Przyczyna, dla której nie mam już numeru telefonu na pieczątce, którą pieczętuje recepty.
Słowem wstępu - jak byłam młoda, głupia i pełna ideałów, to wydawało mi się, że ten numer jest tam potrzebny, że pacjenci będą dzwonić w sytuacjach awaryjnych, będę mogła potrzebującemu szybko udzielić porady w krytycznym momencie. Ot, taki numer alarmowy... Nic z tego :)
Urlop. Udało mi się z moją lepszą połową wybrać wreszcie nad morze. Słonko świeci, wiaterek wieje, ptaszki skrzeczą, słowem, sielanka.
Nagle odzywa się telefon.
(J): Słucham?
(P): Pani doktor? Ja dzwonię w sprawie recept tatusia...
(J): Rozumiem, musi pani zadzwonić do przychodni, mnie dziś nie ma w pracy.
(P): No właśnie dzwoniłam i mi powiedzieli, że pani nie ma, ale przecież pani się opiekuje tatą od dawna, to pomyślałam, że zadzwonię...
(J): Ale proszę zrozumieć, mnie dziś nie ma nawet w mieście, poza tym mam wolne, nie ma szans, żebym zbadała pani ojca i wypisała recepty. Proszę umówić się u innego lekarza, na pewno będzie pani przyjęta.
(P): Ale ja bym wolała u pani... to może pani by przyjechała na wizytę domową?
(J): No niestety, jestem ponad 400km od przychodni, poza tym jak już mówiłam, jestem na URLOPIE. Nie pracuję dziś.
(P): Wie pani, bo tatuś panią tak lubi, może zrobiłaby pani wyjątek i wpadła jednak, to długo nie zajmie, tatuś potrzebuje tylko recept, tych co zawsze...
(J): Proszę pani. NIE PRACUJĘ DZIŚ. Jestem nad morzem. Nie ma takiej opcji, żebym przyjechała, po prostu mam WOLNE.
(P): Ale pani jest lekarzem, tatuś potrzebuje tych recept!
(J): Ale nie jestem jedynym lekarzem, ktoś inny, PRACUJĄCY DZIŚ też może je wystawić.
(P): No ja się tego po pani nie spodziewałam! Tatuś tak pani ufał! A pani tak go zawodzi! My chyba poszukamy innego lekarza!
(J): Proszę bardzo, nic nie stoi na przeszkodzie.
(P): Do widzenia, mam nadzieję że ktoś panią kiedyś też tak potraktuje!
Luby mniej więcej od połowy zwijał się ze śmiechu, chociaż bardziej to było irytujące niż zabawne. Dlaczego ludzie nie mają takich pomysłów dzwoniąc do ekspedientek w sklepie, albo krawcowych...
przychodnia na wakacjach
Bo egoizm petentów lubi brać górę nad rozsądnym myśleniem.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 27 października 2011 o 12:43
Ja bym raczej stawiała na to, że ponieważ ochrona zdrowia jest powszechna (nie skarżę się, stwierdzam fakt), to pacjentom wydaje się, że lekarze, pielęgniarki, ratownicy są ich własnością i jak pacjent mówi, że ma być, to ma być, dodając do tego tekst, która za każdym razem mnie powala: "Pani/Pana pensja jest z moich podatków!" Bo ja to nie płacę podatków...
OdpowiedzPrzecież to tylko 400km, nie mogłaś przyjechać jak Pani tak ładnie prosiła? Jak tak można... ;)
OdpowiedzNo, pewnie, tylko czterysta kilometrów i tylko na chwilkę. Przecież co to dla Ciebie?
OdpowiedzPff... 400 Km no przecież to tyle co nic. To tylko z 6 godzin pociągiem. Po prostu rzut beretem
Odpowiedzjak mają telefon, to do każdego zadzwonią...;)
OdpowiedzDlatego podział - telefon służbowy, czynny w godzinach pracy i prywatny to świetne rozwiązanie. Ja swoją firmową smycz zostawiam wyłączoną w pracy i klienci mogą sobie dzwonić ile chcą.
OdpowiedzWłaśnie dlatego nigdy nie podaję klientom prywatnego numeru telefonu. Jak mają jakąś sprawę niech dzwonią na firmowy.
OdpowiedzAle przecież można było zaproponować podróż nad morze - oczywiście na koszt podróżującego ;)
OdpowiedzTakiego chorego tatusia koszt? ;-))) Co za chamstwo babska!
OdpowiedzSłużba zdrowia w końcu. A służba nie drużba ;)
OdpowiedzPacjenci często proszą mnie o prywatny numer do lekarza i zawsze są oburzeni odpowiedzią "nie jestem upoważniona". Ale rozbawiają mnie ci, którzy chcą numer do dr Y. Często mnie przekonują, że taki numer posiadali, tylko zgubili/nie pamiętają gdzie zapisali, na co ja mówię, że dr Y nigdy nie podaje swojego numeru domowego. Na co oni "ale ja miałem na komórkę!" - ciekawe, że dr Y nigdy komórki nie miała :)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 27 października 2011 o 18:03
Boję się że dzwoniąc do ekspedientek czy krawcowych też miewają takie pomysły :) Ale nie każdy - tylko ci Piekielni... ;>
OdpowiedzJa podalam rodzicom na pierwszej wywiadowce... Pozalowalam juz nastepnego dnia, kiedy to nadgorliwa mamusia wydzwaniala co rusz o oceny corci. Kilka razy bardzo grzecznie ja zbylam i sie odczepila, ale nie obrazila - na szczescie! Ale to nie moja zasluga - baba juz wczesniej byla namolna, tyle ze chyba w tym roku lekko odpuscila. Na szczescie. Reszta rodzicow nie dzwoni, mam nadzieje, ze nigdy nie zaczna. Za rok podam tylko maila (zawsze bez problemu mozna oznaczyc natarczywego rodzica jako spam :D), bo telefon to zly pomysl...
Odpowiedza kto ci kazal zabierac ze soba telefon na wakacje? nie przyszlo ci do glowyposiadac dwa nr telefonów - sluzbowy i prywatny.. i ten sluzbowy z pieczatki miec wlaczony tylko w godzinach pracy?
OdpowiedzKazdy dzwoni do kogos, do kogo ma interes, jesli tylko posiada numer telefonu. Inna rzecz - niektorzy potrafia zachoac sie kulturalnie, wyasnic sytuacje awaryjna i spytac, czy aby na pewno nie przeszkadzaja, inni sa zdumieni, ze ktos moze nie chciec im pomoc... ;] Moja mama jest dyrektorka szkoly, raz do niej dzwonila jakas kobitka, ktorej syn strasznie narozrabial. Godzina 20, sobota, znalazla sobie numer w ksiazce telefonicznej. I oburzona, dlaczego jej malenki synek (taa.. 13 lat i 180cm) dostal bure i niby z jakiej okazji ona ma placic za wyrzadzone przez niego szkody. Sa ludzie i parapety, po prostu.
Odpowiedz