Historia o Romach w szpitalu przypomniała mi historię opowiedzianą przez moją mamę.
Rodzicielka jest pielęgniarką na oddziale toksykologii w jednym z poznańskich szpitali. Tego dnia miała dyżur w godzinach nocnych.
O godzinie pierwszej w nocy usłyszała głośne zawodzenie.
Ktoś najwyraźniej umarł, pomyślała.
Jednak zawodzenie nie ustawało, wręcz w każdą chwilą wzmagało się.
Po dwóch godzinach mamie zaczęło to przeszkadzać, więc zadzwoniła do recepcjonistki na dole, by spytać się, co się dzieje.
- Zejdź i sama zobacz - usłyszała w słuchawce.
Widok przeszedł jej najśmielsze oczekiwania.
Cały korytarz na parterze wypełniony był Romami, którzy zawodzili w nieprawdopodobnie głośny sposób. Było rzucanie się na podłogę, wrzaski, jęki... Ze względu na liczbę osób, nikt nie miał odwagi zwrócić im uwagi, że to szpital, że nie pozwalają spać pacjentom...
Zgromadzenie opanowała dopiero Policja.
Okazało się, że tamtej nocy w szpitalu zmarł ich król.
P.S. Celem historii nie jest obrażanie tej narodowości.
ZOZ
W szpitalu chyba często można usłyszeć płacz. Gdyby przy każdym biegała sprawdzić, co się stało, zostałaby chyba zawodową sprinterką. Zawodzenie to taki przedłużony lament, płacz połączony z wyciem. Dla ułatwienia dodam, że to częsta forma stosowana przez kilkuletnie dzieci w celu wymuszenia czegoś. ;) Ni to płacz, ni krzyk.
OdpowiedzCi ludzie są ze sobą bardzo mocno związani, ich reakcja byłą jak najbardziej naturalna, choć zapewne przeszkadzała innym. Taka kultura.
OdpowiedzTak, wiem, dlatego nie napisałam żadnego komentarza od siebie.
OdpowiedzTak; niestety obywatele Rumunii słono za to płacą... :( Ciągle wyzywa się ich od złodziei.
Odpowiedza król cyganski nie żył przypadkiem w bystrzycy kłodzkiej?
OdpowiedzGdzie by nie żył, umrzeć można wszędzie, czyż nie?
Odpowiedzto oni mają króla???
Odpowiedz@minus25 tak był w Bystrzycy, nazywał się Walenty, bardzo sympatyczny starszy człowiek. Umiał trzymać Romów w szachu. Wiem, bo mieszkam na osiedlu gdzie są także Romowie.
Odpowiedz