Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Wiele mówi się o tym, jak to dochtóry są niedouczone. Jako niemal…

Wiele mówi się o tym, jak to dochtóry są niedouczone. Jako niemal świeżo upieczona absolwentka kierunku lekarskiego, a od niespełna dwóch miesięcy stażystka - zgadzam się z tym stwierdzeniem. Dlaczego? Spieszę z wyjaśnieniami.

Studiowałam w jednym z największym polskich miast. Uczelnia stara, z tradycjami, znanymi nazwiskami. Z zewnątrz wszystko wygląda pięknie, regularnie zajmuje wysokie pozycje w rankingach uczelni medycznych. Gdy jednak zajrzy się pod kocyk rankingowy, już tak wesoło nie jest. Wyniki Lekarskiego Egzaminu Końcowego (LEKu), czyli egzaminu zawodowego organizowanego przez zewnętrzną instytucję (taki sam test dostają absolwenci wszystkich polskich uczelni), co roku są jednymi z najniższych. Przewyższają nas nawet pogardzane przez wielu profesorów mniejsze uczelnie jak Białystok czy Szczecin.

Zajęcia to jeden wielki rollercoaster, z którego powypadało część śrubek i chwieje się na zakrętach. Plan niby jest, ale fizycznie nie da się do przerobić. Rozkład przedmiotów i ilość godzin poświęcona na nie jest prawie taka sama, jak 30 lat temu. Nie nadąża za rozwojem wiedzy - oczekuje się, że w tym samym czasie wchłoniemy wiedzę taką, gdy chorób było sporo mniej. I wiecie co? Ani prowadzący nas nie są w stanie tego nauczyć, ani by sami z książek, bo chyba trzeba by było nie spać. Ale wszystko ładnie zdajemy, a od momentu gdy zaczynają się zajęcia kliniczne jest naprawdę luźno. Dlaczego? Bo większość egzaminów jest na podstawie testów z zeszłych lat (nie ma pytań otwartych, bo LEK też jest tylko testem), prowadzący nas albo nie odpytują, albo robią to bardzo pobieżnie; takich którym się chce można policzyć na palcach jednej ręki. Do tego są bolączki poszczególnych katedr, jak trzy różne plany zajęć, przez co nie wiadomo czego się uczyć (wszystkiego się nie da), prowadzący kończący po 1 godzinie zamiast po 4 (idźcie do domu, ja mam pacjentów) i takie tam.

Kończymy więc studia, mając wiedzę na zasadzie: przy zapaleniu płuc prawidłowym postępowaniem jest "wszystkie powyżej" (bo tak wygląda pytanie na egzaminie). Lekka hiperbola, ale lekka. Praktycznego nauczania mieliśmy tyle, co kot napłakał. Prawie nie badaliśmy pacjentów, nie ocenialiśmy wyników badań, nie wiemy nawet, jak przeprowadzać diagnostykę różnicową. Nie wiemy, jak dopasować poszczególne leki do sytuacji szczególnych, jak zaplanować leczenie nadciśnienia czy jak wprowadzać leki przeciwzakrzepowe - zupełne podstawy pracy lekarza. Miały nas nauczyć tego studia. Nie zrobiły tego.

To co, nauczymy się na stażu, prawda? Hehehe... nie. Trafiłam do Szpitala Uniwersyteckiego - duże litery oddają ego dyrektora (żeby oddać je w pełni, powinno być CapsLockiem). Poszłam tam dlatego, że jest w nim oddział, na którym w przyszłości chcę pracować. Wydawało by się, że skoro to taka poważna placówka, to umieją się zająć stażystami, prawda? Nope. W teorii staż jest po to, by wiedza nabyta na studiach została doszlifowana w praktyce pod czujnym okiem doświadczonych lekarzy. Mamy ograniczone prawo wykonywania zawodu, co znaczy że możemy robić tylko niektóre rzeczy - jednak jest ich sporo: badanie, pisanie dokumentacji, w porozumieniu z lekarzem wystawianie skierowań, a nawet stwierdzenie zgonu. Ba, na wielu oddziałach ma się swoich pacjentów, ale większość rzeczy dogaduje z doświadczonymi. Świetna sprawa, pozwala poznać pracę w bezpiecznych warunkach.

Niestety, nie w Szpitalu Uniwersyteckim. Dlaczego? Żeby zlecać te wszystkie rzeczy, musi to przejść przez system szpitalny. A do tego potrzebne jest konto. Stażyści zaś kont nie mają. Dlaczego? Bo (zapnijcie pasy) niektórym profesorom się nie podoba, że stażyści mają dostęp do wielu oddziałów, podczas gdy oni mają tylko do swojego. Co prawda można zrobić tak, by był dostęp tylko do jednego z nich na czas stażu na nim, a potem było to usuwane. Ale nie, nie można i kropka. Dyrektor stanął oczywiście po stronie profesorów. A żaden lekarz nie pozwoli stażyście na samowolkę na swoim koncie (do którego zgodnie z prawem nie mamy dostępu), bo wszystko idzie na jego konto. Z braku czasu zazwyczaj oni zlecają co potrzeba, my tylko patrzymy. Czasem się udaje np. napisać obserwację czy zlecić badania laboratoryjne, ale tyle zostało z bycia "małym lekarzem". Co innego, gdy trzeba samemu decydować, a co innego gdy się tylko patrzy.

Staż kończę za niecały rok. Dostanę pełne prawo do wykonywania zawodu, będę miała pełną odpowiedzialność za ludzi, których leczę. W moim przekonaniu i wielu moich znajomych - nie będąc do tego przygotowanym. Nasza nadzieja w tym, że trafimy na pracodawców, którzy będą nam dawali coś w rodzaju taryfy ulgowej na początku, choć nawet nie muszą tego robić. Przecież 7 lat edukacji za nami...

słuzba_zdrowia

by ~lekstaz
Dodaj nowy komentarz
avatar louie
16 18

Problemem nie są młodzi lekarze, którzy jeszcze nie wiedzą wszystkiego tylko lekarze, którzy są beznadziejnymi diagnostami bo im się nie chce skupić bardziej na pacjencie a zamiast jeździć na sympozja i się dokształcać w nowych metodach leczenia i schorzeniach wolą siedzieć ile się da na nadgodzinach w prywatnych klinikach.

Odpowiedz
avatar Arry
-1 3

@louie: Nie zapominaj o braniu "fantów" od przedstawicieli różnych medycznych konsorcjów. Kiedyś leczyłem się u jednej takiej pani doktor, która co chwilę wypisywała mi witaminę D bo mi witaminy D brakuje i inne takie suplementy. Poszedłem do innej, ta na mnie spojrzała i powiedziała "coś pan blady jest..." pooglądała jeszcze chwilę, zrobiła krótki wywiad i wydała werdykt "nie ma pan żadnych dolegliwości to taką cerę musi pan mieć" i tyle. Na recepcie dostałem jedynie stałe leki i żadnych suplementów.

Odpowiedz
avatar louie
8 12

Osobiście wolę iść do młodego lekarza bo stary wypisze tę samą receptę co 30 lat temu. Mój tata prawie zmarł przez starszego lekarza, któremu nie spieszyło się z badaniami przy RAKU. Młody onkolog się za głowę złapał i załatwił wszystko w tydzień.

Odpowiedz
avatar trolik1
10 10

@louie mój kolega lekarze uczył się za granicą, na zachodzie. Wrócił do pewnego szpitala i chciał leczyć wg " nowości". Efekt? Za podważanie zdania staruszków wyleciał. A potem zaczęły się o niego bić przychodnie, gdzie pracuje do dziś.

Odpowiedz
avatar Armagedon
17 19

Będziecie się uczyć na własnych błędach - kosztem pacjentów. To oczywiste. Dobrze, jeśli zachowacie daleko idącą ostrożność i pokorę - zdając sobie sprawę z własnych ograniczeń. Gorzej, jeśli niewiedzę będziecie nadrabiać butą i arogancją - co zdarza się, niestety, nader często. Pan doktor prędzej da się pokroić w plasterki - niż przyzna do błędu. Dlatego wcale mnie nie dziwi, że pacjenci coraz częściej "leczą" się sami, posiłkując wiedzą z internetu. Nie ufają lekarzom (poniekąd słusznie), ale sami sobie przecież recepty nie wypiszą, więc kupują różne "cudowne" specyfiki - nabijając kabzę przeróżnym hochsztaplerom, zupełnie pozbawionym jakichkolwiek zasad moralnych. Ale też, etyka zawodowa sporej części lekarzy pozostawia wiele do życzenia. No i, oczywiście, ich kompetencje. Bardzo źle to wróży na przyszłość coraz bardziej schorowanemu społeczeństwu, zatruwanemu regularnie przez pozbawionych zasad moralnych producentów żywności - i nie tylko. Taki paradoks. Coraz więcej chorób cywilizacyjnych - coraz mniej kompetentnych, zaangażowanych lekarzy. No cóż, być może to "coś", co Światem kręci, znalazło sobie sposób na "selekcję naturalną"? I nie tylko w Polsce, jak sadzę.

Odpowiedz
avatar helgenn
5 7

Jestem świeżo po lekturze "Będzie bolało" (jest też serial). Niby o brytyjskiej służbie zdrowia, ale patologia NHS jest porównywalna do tej w NFZ

Odpowiedz
avatar Ohboy
9 11

To mi przypomniało, jak raz poszłam zrobić zęba u studentów, bo tylko oni dali radę przyjąć na szybko. W pewnym momencie studentka powiedziała do wykładowczyni, że ostatnio czytała nowy podręcznik od XYZ (był to jakiś uznany specjalista) i że teraz stosuje się inną metodę. Wykładowczyni na to, że może i tak, ale ona ma się uczyć tak, żeby zdać egzamin. Gdybym nie była podlewana wodą to bym się zaśmiała. Ale kiedyś już wspominałam tutaj, że w sumie lubię młodych lekarzy. Kijowo, że nie do końca dbają o Waszą wiedzę i umiejętności, ale młodsi lekarze przynajmniej mają więcej empatii i chętniej wypisują skierowania na badania.

Odpowiedz
avatar trolik1
6 8

Lekarze... Ostatnio umarła mojej partnerki mama. Ale zanim umarła cierpiała sporo czasu. Kiedy było bardzo źle wezwaliśmy lekarza. Lekarka Ukrainka wydała werdykt i natychmiast wezwała karetkę. Gość z karetki całkowicie podważył zdanie lekarki ( ki diabeł czy ratownik czy lekarz licho wie- nie byłem przy tym), ale zabrał do szpitala, tam zajmowało się nią trzech lekarzy. I... każdy z innym zdaniem - diagnozą. Matka trafiała jeszcze na oddział dwukrotnie w ciągu miesiąca. W końcu została w domu pod koncentratorem tlenu i męcząc się konkretnie zmarła.

Odpowiedz
avatar szafa
-2 6

@trolik1: Z tego, co słyszałam o ukraińskiej służbie zdrowia, to jak się leczyć prywatnie, to tylko tam. Tam nawet ichniejsza publiczna funkcjonowała przed wojną tysiąc razy lepiej niż nasza. Każdy to potwierdza, nawet najbardziej zakochany w Polsce Ukrainiec. Dla lekarzy z Ukrainy co się odwala tutaj musi być szokiem.

Odpowiedz
avatar ejbisidii
1 3

@szafa Nie wiesz co piszesz XD

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 5

Trochę starszy lekarz here. A dlaczego wybrałaś akurat szpital uniwersytecki? W szpitalach wojewódzkich czy powiatowych są takie braki, że przyjmą i nauczą każdego, kto tylko chce się nauczyć, bo każda para rąk tam jest na wagę złota (przynajmniej ja mam takie doświadczenia). Stażysta i rezydent w różnych USK-ach to zwykle ludzkie maszyny do pisania.

Odpowiedz
avatar mama_muminka
1 1

@AWOsms No przecież napisała dlaczego - bo chce tam

Odpowiedz
avatar mama_muminka
0 0

@mama_muminka .. potem pracować. (sorry, urwało komentarz). Jakbym mieszkała i studiowała w wojewódzkim miescie, czy gdzie tam ten szpital jest to też by mi się nie śpieszyło jechać do małego powiatowego szpitala.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 4

@mama_muminka: Więc niech nie narzeka, że nic nie umie, bo nikt nie chciał jej nauczyć. Zawsze jest jakaś opcja. Ja sobie chwalę pracę w szpitalu powiatowym - jest zdecydowanie spokojniej niż w moim poprzednim miejscu pracy (a nie był to szpital kliniczny). Ludzie przychodzą z takimi schorzeniami, których w ciągu 5,5 roku specjalizacji nie widziałem nigdy. I szczerze - czuję się w tym miejscu doceniony za to co robię.

Odpowiedz
avatar Ohboy
0 2

@AWOsms: Ale dopóki tam nie poszła nie wiedziała, że jest tak źle. Chyba nie można ot tak zmienić szpitala, w którym odbywa się staż?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

@Ohboy: Można zmienić szpital. Nawet na taki poza województwem.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 5

Miło, że jakiś lekarz w końcu przyznaje, że lekarze są źle wykształceni :)

Odpowiedz
avatar jan_usz
-1 1

Ja mam inne spostrzeżenie, to nie wina lekarzy że są niedouczeni ale medycyny. Pomimo kolosalnego rozwoju medycyny, to nadal metody diagnostyczne polegają na osłuchaniu albo obmacaniu pacjenta. Wszyscy się wkurzają jak mechanik mówi "jeździć i obserwować", ale lekarze działają dokładnie tak samo. Jak coś boli w brzuchu i nie widać przez skórę to lekarz nie ma metodologii diagnostycznej, trzeba czekać czy ten ból zniknie sam czy wyjdzie z tego nowotwór.

Odpowiedz
avatar Ohboy
0 2

@jan_usz: No nie... Urządzenia i badania istnieją, tylko jest problem z dostępem do nich. Raz, że niektórzy lekarze nie chcą wypisywać skierowań, a dwa, że już ze skierowaniem trzeba swoje odczekać, bo NFZ nie daje rady.

Odpowiedz
Udostępnij