No to i ja wrzucę małe co nieco o telekomunach. Na pierwszy ogień sprawa sprzed lat paru i nasza ukochana (inaczej) Telekompromitacja Polska SA.
Choć na rynku działało już kilku innych ja byłem skazany na współpracę z „narodowym” operatorem. Bo chciałem mieć drut w ścianie z gniazdkiem, tylko i wyłącznie z powodu dostępu do internetu. Poza dostępem praktycznie telefon leżał odłogiem, czasami ktoś zadzwonił, czasami żonie się zachciało, częściej w użyciu była komórka. Aż razu pewnego...
Nie ma sygnału. Żona chciała gdzieś i się nie udało. Głucho w słuchawce. Tak minęły popołudnie, wieczór, nocka... Więc czym prędzej z rana, z pracy, dzwonię sobie zgłaszając awarię. A tu pierdut! Nie awaria, oj nie! To odcięli za niepłacenie dłużnika paskudnego! Impulsowym skrytożercom mówimy nasze stanowcze nie!
Cóż, każdemu się zdarzy coś zapomnieć, więc pewnie tak jest, że pominąłem jakieś opłaty. Połączyłem się z bankiem, „druknąłem” listy przelewów z kilku ostatnich miesięcy, by zestawić je z rachunkami od TPSA i szukać błędu. To były jeszcze te „stare” rachunki, drukowane chyba na wierszówkach, z grubą czcionką nieproporcjonalną, z odrywanym na dole kwitkiem wpłaty. No i nie znalazłem. Według moich danych wszystkie rachunki zapłacone. Więc co jest?
Na szczęście to było tuż przed wprowadzeniem „Błękitnej Linii”, więc zamiast spędzać długie godziny na kontaktach z losowo generowanymi konsultantami można było udać się „placówki” i z wysuniętym na czoło bojownikiem zetrzeć na udeptanej posadzce. Dzięki temu, już po godzinie czekania w kolejce i paru minutach „sprawdzania” czegoś w terminalu, z wdzięcznym akompaniamentem fuknięć, mamrotania oraz kosych spojrzeń, dowiedziałem się, że owszem, mam odciętą linię, bo nie płaciłem. Numer konta zmienił. Na pytanie o informację o tym drobiazgu dowiedziałem się, że przecież mam innym numer wydrukowany na tym kwitku odrywanym od faktury. Żadnym tam informacji „uwaga zmiana numeru”, czy innych ostrzeżeń. Dowiedziałem się wtedy, że gdybym płaciła jak „człowiek” na poczcie lub banku, to nie byłoby problemu. A skoro wymyślam jakieś „internety” to sam jestem sobie winien - smaczku dodaje akurat trwająca mocna kampania wciskania ludziom Neostrady, której uroczy plakat wisiał nieopodal okienka. Dość, że na moim nowym koncie wpływu nie ma, dług jest i mam spadać, płacić i przepraszać.
Już brałem tyły, już chciałem iść pokonany, gdy... No zaraz, jak to nie mają moich pieniędzy? Przecież gdzieś te przelewy wessało. Okazało się, że stare konto najzwyczajniej w świecie działa, że pieniążki zasysa, że tepsa je skrzętnie zbiera. Ale nie księguje. Zrobi to... kiedyś. Po krótkiej, lecz jeszcze w miarę spokojnej choć ciśnienie rosło, wymianie zdań „telekomuna” uznała jednak fakt, że zapłaciłem. Z wielką łaską i dąsami. No i otwierane jest zlecenie na podłączenie numeru, do dwóch tygodni będzie. Że, k... urtka, co? Że do dwóch tygodni. Centrala cyfrowa, trzy stuknięcia w klawisz, może pięć, i dwa tygodnie?! Tak właśnie, bo w regulaminie i już. Poza tym dwieście się należy (czy coś koło tego było). Co?! No za powtórne podłączenie karna opłata dla dłużnika. Nie zdzierżyłem i powiedziałem jasno i dobitnie gdzie mogą sobie wetknąć swój kabel z gniazdkiem i że nie życzę sobie żadnego podłączania usługi. Żegnamy się ozięble.
Kilka miesięcy później, gdzieś tak z pół roku, nagle szok – dzwoni zapomniany telefon! To znaczy podzwonił i przestał, bo zanim zobiektywizowaliśmy z żoną źródło nietypowego hałasu, zanim przedarliśmy się przez pajęczyny i wilcze sidła, już zamilkł. Na chwilę. Zadzwonił ponownie. To jakiś nieuświadomiony, zapomniany, odległy znajomy z innej części Polski coś tam chciał. Chwila rozmowy. Szok. Więc może w drugą stronę też się da? Wykręcam numer do siebie na ruchomy – działa! I tak oto telefon wrócił do domu. Sam z siebie. Faktury też. Bez żadnej ekstra opłaty.
TP SA
Historia jak historia, ale za dużo ozdobników w tekście, ciężko się przedrzeć do meritum przez te wszystkie "pajęczyny i wilcze sidła".
OdpowiedzZgadzam się. Książek nie trzeba pisać, tylko zawrzeć sens historii i byłoby git. Ahh poza tym Tepsa, jest pod firmą francuską i France tak się bawią :) tak dla ciekawości :)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 5 maja 2011 o 15:27
To jeszcze nic, autor ma kłopoty z własną tożsamością płciową, raz pisze "gdybym płaciła" a potem znowu "jestem sam sobie winien" ach te kochane błędy (no przynajmniej ja zauważyłam pare)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 5 maja 2011 o 22:05
przykro mi, ale tej historyjki nie da się przeczytać.
OdpowiedzPiszesz prawie jak Norwid. Ale niestety tylko "prawie"... Czyta się "prawie" pięknie, ale zrozumieć ciężko.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 5 maja 2011 o 15:45
Nie zgadzam się z przedmówcami. Ja jakoś potrafiłam od razu zrozumieć sens, uśmiałam się przy ty niemało dzięki ozdobnikom w stylu starcia na udeptanej posadzce. Pozdrawiam autora :)
OdpowiedzA może kolega zrobił nam maturę tą historią :D
OdpowiedzNie dziwi mnie że włączyli ten telefon jeśli się okazało że jednak rachunek trafił tylko na inne ich konto. Nie dziwię się że nie policzyli opłaty za ponowne przyłączenie w takim przypadku, ale dziwie się że jak pół roku mogłeś mieć telefon (wcześniej pisałeś że po 14 dniach ponowne przyłączenie wg ich przepisów) a nie płaciłeś rachunków przez te pół rok?podobno się na nich pogniewałeś więc co bez rachunków ci telefon dali coś mi się tu nie podobaw tej historii.
OdpowiedzNie dziwi? To w takim razie wpłaty były traktowane jako dobrowolny datek na rzecz tepsy od tajemniczego (nie)znajomego? Zauważ, że ani grosik nie wracał. Poza tym odpowiedź na Twoje pytanie brzmi: tak, właśnie tak. Przez pół roku cisza i spokój, zero dzwonienia, zero rachunków, zero kontaktu. Aż do wspomnianych połączeń. Wtedy to bez słowa, jakby te sześć miesięcy w ogóle nie upłynęło, sytuacja wróciła do normy. Wyobrażałem sobie takiego zasuszonego sępa kiwającego się na jakiejś wiązce kabli pod sufitem centrali, sępa zasępionego, łysiejącego i przybitego monotonią czekania. Czekania na dzień ten, na błysk elektronów na łączach. No i się doczekał.
OdpowiedzZgadzam się z Tubką. Bardzo fajnie napisana historia. Uśmiałam się nieźle, zwłaszcza z udeptanej posadzki. Pozdrawiam.
Odpowiedzkiedy to bylo? w 2001? jesli tak. to normalne, wtedy tp zmieniala systemy bilingowe i system katalogowania klientow. dzial sie wtedy niezly burdel. np klientom nie doliczalo do rachunku rozmow przez okres zmiany (ok 2 tyg) ale nie wolno bylo o tym nikogo informowac ;'d
Odpowiedz"Żona chciała gdzieś i się nie udało." A orzeczenie poszło się chędożyć :)
OdpowiedzBo chędożne było wielce, a i elastycznością języka naszego niepowszedniego niekoniecznie obligowane, więc poszło kędy słonko zapada ;P
OdpowiedzHistoria świetnie napisana. :)
OdpowiedzA nie przejmuj się krytykami. Takie historie fajnie się czyta nie tylko dla ich sensu ale i dzięki ich konstrukcji :) Tylko jedna uwaga: "wysunięty na czoło" zawsze był, jest i będzie "członek" i to jeszcze "z ramienia". Nawet bardziej pasuje moim zdaniem :D
OdpowiedzOpowieści o "członku wysuniętym na czoło z ramienia" były wesołe do pewnego pięknego poranka majowego, kiedy to ogłoszono, że peleton Wyścigu Pokoju opuścił już strefę silnego skażenia radiologicznego i w końcu będzie możliwa transmisja niezakłócana impulsami, a obrona przeciwlotnicza postawiona została w stan pogotowia wypatrując spadającej stróżówki pewnej elektrowni ;)
OdpowiedzWstyd, że ciut dłuższej historii niektórzy nie dają rady przeczytać. Wszyscy prześcigają się w łapaniu imiesłowów i nieodmienionego "ów", ale piękna polszczyzna też ich razi. Najlepiej jakby wszystkie historie miały długość nie większą niż przeciętny sms... Ode mnie plus i czekam na inne barwne historie.
OdpowiedzChodzi o to, że jeśli ktoś chce obcować z piękną polszczyzną to sięga po książkę lub tomik wierszy. Ten portal jest po to żeby opisać zaistniałą sytuację. Krótko, zwięźle i na temat. Bez wplatania w nią ubarwiających słówek i nic nie wnoszących zwrotów.
OdpowiedzZ tym, że jakby nie liczyć "zbędnych" ubarwień jest tylko kilka. A historia jest długa, bo jest długa ;) PS. A jak ktoś chce obcować z piękną ortografią to sięga po słownik PWN?
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 6 maja 2011 o 11:47
"Członek wysunięty na czoło z ramienia" brzmi jak jakaś bardzo niefortunna mutacja genetyczna ;) Mnie się historię ciężko czytało, bo dużo błędów, zgubionych przyimków i ogólny chaosik. Ale podobała mi się zmiana płci w samym środku historii i, mimo wszystko, wyrażenie "z wysuniętym na czoło bojownikiem zetrzeć [się] na udeptanej posadzce" :).
Odpowiedz