Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia Crannberry nr #88230 spowodowała, że i we mnie odżyły wspomnienia ze…

Historia Crannberry nr #88230 spowodowała, że i we mnie odżyły wspomnienia ze szkoły muzycznej (dalej SM).

Mam wrażenie, że również u mnie połowa grona pedagogicznego była niespełnionymi muzykami, którzy nie dostali się do filharmonii jako zawodowi muzycy. A druga połowa to osoby samotne albo panny/kawalerowie. Jednym słowem – dla małego dziecka – dramat w ciapki.

Rozpoczęłam naukę w SM mając ok. 8 lat. Przygodę z graniem na klawiszach zaczęłam mając niespełna 3 lata. Na początku zaczął mnie uczyć mój tata, więc w wieku 4-5 lat potrafiłam już zagrać kolędy. Z biegiem czasu, jak stawałam się starsza, rodzice zaczęli mnie namawiać do pójścia do SM. Bardzo się przed tym broniłam, bo uważałam (jako wówczas 7-letnie dziecko), że nie podołam łącząc dwie szkoły na raz. Jednak los chciał, że moja dobra koleżanka powiedziała mi, że wybiera się na skrzypce. To trochę przeważyło szalę, bo pomyślałam, że będę mieć na roku kogoś, kogo znam.

Potem standardowo nastąpiło przesłuchanie, przydzielenie nauczyciela itd. W rezultacie skończyłam 6-letni cykl na fortepianie a o mojej nauczycielce fortepianu, dyrektorce i kilku innych osobach mogłabym napisać solidny „doktorat”.

Wielokrotnie babeczka nie odzywała się do mnie na zajęciach, w związku z tym nie miałam informacji zwrotnej czy dobrze gram czy nie. Robiła obszerne notatki w moim zeszycie w totalnej ciszy, a później wręczała mi go bez słowa. W domu musiałam przeczytać to, co ona napisała i poprawić uwagi, które miała do mojej gry. Według niej zawsze wszystko było źle. Pewnego razu moja mama zaproponowała żebym nie ćwiczyła pomiędzy kolejnymi zajęciami i olała temat. Nagle się okazało, że gram wyśmienicie i pewnie dużo ćwiczyłam O.o

Takich „WTF” miałam ogrom z lekcji na lekcję. Wg szanownej grałam zawsze za cicho/za mało dynamicznie/bez kolorytu/bez artykulacji/wstaw co ci przyjdzie na myśl drogi czytelniku. Na 6 roku ciągle ryczałam na zajęciach, do tego doszły problemy z kręgosłupem, a niestety u mnie standardowa lekcja trwała 1.5h zamiast 1 godziny zegarowej. Czasami z bólu już nie mogłam wysiedzieć. Kilkukrotnie zdarzyło się, że moja nauczycielka wysłała mnie do innych nauczycieli, aby to oni „do mnie dotarli” (cytat), bo ona już nie wie jak ze mną ćwiczyć. To było dla mnie chyba najbardziej upokarzające.

Oprócz tego wielokrotnie mówiła, że ja się nie nadaję do muzyki poważnej i najlepiej żebym grała kiedyś na weselach. Jednak pomimo tego, że wg nauczycielki byłam beznadziejna, ciągle namawiała mnie do pójścia do drugiego stopnia. Jak się domyślacie, nie zrobiłam tego. Chciałam wszystko rzucić raz na trzecim, a drugi raz na piątym roku i nawet nie zdawać egzaminu dyplomowego, ale przed tym krokiem skutecznie zatrzymywali mnie rodzice.

W ramach dygresji, zanim przejdę do egzaminów końcowych, chciałam napisać, że na każde zajęcia z kształcenia słuchu, historii muzyki, fortepianu itd. byłam przygotowana. Z odpowiedzi, testów pisemnych, testów na słuch przy tablicy miałam zawsze oceny bardzo dobre. Przez 5 lat SM dostawałam świadectwa z czerwonym paskiem. Jednak na 6 roku takiego świadectwa nie dostałam. Po pierwsze – dostała je tylko jedna osoba, która zamierzała aplikować na drugi stopień SM. Po drugie – nie zgodziłam się z jedną z ocen dot. teorii muzyki i w związku z tym zdawałam egzamin jeszcze raz, komisyjnie. Jednak po egzaminie komisyjnym, szanowna komisja stwierdziła, że ZA WOLNO ODPOWIADAŁAM i w związku z tym podtrzymują końcową ocenę. Było mi bardzo przykro, bo jednak miałam ambicje i dążyłam do tego, aby mieć świadectwo z wyróżnieniem. Po odebraniu dyplomu ryczałam całą drogę do domu w aucie wiedząc z jaką niesprawiedliwością mierzyłam się przez 6 lat. Do tej pory jak sobie przeglądam dokumenty i patrzę na to świadectwo, ogarnia mnie złość i niemoc.

Potem przez półtora roku po zakończeniu nie dotknęłam w domu pianina. Jednak trochę brakowało mi zajęć i zapisałam się na inne instrumenty do ogniska muzycznego. Trafiłam tam akurat na lepszych nauczycieli.

szkoła_muzyczna

by kattie27
Dodaj nowy komentarz
avatar Ohboy
5 5

Chyba jeszcze nigdy nie słyszałam nic dobrego o nauczycielach w szkołach muzycznych...

Odpowiedz
avatar Etincelle
6 6

@Ohboy: to ja Ci powiem! Mogę? :D Miałam świetnych nauczycieli, bardzo miłych i bardzo chodzących na rękę, pozwolili nawet mi i jeszcze jednej dziewczynie ostatnie 2 lata (ale ja chodziłam 4, bo już byłam 15-letnim starszakiem ;)) robić w rok, co wiązało się z tym, że pani dyrektor prowadziła dla naszej dwójki osobne zajęcia z teorii przez cały rok, żeby nam materiał upchnąć. Jedyne zastrzeżenia miałam w zasadzie do egzaminów wstępnych. Jako się rzekło, stara krowa byłam, a marzył mi się fortepian, bo już wcześniej grałam. Egzamin, odśpiewane, odpowiedziane, komisja chwali, ale na koniec oznajmia, że na fortepian i skrzypce to do 12-tego roku życia przyjmują i - chyba - tylko do wersji 6-letniej, tej dziecięcej. I że skoro chcę klawisze, to może akordeon. Może gdyby spytały, to wybrałabym wiolonczelę, ale na hasło "akordeon" przeszedł mnie dreszcz, bo był dla mnie zawsze najbardziej odpychającym instrumentem ever, więc już tylko bezmyślnie oświadczyłam coś w stylu, że tylko fortepian i że nie trudno, bla bla bla, dziękuję za poświęcony czas, zniosę to z godnością. Odmaszerowałam, olałam, zapomniałam. Zapomniałam aż do końca września, kiedy to miła pani z sekretariatu zadzwoniła do mojej mamy z uprzejmym pytaniem, dlaczego ja właściwie nie pojawiłam się jeszcze w szkole. I tak zostałam starą krową klasy fortepianu. ;)

Odpowiedz
avatar Ohboy
2 2

@Etincelle: Fajnie, że są dobre miejsca w takim razie. :) Dalsza znajoma szkołę skończyła, pracuje w zawodzie i mówi, że traktowanie w szkole było do dupy, ale przygotowało ją do pracy w filharmonii XD"

Odpowiedz
avatar Ophelie
3 3

@Ohboy też mogę powiedzieć dużo dobrego o nauczycielach SM. Mimo że zawsze byli wymagający i nie wszyscy byli fajni, to z paniami woznymi zrobili ze szkoly drugi dom, w którym każdy był mile widziany i mógł się czuć jak u siebie. Spędziłam tam całe dzieciństwo aż do wyjazdu na studia. I mimo że nie zawsze było super to nigdy nie miałam wrazenia, że ktoś miał niespełnione ambicje

Odpowiedz
avatar obtqhnxvvgeaxwplmt
3 7

No tak, osoby samotne czyli panny/kawalerowie zawsze są stuknięci i jacyś niewyżyci. Tak jest, nie inaczej.

Odpowiedz
avatar Ohboy
8 10

@obtqhnxvvgeaxwplmt: Ta część też mnie rozbawiła. Raz, że wiele osób po prostu wybiera życie singla, bo to im pasuje, a dwa, że część może mieć partnerów, którymi się nie chwali w miejscu pracy.

Odpowiedz
avatar timka
0 0

A nie mogłaś zmienić szkoły muzycznej?

Odpowiedz
avatar mama_muminka
0 2

@timka Szkół muzycznych nie ma dużo. Mogło nie być innej w mieście, mogła być daleko.

Odpowiedz
avatar timka
0 0

@mama_muminka: Ja mieszkam w małym mieście i tu jest kilka szkół muzycznych, kiedyś była jedna i w każdym powiatowym mieście jakaś jest Wg mnie po prostu na to w ogóle nie wpadła a szkoda.

Odpowiedz
Udostępnij