Apropos tego, że ludzie nie czytają ogłoszeń online.
Pracuję w agencji rekrutacyjnej. Wiadomo, można by książkę napisać o różnych kwiatkach wśród kandydatów do pracy, ale też pracodawców, ale dziś o jednym konkretnym aspekcie.
Nowy wymiar lenistwa czy wtórnego analfabetyzmu?
Jeśli wrzucam ogłoszenie na grupy na Facebooku zawsze podaję wszelkie informacje (stanowisko, wynagrodzenie, miejsce pracy i wymagania) z dopiskiem, że można kontaktować się na Messengerze lub na podanego maila. Dodam, że mail jest naprawdę krótki i nieskomplikowany, powiedzmy m.kot@abc.pl - czyli pierwsza litera mojego imienia, krótkie nazwisko i skrót nazwy firmy jako domena.
Powiedzmy, że typowe ogłoszenie ma jakieś 10-12 linijek, staram się zawierać same konkrety bez ozdobników typu "młody, dynamiczny zespół" albo "rodzinna atmosfera". I co mnie najbardziej dziwi, ta nieumiejętność przeczytania ze zrozumieniem tych kilku zdań i wyselekcjonowania najbardziej interesujących informacji nie zawsze dotyczy osób kandydujących na stanowisko niewymagające większych kwalifikacji. Poniżej przedstawiam to co ja piszę w ogłoszeniu i co kandydaci piszą na Messengerze. Dodam, że zawsze zachowuję formy grzecznościowe, po prostu tu nie chcę wydłużać niepotrzebnie tekstu.
Ja: Praca stacjonarna w Diablikach pod Diabłowem
Kandydatka: Gdzie ta praca
Ja: w Diablikach
Kandydatka: zdalnie można
Ja: Nie
Koniec rozmowy ze strony kandydatki
Ja: Wynagrodzenie 6000 brutto plus premie uznaniowe
Kandydat: 6000 netto czy brutto
Ja: Brutto
Kandydat: Czyli netto to będzie więcej czy mniej?
Ja: Mniej
Koniec rozmowy ze strony kandydata
Ja: Wymagane wykształcenie wyższe kierunkowe i co najmniej 5 lat doświadczenia w zawodzie, najlepiej na podobnym stanowisku (pensja powyżej 10 000 brutto, stanowisko specjalistyczne)
Lawina, ale dosłownie lawina wiadomości typu "mam inne wykształcenie/nie mam go wcale, nie mam doświadczenia, ale się nauczę"
No, nie, niestety nie przedstawię klientowi jako kandydatki na stanowisko powiedzmy głównego księgowego zarządzającego zespołem kilkunastu osób, 25-latki z dyplomem z socjologii, które jedyne doświadczenie zawodowe ma z dorywczych prac w czasie studiów.
Ja: Praca w na ul. Piekielnej
Kandydat: Mieszkam na Anielskiej, nie wiem czy opłaca mi się dojeżdżać na Piekielną, ile to będzie trwało?
Ja: Nie wiem, myślę, że może pan sprawdzić w google maps i się zastanowić czy będzie się panu opłacało.
Kandydat: Pan mi sprawdzi
Dłuższa konwersacja z kandydatką. Na koniec napisałem:
- Dobrze, to proszę przesłać CV na m.kot@abc.pl
- Proszę mi to napisać normalnie
- Nie rozumiem?
- Normalnie, bez niczego, sam adres email, bo muszę skopiować
- m.kot@abc.pl
- Nie działa
- Jak to nie działa? Zapewniam, że adres jest prawidłowy.
Dostaję zrzut z ekranu, że wiadomości nie można wysłać. Może dlatego, że kandydatka wkleiła adres mailowy w pole "Temat", a pole z adresem zostawiła puste.
Inna kandydatka wysyła mi CV na maila. Dobra, wiadomo, że jeśli wysyła się dokumenty rekrutacyjne do wielu firm, list motywacyjny często się po prostu kopiuje, ale...
Naprawdę można wysłać list motywacyjny (nawet niewymagany) zwracając się w nim do zupełnie innej osoby z innej firmy, pisząc w nim, że rekrutuje się na zupełnie inne stanowisko, a do tego okazuje się, że nawet imię i nazwisko kandydata jest inne niż w CV?
Do tego kandydaci, którzy nawet nie mają CV ("nigdy nikt nie wymagał"), nie wiedzą, gdzie pracowali wcześniej ("u kolegi w firmie, nie znam nazwy i adresu"), nie wiedzą na jakie stanowisko aplikują ("chciałabym ubiegać się o stanowisko relewentki" - na tego, kto zgadnie o jakie stanowisko chodziło czeka nagroda w postaci orderu z ziemniaka), podają numer telefonu do mamy, dziewczyny, brata, bo swojego nie znają, a ten spisują z kontaktów.
To są naprawdę różni ludzie, wydawałoby się, że muszą to być osoby skrajnie słabo wykształcone, może bardzo młode lub przeciwnie - starsze, które nie bardzo ogarniają współczesne kanały komunikacyjne, ale nie. Są to zarówno osoby młodziutkie, jak i w średnim wieku po wiek przedemerytalny. Wśród nich są ludzie zarówno po podstawówce jak i z magistrem.
rekrutacja
Czasem zdarza mi się przeglądać ogłoszenia o pracę, czasem podsuwa mi je FB. Czytam o wymaganiach, warunkach, stanowisku. W pewnym momencie pojawia się hasło w stylu: jeżeli jesteś zaineresowany - wypełnij formularz i obok link. A pod ogłoszeniem szereg wiadomości: jestem zainteresowany, priv, jeśli aktualne, proszę o wiadomość... Przecież to z miejsca dyskwalifikuje kandydata: nieuważny, nieumiejący czytać ze zrozumieniem, nieogarniający rzeczywistości... Patrząc po profilach - głównie młodzi ludzie, którzy powinni być obeznani z komputerami, formularzami, informacją.
OdpowiedzRekrutacja na główną księgową za kilkanaście tysięcy brutto?
Odpowiedz@Michail: A co w tym dziwnego?
Odpowiedz@digi51 Jeśli to nie jest w Warszawie czy Krakowie, a firma jest mała, to nic. W przeciwnym razie brakuje ok. 10 tys.
Odpowiedz@Jorn: pracuję w b.dużej firmie w wielkim mieście. Nie zdziwię się jak poniżej 20tys zarabiają brutto. Powyżej 10tys pewnie jest. Niestety częściej w mniejszych firmach więcej płacą
Odpowiedz@digi51: Odpowiedzialność na tym stanowisku jest niewspółmiernie duża do oferowanego wynagrodzenia. Błędy w księgowości mogą powodować mega problemy dla małej firmy jak i ogromnej korporacji.
OdpowiedzReferentka? Będzie order?
OdpowiedzPrzecież tacy ludzie to skarb. Nie trzeba prowadzić rozmowy kwalifikacyjnej, bo od razu widać, że dana osoba się nie nadaje.
OdpowiedzPrzyznaję, że niekoniecznie znam specyfikę rekrutacji, ale w życiu bym nie szukała pracy dla specjalisty na Facebooku albo nawet OLX. Od tego jest LinkedIn albo Pracuj. Rozumiem, że pracodawcom lub agencji szkoda zapłacić tysiąc złotych za ogłoszenie.
Odpowiedz@helgenn: FB coraz mniej staje się czystą społecznościówką a coraz bardziej zmierza w stronę tablicy ogłoszeniowej. Za to LinedIn coraz bardziej zmierza w stronę społecznościówki. To wszystko zaczyna się trochę zacierać. A poza tym jak potrzeba pilna, to szuka się wszystkimi znanymi kanałami.
OdpowiedzZdarzyło mi się przyjmować wnioski na dodatek węglowy 2 lata temu. Dorośli ludzie dopytywali się czy mają wpisać swoje dane w sekcji dane wnioskodawcy i co mają zaznaczyć w źródłach ogrzewania, więc takie rzeczy mnie już nie dziwią.
Odpowiedz@GrubyTomek: Kiedyś byłem na praktykach w pewnej marinie. Właściciele jachtów wartych setki tys., bogaci ludzie, prezesi dużych firm, a wszelakie pisma, czy podania, to z reguły nabazgrolone odręcznie, na porwanej i pomiętej kartce, do tego masa błędów, nawet nazwy swojego pływadła poprawnie napisać nie zawsze potrafili.
OdpowiedzMnie to już naprawdę nie dziwi. Jak zaczęłam wystawiać ogłoszenia, że coś oddam/sprzedam to nieważne jak dokładnie coś opiszę i sfotografuję - ludzie nie czytają. Między innymi dlatego przestałam podawać nr telefonu do kontaktu bo o przeróżnych porach dnia i nocy dostawałam głupie pytania, na które odpowiedzi są w pierwszej linijce opisu. A rozpoczynając swoją karierę dotarło do mnie, że prowadzenie biznesu czy dyplom mówi absolutnie nic. Klienci z różnych przedziałów wiekowych nie umieją napisać choćby jednego zdania bez błędów albo z sensem, nie rozumieją prostych instrukcji, albo są dziwnie... leniwi. Ten kandydat co chciał byś sprawdził mu drogę w Google Maps przypomniał mi klienta, któremu nie chciało się czegoś policzyć więc... zadzwonił do mnie i poprosił o kalkulacje (dodać do siebie parę liczb). Czy muszę dodawać, że moja praca nie ma nic wspólnego z dokonywaniem jakichkolwiek obliczeń dla klientów?
OdpowiedzJa mam zupełnie inne doświadczenia właśnie z ogłoszeniami z agencji rekrutacyjnych. Pełno frazesów, jak to pracownik może się realizować i spełniać w danej firmie, a nie zawsze jest informacja, co to za firma, dla której agencja rekrutuje ludzi, gdzie ta firma się znajduje, i bardzo rzadko są informacje o godzinach pracy, co dla mnie jest bardzo ważne, bo w Irlandii niestety transport publiczny, łagodnie mówiąc, nie działa zbyt dobrze, więc czytając ogłoszenie, chciałbym od razu wiedzieć, czy będę miał czym dojechać i wrócić. Po co mam marnować czas swój i rekrutera?
OdpowiedzCzęść ludzi to kretyni i nawet nie potrafią tego ukryć. A potem dziwne, że jedyna praca na jaką mogą liczyć to kołchoz u "Janusza biznesu".
OdpowiedzMoże już pora przestać się dziwić i pogodzić się z rzeczywistością? Według statystyk co 6 magister to analfabeta funkcjonalny. Oczywiście, nie dotyczy to tylko magistrów, 40% Polaków to właśnie tacy analfabeci. Wystarczy tylko pamiętać, że blisko połowa narodu nie jest w stanie przetworzyć zapisanej informacji i życie będzie mniej piekielne.
Odpowiedz