Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Ach, te wojenki na placu zabaw... Kto ma dzieci, ten wie, że…

Ach, te wojenki na placu zabaw...

Kto ma dzieci, ten wie, że w wychowaniu czasem ciężko znaleźć złoty środek, a własne dziecko jest zawsze "najmojsze". Staram się nie wariować, nie być nadopiekuńcza, nie rozpuszczać. Idealna pewnie nie jestem i wiem, że rodzicielstwo łatwe nie jest, więc rzadko krytykuję innych rodziców, ale są takie typy matek i ojców, które naprawdę podnoszą mi ciśnienie.

Dzieciaki moje mają 3 i 7 lat, a na placu zabaw bawią się i ze starszymi i z młodszymi i na ogół wszystko spoko, no, ale, no nie zawsze.

Pierwszy typ, to matki, rzadziej ojcowie, robiący za strażników Teksasu na placu zabaw. Nie chodzi mi o to, że reagują, gdy inne dziecko brzydko się zachowa wobec ich dziecka albo ewidentnie stwarza niebezpieczeństwo, ale takie matki, które uważają, że wszystkie dzieci mają się bawić, tak jak one uważają za stosowne.

Na przykład ostatnio dwóch chłopców gdzieś ze wczesnej podstawówki kręciło się na karuzeli. Mocno, bardzo mocno. I nic poza tym. Ale już podleciała jakaś kobieta i zaczęła im robić kazanie, że nie wolno się tam mocno kręcić. Chłopcy nie wiedzieli co odpowiedzieć, więc pani zaczęła się nakręcać i coraz głośniej krzyczeć, aż nie zjawił się ojciec jednego z chłopców i zapytał, w czym problem. Pani piskliwie krzyknęła do niego, że przecież widzi, że chłopcy się niebezpiecznie bawią i zaraz będzie wypadek.

Inna matka zaczęła szarpać cudze dziecko. Dlaczego? Otóż na huśtawce huśtała się dziewczynka, a obok niej jakiś jej kolega huśtał pustą huśtawkę. Koło tej pustej huśtawki przechodziła dziewczynka, wcale nie maleńka, bo na oko 6-7 letnia. Przeleciała niebezpiecznie blisko huśtawki, ktoś krzyknął, żeby uważała, ta się przestraszyła i w ryk. Na to podleciała jej matka i zaczęła szarpać chłopaka, że mało nie uderzył jej córki huśtawką. Chłopak był duży, 9, może 10 lat, więc jej się wyrwał i uciekł. Ktoś zwrócił matce uwagę, że jej córka powinna uważać pod huśtawką, a co na to matka?
- ZAMKNIJ RYJ!

Osobiście uważam, że jeśli dziecko brzydko się zachowuje, ale rodzic zwraca mu uwagę, nie mam po co dokładać swoich trzech groszy. Odzywam się, jeśli widzę, że opiekuna brak lub ma gdzieś, że dziecko robi komuś krzywdę. Ale niektóre matki, znów rzadziej ojcowie, uważają, że mają obowiązek rozstawiać wszystkie dzieci po kątach.

Młodsza córka bawiła się w piaskownicy. Obok niej inna dziewczynka. Młoda tak się wkręciła w kopanie, że zaczęła sypać piachem naokoło, na co niemal natychmiast zwróciłam jej uwagę, ale ułamki sekundy za późno, bo druga dziewczynka dostała trochę piasku na plecy. Matka natychmiast zaczęła moją córkę pouczać i wygadać się nie mogła, więc przerwałam jej i powiedziałam, że już dziecku zwróciłam uwagę. Córka przestała i przeprosiła, więc kazanie może sobie darować. No nie, ona nie ma zamiaru bezczynnie patrzeć, jak ktoś KRZYWDZI jej dziecko. I to jest tylko jedna z wielu takich sytuacji, kiedy ktoś mimo tego, że coś wydarzyło się ewidentnie przypadkiem, dziecko zostało pouczone przez rodzica i przeprosiło, uważa, że musi mu jeszcze nagadać.

Kompletnie też nie rozumiem, po co rodzice co chwilę wtrącają się w zabawę dzieci. Jasne, obserwujemy, pilnujemy, ale po co zachowywać się jak trzecie dziecko i ciągle dzieciom ustawiać zabawę? Mój syn bawi się z jakimś chłopcem, pokazują sobie nawzajem swoje auta, siedzą, gadają. Za nimi łazi ojciec chłopaka i co chwilę
- A po co na tamtą zjeżdżalnię idziecie? Lepiej chodźcie na tą. Janek, a czemu tamto auto wziąłeś? Pokaż koledze to większe. Do piaskownicy idziecie? Co wy, dzidziusie jesteście?

Albo podwójne standardy. W piaskownicy siedzi sobie dziewuszka przedszkolna, która ewidentnie nie chce się dzielić zabawkami. No dobra, żaden problem, tłumaczę córce, że to są zabawki dziewczynki i nie ma obowiązku się nimi dzielić. Czujna matka siedzi przy dziewczynce i jak tylko jakieś dziecko zbliży się do zabawek, pokrzykuje:
- Zostaw! To nie twoje, to nasze!
Pięć minut później ktoś przychodzi do piaskownicy z "lepsiejszymi" zabawkami. Dziewczynka wyciąga łapki, na co dzieciaczek, którego zabawki należą rezolutnie mówi:
- A ty masz swoje zabawki i mi nie dałaś, a to są moje i też ci nie dam
Co na to matka dziewczynki:
- ZOSTAW, NIEDOBRY CHŁOPCZYK NIE CHCE SIĘ PODZIELIĆ!
A już cyrk kompletny, gdy inne dzieci zaczęły się między sobą wymieniać, ale z dziewczynką bawić się nie chciały. Matka dostaje wścieku i zwraca rodzicom uwagę, jakie okropne są dzieci, bo wykluczają jej córkę z zabawy.

"Kocham" też rodziców, którzy przychodzą na plac zabaw chyba tylko po to, aby poobgadywać innych rodziców i poczuć się lepiej. Na ławce siedzi kobieta. Wygląda bardzo źle, nie chcę oceniać czemu, wyglądała na mocno chorą albo wykończoną i jakby płakała. Co jakiś czas podchodził do niej synek i pytał czy pobawi się z nim w to czy tamto. Pani ciągle odmawiała, mówiła, że jest zmęczona. Jakaś dziewczynka zapytała swojej mamy, czemu tamta pani się ze swoim synem nie bawi. Matka:
- Tamta mama nie kocha swojego dziecka, tak jak ja ciebie.
Aż musiałam zareagować i powiedziałam kobiecie, żeby przestała takie brednie opowiadać.

Albo taka typowa sytuacja, matki siedzą na ławce i plotkują, a dzieci się bawią. W pewnym momencie coś tam się wydarzyło i chłopiec może 7-8 lat biegnie do mamy z płaczem, bo spadł z czegoś czy tam czymś dostał. Mama tuli pociesza, a para siedząca gdzieś niedaleko komentuje:
- No popatrz, siądzie taka dupą i ma wszystko gdzieś, a potem płacz, bo dziecku się coś stało.

Nie wiem, czemu ludzie się tak zachowują, pewnie nie ma jakiegoś uniwersalnego wzorca na zachowanie na placu zabaw, ale czasem wydaje mi się, że rodzice zachowują się gorzej niż dzieci.

plac zabaw

by ~matkapolkazplacuzabaw
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar ICwiklinska
17 19

@xpert17: Nie zauważyłam tutaj jakiegoś super wywyższania się. To zbiór spostrzeżeń. Większość rodziców mogła by napisać coś podobnego. Nie takie cyrki na placu zabaw bywają.

Odpowiedz
avatar ICwiklinska
12 12

Poczekaj na szkolne dramy... Z placu zabaw można wyjść a w klasie trzeba jakoś funkcjonować. I jak zwykle dzieci ogarniają to lepiej niż rodzice. Którzy np. pouczają dzieci, że mają się bawić z każdym w klasie, tak na wypadek jakby nie było kiedyś ich koleżanki to będzie zapas zabawowy.

Odpowiedz
avatar KatiCafe
9 9

Ach, jaką ja mam alergie na takich rodziców. Najbardziej denerwują mnie właśnie ci, którzy co chwilę wykrzykują: tam nie idź, usiądź, chodź tu, tego nie ruszaj weź tamto, i tak dalej.

Odpowiedz
avatar Trepcio
0 0

Pewnie to już gdzieś tu w historiach było, ale i tak dorzucę... Rzecz działa się jakieś 25 lat temu. Opiekowałem się 2-3 letnią dziewczynką. Ponieważ ja miałem nienormowany czas pracy, a reszta uczyła się na studiach dziennych - to obowiązek wychodzenia na plac zabaw przyjąłem na swoje ramiona bez bólu. I kilka kwestii: 1. Po pierwsze w godzinach przedpołudniowych byłem tam chyba jedynym samcem. Nie zliczę ile dostałem mniej lub bardziej zawoalowanych propozycji. 2. W. lubiła huśtawkę. I to im wyżej tym lepiej. Więc po pierwszych doświadczeniach zacząłem zabierać z domu dwa długie szaliki. Wiązałem ją "na pilota" i - od oporu do oporu! 3. Kiedyś podeszła do mnie jakaś mama - bo jej synek też tak by chciał. Więc mówię, że nie ma sprawy, mogę szaliki pożyczyć. Nie o to chodziło. Tylko żebym jeszcze ja bujał. Odmówiłem. 4. Przychodziła na plac zabaw jedna matka - maniaczka higieny. Dziecię miało zawsze pościelony kocyk. otoczony takim plastikowym kojcem/ogrodzeniem. Aż pewnego dnia dziecię wydłubało dziurę w kocyku. I znalazło pod nim... Psią kupę! Pełnia szczęścia i usmarowane po pięty!

Odpowiedz
Udostępnij