Biblioteka.
W grudniu, z okazji Świąt, pewna biblioteka (którą staram się omijać szerokim łukiem, jednak czasem muszę się ugiąć) ogłosiła "amnestię". By odzyskać woluminy, które czytelnicy przez roztargnienie przed laty zachomikowali w swoich mieszkaniach (a potem nie oddawali drżąc przed narastającą karą), wszystkie opłaty za przetrzymanie, zostają w grudniu zniesione.
Podczas przedświątecznej wizyty w wypożyczalni słyszę dialog:
- Chciałem zwrócić książkę.
- To będzie 45 złotych kary.
- Ale... przecież amnestia...
- Panie, ale nie na takie kwoty!
Po wyjściu zacząłem się zastanawiać, czy to rzeczywiście odgórne zarządzenie, by ściągać powyżej pewnych kwot, czy też pani z wypożyczalni miała niezaksięgowane 45 złotych więcej na prezenty.
Biblioteka
Zgłosić dyrekcji. Jeśli na stronie biblioteki nie ma informacji od jakiej kwoty jest amnestia (swoją drogą idiotyzm - odkąd pamiętam, amnestia to amnestia, dla wszystkich bez względu na wysokość sumy), to masz prawo żądać umorzenia kary.
OdpowiedzDlatego zawsze bierze sie pokwitowanie.
Odpowiedzbtw muszę iść oddać książki do biblioteki. Dzięki za przypomnienie :)
OdpowiedzAle tak z 2 strony... 45zł oznacza, że ktoś trzymał książkę faktycznie długi czas. A to jakby lekko nie fair wobec biblioteki i innych, którzy chcieliby ją wypożyczyć. Więc kara całkiem zasłużona wg mnie.
OdpowiedzSłowo klucz: "amnestia".
OdpowiedzNawet jakby amnestia byla tylko przykrywka dla zwabienia tych bucow, to jestem za. Biblioteka jest dla wszystkich, a najbardziej dla tych, ktorzy nie maja pieniedzy na zakup ksiazek. Jak taki buc ma w dupie wszystkich, nie oddaje ksiazki chociaz ja przeczytal, to niech placi. A jak ktos dla tych paru zlotych kary jest w stanie ukrasc ksiazke, to tym bardziej pochwalam takie metody. Na mojej uczelni zasady byly jasne - ksiazke wypozycza sie na 30 dni, jak sie nie przedluzy, to za jeden wolumin - zlotowka kary za kazdy dzien. Raz widzialem jak jeden typ zaplacil 500 zlotych i jakos nie bylo mi w ogole zal, bo przez jego egoizm wiele ludzi nie moglo korzystac z ksiazek.
OdpowiedzO, to to właśnie miałem na myśli. Primo- skoro gość zapłacił przy oddawaniu- miał kasę, czyli wersja- biedny, nie będzie go na jedzenie stać nawet- odpada. Secundo- gdyby nawet nie miał, to najuczciwiej tą książkę odnieść, przyznać się do tego i (o ile nie zadzwonią na policję ;)) albo umorzą te parę złotych kary, albo książka wróci po prostu do biblioteki, kara przestanie rosnąć, a ktoś inny lekturę wypożyczy, jeśli będzie miał ochotę. A jak ktoś sępi na 2zł, skoro zapomniał i decyduje się trzymać książkę w domu, zamiast oddać, to właśnie- niech płaci i wcale mi go nie żal.
OdpowiedzMoja kara w bibliotece dzielnicowej urosła przez kilka lat do zawrotnej sumy 180 zł (książkę oddałam dużo wcześniej, ale naliczano mi odsetki). Kara została mi anulowana właśnie na takiej zasadzie (ach ten mrożący krew w żyłach wzrok pani bibliotekarki), także pani z opowieści prawdopodobnie zastosowała przekręt.
Odpowiedz