Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Od kilku lat dorabiam sobie udzielając korepetycji z angielskiego. Zaczęło się od…

Od kilku lat dorabiam sobie udzielając korepetycji z angielskiego.
Zaczęło się od okazyjnej 'przedsprawdzianowej' pomocy znajomym, którzy z kolei zaczęli polecać mnie swoim znajomym itd.
Ostatecznie dorobiłam się w ten sposób niewielkiego stadka uczniów.
Chwilowo mieszkam w małej miejscowości - wiadomo - każdy wie wszystko o pozostałych mieszkańcach, zaś plotki rozchodzą się tu z prędkością światła.
Nie cierpię wszędobylskich plotkar i małomiasteczkowej mentalności, ale w tej sytuacji nawet mi to odpowiada, bo mam opinię dobrej korepetytorki i dzięki temu trafiają do mnie nowi uczniowie.
Teraz właściwa historia:

We wrześniu na korepetycje umówiła się Piekielna.
Właśnie zaczęła liceum, miała olbrzymie zaległości i zapewniała, że bardzo jej zależy na opanowaniu chociażby podstaw tego języka.
Cóż, w jej przypadku na zapewnianiu się skończyło.
Dziewczę najwyraźniej uważało, że słowo ,,korepetytorka" to inna nazwa frajera, odrabiającego za innych ich prace domowe i piszącego im wypracowania.
Kiedy wyjaśniłam jej, że owszem, będę pomagała jej w rozwiązywaniu zadań, ale nie zamierzam dyktować jej odpowiedzi, moja niedoszła uczennica przestała przychodzić na lekcje. W tym momencie muszę wspomnieć, że spotkałyśmy się zaledwie dwa razy. Jej nieobecność nawet mnie ucieszyła, bo nie cierpię pracować z tego typu ludźmi, a na brak chętnych na korki nie narzekałam.

Minęło parę miesięcy, ja zdążyłam zupełnie zapomnieć o Piekielnej, kiedy pewnego majowego dnia wpadła do mnie znajoma [Z], [J] - Ja:
[Z]: To które z Twoich uczniów jest zagrożone?
[J]: (W tym momencie opadła mi szczęka) Zagrożone?
Pracowałam wtedy z kilkorgiem naprawdę zdolnych dzieciaków i nie sądziłam, że któreś może mieć z angielskiego mniej niż czwórkę.
[Z]: Chodzą słuchy, że któraś z dziewczyn bardzo słabo sobie radzi, jej matka jest podobno wściekła.
Przez cały tydzień zażarcie przesłuchiwałam swoich uczniów, jednak ,,winnego" nie znalazłam. Zastanawiałam się również, jakim cudem owa wściekła rodzicielka jeszcze się ze mną nie skontaktowała. Zagadka rozwiązała się kilka dni później, kiedy około 23.00 zadzwonił domofon. Następnego dnia musiałam wcześnie wstać, więc o jedenastej wieczorem spałam jak niemowlę i na dźwięk domofonu zwlekłam się z łóżka z żądzą mordu w oczach. I wtedy rozegrał się następujący dialog:

[P]- Piekielna: O, dzień dobry, pamięta mnie pani? Ja przychodziłam tu we wrześniu...
[J]: Pamiętam. Coś się stało?
[P]: No bo moja mama myśli, że ja cały czas chodzę na te korepetycje.
Po raz kolejny szczęka opadła mi z hukiem. Przez cały rok Piekielna musiała wyłudzić od swojej matki sporą sumę. Ale jeszcze bardziej zaskoczyło mnie, że właśnie teraz postanowiła mnie o tym wspaniałomyślnie poinformować.
[J]: Co w związku z tym?
[P]: Bo jakby mama zadzwoniła, to powie jej pani, że ja dalej chodzę, ok?
[J]: Jesteś zagrożona z angielskiego, prawda?
[P]: Ale ja się uczę...
[J]: Nie jestem Twoją nauczycielką, więc to, czy i jak skutecznie się uczysz, pozostaje wyłącznie Twoją sprawą. Po mieście chodzą plotki, że jedna z moich uczennic jest zagrożona, że nie byłam w stanie niczego jej nauczyć. Tracę uczniów, chociaż nie jest to prawda. Nie rozumiem, dlaczego ja mam być pokrzywdzona przez to, że zachciało Ci się oszukiwać?
Piekielna zwiała. Następnego ranka zadzwoniła jej matka, której wyjaśniłam całą sytuację. Co usłyszałam w słuchawce? - No to było mi powiedzieć, że córka nie przychodzi.

Pomijam fakt, że wcześniej nie miałam nawet jej numeru, zaś ona sama nie raczyła się ze mną skontaktować przez cały rok szkolny. Oczywiście na 'przepraszam' nie miałam co liczyć.

Moja korepetytornia :)

by azul
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar ahihoel
25 27

"A ja wychowuję i jestem odpowiedzialna za pani dziecko od kiedy? Bo chyba przegapiłem moment kiedy zostałam jej matką."

Odpowiedz
avatar konto usunięte
15 15

ciekawe na co poszła ta cała kasa...mam nadzieję, że więcej nie spotkasz takich piekielnych, ale na Twoim miejscu zaczęłabym brać numer do rodziców swoich uczniów, zawsze bezpieczniej...

Odpowiedz
avatar azul
12 12

Po tym incydencie zaczęłam tak robić :) Zazwyczaj to rodzice zgłaszają się do mnie, umawiając swoje dzieci na korepetycje, stąd zazwyczaj mam ich numery. W tym wypadku dziewczyna przyszła sama, stąd całe zamieszanie.

Odpowiedz
avatar Anatolay
11 11

Tu mnie jedna rzecz najbardziej dziwi - jak ona (ta Piekielna) chciała się z tego "wykręcić"?

Odpowiedz
avatar Victorique
2 2

Historia na +. Przy okazji pytanie do autorki. Nie uczysz przypadkiem w pewnym liceum? Jeśli pytanie zbyt prywatne, to przepraszam...

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 czerwca 2011 o 20:07

avatar azul
2 2

Właściwie to nie jestem nawet nauczycielką, na co dzień zajmuję się czymś zupełnie innym i na pewno nie uczę w żadnym liceum :)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 czerwca 2011 o 21:50

avatar Victorique
0 0

Eh, a więc przepraszam. Po stylu wypowiedzi i tych korepetycjach, skojarzyłam Cię z moją nauczycielką, więc musiałam zapytać.

Odpowiedz
avatar azul
0 0

Zapytać nigdy nie szkodzi :) Szczerze mówiąc, mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała zostać prawdziwą nauczycielką. Połowa mojej rodziny uczy w szkołach i wiem, jak niefajna potrafi być taka praca. A udzielanie korepetycji w zupełności zaspokaja moje pedagogiczne ambicje :)

Odpowiedz
avatar Victorique
0 0

Oj, to też zależy z jaką młodzieżą pracujesz, bo zawsze zdarzą się potwory, a i zdolni mili uczniowie są, osobiście mam dobry kontakt z nauczycielami, ogólnie moja klasa w stosunku do nauczycieli jest sądzę, że naprawdę dobrze nastawiona.

Odpowiedz
avatar mantjecki
5 5

Mój ojciec uczył (i uczy) angielskiego prywatnie, i zdarzyła mu się bardzo podobna sytuacja. Z tym, że matka sama przyszła do niego z zapytanie o postępy syna (córki? nie pamiętam) w nauce. Okazało się, że ojciec nigdy takiego kogoś nie uczył.

Odpowiedz
avatar azul
1 1

Victorique, jasne, są różni uczniowie i różni nauczyciele - w obu przypadkach spotykasz i anielskich, i piekielnych. Ale praca nauczyciela w szkole (mam na myśli nauczyciela, który faktycznie jest po to, aby nauczyć, bo zdarzają się osobniki, które trafiły tam chyba przez pomyłkę) jest dużo trudniejsza niż udzielanie korepetycji. Klasa w zwykłej publicznej szkole ma ok. 30 osób, czas pojedynczej lekcji- 45 minut minus czas, który trzeba przeznaczyć na papierkową robotę (dziennik itp.) i wychodzi na to, że czas, jaki nauczyciel może przeznaczyć jednemu uczniowi to ok. 1 min. W tak dużych grupach ciężko potem wyłapać tych, którzy nie rozumieją, poza tym i tak nie ma czasu z nimi nad czymś dłużej popracować, bo nauczyciel jest rozliczany z ilości materiału, który przerabia. Równocześnie, jest też rozliczany z wyników egzaminów. Taka praca to dla mnie tragedia po prostu :) Na korepetycjach poświęcasz człowiekowi godzinę, tłumaczysz mu zagadnienia aż zrozumie, można je przećwiczyć itd. Dlatego zdecydowanie nie chciałabym pracować w szkole :)

Odpowiedz
avatar Victorique
4 4

I tu masz rację. Miałam kiedyś nauczanie indywidualne i nauka w szkole nie dorasta takiemu nauczaniu do pięt, ponieważ nauczyciel tłumacze coś na lekcji, jeden zrozumie, inny nie, a materiał trzeba dalej przerabiać, do tego zawsze się znajdzie ktoś, kto na lekcji przeszkadza i faktycznie taka praca łatwa nie jest. Życzę szczęścia w udzielaniu korepetycji i mądrych, rozgarniętych uczniów. ^^

Odpowiedz
avatar azul
1 1

Dziękuję za życzenia i również życzę powodzenia w szkole :)

Odpowiedz
avatar Ohtaralasso
2 2

Też jestem korepetytorem, uczę matematyki i fizyki (od gimnazjum, po studia). W przypadku uczniów poniżej wieku studenckiego stosuję zasadę ograniczonego zaufania i zawsze kontaktuję się z rodzicami w razie jakiejkolwiek nieobecności albo odwołanej lekcji. Kilka razy zdarzyło się, że uczeń opowiadał mi o jakimś pilnym wyjeździe do rodziny, a po telefonie do matki okazywało się, że żadnego wyjazdu nie ma, a młody kręci.

Odpowiedz
avatar znmd
5 5

Plotka (i to prawdziwa) o małolacie oszukującej matkę, że chodzi na korepetycje i wyłudzającej od niej pieniądze powinna być bardziej sensacyjna od tej o kiepskiej korepetytorce i ma szansę ją wyprzeć, tak więc biznes uratowany. : P

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 4

Brat koleżanki okłamywał mamę, że chodzi na korki z 3 przedmiotów na maturę..wszystko przepuszczał na alkohol i bodajże kasyno :/ do mnie też raz przyszła siostra koleżanki, policzyłam tanio, ale następnym razem napisała mi, że ona nie przyjdzie, ale żebym nie mówiła siostrze. Odparłam, że do przychodzenia jej nie zmuszam, ale na pewno nie będę kłamała.

Odpowiedz
avatar pirlipatka
2 2

Szprytniutka piekielna. Też miałam kiedyś taką sytuację, ale mój uczeń zaczął kręcić w stosunkowo młodym wieku, bo jako dziesięciolatek. Jego mama bardzo mnie przeprosiła i spytała, czy mimo wszystko zgodzę się wyciągnąć go z zagrożenia. Zgodziłam się i w ciągu dwóch tygodni chłopaka tak pogoniłam, że od tej pory kłania mi się po trzy razy, kiedy spotykam go na ulicy ;)

Odpowiedz
Udostępnij