Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia będzie trochę długa ponieważ działa się na przestrzeni trzech lat. Przytrafiła…

Historia będzie trochę długa ponieważ działa się na przestrzeni trzech lat. Przytrafiła się ona moim Rodzicom, ale byłem jej świadkiem jako dziaciaczek.

Lata 80. Moi rodzice mieszkają w ładnie usytuowanym mieszkaniu, świeżo po remoncie, w tzw. "dobrej" dzielnicy. Niestety po tym jak moi rodzicom drugi raz z rzędu urodziły się bliźnięta Mama musiała zrezygnować z pracy, aby tym przedszkolem się zaopiekować. Na początku dawali radę jednak po trzech latach zaczęło być naprawdę trudno. Rachunki za takie mieszkanie i wychowanie czwórki dzieci dawały w kość. Mama za radą przyjaciółki (i z jej pomocą) załatwiła formalności, aby przeprowadzić się do dwupokojowego mieszkania socjalnego w starej kamienicy. Pod jednym warunkiem: aktualna właścicielka mieszkania ma prawo mieszkać tam z nami do końca życia, a później mieszkanie przechodzi na "własność" moich rodziców. Piekielnymi w tej historii są potomkowie Starszej Pani (SP).

Pani ta okazała się miłą, ale bardzo chorą, starszą osobą. Moi Rodzice jako przedstawiciele zawodów medycznych (takie rodzinne "hobby") podjęli to wyzwanie. Mamie doszło "piąte dziecko" do opieki z tym, że SP ile mogła to pomagała, jednak mogła niewiele z racji naprawdę pokaźnej listy schorzeń. Jak się można domyśleć SP często musiała być wożona do różnych lekarzy, niestety sama nie potrafiła niczego załatwić ani nigdzie dotrzeć. Mama wszystko załatwiała i zawoziła ją gdzie trzeba. Sprawiało to mnóstwo kłopotów ponieważ zapakowanie całej piątki do samochodu (najczęściej nie było nas z kim zostawić, bo nikt nie chciał z nami na tak długo zostawać) nie należało do najprostszych czynności. Właściwie powinny to robić dzieci SP, ale umawianie się z nimi na wizyty lekarskie wyglądały tak:

Mama-Witam, tutaj Aneta Szczurnięta, ja w sprawie pańskiej matki. W poniedziałek trzeba zawieźć ją do lekarza na 9.
Syn-Oczywiście. Będę z samego rana i wezmę mamę.

Nikt się jednak nie stawiał. Nie dzwonił dlaczego nie przyjedzie. Nie odbierał telefonów. Do lekarza SP docierała za pomocą mojej Mamy. Po roku czasu rodzicom udało się przejąć opiekę prawną nad SP ponieważ nie była już zdolna do podejmowania decyzji, a i często się zdarzało, że trzeba było przeprowadzić jakiś zabieg gdy już była nieprzytomna, a do jej dzieci nie szło się dodzwonić, aby ktoś podpisał zgodę.

Moi Rodzice zapewniali tej Pani opiekę 24h na dobę. Nigdy nie była sama (nawet jak Mama szła do sklepu załatwiała kogoś, kogo oczywiście opłacała, żeby z SP i nami został na 30 minut, dłużej nikt nie chciał zostawać...). W zamian SP pozwoliła Mamie gospodarować jej pieniędzmi, no wiecie, żeby kupiła jak czegoś brakuje, opłaciła jakieś lekarstwa, wzięła coś do jedzenia, ewentualnie jak starczy żeby dołożyła do rachunków itp.

Dzieci SP (syn i dwie córki, nieco starsi od moich rodziców) nie dzwonili w ogóle, aby zapytać się o stan matki. Nie dzwonili nawet złożyć jej życzeń na urodziny czy święta (Mama mówiła jej, że dzwonili jak SP spała i kazali przekazać życzenia, żeby nie było jej przykro). Jedna z córek odwiedziła swoją matkę RAZ w ciągu tych trzech lat. Przyjechała po jakieś dokumenty swoje, ponieważ potrzebowała ich do czegośtam.


Największą piekielność jednak pokazali po śmierci Starszej Pani. Najpierw Mama nie mogła dodzwonić się przez dwa dni do nich, żeby poinformować o śmierci matki.

Nie pojawili się na pogrzebie... Za to przyjechali tydzień później. Mama była sama w domu. Przyjechała cała trójka dostawczym samochodem! Wszyscy w eleganckich strojach, "wyższa klasa". Weszli do mieszkania i... Zaczęli przeglądać wszystko. Zaglądali do szafek, wszystko co im się podobało chcieli zabrać (bez względu na to czy były to rzeczy ich matki czy moich Rodziców). Mama pokazała im kartony, w których są rzeczy ich matki, jednak oni bardziej się interesowali zawartością mieszkania Rodziców.

Córka I-Chcę tę pozytywkę.
Mama-Ale ona należy do mnie.
Córka I-Ale pewnie było kupiona za pieniądze mamy!
Mama-Nie, jest to pozytywka od mojej babci. Jest moja i ma wartośc sentymentalną, nie może jej pani wziąć.
Córka I-Ale wezmę.

I zapakowała, ale jak się odwróciła Mama ją wyciągnęła.
Córka II poszła na strych, gdzie suszyły się jeszcze ubrania SP, ponieważ Mama z tego wszystkiego (śmierć SP, załatwianie pogrzebu, zmiana właściciela itp.) zapomniała je ściągnąć. Córka II długo nie wracała, więc Mama udała się na strych zobaczyć, co ona robi. C II właśnie... Wypruwała gumki z starych, bardzo zużytych (jeśli wiecie co mam na myśli) majtek SP...

Mama-Co pani robi?
C II-No chyba pani nie myśli, że zostawię pani te gumki?
Mama-A po co miałyby mi być gumki z majtek? Właściwie te ubrania chciałam wyrzucić ponieważ są wielokrotnie prane z fekaliów i się nawet zabarwiły...
C II-Teraz ciężko kupić! Na pewno się przydadzą!

Mama zeszła na dół, a tam Syn właśnie wynosił komodę...

Mama-Co pan robi!?
Syn-To komoda mojej matki.
Mama-Wcale nie! To nasza robiona na zamówienie komoda! Mamy ją z poprzedniego mieszkania!
S-Z pewnością pani kłamie! Pamiętam tę komodę! Jest moja, zaklepałem ją.

W końcu Córka I zainteresowała się pudłami z rzeczami matki. Po przejrzeniu stwierdziła, że "to są same śmieci i ona chce coś innego w zamian". Zaczęła wybierać sobie z rzeczy rodziców! Mama nie wiedziała co robić i zapłakana zadzwoniła po Ojca żeby przyjeżdżał i jej pomógł bo nie daje sobie rady.

Zanim jednak Tata wrócił C I zdążyła spakować kilka rzeczy Rodziców do osobnego pudła. Syn komodę wywlekł na korytarz, Mama próbowała zabrać ją do domu, ale nie dość, że była za ciężka to jeszcze Syn krzyczał na nią i stwierdzał, że należy do niego. C II zaczęła oglądać ciuchy Mamy! W tym wszystkim pod nogami kręciła się nasza czwórka.

Na końcu dwie córeczki zaczęły żądać... Pieniędzy! Bo przecież ich matka dostawała rentę! Tłumaczenia Mamy, że przecież jedzenia, leki i lekarze kosztowały, że nawet ze swoich dokładali... Ale dzieci SP zamiast powiedzieć "no racja" zaczęli krzyczeć, że przecież moi Rodzice powinni ze swoich pieniędzy leczyć ich matkę, a renty odkładać i dać im bo przecież mają dzięki niej mieszkanie...

Przyjechał Ojciec i wywalił wszystkich z mieszkania. Wywalił pod drzwi też pudła z rzeczami SP żeby sobie je zabrali.

Dom.

by zaszczurzony
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar bypek
17 19

A mieszkania z powrotem nie chcieli? Bo przecież należało kiedyś do ich matki.

Odpowiedz
avatar zaszczurzony
11 13

Nie bo w umowie było, że po śmierci SP będzie należało do nich. Takie mieszkanie w zamian za opiekę.

Odpowiedz
avatar bypek
9 11

@Zaszczurzony, wiem, że tak było zapisane w umowie. Ale, skoro wysuwali jakieś absurdalne roszczenia względem waszych rzeczy, to dlaczego miało się im nie przypomnieć, że mieszkanie też mogliby chcieć.

Odpowiedz
avatar bazienka
-1 3

to sie umowa o dozywocie nazywa, nie wiedzialam, ze istnialo toto w tamtych czasach.... ale az dziw, ze nie chcieli jednak sie klocic podwazajac decyzji mamy

Odpowiedz
avatar maggie
10 10

suma sumarum- jak się sytuacja skończyła? zabrali to, co było Wasze? nie chcieli mieszkania? nie sprawiali potem więcej kłopotów?

Odpowiedz
avatar zaszczurzony
21 21

Nie wzięli nic naszego bo Ojciec ich wywalił, dał im tylko kartony z rzeczami ich matki, ale nie wzięli twierdząc, że to graty (a było tak kilka naprawdę wartościowych, starych książek i innych cennych rzeczy). Więc zatrzymali je moi rodzice.

Odpowiedz
avatar Xirdus
-2 6

Jedno da się zrozumieć. Ale żeby wszystkie tak samo wredne, to musiało być coś nie tak.

Odpowiedz
avatar TrissMerigold
5 5

Sępy cholerne z "kochanych" dzieci.

Odpowiedz
avatar redlady7
4 6

tacy ludzie na prawdę istnieją...

Odpowiedz
avatar heksita
1 11

Po lekturze tej smutnej historii przypomniał mi się argument zwolenników posiadania dzieci: żeby miał kto na starość szlankę wody podać... taaaaa...

Odpowiedz
avatar mitzeh
-3 15

Bo jeżeli dziecko dobrze wychowasz, to w 90% przypadków Ci tę szklankę podadzą.

Odpowiedz
avatar Foxsi
4 4

To przykre, ale często tak jest. Jak rodzic żyje to mają gdzieś, a jak pożegna się z światem to od razu po majątek. Co do historii - masakra. Ludzie to jednak potrafią nic w tej głowie nie mieć.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 5

Historia stara... Ale ciśnienie mi się podniosło strasznie! Współczuję Twojej mamie, że musiała to przechodzić zanim zadzwoniła po tatę. Wierzyć się nie chce...:/

Odpowiedz
avatar anulla89
8 8

Kiedy zmarła macocha mojego taty, jej syn bardzo szybciutko pojawił się w jej mieszkaniu celem wyniesienia wszystkich cennych przedmiotów. Oczywiście w czasie kiedy my się babcią zajmowaliśmy nawet go na oczy nie widzieliśmy... Mój dziadek wziął drugi ślub kiedy jego dzieci i syn jego drugiej żony byli już dorośli, w związku z czym mój tato nie poznał tego pana do aż śmierci swojej macochy... Ale zabił nas jednym swoim "wybrykiem". Otóż mój dziadek miał w domu stary, wiszący zegar z kukułką. Zegar nie przedstawiał w zasadzie żadnej wartości materialnej, nie licząc tego, że można by go było sprzedać po normalnej cenie ( a nie był zbyt wartościowy), jednak i dziadek, i jego żona często powtarzali mojemu tacie żeby ten zegar zabrał po ich śmierci. Mówili tak, ponieważ zegar był ich ślubnym prezentem od kobiety która ich ze sobą poznała, w związku z czym miał dla nich dużą wartość sentymentalną. Niestety syn starszej pani trochę opacznie zrozumiał ich słowa i myślał chyba, że w zegarze jest ukryty jakiś skarb, bo po śmierci swojej matki pierwszą rzeczą jaka zrobił było rozkręcenie zegara na części pierwsze... Chyba był trochę zawiedziony, że nic nie znalazł i nawet miał do mojego taty pretensje, że pewnie wyjął wcześniej cenną zawartość... Ręce opadają. A mojemu tacie w domowym zaciszu naprawienie zegara zajęło ponad miesiąc, bo zegarmistrzem nie jest, tylko majsterkowiczem :) Ale zegar działa i dumnie zdobi ścianę w moim rodzinnym domu :)

Odpowiedz
avatar takaja
4 4

ehh ci ludzie... jak można nawet na pogrzeb matki ie przyjść.. czy nie udało się Twoim(Pana?) rodzicom poinformować ich o terminie?

Odpowiedz
avatar zaszczurzony
5 5

Nie mogli się dodzwonić (nie odbierali telefonów od moich rodziców). Jak się dodzwonili (dzień przed pogrzebem chyba) to poinformowali o pogrzebie, ale nikt nie przyszedł.

Odpowiedz
avatar takaja
3 3

a oddali chociaż pieniądze wydane na pogrzeb?

Odpowiedz
avatar bazienka
-3 3

ZUS oddal

Odpowiedz
avatar Kamisha
1 3

Skąd tacy debile się biorą? Niepojęte...

Odpowiedz
Udostępnij