Pewnego pięknego dnia dostaję telefon z przedszkola.
Jasiek wymiotuje, ogólnie nieszczególnie wygląda.
Zwalniam się z pracy, idę do przedszkola - faktycznie dziecko leży mi wyczerpane, blade jak papier i co chwila biega do łazienki.
Nie ma co czekać, wołam taksówkę, młodemu daję reklamówkę, coby jednak wnętrze tudzież odzież zostawić w czystości i każę nas wieźć do przychodni, gdzie Jaś był zapisany.
Dzieckiem wciąż wstrząsają torsje, aż żal patrzeć.
Przychodnia, sadzam malca na krzesełku, lecę do recepcji i mówię, że muszę pilnie do pani doktor.
- Nie ma już numerków, proszę przyjść jutro.
Osłupiała odwracam się w stronę małego, który właśnie wymiotuje i zastanawiam się jak do cholery on ma przeczekać sytuację do jutra?!
- Proszę pani, to jest nagły przypadek, dziecko mi od godziny wymiotuje i nie może przestać. Proszę go zarejestrować!
Kobieta zerknęła na (znowu) wymiotującego dzieciaka z kompletną obojętnością.
- Nie ma już numerków, proszę przyjść jutro.
Normalnie się we mnie zagotowało. Stwierdziłam jednak, że z automatyczną sekretarką kłócić się nie będę, zwłaszcza gdy są pilniejsze sprawy. Znowu taksówka, tym razem na ostry dyżur do szpitala pediatrycznego.
Jasiek wciąż nie czuje się lepiej.
Na ostrym dyżurze pielęgniarki poderwały się z miejsca gdy tylko dziecko ujrzały. Od razu się nim zajęły, a mną i sprawami papierkowo-urzędowymi zajęła się jedna.
- Dlaczego pani nie pojechała do pediatry rodzinnego?
Normalnie wtedy coś we mnie pękło.
- Ależ pojechałam! Właśnie stamtąd wracam! Odmówiono mi wizyty, bo nie było numerków!!!
Pielęgniarka spojrzała dziwnie, spytała jaka to przychodnia i już pełna satysfakcji i zadowolenia słuchałam bardzo ostrej tyrady jaką owa pani wygłosiła telefonicznie tamtej recepcji, łącznie z sankcjami karnymi za nieudzielenie pomocy medycznej.
służba_zdrowia
Trzeba było zabrać małemu torbę i niech wymiotuje na podłogę, ściany, panią z rejestracji. Gwarantuję, że szybko podejście by się zmieniło. Oczywiście żądanie posprzątania zbijać gromkim śmiechem.
OdpowiedzRaczej nie było czasu na zabawy :-).
OdpowiedzI tak szczęście że ktoś konkretny zajął się sprawą, uff jak to czytam chyba sam sobie poszukam informacji na temat sankcji karnych tak na wszelki wypadek :)
OdpowiedzCiekawe swoją drogą, czy istnieje jakiś przepis na wszechmocne baby w recepcjach. Lekarz i pielęgniarka odpowiadają za nieudzielenie pomocy, ale czy taka bab również?
OdpowiedzZjechana została właśnie baba w recepcji. Od dołu do góry i od góry do dołu. Od tego czasu nie ma problemu z brakiem numerków w nagłym przypadku.
OdpowiedzAle torba nie byłą Ci potrzebna. Trzeba było "niechcący" ją upuścić na podłogę, tylko tak żeby się zawartość wylała ;)
OdpowiedzW przypadku nagłej sytuacji(np. wymiotujące dziecko, jakieś połamania, mocno obita twarz etc) każdy obywatel RP i chyba każdy kto jest na terenie naszego pięknego kraju ma OBOWIĄZEK pomóc.
OdpowiedzDlatego owa pani z rejestracji powinna mieć wykształcenie medyczne, by mogła ocenić czy stan w jakim przychodzi lub jest przyprowadzany pacjent jest na tyle poważny żeby można go było "wcisnąć" do lekarza. Albo chociaż wezwać karetkę pogotowia...
OdpowiedzTaka "baba z rejestracji" często jest między młotem a kowadłem. Pacjent drze ryja, że musi być natychmiast przyjęty - lekarz (który jest jakby na to nie patrzeć jej zwierzchnikiem, a kto z was ma odwagę postawić się dyrektorowi?) zaznacza jej, ze ma "absolutnie nikogo już więcej dziś nie rejestrować". Ciekawam, jakie szanowna mamusia rzygusia widzi w tej sytuacji rozwiązanie? Jakby przyszło do tych wymarzonych przez was sankcji karnych to skupiłoby się na bank na biednej kobiecie, bo lekarz by się nie przyznał, że wydał dyspozycję by mu nie rejestrować ponad liczbę "numerków".
Odpowiedz@wikien - widzę całkiem dobre rozwiązanie, z którego korzystałam długo wcześniej i długo po tym wydarzeniu. Pani recepcjonista mówi mi, żebym zapytała pani doktor (po wyjściu pacjenta oczywiście), czy przyjmie mi dziecko z nagłym przypadkiem. I wyobraź sobie, wikien, że pani doktor jest tak przyjazna małym pacjentom i ich rodzicom, że NIGDY nie robiła problemu, nawet jeśli pacjent przyszedł na minutę przed końcem dyżuru.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 27 października 2011 o 8:51
No więc dlaczego wtedy nie poszłaś zapytać lekarza? Przyjmowała ta sama pani doktor czy ktoś inny? Poza tym, to że lekarz jest przemiły dla pacjenta nie znaczy, że równie serdecznie traktuje personel. Różnie bywa.
OdpowiedzNie zaczyna się zdania od "no więc". Mogłam zaryzykować lincz od innych matek, które czekały (z numerkami i marudnymi pociechami) w kolejce, albo podjechać na ostry dyżur. Czy wybór nadal jest zbyt skomplikowany, wikien?
Odpowiedzpisałam o tym już kiedyś, napiszę jeszcze raz. Istnieją w tym kraju zawody, często gęsto słabo opłacane (policjanci, strażacy, pielęgniarki itp) lub wręcz przesadnie (lekarze), gdzie praca nie trwa 8h z zegarkiem w siądźce, tylko niestety jest to swego rodzaju służba. I nie życzę nikomu, żeby dobijać się musiał ćwierć żywy i latać po całym mieście po lekarzach, żeby uzyskać pomoc, naprawdę.
OdpowiedzNo tak. Nikt tak nie zrozumie jednej młodej matki, jak druga młoda matka. No ale trzeba było się wbijać.
OdpowiedzJa tam się autorce nie dziwię, że zamiast wdawać się w dyskusje pojechała pędem tam, gdzie na pewno udzielą pomocy dziecku.
OdpowiedzW jednym zdaniu upchnąć obleśniki "coby" i "tudzież" to po prostu talent.
Odpowiedzwspółczuję twojemu dziecku, tym bardziej, że sam przez coś takiego przechodziłem w wieku 6 lat.
OdpowiedzCzytałam już kilka historii o tych "numerkach" w przychodniach. Dziwię się trochę, bo w swoim regionie nie spotkałam się z podobnymi praktykami. Lekarz przyjmuje od do w dzień i po południu. Nie ma czegoś takiego, że cytuję "zabrakło numerków". Delikwent przyjęty jest zawsze w godzinach pracy danego lekarza. Współczuje głupoty w innych przychodniach.
OdpowiedzBiedny chłopiec. Mam nadzieję, że jak się nim dobrze zajęli, to szybko mu przeszło. Co do numerków w przychodni... Cóż, u mnie jest tak że umawiasz się na godzinę, tak co 10-15 minut, a potem i tak musisz czeeekać ._. Ale da się przeżyć.
OdpowiedzJak czytam te historie to zaczynam się bać chorować...
OdpowiedzA można wiedzieć co było młodemu? :]
OdpowiedzSzczerze powiedziawszy nie pamiętam, było to ładnych kilka lat temu. Dostał środki przeciwwymiotne i nakaz leżenia w łóżku z dietą przez dwa dni.
Odpowiedzi od czytania takich historii przestałam chorować
OdpowiedzCo prawda, zgadzam się z odpowiedziami, np. wylać zawartość reklamówki itp., ale rozumiem, że wtedy na głowie były ważniejsze rzeczy ;) I tak dobrze, że recepcjonistka została zjechana z góry na dół.
OdpowiedzJa bym zabrał małemu torbe i wylał na harpie z rejstracji.
Odpowiedz