Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Moja mama ma sąsiadkę, panią Elizę. Pani Eliza ma osiemdziesiąt kilka lat…

Moja mama ma sąsiadkę, panią Elizę. Pani Eliza ma osiemdziesiąt kilka lat i o ile przez całe swoje życie była bardzo aktywną i samodzielną osobą, to od jakiegoś czasu siada jej zdrowie. Brakuje jej sił, zaczyna szwankować pamięć i przestaje ogarniać codzienne czynności - nie jest w stanie sama zrobić sobie zakupów (3 piętro bez windy), przygotować jedzenia, czy wybrać się do lekarza, do tego zapomina wziąć leków (co niedawno o mało nie skończyło się udarem). Jednym słowem, nie może już mieszkać sama, bo wymaga pomocy w codziennych sprawach.

Pani Eliza ma syna. Syn jest po 50, mieszka z rodziną pod Krakowem (niecałe 200 km od matki), ile jest w stanie, stara się ją odwiedzać, z tym że to nie wystarcza, gdyż opieka potrzebna jest na co dzień. Sąsiadki starają się pomagać - to któraś przyniesie zakupy, inna poczęstuje obiadem, jeszcze inna zawiezie do lekarza, ale to też nie jest rozwiązanie na stałe. Każda z nich ma swoje życie, swoją rodzinę i darmowa, stała, codzienna opieka nad panią starszą ani nie jest ich obowiązkiem, ani niekoniecznie mają na nią czas i ochotę. Raz na jakiś czas, owszem, ale nie uwiązanie się na co dzień.

Ostatnio moja mama rozmawiała z synem seniorki, zdając mu relację, w jakim stanie jest matka i że koniecznie trzeba znaleźć jakieś rozwiązanie na stałe. Okazuje się, że syn już od ładnych paru lat próbuje ją namówić na przeprowadzkę do niego. Ma świetne warunki - matka miałaby do dyspozycji 2 pokoje na parterze domu, więc nie musiałaby chodzić po schodach, żona pracuje z domu, więc cały czas ktoś jest i ma kto pomóc, do tego on byłby na miejscu. Ale matka uparcie odmawia, podając koronny argument o "starych drzewach, których się nie przesadza", że tutaj ma swoje mieszkanko, w którym spędziła ostatnie 20 lat, tu ma swój świat, swój ulubiony sklepik, swoje sąsiadki, na które zawsze może liczyć, itd. Nie wyprowadzi się i już. Tu jest jej dom, tu będzie mieszkać.

I jest problem. Obecne rozwiązanie się nie sprawdza. Syn ma dość tych weekendowych dojazdów - pomijając koszt (benzyna, opłaty za autostradę plus hotel, bo u matki nie ma warunków na nocleg), on też już nie ma 20 lat i w weekend potrzebuje odpocząć, poza tym ma swoją rodzinę, z którą też chciałby spędzić czas. Sąsiadki też mają dość, bo owszem można pomóc komuś sporadycznie, ale żadna nie pisała się na wieczny darmowy dyżur przy obcej osobie. A jeśli jej odmówią, a jej akurat coś się wtedy stanie, to będą ją miały na sumieniu.

Przeprowadzka syna na stałe do matki nie wchodzi w grę, gdyż pomijając fakt, że matka mieszka w kawalerce, w której nie ma za bardzo nawet gdzie wstawić drugiego łóżka, a trudno żeby mieszkał w namiocie rozbitym pod blokiem, facet w Krakowie ma pracę i rodzinę, które musiałby porzucić, a nie ma na to ochoty i trudno mu się dziwić. Zresztą matka się na to też nie zgadza, bo "świetnie sobie radzi sama". Na wynajęcie kogoś do pomocy matce na stałe średnio go stać, poza tym matka "obcego do domu nie wpuści", a w ogóle to jak wyżej - "świetnie sobie radzi sama" i nie przyjmuje do wiadomości, że wcale nie. Zmuszenie jej do przeprowadzki siłą i wbrew jej woli raczej nie jest możliwe, a do ubezwłasnowolnienia nie ma podstaw, bo seniorka ogólnie jest umysłowo sprawna.

I co tu robić, kiedy starsza pani się uparła...

sąsiedzi

by Crannberry
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Bryanka
11 11

Ja miałam trochę inną, ale też denerwującą sytuację. Moja mama stara nie jest, pracuje, ma swoje życie towarzyskie, ale przez telefon wcześniej mi non stop marudziła, że nie ma siły, jest chora, kiepsko zarabia, nie może domu utrzymać, itp. Z każdym telefonem miałam całą litanię. No to gadam z ojczymem i on stwierdził, że albo zamieszkają razem w Polsce, albo w Anglii, ale w PL musieliby przenieść się z Warszawy do Gdańska. No to znowu był lament, że ona ma wszystkie swoje sprawy w Warszawie, a do Anglii nie pojedzie, bo nie zostawi babci samej w Polsce. Tutaj babcia wszystkich zaskoczyła, bo stwierdziła, że ona chętnie do UK wyjedzie, rodziny tam trochę jest, a ona jest żądna przygód i lubi rodzinę mojego ojczyma. Mamie trochę wtedy zrzedła mina. Na chwilę obecną mieszkają z ojczymem na dwa domy, ale dalej mi marudzi...

Odpowiedz
avatar GoshC
1 1

Jedynym wyjściem wydaje się ubezwłasnowolnienie...

Odpowiedz
avatar fursik
13 13

Miałam niemal identyczną sytuację ze swoją babcią. Koniecznością okazało się oszustwo - babcia była przekonana, że przyjeżdża do nas na weekend, ale zmusiliśmy ją, aby została. Trochę się awanturowała, ale z perspektywy czasu widzę, że innego wyjścia nie było.

Odpowiedz
avatar Balbina
8 10

Przez dwa lata jeżdziłam na zmianę z bratem do rodziców. Gotowaliśmy obiady, robiliśmy kolację i śniadanie na drugi dzień. Prałam, sprzątałam ,myłam i jednego i drugiego. W końcu okazało się że już musi być ktoś na stałe. Matka początki Alzheimera, tato Parkinson. Wręcz zmusiłam do zatrudnienia opiekunki bo sama padałam na twarz. Ojciec też stawał okoniem że obcej baby nie chce w mieszkaniu ale jak matka zaczynała uciekać z domu a on nie miał siły jej szukać to odpuścił. Pani z historii wystarczyłaby pani na dwie-trzy godziny dziennie. Zrobiłaby zakupy, ugotowała obiad, ogarnęła codziennie trochę mieszkanie, wyszła na spacer. Są kobiety co sobie chcą dorobić parę złotych do emerytury.

Odpowiedz
avatar midori
5 5

O chryste, jakbym o swojej babci słyszała. Ma co prawda dzieci i inną rodzinę blisko, ale no tak jak piszesz - każdy ma swoje życie. Babcia mieszka na 4 piętrze bez windy i ostatnio z mamą zastałyśmy ją na półpiętrze jak łapała oddech, na ziemi ciężkie siaty a ona sama sapała jak lokomotywa. I tak na każdym półpiętrze. Dodatkowo jej syn, który płaci rachunki powiedział, że czynsz wzrósł prawie o 100%, on sam proponował jej przeprowadzkę, no ale ona wie lepiej, i co zrobisz? No nic nie zrobisz.

Odpowiedz
avatar tvh
2 2

MOPS - to chyba najprostsze rozwiązanie. Można skorzystać z ich pomocy lub porady. Pomoc bezpłatna lub za niewielką odpłatnością. Opiekunki pomogą w zakupach i innych sprawach.

Odpowiedz
avatar Xynthia
4 4

Opiekunka bierze +/- 50 zł za godzinę... Można spróbować w MOPS-ie, tylko tam naprawdę kołomyja i cyrki typu "A naprawdę nikt nie może się zająć mamą? Nie może pan tu zamieszkać? Albo mamy wziąć do siebie?". Plus sprawdzanie dochodów i w zależności od nich ustalenie odpłatności za opiekunkę z MOPS-u, może być nieodpłatnie, może być 100%. Można też spróbować poszukać programu unijnego zapewniającego opiekę osobom starszym, ale z tego co wiem, wszystkie fundusze idą w tej chwili na asystenturę dla osób niepełnosprawnych, tak jak parę lat temu było sporo tych programów obejmujących seniorów, tak teraz lipa. Trzeba szukać, np. po hasłach "opieka wytchnieniowa", "opieka domowa". Co do kwestii "nie będzie mi się obca osoba po domu kręciła", to jest to do pokonania, przyjść parę razy z panią opiekunką, pomóc nawiązać kontakt, po dwóch-trzech wizytach już nie będzie "obca", te panie naprawdę szybko łapią kontakt z seniorami. Tak całkiem prywatnie opiekunek z MOPS-u nie polecam. Jakbyś chciała więcej informacji, pisz do mnie na PW.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 4

Nic, niestety starsi ludzie czesto tak sie zachowują, może strach aby być piątym kolem u wozu, strach przyznać się, że sobie nie radzą. Opiekowałam sie pewną panią z lekką demencją, na tyle, że sobie radzi, ale trzeba codziennie mieć na nią oko, bo miewa gorsze dni i wtedy nie wie jak zapiąć bluzkę albo jadłaby tylko ciastka. Starsza pani mieszkała lata w Hiszpanii z męzem i córka ja ściagneła do siebie gdy sąsiedzi poinformowali, że jest źle i ma coraz wiecej zaników pamięci. Ze wzgledu na dobra sytuacje materialną, corka zrobila przybudówke do garażu i jej mama mieszka w pięknej kawalerce dwa kroki od domu. Starsza pani ma wszystko co potrzeba, opieke,własne pieniadze, a jednocześnie ma ogromny żal do córki, że odebrano jej życie w Hiszpanii i musi mieszkac gdzie mieszka. Przykre, ale niestety czasami konieczne, aby podjac decyzje wbrew woli starszego rodzica

Odpowiedz
avatar SmoczycaWawelska
2 6

Słuchajcie, jeśli chcecie sąsiadce pomóc, to musicie ją najpierw zrozumieć. Piszesz, że sąsiadka "przez całe swoje życie była bardzo aktywną i samodzielną osobą". Czyli kobieta do tej pory dobrze radziła sobie z przeciwnościami losu, można było na nią liczyć, stanowiła oparcie dla innych (sąsiadki jej pomagają, odwdzięczając się tym samym za jej wcześniejszą pomoc zapewne - dobrze zgadłam?) i dzięki temu czuła się potrzebna, ważna, silna, postrzegała się jako zaradna matka, żona*, gospodyni. Teraz syn chciałby to zmienić, jakby odwrócić role, to matka ma mieć w nim oparcie. Tylko że to nie jest takie proste. Sąsiadka się temu sprzeciwia, bo się boi, że straci swoje ważne miejsce w rodzinie i poczucie bycia dobrą matką. Może jest przekonana, że korzystanie z synowskiego wiktu i opierunku to oznaka słabości, małej wartości, symbol starczej niedołężności. Stara się syna nie martwić, nie być dla nikogo ciężarem**. Walka z własnymi słabościami, zaprzeczanie postępom choroby może jej dawać poczucie siły i szacunek do siebie samej. U osoby ponad osiemdziesięcioletniej ciężko zmienić takie przekonania. Więcej, sąsiadka ma prawo takie przekonania mieć. Jeszcze więcej, ma prawo żyć w zgodzie z tymi przekonaniami! Tutaj się trzeba skupić na skutecznych działaniach, i to takich, które pozwolą uniknąć nieporozumień czy kłótni. Najskuteczniejsze w przekonywaniu matki do wyprowadzki będzie odwoływanie się do syna (który wszak jest dla niej ważny): "JA, TWÓJ SYN bardzo cię proszę", "MI zależy na twoim zdrowiu", "jeśli się do mnie przeprowadzisz, JA będę się czuł spokojniejszy", "jesteś ważnym członkiem mojej rodziny, zależy MI na codziennym kontakcie z tobą", "przydałaby MI się twoja pomoc (przy wnukach na przykład)". Eliza może alergicznie reagować na słowo "pomoc", więc dobrze byłoby podkreślić, że nie będzie dla syna ciężarem. I nie tylko jej nie ubezwłasnowalniać, ale wręcz zostawić jej pewne obszary do samodzielnej decyzji - ot, choćby nich sobie sama*** umebluje sobie te dwa pokoje. Nie ma sensu, żeby syn matkę zmuszał do przyznania się do (postępu) choroby, bo ta tylko się zamknie w sobie. Nie ma sensu walczyć z jej przekonaniami, bo te przekonania wynikają wartości, które są dla niej ważne. Wykazywanie błędów w jej rozumowaniu tylko ją rozzłości i "usztywni" jej zachowanie. *Zgaduję. **Nie twierdzę, że jej to wychodzi, ale stara się. ***Sama w sensie "ja dyktuję, gdzie ma stać regał, a gdzie wersalka", a niekoniecznie w sensie "jedną ręką przestawiam regał, drugą wersalkę", oczywiście. Druga opcja mogłaby być trudna i dla młodego osiłka, zaś dla osiemdziesięcioletniej kobiety jest, obawiam się, niewykonalna.

Odpowiedz
avatar Librariana
1 1

A może pogadać z sąsiadkami, czy któraś zgodziłaby się za opłatą pomagać. Babcia nawet nie musi wiedzieć, że sąsiadka bierze za to pieniądze, nie będzie problemu z "obcą osobą" no i wyjdzie taniej niż zawodowa opiekunka. W mojej rodzinie tak było w przypadku ciotecznej babci po osiemdziesiątce. Mieszkała dość daleko, niezamężna i bezdzietna, więc poprosiliśmy o pomoc jakąś daleką kuzynkę od strony dziadka i normalnie ustaliliśmy, ile możemy jej za tę pomoc płacić.

Odpowiedz
Udostępnij