. Może i nie potrafiła sobie poradzić, ale w ten sposób wydłużyła cierpienie ojca
OdpowiedzZgadzam się, ja pewnie postępowałabym podobnie. Nie mogłabym patrzeć jak ktoś umiera i nic nie robić. Wiem, że w takim przypadku to nie jest dobre, ale w tej kwestii widocznie mam słaby charakter. Może trzeba było podesłać do niej doświadczonego w takich sytuacjach psychologa?
OdpowiedzOna nie potrafiła sobie poradzić... hmmm... tylko w tym wszystkim nie ona była najważniejsza. Najważniejsze było cierpienie jej ojca, któremu dołożyła 4 razy po 24 godziny cierpienia, przelicz na minuty. On chciał umrzeć spokojnie, z córką przy sobie - nie tylko nie umarł gdy była jego pora, to jeszcze córcia nie raczyła być przy nim - bo jej nie pachniało jak trzeba. Egoistka i tyle.
OdpowiedzZgadzam się z Wami, ale z drugiej strony trudno mi postawić się na jej miejscu (wolałabym nigdy nie stanąć w obliczu podobnej sytuacji) i nie wykluczone, że po prostu nie działała racjonalnie, umysł wypierał myśl o tym, że straci ojca, chciała, żeby walczył do końca... Efekt był taki, że tylko bardziej cierpiał. To smutne, nie powinna była tak robić, a z drugiej strony, trudno jest mi się jej dziwić.
OdpowiedzAle jak już chciała tak walczyć przeciw wszystkim to chociaż mogła ojca za rękę trzymać w tych bardzo trudnych chwilach. Bo jak to jest? Z jednej strony "nie mogła się pogodzić", a z drugiej nie raczyła nawet być przy umierającym ojcu??
OdpowiedzCiekawa jestem, jak bardzo różniłoby się Wasze zachowanie od tego, co ona zrobiła, gdyby umierał Wam ktoś bliski. Czy tak łatwo by wam przyszło patrzenie, jak ta osoba odchodzi, a wy nie możecie nic na to poradzić, czy też desperacko chwytalibyście się każdej nadziei.
OdpowiedzBardzo przykre, aż się popłakałam... chyba już lepiej pogodzić się z tym, że ktoś bliski odchodzi z powodu choroby, niż miałoby go zabraknąć z godziny na godzinę... ;(
OdpowiedzKiedyś przeklinając kogoś życzyło mu się czegoś takiego- złej śmierci- w samotności i bólu. Ale wtedy ludzie nie wmawiali sobie, że starość i śmierć nie istnieją, że mogą być wiecznie młodzi i piękni...
OdpowiedzStraszne. Brak słów.
OdpowiedzPrzerażające. Ja stale mam przed oczami moją babcie, która do ostatniego oddechu była miedzy nami i to nie w łóżku i pościeli w najdalszym pokoju ale z nami w saloniku, odwiedzana przez całą rodzinę, kochającą i pomocną. Ubrana i uczesana, umyta i na pierwszy rzut oka po prostu odpoczywająca sobie na kanapie. Tego sobie życzyła, zawsze była elegancką kobietą i dołożyliśmy wszelkich starań aby poza intymną toaletą i snem była w centrum rodzinnych wydarzeń, taka jak zawsze(prawie). Aż zasnęła sobie między nami pewnego popołudnia na zawsze...
OdpowiedzTo brzmi bardzo pięknie, kalipso.
OdpowiedzPrzypomniało mi to moją smutną historię tego rodzaju - mój Tata też umarł sam w szpitalu, siostra nie mogła sobie potem darować, że nie została z nim (ja mieszkam daleko od nich). Ale to było tak szybko, nawet jeszcze najsilniejszych środków nie brał. Zrobiło mu się duszno, mama z siostrą myślały, że w szpitalu mu pomogą, zabrali go wieczorem a on nad ranem następnego dnia umarł. Od wykrycia raka żył ledwie miesiąc. Tyle, że nie męczył się tak bardzo.
Odpowiedznie myślałam, że historia z udaną reanimacją może być smutna... ale dziwne postępowanie tej kobiety. już bardziej bym się spodziewała po kimś nie odwiedzającym ojca, bo "brzydko pachnie", że będzie wyglądał na jego śmierć i czekał z niecierpliwością na majątek...
OdpowiedzMój Dziadek bardzo ciężko chorował na płuca, wiedział, że umrze, ale mimo wszystko Mama postanowiła go wysłać do szpitala, żeby mu ulżyć w cierpieniu, mimo dużej dawki leków przeciwbólowych Dziadek zmarł w męczarniach (po prostu się udusił), ale najważniejsze, że w chwili śmierci nie był sam, Mama do samego końca z nim została, choć domyślam się, jakie to musiało być dla niej ciężkie (całe życie z nim mieszkała, babcia zmarła kilkanaście lat wcześniej, dodatkowo Mama była w zaawansowanej ciąży), za co Ją bardzo podziwiam. A kobieta z opowieści najwyraźniej nie była dobrą córką, tylko egoistką.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 2 lutego 2012 o 18:35
W październiku zmarł mój dziadek. Miał przeszło 90 lat, raka nerek z przerzutami i skrajnie niestabilną cukrzycę. Parę dni przed śmiercią, po kolejnej zapaści powiedział: "Nie ratujcie mnie". Żałuję tylko, że nie mógł się pożegnać z tyloma osobami: moja ciocia mieszka we Wrocławiu, jej córka w Berlinie, moja siostra była wtedy w podróży poślubnej w Maroko.
Odpowiedz,, Niestety, trafiło na młodą i niedoświadczoną ekipę, która od razu podjęła reanimację." A co w tym dziwnego że podjęli reanimację?
OdpowiedzTo, że gdyby w ekipie byli bardziej doświadczeni, mogliby nie chcieć podejmować reanimacji, by nie dostarczyć Panu niepotrzebnych cierpień?
OdpowiedzTo jest pomaganie na punkty. Nieważnie, czy skutecznie, czy za aprobatą drugiej strony. Ważne, że JA nie mam sobie czego zarzucić, czyste rączki. Plus lekki kamuflaż, na wypadek gdyby się wydało, że jednak myśli się o sobie, a nie o innych. Tak popularne dziś... przykre.
OdpowiedzZakładam, że za jakąkolwiek wzmiankę o eutanazji, zostanę zlinczowany, zminusowany i zwyzywany. Ale wiecie co ? Ten staruszek chciał umrzeć, bo nie było sensu przedłużać tej agonii.
OdpowiedzDlaczego uważasz, że chciał umrzeć? Chęć śmierci a pogodzenie się z tym że się umrze to nie jest to samo. On nie chciał cierpieć, w pewnym stopniu to dawała mu opieka paliatywna w której nie ratuje się na siłę, a jedynie opiekuje się chorym. Dodatkowo zastanawia mnie - czy osoba dorosła która jest śmiertelnie chora nie może sama decydować o sobie? Dlaczego w waszych opowieściach małżonkowie i dzieci decydują - rak nie oznacza przecież choroby psychicznej.
OdpowiedzNie chciał umrzeć, on chciał odejść na własnych warunkach, we własnym domu, otoczony rodziną.
OdpowiedzZupełnie taka historia jak z moją babcią. Życzyła sobie śmierci w domu, a kuzynka wezwała pogotowie. Przerażenie babci i przekleństwa panów z pogotowia(trochę ważyła)spowodowały śmierć... Taka jest moja opinia.
OdpowiedzPod jedną z historii była dysputa między ratownikami na temat reanimacji. Wtedy nie miałem swojego zdania na ten temat. Teraz już wiem, że hellraiser miał 100% rację mówiąc, że u takich osób nie podejmuje się reanimacji. Szkoda przedłużać im cierpienia.
OdpowiedzNadgorliwość gorsza od faszyzmu.
OdpowiedzTo się w naszym kraju nazywa godne umieranie.
Odpowiedz