Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Jaką wadę może mieć praca w wymarzonym, wyuczonym zawodzie, z szefem, który…

Jaką wadę może mieć praca w wymarzonym, wyuczonym zawodzie, z szefem, który jest ludzki, płaci za każdą godzinę (a nie jak niektórzy w mojej branży), nie terroryzuje i nie mobbinguje? To, że... nie ma pracy.

Szukałam pracy w kancelariach. Na rozmowie kwalifikacyjnej w jednej z nich było bardzo miło. Wiedziałam, że oprócz szefostwa jest tam zatrudniona jeszcze jedna osoba, w pełnym wymiarze godzin, ale i tak szukali kogoś dodatkowego. Już podczas rozmowy kwalifikacyjnej podpisałam umowę zlecenie, a kilka dni później zaczęłam pracę.

Przez pierwsze kilka tygodni było w porządku. Pracowałam 5 lub 6 godzin, ale mi to odpowiadało. Po jakimś czasie do kancelarii przychodziło mniej klientów, było więc mniej czynności. Bywało, że odsyłano mnie do domu po 2,5/3 godzinach. Nie ukrywałam, że dojeżdżam z przesiadką. Dojazd zajmował mi od 4 do 5 godzin dziennie, wydawałam na to około 40 zł, więc po takim wypadzie zostawały mi grosze. W pewnym miesiącu zarobiłam 500/600 zł za 8 wyjazdów do pracy, z czego 320 wydawałam na dojazdy.

Między innymi przez to, że w mojej branży, w moim regionie, pracuje się z reguły za minimalną na zleceniu, myślałam nawet o zmianie dziedziny. Dorobić można się tylko na swoim, nie u kogoś, chyba że w innej branży.

by NiebieskaOrzelka
Dodaj nowy komentarz
avatar bazienka
3 9

smutna sytuacja, bardzo wpsolczuje, niestety czasem trzeba zacisnac zeby i pracowac po prostu, by zdobyc doswiadczenie i moc przeskoczyc w inne warunki i tak dobrze, ze trafilas na prace, w ktorej placili, bo na takiej aplikacji to aplikant placi kancelarii w dodatku nadal sa firmy oferujace platne staze- platne przez osobe zglaszajaca sie na staz, sama sie kiedys mocno zdziwilam, jak mi wyjasnili te kwestie na rozmowie kwalifikacyjnej

Odpowiedz
avatar timka
0 0

@bazienka: Ale przecież ona nie pisała nigdzie, że była aplikantką.

Odpowiedz
avatar gawronek
13 15

Nie bardzo tu znajduje piękność. Wiesz, że szukali kogoś dodatkowo, wiesz że dawali zlecenie - i zgodziłaś się wiedząc że masz 2,5h dojazdu w jedną stronę. Nie obraź się ale chyba bardzo nie szanujesz swojego czasu.

Odpowiedz
avatar NiebieskaOrzelka
0 6

@gawronek Jak się zgadzałam, to wyglądało na to, że będę pracować większą ilość godzin. A co do zlecenia, to w mojej branży jest to standard, tylko szczęśliwcy mają umowę o pracę, najczęściej osoby dużo starsze ode mnie. Nie umawiałam się na 3 godziny dziennie. Tak zaczęło się robić, gdy kancelaria miała słabszy okres.

Odpowiedz
avatar hulakula
10 10

@NiebieskaOrzelka: w takim razie- nie dało się umówić, że np.pracujesz co drugi dzień?

Odpowiedz
avatar bloodcarver
6 6

@NiebieskaOrzelka: "Nie umawiałam się na 3 godziny dziennie." - to ile godzin dziennie miałaś w umowie?

Odpowiedz
avatar NiebieskaOrzelka
0 8

@gawronek Umawiałam się na więcej godzin. Mieli do mnie pisać albo dzwonić, jak będę potrzebna na więcej godzin, a tu wychodziło w ten sposób. Szefostwu było głupio, ale nie na tyle, żeby tak nie robić.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
-1 9

@NiebieskaOrzelka: Czyli "piekielność" bo wywiązywali się z umowy, którą podpisaliście oboje? Bo pisali dzwonili że jesteś potrzebna, jak byłaś potrzebna, a nie dzwonili jak nie byłaś? Żartujesz chyba? Kiedy ostatnio ty płaciłaś komuś dokładnie za nic? Zgaduję, że nigdy. Czyli jesteś równie piekielna!

Odpowiedz
avatar NiebieskaOrzelka
2 4

@bloodcarver Ja nie zawracam głowy ludziom, których ostatecznie nie potrzebuję. Nie umawiałam się na dwie godziny pracy, czyli na jaja z pracownika, tylko na rozsądną ilość godzin. Nie tymi słowy, ale taki był sens naszej umowy. Gdy ją podpisywałam, mówiłam, na ile godzin opłaca mi się przyjeżdżać i zaakceptowano mój warunek, a potem przestali tego przestrzegać. Pacta sunt servanda - umów należy dotrzymywać. W zamierzeniu przy podpisywaniu miałam się przenieść za jakiś czas do nich na pełen wymiar godzin. W jednym miesiącu pracowałam po 5 lub 6 i mi to pasowało, ale wtedy nie było to moje główne źródło utrzymania. Miało być więcej godzin, a potem zrobiło się mniej.

Odpowiedz
avatar bazienka
-1 3

@hulakula: z tym umawianiem roznie wychodzi. Pracuje w weekendy jako wykladowca jakies 3,5 godz pociagiem od mojego miasta. Zaczynajac prace bylam umowiona, ze czesc zajec bedzie online, a czesc stacjonarnie i na miejscu bedzie max 1 weekend w miesiacu. Jak przyszlo co do czego, mialam 9 zjazdow stacjonarnych pod rzad. W umowie mam 360 godzin pensum, wyrobilam 455, nadgodziny oczywiscie wyplaca, ale umowa byla inna.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
3 5

Co tu jest piekielnego? Od początku wiedziałaś, jaki to rodzaj umowy, że szukają kogoś dodatkowo a nie na pełen etat, płacili za to, co zrobiłaś. Wszystko idealnie! A że dorobić to się można tylko na swoim? No każdy by chciał dorobić się nie ponosząc ryzyka finansowego i gospodarczego. Ale to tak nie działa. Jak ty założysz własną firmę, to będziesz chciała dorobić się sama, czy raczej oddasz zyski pracownikom, a na siebie weźmiesz całe ryzyko?... No właśnie! Zmień rejon, zmień pracę, przejdź na swoje, ale nie przypisuj piekielności firmie, która wszystko robiła absolutnie poprawnie i w porządku.

Odpowiedz
avatar marcelka
1 1

Jestem ciekawa, jak była skonstruowana umowa. Nie dziwię się, że jak nie potrzebowali pracownika to Cię nie "wzywali" tylko po to, żeby płacić za nic, to jednak firma, a nie działalność charytatywna. Dziwię się, że zakładałaś, że będzie się opłacać dojeżdżać bez jakiejś gwarancji godzin, typu umawiamy się na minimum 6h w tygodniu, w razie potrzeby więcej (umawiamy się na piśmie, nie na gębę). No chyba, że bardziej zależało ci na doświadczeniu i zobaczeniu, jak praca wygląda "od środka"...

Odpowiedz
avatar NiebieskaOrzelka
-1 1

@marcelka Umawiałam się na te około 6 godzin dziennie, mniej więcej, a w dalszej perspektywie na jeszcze więcej. To jeszcze było dla mnie opłacalne. Gdy byłam w pracy w środę, wyglądało na to, że w piątek będzie dużo czynności i będę potrzebna na 6 albo 8 godzin. W piątek, gdy byłam na miejscu, dowiadywałam się, że czynności prawie nie ma, bo odwołane. Skoro wiedzieli o tym w czwartek, to dlaczego mnie nie powiadomili i całkiem nie odwołali? Mówiłam im, żeby mnie wołali, gdy będzie więcej pracy. Rozsądny człowiek wie, że dorosła osoba po studiach musi z czegoś żyć i nie ma sensu zabierać jej czasu, w którym mogłaby pracować u kogoś innego. Pracodawca nie prowadzi działalności charytatywnej, ale ja też nie.

Odpowiedz
avatar NiebieskaOrzelka
0 0

@marcelka A umowa to zwyczajne zlecenie, bez podanej liczby godzin, jak każda moja (i pewnie moich znajomych też), umowa w kancelarii. Z reguły nie możemy liczyć na nic lepszego.

Odpowiedz
avatar timka
2 2

@NiebieskaOrzelka: To trzeba było z nimi uzgodnić, że tyle i tyle ma być minimum, jeśli się nie dało to zrezygnować. Skoro tego nie dopilnowałaś to jest to tak naprawdę twoja wina. Kancelaria nie była piekielna.

Odpowiedz
avatar Nanatella
1 1

Ani ja, ani większość moich znajomych podczas studiów czy później aplikacji nie pracowaliśmy na podstawie umowy zlecenia, a mieliśmy zawarte umowy o pracę. Możliwe, że w Twoim regionie jest inaczej, ale skoro dojeżdżasz tam 5 godzin dziennie, to może warto poszukać pracy w innym regionie. Umawiałaś się, że będziesz pomocą w kancelarii i tak byłaś traktowana. Wzywali Cię wtedy, kiedy byłaś potrzebna i była dla Ciebie praca do wykonania. Właśnie w takich sytuacjach zatrudnia się osobę z doskoku - żeby nie płacić jej za cały etat (kiedy pracy jest na kilka/kilkanaście godzin w miesiącu), a żeby ta osoba później przesiedziała 3/4 tego czasu nic nie robiąc (bo nie ma pracy). Gdybyś faktycznie była umówiona na większą liczbę godzin (umówiona, czyli gdyby zostało to zawarte w umowie), to jak najbardziej mogłabyś oczekiwać wywiązywania się z tej umowy przez szefa. Inną rzeczą jest to, że pracodawcy ani zleceniodawcy w zasadzie nie interesuje jak długi pracownik/zleceniobiorca dojeżdża do pracy - skoro podjął zatrudnienie w tym miejscu, to raczej to miejsce mu odpowiada. Trochę śmieszne jest to Twoje pacta sunt servanda - przecież oni dotrzymywali podpisanej umowy. Jeśli ustalaliście ustnie warunki, które później zostały zmienione w umowie pissmnej i taką umowę zawarliście, to szef postępował zgodnie z nią. Oni nie zabierali Ci czasu, który mogłabyś poświęcić na inna pracę - oni Ci za ten czas płacili. Jeśli warunki CI nie odpowiadały, w każdej chwili mogłaś zrezygnować ze zlecenia. Szef nie miał też obowiązku zastanawiać się, za co się utrzymujesz i czy dodatkowo nie podjęłaś jakiejś pracy. Tym bardziej, skoro w jednym miejscu pracowałaś 5 lub 6 (godzin? dni?) i to Ci odpowiadało. Chciałabyś dorobić się u kogoś? Czyli ktoś ma inwestować własne środki i własny czas, a dodatkowo ponosić odpowiedzialność i brać ryzyko, że Klientów może nie być, a lokal, ZUS i pracowników trzeba opłacić tylko po to, żebyś Ty mogła się dorobić? Otwórz własną kancelarię (szczególnie w mieście, gdzie Klientów jest bardzo mało z tego co piszesz), zatrudnij pracowników i daj im się dorobić.

Odpowiedz
avatar NiebieskaOrzelka
0 0

@Nanatella Miasto jest bardzo duże, wojewódzkie, znam kancelarie, w których pracuje się tam od rana do nocy, 6 dni w tygodniu. Gdy szukałam pracy, akurat nie było jej w takich miejscach. Na rozmowie o pracę szefostwo było bardzo miłe i ustnie zaakceptowało moje warunki. Rozumiało moją sytuację związaną z dojazdem. Akurat wtedy pracowałam w niepełnym wymiarze godzin u innego zleceniodawcy. Na rozmowie o pracę wskazałam termin, w którym mogłabym się przenieść do nich docelowo, bo zależało im na tym, w dalszej perspektywie. Ustnie zaakceptowano moje warunki, w tym to, żeby wzywano mnie, gdy będę potrzebna np. na 6 godzin albo więcej, tylko w praniu wyszło, że kancelaria zaczęła mieć słabszy okres i w którymś miesiącu z rzędu zaczęły się dziać takie rzeczy. Szefostwo znało nadchodzący termin rozwiązania mojej umowy z poprzednim zleceniodawcą. Gdy moja umowa z poprzednią kancelarią uległa rozwiązaniu, na co złożyło się kilka czynników, w tej, o której piszę, nagle brakowało dla mnie pracy, choć było zapowiadane, że będzie jej więcej niż wcześniej. Gdy miałam dwie prace, pasowało mi dorabianie sobie w tej, którą opisuję, np. 5 albo 6 godzin, ale gdy zostałam z jedną pracą, w której bywałam 2 i pół godziny, przestało to być opłacalne. Pracowałam w życiu w kilku kancelariach na zleceniach i w żadnej umowie nie było wskazanej liczby godzin - widocznie u nas to powszechna praktyka. Na szczęście teraz mam normalną pracę.

Odpowiedz
avatar NiebieskaOrzelka
0 0

@Nanatella A co do zarobków, to u nas zarabia się tyle samo (minimalną), w każdej kancelarii, nieważne, czy ma mało klientów i małe obroty, czy zarabia kilkaset tysięcy rocznie. Pracowałam w kilku, mam też wielu znajomych i nikt nie zarabia więcej, niż minimalna. Nieważne, czy zakłada perfekcyjnie sprawy na dłużników u komornika, oraz wykonuje szereg innych prac, czy pisze najtrudniejsze akty notarialne u jednego z najbogatszych notariuszy w mieście. Nawet przy pełnym wymiarze godzin, i tak pracując u kogoś, nie dorobi się. Ale pewnie w innych branżach jest podobnie.

Odpowiedz
Udostępnij