Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Studia zaoczne mają tę wredną przypadłość, że zajęcia ma się właśnie wtedy,…

Studia zaoczne mają tę wredną przypadłość, że zajęcia ma się właśnie wtedy, kiedy prawie wszyscy inni mają wolne i wypadałoby pogodzić się z tym już na etapie rekrutacji. Moi studenci najwyraźniej się z tym nie pogodzili i nie pojawili się na dzisiejszych porannych ćwiczeniach.

Wiem, że zajęcia w sobotę o 8 rano nie są niczym atrakcyjnym. Wiem, że zajęcia w sobotę o 8 rano w środku majówki są czymś jeszcze mniej atrakcyjnym. Wiem też, jak kusi urwanie się z porannych ćwiczeń. Przecież nawet na zaocznych można mieć tę jedną nieobecność.

W ten sposób z mojej grupy urwali się wszyscy, a ja prawie dostałam spazmów, gdyż dawno się z taką bezczelnością nie spotkałam.

Albowiem dzisiejsze zajęcia miały być odrabiane, odrabiane na usilną prośbę studentów, którzy odwołali je z ostatniej niedzieli przed Wielkanocą, żeby nie musieć czekać na mnie na niespodziewanym okienku i móc wcześniej wrócić do domów. I to, że mieliśmy się spotkać dzisiaj rano – to był w zasadzie ich pomysł (z harmonogramu wynikało jasno, że inne opcje nie wchodzą w grę, trzeba by robić dodatkowy zjazd w lipcu). Że przyjdę specjalnie dla nich, bo innych grup dzisiaj nie mam – też o tym wiedzieli, bo im powiedziałam to od razu. Że bardzo mi zależy na tym, żeby te zajęcia się odbyły, bo godzin mamy mało, a pracy bardzo dużo – to też usłyszeli. Że bardzo proszę mnie powiadomić choćby głupią wiadomością na teamsie, gdyby jednak miało nie być dużej części grupy (tego, że wszyscy zdezerterują, nie brałam pod uwagę), bo to całkowicie zmienia sytuację – to też im jednoznacznie zakomunikowałam. Słowami „tylko błagam Państwa, proszę nie robić tak, że teraz odwołujemy, przenosimy na majówkę, a ¾ grupy się nie pojawi, bo majówka i długi weekend. To nie ma najmniejszego sensu, lepiej od razu przesuńmy sprawę na lipiec”.

Że bardzo liczyłam na wolną sobotę, bo już wtedy wiedziałam, że w piątek będę mieć nockę w pracy, zaś niedzielę spędzę na uczelni – tego akurat nie wiedzieli, ale nie uważam takiej niewiedzy za okoliczność łagodzącą.

Treści którychś zajęć – albo dzisiejszych, albo ostatnich – będą musieli poznać z literatury przedmiotu. Nie dość, że ta jest mało przystępna treściowo (zaś rocznik, mówiąc delikatnie, do najbystrzejszych nie należy), to jeszcze zapoznanie się z nią wymaga odwiedzin w bibliotece, do której – wiem z pewnego źródła – ponad połowa studentów w ogóle się jeszcze nie zapisała. A mnie nic nie powstrzyma przed detalicznym rozliczeniem ich ze znajomości tego piśmiennictwa na egzaminie.

Warunek z mojego przedmiotu kosztuje w zasadzie prawie tyle, co czesne za semestr. Ci, którzy już mają deficyt punktowy, będą musieli powtórzyć cały rok. Bez pozytywnej oceny z pierwszego terminu ode mnie nie można zapisać się na najbardziej obleganą (i dochodową) specjalność, zostają te zdecydowanie mniej popularne. Pani dziekan tego roku też jakoś specjalnie nie lubi, więc wrażliwa na ich łzy – i prośby o dodatkowy termin poprawki lub zwolnienie z opłat za powtarzanie zajęć – raczej nie będzie. Na dodatkową poprawkę musiałabym się zresztą sama zgodzić, a w ugodowym nastroju bynajmniej nie jestem.

Oczywiście, ten ponury scenariusz może być czystą fikcją, bo wciąż można zrobić zjazd w lipcu. Państwo studenci muszą tylko zechcieć napisać podanie o jego zorganizowanie, ja muszę zechcieć znowu dodatkowo przyjść do pracy (lecę, pędzę), a uczelnia musi zechcieć mi za to dodatkowo zapłacić (co graniczy z cudem). Ciekawi mnie, komu będzie się chciało najmniej.

by Ursueal
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Face15372
29 29

Oby przypdakiem Ci się nie zachciało, niech "dorośli" ludzie odczują na sobie, czym jest związek przyczynowo skutkowy :)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 maja 2024 o 21:05

avatar gawronek
23 23

W życiu bym nie przyszedł w lipcu, choćby i płacili 10-krotność normalnej stawki. Akurat miałbym długo planowaną wizytę u lekarza. Żadne pieniądze nie są warte tego, żeby utwierdzić grupę dorosłych osób w przekonaniu że czas innych jest mniej ważny od ich czasu. A na egzaminie specjalnie dużą część pytań zadałbym z materiału, który nie został przerobiony na zajęciach a z którym musieli zapoznać się sami. Ze wszelkimi pretensjami odesłałbym do dziekana. Zawsze mnie zadziwiało jak na studiach niektórzy się zachowywali jak rozkapryszone dzieci którym wszystko się należy. A potem trafiali na profesora żyletę i się okazywało że biedne robaczki nie są pępkiem świata :)

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
6 6

@gawronek: "A na egzaminie specjalnie dużą część pytań zadałbym z materiału, który nie został przerobiony na zajęciach a z którym musieli zapoznać się sami". I tak to zorganizować, żeby bez znajomości tego materiału nie dało się zdać. Nie wiem, jak w tym przypadku wygląda egzamin. Np. miałem egzaminy ustne, gdzie losowało się kartkę z pytaniami. I czasem miałem farta, bo na niektóre tematy byłem słabo przygotowany, ale na szczęście na te pytania nie trafiłem.

Odpowiedz
avatar Moloch
2 6

@gawronek: Ja niestety to też zauważyłem. O ile jak studiowałem zaocznie, to raczej spotykałem się z dojrzałymi ludźmi, to gdy studiowałem dziennie to czułem się czasami jakbym wrócił do szkoły podstawowej.

Odpowiedz
avatar Ursueal
17 17

@gawronek: mogę być złośliwa w układaniu pytań i matrycy odpowiedzi, ale nie mogę łamać zasad. Udział poszczególnych komponentów przedmiotu w egzaminie musi odpowiadać ustalonym na początku semestru proporcjom, więc nie mogę nagle oprzeć 80% pytań o tematykę jednych zajęć, muszę rozłożyć to równomiernie. Nie będę kręcić bata sama na siebie. Mogę za to pytanie z każdego tematu sformułować tak, żeby bezpośrednio weryfikowały znajomość literatury obowiązkowej i wymagały skonfrontowania jej treści z rzeczami, które były na zajęciach. To mi wolno i to zamierzam zrobić.

Odpowiedz
avatar dayana
0 2

@Ursueal: No tylko pytanie jak to potem wygląda. Robienie trudnych egzaminów to często robienie sobie samemu pod górkę, bo jak nie zdadzą to trzeba zorganizować drugi termin. To byłoby ok, ale często "drugi" termin jest terminem drugim, trzecim, dziesiątym... Dlatego warto wcześniej się zorientować jak działa uczelnia i czy po tych dwóch terminach i dopytce dla osób, którym zabrakło nie więcej niż 10% do zaliczenia można powiedzieć "do zobaczenia za rok", czy będą jakieś naciski z góry, żeby organizować kolejne terminy egzaminu.

Odpowiedz
avatar malutkamrowcia
20 20

No cóż, życzę im powodzenia na egzaminie, bo z pewnością będzie im bardzo potrzebne. Brak szacunku to jedno, ale tutaj doszedł jeszcze brak rozumu.

Odpowiedz
avatar hrzo
13 13

Czyli niedługo dla nich: System Eliminacji Studentów Jest Aktywny! Jeśli masz taką pozycję, że nie zrobią Ci krzywdy odwetowymi komentarzami w ankiecie, przeczołgaj ich tak, by w końcu zaczęli się zachowywać jak dorośli.

Odpowiedz
avatar SmoczycaWawelska
3 9

@hrzo: Stety niestety muszę podkreślić pierwszą połowę ostatniego zdania. Znałam profesora, który postanowił ciąć studentów jak żyleta w odwecie za ich spóźnialstwo na wykładach (studenci co prawda akademickiego kwadransa nie przekraczali, no ale profesor cenił sobie punktualność i jej brak karał sadzaniem w oślej ławce). I też był przekonany, że może. Szczegółów nie znam, ale wskutek ankiet wykładać mu zabroniono. Studenci nad wykładowcą mają przewagę liczbną. Jak napiszą w ankietach nieprawdę, to dziekanat czy rektor prędzej uwierzą, że prowadzący faktycznie postępował jak opisano w ankietach, teraz zaś nieudolnie się broni, niż że cała grupa się zmówiła (zwłaszcza jak ludzi w niej dużo).

Odpowiedz
avatar Ursueal
11 11

@hrzo: to są zaoczni. Dotychczas ankiety wypełniało jakieś 15% tego roku, z jakością... mierną, bo potrafili robić to tak bezmyślnie, że np. jednogodzinnemu spotkaniu organizacyjnemu z opiekunem roku wystawili najniższą ocenę za nieprzedstawienie programu przedmiotu. Poza tym, nawet gdybym mimowolnie wymusiła na nich ewolucję i zaangażowała w proces ewaluacji kształcenia, to i tak nie mieliby niczego, z czego można by zrobić zarzut pod moim adresem. Że do egzaminu trzeba będzie przeczytać literaturę? Czystym przypadkiem zupełnie tak, jak zapowiadałam od początku semestru i zapisałam w sylabusie przedmiotu.

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
6 6

@SmoczycaWawelska: Trochę zazdroszczę, że te ankiety w ogóle coś dały. Na moim roku mieliśmy profesora, który też walczył ze spóźnialskimi. Nie docierało do niego, że studenci mieli pół godziny na dotarcie na drugi koniec miasta do jego budynku. W godzinach szczytu. W ostrej zimie. Ponad 100 osób (więc tłok, czekanie na odbiór kurtki, później na zdanie kurtki w drugim budynku bo nie wolno było wchodzić na sale w kurtkach). Mało tego, uważał się za tak ważnego, że to inni nauczyciele mieli kończyć albo zaczynać wcześniej a on nie musiał się dostosowywać. Też odstawiał niezłe cyrki. Były skargi i ankiety, ale jak kończyłam studia to on dalej wykładał. Tyle tylko, że chyba ktoś go opieprzył za próby zamykania drzwi na klucz, żeby nie wpuszczać spóźnialskich, więc tego już nie robił.

Odpowiedz
avatar hrzo
1 1

@Imnotarobot: Brzmi jak opowieść o sali 310 A-2 na PWr, zanim tam stworzono szatnię.

Odpowiedz
avatar Arry
1 1

@SmoczycaWawelska: Heh, to mi przypomniało jednego profesora. Gość na ćwiczenia zezwolił jeden termin poprawkowy - a przedmiot do łatwych nie należał. No i sporo osób nie zdało, więc chcieli dostać drugi termin. Poszli do samorządu studenckiego, ale ci to mogą co najwyżej zorganizować happening a nie drugi termin. Poszli do dziekana ale on w sumie może i jest dziekanem, ale ogólnie to w katedrze pod profesorem się znajduje więc nie będzie się narażał. Poszli w końcu do rektora uczelni, na co ten stwierdził, że no może i on jest rektorem, ale profesor jest szanowany w naukowym świecie, więc nie ma co go ruszać i zakończył wszystko czymś w rodzaju "zapraszam państwa za rok" :)

Odpowiedz
avatar SmoczycaWawelska
8 10

Ja już dzięki byciu starostką samej tylko grupy ćwiczeniowej doszłam do wniosku, że jak chcemy cokolwiek odrabiać, to termin odrabiania ma być WCZEŚNIEJ niż pierwotny termin zajęć odrabianych. Dzięki temu nie ma takich właśnie sytuacji jak opisana w historii (a jeśliby się zdarzyła, to prowadzący na 99% przymusiłby nas do przyjścia w pierwotnym terminie) - ludzie pomarudzą, ale przyjdą. A jacy zadowoleni potem, jak już mają odrobione to, co właśnie przepada :D No ale fakt faktem, że w moim przypadku mowa o stacjonarnych i termin łatwiej znaleźć.

Odpowiedz
avatar Ursueal
6 6

@SmoczycaWawelska: dzienni mają zajęcia krótsze i częstsze, łatwiej też znaleźć dziurę w grafiku pięciodniowym i powtarzającym się co tydzień niż szukać 4 godzin, będąc ograniczonym do weekendów i to jeszcze nie wszystkich, gdzie ja mam swój grafik i grupa ma swój. Dlatego odrabianie czegoś na zaocznych, jeśli nie ma się duuużo szczęścia, wymaga przeważnie organizowania dodatkowego dnia albo całego zjazdu.

Odpowiedz
avatar ICwiklinska
4 4

@Ursueal: W ogóle luksus, że cokolwiek jest odrabiane. U mnie zjazdy były danego dnia i jak coś wypadało, to trudno, to Państwo doczytacie. Tak od 3 roku to już w ogóle oficjalnie weszło studiowanie częściowo na materiałach on-line (normalnie praca własna na nich była w siatce godzin). Sytuacja idealna dla uczelni :D

Odpowiedz
avatar Chrupki
7 7

Serdecznie współczuję zmarnowanego weekendu.

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
4 4

Nie rozumiem jak można tak robić. Jak sama studiowałam to pamiętam, że nauczyciele byli różni. Jedni lajtowi inni ostrzejsi... ale zazwyczaj dało się bez problemu dogadać. Był nawet taki co wprost powiedział, że pytania na jego kartkówki można wziąć od starszych roczników bo on ich nie zmienia. Zdawalność nie wynosiła nawet 50%... On sam już chyba też miał dość lenistwa i bezczelności bo słyszałam, że się z niego zrobiła żyleta. Nie wiem, jak niektórzy z nich chcą być kierownikami, dyrektorami itp. a nie potrafią wykuć 2 pytań albo w ogóle trafić na zajęcia.

Odpowiedz
avatar Morog
1 1

"...zaś rocznik, mówiąc delikatnie, do najbystrzejszych nie należy..." Nie mam nic do dodania

Odpowiedz
avatar homig
3 3

Kiedyś rokiem ustalaliśmy termin dodatkowych zajęć "bibliotecznych" czy coś co trzeba było odbębnić jednorazowo (poruszanie się po spisie dostępnych artykułów, książek itd.). Większość zagłosowała za 7 czy podobnie wczesną godziną w środku tygodnia, w dodatku w dzień kiedy zajęcia zaczynały się później. Jako osoba dojeżdżająca niezbyt byłam szczęśliwa z tego pomysłu ale jak trzeba to trzeba. Pojawiły się 2 osoby: ja i inna osoba dojeżdżająca. No i ból tyłka, że jednak reszta nie musiała tego odrabiać w innym terminie.

Odpowiedz
avatar glan
1 1

Nikt nie przyszedł? W takim razie wystarczy wiadomość typu: "Szanowni państwo, na przyszłych zajęciach odbędzie się mini-kolokwium/kartkówka/test, na którym będą pytania m.in. z ostatnich zajęć. Uprzedzam wcześniej ponieważ frekwencja była niska abyście zdążyli Państwo zapoznać się z notatkami kolegów". I teraz niech sobie szukają nieistniejącego kolegi, który był na zjęciach. Ty w tym czasie możesz twierdzić, że zajęcia się odbyły ale listy obecności nie podasz bo RODO.

Odpowiedz
Udostępnij