Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Piekielne napiwki. Byłam ostatnio w restauracji ze znajomymi. Kilka osób, coś sobie…

Piekielne napiwki.

Byłam ostatnio w restauracji ze znajomymi. Kilka osób, coś sobie zamówiliśmy, wszystko spoko, ale jak przyszło do płacenia do rachunku, to na paragonie była informacja w stylu "opłata nie obejmuje 10% napiwku" - nie pamiętam jak to brzmiało dokładnie, ale na pewno było wskazane konkretnie 10% i że tych 10% nie ma w sumie, tylko trzeba dopłacić.

No i tu się wywiązała między nami dyskusja.

Bo ja z zasady nie daję napiwków.

I nikt nigdy nie potrafił mi logicznie wyjaśnić, czemu miałabym to robić/jakie jest logiczne uzasadnienie tego "zwyczaju" (okej, może to jest pole do popisu dla Was, piekielni komentujący).

Rozumiem, że wynagrodzenia kelnerek/ów nie są może wysokie i te napiwki je zasilają, ale dlaczego w mojej gestii miałoby być płacenie wynagrodzenia cudzym pracownikom?

Na tej zasadzie powinno się zostawiać napiwek kasjerce w Biedronce czy obsłudze w sklepie z butami, fryzjerce, kurierowi, pani w urzędzie - no generalnie każdemu pracującemu z ludźmi/w usługach.

napiwki restauracja kelnerzy

by marcelka
Dodaj nowy komentarz
avatar toomex
14 24

Chciałbym zobaczyć, czy chociaż 1% kelnerów ujmuje te napiwki w rocznym PIT :D

Odpowiedz
avatar Jorn
-2 2

@toomex: Byłem kiedyś szefem księgowości w hotelu z gastronomią. Na podstawie opinii od doradców podatkowych od napiwków płacony był nie tylko PIT, ale też ZUS i VAT.

Odpowiedz
avatar Ohboy
22 28

@Michail: Problem jest taki, że gastro coraz bardziej zaczyna się tych napiwków domagać, jakby im się należały, chociaż u nas nie jest tak, jak w USA, że bez napiwków praktycznie nie ma wypłaty. Jak zauważył toomex, większość pewnie ich nie rozlicza, a ty człowieku bądź łosiem.

Odpowiedz
avatar Ohboy
21 25

@Michail: Jest sporo bardziej niewdzięcznych zawodów, które nie mogą liczyć na napiwki, mimo że zarobki nie są wysokie, więc ten argument w ogóle do mnie nie przemawia.

Odpowiedz
avatar marcelka
22 22

@Michail: ok, ale jest mnóstwo zawodów, na które osobiście bym się z moją pracą nie chciała zamienić - i co z tego wynika? Powinnam wszystkim im rozdawać napiwki? Na pewno są też osoby, które nie chciałyby wykonywać mojej pracy - i też co w związku z tym, mam oczekiwać, że dostanę napiwek? Idąc tym tokiem rozumowania to wszystkim ludziom, lub 90% osób wykonujących jakąkolwiek pracę powinno się dawać napiwki/dodatkowe wynagrodzenie.

Odpowiedz
avatar Michail
-2 10

@Ohboy: No to dawaj napiwki tym zawodom, przecież nikt cię nie zatrzyma w restauracji siłą jeśli nie dasz napiwku.

Odpowiedz
avatar Attentat
11 13

@Michail: To, że coś jest kulturowym zwyczajem, nie oznacza, że jest to słuszne. A zwyczaj dawania napiwków nie dotyczy nawet całej branży gastro, a jedynie kelnerów i kierowców na dowóz. Cała reszta - kucharze, pomoc kuchenna, pracownicy na zmywaku, pracownicy fast foodów etc. (czyli po prostu całe zaplecze) muszą napracować się tak samo (o ile nie ciężej), a ich napiwki nie dotyczą. Kelnerzy zazwyczaj się nie dzielą z resztą zespołu. Już to jest samo w sobie niesprawiedliwe, a co dopiero w porównaniu do reszty branż.

Odpowiedz
avatar livanir
9 9

@Michail: Tylko "dzień dobry" mówisz wszystkim, a nie tylko wybranej grupie społecznej.

Odpowiedz
avatar Michail
-4 4

@Attentat: Piszę jak to widzę i rozumiem, ale nie namawiam nikogo z was do dawania napiwków. Jak był tekst o alkoholu i przedstawiłem zdanie odmienne do głównego nurtu komentarzy to mnie wysyłano po pomoc w sprawie uzależnienia, tutaj mam wrażenie, że odbieracie moje wypowiedzi jako namowa do koniecznego dawania napiwku kelnerom i tylko kelnerom.

Odpowiedz
avatar Jorn
0 0

@Attentat: W wielu restauracjach napiwki są dzielone między wszystkich pracowników mających udział w przygotowaniu i serwowaniu jedzenia. Co nie zmienia faktu, że nie uważam zwyczaju dawania i brania napiwków za słuszny.

Odpowiedz
avatar fursik
33 35

Z cyklu "Piekielni uczą i bawią". Tradycja napiwków przyszła z USA po obaleniu niewolnictwa - czarnoskórzy byli niewolnicy nie mogli znaleźć normalnego zatrudnienia, więc pracowali za darmo w kawiarniach i restauracjach, a klienci w zamian dawali im drobne kwoty. Dlatego też właśnie w USA "napiwkowanie" jest najmocniej zakorzenione. I też mam zastrzeżenia co do tego systemu. Przede wszystkim daje możliwość kombinowania właścicielowi - może stawka jest niska, ale dostaniesz napiwki! Uzależnia to Twoje zarobki od widzimisię klientów, których obsługujesz. Jeśli chcesz zarobić godziwie, musisz zgadzać się na wszystko, co leci w Twoją stronę: obrażanie, poniżanie, pstrykanie palcami czy szczypanie w tyłek. Bo pamiętaj - możesz protestować, ale wtedy napiwku nie dostaniesz. Dlatego jak najbardziej zgadzam się, że od płacenia kelnerom jest pracodawca, nie klienci. A jeśli już ktoś chce zostawić napiwek - proszę bardzo, ale nie powinien być do tego zobligowany.

Odpowiedz
avatar marcelka
17 17

@fursik: dzięki za lekcję historii :) wydaje mi się też, że w USA nadal częściowo tak jest, tzn. że są chyba inne minimalne stawki ogólne, a inne dla dostawców/kelnerów (ale nie wiem, czy to dotyczy całej Ameryki, znajomy z Nowego Jorku kiedyś mi o tym wspominał...). Ale w naszym systemie i kraju takiego zróżnicowania nie ma, więc nie widzę żadnego uzasadnienia na przerzucanie odpowiedzialności za wypłatę z pracodawcy na klientów i zgadzam się, że to prowadzi czasem do patologicznych sytuacji właśnie, że kelnerzy zgadzają się na gorsze traktowanie czy nieuprzejmość klientów w obawie przed brakiem napiwku.

Odpowiedz
avatar Ohboy
9 9

@marcelka: Tak, istnieje przepis, który mówi, że osoby pracujące za napiwki mogą mieć inną stawkę, która wynosi niewiele ponad 2 dolce. I muszą z napiwków dobić do 7 dolców z kawałkiem, jeśli tak się nie stanie, to pracodawca musi dołożyć. Różne stany mają różne podstawy w innych zawodach, ale 2 z kawałkiem mogą mieć tylko osoby pracujące za napiwki.

Odpowiedz
avatar kamil1024
0 0

@fursik: Nie, nie przyszła z USA. Wywodzi się z Anglii (za Wiki): "The practice of tipping began in Tudor England.[14] In medieval times, tipping was a master-serf custom wherein a servant would receive extra money for having performed superbly well.[15] By the 17th century, it was expected that overnight guests to private homes would provide sums of money, known as vails, to the host's servants. Soon afterwards, customers began tipping in London coffeehouses and other commercial establishments".[14] The practice was imported from Europe to America in the 1850s and 1860s by Americans who wanted to seem aristocratic."

Odpowiedz
avatar rodzynek2
22 22

Napiwek powinien być dobrą wolą klientów, a nie wymuszaną "prowizją" od obsługi. Dobrze, że w niektórych restauracjach zaznaczają, że napiwek jest w takiej, a takiej kwocie obowiązkowy, można przynajmniej zawczasu zrezygnować.

Odpowiedz
avatar toomex
-1 5

@rodzynek2 skoro są ludzie gotowi pracować w takich warunkach, to po co pracodawca ma je zmieniać?

Odpowiedz
avatar Attentat
3 3

@toomex: Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie pracować w niekorzystnych dla siebie warunkach, bo sytuacje ludzi są różne i czasem ktoś nie ma wyboru. Dlatego powinny istnieć przepisy chroniące przed takimi zagrywkami.

Odpowiedz
avatar mama_muminka
0 0

@toomex Skoro 5-letnie dzieci chcą pracować w chińskich fabrykach to po co protestować? Skoro dorośli pracują w fabrykach w Indiach przy trujących chemikaliach, to po co protestować? No przecież sami wybrali? Ironia off. To jest najbardziej bzdurny argument świata, nie wierzę, że ciągle jest w użyciu.

Odpowiedz
avatar Loira
-3 19

Szczerze, z perspektywy byłej kelnerki, która obecnie zmieniła pracę na "normalniejszą" (typowe siedzenie w biurze 8-16) - ta praca jest cholernie niewdzięczna. Godziny pracy takie, że cały dzień pracujący idzie w kosz. Wszystkie święta i weekendy, kiedy Twoja rodzina ma wolne, dla Ciebie znaczą tylko dwa razy większy zapiernicz. Wiecznie za mało ludzi na zmianie, bo - no niesłychane - nikt, kto wie jak to wygląda, nie chce się pakować w taką robotę. Ludzie, którzy nie rozumieli stwierdzenia "zamykamy o 23" i usilnie próbowali mnie przekonać, żebym sprzedała jeszcze po drinku o 22:50. No i chodzenie z gilem do pracy i popijanie gripexów na barze, bo zdajesz sobie sprawę, że jeśli zawalisz i nie przyjdziesz to będą ściągać Twoją kumpelę z jej jedynego w tym miesiącu wolnego weekendu, żeby pokryła Twoją zmianę. W dodatku ludzie - idioci, użeranie się z rozwydrzonymi dzieciakami, chamskie komentarze i generalne przeświadczenie (przynajmniej w moim małym mieście), że "głupia kelnerka, co w lepszej pracy by sobie nie poradziła". Napiwki były jedynym, co mnie trzymało w tamtej pracy, w lepsze miesiące typu luty/marzec (walentynki/dzień kobiet) lekką ręką można było wyciągnąć z nich drugą wypłatę. Powiesz, że to nie Twój tylko właściciela interes sprawić, żeby ktoś chciał pracować w jego restauracji. Pewnie masz rację, ale myślę, że mało którą restaurację byłoby stać na to, żeby płacić kelnerowi tyle co kuchni.

Odpowiedz
avatar babubabu89
18 24

@Loira: "(...)myślę, że mało którą restaurację byłoby stać na to, żeby płacić kelnerowi tyle co kuchni." Ale to też nie jest mój problem jako klienta tylko problem właściciela restauracji. A jak kelnerom/kelnerkom się nie podoba to niech zmienią pracę. Jak właściciele nie będą mieli rąk do pracy to albo podniosą płace albo sami będą kelnerować albo zamkną biznes. Takie proste rozwiązanie a taka gównoburza się zrobiła.

Odpowiedz
avatar Ohboy
11 15

@digi51: Poczułaś się ze sobą dobrze pisząc ten komentarz, prawda? :) To teraz ja poprawię sobie humor, bo muszę Cię uświadomić, że ludzie doskonale wiedzą, że pierwszą reakcją będzie podniesienie cen. Na szczęście nie ma przymusu chodzenia do knajp i rynek szybko zrewiduje, co się bardziej opłaca pracodawcy. A prawda jest taka, że zamiast bić pianę o napiwki wypadałoby się przyjrzeć temu, jak bardzo rząd doi przedsiębiorców.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 grudnia 2023 o 18:29

avatar Ohboy
12 16

@digi51: A pamiętasz może, skąd są te paragony grozy? One nie biorą się z tego, że ludzie nie wiedzą, że w knajpach potrafi być drogo. Ludzie wkurzają się, gdy restauratorzy naciągają klientów sprzedając małe, kiepskiej jakości dania w horrendalnych cenach. Jakoś paragony grozy nie pojawiają się z codziennych wizyt w knajpach, a głównie z knajp nad morzem/w górach. Ty też zbiorczo podsumowałaś wszystkich właścicieli restauracji, więc w czym problem? A ja dalej twierdzę, że osoby chodzące do restauracji doskonale wiedzą, kto opłaca pracowników. To jest zresztą jeden z koronnych argumentów przeciwko napiwkom - już zamawiając posiłek opłaca się personel, bo marża na posiłkach i napojach jest gigantyczna. Bicie piany, bo napiwki to nie jest część naszej kultury i nie ma powodów, aby do niej weszły, więc tłumaczenie ich rzekomej zasadności nie ma żadnego sensu. I przeceniasz moc kelnerów. Chamski kelner może ewentualnie zniechęcić do powrotu, ale nawet najlepszy kelner nie zdobędzie klientów, jeśli jedzenie będzie kiepskie.

Odpowiedz
avatar digi51
-4 10

@Ohboy: Ale skąd Ty możesz wiedzieć jakiej jakości było jedzenie skoro najczęściej ludzie wrzucają same paragony? Rzadko kiedy razem ze zdjęciem żarcia. Owszem, zawsze znajdą się tacy, którym wiecznie mało, pracownikom zapłacą poniżej minimalnej, a cena dania to 80-90% zysku dla nich, ale to raczej mniejszość. Zazwyczaj na "horrendalną" cena wpływa lokalizacja, bo utrzymanie lokalu w topowym położeniu ma po prostu swoją cenę. Dalej właśnie pracownicy, a potem multum podatków, idiotycznych opłat ta chooj wie co, a na końcu zysk restauratora. Nie mów, że nie wiesz, jak myślą ludzie - pensje najlepiej co roku kilkanaście procent do góry, a ceny niech stoją w miejscu. Ja też bym tak chciała. Też przeżyłam ostatnio szok życia jak poszłam do baru mlecznego w małej miejscowości, a tam schabowy z dodatkami 40zł, bo zatrzymałam się na cenach w barach mlecznych na czasach studenckich, gdzie pierogi były za 5zł, a schabowy za 12zł to już była rozpusta. Niestety, ale za chwilę już gofr z dżemem za deptaku nad morzem za 50zł to będzie standard. I tak jak napisałam - obowiązku dawania napiwku nie ma. Natomiast argument, że napiwki to nie nasza tradycja to argument z dupy, bo żyjemy w globalnej wiosce i wymieniamy się zwyczajami i tracycjami z innymi kulturami. Niektóre się przyjmują, inne nie. Przykładowo - nie ma obowiązku obchodzenia Halloween. To nie nasza tradycja. Kto nie chce - nie puszcza dzieciaków, nie daje cudzym latoroślom cukierów. I co? Po co o tym dyskutować? Ktoś da napiwek, a kto inny nie. Jeden da cukierki, inny nie da. Ja nigdy do nikogo nie miałam wątów o to, że nie zostawił napiwku - wolałam miłego, nieskomplikowanego klienta, który nic nie zostawiał, niż chama, który utrudniał mi pracę i miał przez cały wieczór wąty o byle co, a potem z łachą dorzucał 5€ do rachunku. A już najbardziej wkurrrwiający byli klienci, którzy z namaszczeniem tłumaczyli mi, czemu mi napiwku nie dadzą - po pierwsze kto pytał? Po drugie jeszcze pół biedy, jeśli był to feedback do jakości mojej pracy albo ogólnie lokalu, gorzej jak zaczynali filozofowanie albo dawanie dobrych rad w ramach napiwku. W sensie - serio, NIKT NIE PYTA.

Odpowiedz
avatar Habiel
6 6

@digi51: Akurat to zależy od restauracji. Ja jestem z tych, którzy idą do baru mlecznegobo chcą zjeść szybko i w miarę domowo, a jeśli już wychodzę do restauracji, to raczej do takiej z profesjonalną obsługą kelnerską. Byłam w kilkunastu lepszych restauracjach w Polsce i na świecie, zawsze wychodziłam zadowolona z obsługi. Tu wiem za co dopłacam. Nie wiem dlaczego student, dorabiający sobie po uczelni, miałby po napiwkach, mieć taką samą stawkę, co profesjonalny kelner. Jeśli czuję się jak gość, gdzie kelner dba o moje potrzeby (od prozaicznego nalania wody do szklanki, po opis składników dania, czy dobór właściwego napoju) to mogę bez problemu dać napiwek. Jeśli jedyną interakcja kelnera jest dzień dobry, proszę i oto rachunek, to dziękuję. Napiwku nie będzie. A że pensja mała? To uzgodnienie jego i pracodawy. Tak samo kwestia podniesienia cen- jeśli właściciel restauracji znajdzie osoby za niższą stawkę, to nie będzie musiał podnosić cen. Jeśli nikt mu nie przyjdzie do pracy za daną kwotę, uwzględni ją w daniach. I tu już przychodzą ludzie. Jeśli obsługa i jedzenie będzie dobre, to stan rzeczy się utrzyma. Jeśli nie, to kelner będzie musiał zaakceptować niższa stawkę albo zostanie bezrobotny, bo właścicielowi inters nie będzie się opłacał. Tyle.

Odpowiedz
avatar digi51
0 0

@Habiel: Toż to nic innego niż to, co napisałam niżej.

Odpowiedz
avatar kamil1024
3 3

@Loira: Praca jest nędzna, ale klienci nie powinni być za to karani. Restauracja powinna pokrywać 100% wynagrodzeń wszystkich pracowników, a wszystkie koszty powinny być wliczone w cenę. Wtedy klient ma jasną sytuację - ceny są takie i takie, chcę/mogę tu jeść albo nie. Również pracownicy mają wtedy jasną sytuację, bo wiedzą, ile zarobią, niezależnie od widzimisię gości, ani tego, czy dostaną najlepsze dni w grafiku, czy nie. A nie sztuczne obniżanie cen, a potem wymuszanie na klientach dodatkowych opłat poprzez presję społeczną. To jest po prostu paskudna praktyka.

Odpowiedz
avatar szafa
1 1

@Loira: powiem tyle: mam nadzieję, że zostawiasz napiwki w markecie :). Bo znam kilka osób, które pracowały i w gastro i w markecie i każda potwierdza, że market gorszy :)

Odpowiedz
avatar vylarr
0 0

@babubabu89: Jak firma chce mieć dobrych pracowników, to powinna im dobrze płacić. Stanowisko nie ma tu żadnego znaczenia.

Odpowiedz
avatar digi51
2 12

Ech, temat rzeka. Po pierwsza jeśli nigdzie w widocznym dla klienta miejscu nie ma informacji, że do ceny należy doliczyć 10% za obsługę to nic nie trzeba dopłacać. Natomiast w tym, że właściciel wymyślił sobie koncept, że do cen należy doliczyć cenę za obsługę - nic w tym oburzającego. Są kraje, gdzie ceny na półkach w sklepie podawane są bez podatku. Ceny mieszkań podaje się bez ceny miejsca parkingowego, które trzeba wykupić. Można nie być zwolennikiem takich rozwiązań, ale dopóki informacja jest podana wyraźnie i klarowanie przez skorzystaniem z usługi - nic w tym piekielnego. Natomiast co do samych napiwków @fursik wyjaśniła to wyżej, a ja dodam, że dawniej dawano napiwki służbie, a kelner należał do szeroko pojętej służby. Napiwki daje się też boyom hotelowym czy pokojówkom. To z jednej strony coś na zasadzie "znaj łaskę pana, służko", a z drugiej docenienie ciężkiej, nisko płatnej, ale mimo wszystko dobrze i sumiennie wykonanej pracy. A teraz co do czasów dzisiejszych. No więc utarło się, że w gastro są napiwki, ale moim zdaniem zasadniczo - nie ma to już prawa bytu w większości lokali gastronomicznych. Dlatego, że obsługa gastro często jest z przypadku, nie zna się na swojej pracy, nie wykrzesa z siebie ani krzty uśmiechu w stronę klienta. Oczywiście, nie zawsze, ale ogólnie ciężko mówić o powszechnych profesjonalizmie obslugi w gastro. Już w ogóle absurdem jest sugerowanie klientowi napiwku dla de facto pani na kasie w budzie z fast foodem. Moim zdaniem napiwek ma uzasadnienie tylko w miejscach, które są eleganckie i nie wpada się tam na szybki lunchyk albo żeby zgarnąć jedzenie na wynos, tylko przychodzi się spędzić naprawdę wyjątkowo wieczór, bo wtedy - faktycznie po pierwsze w dużej mierze od profesjonalizmu i nastawienia obsługi zależy czy ten wieczór będzie udany. I zanim pojawią się argumenty, że przecież zawsze trzeba być profesjonalnym i uśmiechniętym - widzieliście kiedyś profesjonalistę pracującego za najniższą krajową? A uśmiech nie jest obowiązkiem. Obowiązkiem jest jako taka uprzejmość i brak fochów w pracy. Owszem, na pewno pojawi się argument, że w takim razie pracodawca powinien płacić więcej. Tylko, że pensje płaci się z przychodów firmy. Więc de facto may tu wybór między obecnymi cenami i ewentualnym daniem napiwku, a po prostu zapłacaniem X% więcej usługi tego typu. W zasadzie wychodzi więc na to samo. Napisałam, że dużo zależy od jakości obsługi - bo naprawdę przyjazna, uśmiechnięta obsługa, która pracuje z przyjemnościa potrafi wprawić gościa w dobry nastrój na cały wieczór. Oczywiście, nie każdy zwraca na to uwagę, ale sporo osób jednak tak. Do dochodzi, że podczas takich wieczorów goście chcą, aby wszystko było idealnie, więc mają mnóstwo extra życzeń i to takich, których obsługa wcale nie ma ujętych w obowiązków. "Zrób nam zdjęcie" "Wymień obrus, który sami uwaliliśmy" (oczywiście, nie mówię tu o tym, kiedy obrus jest cały mokry czy uwalony, bo ktoś wylał cały talerz zupy, tylko o tym, że niektórzy goście zamawiają 4-daniowe menu i po każdym daniu domagają się zmiany obrusa, bo okruszki/plamka itd) "daj nam dodatkowe talerze" "daj nam dodatkowe szklanki" (hit - 3 szklanki na jedno zamówione, małe piwo) "Podgrzej słoiczek dla dziecka" "przynieś wody z kranu" - to są takie rzeczy, które NIE SĄ zrozumiałe same przez się w restauracji - to są dodatkowe życzenia, które często sprawiają, że kelner ma mniej czasu dla innych stolików i musi pracować na 200%. Natomiast powiem szczerze - nie widzę różnicy między gastro, a innymi branżami. Uważam, że w każdej branży usługowej jeśli chce się, aby pracownik robił jakieś extra rzeczy i szczerzył się podczas całego czasu wykonywania usługi - to warto to później docenić extra pieniążkiem. To, że w niektórych branżach pracownikom nie wolno takich podarków przyjmować (o ile wiem, np. kasjerkom w supermarketach, ale może się mylę) - to inna sprawa. Ja osobiście daje też napiwki, gdy usługa jest tania, a wyjątkowo dobrze wykonana. Daje napiwki kurierom jeśli ma

Odpowiedz
avatar Bubu2016
-3 3

@digi51: *wykrzesze

Odpowiedz
avatar digi51
-3 13

Dodam jeszcze, że wiele osób używa argumentu, że jeśli już komuś dawać napiwek - to kuchni, bo to od nich zależy jakość jedzenia. Pomijając już argument, że kucharze zarabiają dużo więcej - to nie kuchnia jest odpowiedzialna za kontakt z klientem i robi pierwsze wrażenie. Często od postawy kelnera zależy czy klient w ogóle w lokalu coś zamówi. To kelner tłumaczy się przez klientem z błędów kuchni, to klient pałuje się po godzinach, z tymi, którzy nie chcą lokalu opuścić, to kelner musi wkurzonego klienta udobruchać. Kuchnia często chętnie kładzie łapę na napiwku, za to jeszcze nie widziałam, aby kucharz chętnie wyszedł do klienta niezadowolonego z dania. Najczęściej jak powiesz, że klient zostawił negatywny feedback to usłyszysz "powiedz mu, że wypier... kuta... połamany" Do tego wielu kucharzy pogardza kelnerami, co dobrze widać na grupkach gastronomicznych. Kiedyś rozpętała się na takiej grupie dyskusja, że napiwek powinien być dzielony z kuchnią 50/50. W swojej wypowiedzi nie byłam absolutnie agresywna czy niegrzeczna, po prostu wysunęłam argumenty jak wyżej, a co dostałam w odpowiedzi? "Jesteś tylko głupim kawałkiem mięsa noszącym talerze, nie rób z siebie nie wiadomo kogo" "Twoją pracę wkrótce będą wykonywać roboty, tyle jesteś warta" - ten kolega chyba nie wpadł na to, że jak już technologia będzie tak zaawansowany, że będą roboty, które będą przyjmować zamówienia i nosić talerze, to nie będzie wielkim problemem stworzyć robota, który gotuje... Wszystko jest kwestią zaprogramowania. Do tego - kuchnia zamyka, kuchnia wychodzi, niezależnie od tego czy na sali są goście. Kelner wychodzi jak wszycy łaskawie się wyniosą. Nawet jeśli to płatne nadgodziny - kto chętnie zostaje dodatkową godzinę po 12h pracy na najwyższych obrotach?

Odpowiedz
avatar Ohboy
5 7

@digi51: Dzielenie się napiwkami z kuchnią uważam za kompletnie poroniony pomysł w momencie, gdy kucharze zarabiają tyle, ile powinni (czyli sporo więcej niż kelnerzy). Natomiast kompletnie nie zgodzę się z tym, że od robota-kelnera blisko do robota-kucharza, bo robot-kelner musi mieć tylko podstawowe funkcje i nie musi nawet mieć rąk xD Nie sądzę, aby cham z grupy dyskusyjnej miał na myśli humanoidalnego robota w stylu Sophii. Istnieją już knajpy, w których kelnerują roboty, ale ludzie lubią mieć kontakt z innymi ludźmi, więc minie jeszcze dużo czasu nim kelnerzy przestaną być potrzebni. O ile w ogóle do tego dojdzie.

Odpowiedz
avatar Ohboy
10 10

@Bubu2016: W Polsce? Od kiedy? Zwłaszcza, że obecnie w większości przypadków fryzjerzy sami ustalają ceny swoich usług, dlaczego mają dodatkowo otrzymywać napiwki?

Odpowiedz
avatar hulakula
0 0

@Ohboy: ja swojej kosmetyczce - po pandemii, jak zdjęli lockdowny zostawiałam przez długi czas napiwek- bo zwyczajnie wiedziałam, że przez cały ten czas dziewczyna była bez pracy. fryzjerce jakoś nigdy nie dawałam napiwku, tak jakoś wyszło. czyli nie ma reguły ;-)

Odpowiedz
avatar bloodcarver
4 6

Zwyczaj wymagania i oczekiwania napiwków powstał w USA, w stanach w których na stanowiskach "napiwkowych" pensja minimalna nie obowiązywała wcale, lub była znacznie niższa od ogólnej. I tylko w takich miejscach ma on jakikolwiek większy sens.

Odpowiedz
avatar shpack
-1 5

@bloodcarver O proszę, a ja myślałem, że instytucja "bakszyszu" była znana od setek lat. I to nie w USA.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
8 8

@shpack: Między zwyczajem dobrowolnego nagradzania najlepiej pracujących, a zwyczajem wymagania określonego % kwoty zamówienia jako napiwku, jest jednak kolosalna różnica.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 grudnia 2023 o 18:55

avatar kamil1024
-1 1

@bloodcarver: Nie w USA, tylko w Anglii (za Wiki): "The practice of tipping began in Tudor England.[14] In medieval times, tipping was a master-serf custom wherein a servant would receive extra money for having performed superbly well.[15] By the 17th century, it was expected that overnight guests to private homes would provide sums of money, known as vails, to the host's servants. Soon afterwards, customers began tipping in London coffeehouses and other commercial establishments".[14] The practice was imported from Europe to America in the 1850s and 1860s by Americans who wanted to seem aristocratic.".

Odpowiedz
avatar Chrupki
0 12

Wydaje mi się, że przy większych grupach typu wieczór panieński, czy urodziny, napiwek 10% z tytułu serwisu jest codziennością, bo jako grupa generujecie znacznie więcej pracy niż stolik dwuosobowy. Jeśli masz z tym problem, to upewnij się że w restauracji, którą wybierasz, nie ma takiego zwyczaju, ale możesz długo szukać innej.

Odpowiedz
avatar shpack
8 10

@Chrupki Jak grupa generujemy więcej pracy, ale zamawiamy więcej, więcej płacimy i tym samym zostawiamy wiekszy napiwek.

Odpowiedz
avatar szafa
0 0

@shpack: z tym płaceniem więcej bym się niekoniecznie zgodziła, bo a) jako grupa często ludzie siedzą przy jednym, dwóch piwach pół dnia, bo nie chodzi o jedzenie, tylko o spędzenie wspólnego czasu, b) traci się innych klientów (ja np. omijam restauracje, w których widzę, że właśnie jest większa grupa, bo wiem, że będzie hałas jak skurczysyn, a jeśli rzeczywiście zamawiają żarcie i trafi się właśnie na ten moment, to człowiek na swoje będzie czekał godzinę)

Odpowiedz
avatar shpack
9 9

Nikt, dosłownie nikt, łącznie ze mną, nie odpowiedział, dlaczego te 10% ma być obligatoryjne. Dalej pytanie-zagadka.

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
5 5

@shpack: Bo ilu Piekielnych tyle odpowiedzi :)

Odpowiedz
avatar Lessa
4 4

Sama daję napiwki, choć nie wszędzie. Zwykle wtedy, gdy podczas obsługi poczułam się zadbana i dopieszczona albo gdy mam już jakąś relację z danym miejscem. Kiedyś chodziłam do jednej restauracji na tyle regularnie, że obsługa mnie kojarzyła, a moja ulubiona pani kelnerka zawsze dodatkowo o mnie dbała, nawet gdy nie obsługiwała mojego stolika. pamiętali co lubię oraz informowali o pozycjach spoza karty. Rozumiem też obligatoryjny napiwek przy większej ilości osób - oczywiście o ile jest jasno zakomunikowany. I oczywiście zgadzam się, że napiwek w naszej kulturze nie jest czymś obowiązkowym, to w pełni dobrowolne działanie. Mam natomiast radę dla tych, co martwią się czy kelnerzy rozliczają się z podatku od napiwków - napiwek można dać kartą, wtedy podatek będzie odliczony.

Odpowiedz
avatar annababy97
8 10

Jak na jednej z hrup wypowiedzialam sie wlasnie w ten sposob, to zostalam zhedzona zywcem. Przeciez to jest ogolnie przyjete, zeby zostawiac 10% napiwku. Przyjete? A kto przyjal? W takim razie w ten sam sposob przyjmijmy napiwki dla pani z biedronki, bo szybciutko skasowala i sie usmiechnela, pani na stacji benzynowej, bo przeciez w nocy pracuje, taka biedna. Dawajmy wszystkim napiwki, a co. Nigdy w zyciu nie dalam i nie dam ani lapowki, ani napiwku. Kazdy wykonuje swoja prace i otzrymuje za nia wynagrodzenie. Nie jest klienta, petenta, pacjenta wina, ze za malo. Ale nie jest moim obowiazkiem wspomagac innych.

Odpowiedz
avatar livanir
9 9

Na infolini też mało zarabiam, praca niewdzięczna, bo na mnie się klienci wyładowują, a jeszcze nikt mi nie wysłał napiwku, czy chociaż wina/czekoladek za rozwiązanie problemu i suszenie głowy innym działom by zrobiły to w terminie 3 dni, zamiast ustawowych 14, bo ktoś chce wrócić zza granice(albo cokolwiek). Też nikt nie umie mi wyjaśnić, czemu mam w takim razie zostawiać kelnerom napiwki.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 5 grudnia 2023 o 18:16

avatar KubekHerbaty
1 1

Uważam, że napiwek to kwestia indywidualna. Jedni dają wszystkim, inni nikomu, a jeszcze inni wtedy, gdy są naprawdę zadowoleni. Doliczanie napiwku "bo tak" nie powinno mieć miejsca.

Odpowiedz
avatar kamil1024
3 3

Pomijając wszystkie inne problemy z dawaniem napiwków, to w Stanach (kraju, gdzie napiwki są chyba najbardziej rozpowszechniony) widać kolejny - januszom biznesu nigdy mało. W Stanach firmy zaczynają się domagać napiwków w coraz większej liczbie miejsc i branż (nie tylko restauracyjnej/dosawczej) i coraz większych kwot. Kiedyś 10% było oczekiwanym standardem, potem 15%, teraz już 20% albo nawet 25%. I tak będzie dalej szło w górę, aż ktoś się w końcu ocknie i zaprotestuje.

Odpowiedz
avatar vylarr
0 0

@kamil1024: Na szczęście są kraje, w których pracodawca dobrze płaci pracownikom, a danie komuś napiwku jest traktowane jako obraza. Nie wszystko co amerykańskie jest takie super.

Odpowiedz
avatar szafa
1 1

Z tego, co wiem, to każda restauracja ma dopłatę za obsługę większej grupy. Debilne tylko, że nazywają to napiwkiem.

Odpowiedz
avatar daroc
1 1

Nie kracz, bo w USA już są afery związane z tym, że w markecie przy kasie (i to samoobsługowej!) można wybrać wysokość napiwku, który zostanie doliczony do kwoty.

Odpowiedz
avatar vylarr
0 0

Napiwki powinny być dodatkiem - miłe podziękowanie konkretnej osobie za dobrą pracę, ale w żadnym wypadku nie powinny być jakimś obowiązkiem narzucanym jakimiś przepisami, czy nawet normami kulturowymi - po prostu ktoś zrobił więcej, niż tego oczekiwałeś, chcesz się odwdzięczyć, to dajesz napiwek. Pracownik też nie powinien podchodzić do sprawy, tak że napiwek mu się należy, a jak ktoś nie dał napiwku, to jest ch.... to ma być prezent - coś ekstra, za zrobienie czegoś ekstra. A za same wypełnianie obowiązków nie powinno być napiwków. Nie powinno się planować pracy np. kelnerów na zasadzie podstawa - minimalna krajowa, ale może sobie dorobić napiwkami. To pracodawca powinien odpowiednio doceniać finansowo swoich pracowników, a nie klienci.

Odpowiedz
Udostępnij