Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Jednym z licznych dobrodziejstw standaryzacji kształcenia, opisywania efektów nauczania, tworzenia ram i…

Jednym z licznych dobrodziejstw standaryzacji kształcenia, opisywania efektów nauczania, tworzenia ram i wykazów osiągnięć i kwalifikacji (jak zwał, tak zwał) miało być to, żeby studenci nie musieli zaliczać po kilka razy tych samych zajęć i treści. Idea słuszna i, po ujęciu jej w określone ramy wykonawcze, rozsądna.

Tymczasem dzisiaj, czekając w kolejce na audiencję w ogólnouczelnianej nadizbie (czyli kwesturze), poplotkowałam sobie z ludźmi na krzesłach obok i zdobyłam kolejny okaz do mojej kolekcji uczelnianych absurdów.

Jest sobie wykład z metodologii nauk, który równolegle idzie dla różnych kierunków studiów na jednym wydziale. Program ten sam, choć na różnych kierunkach prowadzą go różne osoby, ale poza nazwiskiem prowadzącego nie zmienia się w nim, od strony formalnej, nic. Teoretycznie student, zaliczywszy ten wykład na kierunku A, mając go w programie na zaczętym później kierunku B, powinien mieć ten przedmiot uznany automatycznie. I jeśli transfer ocen wygląda tak, że z A chce się mieć uznanie na B, to nie ma z tym najmniejszego problemu.

Jeśli jednak ktoś, kto zdał ten egzamin na kierunku B chce mieć uznanie na A, to nie ma takiej opcji. Kierownik przedmiotu się nie zgadza. Żeby skorzystać ze swoich uprawnień, student musi być gotowy na wysyłanie skarg do biura RPS i wytaczanie innych ciężkich dział - postawiony przed ścianą zewnętrznych instytucji, dziekan uznaje przedmiot za zrealizowany, ale niechętnie. Dlaczego? Na kierunek B są o wiele niższe progi punktowe, więc powszechnie ma się jego studentów za gorszy sort, który nie spełnia wysokich standardów kierunku A. Przecież gdyby ci ludzie byli inteligentni, to od razu poszliby na te lepsze studia.

Usłyszałam to od osoby, która prowadzi metodologię na kierunku B i która wyraźnie ma dosyć sytuacji, w której założono, że skoro jest z B, to gorzej uczy i egzaminuje, za to tych z A automatycznie ma uważać za spełniających najwyższe standardy.

studia

by Ursueal
Dodaj nowy komentarz
avatar helgenn
0 8

Już kiedyś pisałam komentarz o tym, że stałam się "ofiarą" takiego postępowania. Na pierwszym roku studiów miałam kilka osób z innych (starszych) kierunków, którzy mieli przepisane oceny, żeby nie powtarzać tego samego przedmiotu. Tyle, że większość przedmiotów mieli z innymi wykładowcami, głónie z takimi co rozdawali zaliczenia za samą obecność. Obecni wykładowcy z zasady nie dawali na przykład oceny lepszej niż dobra (oczywiście jak studenci mieli z przedmiotu słabe oceny to wtedy już powtarzali normalnie program). Dzięki temu straciłam szansę na stypendium naukowe, zabrakło mi dokładnie 0,02 punkta. Dostali głównie Ci, którzy mieli przepisane oceny od innych wykładowców z mniejszymi wymaganiami.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 5 stycznia 2024 o 15:59

avatar konto usunięte
-1 7

Albo po prostu zmieniły im się zainteresowania/poglądy. Za każdym razem walczyć do końca. W końcu muszą przestrzegać prawa.

Odpowiedz
avatar marcelka
4 4

U mojej koleżanki też to tak działało, były kierunki prawo, administracja i europeistyka, część przedmiotów, zwłaszcza na I i II się powtarzała. Osoby studiujące prawo, jeśli rok czy dwa później podjęły też studia na którymś z dwóch pozostałych kierunków miały przepisane oceny, w drugą stronę to nie działało - jeśli ktoś będąc w trakcie tamtych studiów dostał się na prawo, musiał zaliczać wszystko. Nie wiem jak to się miało do przepisów/regulaminu (bo znam tylko z opowieści koleżanki). Ale chociaż programy były niby takie same i nawet wykładowcy się częściowo powtarzali, to na prawie zaliczenia/egzaminy były trudniejsze i wymagano więcej (to z kolei opinia znajomej, która po licencjacie z administracji zaczęła prawo).

Odpowiedz
avatar Bedrana
3 3

@marcelka: Dla mnie to jest absolutnie zrozumiałe.

Odpowiedz
avatar Ohboy
0 4

Ja miałam problem z przepisaniem oceny na tym samym kierunku z przedmiotu, który w sumie nie był do niczego potrzebny. Nie chcę go dyskredytować, bo sam w sobie był niegroźny, a też rozwijanie się na różnych polach jest spoko, ale nie będę udawać, że jest przydatny w zawodzie. Wykładowca uznał, że u niego dużo trudniej dostać wysoką ocenę, więc albo mi nie przepisze, albo przepisze ocenę niżej. Po rozmowie z nim uznałam, że wolę mieć ocenę niżej i nie mieć zajęć z bucem. Mówię, kierunek był ten sam, głównie chodziło mi o zmianę miasta i szczerze mówiąc nie wiem nawet, czy ta nowa uczelnia faktycznie była dużo lepsza. Pod koniec średnią miałam w okolicy 4,9, więc mi to różnicy nie zrobiło ;)

Odpowiedz
avatar Hideki
0 0

W związku z planowaną przeprowadzką przerwałem studia na pewnej uczelni. Przeprowadzka mi się przeciągnęła do roku. W mieście, do którego się przeprowadziłem, była filia tej samej uczelni, więc chciałem kontynuować studia. Jednego przedmiotu mi jednak nie chcieli przepisać, bo zmienił się zakres materiału. Nie do końca to zaakceptowałem, ale trudno - trzeba jeszcze raz ten przedmiot zaliczyć to trzeba. Tyle że się okazało, że moje notatki (a co za tym idzie program) ze studiowania na uczelni-matce były niemal identyczne z tymi z filii w innym mieście...

Odpowiedz
Udostępnij