Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

W postulatach nowego rządu jest odchudzenie podstaw programowych z poszczególnych przedmiotów. Nie…

W postulatach nowego rządu jest odchudzenie podstaw programowych z poszczególnych przedmiotów. Nie jestem ani za, ani przeciw - obserwuję i absolutnie nie jest moim celem wywołanie solidnego shitstormu na ten temat.

Karierę nauczycielską (kiedyś się dumnie mówiło służbę nauczycielską) rozpocząłem na mazurskim zadupiu w roku 1979. Większości czytających jeszcze pewnie nie było wtedy na świecie. Od razu uprzedzam, że mogę się wypowiadać tylko o matematyce i fizyce, bo to są główne obszary mojej działalności (angielskiego naonczas w programie nie było).
Kończyłem liceum w roku 1975 (w klasie niesprofilowanej). W programie były nie tylko pochodne funkcji, ale i pojęcie (prostego, bo prostego) równania różniczkowego, całki nieoznaczonej i oznaczonej oraz całkowania przez części i podstawienie. Na fakultecie, bo szedłem na matmę pojawiły się szeregi i kryteria ich zbieżności.

Po rozpoczęciu pracy katowałem dzieci funkcją liniową (obecnie pierwsza LO), prostymi równaniami wykładniczymi i pojęciem logarytmu, a maluchy bawiły się pojęciami zbioru i działaniami na nich w nauczaniu początkowym. Były kasztany i żołędzie w różnych kolorkach i kolorowe sznureczki do tworzenia (okalania) odpowiednich zbiorów. Z fizyki (która była nastawiona na tłumaczenie otaczającego nas świata) była zasada działania silnika czterosuwowego, dwusuwowego i diesla (były działające modele), zasada działania diody i triody w wersji lampowej i półprzewodnikowej - wiem, że to dziś zbędne. Ale, na Boga! te moje dzieciaki w zaświnionych gumiakach świetnie sobie z tym radziły! Szybki skok do przodu. Pojawiło się gimnazjum i egzaminy z KAŻDEGO przedmiotu. Dało się? Dało się. A program gimnazjum z matmy wcale taki łatwy nie był. Sporo z niego obecnie jest dopiero w liceum.

A potem zaczęły się cięcia. Zgoda, sporo wiadomości i umiejętności było zbędnych, ale jeśli ktoś pyta patrząc na program matematyki "do czego mi się to w życiu przyda?" to nie wie po co matma w ogóle jest w szkole. To ma uczyć logicznego myślenia, wiązania informacji, wyciągania wniosków i planowania działań. To samo dotyczy fizyki. A wiedza milusińskich o świecie jest zatrważająca!

Prac domowych (kolejny postulat) od lat nie zadaję. Mam tyle godzin ile chcę i zadawanie jest zbędne - wszystko mogę zrobić w czasie zajęć. Ale indolencja moich podopiecznych i roszczeniowość ich rodziców mnie przeraża. Bardzo proszę o rzeczowe komentarze również nauczycieli innych przedmiotów.

nauczyciel podstawa programowa

by jotem02
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar livanir
0 20

Do wyciągania wniosków, analizy itp. nie trzeba znać równań różniczkowych. Tego można się nauczyć przez szachy itp. Poza tym... jezeli kogoś nie interesuje czym jest biały karzeł, to w sumie po co im? Jest tyle materiałów, tyle zagadnień i kategorii, że nie dziwie się iż jedna osoba woli uczyć się o obrazach, druga o tekstach kultury, za to nie lubi o kosmosie czy sinusach. Jeżeli kogoś to nie interesuje, zawsze będzie narzekał. A mnie mimo zainteresowania kosmosem i miłości do matematyki(do teraz w wannie uwielbiam rozwiązywać sudoku)- bardziej w życiu przydała się wiedza z zakresu literatury.

Odpowiedz
avatar jotem02
18 20

@livanir:Chodziło mi o to, że zakres wiadomości i umiejętności się stale zawęża, tak jak gdyby kolejne pokolenia młodych ludzi były coraz mniej inteligentne.

Odpowiedz
avatar Maurycy_the_look
8 8

@livanir: Tak, w zasadzie ta wiedza zwykłemu śmiertelnikowi jest niepotrzebna. Tak jak wzory skróconego mnożenia, cykl rozwojowy pantofelka czy dorzecza Odry. Ale ja to tłumaczę dzieciom tak: to TRZEBA po prostu wiedzieć, żebyście kiedyś trafiając do "Milionerów" nie żałowali że nie uważaliście w szkole i stracicie wszystko na pytaniu za milion złotych "jakim protistem jest pantofelek".

Odpowiedz
avatar konto usunięte
6 8

@livanir: co ma sudoku wspolnego z matematyka? poza liczeniem do 9. P.S. tez lubie sudoku, szczegolnie tw najtrudniejsze

Odpowiedz
avatar ja_2
4 12

@livanir: Podobnie jak ty uważam, że pojęcie o trygonometrii jest zbędne. Lepiej ten bełkot zastąpić tak przydatną informacją jak, że jessica puściła się z jakimś youtuberowym kenem. Wiedzę o kosmosie można przecież czerpać od pisenkareczek (media ich pytają o tajniki misji kosmicznych). W ogóle po cholerę szkoła, skoro mamy instagram i facebooka??

Odpowiedz
avatar ja_2
0 4

@ewkalata: Liczby są do 9, ale suma większa - 15 lub nawet 45 (jak liczysz niepotrzebnie całość). Dla nich to matematyka wyższa.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 listopada 2023 o 18:12

avatar jotem02
4 4

@Maurycy_the_look: Masz słusznego. Zawsze mnie wszystko cholernie interesowało (matematycy tak mają). Przyniosło mi to bardzo konkretne profity w (świętej pamięci) Miliardzie w Rozumie i Milionerach.

Odpowiedz
avatar jotem02
-2 4

@ja_2: Żeby nie pisać takich tekstów.

Odpowiedz
avatar NiebieskaOrzelka
2 2

ja_2: "Wolność, po co wam wolność? Macie przecież telewizję". Tak mi się skojarzyło. Kiedyś telewizja, dzisiaj Internet.

Odpowiedz
avatar irulax
0 0

@jotem02: Raczej nie zawęża, tylko rozmydla. Uczymy coraz to nowych rzeczy i z konieczności "po łebkach".

Odpowiedz
avatar irulax
1 1

@jotem02: Moim zdaniem, szkoła powinna dawać narzędzia przydatne w przyszłym życiu a nie tylko wiedze typu encyklopedycznego. Obecnie dzieciaki nie widzą powiązania pomiędzy szkołą a realnym życiem. I to jest prawdziwy problem. Pierwszy lepszy projekt praktyczny obnaża braki i zachęca do uzupełnienia. Tymczasem sadzamy dziecko w ławce po kilka godzin dziennie i zgrywamy wiedzę do głowy jak na jakiś dysk w komputerze argumentując: ucz się bo może kiedyś w krzyżówce ci się przyda! :))))

Odpowiedz
avatar digi51
2 16

Akurat w polskiej szkole dzieci o świecie uczą się całkiem dużo, w zasadzie więcej niż potrzebne i niż są w stanie zapamiętać. Trzeba też wziąć pod uwagę, że w dzisiejszych czasach wszystko można wygooglować, ja się czasem łapię na tym, że googluje rzeczy, których niby uczyłam się 20 lat temu w szkole. Jasne, internetu może zawsze zabraknąć, ale jeśli miałby nastąpić jakiś ogólnoświatowy krach, to ważniejsze jest, aby człowiek umiał np. uprawiać warzywa, wypiekać chleb, szyć itd. Wiadomo, tego mogą nauczyć rodzice (ale w dzisiejszych czasach większość ludzi tegoo nie umie), jednak podsumowując - sucha wiedza nic nikomu nie da, każdy przedmiot powinien nauczyć praktycznych umiejętności i ewentualnie najbardziej podstawowej wiedzy. Nawet historia nie jest w sumie wyjątkiem, ja na przykład w liceum miałam bardzo interesujące lekcje historii, gdzie nie wkuwało się dat na pamięć, a raczej ciągi przyczynowo-skutkowe, czasem tworzyliśmy alteratywne scenariusze na zasadzie "jakie byłoby lepsze rozwiązanie" itd.

Odpowiedz
avatar jotem02
4 12

@digi51: Ja staram się o świecie uczyć praktycznie. A co jeśli nagle kiedyś internetu zabraknie? Połowa młodych ludzi skona z głodu i wyziębienia, niestety...

Odpowiedz
avatar Habiel
7 9

@jotem02: Tylko właśnie brakuje zajęć praktycznych. Na chemii nie miałam ani razu doświadczenia, to samo na fizyce. Na biologii chociaż mieliśmy zajęcia z mikroskopami. Co jest praktycznego we wkuwaniu wzorów i liczeniu, skoro nie widzi się tego efektu. W polskiej szkole jest nacisk jedynie na teorię. Co innego jakby przekazać teorię, a potem pokazać jej zastosowanie praktyczne. Taką ciecz nienewtonoską można zrobić w warunkach szkolnych. Na większe przykłady można wybrać się do Kopernika. Na co Młodemu człowiekowi wzór na np. siłę, skoro nie widzi gdzie się go stosuje i jest to dla niego abstrakcja. A od skonania z głodu i wyziębienia, szkoła nas nie zabezpieczy. To już nie te czasy, gdy w ramach wycieczki szkolnej jechało się na wykopki albo na wioskę. Teraz jedzenie produkuje się w rzeźni (zbyt brutalne dla młodych ludzi), a na pola wjeżdża taki sprzęt, że obecność ludzi jest niewskazana. Tak samo z szyciem- jeszcze pamiętam jak na technice uczyliśmy się szydełkować czy różnych ściegów, ale bez maszyny, teraz nie zrobi się ubrań w efektywny sposób.

Odpowiedz
avatar aszulka13
1 1

@Habiel na chemii w gimnazjum miałam tyle praktyki i doświadczeń, że zwiazalam z tym dalsza edukację. Niestety w liceum nie było nic, ale mialam solidne podstawy, wiec sobie poradziłam. Niestety, z tego co wiem, nauczycielka od praktyki przegrała walkę z systemem... Przed pokazowym doświadczeniem musiała czytać karty charakterystyki.

Odpowiedz
avatar Allice
12 16

Co do prac domowych... Niektóre rzeczy bez przećwiczenia x przykładów (mówię o matematyce) są ciężkie. Przeklinałam to w liceum (autorski program nauczania matematyki, rozszerzenie rozszerzenia) ale na studiach dziękowałam bo pochodne czy całki miałam w małym palcu już. Zresztą płacz że matura ciężka i obowiązkowa z matematyki, a też wystarczy porobić arkusze, zapoznać się z tablicami... Ale jak to, ćwiczyć?

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 14 listopada 2023 o 23:23

avatar szafa
6 8

@Allice: Święte słowa. Uczę prywatnie pewnego rzadkiego języka. Język ten ma to do siebie, że niestety pewnych rzeczy trzeba się nauczyć na pamięć, po prostu taka specyfika. Sama uczyłam się w swoim życiu siedmiu języków i są takie, które przy dobrym nauczycielu "wchodzą" do głowy, są też takie, przy których niezależnie od nauczyciela trzeba siąść i wkuć pewne rzeczy (ewentualnie robić ćwiczenia, które zastąpią tępe kucie). Pierwsza rzecz, którą ZAWSZE mówię swoim uczniom: musicie znaleźć czas w domu, inaczej po prostu wyrzucicie pieniądze w błoto. I jest dokładnie tak, jak mówię - kto ten czas znajduje, ten ma efekty; kto nie, ten płacze, że nie ma dla niego odpowiedniej metody albo że on po prostu nie ma talentu językowego.

Odpowiedz
avatar ICwiklinska
2 10

Aż tak wstecz pamięcią nie sięgam. Jednak pamiętam jak będąc uczennicą podstawówki w latach 90-tych całe popołudnia i wieczory miałam dla siebie. Teraz córka 10 lat cieszy się, kiedy ma dzień bez pracy domowej, projektu czy nauki. Więc skąd ta totalna ignorancja społeczeństwa? Może w programie jest za dużo rzeczy ale niekoniecznie przydatnych?

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
3 7

@ICwiklinska: Chodziłam do podstawówki na przełomie wieków i w zasadzie od 4 klasy nie miałam już nigdy wolnego popołudnia, często nawet wieczoru. Już wtedy programy były mocno przepełnione a nauczyciele rozdawali prace domowe jak cukierki.

Odpowiedz
avatar szafa
3 5

@ICwiklinska: Też chodziłam do podstawówki w 90-tych latach i codziennie robiłam jakieś zadania. Fakt, że nie zajmowały dużo czasu, ale im wyższa klasa, tym było tego więcej. W liceum już normalnie zakuwało się do wieczora codziennie.

Odpowiedz
avatar VAGINEER
8 12

było nas jedenaścioro, mieszkaliśmy w jeziorze

Odpowiedz
avatar Maurycy_the_look
1 3

@VAGINEER: Prawdziwi szczęściarze! ;-)

Odpowiedz
avatar janhalb
7 15

@jotem02 Widzisz, ty mówisz: "zakres wiadomości i umiejętności się stale zawęża". Problem polega na tym, że w programach szkolnych jest dokładnie odwrotnie: zakres wymaganych wiadomości stale się rozszerza. Zupełnie innym problemem jest to, czy do programów trafiają akurat te wiadomości, które być w nich powinny - i czy nie wypadają z nich te, które powinny zostać. Ale samo to, że programy są przeładowane, jest niestety bolesną prawdą. Mój młodszy syn (obecnie 2 kl. LO) w 7. i 8. klasie miał regularnie 38 - 39 lekcji tygodniowo. Jak do tego doliczysz właśnie prace domowe i czas poświęcony na uczenie się, to wychodzi, że 12-13-latek ma tygodniowo więcej godzin "pracy" niż dorosły człowiek na etacie. Wydaje mi się, że tu jednak coś jest nie tak. Ja jestem humanistą - mógłbym bardzo dużo powiedzieć o szkolnych programach w kwestii literatury, historii etc. - i niestety byłyby to bardzo gorzkie słowa. Rozmawiałem o tym z przyjacielem, który jest z kolei ścisłowcem (fizyk, profesor na wyższej uczelni) - on mi powiedział, że w kwestii przedmiotów ścisłych jest jeszcze dużo gorzej. Polska szkoła wymaga reformy. Nie mówię o kolejnym "dopasowaniu" podstaw programowych etc. Mówię o głębokiej, systemowej reformie. Polska szkoła funkcjonuje tak, jakby w ciągu ostatnich 50 lat na świecie nic się nie zmieniło - w wiedzy psychologicznej, pedagogicznej, w metodyce i w mentalności. Taką głęboką, systemową reformę przeprowadzono w Finlandii. Znaleźli się ludzie, którzy powiedzieli "…świat się zmienił, oświata też musi się zmienić". A potem znaleźli się politycy, którzy mieli dość jaj, żeby wbrew "zdroworozsądkowemu podejściu" powiedzieć "…OK, sprobujmy". Efekt? Fińska szkoła wygląda dziś jak koszmar senny ministra Czarnka - ale okazuje się, że TO DZIAŁA. Fińskie dzieciaki i młodzież mają jedne z najlepszych wyników w UE. Tyle, że tam nie zrobili reformy na zasadzie "Przychodzi nowa władza, więc od jutra będzie inaczej". Przygotowywano to przez ładnych parę lat, mimo zmian rządów i parlamentów... Czy to u nas osiągalne? Nie wiem. Na razie widzę, że polska szkoła kompletnie nie sprawdza się we współczesnych realiach. I - żeby to było jasne - to ABSOLUTNIE nie jest wina nauczycieli, ale właśnie przestarzałego, fatalnego systemu i polityków, którzy mają to w nosie....

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 listopada 2023 o 10:33

avatar jotem02
0 2

@janhalb: U nas obowiązuje skostniały pruski model edukacji. Siedzenie w ławkach, podział na przedmioty, godziny lekcyjne. Z jednego multiprzedmiotowego projektu (samodzielnego) dzieciaki się więcej nauczą niż z pierdyliarda lekcji. Zadaj dzieciakom w siódmej problem: Czy 100 l worek z powietrzem ogrzanym do 70 stopni uniesie waszego chomika? i masz z głowy mnóstwo rzeczy do nauczenia. Same się nauczą. A przy okazji poszukają trochę ciekawych danych w sieci. Ale to jeszcze przed nami. Nikt nie jest gotów na całkowite przeoranie systemu nauczania z likwidacją MEN włącznie.

Odpowiedz
avatar kartezjusz2009
1 1

@jotem02: Policzyłem... (tak, wiem, nikt nie pytał :P ) Nie, nie uniesie. Może 30 worków dałoby radę, albo chomik musiałby być duuużo lżejszy. :D

Odpowiedz
avatar jotem02
0 0

@kartezjusz2009: Brawo! Więc zadajesz im następne pytanie: Jak duży musi być worek? I mamy nie tylko fizykę, ale i ciekawą matematykę użytkową.

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
4 4

Matematyka czy fizyka powinny tego uczyć. Z mojego doświadczenia nauka tych przedmiotów polegała na wkuwaniu wzorów i zapamiętywania schematów. Z jednej strony fajnie, bo maturę w ten sposób łatwo zdać, ale czy tak to powinno wyglądać? Szczerze chciałabym mieć fizykę, gdzie właśnie robi się takie ciekawe projekty, uczy się powiązań i logiki, buduje i eksperymentuje, a nie wkuwanie wzorów i robienie zadanek do porzygu. Ogółem nie tylko program szkolny jest bezsensownie przeładowany, ale też sposób jego realizacji jest kiepski bo często wymusza od nauczycieli takie a nie inne podejście.

Odpowiedz
avatar Hideki
5 5

@Imnotarobot: W dużej mierze to kwestia nauczyciela. Moja matematyczka z podstawówki (system 8+4) pobudzała logiczne myślenie i równocześnie ciągnęła najsłabszych do góry i hodowała seryjnych olimpijczyków. Dzięki niej pokochałem matematykę i planowałem karierę naukową w przyszłości. Potem w liceum miałem matematyczkę, która cegłą do głowy wbijała nam schematy i praktycznie zabijała myślenie. Z jej powodu prawie znienawidziłem matematykę. Nawet nie zdawałem tego przedmiotu na maturze, mimo że w Kangurze byłem najlepszy z całego liceum.

Odpowiedz
avatar szafa
11 13

Że matematyka leży i kwiczy w codziennym życiu, to widzę na co dzień. Przychodzi klient/ka. Potrzebuje pół kilo sera. Mówię: "Są pokrojone paczuszki." "Ale tam w żadnej nie ma pół kilo!" "To można wziąć dwie." I stoi taka i liczy i stoi i się poci, autentycznie, proste DODAWANIE, nie żadne całki. Albo "trzy rzeczy w cenie dwóch" - nie zliczę ludzi nie ogarniających zupełnie, ile to wyjdzie za sztukę. Albo z trochę wyższej matematyki - szczepionka Phizera zwiększa ryzyko zawału serca o 30% (już cyfr nie pamiętam, ale chyba jakoś tak to było). Co mówią ludzie naokoło mnie? Że co trzecia osoba zaszczepiona dostanie zawał. Że spadająca inflacja nie oznacza, że ceny się obniżą, to już nawet nie wspomnę...

Odpowiedz
avatar szafa
7 7

@szafa: A, i jeszcze moje ulubione. Mieliśmy kiedyś takie drobne zabawki wydawane klientom przy zakupach powyżej 50 złotych czy jakoś tak. Codziennie należało policzyć, ile każdemu kasjerowi ich zostało, a niestety były w gigantycznych (w stosunku do wielkości zabawek) workach, więc były ich tam setki. Co robią kasjerzy? Ano liczą i jęczą. Co robię ja? Mówię im "weźcie sobie zważcie nieotwarty worek, porównajcie z otwartym i przeliczcie". Patrzą. Wyjaśniam. Patrzą. Biorę, robię, pokazuję. Autentyczny szok w oczach. "Ty to chyba byłaś dobra z matematyki!". Mta, miałam czwórkę, ale na humanie, więc chyba nie wyższy poziom utalentowania.

Odpowiedz
avatar szafa
5 5

@szafa: A, zapomniałam całkiem o nie radzeniu sobie z przeliczeniem ceny za 10 dekagramów na cenę za 1 kilogram.

Odpowiedz
avatar Balbina
7 9

@szafa: Ha ha młody narybek jako sprzedawczynie. Klient ma do zapłaty np 57.60, daje 100 zł Żadna się nie zapyta ani o końcówkę ani o 10 zł, wydaje dokładnie tyle ile wykazuje na wyświetlaczu na kasie. Po zwróceniu uwagi oczy jak pięć złotych bo ona nie rozumie jak ma wydać jak jej klient doda 10 zł Po paru godzinach w kasie zero drobnych.

Odpowiedz
avatar z_lasu
5 7

@szafa: Wiesz jakie problemy mają ludzie, żeby policzyć ile potrzebują kupić farby do pomalowania ścian, glazury, terakoty... Tekst - ile mam kupić farby, żeby pomalować pokój? Pokój ma 20m2 - jest dla sprzedawców budowlanki codziennością. I weź oszacuj takiemu powierzchnię ścian... Na farbie jest wydajność na m2 ale ściany :) Dla wielu ludzi to bez różnicy. Zresztą, policzenie pola powierzchni prostokąta jest dla wielu abstrakcją.

Odpowiedz
avatar janhalb
3 9

@szafa: Tak, matematyka to jest dramat (i mówię to ja, humanista). Kupuję w kiosku dwie rzeczy - jedna kosztuje 7,25 zł, druga 3,50. Pani sprzedawczyni dodaje to na kalkulatorze. Więc mówię jej: – To będzie 10,75. Patrzy nieufnie i liczy. I jest zdziwiona, że miałem rację… Ale - muszę dodać w kwestii formalnej: ten "wzrost ryzyka zawału serca" po szczepieniach (a już ZWŁASZCZA aż o 30%) to bajka. https://zdrowie.pap.pl/fakty-i-mity/szczepienia/szczepienia-na-covid-19-powoduja-wzrost-ryzyka-zawalu-serca

Odpowiedz
avatar Hideki
1 3

@z_lasu: Najpierw to musiałyby być prostokąty :D Kiedyś miałem do pomalowania mieszkanie, więc zacząłem mierzyć wszystkie ściany i żaden wymiar mi się nie powtórzył (pomimo kilkukrotnego mierzenia) - nie było nawet jednego kąta prostego :)

Odpowiedz
avatar SmoczycaWawelska
5 7

A najśmieszniej, jak ktoś się zasłania hasłem „jestem humanistą”. Uwaga, anegdota mi się przypomniała: Zdarzyło się na polibudzie, że zebrało się kilkoro studentów i zaczęło rozmawiać o jakimś zadaniu, w którym były całki, macierze i insze cuda na papierze. Zaplątał się między nimi kolega-humanista – i to określenie nie moje, a tegoż kolegi. Bo trzeba wam wiedzieć, że oto towarzystwo liczy, kłóci się o wyniki, tłumaczy, roztrząsa, wspomina ile komu obliczenia zajęły, zaś wspomniany kolega, nie mając widać nic innego do powiedzenia, wtrąca co jakiś czas uwagę w rodzaju „ja to bym tego nie zrobił, bo ja jestem humanistą”, „ja to się na tym nie znam, bo ja jestem humanistą” czy „mnie to nawet o to nie pytajcie, bo ja jestem humanistą”. Słysząc po raz któryś to „bo ja jestem humanistą”, pomyślałam sobie, że może to jakaś aluzja ma być, może kolega chce nam dać do zrozumienia, że czuje się wykluczony z dyskusji. Chcąc jakoś naprawić to faux-pas i nawiązać rozmowę na temat bardziej pasujący humaniście, zapytałam mniej-więcej: – Kolego-humanisto, a tak z innej beczki – skoro kolega humanista, to może mi kolega powie którą koncepcję dziejów historycznych kolega uważa za bliższą prawdy: według Kierkegaarda czy według Hegla? Kolega zaniemówił na chwilę. Samotny świerszcz cykaniem podkreślił niezręczność ciszy. W końcu kolega rzekł: – No dobra, nie jestem humanistą, po prostu nie umiem liczyć.

Odpowiedz
avatar Jia
5 5

@SmoczycaWawelska: moja chemiczka w liceum zawsze powtarzała, że "każdy humanista jest też dobrym matematykiemm i chemikiem, bo humanista to człowiek wszechstronnie wykształcony" i jakoś mi to tak zapadło w pamięć, że nigdy więcej już nie tłumaczyłam swojej niewiedzy matematycznej byciem humanistą :D

Odpowiedz
avatar Samoyed
3 7

@SmoczycaWawelska: No wlasnie, dlaczego ludzie uwazaja, ze humanisci to tacy, ktorzy liczyc nie umieja? Humanista w jakis sposob zostal synonimem znawcy literatury. A na medycynie ucza, ze ona (medycyna) jest krolowa nauk humanistycznych, bo jak nie ona to co?

Odpowiedz
avatar fursik
3 3

@Samoyed: Ale to stwierdzenie też nie medycy wymyślili, tylko Tomasz Mann w "Czarodziejskiej górze" :).

Odpowiedz
avatar singri
1 1

@szafa: ??? Co? Przecież żeby zamienić cenę za 10 dekagramów na cenę za kilogram wystarczy przesunąć przecinek...

Odpowiedz
avatar irulax
0 0

@Jia: Jak również grać na harfie, stepować i pisać dobre wiersze. Co znaczy w obecnym świecie "człowiek wszechstronnie wykształcony? Moim zdaniem, to taki który zwyczajnie wybrał inną drogę zawodową niż nauki ścisłe/inżynierskie a nie, że jest upośledzony w liczeniu.

Odpowiedz
avatar Samoyed
-2 2

@fursik: Medycy rzadko cos wymyslaja, sa uczeni jak najefektywniej wykorzystywac odkrycia innych:)

Odpowiedz
avatar Michail
4 4

Nie wiem jak można się nauczyć liczenia w matematyce i fizyce bez samodzielnego rozwiązywania zadań, ale pewnie takie jednostki są. Niestety jako "ścisłowiec" w liceum z rozszerzoną informatyką musiałem ryć biologię bo była ambitna nauczycielka. W podstawówce ryłem historię bo zamiast uczyć się mechanizmów historycznych uczono nas tabelek (przyczyny, przebieg, skutki) - nie muszę dodać, że nic prawie z tego nie pamiętam.

Odpowiedz
avatar SmoczycaWawelska
2 4

@Michail: Ja z kolei na matfizie miałam biolożkę, która niezbyt potrafiła przekazywać wiedzę. Była w szkole i taka, co potrafiła, ale ta dostała się biolchemowi, bo przecież po co matfizom biologia. A potem się okazało w życiu, że to jednak całkiem przydatne wiedzieć, że i czemu przed snem wzrok musi odpocząć od światła ekranu, bo inaczej człowiek nie zaśnie. I że warto się czasem dostosować do zegara biologicznego i dlaczego. I że ręce jednak trzeba myć i dlaczego. I że jak człowiek potrzebuje magnezu, to zamiast tabletki za milijon złotych monet może kupić na promocji otręby, przegryźć je pestkami dyni i popić kakao. I że w sytuacji kryzysowej to o wodę się trzeba zatroszczyć najpierw, a o jedzenie dopiero później. I że od cukru się można jak najbardziej uzależnić. I czemu kanibalizm to zły pomysł jest (pomijając względy etyczne, bo w końcu od etyki to są humany, nie?). I że martwicę tkanek można w leczeniu wykorzystywać. I co to w zasadzie jest nowotwór i jak powstaje. I co to są te sterydy anaboliczne, co to je sportowiec z telewizji stosował. I dlaczego po mleku może człowieka brzuch rozboleć, mimo że przecież jak miał pięć lat to pił mleko litrami i nie bolało. I że chociaż zarówno penicylina jak i cyjanek to inhibitory, to jednak nie pomagają na to samo (spojler: penicylina nie ukoi bólu istnienia). I że są nie tylko ćwiczenia aerobowe, ale też anaerobowe i czym się różnią jedne od drugich i dlaczego dają nieco inne efekty. I że ludzką skórę można w laboratorium hodować. I o co chodzi z tymi kwasami omega-3 i omega-6. I co to są te straszliwe antyutleniacze, określane tajemniczo jako E300 czy E306. I że otyłość to może być brzuszna albo pośladkowo-udowa i która jest groźniejsza dla zdrowia. I że istnieje już coś takiego jak endoskopia kapsułkowa, więc może warto jednak przemóc swój strach i dać się zbadać. I czemu nie wolno mówić przy jedzeniu (pomijając savoir-vivre, który jest, jak etyka, dla humanów). I że przed smogiem się trzeba chronić i jak. I że jak się człowiekowi powiększają węzły chłonne, to warto pójść do lekarza. I co to są te całe „bajpasy” albo dializa otrzewnowa. I że są ludzie co mogą słyszeć kolory całkiem na trzeźwo, bez żadnych nielegalnych substancji. I że nadmiar świętego spokoju też człowiekowi może zaszkodzić. I że można człowiekowi wyciąć kawałek mózgu i utrzymać tegoż człowieka przy życiu i to względnie normalnym życiu. I jak rozpoznać, że człowiek być może jest chory na Hashimoto. I jak złagodzić PMS. I czemu jak człowiek jest w ciąży, to mu pić zabraniają. I czy policystyczne jajniki to metoda antykoncepcji. Też biologii w szkole nie lubiłam, ale żeby była nieprzydatna to ode mnie nie usłyszycie.

Odpowiedz
avatar r1979
3 3

Każdy człowiek powinien mieć pewny zasób wiedzy. W szkole podstawowej uczy się wszystkiego po trochu i wtedy dziecko może poznać siebie i lepiej pokierować swoją dalszą nauką. Po 8 klasie wie, czy dalsza nauka historii to jest to co chce robić, a może przedmioty ścisłe? Języki obce? Sztuka? Szkoła podstawowa powinna mieć możliwość pokazania świata w ciekawy sposób, bo jak się uczeń na lekcji nudzi to niczego się nie nauczy. Mam wrażenie, że w dawnych latach było lepiej. Szkoły były wyposażone w pracownie fizyczne i chemiczne, a nauczyciele robili doświadczenia. Na lekcjach techniki było szycie, gotowanie i majsterkowanie. Były to 2 lekcje w tygodniu, więc nawet ciasto wyszło. Mam wrażenie, że teraz króluje tylko podręcznik i czasami pojawia się coś ciekawszego, ale to bardzo, bardzo rzadko. Jestem nauczycielem matematyki i informatyki. Przez 20 lat uczyłam głównie w LO i technikum, ale mam też epizody prowadzenia informatyki w szkole podstawowej. Ten przedmiot jest specyficzny. Niby każdy w domu ma komputer, ale w tych najmłodszych klasach nie wiem ile lekcji musiałam poświęcić na naukę zapisu pliku w określonym miejscu na dysku. Już nie mówiąc o tym, że potem potrafi go otworzyć. A wg podręcznika na tej lekcji miałam zrobić jakiś "super projekt" w programie paint. W kolejnych latach jest word i excel, ale 1 lekcja w tygodniu to bardzo mało. Bardzo się starałam ich nauczyć jak formatować tekst "bez używania 100 spacji" do wyśrodkowania tekstu. Mam jednak wrażenie, że nie czuli takiej potrzeby. A teraz jak widzę przecinek na początku linii to myślę, że ten ktoś na informatyce spał albo grał. A najbardziej mi żal, jak w 7 lub 8 klasie uczy się pisania stron w html. Moja córka przyszła do domu i mówi, że to "jest głupie". Dlaczego? Bo pani im kazała pisać w zwykłym notatniku. I pytam, dlaczego nauczyciel nie pokazał im edytorów kodu, który koloruje składnie i domyka znaczniki. Wtedy to pisanie jest bardzo przyjemne i można szybko zobaczyć efekty. Niestety przepisanie kodu z książki do notatnika zajęło 20 minut, a kolejne 20 szukanie błędu. Cała lekcja skończyła się wielkim niepowodzeniem i wnioskiem, że ona nie będzie się tym zajmowała. Pokazałam jest jak to może wyglądać i na kolejną lekcję wzięła pendriva z takim edytorem kodu. Wiemy, że technologia informacyjna wchodzi w każdą dziedziną naszego życia, a tego w szkole wcale nie widać. Widać to poza szkołą, gdy SI pisze wypracowania. Mam jeszcze jedno ciekawe wspomnienie - na biologi było zadanie, żeby wychodować pleśń. Klasa podzielona na 4 grupy i każda grupa miała inne warunki (ciemno/jasno, ciepło/zimno). W tym roku naszło mnie na zrobienie zakwasu z buraków. Mam więc kolejne doświadczenie, tzn co zrobić, żeby nie spleśniał. Po kilku godzinach spędzonych w internecie i jednym zakwasie do wyrzucenia jestem teraz na dobrej drodze, bo znalazłam jednego pana, który wytłumaczył dlaczego zakwas się psuje. Mówił o bakteriach tlenowych i beztelowych, bakteriach kwasu mlekowego i co zrobić, żeby one nam zwalczyły te inne bakterie. Super lekcja biologii. A robiliście też kryształy z soli? Fajnie wychodzą, gdy roztwór jest przesycony. Wyszło mi dopiero, gdy córka chodziła do SP. Ale już wiem jak to zrobić. Ostatnio też malowałam ściany i kładłam tapety. Jako matematyka nie miałam problemu z policzeniem powierzni itp, ale też pamiętam jak pomagałam mamie przy tapetowaniu. Takie żywe lekcje są najlepsze dla naszych dzieci. Tylko jak to zrobić w całej klasie. Mam też wrażenie, że nasze życie nabrało tak szalonego tempa, że nie ma już czasu na wspólne spędzanie czasu w rodzinie. Dorośli pracują do późna, a dzieci w świetlicy, potem basen, angielski, balet, kółko szachowe itp. Jak znaleźć czas na te domowe eksperymenty i żywe lekcje.

Odpowiedz
avatar mama_muminka
2 2

@r1979 Fajna historia. Ja pamiętam, jak liczyliśmy na matmie "ile litrów roztworu muszę dolać do 2l roztworu 95%, żeby mieć roztwór 60%". Na nasze znudzone miny matematyk mówi "no przyda się wam, jak będziecie wódkę robić". Klasa się ożywiła. Przydało się 20 lat później, jak musiałam sobie ze spirytusu zrobić płyn do dezynfekcji w covidzie :p

Odpowiedz
avatar amros
4 4

Szkoła nie jest zerojedynkowa. Klasy nie są zerojedynkowe. Uczniowie też nie są zerojedynkowi. Ani tym bardziej poszczególne przedmioty. Dla jednego ucznia praca domowa jest konieczna, bo to nierzadko jedyny sposób, aby mógł na spokojnie zapoznać się z tematem (!) i powtórzyć materiał. Dla innego to bezsensowne marnowanie czasu, bo ogarnął wszystko na lekcji. Jeszcze inny pracy domowej nie potrzebuje, ale chce zgłębić temat i sam prosi o polecenie jakiegoś filmu/książki/przygotowanie dodatkowych zadań. Ale nie można (bo nierówne traktowanie i masa innych rodzicowo-kuratoryjnych batów nad głową) zadać pracy domowej tylko jednemu uczniowi (poza pracami nieobowiązkowymi). Albo cała klasa, albo nikt. Dodatkowo co z tego, że nawet te prace się zadaje, skoro nie można wyegzekwować ich wykonania lub braku, bo stawianie jedynek za brak pracy domowej nie jest zgodne z prawem. Pozostaje zachęcanie uczniów do ich wykonywania i nadal - co z tego, skoro ci, którym ona naprawdę jest potrzebna do utrwalenia, są w pierwszym rzędzie tych, którzy jej nigdy nie wykonują. Dla mnie jako nauczyciela uczącego obecnie między innymi historii problemem nie jest okrojony program nauczania, wymogi edukacyjne, liczba godzin przypisanych do poszczególnych klas. Ba, z punktu widzenia historyka jestem nawet zadowolony z tego, że program odchudzono i wywalono pierd*lety, które nie uczą niczego poza nienawiścią do historii. Nawet nie są to uczniowie, bo z uczniami zawsze można się dogadać, a przynajmniej zachować status quo. Problemem współczesnej szkoły są RODZICE. Roszczeniowi, traktujący szkołę jak sklep, w którym są klientami i wymagają. Biegającymi z każdym prywatnym problemem do wychowawcy i dyrekcji (syn ma konflikt z kolegą z klasy i pobili się na podwórku w wakacje - niech szkoła coś z ty zrobi!) Zrzucający na szkołę kwestię wychowania swoich dzieci, a jednocześnie w domu prezentujący zupełnie inne postawy, niż tym dzieciakom w szkole się wpaja. Zainteresowani swoimi dziećmi tylko wtedy, gdy coś odwalą, zniszczą, wejdą w konflikt, nie daj Boże dostaną uwagę za chodzenie po parapetach, bo "on w domu się tak nie zachowuje". Hm, może dlatego, że syn w domu siedzi non stop przed komputerem, telefonem albo u kolegów, bez absolutnie żadnej kontroli ze strony rodziców. A potem szok i niedowierzanie, jakie rzeczy w tych komputerach i telefonach ma pozapisywane. Rodzice ze swoimi dziećmi nie rozmawiają, nie wiedzą, co się dzieje, nie naciskają, gdy zauważają jakieś dziwne zachowania, bo "to w końcu taki wiek, nastolatki, hehehe". Krzywdzący swoich podopiecznych i na siłę wpychających dzieciaki z wyraźnymi zaburzeniami, wręcz z niepełnosprawnościami intelektualnymi do zwykłych szkół publicznych, gdzie nie ma nawet klasy integracyjnej (która niewiele by i tak zmieniła, ale zawsze to coś) zamiast do szkół specjalnych. To i wiele innych aspektów "rodzicielskich" sprawia, że dzieciaki są od samej podstawówki uczone, że szkoła jest "zła". Że jak coś pójdzie nie po ich myśli, to mama napisze do kuratorium i usadzi nauczyciela. Że nauczyciel to śmieć, że stawia jedynki za nic a nie za brak wiedzy, że prosi o uwagę na lekcji a przynajmniej nieprzeszkadzanie innym, a bombelek tylko chciał porozmawiać na FaceTime z kolegą z LoLa i umówić się na rozgrywkę po lekcjach. Dzieci się NIE UCZĄ, bo rodzice im swoim zachowaniem pokazują i wręcz wprost mówią, że nie muszą się uczyć, nie muszą się starać, nie muszą nawet próbować. Nie muszą nic, bo rodzic zrobi wszystko za nich, ochroni przed złym nauczycielem, który wymaga chociaż podstaw wiedzy. Wielki szacunek dla rodziców, którym się nadal chce. Niech chociaż ten promil waszych dzieci wyrośnie na normalnych ludzi. Rozbawiło mnie stwierdzenie, które padło w którymś z komentarzy, że dzisiaj wszystko można wygooglować. Można, ale są dwa problemy. Pierwszy - to, co w google, nie oznacza 100% prawdy. W internet wrzuci się wszystko, wszystko wypozycjonuje. Wygooglane rzeczy trzeba jeszcze zweryfikować, a to robi ile o

Odpowiedz
avatar mama_muminka
1 1

Nie jest problemem to co jest w programie, tylko to co jest w podręcznikach. A podręczniki puchną na potęgę. Nauczyciel "musi" mieć podręcznik, potem "realizuje" podręcznik i wszyscy pędzą, bo się nie da materiału zrealizować. No nie da się jak próbujecie napakować 2-3 tyle co podstawa wymaga. Nie wiem na ile to się ma do matematyki, ale do biologii i historii już na pewno. A potem dzieci po 8h wychodzą ze szkoły i mają jeszcze 2-3 pracy w domu ekstra, bo "to musicie sobie sami doczytać". Ja po szkole robiłam zadania domowe może godzinę i miałam czas na pasje - pływanie i kółko fotograficzne. Teraz jak ktoś chce mieć czas na takie "fanaberie" to musi iść na edukację domową w liceum, bo inaczej utonie pod liczbą zadań, projektów i nie wiem czego jeszcze.

Odpowiedz
avatar Samoyed
-1 5

A ktoz nie zna Matura to bzdura, ktora jest obrazem efektu nauczania...

Odpowiedz
avatar gawronek
1 1

Pal licho już ten program - kwestią jest też ilość godzin spędzonych w szkole. Pamiętam że w liceum śmialiśmy się że mamy prawie etat godzinowo (38h zajęć w tygodniu). Natychmiast wywalić wszystkie religie i inne zapchajdziury ze szkół, zastąpić plastyki i techniki jedną godziną praktycznej nauki obsługi podstawowych narzędzi, muzykę można wciągnąć w podstawie pod języki spokojnie. No i zdecydowanie brak prac domowych z przedmiotów które nie są kluczowe. A reszta prac domowych w ludzkich ilościach. No i dostosować program realnie do potrzeb a nie ciągnąć system "od faraonów dokąd zdążymy" przez 2 etapy (kiedyś 3).

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@gawronek: zgoda co do historii, jestem z pokolenia gimnazjum tylko raz uczylam sie o II wojnie światowej w 3 klasie gimnazjum bo ktos wpadl na dobry pomysl, aby caly rok poswiecic na czasy najnowsze i zdazylismy tylko przerobic do 1945 roku, ale przynajmniej sie udalo. W podstawowce nie zdazylismy dojsc do tego tematu, liceum znowu od poczatku i tez sie nie udalo. O zimnej wojnie, PRL, PGR, Solidarności doczytalam juz w internecie. Gdy poprosilam nauczyciela historii czy moglibysmy sie pouczyc o historii Polski po 1989 roku (a nawet przed bo tego nigdy nie przerabialismy) to powiedział, że nie czuje sie kompetentny w tym temacie. Naprawde? nauczyciel historii?

Odpowiedz
avatar rhkkkk
3 3

Moim zdaniem problemem jest nie tyle sam program ale organizacja czasu i system oceniania. Organizacja czasu. Szczególnie klasa 7 i 8 podstawówki. Średnio po 7 godzin lekcji, ale najczęściej nie regularnie i codziennie tak samo ale jednego dnia 7-14, drugiego 10-17, trzeciego 9-17 itp. Jak się ułożą nauczyciele, sale itp. Potem powrót do domu i znowu minimum 2h klepania zadań i mamy 10 godzin dziennie. Ze 2 sprawdziany w tygodniu. A jeszcze przydałoby się pouczyć na bieżąco. Większość dnia zajętego. A na weekend jakieś wypracowanie / plakat / projekt. Bo przecież jest weekend to dzieci mają czas to trzeba im coś dać. Taki niestety mamy mental w szkołach. Ten sam program można by zmieścić systemem 8-16 codziennie. Po 6 godzin regularnych lekcji i na przykład po 2h na odrabianie lekcji / swobodną naukę w szkołach z pomocą nauczycieli. Wiadomo, że to wymagałoby sporych zmian w organizacji szkoły ale dałoby się. Efekt byłby taki, że dzieci miałyby regularny i jasny podział czasu na szkołę i czas wolny co pozwala zachować jakiś elementarny komfort psychiczny. Rodzice, szczególnie młodszych dzieci, mogliby normalnie zaplanować choćby godziny pracy bez kombinowania każdego dnia inaczej. Czysta korzyść dla gospodarki. Druga sprawa to system oceniania. Na przykład rekrutacja do Liceum. Za świadectwo z paskiem jest 7 punktów. Niby mało bo na 200 ale tak naprawdę to są te punkty które robią różnicę przy rekrutacji do lepszych szkół. Więc już ktoś kto chce iść do jednego z lepszych liceów nie może się skupić na powiedzmy matematyce i fizyce albo polskim i historii. Musi ciągnąć na piątkę z praktycznie każdego przedmiotu, żeby wyciągnąć 4,75. To też dałoby się zmienić na jakiś system fakultetowy czy coś takiego. Naprawdę w pewnym momencie już widać, że dziecko ma nie po drodze z powiedzmy biologią a dobrze mu idzie z historii. To lepiej niech ma to 3 z biologii a oszczędzony czas włoży w to co go interesuje bo efekt będzie 10 razy większy. Ale drobne rzeczy jak te nieszczęsne punkty na czerwony pasek powodują, że nie można tak zrobić i trzeba ciągnąć każdy przedmiot. Czy to plastyka, fizyka, biologia, muzyka. Niezależnie czy się ma do tego talent i predyspozycje czy nie.

Odpowiedz
Udostępnij