Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Powiem szczerze, że dziś mi się po prostu ulało i pokłóciłam się…

Powiem szczerze, że dziś mi się po prostu ulało i pokłóciłam się z do tej pory dość dobrą koleżanką. Powód niby błahy, ale jednak.

Uwaga, dla lepszego zrozumienia, czemu tak się wściekłam, będzie długi wstęp.

Mam 36 lat, męża, dwójkę dzieci. Nie mam dobrze sytuowanych, za to kochanych rodziców, a od kiedy byłam w liceum byłam dość jednoznacznie ukierunkowana zawodowo. Poszłam na trudne studia. Poświęcałam dużo czasu na naukę, aby mieć stypendium naukowe, pracowałam też dorywczo, w wakacje jeździłam do pracy za granicę. Jeszcze na studiach złapałam pracę w zawodzie za psi pieniądz, ale dla wpisu w CV. Odwdzięczyło się to po studiach, bo załapałam nieźle płatną pracę, ale nadal, aby zarobić i odłożyć jak najwięcej przed założeniem rodziny, brałam jeszcze dodatkowe zlecenia.

Mój mąż - podobna historia, z tym, że on nie studiował, a pracował od 16 roku życia i mając 25 lat miał już dobrą pracę jako fachowiec, pracował po 12 godzin dziennie. Po ślubie wzięliśmy stosunkowo nieduży kredyt na zakup mieszkania i dzięki nadpłatom rat, zostały nam już grosze do spłacenia. Pracowałam prawie do końca pierwszej ciąży, a na macierzyńskim nadal brałam dodatkowe zlecenia. W ciągu dnia ogarniałam dom, dziecko, trochę pracowałam, a gdy mąż wracał do domu, przejmował dziecko, a ja siadałam na dobre do pracy, często do późnej nocy. Zdecydowałam się nie wracać na etat, bo z pracy freenlancera wpadała lepsza kasa.

Potem drugie dziecko, my cały czas zarobieni i dopiero stosunkowo niedawno, gdy starszy poszedł do szkoły nadszedł taki moment, że postanowiliśmy trochę zwolnić, ciesząc się, że sytuacja finansowa jest na tyle dobra, że nie musimy już robić po 12h dziennie z wywalonym jęzorem, a możemy cieszyć się owocami naszej pracy. Stać nas na egzotyczne wakacje, dobre ciuchy, wycieczki weekendowe, ale największym luksusem jest czas i odprężenie psychiczne.

Mam koleżankę, moją rówieśniczkę. Kumpela z liceum. Przez te wszystkie lata miałyśmy kontakt. Koleżanka wybrała inne studia, nie oceniam poziomu trudności, ale mało perspektywiczne. Na studiach głównie się bawiła, imprezowała, podróżowała. Czy jej zazdrościłam? Jak jasny pierun. Ale moje priorytety były inne, a każdy ma własne.

Po studiach koleżanka zderzyła się z rzeczywistością - pustka w CV, niewiele warty dyplom, możliwości zarobkowe mocno ją rozczarowały. Została u rodziców i dalej sobie żyła swoim studenckim życiem. Co zarobiła to na imprezy, podróże, ciuchy, kosmetyki - jedzenie i dołożenie się do rachunków tylko jak coś zostało na koniec miesiąca. Z roku na rok sytuacja była dla jej rodziców coraz mniej wygodna, bo gdy przeszli na emeryturę utrzymanie trzech osób i czteropokojowego mieszkania stało się problematyczne, więc zasugerowali córce wyprowadzkę, chcieli sprzedać mieszkanie i kupić mniejsze.

Koleżanka się obraziła, wyprowadziła się do chłopaka. Związek nie przetrwał tej próby i koleżanka została na lodzie i zmuszona była wynająć pokój. Doradzałam jej podniesienie kwalifikacji, zmianę pracy - ale ona nie miała czasu na takie rzeczy. Efektem jest to, że 10 lat później nadal pracuje na podobnym stanowisku, w innej firmie, za nieco lepszą kasę, mieszka w wynajmowanej kawalerce i żyje sobie życiem jak na studiach.

Wszystko ok, gdyby nie to, że koleżanka jęczy, jojczy i narzeka, że jest w takiej okropnej sytuacji. A bo ona nic nie może zaoszczędzić, bo musi wynajmować mieszkanie, auto ma stare, ciągle się psuje. Faceta ciężko znaleźć, bo żaden nie chce wspierać finansowo. Jednocześnie - koleżanka dwa razy w roku jeździ na zagraniczne wakacje. 2-3 razy w miesiącu wizyta u kosmetyczki. Często jedzenie na wynos albo w knajpie. Ciuchy tylko z górnej półki. Jednocześnie pod koniec miesiąca płacz i zgrzytanie zębami, że jej 50zł zostało w portfelu do wypłaty.
Dzisiaj umówiłyśmy się na kawę. Znowu mi jęczy, że już ostatnia kawka na mieście w tym miesiącu, bo w portfelu znowu pustka.

Mówię jej w końcu:
- Anka, ogarnij swoje wydatki. Jak zapłacisz czynsz to Ci na czysto tyle i tyle zostaje, a 3/4 z tego wydajesz na ciuchy, imprezy i kosmetyczkę. Nie lepiej odłożyć jakąś kwotę, żebyś potem się o jedzenie nie martwiła?
- Tobie to łatwo mówić, bo takich dylematów nie masz
- Ale ja tyle nie wydaję na takie rzeczy
- No, ale ty masz więcej kasy
- Może mam, ale też najpierw myślimy o najważniejszych rzeczach, a nie pierdołach. Nie wiem, rób jak chcesz, ale tak znowu najgorzej to nie zarabiasz, aż szkoda mi słuchać, że na jedzenie nie masz.
- No, a ty nawet nie zaproponujesz, żeby mi pożyczyć
- A zapytałaś? To ja mam ci proponować?
- No mogłabyś. W ogóle nie rozumiesz mojej sytuacji. Ty masz męża, to ci kosmetyczka niepotrzebna, tak samo ciuchy. A poza tym żyjesz sobie dobrze, 500+ bierzesz, a czy mi ktoś coś da? Nie, ty sobie z socjalu jeździsz na wakacje, a mi żałujesz?
- Ja ci żałuje? Jeździj sobie, tylko nie marudź potem, że znowu się z czynszem spóźniłaś albo po jedzenie do rodziców musisz jeździć.
- Jasne, ty sobie żyjesz super życiem z kasy na dzieciaki, to się możesz wymądrzać. Mieszkanie masz prawie spłacone, co ty możesz wiedzieć o życiu. Weź, wkurzasz mnie.
- No, ty mnie też. Dobrze wiesz, że ciężko pracowałam, żeby zarabiać tyle ile zarabiam i Marek tak samo, żebyśmy nie mieli kredytu na 30 lat, a ty mi teraz mówisz, że z socjalu to mam? Z 1000zł dodatku miesięcznie? Ty się dobrze czujesz?
- Ja nie wiem skąd masz, chyba to trochę dziwne, że do tej samej szkoły chodziłyśmy, a poza tym ja zawsze miałam większe powodzenie i moi rodzice są wykształceni, więc jakoś dziwne, ty masz męża, mieszkanie i kasę, a ja nawet na drobne przyjemności nie mam, więc w sumie nie wiem, co mam sądzić, skąd ty tą kasę masz!
- Od mafii, k*rwa, bo godzinach dragi sprzedaje. Odbiło ci, Anka, nie wyładowuj się na mnie. W ramach wsparcia ci za tą kawę zapłacę.

Może przesadziłam, ale serio? Ona się bawiła, ja tyrałam i ona się teraz pyta, czemu ja mam kasę, a ona nie?

przyjaciółka

by ~thedes
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Ata11
18 20

Dlaczego mnie to nie dziwi? Tylko ludzie, którzy doszli do czegoś swoją, ciężką pracą, potrafią docenić osiągnięcia innych ludzi. Pozostali widzą tylko "dobrobyt"...

Odpowiedz
avatar Ohboy
7 13

Jest jedna rzecz, która w przypadku nagłego zgonu natychmiast przywróci mnie do życia. Wystarczy pochylić się nade mną i wyszeptać mi do ucha: "Ale ona to miała szczęście w życiu". Nie, to nie szczęście czy plecy, to ciężka praca...

Odpowiedz
avatar Honkastonka
1 15

@Ohboy w Twoim przypadku pewnie i tak, natomiast bardzo dużo osób ma fajne, wygodnie życie właśnie tylko dlatego, że albo mieli bogatych rodziców, albo spadek

Odpowiedz
avatar Honkastonka
5 9

@Honkastonka ucięło mi komentarz. Albo po prostu plecy i dzięki temu ciepłą posadę. U siebie w firmie mam taki przypadek. Aczkolwiek oczywiście, jest też dużo osób takich, jak Ty czy autorka, które ciężko pracują i same się dorobiły. I super.

Odpowiedz
avatar Ohboy
6 8

@Honkastonka: No, ale rozmawiamy konkretnie o sytuacjach i ludziach, którzy do wszystkiego doszli sami, a nie o szczęściarzach. (inna rzecz, że irytujące jest udawanie, że spadek/pieniądze od rodziców nie pomogły w życiu)

Odpowiedz
avatar Lypa
1 7

@Honkastonka: No i? Zamiast się za nimi oglądać i im zazdrościć, podejmij działania, aby polepszyć swoje położenie, jeśli nie jesteś z niego zadowolona. To na ogół jest w zasięgu.

Odpowiedz
avatar Takeshi_Hikaru
2 10

Jakie to polskie... Bo TY masz socjal a ja nie mam. Droga autorko, sytuacja analogiczna, " Bo TY se wyjechałąś i teraz se żyjesz jak panisko a jo ni mom na chlebuś" Ano, wyjechałam. Można powiedzieć że czas jakiś temu dostałąm od życia po ryju tak,że myślałąm,że się nie podniosę. Posypało mi się wszystko do czego byłąm przyzwyczajona a spory udział w tym miała całą siupa z epidemią i lockdownem. Zero kasy, zero pracy, zero perspektyw. Wynajęte mieszkanie i prace dorywcze,żeby tylko jakoś ten czynsz zapłacić a przy dobrych wiatrach zostanie jeszcze na żarcie dla kota. Skorzystałam z okazji i jak się trafiło tak spakowałam bambetle i wyjechałam w jasną cholerę. Teraz pomalutku ogarniam nowe życie w nowym miejscu, chodzę do szkoły i staram się zwiększyć swoje kwalifikacje wszystko w celu ustabilizowania życia na jakimś ludzkim poziomie. No ale: W wolnych chwilach i po zapłaceniu rachunków zwiedzam kraj w którym mieszkam. Ba, w zeszłym roku byłam nawet w Polsce i co? No tak, we Finlandii se mieszka, na wycieczki jeździ, piniądze jej płaco że do szkoły chodzi, no pewnie bo tobie to się udało". Tylko szkoda,że nikt nie widzi tego ile czasu poświęcam na naukę, że stypendium socjalne wystarcza na rachunki i żarcie i muszę naprawdę solidnie zacisnąć pasa żeby mieć pieniążki na chociaż tydzień wakacji. W Polsce został mój syn ( uprzedzę pytania, jest dorosły, ma pracę radzi sobie ) ale wiadomo,że czasem i jemu nie sklejają się wydatki. Pomagam na ile mogę, a raczej na ile mnie stać. Ale wiadomo, najlepiej zazdrościć i wygadywać bzdury bo inni majo a jo ni mom. Dlatego też z dawnych znajomości zostało mi tylko kilka. I są to ludzie którzy tak jak ja robią coś w celu poprawy swoich warunków bytowych i potrafią zrozumieć,że tak naprawdę w życiu nie ma nic za darmo a siedzenie i narzekanie nie spowoduje,że sytuacja się poprawi... Ale są i tacy, któym nie wytłumaczysz choćby nie wiem co...

Odpowiedz
avatar Jorn
3 3

@Takeshi_Hikaru: Jeśli już, to "jakie to europejskie". Bo jeśli w Europie lub innym podobnym miejscu komuś brakuje pieniędzy, to na 80% problem ma po stronie wydatkowej, nie dochodowej. A takich "wyrównywaczy" wszędzie jest pełno.

Odpowiedz
avatar helgenn
10 10

Jestem w podobnym wieku i wszystkie koleżanki z podobnymi poglądami już dawno się wykruszyły z mojego życia. Według nich ja się swoim bogactwem (mieszkaniem na kredyt) obnoszę i czuję się lepsza od nich a według mnie były zazdrosne, ale nie kiwnęły palcem, żebym poprawić swój byt (jedna się obraziła jak jej zasugerowałam, że ją wykorzystują z pracy i żeby domagała się w pracy zapłaty za nadgodziny...). Te znajomości po prostu nie miały już sensu.

Odpowiedz
avatar Crannberry
14 14

Nie otaczam sié takimi ludźmi na co dzień, ale przy okazji rónych zjazdów szkolnych ma się do czynienia z dwiema niesamowicie irytującymi grupami: - znajomi z podstawówki - zamiast chodzić do szkoły, rzucali w nią kamieniami, zdobycie konkretnego fachu też nie leżało w obszarze ich zainteresowań, obecnie kopia rowy lub sprzątaja klatki schodowe i maja za złe każdemu, kto do czegoś tam w życiu doszedł, oskarżając, że to na pewno dzięki kradzieżom lub dawaniu dupy za kasę. - znajomy z liceum - tzw "banany", dzieci ustawionych rodziców, którym ci rodzice start w życie podali na srebrnej tacy, patrzący z góry na każdego, kto takich przywilejów nie miał i do wszystkiego, co ma, musiał dojść sam. "Tylko wyjątkowi nieudacznicy biorą kredyt hipoteczny albo pracują dla kogoś. Ja jako 25-latek miałem już willę (w prezencie od rodziców) i stanowisko wiceprezesa (w firmie tatusia, który uwłaszczył się za złotówkę)"

Odpowiedz
avatar StaraLadyPank
-3 3

@Crannberry: Gdyby nie było tych co kopia rowy i sprzątają, to sama byś jeździła na łopacie i szmacie,główna bajkopisarko Piekielnych.

Odpowiedz
avatar Crannberry
0 0

@StaraLadyPank: w moim komentarzu chodziło o ludzi, którzy nie przyjmują do wiadomości, że lepszą pracę czy jakiekolwiek dobra materialne można zdobyć uczciwie i dzięki własnej pracy, i chyba trafiłam w jakiś czuły punkt, że cię aż tak zapiekło

Odpowiedz
avatar Mufasa
3 3

Ta historia i komentarze pod spodem doskonale obrazuja sytuacje ktorej jako dziwciak nie zrozumialam gdy mama powiedziala "bogaci przyjaznia sie tylko z bogatszymi" Teraz gdy sama z mezem dzieki ciezkiej pracy i temu ze zmienilam brazne 2 lata temu mamy dobra sytuacje finansowa. Wiekszosc znajomych mimo tego ze wiedza ze z nieba nam to nie spadlo zazdrosci. Zwyczajnie po ludzku strzela ich ze my mamy oni nie. Na spotkaniach przytyki "co znowu sobie nowa torebke kupilas" , "wy to non stop gdzies jezdzicie a my ledwo kredyt splacamy" i tym podobne. Jestem tym juz bardzo zmeczona i niestety jako jedyne wyjscie z sytuacji widze zmiane znajomych na takich ktorzy tez sa dobrze sytuowani zeby wlsdnie tej zazdrosci nie bylo.

Odpowiedz
avatar Hideki
0 0

Cytując mema: Well, Well, Well... If It Isn't The Consequences Of My Own Actions

Odpowiedz
avatar mama_muminka
0 2

Tylko ludzie, którzy nie mają dzieci, mogą myśleć, że na 500+ można się dorobić. Standardowy człowiek (nie mówię o typowej patoli, gdzie dzieci głodne chodzą) ma wydatki na dzieci znacznie przewyższające 500 zł...

Odpowiedz
avatar mama_muminka
0 2

Rozumiem Cię, też szybko poszłam do pracy i łączyłam to ze studiami. Inwestowałam w siebie w tym czasie, więc mieszkałam z chłopakiem w 27 metrach wynajmowanej kawalerki, brałam nadgodziny i jeszcze robiłam dodatkowe uprawnienia w weekendy. Opłaciło sie. Teraz, 15 lat później, mamy 4 pokojowe, fajne mieszkanie (kredyt nadpłacony w 70%), mam dobrze płatną pracę, dwójkę dzieci. Chłopak jest już dawno mężem. I też słucham, że "mi się udało" i że "miałam szczęście". Oh well ;)

Odpowiedz
Udostępnij