Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Jestem małym pracusiem, muszę się przyznać. Pracuję w biurze i w domu,…

Jestem małym pracusiem, muszę się przyznać. Pracuję w biurze i w domu, ponieważ kocham swoją pracę i żyję nią również w czasie wolnym. Czy oznacza to, że nie mam życia poza pracą? Nie. Spędzam czas z moimi znajomymi i rodziną, co prawda nigdy się nie ożeniłem, ale nie cierpię jakoś szczególnie z tego powodu.

W pracy mamy taką zasadę, że gdy już zamkniemy biuro pod koniec tygodnia, idziemy gdzieś razem na piwko i ploty. Ostatnimi czasy często działo się to u mnie, bo mam "wolną chatę" 24/7.

Mój kolega, nazwijmy go Filip, nie rozumie zbytnio mojej sytuacji życiowej. Filip jest ojcem czwórki dzieci, nie za bardzo rozróżniając które jest które, ma też żonę, którą niespecjalnie dostrzega jako osobę, za to nie posiada prawa jazdy, mając nadzieję, że po wieczorku przy piwie i pogadankach znajdzie osiołka, który zawiezie go do domu. Filip ma też obrzydliwy zwyczaj komentowania w dość niewybredny sposób wszystkiego, co nie jest filipowe.

Tego dnia zagaił pod koniec pracy:
- Cakey, jesteś samochodem?
Nie, kurde, jestem człowiekiem.
- Tak, Filipie, w przeciwieństwie do ciebie. Małżonka w końcu przejrzała na oczy?
No nie powiedziałem tego.

Ta biedna kobieta, będąca w oczach Filipka tylko dodatkiem do jego egzystencji, nie potrafiła chyba powiedzieć "stop". A Filipek chętnie z braku zakazów korzystał.

Tym razem jednak umęczona małżonka nie pojawiła się, by odebrać trzystasześćdziesiątsiedmiomiesięcznego Filipka z pracy. A chcieliśmy z kolegami piwo wypić w spokoju. Filip wywęszył szansę i zabrał się z nami. Do mnie.
Będąc w moim domu, pijąc moje piwo i pogryzając przekąski, które osobiście przygotowałem, Filip zaczął swoje obserwacje.

- Poważnie, Cake? Mapy na ścianie? U mnie wiszą zdjęcia rodzinne, ale komu jak komu...
- Mój syn to gwiazda piłki nożnej jest, medal dostał, tak się wykazał... a sorry Cakey i tak nie zrozumiesz.
- Żona mówiła, że jej się nie chce, hehe, ale jej pokazałem, gdzie jej miejsce! Nie ze mną takie zabawy, jestem... no kobieta nie zrozumie póki się jej jasno do rozumu nie da.
- Cake, co ty tak sam w domu robisz? Nic tu nie ma u ciebie serdecznego.

Przełknąłem to, popite Lagerem, bez komentarza. Ale Filip ma swoje naje... eee... naskładane w główce. Kilka butelek później zfilipował kompletnie.

Kolega Krzysiu podziwiał mój model górskiego domu, zbudowanego co do najmniejszego detalu w miniaturze. Filipek dziabnął saunę (trzymającą się w miejscu na długim drucie) i machał nią nad budowlą jakby szukając miejsca (którego nie było).
- Cake, ja bym to inaczej zrobił. Patrz, kto by chciał saunę z tyłu domu. To musi być tutaj - i wetknął drut w dach domu, przebijając się przez dach i salon.
Ugryzłem go mentalnie i, będąc o wiele bardziej cywilizowanym niż moja wyobraźnia, wyrwałem mu saunę z ręki.
- Jezu, Cake, nie umiesz przyjąć konstruktywnej krytyki - wyfafloczył machając dla odmiany butelką.
- Filip, ale to nie jest wspólny projekt. Weź łapy przy sobie trzymaj.
- Przecież nic nie robię.
- Popsułeś salon.
- Weź nie bądź dzieckiem. To tylko makieta.

No tak. To tylko makieta. Pracowałem nad nią co prawda 30 godzin, ale w końcu nikt tam nie mieszka. To tylko karton i krepa. Tylko drewienka i farba. Tylko klej i rysunki. Tylko składana geometria.

- Filip, weź wyp*****laj.
Filip nie zrozumiał. Pił piwo gapiąc się na mnie, walczącego z myślami i odruchem zakłucia Filipka sauną w 1/64 na śmierć.
- Mówię poważnie. Filip, co do cholery wyprawiasz?!
- No weź, chyba sobie jaja robisz...

Prowadzony do drzwi stawiał minimalny opór; kolega Andrzej proponował ostrzejsze metody, ale szczerze mówiąc chciałem trzymać chwasta z daleka od wartościowych dla mnie rzeczy. Filipek krążył wokół domu do pierwszej w nocy. Żaden z kolegów go nie wziął ze sobą, a żona była w odwiedzinach u mamy i nie odbierała telefonu. W końcu zamówił taksówkę. Patrzyłem, jak odjeżdża lżejszy o stówkę, patrzyłem za nim dźgając powietrze między mną a oknem szpicem sauny.

Następnego weekendu Filipek nie zaprosił się znowu. Po skończonym dniu pracy poszedł do domu, by w spokoju nie rozróżniać swojego potomstwa i eksploatować dobroć żony. Ja poszedłem na piwko, jak zwykle, tym razem do baru. Umówiliśmy się z chłopakami, że będziemy spotykać się na neutralnym gruncie. Tak na wszelki wypadek.

praca koledzy

by PanCake
Dodaj nowy komentarz
avatar Armagedon
24 28

Już dawno nie czytało mi się tekstu tak ciężko.

Odpowiedz
avatar Michail
18 20

Co ten tekst o byciu pracusiem ma do wątku kolegi z pracy?

Odpowiedz
avatar Tarko
8 14

@Michail nic. To jakiś bałwan pisał.

Odpowiedz
avatar TheWho96
10 12

@Michail myślę, że autor chciał zobrazować mniej więcej swój tryb życia, że dużo się poświęca pracy, ale ma też jakieś hobby. Bo kolega trochę do niego podszedł jakby jego tryb życia był zły i w jakiś sposób niepełny, bo nie idzie standardowym schematem - żona, dzieci, itd.

Odpowiedz
avatar PanCake
15 17

@Tarko Dzieki za konstruktywna krytyke. Troche mi nie wyszla ta historia, pomieszalem watki i sie chaos zrobil. Postaram sie lepiej uwazac przy nastepnym razie.

Odpowiedz
avatar Bedrana
12 14

Czy może mnie ktoś oświecić, o co chodzi z tą żoną kolegi Filipa? Bo chyba nie załapałam. Czy ona ma prawo jazdy i codziennie po pracy robi za taryfę i Filipka do domu wozi? Czy może on siedzi pod pantoflem i ani zipnie, a ona go pilnuje? A jak się nie wyrobi z podwózką to Filipek zrywa się z łańcucha i daje dyla na imprezę? A później dzwoni, żeby go odebrała? A małżonka z jakiego powodu "przejrzała na oczy", bo też nie pojęłam. Dlatego, że nie odebrała Filipka z pracy, czy dlatego, że potem wyłączyła telefon?

Odpowiedz
avatar gawronek
10 14

Grafomania z błędami. Bardziej rozbudowany szembor ;)

Odpowiedz
avatar Crannberry
11 13

Zetknęłam się z takimi ludźmi w dwóch korpo, w których pracowałam. Trójka dzieci, ale nie bardzo rozróżnia, które jest które, żona, którą ma tak głęboko w dupie, że przypominaniem mu o jej urodzinach czy wybieraniem i kupowaniem z tej okazji prezentów musi zajmować się asystentka, w tygodniu praca do później nocy, w weekendy czas wyłącznie na swoje hobby. Pamiętam, jak mojemu dawnemu szefowi na prośbę jego żony musiałam wpisywać do kalendarza, żeby zadzwonił do swojej córki, która przebywała w szkole z internatem. Bo jemu bez przypominajki w kalendarzu nie przyszło do głowy, żeby raz na jakiś czas porozmawiać z własnym dzieckiem. Taki zapracowany. Zawsze się zastanawiałam, po xuj ci ludzie zakładają rodzinę? Bo dobrze się w cv prezentuje?

Odpowiedz
avatar Hideki
2 2

@Crannberry: A to rodzinę się do CV wpisuje? Coś mnie chyba ominęło...

Odpowiedz
avatar mama_muminka
0 0

@Hideki Jest już spora liczba badań, że posiadanie rodziny korzystnie wpływa na odbiór kandydatów oraz niekorzystnie na odbiór kandydatów do pracy.

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
6 8

Moim zdaniem historia ta miałaby naprawdę dobre zadatki na bycie piekielna ale dobry temat został przyćmiony przez ciężki i niegramatyczny styl. Dla mnie na minus pomimo dobrego tematu

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 10 listopada 2023 o 20:04

avatar PanCake
2 2

@KatzenKratzen Zrozumiale

Odpowiedz
avatar SmoczycaWawelska
10 10

Dla wszystkich, którym trudno to czytać, proszę, zabawiłam się w korektora: Jestem małym pracusiem, muszę się przyznać. Pracuję w biurze i w domu, ponieważ kocham swoją pracę i żyję nią również w czasie wolnym. Czy oznacza to, że nie mam życia poza pracą? Nie. Spedzam czas z moimi znajomymi i rodziną, co prawda nigdy sie nie ożeniłem, ale nie cierpię jakoś szczególnie z tego powodu. W pracy mamy taką zasadę, że gdy już zamkniemy biuro pod koniec tygodnia, idziemy gdzieś razem na piwko i ploty. Ostatnimi czasy często działo się to u mnie, bo mam "wolną chatę" 24/7. Moj kolega, nazwijmy go Filip, nie rozumie zbytnio mojej sytuacji życiowej. Filip jest ojcem czwórki dzieci, nie za bardzo rozróżniając które jest które, ma też żonę, którą niespecjalnie dostrzega jako osobę, za to nie posiada prawa jazdy, mając nadzieję, że po wieczorku przy piwie i pogadankach znajdzie osiołka, który zawiezie go do domu. Filip ma też obrzydliwy zwyczaj komentowania w dość niewybredny sposób wszystkiego, co nie jest filipowe. Tego dnia zagaił pod koniec pracy: - Cakey, jesteś samochodem? Nie, kurde, jestem człowiekiem. - Tak, Filipie, w przeciwieństwie do ciebie. Małżonka w końcu przejrzała na oczy? No nie powiedziałem tego. Ta biedna kobieta, bedąca w oczach Filipka tylko dodatkiem do jego egzystencji, nie potrafiła chyba powiedzieć "stop". A Filipek chętnie z braku zakazów korzystał. Tym razem jednak umęczona małżonka nie pojawiła się, by odebrać trzystasześćdziesiątsiedmiomiesięcznego Filipka z pracy. A chcieliśmy z kolegami piwo wypić w spokoju. Filip wywęszył szansę i zabrał się z nami. Do mnie. Bedąc w moim domu, pijąc moje piwo i pogryzajac przekaski, które osobiście przygotowałem, Filip zaczął swoje obserwacje. - Poważnie, Cake? Mapy na ścianie? U mnie wiszą zdjęcia rodzinne, ale komu jak komu... - Mój syn to gwiazda pilki nożnej jest, medal dostał, tak się wykazał... a sorry Cakey i tak nie zrozumiesz. - Żona mowiła, że jej sie nie chce, hehe, ale jej pokazałem, gdzie jej miejsce! Nie ze mną takie zabawy, jestem... no kobieta nie zrozumie póki się jej jasno do rozumu nie da. - Cake, co ty tak sam w domu robisz? Nic tu nie ma u ciebie serdecznego. Przełknąłem to, popite Lagerem, bez komentarza. Ale Filip ma swoje naje... eee... naskładane w główce. Kilka butelek później zfilipował kompletnie. Kolega Krzysiu podziwiał mój model górskiego domu, zbudowanego co do najmniejszego detalu w miniaturze. Filipek dziabnął saunę (trzymającą się w miejscu na długim drucie) i machał nią nad budowlą jakby szukając miejsca (którego nie było). - Cake, ja bym to inaczej zrobił. Patrz, kto by chciał saunę z tyłu domu. To musi być tutaj - i wetknął drut w dach domu, przebijając się przez dach i salon. Ugryzłem go mentalnie i, bedąc o wiele bardzej cywilizowanym niż moja wyobraźnia, wyrwałem mu saunę z ręki. - Jezu, Cake, nie umiesz przyjąć konstruktywnej krytyki - wyfafloczył machając dla odmiany butelką. - Filip, ale to nie jest wspólny projekt. Weź łapy przy sobie trzymaj. - Przecież nic nie robię. - Popsułeś salon. - Weź nie badź dzieckiem. To tylko makieta. No tak. To tylko makieta. Pracowałem nad nią co prawda 30 godzin, ale w końcu nikt tam nie mieszka. To tylko karton i krepa. Tylko drewienka i farba. Tylko klej i rysunki. Tylko składana geometria. - Filip, weź wyp*****laj. Filip nie zrozumiał. Pił piwo gapiąc się na mnie, walczącego z myślami i odruchem zakłucia Filipka sauną w 1/64 na śmierć. - Mówię poważnie. Filip, co do cholery wyprawiasz?! - No weź, chyba sobie jaja robisz... Prowadzony do drzwi stawiał minimalny opór; kolega Andrzej proponował ostrzejsze metody, ale szczerze mówiąc chciałem trzymać chwasta z daleka od wartościowych dla mnie rzeczy. Filipek krążył wokół domu do pierwszej w nocy. Żaden z kolegów go nie wziął ze sobą, a żona była w odwiedzinach u mamy i nie odbierała telefonu. W końcu zamówił taksówkę. Patrzyłem, jak odjeżdża lżejszy o stówkę, patrzyłem za nim dźgając powietrze między mną a oknem szpicem sauny. Nastepneg

Odpowiedz
avatar SmoczycaWawelska
7 7

@SmoczycaWawelska: Nastepnego weekendu Filipek nie zaprosił się znowu. Po skończonym dniu pracy poszedł do domu, by w spokoju nie rozróżniać swojego potomstwa i eksploatować dobroć żony. Ja poszedłem na piwko, jak zwykle, tym razem do baru. Umówiliśmy się z chłopakami, że będziemy spotykać się na neutralnym gruncie. Tak na wszelki wypadek.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@SmoczycaWawelska: aaa ok dzięki, ja myślałam, że ta żona to go tylko z imprez odbiera, gdy ma dobry humor i że Filipuś rozwalił zarówno makietę jak i prawdziwy zamieszkany salon.

Odpowiedz
avatar SmoczycaWawelska
10 10

Panie Cake: 1) Używanie polskich znaków znacząco ułatwiłoby zrozumienie treści tekstu. 2) Entery (być może za wyjątkiem tych oddzielających poszczególne kwestie w dialogach) warto zastąpić linijką przerwy. Oczywiście powstałe w ten sposób akapity muszą być dłuższe niż jednozdaniowe, co z kolei wymusza inny podział tekstu w kilku miejscach. 3) Czasownika "posiadać" używamy zazwyczaj w odniesieniu do przedmiotów. "Filip posiada żonę" brzmi (przynajmniej moim zdaniem) dość pretensjonalnie, zwłaszcza gdy nie jest użyte celem uniknięcia powtórzenia słowa "mieć". 4) Przecinki to małe france i lubią uciekać nawet z tak oczywistych miejsc jak przed "że" czy przed "który". Warto przed wysłaniem przeczytać tekst raz jeszcze, aby te miejsca wyłapać - zwłaszcza że ogólnie z interpunkcją radzi Pan sobie nieźle. 5) Może to tylko moje czepialstwo, ale "wieczorek przy piwie i POGADANKACH"? Pogadankę to może urządzić przedszkolanka krnąbrnemu podopiecznemu, wieczorkiem przy piwie to są pogaduchy, pogaduszki lub ewentualnie ploty (choć te ostatnie to mam wrażenie raczej w damskim gronie :D). 6) Przymiotniki utworzone od nazw własnych piszemy małymi literami (np. "język (jaki?) polski", "czapka (jaka?) krakowska", "wszystko, co nie jest (jakie?) filipowe"). 7) W dialogach pomiędzy pauzą a treścią wypowiedzi stawiamy spację. 8) Gdy człowiek pisze na telefonie, bywa, że po otwarciu cudzysłowu ów telefon automatycznie podsuwa wielką literę. Znów nic, czego nie dałoby się wyłapać czytając tekst ponownie. 9) Wiek piszemy cyframi tylko wypełniając formularze, tworząc tekst stosujemy zapis słowny. 10) Wielokropek od następującego po nim słowa oddzielamy spacją. 11) Marka piwa to nazwa własna, piszemy ją wielką literą "z szacunku do trunku". ;) 12) Z kolei o ile miniatury nie nazwał Pan "Projekt", to należało napisać to słowo małą literą. (Absolutnie niczego nie ujmując owemu projektowi.) Aczkolwiek dla równowagi ma Pan ode mnie plus za ortografię, bo nawet bez polskich znaków widać, że nie ma Pan z nią problemów. I nie ukrywam, spodobało mi się sformułowanie "eksploatować dobroć żony" :) Współczuję zepsutego modelu. Było powiedzieć Filipowi, że może go Pan ewentualnie odwieźć do domu od razu po pracy, bo później urządza Pan popijawę, na którą nawet by go Pan zaprosił, gdyby Filip miał transport, no ale skoro nie ma, to Pan go przecież po pijaku wozić nie może, choćby Pan i chciał. No, ale wiadomo - mądry Polak po szkodzie. Dobrze, że przynajmniej kazał mu Pan wypierpapier. Nie dałoby się może jakoś przymusić Filipa, żeby Panu oddał kasę za materiały? Inni koledzy mogą poświadczyć, kto zepsuł. Wiem, że nie o pieniądze tu chodzi, ale zawsze to coś. A swoją drogą, Filip jawi mi się jako niezły debil - kto wolałby mieć saunę na dachu niż z tyłu domu? To raz, a dwa - po kiego grzyba kręcił się wokół pańskiego domostwa po tym, jak został stamtąd wywalony? Przecież logiczne, że pijani (i wkurzeni) kumple za szoferów robić nie będą. "Żaden z kolegów go nie wziął ze sobą" - a gdzie go niby mieli zabrać? Do taksówki (którą każdy z nich jechał wszak do własnego domu, a nie do Filipa)?

Odpowiedz
avatar hrzo
3 3

@SmoczycaWawelska: Ad 3) Nawet gorzej. Ponieważ "posiąść" oznacza również «odbyć stosunek seksualny», więc jeśli ma czwórkę dzieci, nie jest dziwne, że posiada żonę, przynajmniej od czasu do czasu. :D

Odpowiedz
avatar SmoczycaWawelska
1 1

@hrzo: Owszem, "posiąść" oznacza również «odbyć stosunek seksualny», lecz jeśli spróbujesz podstawić tę frazę za wspomniane słowo, łatwo dostrzeżesz, że zmienia się sens fragmentu tekstu. Tutaj "posiąść", a w zasadzie "posiadać", zostało użyte jako synonim czasownika "mieć".

Odpowiedz
avatar hrzo
2 2

@SmoczycaWawelska: Ależ ja to wiem! Tylko to kalectwo językowe jest tak irytujące, że ośmieszam je na wszelkie sposoby. Na przykład mówię odpornym na polszczyznę studentom, że jeśli będą mówić, że posiadają dzieci, mogą skończyć w więzieniu. ;-)

Odpowiedz
avatar SmoczycaWawelska
2 2

@hrzo: Ano racja, reguły języka polskiego najlepiej "wchodzą do głów", gdy się je tłumaczy na przykładach wywołujących skojarzenia seksualne. Z jakiego powodu - nie wiem, ale podejrzewam, że z tego samego, z którego matematykę najlepiej tłumaczyć na przykładach z alkoholem lub czekoladą. ;) Pozdrawiam współbojowni(ka/czkę) o piękno i czystość polszczyzny! :D

Odpowiedz
avatar PanCake
0 0

@SmoczycaWawelska Bardzo dziekuje za ogrom pracy nad moim kulawym tekstem. Postaram sie zredagowac/zmienic historie lub podzielic ja na zrozumiale osobne historie bez zbednych chaosow, za to z niezbedna gramatyka.

Odpowiedz
avatar SmoczycaWawelska
0 0

@PanCake: Drobnostka, zrobiłam to dla zabawy. :) Zawsze też miło natknąć się na kogoś, kto nie obraża się na kulturalne (mam nadzieję) wskazanie błędów.

Odpowiedz
avatar Morog
-1 3

Tego nie da się czytać.....

Odpowiedz
avatar clockworkbeast
1 3

A mi się historia podoba. Brak polskich znaków to koszmar, strasznie się czyta, ale niektóre powiedzonka bardzo zabawne. To z 300-miesięcznym Filipkiem na przykład. Lubię twój sarkazm.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 17 listopada 2023 o 9:43

avatar Hideki
4 4

Muszę przyznać, że sam się zaskoczyłem czytając tę historię. Zazwyczaj jestem purystą i oczy mi krwawią już na etapie braku przecinków, ale ten tekst przeczytało mi się bardzo przyjemnie. Prawdopodobnie styl i sformułowania typu "367-miesięczny Filipek" czy "eksploatować dobroć żony" przesłoniły mi... ułomność językową powyższego tekstu. PS. Historia piekielna, życiowym Filipkom mówimy kategoryczne "wypierpapier".

Odpowiedz
avatar Magnolia02
0 0

Bardzo fajnie napisana historia, oczywiście z drobnymi niedociągnięciami stylistycznymi, ale zakładam, że Autor nie jest zawodowym pisarzem, dlatego.... kompletnie mi to nie przeszkadza:) To jest ten rodzaj przedstawiania historii, w który wierzę, i dlatego przeczytałam z przyjemnością. Niektórzy starają się być tak zabawni, że aż sztuczni, - takie teksty mnie wtedy odrzucają. A tutaj czuję polot i możliwości intelektualne. Tekst: "Filip ma też obrzydliwy zwyczaj komentowania w dość niewybredny sposób wszystkiego, co nie jest filipowe" jest cudowny, chętnie go wykorzystam w codziennym życiu, aby ubarwić swój język.

Odpowiedz
avatar juzwos
0 0

Po co dzgać powietrze szpicem od sauny? Skąd wiesz że nie rozróżnia dzieci?

Odpowiedz
Udostępnij