Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Muszę coś z siebie wyrzucić i muszę to zrobić anonimowo, a że…

Muszę coś z siebie wyrzucić i muszę to zrobić anonimowo, a że zdarza mi się czytywać piekielnych postanowiłam to zrobić tutaj.

Otóż często rzucają mi się w oczy artykuły o młodych dziewczynach pracujących w branży erotycznej i zachwyconych takim stanem rzeczy i wspaniałymi zarobkami.
Jestem byłą pracownicą branży erotycznej - konkretnie pracowałam jako, ładnie to ujmując, tancerka egzotyczna. I właśnie artykuły o młodych dziewczynach, które podobno zarabiają po kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie strasznie mnie irytują. Z oczywistych przyczyn nie skomentuję tych artykułów na Facebooku pod własnym imieniem i nazwiskiem - nikt z moich bliskich i znajomych nie wie, że pracowałam w ten sposób.

Jak trafiłam do klubu? Na studiach szukałam pracy dorywczej i trafiłam na ogłoszenie o wolnym etacie kelnerki w klubie. Jaki to klub - dowiedziałam się na miejscu. Po paru próbnych dniach szef zapytał wprost czy nie chciałabym tańczyć, bo to dużo lepsza kasa, a warunki mam, a dupą to każda umie pokręcić. Dlaczego się zdecydowałam? Nie wiem. Być może będę musiała o tym porozmawiać z psychologiem, bo na pewno nie przyczyn czysto ekonomicznych.

W każdym razie, praca w centrum miasta wojewódzkiego. Dniówka za samo bycie w klubie - 50 zł. Dodatkowe 20 zł za taniec prywatny. 20 zł za naciągnięcie klienta na postawienie najtańszego drinka. Większe sumy za butelki szampana, a w zasadzie taniego wina musującego. Za postawioną butelkę trzeba się udać z klientem do osobnego pomieszczenia i dać się obmacać, najlepiej obiecując cuda na kiju, jeśli postawi kolejną butelkę. Nigdy nie wolno było obiecywać seksu i również nigdy nie można było powiedzieć wprost, że seksu nie będzie. Nie było to łatwe, nawet mając do czynienia z kompletnie pijanym klientem, z trzeźwymi było jeszcze trudniej. Myślicie, że to łatwo zarobiona kasa? W teorii. W praktyce w tygodniu klub świecił pustkami - czasami było przez cały wieczór 3-4 klientów, wcale nie chętnych do stawiania panienkom drinków za 100 zł. Większość chciała tylko napić się piwa i obejrzeć show na scenie.


W weekendy bywało lepiej. Niemniej nadal naciągnięcie klienta na jakikolwiek extra wydatek było nie lada sztuką. Na palcach jednej ręki mogę policzyć wieczory, kiedy udało mi się upolować grubą rybę, czyli na przykład zagranicznego biznesmena, który postawił kilka butelek szampana i wtedy faktycznie wyszłam z klubu bogatsza o kilka stów. A tak - standardowy zarobek to 50-80 zł w tygodniu i 90-120 zł w weekend. Oczywiście, te parę lat temu pieniądze były więcej warte, ale nadal wychodziło niewiele więcej niż minimalna krajowa.
Do tego toksyczna atmosfera w pracy. Tancerki konkurowały ze sobą, nie lubiły się, obgadywały, odbijały sobie klientów.

Później jeździłam do klubów zagranicznych. W nich bywało różnie - co kraj to obyczaj. Bywały kluby, z których uciekałam po 2-3 dniach, w niektórych zostawałam na kilka miesięcy. Zarobki były lepsze, ale schemat taki sam. Poza tym, że można było poznać dziewczyny z całego świata, a nie tylko Polki, Ukrainki i Białorusinki. Klub zazwyczaj zapewniał nocleg za opłatą - często były to niebotyczne kwoty za fatalne warunki. Przykładowo, w Antwerpii płaciłam 70€ tygodniowo za łóżko w pokoju czteroosobowym.
W każdym jednak miejscu trzeba było rozpychać się łokciami, aby załapać się na klienta. Kluby nie robiły już takiego wrażenia jak w czasach swojej świetności - w końcu jest nieograniczony dostęp do porno w necie i łatwo załapać się na przygodny seks, więc płacenie za możliwość zobaczenia nagiej kobiety to przeżytek i rozrywka raczej dla specyficznej grupy mężczyzn.

Najgorzej wspominam klub w Berlinie - pomijając uwłaczające ludzkiej godności warunki sanitarne pracy, najczęstszymi klientami byli albo młodzi obcokrajowcy bez kasy, którzy jednak szukali taniego burdelu, bywali agresywni, nie raz dochodziło tam do prób gwałtu na tancerkach, aktów przemocy wobec personelu. Drugi typ klienta to starsi, samotni panowie przychodzący głównie porozmawiać. Brzmi miło? Nie było. Ci faceci mieli najczęściej problemy psychiczne. Potrafili ni z tego ni z owego opluć dziewczynę, zwyzywać ją od k*rew, po całym wieczorze picia nagle zażądać zwrotu pieniędzy. Moim osobistym hitem jest facet, który obsikał tancerkę w separatce.

Niemiło wspominam też klub w Helsinkach, głównie pod względem tego, że tamtejsi klienci mieli bardzo nietypowe upodobania, z czego najlepiej pamiętam to, że kilku klientów pytało czy mogłabym im wsadzić szyjkę od butelki szampana w tyłek (pomijając, że nie chciałam - zalicza się to do praktyk seksualnych i nie, nie wolno mi było tego zrobić).

Większość kobiet, które poznałam w klubach było zupełnie różnych od tych przedstawianych w mediach młodych, pięknych i pewnych siebie, które mogą zawojować świat, ale chcą łatwo i szybko za robić kasę. Ta kasa nie była ani łatwa ani szybka. Większość dziewczyn była wymęczona, zdesperowana i po prostu zasiedziana w tym biznesie. Były kobiety, które pracowały w ten sposób od 20, a nawet 30 lat - zaczynały, gdy ten biznes przeżywał swój złoty okres i ciągle liczyły na to, że czasy świetności wrócą.

Najlepiej pamiętam dwie.
Pierwsza - Czeszka Martina. Martina miała 35 lat - wyglądała na 50. Była drobna, z wyglądu zniszczona alkoholem i innymi używkami. Nienawidziła swojej pracy. Najczęściej już na początku wieczoru wlewała w siebie wódkę, żeby w ogóle być w stanie tam wysiedzieć. Dla większości klientów była niemiła, a wręcz agresywna. Miała tylko swoich stałych klientów, a powszechnie znanym faktem była, że Martina pozwala im na nieco więcej niż standardowy zestaw usług. Codziennie mówiła to samo, że szuka innej pracy, że to jej ostatni tydzień. Tak naprawdę łatwo było zauważyć, że Martina czeka na swojego księcia - wierzyła, że pojawi się facet, który zechce ją stamtąd zabrać i uczynić z niej swoją żonę. Podobno kiedyś już odeszła z klubu do poznanego tam klienta - starszego o 30 lat bogatego przedsiębiorcę. Po kilku miesiącach wróciła, bo książę okazał się być przemocowcem i tyranem.

Druga - Rumunka Diana. Diana miała w Rumunii rodzinę, męża, dzieci. Mąż wiedział, jak zarabia Diana, ale tylko on. Przyjechali do Belgii razem, on nie mógł znaleźć pracy, jej pracę w klubie zaproponowała koleżanka z pracy w hotelu. Mąż nie chciał się zgodzić, ale gdy już nie starczało na życie z pensji pokojówki, zgodził się. On jakoś nadal nic nie mógł znaleźć. Potem Diana zaszła w ciążę i na czas ciąży wrócili do Rumunii, ale i tam praca się męża nie trzymała i zaraz po połogu Diana zmuszona sytuacją finansową zostawiła noworodka z tatą i dziadkami i wróciła do klubu. Kilkakrotnie próbowała wracać do kraju, urodziła drugie dziecko - prędzej czy później sytuacja finansowa rodziny powodowała, że wyjeżdżała z powrotem do klubu. Gdy ją poznałam, większość czasu spędzała w klubie, do kraju wracała na 2-3 miesiące w roku. Tęskniła za dziećmi, nie chciała już przebywać na emigracji, ale z rumuńskiej pensji nie byłaby w stanie wyżywić rodziny. Mąż nie pracował i nie miał zamiaru. Za każdym razem, gdy usiłowała go zmusić do poszukania pracy, groził, że powie jej rodzinie, czym się zajmuje na obczyźnie.

Ja sama po pewnym czasie zaczęłam tej pracy serdecznie nie cierpieć, ale ciężko było mi się z niej wyrwać. Człowiek przyzwyczaja się do tego trybu życia, robi wszystko na automacie - mocny makijaż, buty na wysokim obcasie. Na automacie wykonuje te same ruchy na rurze. Na automacie szczerzy się do klienta i udaje fascynację rozmową. Na automacie potrząsa biustem nad jego twarzą. Twarzy starałam się nie zapamiętywać. I codziennie powtarza sobie, że to już ostatni klub, że to tylko do końca miesiąca, że tylko aż odłożę określoną kwotę, żeby wrócić do kraju i tam zacząć od nowa, wyjechać na drugi koniec świata albo po prostu wynająć lokum poza klubem.
Mi się w końcu za którymś razem udało. Wielu się nie udaje.

Alkoholizm, narkotyki i absolutny uraz do mężczyzn dotyka bardzo wielu dziewczyn. Jest tylko garstka kobiet, które wykonują tę pracę chętnie i na przykład dorabia tak do regularnej pensji, prowadząc zupełnie normalne życie.

gastronomia

by ~indiegirl
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar GoshC
12 18

@Samoyed: @Samoyed: piekielne sä media / czasopisma, które zachwalają tego typu pracę... Nie tylko jako tancerki, czy striptizerki, ale znajdzie się wiele artykułów chwalących styl życia Escort girls, czy utrzymanek. Wywiady, w których dziewczyny się chwalą jak to cały świat zwiedziły, były na imprezach z możnymi tego świata itp. Innymi słowy, chwali się to, co jeszcze kilkanaście lat temu byłoby tępione jako niemoralne.

Odpowiedz
avatar janhalb
14 14

@Crannberry: Może jednak spróbuj przeczytać ze zrozumieniem tekst, który podobno komentujesz. Dziewczyna opisuje, co jest nie tak ze światem, który coraz częściej przedstawia nam się jako taki "fajny, kolorowy i wesoły". I właśnie pisze o tym, że z tego wyszła - ale też że nie było to łatwe. "Chodzenie po bagnach wciąga", cytując klasyków.

Odpowiedz
avatar mama_muminka
-2 8

@Crannberry Dałam ci plusa zanim przeczytałam ostatnie zdanie komentarza. Słabe to było. Praca w sex biznesie to praca jak każda inna. Myślę, że kasjerki w Tesco, które swojego czasu siedziały po 12-13h na kasie w pampersie (bo nie ma przerwy na siku) za 5 zł za godzinę na rękę nie byly mniej upodlone, niż dziewczyna, która włącza kamerkę i pokazuje cycki i tyle samo zarobi w 2 godziny. Odnośnie branży jako takiej - co kto lubi.

Odpowiedz
avatar digi51
6 8

@Crannberry: Strasznie głupi i płytki komentarz jak na Ciebie. Praca w branży erotycznej jest specyficzna i bardzo oddziałwuje na psychikę, czego większość kobiet nawet dobrowolnie rozpoczynając pracę po prostu nie wie. I zanim napiszesz "ale jak można tego nie wiedzieć" - a no można, szczególnie, kiedy wmawia im się, że kasa pięciokrotnie lepsza niż na kasie w biedronce, a do w branży zaczyna się głównie będąc po prostu młodą siksą, to naprawdę można tego nie wiedzieć. A właśnie praca w klubach jest w tym względzie nawet gorsza niż burdel, bo w burdelu każdy wie co się robi i po co się tam idzie. Tymczasem kluby mogą być bardzo różne - są eleganckie, gdzie show na scenie to rodzaj sztuki, a tancerki to artystki i traktuje się je z szacunkiem. Są ukryte burdelu, gdzie tancerki są nie tyle zmuszane, co presją przymuszane do "innych czynności seksualnych", są bieda-spelunki, gdzie dosłownie okrada się klientów. Po drugie, to co skłania dziewczyny do takiej pracy to najczęściej niewesołe historie. Szczególnie właśnie w klubie, bo wierzą, że to nie aż takie złe jak prostytucja i że przecież nic się takiego nie stanie, jak "wypną gołą dupę". To jest toksyczne środowisko i wiele w takiej pracy jest analogii to związku z toksycznym partnerem. Kontakt z różnymi klientami, poniżanie, obrażanie ze strony pracodawcy, traktowanie jak gówno - to często rzeczy, które odbywają się na zasadzie "gotowania żaby". Zdarzy się raz czy dwa, tak jak raz czy dwa partner wygłasza poniżającą uwagę albo szturchnie - myślisz, że to jednostkowa sytuacja. Potem zaczyna zdarzać się coraz częściej, aż przywykasz i choć jest ci źle, nie potrafisz od tak odejść i potrzeba do tego dużo siły psychicznej. Choćby dlatego, że człowiek po prostu przestaje mieć szacunek do samego siebie i tak jak wierzy, że nie poradzi sobie bez partnera, tak zaczyna postrzegać siebie w krzywym zwierciadle i wierzy, że nigdzie nie dostanie innej pracy i nie będzie w stanie wrócić do "normalnego" życia. Pracowałam dorywczo na barze w takim klubie. Po paru miesiącach miałam dość. A przecież byłam "tylko" barmanką. Dziewczyny były różne. Dobrze było widac, które są zorientowane na szybki zarobek i potrafią w tej branży zarobić, jednocześnie normalnie żyć poza klubem - w większości były to te najmłodsze. Ale te starsze to już najczęściej kobiety z niskim poczuciem własnej wartości, po przejściach, ze skomplikowaną sytuacją rodzinną, nałogami. A każda zaczynała tak sama - co mi szkodzi trochę potańczyć, zarobić więcej niż na sprzątaniu. Tu muszę jeszcze dodać, że sami szefowie takich miejsc to często dranie i manipulatorzy, wmawiający kobietom, że np. brak klientów to ich wina i stopniowo odzierający je z poczucia własnej wartości. Tak więc równie dobrze możesz powiedzieć kobiecie,która wyrwała się ze związku z toksykiem, że po co to opisuje i narzeka, przecież nikt jej nie zmuszał, aby z nim była i mogąc być z milionem innych facetów wybrała bycie spełnianie się z związku z poniżającym ją i tłukącym draniem. Apropos ostatniego zdania - wiesz co? Część tych dziewczyn, które tam poznałam była mądrzejsza i miała więcej godności niż randomowa laska w ich wieku, bo za wypinanie gołej dupy chociaż brała kasę, a nie robiła to nawalona ku uciesze gawiedzi za darmo na imprezie.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 30 maja 2023 o 19:54

avatar digi51
7 7

@mama_muminka: Praca w seks biznesie nie jest jak każda inna. Są specyficzne zawody wymagające predyspozycji, których większość ludzi nie ma, na przykład wysokiej odporności psychicznej. I właśnie na tym polega błąd w myśleniu, który sprawia, że potem branża składa się w 90% z psychicznych wraków, bo wmawia się, że każdy może to robić, to takie łatwe i w ogóle spoko i nic nie zmienia w życiu, w niczym nie przeszkadza - w tym wszystkim trochę za mało informacji o tym, jakie niebezpieczeństwa się z tą pracą wiążą i że więcej w niej cieni niż blasków.

Odpowiedz
avatar mama_muminka
-4 4

@digi51 No ok, trzeba mieć predyspozycje, jak do każdej pracy. Introwertykowi trudno będzie być sprzedawcą roku. Osobie roztrzepanej trudno będzie prowadzić księgowość. W mojej pierwszej pracy też było szybkie tempo i presja czasu. Dla mnie to było ok i dobrze się bawiłam i na wesoło wspominam te prace. Ale jedna koleżanka dostała arytmii, inna zemdlała - tak bardzo je stresowała praca...

Odpowiedz
avatar digi51
2 4

@mama_muminka: Tak, ale tu potrzeba czegoś więcej niż predyspozycji, które posiada multum ludzi, ponieważ jest to praca, która odziera z intymności, którą większość ludzi rezerwuje dla siebie i swojego partnera. To nie jest kwestia bycia wygadanym, energicznym czy cierpliwym. Może powiem tak - przykładowo wśród celebrytów (zarówno utalentowanych gwiazd muzyki czy filmu, jak i gwiazdeczek znanych tego, że są znane) jest jakiś ułamek ludzi prowadzących normalne, spokojne życie. Ale nie bez powodu bardzo duża ich część nie potrafi zbudować stabilnej relacji, ma co chwilę nowego partnera, walczy z nałogami. Właśnie dlatego, że życie na świeczniku odziera ich z intymności. Z moich obserwacji wynikało, że dużo kobiet rozpoczynających pracę w branży erotycznej nie wiedziała na co się piszę - podejrzewam, że wiele osób idąc branżę rozrywkową też nie wiedziało, że bycie sławnym to nie tylko uwielbienie fanów, ale też zdjęcia w gazetach jak szczają w krzakach albo Podobnie idąc w branżę erotyczną, dużo dziewczyn wyobraża sobie, że to tylko duża kasa+ uwielbienie facetów. A dodajmy do tego, że to są zawody, które nie cieszą się szacunkiem i szansa na spotkanie klienta, który potraktuje czy to prostytutkę czy tancerkę tak jak samo jak sprzedawczynię w sklepie czy korepetytorkę, czyli zwykłego usłogodawcę, jest mniejsza niż większa. Tzw porządni faceci korzystają z takich usług rzadziej niż osoby potencjalne niebezpieczne, zaburzone seksualnie, zaburzone psychicznie, sfrustrowane, mizogini albo zwykłe chamy. Podniecenie seksualne i brak zaspokojenia go wywołuje agresję werbalną i fizyczną. Jest znacznie większa szansa na to, że zostaniesz w pracy pobita albo zwyzywana pracując w klubie czy domu publicznym niż na kasie. Szczególnie, że nie każdy taki przybytek dba odpowiednio o bezpieczeństwo pracownic. Widziałam także dziewczyny, które ewidnetnie dobrze bawiły się w pracy i potrafiły tym przyciągać klientów, ale to zawsze były młode laski. A to, że właśnie mają w pracy fun i przyzwyczajają się do specyficznej atmosfery ciężko im potem znaleźć "normalną" pracę. Nie ukrywajmy też, że taka praca utrudnia zdrowy związek, założenie rodziny, a nawet normalne życie towarzyskie.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 30 maja 2023 o 22:28

avatar mama_muminka
-2 6

Może dlatego dziewczyny wolą pracę "na kamerce". Nie ma zawyżonych opłat za nocleg, nikt nie maca. A podejrzewam, że teraz dziewczyny zarabiają więcej niż 50 zł dziennie.

Odpowiedz
avatar Salut_6
4 4

@mama_muminka: jak się czyta w mediach głównego ścieku o tym że jakaś natsu czy inna belle delphine zarabia miliony na kamerce to można wyciągnąć błędny wniosek o tym, że to opłacalna robota, ale masa jest dziewczyn na onlyfansie które po prostu siedzą godzinami na transmisji, którą oglądają max 2 osoby. Więc większość dziewczyn zarobiłaby więcej, jakby w tym czasie poszła do normalnej pracy. I zanim mnie ktoś osądzi, nie, nie wiem tego "z pierwszej ręki" xD

Odpowiedz
avatar mama_muminka
-4 4

@Salut_6 Haha ok, faktycznie dużo jest historii o tym, że można zarobić dużo. Ale jest też trochę historii od studentek, które poświęcają na te prace 20h tygodniowo i mają 5 tys na tydzień. A nie na miesiąc.

Odpowiedz
avatar Windowlicker
0 0

@mama_muminka: Twój muminek już streamuje?

Odpowiedz
avatar Salut_6
0 0

@mama_muminka: to ta studentka musiała by być nieprzeciętnie atrakcyjna i nie mieć oporów przed zrobieniem absolutnie wszystkiego, bo typy rzucające żetony mają naprawde chorą wyobraźnię. I nie wystarczy być laską 7 na 10, bo co z tego że jesteś ładniejsza niż koleżanki z roku, skoro na OF chwile się poszuka i laska 10 na 10 zgarnie jej wszystkich przegrywów. Tylko jakiś niewielki procent dziewczyn się "kwalifikuje" żeby w tym biznesie dobrze zarabiać

Odpowiedz
avatar Toyota_Hilux
-4 6

Po to człowiek ma rozum, żeby z niego korzystał.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@Toyota_Hilux: No najwyraźniej ty nie masz, że takie debilne rzeczy piszesz

Odpowiedz
avatar Satsu
2 2

Prawda jest taka, że aktualnie większość pozytywnej narracji wobec tak zwanego sex workingu pochodzi od kobiet, głównie feministek, oraz ludzi mniej lub bardziej powiązanych z "lewą stroną mocy". Problem jest taki, że narracja tych ludzi jest dość silna i dość mocno przebija się do mainstream'u. Pytanie co wy Panie o tym myślicie? Praca w branży seksualnej zawsze była jest i będzie. Nie przeszkadzają mi panie zbierające jagody na poboczach dróg, panie tańczące w mniej lub bardziej ekskluzywnych klubach ani też te zarabiające na kamerkach. Nie przeszkadza mi też narracja, że nie jest to nic złego. Bo nie jest, oczywiście do momentu gdy nikt nie jest do takiej pracy przymuszany i wykonuje ją z własnej woli. Denerwuje mnie natomiast narracja, która niestety jest dzisiaj bardzo popularna, według której jest to zawód pozbawiony jakichkolwiek wad, co oczywiście jest wierutną bzdurą biorąc pod uwagę na przykład powyższą historię.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 31 maja 2023 o 23:40

avatar timka
-1 1

@Satsu: Ale wiesz, że 90proc kobiet na świecie to feministki? Chyba nie wiesz co to słowo oznacza bo byś takich pierdół nie pisał.

Odpowiedz
avatar Assia
-2 2

Sama nie zdecydowałabym się na taki zawód, natomiast jeśli ktoś tak i nie robi tym nikomu krzywdy, to proszę bardzo. Owszem, na psychikę pewnie dobrze on nie działa, ale każdy ma prawo decydować o swojej moralności. Jestem pewna, że w naszym kraju i prostytucja (jak np. w Czechach) w końcu stanie się legalna, bo co prawda żyjemy w państwie niemal kościelnym, jednak kwestia tego ile na tym traci ZUS, przeważy wcześniej, czy później. Nie jestem jej zwolenniczką, ale skoro tak czy inaczej istnieje, to przynajmniej istniałby obowiązek badań z med.pracy.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 1 czerwca 2023 o 12:50

avatar Yksisarvinen
0 0

@Assia: Przecież prostytucja jest całkowicie legalna w Polsce.

Odpowiedz
avatar Italiana666
1 3

Nigdy nie mialam stycznosci z branza erotyczna, ale dostrzegam w mediach zachete do rozwiazlego trybu zycia.Trzeba sprobowac trojkata, poromansowac z wieloma osobami, zyc w otwartym zwiazku. Nie jestem zwolenniczka takich zachowan miedzy innymi dlatego, ze mialam w pracy kontak z osobami pozbawionymi hamulcow. Spotykanie sie z facetami, ktorzy na nastepny dzien sie nie odzywali, a laskawie odzywali sie dopiero po 3 miesiacach (moze z braku jakiejkolwiek kobiety), upijanie sie w weekendy, ciagle imprezy, spotykanie sie z kilkoma na raz, bardzo krotkie znajomosci. Nie moja sprawa oczywiscie. Tylko te osoby wydawaly sie pogubione. Niestety narracja mediow wprowadza jeszcze wiekszy zament w ich zycie.

Odpowiedz
Udostępnij