Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Hej, widzę, że pojawiają się historię o stosunkach dorosłych dzieci z rodzicami…

Hej, widzę, że pojawiają się historię o stosunkach dorosłych dzieci z rodzicami i ewentualnych obowiązkach jednych wobec drugich, a to skojarzyło mi się z historią z mojej rodziny.

Moja mama ma ciocię, powiedzmy ciocię Jadzię. Jadzia jest siostrą mojej babci. Jadzia z rodzinnej wsi wyprowadziła się do pobliskiego miasteczka, wyszła za mąż, urodziła córkę i większość życia nie pracowała. Jej córka, kuzynka mamy, nazwijmy ją Olą, źle wspomina dzieciństwo. Ciocia Jadzia była zimną i zdystansowaną matką, która jakiekolwiek czułości i zainteresowanie Olą okazywała jedynie w towarzystwie, w domu odganiała ją od siebie jak muchę, a jej potrzeby emocjonalne interesowały tylko wujka, powiedzmy Bogdana. Ola miała dobry kontakt i głęboką więź z Bogdanem, ten pracował jednak 6 dni w tygodniu, więc niewiele czasu spędzali razem. Promykiem słońca. zawsze były dla niej wyjazdy na wieś do babci i reszty rodziny, z którą była bardzo zżyta, bo Jadzia wysyłała ją tam przy każdej okazji. Ola jest chora? Niech jedzie do babci. Wakacje - do babci, ferie - do babci.

Ola po skończeniu szkoły poszła na studia i przeprowadziła się do Poznania, gdzie poznała męża i została tam na stałe. Bogdan zmarł niedługo po ślubie Oli. Od tego czasu Jadzia nagle zapragnęła częstszego towarzystwa Oli. Pomijając, że Ola po prostu za własną matką nie przepadała, problematyczne było to, że Jadzia goszcząc Olę i jej męża u siebie zachowywała się jakby byli jej służbą - załatw to, załatw tamto, zawieź mnie tam, kup mi to, żadnego proszę czy dziękuję i ciągłe pretensje, że coś jest zrobione nie tak jak trzeba. Gdy przyjeżdżała do nich, oczekiwała, że oboje będą brać wolne, aby ją zabawiać, ciągła krytyka, że w mieszkaniu mają brudno, brzydko, niedobre jedzenie.

Jakiś czas później Ola urodziła dziecko. Jadzia zgodnie z panującą w rodzinie tradycją przyjechała wspierać młodą matkę. Polegało to na tym, że nadal oczekiwała, że Ola będzie ją obsługiwać, a do tego doszły pretensje o to, że dziecko się drze i Ola nie potrafi go wychować. Codziennie dzwoniła do dalszych członków rodziny opowiadając, że przyjechała córce pomóc z dzieckiem, choć sama jest stara i zmęczona życiem, ale poświęca się. Podobno w czasie pobytu u Oli więcej czasu poświęcała na rozmowy telefonicznie niż rozmowy z córką i zięciem, co dodatkowo było dla niż obciążeniem finansowym, bo były to czasy, gdy każda rozmowa telefoniczna była kosztowna, szczególnie do innej miejscowości.

W końcu mąż Oli się wkurzył i kazał teściowej wracać do siebie. Od tego czasu Ola starała się ograniczać wizyty Jadzi. Gdy ta przyjeżdżała nie sposób było jej zadowolić, a syn Oli wręcz się jej bał, bo ciągle go strofowała, krzyczała i straszyła pasem.
Gdy syn Oli miał jakieś 10 lat, ta zachorowała na raka. Jadzia oczywiście wiedziała o tym. Leczenie było długie i bolesne, a jego skutek - niepewny. Kiedyś Olę naszło, aby odwiedzić mamę - czuła się fatalnie i bała się, że to może być ostatnia szansa na spotkanie. Zadzwoniła do mamy zaproponować wizytę. Jadzia najpierw stwierdziła, że ma już plany, po czym niespodziewanie zadzwoniła kilka godzin później, żeby córka przyjechała.

Ola przyjechała z mężem i synem chcąc miło spędzić z Jadzią czas. Ta od progu zagadała:
- Olka, miała mi dzisiaj przyjść sprzątaczka, ale chora jest.
Ola sądziła, że matka próbuje usprawiedliwić, dlaczego ma brudno w mieszkaniu, ale Jadzia kontynuowała:
- Weźcie mi to ogarnijcie trochę, jak już przyjechaliście, wiesz, że mnie ten kręgosłup pobolewa to nie będę nadwyrężać.
- Mamo, przecież wiesz, że ja się źle czuje, ja się chciałam spotkać, porozmawiać, być może pożegnać...
- Ach, ja ty uwielbiasz się nad sobą rozczulać, ja się nigdy tak ze sobą nie pieściłam!

Ola na szczęście wyzdrowiała, ale żal do matki pozostał jej do dziś, mimo, że od tamtego czasu minęło prawie 15 lat. Obecnie Jadzie ma 75 lat, a Ola 50. Ola załatwia matce różne sprawy, ale wszystko zdalnie i praktycznie się nie widują. Ostatnio Jadzia oznajmiła, że chce się przeprowadzić do Poznania, aby być bliżej rodziny. Oznajmiła, że sprzedaje mieszkanie, które jest po części Oli, ale i tak jej nie starczy na podobne w Poznaniu, więc Ola z mężem mają jej dołożyć, bo ona z klitce nie będzie się gnieździć. Gdy Ola odmówiła tłumacząc, że syn niedługo studia kończy i będzie się żenił, więc wydatki mają i wolą dołożyć synowi do mieszkania. Jadzia na to, że w takim razie ona zamieszka z nimi. Mąż Oli zapowiedział, że jeśli teściowa będzie usiłowała forsować ten pomysł to dostanie soczystego kopa w tyłek.

Mam nadzieję, że słowa dotrzyma.

PS. mam bardzo dużą rodzinę, więc jest o czym opowiadać, jeśli historia się spodoba, będzie więcej :)

rodzina

by ~kristin
Dodaj nowy komentarz
avatar Armagedon
-5 7

Nie wiem ile prawdy jest w tej historii, ale wydaje mi się mocno przerysowana. Szczególnie ta sprawa ze sprzedażą mieszkania jest bardzo niejasna. I mało wiarygodna. Bo jeśli Ola jest współwłaścicielką mieszkania, znaczy to, że dziedziczy po ojcu. Albo połowę, jeśli ojciec był właścicielem przed ślubem z matką, albo 1/4, jeśli mieszkanie stanowiło współwłasność. Żeby móc je sprzedać - najpierw należy złożyć wniosek o stwierdzenie nabycia spadku, oraz dział spadku, i żaden notariusz nie poświadczy nieprawdy. Czyli - w akcie notarialnym byłyby ujęte dwie właścicielki. I jedna bez drugiej może sobie tylko pomarzyć o sprzedaży. Ponadto podejrzewam, że żadnych wniosków nikt nigdzie dotąd nie składał, bo to są spore koszty - to raz, a dwa - nie było takiej potrzeby. A te wszystkie procedury są i długotrwałe i upierdliwe. Tak że, plany mamusi - jeśli jakieś są - to plany raczej dalekosiężne. Choć może szkoda, bo z tego co piszesz wynika, że Oleńka starej, schorowanej matki w potrzebie nie zostawi, więc będzie musiała często dojeżdżać. Albo opłacić opiekunkę.

Odpowiedz
avatar Balbina
6 6

@Armagedon: Nie wszyscy wiedzą że muszą po śmierci jednego z właścicieli mieszkania złożyć taki wniosek. Mój brat zmarł i to ja moją bratową uświadamiałam że musi iść z synami do notariusza( bo i w banku nic nie załatwi). A Jadzia całe życie drygowała wszystkimi więc pewnie wyszła z założenia że córka nie ma nic do gadania

Odpowiedz
avatar aienma
5 5

@Balbina: Zgadzam się z ostatnim zdaniem. Tak samo jak założyła, że córeczka jej dołoży do własnego lokum w Poznaniu lub, że zamieszka z nimi. I oby mąż Oli przeżył teściową, bo coś czuję, że jak nie to Ola na wszystko się zgodzi :x.

Odpowiedz
avatar szafa
3 3

@Armagedon: A ja mam w rodzinie dokładnie taką osobę, tylko dopisz jeszcze gnojenie emocjonalne dzieci w dzieciństwie. Wypisz wymaluj taka sama roszczeniowość i zero zrozumienia, że coś robi nie tak.

Odpowiedz
avatar Italiana666
7 7

Niestet tez mam taka rodzine wiec historia nie wydaje mi sie przerysowana. Mam taka babcie. Swoimi dziecmi czy wnukami zajmowala sie z musu, ale wsrod rodziny opowiadala ile ona robi dla innych. Jak nikt nie patrzyl miala zupelnie inna twarz. Dzisiaj oczekuje,ze wszyscy beda jej robic zakupy, sprzatac i robic co ona im rozkarze. Ja do niej juz nawet nie dzwonie. Typowy przyklad decydowania sie na dzieci bo tak wypada i traktowania ich jako zabezpieczenia na starosc. Zaangazowania emocjonalnego brak.

Odpowiedz
Udostępnij