Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia ta wydarzyła się kilka lat temu. Byłem nowicjuszem w zespole pogotowia.…

Historia ta wydarzyła się kilka lat temu. Byłem nowicjuszem w zespole pogotowia. Nie do końca obeznałem się jeszcze w technice rozmowy z pacjentami, a zwłaszcza z... samobójcami.

W mojej karierze, do tej pory, spotkałem już mnóstwo osób chcących się zabić, usiłujących się zabić, a nawet takich, które już to zrobiły. W pamięci szczególnie utkwił mi pewien 19latek, o którym chcę teraz napisać. Piekielną, aczkolwiek skuteczną, osobą okazuje się tu być kolega z karetki.

Dostaliśmy wezwanie do lekko wstawionego nastolatka, który grozi, że skoczy z balkonu (11 piętro). Szczerze mówiąc, sama treść wezwania tak mnie przeraziła, że w pierwszej chwili w ogóle nie chciałem tam pojechać (wyobraziłem sobie masakrę jaką zobaczę po tym, jak on skoczy i ogarnął mnie strach - nie uwierzycie pewnie, ale dla ratowników to też niezbyt przyjemny widok). W ostateczności jednak zostałem siłą wpakowany do budy i pojechaliśmy. Na miejscu najpierw staliśmy na dole ze strażakami, którzy właśnie rozstawiali płachtę, aby młodego złapać. Później jednak kolega pociągnął mnie na górę, bo poproszono nas o pomoc, policjanci wymyślili, że młodego złapią, a my podamy mu coś na uspokojenie - taki pomysł tuż po tym jak policyjny psycholog nic nie zdziałał (serio, nie zawsze jest tak jak w filmach akcji, że policyjny psycholodzy zawsze dają radę).

U góry okazało się, że to impreza, a jej członkowie zostali wyprowadzeni na korytarz, więc zebrało się sporo gapiów (z czasem zaczęli dochodzić sąsiedzi), którzy cały czas próbowali wejść do środka przez to zwiększali tylko nerwowość atmosfery.

Zostałem oddelegowany przez kolegę do jednego z pomieszczeń, aby przygotować zastrzyk. "W porządku" myślę sobie, wolę to niż stanie z nimi przy tym balkonie, ale po przygotowaniu się postanowiłem jednak tam pójść.
To co zobaczyłem, a właściwie usłyszałem, wprawiło mnie w osłupienie.
Psycholog cały czas próbował udowodnić temu chłopakowi, że jego życie jest piękne, choć dla mnie to nie miało sensu, bo przecież go nie znał, a młody nie chciał rozmawiać stojąc cały czas na balustradzie i trzymając się tylko linki od prania... Na to kolega odepchnął psychologa i zanim ktokolwiek zdążył zareagować rzucił:

-Widzisz jak tu jest wysoko? Jak zlecisz i przeżyjesz ja ci nie dam nic przeciwbólowego. - Po czym oparł się o drzwi balkonowe, skrzyżował ręce i czekał.
Wszyscy zamarli. A młody odwrócił się, spojrzał z przerażeniem na mojego kolegę i... Zszedł z balustrady oddając się w nasze ręce.
Odwieźliśmy go do szpitala, tam przyjęli go na oddział psychiatryczny. Nigdy więcej go nie spotkałem.

Z jednej strony byłem na kolegę wściekły, ale z drugiej podziwiałem jego odwagę. Kto wie co by się stało, gdyby przechwycenie nastolatka nie wyszło i wyleciałby?

Pogotowie

by zaszczurzony
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Bobiqq
31 43

O Jezu, jak zaszczurzony mógł popełnić taki błąd?! Jak?!

Odpowiedz
avatar konto usunięte
9 13

Czasami metoda wstrząsowa najlepsza, aczkolwiek nie zawsze działa... Sama stosowalam pare razy- z różnymi sukcesami, ale jeśli działa, człowiek ma potem taka dziwna satysfakcję...

Odpowiedz
avatar blabla
13 13

Brutalnie ale skutecznie. No cóż, jedni uspokajają się jak ich pogłaskać a innych trzeba dla otrzeźwienia walnąć w twarz.

Odpowiedz
avatar Nihil
12 14

To zalezy od psychiki, trzeba byc dobrym w te klocki by wiedziec komu zasadzic psychicznego kopa w rowa, a kogo udobruchac. Ale fakt jest jeden: kazdy, ale to kazdy boi sie i powstrzymuje od samobojstwa kiedy przychodzi co do czego, nieliczni maja jaja to zrobic, albo ogromna desperacje.

Odpowiedz
avatar zaszczurzony
16 16

Kolega pracował już bardzo długo, podejrzewam, że wiedział co robi, ja byłem nowy, brutalnie użytkowo to nazwę, ale nie potrafiłem się obsłużyć takim człowiekiem jeszcze. Teraz i ja bym wiedział jak się zachować, dziwie się, że czasami psycholodzy tak nieudolnie obsługują się takimi ludźmi i czasem dochodzi do tragedii. Nawet lepiej by było gdyby psycholodzy byli tak skuteczni jak w filmach.

Odpowiedz
avatar KoparkaApokalipsy
15 19

Jak ktoś naprawę chce sie zabić, w życiu nie pozwoli by ktoś go powstrzymał - nie oszukujmy się, są sposoby by zrobić to szybko i w tajemnicy. Ludzie wyłażący publicznie na gzymsy czy podcinający sobie żyły na 10 min przed planowanym powrotem kogoś z rodziny do domu tak naprawdę chcą, by ich powstrzymać. Fajnie się słucha, jak 20 osób na raz powtarza, że jestes cudownym człowiekiem i wszyscy cię kochają. Szkoda, że czasami jeżdżą do takich partole policji i karetki, które mogłyby się w tym czasie przydać gdzie indziej.

Odpowiedz
avatar zaszczurzony
17 17

Policja, pogotowie i straż pożarna. Jak miałem zmiany na SOR'ze to zdarzało się, że w środku nocy przylatywała mamuśka z 15letnim dzieckiem i stawiała cały SOR na nogi bo jej dziecko podcięło sobie żyły. Oczywiście okazywało się na końcu, że nawet szwów nie trzeba było zakładać bo to powierzchniowe rany, ledwo krwawiące, ale ładnie zwróciło uwagę rodzica na dziecko.

Odpowiedz
avatar Leela
10 14

Ci ludzie po prostu rozpaczliwie potrzebują pomocy. Nie chodzi o to, że chcą posłuchać jacy są fajni i jakie ich życie jest piękne (jasne... tak piękne, że aż z okien skaczą). Stojąc na gzymsie i grożąc, że się zabiją mają pewność, że ktoś zareaguje. Oczywiście, że boją się śmierci. Ale czasem nie myśli się o konsekwencjach, człowiek chce wszystko rzucić, mieć spokój, odejść od problemów teraz, zaraz. Jednocześnie wcale nie chce umierac tak "na zawsze". To może skomplikowane i chaotyczne, ale z pewnych względów mogę się wczuć w sytuację takiego człowieka...

Odpowiedz
avatar KoparkaApokalipsy
-4 20

Niemniej jednak to dziecinne i nieodpowiedzialne, by stawiać na nogi służby publiczne, bo nie umie się znaleźć adresu przychodni psychiatrycznej w książce telefonicznej. Ale oczywiście łatwiej jest zrzucać swoje problemy na głowę innym niż wziąć się za bary z życiem albo odejść z godnością i po cichu.

Odpowiedz
avatar shgetsu
7 11

Taki cwaniak jesteś, to jeśli będziesz np. narkomanem to idź do MONARU, pójdziesz? raczej nie, bo nie będziesz chciał/będziesz się bał lub coś w tym stylu.

Odpowiedz
avatar Altec
9 9

No właśnie o to w tym chodzi, osoby te potrzebują zainteresowania. Chcą zobaczyć, że ludziom zależy na niej, że chcą jej pomóc. Nie każdy jest tak silny by wstać i po prostu pójść do przychodzi i opowiadać o swoich problemach.

Odpowiedz
avatar RaisedOnRock
16 18

Ja w swoim życiu spotkałam się w swoim otoczeniu z 5 samobójcami,wszystkie osoby były pod wpływem alkoholu. Trójce niestety udało się tego dokonać, o reszcie z pewnością mogę powiedzieć, że tylko chcieli zwrócić na siebie uwagę, tamci, zrobili co chcieli po cichu, niepostrzeżenie. Z czego jedno samobójstwo (skok pijanego sąsiada z dachu bloku po tym jak zostawiła go dziewczyna, wszystko odbyło się po cichutku, wyszedł na dach i skoczył, a ja wtedy akurat wchodziłam na balkon, żeby powiesić pranie, była gdzieś 2 w nocy, nic nie było słychać, tylko głuchy odgłos) i jedną próbę (osoba z 'rodziny' znaleziona przeze mnie z podciętymi żyłami, gdy miałam ok. 11 lat) widziałam na własne oczy. Jest to widok, który pewnie zapamiętam do końca życia. Najsmutniejsze jest to, że najczęstsze powody, dla których ludzie decydują się na samobójstwo dałoby się rozwiązać oraz, że jest tyle ludzi chcących żyć, a którym nie jest to dane np. dzieci na oddziałach onkologicznych z niesamowitą wolą życia. W życiu widziałam naprawdę mnóstwo smutnych i przerażających sytuacji. Wiadomo, że każdy ma inną odporność psychiczną, ale samobójstwo to nie jest wyjście. Inna historia: Szef mojego wujka swego czasu narobił sobie długów. Zlicytowali mu dom. Firmę przepisał fikcyjnie na kolegę, który też popadł przez to w długi, ostatecznie firmę też mu zabrali. Ale wierzyciele nadal przychodzili. W końcu postanowił upozorować próbę samobójczą, oczywiście na 10 min przed tym jak ktoś miał się pojawić. Zamknęli go w psychiatryku, miał 'spokój'. Niestety kilka tygodni po wyjściu znaleźli jego zwłoki, nieźle ponoć zmasakrowane. Zadłużył się też u niewłaściwych osób.

Odpowiedz
avatar zaszczurzony
16 16

Tak naprawdę samobójców można podzielić na martwych - czyli takich, którzy zabiją się bez względu na otrzymaną pomoc i choć jeszcze żyją to polega to tylko na obmyślaniu śmierci i doprowadzaniu spraw końcowi (czyli tak zwane: załatwianie wszystkich pozostałych spraw), tacy ludzie robią to po ciuchutku, nikogo nie alarmują, wybierają dogodny sobie czas kiedy wiedzą, że nikt im nie będzie się kręcił oraz na krzykaczy - czyli takich, którzy ze swojej śmierci robią lokalny news, więcej gadają niż robią, a na końcu będą innym mówili: tak, ja wiem co to znaczy bo sam próbowałem/łam się zabić. Z takimi dwoma typami spotkałem się w pracy (oraz poza nią). Prawda jest taka, że jak ktoś CHCE się zabić to i tak to zrobi, bo co innego jest myśleć o śmierci, a co innego zdeklarować się przed samym sobą, że nie chce się już żyć.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
9 9

I jeśli ktoś chce, to nie będzie o tym trąbił, tylko to zrobi, często to tylko próba zwrócenia na siebie uwagi. Na swoje problemy.

Odpowiedz
avatar alisasi
8 8

Trzeba się zastanowić po co ktoś zwraca na siebie taką uwagę i może mu pomoc a nie krytykować. Bo w takiej sytuacji nie dziwie się, ze ludzie podejmują kolejne próby samobójcze, kiedy po pierwszej słyszą że są głupi beznadziejni i bezwartościowi. Poza tym, co to za negocjator który zupełnie nie ma pojęcia jak sobie poradzić w takiej sytuacji? Ja na miejscu chłopaka dawno bym skoczyła byle tylko go nie słuchać...

Odpowiedz
avatar nikitaa89
7 7

W tym poście napisałeś, że czytelnicy pewnie nie uwierzą, że dla Ciebie jako ratownika widok np. ofiary skosu samobójczego nie jest niczym przyjemnym. Ja w to akurat nie wątpię. Przecież jesteś człowiekiem. Według mnie niezależnie od stażu pracy w pogotowiu, policji czy straży pożarnej nie można być całkowicie obojętnym na takie widoki. Potwierdzenie tego znalazłam niedawno w słowach ratownika który przyjechał do nas na uczelnie prowadzić kurs pierwszej pomocy Powiedział coś takiego że po przybycie na miejsce zdarzenia pierwsze co się robi to ,,ogarniecie się ". Jak pewnie sam wiesz najlepiej widoki potrafią być delikatnie mówiąc mało przyjemne. I chyba tylko robot byłby w stanie podejść do takiej sytuacji bez jakichkolwiek emocji.

Odpowiedz
avatar zaszczurzony
8 8

Zdarza się, że nowicjusze (a czasami nawet i starzy ratownicy) w pogotowiu na niektóre widoki odchodzą na bok, wymiotują i zaraz wracają do pracy, zabawnie brzmi, ale nie jest fajnie ;)

Odpowiedz
avatar tytus84
-4 6

Zaszczurzony robisz czasem fotki przy takich wypadkach?

Odpowiedz
avatar zaszczurzony
7 7

To zależy, ale jak pacjenci stabilni, to czasami robimy fotki, np. rozwalonych aut ;) Miałem nawet gdzieś zdjęcie ciężarówki z historii o pijaku ;) Na którejś karcie pamięci mam, ale nie wiem na której. Ale nie robimy zdjęć pacjentom lub gdy jest poszkodowanemu potrzebna nasza pomoc. A najczęściej nie bierzemy w ogóle komórek ze sobą bo zdarza się, że np. dzwoni ktoś (jakaś reklama, albo z orange) z jakąś ekstra ofertą jak my na miejscu wypadku albo w karetce :D

Odpowiedz
avatar Nafek
2 2

Kolega dobrze mu powiedzial, czlowiek nie ma 100% pewnosci ze zginie na miejscu.

Odpowiedz
avatar muppet90
0 0

Właśnie dlatego u mnie skończyło się tylko na jednej próbie. Bałam się co się stanie jak mi się nie uda.

Odpowiedz
avatar nimikina
4 4

Nie chce mi się czytać tych wszystkich komentarzy, ale powiem wam coś jako osoba po trzech próbach. (Wszystkich przed zdiagnozowaniem u mnie raka, bo co dziwne jakoś w szpitalu odzyskuję chęć życia ==")To jest dramatyczna i ostateczna prośba o pomoc. Kiedy nie wiesz już CO i JAK zrobić, żeby KTOKOLWIEK zwrócił na Ciebie, PRAWDZIWEGO ciebie uwagę i wysłuchał... My nie mamy NIC do stracenia. W naszym mniemaniu: albo przeżyję i ktoś zwróci na mnie uwagę albo zginę i będę mieć spokój. Obie perspektywy są kuszące. Tak naprawdę nie trzeba mieć jaj do próby, trzeba mieć jaja do prawdziwego samobójstwa. Prawdziwego, czyli nie czekamy aż przyjedzie jakiś psycholog i robimy szybko i sprawnie kiedy nikt nie może nas uratować. Proste. Mimo wszystko podziwiam ludzi, który prawdziwych desperatów potrafią od takiego kroku odciągnąć. Lub sprawić, żeby po obudzeniu w szpitalu nagle odnaleźć w sobie sens życia. (Jak mój przyjaciel i mój lekarz. Niesamowicie ludzie, dzięki którym po ostatniej próbie nauczyłam się żyć na nowo.)

Odpowiedz
avatar TheAsd
4 4

Zgadzam się w 100% - dramatyczna prośba o pomoc... Z jednej strony jak się nigdy nikogo nie obchodziło, nie chce się być nagle traktowanym jak jajko, ale z drugiej strony to krzyk w rodzaju "zauważcie ku**a w końcu, że ja szczęśliwy jestem tylko na zewnątrz!". Mój ojciec, jak dowiedział się niedawno o jakimś mężczyźnie, który się powiesił (swoją drogą - to jest najprostsza, ale i najskuteczniejsza metoda, niewiele do tego potrzeba - wystarczy sznur i na przykład mocne drzewo), to stwierdził, że ludzie nawet nie próbują rozwiązywać problemów, że jak im się coś nie podoba to się od razu zabijają. A to tak akurat nie jest. Sporo takich osób trzyma wszystko w sobie, stąd wydaje się, że są szczęśliwi, a tymczasem może nas zaskoczyć wieść o samobójstwie... I jeszcze uściślając słowa co do tej prośby o pomoc. Sam kiedyś brałem takie rozwiązanie pod uwagę. Ale w duchu modliłem się, żeby ktoś mnie znalazł i uratował... Chociaż tego się też bałem, bo nie wiem jak ludzie by mnie po tym traktowali. Ale myślę, że to nie tylko wołanie o pomoc. Mój kolega kiedyś się ciął po to, by ból fizyczny wyrównać z bólem psychicznym. I może samobójcy chcą czegoś podobnego? Dokonując samoanalizy stwierdzam, że jest taka możliwość.

Odpowiedz
avatar nimikina
0 2

Nie wiem czego chcą samobójcy, bo każdy człowiek jest inny. Ja pragnęłam spokoju. Ciągle go pragnę. Tego, żeby w końcu nikomu nie przeszkadzać, nie słyszeć krzyków, nie widzieć zawiedzionych spojrzeń, nikt nie wymagał ode mnie więcej niż potrafię. Przed moimi próbami, moja mama mówiła, że samobójcy to idioci. Zgadzam się z nią, ale nic nie poradzę, że jestem debilką. W każdym razie i tak bolało, kiedy to słyszałam, bo już ogarniały mnie myśli: "jakby to było spaść z tego okna"/"ciekawe jak długo odpływa umysł przy odpływie krwi" i tego typu rzeczy. Też się cięłam, ciągle to robię, ale uważam każdy taki incydent za porażkę. Nie chcę tego robić, ale mój umysł jakby uzależnił się od tego uczucia i czasem niemal swędzą, bolą żyły i skóra i tylko skalpel lub żyletka potrafią temu ulżyć. Mimo wszystko czasem zdarza mi się leżeć na łóżku, wgryzioną w poduszkę, mimo woli płaczącą i walczącą z tym czymś. Bo kiedy się tnę, albo popełniam próby... Nie myślę jasno, jakbym nie była sobą. Wiem, powiecie że jestem chora. JESTEM. Jak każdy kto próbuje odebrać sobie życie. Szkoda tylko, że do niektórych to nie dociera i nie chcą się leczyć, a w przypadku innym, uniemożliwiają im to inni (mnie moja mama. Byłam u czterech psychologów. Rekord? Trzy wizyty. Do matki nie dociera, że sobie sama nie radzę i zniosę wszystko, byle to dziwne uczucie z umysłu i ciała zniknęło). Ja trzymam wszystko w sobie, ale czasem pozwalam sobie wyrzucić problemy na wierzch - w Internecie, by ustrzec innych lub po prostu wyżalić się chłopakowi, który ma chyba nerwy ze stali, że ciągle znosi moje marudzenie i nadal potrafi wrzeszczeć za każdą nową bliznę (ale nie wrzeszczeć jak większość ludzi. On to jakoś tak pozytywnie robi, że człowiek nie czuje się jeszcze gorzej, tylko lepiej).

Odpowiedz
avatar muppet90
0 0

nimikina, jak jest ci źle to pomyśl o swoim chłopaku, że jest ktoś kto cię kocha. Ja odkąd spotkałam miłośc swojego życia przestałam mieć myśli i/lub próby samobójcze (mimo, że raczej mogłam zawsze liczyć na mamę nie radziłam sobie kiedyś). Też się nadal samookaleczam choć tego nie lubię (zwykle dłonie, choć czasem też szyję i twarz) więc cię rozumiem. Więc masz tu inną "debilkę" jakby co, nie jesteś sama :).

Odpowiedz
avatar nimikina
1 1

Z chłopakiem rozstaliśmy się w walentynki : D Obecnie swoją psychikę naprawiam... Wyciągając z depresji i odciągając od myśli samobójczych inną osobę. I kiedy tak na niego patrzę, a jest tak strasznie do mnie przez kilkoma laty podobny, jeszcze bardziej widzę jaka to głupota. Ale z drugiej strony - gdyby nie te trzy próby nie byłabym sobą.

Odpowiedz
avatar TheAsd
1 1

Sam przez pewien czas brałem takie rozwiązanie pod uwagę, a ponadto znam dość dobrze osobę, która prawie tego dokonała. I czytając tego typu posty, nasuwa mi się jedno: nie róbcie z takich ludzi ufoludków. Ta właśnie osoba była u psychiatry. Było to jeszcze, jak go nie znałem, stąd nie znam szczegółów, ale jedyne, co udało mi się wywnioskować to to, że psychiatra był niekompetentny, uważał go za wariata, a ta wizyta zamiast mu pomóc - tylko pogorszyła. Taka osoba nie potrzebuje psychiatry - potrzebuje przyjaciela. Takiego, na którego będzie mogła liczyć bez względu na dzień i porę. No i też takiego, który W KAŻDEJ SYTUACJI przynajmniej spróbuje zrozumieć.

Odpowiedz
avatar dreselu
-3 3

Dlatego "przyjaciela" trzeba najczęściej kupić, a to często tylko dodatkowy problem. Bo nie wierzę, że PRZECIĘTNY psychiatra czy psycholog dostępny przez NFZ pomoże. Dla takiego to tylko pacjenci, z jednym się uda coś wypracować - z innym nic. Hurtowe ilości ludzi z problemami nie pozwolą na przyjacielskie relacje. Zakładając, że lekarz w ogóle lubi to co robi ;)

Odpowiedz
avatar nimikina
1 1

Tak, potrzebuje psychiatry. Nawet nie wiesz jak bardzo. Ale takiego cholernie, cholernie dobrego, który SŁUCHA, a nie traktuje każdego tak samo. Przyjaciół też potrzebuje, ale rzadko się zdarza by zastąpili oni terapię całkowicie. Twój przyjaciel może nie być wyleczony, po kilki latach DROBNOSTKA może sprawić, że znów targnie się na swoje życie. To nie jest tak, że tylko katastrofa pcha ku takim czynom. Wszystko to potrafi. A samobójca nie myśli o tym żeby z kimś porozmawiać, nie kiedy jest już bliski. I po to mu lekarz, który w porę rozpozna że coś się dzieje. (Zaznaczam: DOBRY lekarz. Taki, który poświęca pacjentowi sporo uwagi, a dzięki sesjom potrafi scharakteryzować jego całą rodzinę i przyjaciół. Są tacy.)

Odpowiedz
avatar muppet90
0 0

TheAsd wiem o czym mówisz, 9 lat temu chodziłam do psychiatry, głupia baba chciała mnie wsadzić do psychiatryka bo uważała, że mam anoreksję, choć to nie byla prawda. Zamiast słuchać tylko obrażała mnie i moją mamę, która była po mojej stronie. A po roku okazało się, że moja utrata wagi i apetytu jest spowodowana lekami, które mi zapisal neurolog. Od tego czasu czytam ulotki dołączone do opakowania.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 4

wyleciałby to by wyleciał, ale lepsze to co powiedział twój kolega niż pier*olenie o tym że życie jest piękne, kiedy nie jest, a na pewno życie tego chłopaka piękne nie jest. ci psychologowie to żenada. może ich życie jest kuwa piękne

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 sierpnia 2011 o 22:36

avatar KeczupLudojad
1 1

"Kto wie co by się stało, gdyby przechwycenie nastolatka nie wyszło i wyleciałby?" - Wydaje mi się, że wylądowałby na płachcie rozłożonej przez strażaków... :-)

Odpowiedz
avatar Edge
4 4

tak w ramach wyjaśnienia bo temat poniekąd "mój"... wysłanie psychologa (nawet policyjnego) to ogromny błąd, a z tego co napisałeś wynika, że wysłali właśnie psychologa. Do samobójców jeżdżą policyjni negocjatorzy, którzy NIE MOGĄ być psychologami. Są to normalni policjanci, którzy przeszli odpowiednie szkolenia. Dlaczego psycholog to zły wybór? Dlatego, że psycholog ze względu na swoje wykształcenie będzie próbował rozwiązać problem samobójcy, a negocjator ma za zadanie zwyczajnie ściągnąć go z mostu czy okna. Zasada jest prosta - najpierw trzeba zażegnać niebezpieczeństwo, a potem pomóc.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

Niestety temat samobójstwa nie jest mi obcy. Przyjaźniłam się kiedyś z pewnym chłopakiem. Zawsze miły, uśmiechnięty, dusza towarzystwa. Mniej więcej 5 lat temu zadzwoniła do mnie jego siostra, bladym świtem, cała zapłakana, że Kamil się powiesił. Mieszkał sam, jak nie odzywał się do siostry 2 dni ta pojechała do niego sprawdzić czy wszystko w porządku. Według oględzin czas zgonu mniej więcej 56 godzin wcześniej. Przy sprzątaniu mieszkania znalazł się jego dziennik. Okazało się, że od dłuższego czasu cierpiał na depresję i miał myśli samobójcze. Niczego po nim nie było widać. Nigdy się nie skarżył, nie płakał, nigdy nie widziałam, żeby był smutny, a wtedy widywaliśmy się 1-2 razy w tygodniu. Nie było żadnych pożegnań, żadnych sygnałów, że ma zamiar coś takiego zrobić. I to jest postawa osoby, która naprawdę chce skończyć ze swoim życiem. Chociaż wiele bym dała za jakiś sygnał, że potrzebuje pomocy, żeby do tego nie doszło.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 16 sierpnia 2011 o 18:55

avatar dreselu
0 2

Wiele ciekawych komentarzy się pojawiło. Od siebie więc dodam... To nie jest tak, że coś się nagle wydarzyło złego w życiu i jeb - człowiek wciska swój wyłącznik. Samobójca to często osoba chora na depresję, w jej głowie siedzi milion kłopotów. Jedno dodatkowe zmartwienie/tragedia niekoniecznie przechyli czarę goryczy, pomóc jednak zdecydowanie nie pomoże. A gadanie "każdy problem da się rozwiązać" jest śmieszne, nawet w odniesieniu do ludzkiej psychiki. Już pomijając oczywistość: nie da się pomóc komuś, kto tego nie chce. Samobójcy są traktowani jak ludzie drugiej kategorii, jak wariaci. 20 lat temu sam podobnie podchodziłem do tematu. Dziś, mimo szczęśliwego życia (cokolwiek tym szczęściem jest; mam co jeść, gdzie mieszkać, w co się ubrać, chodzę, mówię, funkcjonuję, rozmyślam, hobby też są) i jakichś tam osiągnięć twierdzę co następuje: życie ludzkie większego sensu nie ma. Jeśli w ogóle jakiś ma. /P.S. Nie, nie podejmowałem prób zabicia się.

Odpowiedz
avatar nimikina
0 0

Mądrze mówisz, czarę może przelać drobnostka, ale czara może też zwyczajnie pęknąć, całkiem niespodziewanie przy dobrej passie. Nawet jeśli pozornie z problemami sobie radzimy, czasem powracają one, ot tak - po prostu. Ciągle potrafię przypomnieć sobie upokorzenia z okresu komunijnego (ok 8 lat, mam 16), mimo że to było dawno i mam gorsze zmartwienia teraz. Po prostu kiedy leży się przytłoczonym problemami - wraca wszystko. Każdy, najmniejszy błąd. Traci się nawet ten zwykły sens życia, jak pójście po bułki. Bo nikt i nic nie ma sensu.

Odpowiedz
avatar Szczwaniak
2 2

genialna historia :D "Widzisz jak tu jest wysoko? Jak zlecisz i przeżyjesz ja ci nie dam nic przeciwbólowego." Genialne :D

Odpowiedz
avatar ggggg14
-2 2

W czubkach mu wybija z głowy ponoć na miesiąc sadzają do pokoju bez klamek ,bez gazety nawet i można ocipieć >Kolega kiblował za takie coś.Pasy i kaftanik gratis ,o pampersach i sraniu w nie nie wspomnę. Życie jest piękne jak można sobie usiąść w spokoju na muszli ,uuuu!lgaa !

Odpowiedz
Udostępnij