Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia singri https://piekielni.pl/90415#comments, a zwłaszcza niektóre komentarze pod nią, przypomniały mi zdarzenie…

Historia singri https://piekielni.pl/90415#comments, a zwłaszcza niektóre komentarze pod nią, przypomniały mi zdarzenie z wczesnego dzieciństwa Młodej. Od razu mówię, że sytuacja nie jest w pełni analogiczna, bo nie chodziło o diagnozę lekarską, ale owszem, problem został rozwiązany po jednej rozmowie telefonicznej, więc postawienie diagnozy po jednej wizycie/rozmowie (zwłaszcza że i tu, i tam objawy były "książkowe"), jest możliwe.

W wieku niecałych dwóch lat w Młodą "diabeł wstąpił". Moje grzeczne, spokojne dziecko w niedługim czasie przeistoczyło się w rozwrzeszczanego, upartego i wiecznie niezadowolonego potworka, moje metody wychowawcze nie przynosiły żadnych efektów (a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało), postanowiłam więc szukać pomocy. Wybór był prosty, zadzwoniłam do instytucji, w której zaledwie rok wcześniej odbywałam praktyki studenckie, poprosiłam o rozmowę z dowolnym psychologiem dziecięcym, pani psycholog mnie pamiętała, ja ją również, więc rozmowa przebiegała bez większych problemów.

Poopowiadałam, jak to Młoda się zachowuje, z czym mamy problem i na koniec zadałam pełne rozpaczy pytanie "Co robię źle? Dlaczego Młoda taka jest, gdzie popełniam błędy wychowawcze, co mam robić???". W odpowiedzi usłyszałam cichutki śmiech z słuchawki telefonicznej i wypowiedziane żartobliwym tonem stwierdzenie: "No, pani Xynthio, ja chyba muszę się skontaktować z dr Iksińską, żeby anulowała pani tę ocenę bdb z psychologii rozwojowej...".

Na hasło "psychologia rozwojowa" otworzyła mi się jakaś klapka w mózgu i już wiedziałam, jednak wolałam się upewnić:

- To znaczy... Bunt dwulatka?

- Dokładnie. Klasyczny, podręcznikowy przykład. Pewnie jeszcze...

Te trzy kropeczki oznaczają dłuższą wypowiedź pani psycholog, która zaczęła mi wymieniać inne zachowania Młodej, o których nie zdążyłam jej opowiedzieć, ja mogłam tylko słuchać, przytakiwać, a w tym czasie wszystko układało mi się w logiczną całość. To nie choroba, nie zaburzenia, nie błędy wychowawcze, tylko normalny etap rozwoju, który minie. Oczywiście, należy tego pilnować, kontrolować i odpowiednio reagować (albo i nie, w niektórych sytuacjach najlepszą reakcją jest brak reakcji), ale jednak tę ulgę, że nie jestem najgorszą matką świata, a moje dziecko nie jest wcielonym złem, pamiętam do dzisiaj.

Pytacie gdzie piekielność? Bo jak na razie to historia może długa, ale nadal raczej nadająca się na komentarz pod historią singri? Otóż chciałam wskazać dwie, każdą będącą przegięciem w inną stronę:

Pierwsza - "wieszanie psów" na matkach, których dzieci zachowują się niegrzecznie. Jeśli jest to dziecko w okolicy dwóch lat, to nie jest to niewychowane dziecko, tylko dziecko w okresie buntu rozwojowego. Komentarze typu "jakie niegrzeczne dziecko", albo "wzięłabyś się może za wychowywanie tego dziecka" są bez sensu i nie spowodują nic z wyjątkiem poczucia winy i bezsilności u danej matki. No bo jak to, ja moje dziecko wychowuję, reaguję na niewłaściwe zachowania, tłumaczę, stosuję konsekwencje i nic nie działa!!! Działa. Tylko powoli i z opóźnieniem. Nie ma co liczyć na to, że jeśli trzy razy damy odczuć dwulatkowi niestosowność jego danego zachowania, to on tego czwarty raz nie zrobi. Zrobi to czwarty raz. I czternasty. I czterdziesty. Tak, w końcu do niego dotrze, że tak nie wolno się zachowywać, ale serio, nie już za czwartym razem.

I druga piekielność, dokładnie odwrotna - matki, a raczej madki, tłumaczące zachowania dzieci "bo on tak ma, on taki jest". Nie, to nie on taki jest, tylko przegapiłaś, przeoczyłaś pewien etap rozwoju (fakt, dosyć trudny), nie chciało ci się reagować (bo łatwiej dla "świętego spokoju" ustąpić dziecku, zwłaszcza że żądania dziecka zazwyczaj nie są wygórowane), więc dziecko stosuje zachowania, które przynoszą efekty. Serio, jak widzę pięcio- czy sześciolatka, który rzuca się na ziemię i wali rękami i nogami, bo mama nie chce kupić zabawki, to mi się scyzoryk w kieszeni otwiera! To jest zachowanie typowe dla buntu dwulatka, jeśli sześcioletnie dziecko nie wyzbyło się go do tej pory, to oznacza, że to u niego "działa", tzn. powrzeszczę, pokopię i mama ustąpi.

A co do późniejszego buntu czterolatka, to Młoda przeszła ten etap już bardziej "ulgowo", może dlatego, że bardzo ambitnie przepracowała bunt dwulatka (chyba żadnej opcji opisanej w książkach nie ominęła), ale jedną akcję odwaliła taką, że chyba ją tu opiszę. Żeby zostać "zjechaną" w komentarzach ;)

problemy _wychowawcze

by Xynthia
Dodaj nowy komentarz
avatar Ohboy
5 7

A propos "grzeczne, spokojne dziecko w niedługim czasie przeistoczyło się w rozwrzeszczanego, upartego i wiecznie niezadowolonego potworka" to niedawno wyskoczył mi artykuł właśnie o takiej zmianie i było w nim jasno wytłumaczone, skąd to się wzięło. A w komentarzach ludzie radzili głównie 1) bicie dziecka 2) modlitwę, chociaż chodziło o chorobę. (: Dla mnie piekielne jest, że ludzie wciąż nie chcą wierzyć w istnienie zaburzeń u dzieci, więc znajdą tysiąc wytłumaczeń, a najchętniej zrzucą winę na rodziców. Ludzie tutaj mogą się zarzekać, że nie o to chodzi, ale na podstawie szczątkowych informacji mają absolutną pewność, że to nie jest zaburzenie. Po prostu jesteście uprzedzeni :)

Odpowiedz
avatar czydredy
4 4

@Ohboy odniosę się do tego, że ludzie nie chcą wierzyć w istnienie zaburzeń- wydaje mi się, że w czasach moich rodziców po prostu tego nie było, nie mówiło się o takich chorobach. Dysleksja? Siedź do upadłego i się ucz, aż się nauczysz. ADHD? To dziecko jest rozwydrzone, trzeba zacisnąć mocniej pasa. Dopiero teraz jest ‚wysyp’ rożnego rodzaju zaburzeń, bo też więcej o nich wiemy i niektórzy nie boją się diagnozować. Chyba my i nasze dzieci będziemy takim pokoleniem, gdzie część będzie wypierać jakąś chorobę, a pozostali przyjmą to na klatę.

Odpowiedz
avatar Ohboy
3 5

@czydredy: Tak, w czasach naszych rodziców i dziadków o wielu rzeczach nie wiedzieliśmy. Ale my tu nie rozmawiamy o ludziach, którzy nie mają już dzieci małych/w wieku szkolnym, rodzice teraz mają dostęp do wiedzy i nic nie usprawiedliwia wypierania prawdy. Bo przecież nie jest tak, że jak będą udawać, że nie ma zaburzenia, to zaburzenie zniknie. A niestety sama znam przypadek, w którym ojciec długo nie chciał przyjąć do wiadomości, że dziecko może mieć autyzm, nie pozwalał na zabranie dziecka do specjalistów. No i diagnoza przyszła później, gdy sytuacja zrobiła się bardzo nieprzyjemna. I dla dziecka, i dla rodziców... @Samoyed Ależ ty jesteś standardowym boomerem z memów. W sumie szkoda z tobą gadać, bo ty się już nigdy nie zmienisz i zawsze masz we wszystkim rację. Oczywiście tylko i wyłącznie we własnym mniemaniu. Jednak powiem ci tylko, że warto zainteresować się nowymi odkryciami dokonywanymi przez młodsze pokolenia, bo wiesz, samochód już został wynaleziony, koło tak samo, teraz idziemy dalej. Tylko musisz wyjrzeć poza swoje otoczenie i popatrzeć na rzeczy, które cię zapewne nie dotyczą, ale są niesamowite i przydatne dla innych. A, przy okazji sprawdź sobie też, ilu znanych wynalazców miało różne zaburzenia, np. ze spektrum autyzmu. Pewnie cię to zdziwi, ale brak odpowiedniego nazewnictwa kiedyś nie oznaczał, że tego nie było. (Psst, Bill Gates ma dysleksję, a swoje statystyki wzięłaś nie wiem skąd, bo szacuje się, że 1 na 10 osób na świecie ma dysleksję. I nie, w Polsce nie ma 20% dyslektyków.)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 maja 2023 o 1:45

avatar Samoyed
-3 9

@Ohboy: Po prostu nie masz pojecia co to jest dysleksja. Pokaz mi powazne zrodla, gdzie 10% osob ma dysleksje. I owszem, w 2002 roku 21% uczniow mialo “papierki”, ze nie maja “dysleksje”. Slucham, co pokolenie dyslektykow wynalazlo, a nie tylko rozwinelo. Sympozja na ten temat robia. Nawet sztuczna inteligencja zostala zainicjowana w latach 70tych. Wiek naukowcow w najwazniejszych osrodkach badawczych to srednio 37 lat. Jeszcze w latach 90. to bylo 26! Dlaczego tak sie dzieje? Fundacja wspomnianego Gatesa od 7 lat nie przyznaje wszystkich stypendiow naukowych, zamieniajac je na socjalne, bo roszczeniowcy sie domagaja rownych praw dla swoich “zaburzonych” dziatek. Tylko dlatego, ze sa zaburzone. Wielu naukowcow ma zaburzenia. Problem w tym, ze dla nich to naped, to one ich pchaja paradoksalnie do dzialania. Pokolenie wychowane przez takich jak ty, jest “diagnozowane”, (co oznacza, ze przypisywane im sa wady pierwsze lepsze z brzegu, zeby roszczeniowa mamuska mogla sie zalic przy kapuczinie i dzieciak jest pozbawiony tego, co jako zwykle dziecko powinien miec dostarczone. Gates moze sobie miec cokolwiek, ale zapewne jego matka nie leciala do nauczyciela oznajmiajac, ze jej bombelek musi pisac klasowke w odoaobnieniu, bo ma kolejny modny syndrom. Problem z toba taki, ze jedyne argumenty jakie masz to personalne wycieczki z tylka wyciagniete.

Odpowiedz
avatar Balbina
1 5

@Samoyed: Zapytali założyciela Dubaju, Szejka Raszida, jak widzi przyszłość swojego kraju, a on odpowiedział: „Mój dziadek jeździł na wielbłądzie, mój ojciec tak samo, ja jeżdżę mercedesem, mój syn Land Roverem, mój wnuk też będzie jeździł Land Roverem, ale mój prawnuk prawdopodobnie znowu pojedzie na wielbłądzie…” Dlaczego to mówisz? „Jest kilka odwiecznych zasad, które rządzą wszystkim w życiu. Mówiąc konkretnie, trudne czasy kształtują silnych ludzi, silni mężczyźni tworzą dobre czasy, dobre czasy rodzą słabych, a słabi tworzą ciężkie czasy. Wielu nie zrozumie, ale dobrobyt w naszym kraju produkuje pasożyty, a nie bojowników życia…

Odpowiedz
avatar czydredy
3 3

@Samoyed piszesz- co pokolenie dyslektyków wynalazło, a nie tylko rozwinęło- może pula możliwości się już skończyła? Ktoś wynalazł/skonstruował samochód, bo ludzie chcieli się przemieszczać- teraz tylko można udoskonalać te technologie. Ludzie chcieli się poruszać jeszcze szybciej- są samoloty, odrzutowce itp. Chyba tylko medycyna jest jeszcze otwartą księgą. W zakresie techniki czy inżynierii wydaje mi się, ze ten zakres się już kończy. Co miało zostać wynalezione, to już zostało. Przez najbliższe kilkaset lat ciężko będzie stworzyć jakaś innowacje- póki nie zmienią się nasze warunki do życia.

Odpowiedz
avatar Samoyed
-3 5

@czydredy: Zapewne tak samo mowili po wynalezieniu kola. Skad moglo ludziom przyjsc do glowy, ze mozna latac wtedy? Wymowki, wymowki, wymowki, to pokolenie to akurat ma opracowane do perfekcji.

Odpowiedz
avatar Samoyed
-1 5

@Balbina: To ma wiele wersji, ale jedna prawdziwsza od drugiej, niestety. Ludzkosc w tej chwili sie nie rozwija. Paradoksalnie sie cofa. Zycie jest coraz prostsze, ale fakt, ze umiemy latac nie oznacza, ze mamy przestac uczyc sie chodzic, a do tego to wszystko prowadzi. Dzieciaki nie potrafia czytac, posluguja sie monosylabami, nie rozumieja tekstow dluzszych niz 4 zdania, a mamusie tylko wyszukuja, jakie znalezc wytlumaczenie dla dziecka, ze ma na wszystko wywalone i nie rozumie "Ala ma kota". Zapewne ma dysleksje! I pyk, nie musi czytac. Szkola nie wymaga, mamusia szczesliwa!

Odpowiedz
avatar Balbina
-3 3

@Samoyed:W rzeczy samej droga pani. Syn mojej koleżanki nieustająco ma depresję. Ma wszystko, mieszkanie pięknie urządzone przez rodziców, pracę załatwioną przez ojca a i tak ma pretensje do całego świata. Terapie od lat trzech( tak ukierunkowane przez terapeutę że to wina rodziców) Codzienne budzenie go przez ojca żeby wstał i poszedł do pracy. Córka innego terapie od dwóch lat za które płacą rodzice. I pretensje do niech że jeszcze nie kupili jej mieszkania. Bo brat ma. Tak ma, ale pracował, osiągnął zdolność kredytową i kupił. A ona oczekuje że ot tak dostanie. Bez wysiłku. Gdzie się nie obejrzę to roszczeniowość młodych jest porażająca. Rodzice ciężko pracowali i chcieli dzieciom nieba uchylić. I kończy się młodymi leserami którzy nie chcą się w niczym wysilać. Nie twierdzę że wszyscy tacy są ale tych leniwych jest coraz więcej.

Odpowiedz
avatar RudaMaupa
0 0

@Balbina: Jak ja uwielbiam to narzekanie rodziców na dzieci, zwłaszcza gdy są przekonani, że "daliśmy wszystko" oznacza załatwienie kasy. Flash news - dziecko należy uczyć samodzielności, odpowiedzialności, poczucia celu i sensu. Należy go uczyć również wyrażania emocji i siebie w zdrowy sposób zamiast "czego ryczysz" czy inne "ja za twoich czasów", bo będzie to dusić w sobie (depresja), odreagowywać na innych (agresja) albo wywali szambo w inny sposób. A jak rodzic pokazywał dziecku, że pieniądze się mu należą, to skąd to zdziwienie, że dziecko oczekuje, że mu się należą? Dostajesz to, co sam włożysz. "Terapie od lat trzech( tak ukierunkowane przez terapeutę że to wina rodziców)" - i to jest boomerskie że aż w oczy szczypie. To najczęściej jest wina rodziców; jak widzę taki przypadek jak wyżej, to zaraz sobie przypominam, że moi rodzice odmówili spotkania z psychologiem mimo zaleceń pedagogów szkolnych, bo "jesteśmy normalną rodziną", a teraz (mam 35 lat) wielce się dziwią, że razem z rodzeństwem przepracowujemy to sami na terapiach i pytają się "gdzie był błąd". Od dobrych 10 lat przepracowuję to "wszystko" co dostałam od rodziców i próbuję jakoś wybaczyć, że męczę się całe życie, bo "przecież nasze dziecko nie jest dziwne, tylko trzeba go bardziej kontrolować, ot co". Trochę przestrzelili. Najzabawniejsze jest to, że wśród rówieśników, którzy z latami nauczyli się mówić otwarcie o tym, czego potrzebują i jacy są, jest ten sam schemat - tak, rodzice robili co umieli najlepiej, ale niestety to "najlepiej" było bardzo słabe i mocno podszyte ostrym wychowaniem wcześniejszego pokolenia. Jednym z moich ulubionych fikołków jest nauka poczucia odpowiedzialności przez kary zamiast mierzenia się z konsekwencjami swoich działań - nie ma to jak nauczyć dziecko, że za karę czegoś nie dostanie, ale rodzice się wszystkim zajmą i znów będzie dobrze.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 2 czerwca 2023 o 11:46

avatar kartezjusz2009
4 4

Zwykłem opowiadać żart, że bunt dwulatka trwa rok. Później przechodzi w bunt trzylatka. Potem jest bunt czterolatka. I tak dalej, aż do osiemnastki, kiedy się dziecka "pozbywasz". :D Oczywiście to tylko żart, choć jest w tym trochę racji: dzieci od zawsze próbowały łamać zasady i buntować się wobec starszego pokolenia. Pytanie tylko jak my do tego podejdziemy i co z tym zrobimy. ;)

Odpowiedz
avatar bloodcarver
4 6

Nie do końca mogę się zgodzić. To, że cudzy dwulatek ma bunt to nie powinien być mój problem. Nie potrafisz opanować swojego dwulatka? Etap rozwoju, whatever, ja nadal mam prawo np zjeść w knajpie w spokoju. A kelner ma prawo nieść mi gorącą zupę bez ryzyka, że taki dwulatek wbiegnie mu pod nogi powodując wypadek i oparzenia swoje, kelnera, i przypadkowych gości. Na przykład, ale przykład nie wzięty znikąd. Jeśli nie potrafisz opanować swojego dwulatka w wystarczającym stopniu, to w niektóre miejsca go po prostu nie zabieraj. W wielu sytuacjach wieszanie psów na rodzicach jest uzasadnione, wręcz konieczne, bo takie dzieciaki potrafią być zagrożeniem. Nawet w sytuacjach, gdzie dzieci nie są zagrożeniem, potrafią być uciążliwe. Zwłaszcza dla ludzi z ADHD, w spektrum autyzmu (włączając w to Aspergera) lub z nadwrażliwością na dźwięki. Ale też dla neuronormatywnych którzy po prostu chcą mieć spokój. Dlatego przydałoby się więcej miejsc z dolnym limitem wieku. Żeby ludzie, którzy nie mają ochoty znosić buntu cudzego dwulatka, nie musieli. Bo jak myślisz, ilu z tych ludzi którzy, jak piszesz, wieszają psy na rodzicach, nie robiłoby tego w ogóle, gdyby lokale i rodzice dali im realną szansę po prostu nie być w takich sytuacjach? Ja myślę, że praktycznie nikt.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 maja 2023 o 10:57

avatar Alxndra
0 4

@bloodcarver czyli rodzice mają nie wychodzić z dzieckiem w czasie buntu dwulatka, bo może przeszkadzać komuś z Aspergerem, bądź ADHD? A jeżeli inna osoba ma ADHD i przeszkadza drugiej osobie z ADHD to jak? Która jest uprzywilejowaną do pozostania w przestrzeni publicznej? Bunt dwulatka to naturalny (niestety) etap rozwoju, a dziecko powinno być wychowywane przez stado w postaci społeczeństwa. Coraz więcej w naszym kraju gburów, których obchodzi tylko swój czubek nosa. Jak widzę wrzeszczącego dzieciaka, to uśmiecham się do tego rodzica, żeby nie dobijały go fochy oburzonych ludzi wokół. Nikt już nie pamięta, jak był mały, ewentualnie z rozrzewnieniem wspomina te wspaniałe, stawiające do pionu klapsy. Mieszkałam przez rok w Norwegii, mam rodzinę w Czechach - tam stosunek do dzieci jest całkowicie inny, nie są intruzami.

Odpowiedz
avatar AnitaBlake
-1 1

@bloodcarver: ja myślę że autorce nie chodzilo o akceptowanie i niereagowanie gdy dzieciak lata po lokalu. Jednak idąc z dzieckiem do restauracji to nie bede pewna czy nagle nie zacznie wyc lub czy nie krzyknie z zachwytu badz w zlosci. Tak, w 100 procentach zgadzam się by było odpowiednio duzo miejsc gdzie dzieci nie wpuszczaja. Po 1 kto nie cierpi dzieci idzie tam, po 2 idac gdzies z dzieckiem jest szansa ze nie bedzie awantury bo komus przeszkadza ze dziecko glosniej cos powie. Co najwazniejsze musi sie skonczyc "jestem klientem to mi wszystko wolno". Zbyt duzo takich osob jest i potem ludzie też się negatywnie nastawiaja, na start.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
3 3

@Alxndra: Jeśli rodzic nie umie upilnować dziecka, by nie wbiegało pod nogi kelnera, to tak, ma nie wychodzić z nim z domu lub nie wiem, trzymać je na smyczy. Oparzenia to nic przyjemnego. I jak długo każda próba otworzenia lokalu z dolnym limitem wieku spotyka się z masowym oburzeniem madek i tatełów, tak długo tak, mają trzymać swoje dzieci w ryzach. Z tym zaś, że dzieci ma wychowywać stado jakim jest społeczeństwo - niestety rodzice tych nie opanowanych dzieci zwykle najgłośniej protestują, jak ktoś się do takiego dziecka odezwie. Kolejny powód, by żądać od nich by sami zapobiegali problemom, jakie ich dzieci mają z innymi ludźmi zanim te problemy powstaną. Ty masz prawo się cieszyć na widok rozwrzeszczanych dzieci. Ale nie odbieraj prawa innym ludziom do tego, żeby nie czuli się tak samo.

Odpowiedz
avatar Xynthia
2 2

@bloodcarver: Ależ ja ci jak najbardziej przyznaje prawo nie cieszyć się na widok rozwrzeszczanych dzieci! A tak poważnie - zabieranie dwulatka do restauracji jest bez sensu. Owszem, należy uczyć dzieci zachowań społecznych, jednak na naukę właściwego zachowywania się w kawiarni czy restauracji to jednak nie jest odpowiedni wiek. Po za tym, gdy dziecko zaczyna nieodpowiednio zachowywać się np. w sklepie, odkładam zakupy i wychodzę, z dwóch powodów - po pierwsze, wiem że wrzask dziecka przeszkadza innym. Po drugie (i to dla mnie ważniejsze) - łatwiej mi zapanować nad dzieckiem i wytłumaczyć mu coś z dala od bodźca, który wywołał taką reakcję. Dziecko tracąc z oczu obiekt zainteresowania bardzo szybko o nim zapomina.

Odpowiedz
avatar Peppone
-1 5

Nie widzę powodu, dla którego miałbym znosić bunt cudzego dwulatka.

Odpowiedz
avatar AimeeSi
0 0

U mnie na pokładzie niespełna czterolatek, a ja powoli się pakuję do Ciborza…

Odpowiedz
avatar ILLogic
1 1

Tych buntów X-latka jest jeszcze dużo, grunt to znać swoje dziecko na tyle, żeby te zmiany wyłapać. Mój, obecnie 10-cio latek, ma z kolei okresowe „bunty”. Co roku we wrześniu jak zaczyna się szkoła i na wiosnę jak robi się ciepło energia go tak rozpiera, że ma jedno, dwutygodniowy okres w którym zawsze jakieś uwagi ze szkoły zbierze i sam nie wie czemu nie potrafi zapanować nad zachowaniami, które przez resztę roku nie są problemem. Ja osobiście czuję, że wkraczam w bunt 40-sto latka, choć wiadomo, że inaczej się na to mówi ;)

Odpowiedz
Udostępnij