Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

W odniesieniu do historii o klientce wpychającej się w kolejkę. Podczas pisania…

W odniesieniu do historii o klientce wpychającej się w kolejkę.

Podczas pisania wyszło mi wiele wątków pobocznych, więc postaram się uporządkować.
Na początek historia właściwa. W zeszłym tygodniu tankowałam auto na Pieprzyku. Dla wyjaśnienia, sieć ta oferuje także warzywa i owoce od lokalnych rolników. Na tej konkretnej stacji są wystawione pod wiatą przed wejściem.

Po tankowaniu skierowałam się do budynku i wchodząc minęłam wiatę, pod którą dwie panie oglądały warzywka. Skoro jest minęłam, to logiczne, że weszły po mnie do budynku. Stanęłam w kolejce, a kilka sekund później w okolicy kasy zmaterializowała się jedna z tych kobiet i stanęła ni to w kolejce ni to gdzieś z boku, między mną, a klientem przy kasie, ale jakby z boku. Gdy nadeszła moja kolej, kobieta bezpardonowo wcisnęła się przede mnie. Zwróciłam jej uwagę, że ja byłam następna w kolejce. Kobieta stwierdziła, że wcale nie, bo ona była w sklepie pierwsza. To bzdura, zwróciłam jej ponownie uwagę, że mijałam ją przy wejściu, więc jak mogła być pierwsza? Tu argument kolejny "ale ja byłam pierwsza na terenie stacji!!!". Chwilę trwała przepychanka słowna, kobieta nie chciała odejść, a jej koleżanka zaangażowała się w dyskusję, odwracając moją uwagę wyzwiskami w moją stronę typu "bezczelna gówniara" "Co się drzesz" itd.
W tym czasie tamta druga zapłaciła za swoje zakupy, na koniec powiedziała mi jeszcze, że jej się spieszy na autobus i ogólnie z tego względu ma pierwszeństwo, bo ja mam samochód, więc mi się nie spieszy.

Ech, powiem szczerze... tego typu sytuacje zdarzają mi się nagminnie (myślę, że raz w miesiącu co najmniej). Dlaczego - nie wiem, być może dlatego, że ogólnie jestem drobna, wyglądam młodo, wielu znajomych twierdzi, że mam wygląd niewinnej poczciwinki i osoby, która nie będzie się awanturować. Już od dzieciństwa byłam tą najmniejszą, najdrobniejszą i najcichszą. Pomijam już to ile razy w dzieciństwie i za czasów nastoletnich nie byłam brana na poważnie przez rówieśników, co sprawiło, że nie potrafiłam się postawić, wykłócić o swoje albo powiedzieć "nie". Potem zaczęłam pracować nad swoją asertywnością i pewnością siebie - nie widać tego na pierwszy rzut oka, ale zwracam zawsze uwagę, gdy ktoś wpycha się przede mnie w kolejkę. Przybiera to różne formy - od bezpardonowego wciskania się przede mnie, przez "pani mnie przepuści" - i przepychanie się koło mnie z wózkiem, po krążenie wokół kolejki jak sęp, ale podejść do kasy z dupy strony i struganie wariata.

Takie potyczki słowne to dla mnie nie pierwszyzna. Ktoś napisał pod tamtą historią, że ludzie po zwróceniu uwagi idą jak niepyszni na koniec kolejki. Mi się to jeszcze nigdy nie zdarzyło, zawsze trafiam na bezczelnych, którzy się wykłócają, że stali tam pierwsi, że mam ich przepuścić, bo mam więcej zakupów, bo są starzy, bo im się spieszy. Kilka razy skończyło się to awanturą, raz nawet jedna starsza pani zaczęła mnie popychać i grozić wezwaniem policji...

Jak wspomniałam wyżej, nadszedł taki moment w życiu, że po latach bycia popychadłem zaczęłam pracować nad stawianiem pewnych granic. Zmotywowała mnie do tego koleżanka ze studiów, po tym jak była świadkiem, jak inna koleżanka namówiła mnie pójście z nią na imprezę, na co kompletnie nie miałam ochoty. Koleżanka nie dawała mi jednak spokoju, aż w końcu się zgodziłam.
Koleżanka, o której mowa, powiedzmy Ania, słyszała całą długą dyskusję i zaczęła mnie motywować do tego, abym zaczęła mówić nie i przestała robić rzeczy wyłącznie dlatego, że ktoś innego tego chce. Za to byłam jej bardzo wdzięczna, bo wspierała mnie w tym, chwaliłam jej się, że udało mi się z sukcesem odmówić zrobienia czegoś albo zawalczyłam o swoje prawa. Byłyśmy dobrymi przyjaciółkami i kumplowałyśmy się także po skończeniu studiów. W tym czasie udało mi się już wypracować pewien balans i dość rozsądnie podchodzić do potrzeb swoich i potrzeb innych (bo był taki czas, że byłam bardzo bojowo nastawiona i wszystkie prośby o przysługi czy nakłanianie mnie do różnych rzeczy wywoływały we mnie wręcz agresję).
Już po studiach, gdy obie pracowałyśmy Ania zwróciła się do mnie z prośbą. Otóż Ania miała psa, sporego kundelka. Chciała wyjechać na wakacje i zostawić mi psa pod opieką. Poprosiłam ją o czas na przemyślenie tego.

Po dwóch dniach, po rozważeniu za i przeciw odmówiłam. Dlaczego? Po pierwsze wynajmowałam maleńkie mieszankanko (19m2), gdzie ciężko byłoby wygospodarować dla psa miejsce. Po drugie chodziłam do pracy na cały etat i często nie było mnie w domu 10-11h dziennie. Po trzecie, nie mam żadnego doświadczenia z psami. Po czwarte, pies ważył niewiele mniej niż ja i bałam się, że nie będę w stanie go przytrzymać na smyczy. Przedstawiłam jej mój punkt widzenia, powiedziałam, że przykro mi, ale zbyt wiele jest argumentów przeciw. Ania się obraziła, powiedziała, że jestem egoistką, wymyślam sobie bzdurne powody, jestem w ogóle złym człowiekiem, bo nie lubię psów i po wszystkim co dla mnie zrobiła jestem jej coś winna (żeby było jasne - to co naprawdę dla mnie zrobiła, to pomoc w zbudowaniu pewności siebie i asertywności, nigdy nie prosiłam jej o żadne przysługi). Prawie się złamałam, ale zdałam sobie sprawę, że to typowa słowna manipulcja i szantaż. Zostałam przy swoim, a Ania przestała się do mnie odzywać.

by ~littlemai
Dodaj nowy komentarz
avatar Znerwus
1 1

Piękny przykład manipulacji i graniu ma emocjach przez Anię.

Odpowiedz
avatar szafa
1 1

Ja po latach bycia grzeczną dziewczynką zaczęłam traktować ludzi, jak oni mnie. Zaskoczenie jest niezmierzone :D. Oburzenie też :D

Odpowiedz
Udostępnij