Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

15 lat już jestem uczestnikiem rynku pracy w Polsce i mam niestety…

15 lat już jestem uczestnikiem rynku pracy w Polsce i mam niestety smutne przemyślenia o polskich członkach zarządów międzynarodowych korporacji. Zacząłem pracę w brytyjskiej korporacji zarządzanej przez Polaków. Pracowałem jak cała firma po 60 godzin, 6 dni w tygodniu, bo niby kryzys. Nadgodziny oczywiście bezpłatne. Gdy ogłoszono zysk 250 milionów złotych, pracownicy poprosili o spotkanie z zarządem. Stawiła się pani wiceprezes, po wysłuchaniu żali powiedziała: „pensja wpływa w terminie, to siedzieć cicho, bo nie każdy w tym kraju ma taki komfort”. Pracownicy poprosili więc o spotkanie z prezesem, gość przyszedł, przywitał się, wyszedł na fajka, wrócił i pożegnał się. Na spotkaniu wigilijnym piekielny prezes powiedział, że zwiększy wydajność pracowników trzykrotnie w trzy lata (pracowników pracujących po 60 godzin w tygodniu!), na sali było buczenie, a on nie wiedział niby dlaczego. Niedawno piekielny prezes zmarł, więc wróciły wspomnienia, a byli pracownicy nie mówili o nim inaczej niż źle. Nadal uważam, że brak płacenia za nadgodziny, to okradanie ludzi!

Z piekielnego miejsca uciekłem do Austriaków. Prezes Austriak, nie popadając w skrajności – było poprawnie. W kryzysie oświadczenie, że zwolnienia to ostateczność (nie było żadnych!). Podwyżki marne, ale były. Premia roczna, jak to wyznaczył prezes minimum 100% miesięcznej pensji – w ciągu kilku lat w moim przypadku premia roczna wyniosła od 115% do 135 % miesięcznej pensji. Poprawność się skończyła, gdy Austriak przeszedł na emeryturę i zastąpił go Polak. Normy podniesione o 500%, więc praktycznie nikt premii rocznej nie dostawał, podwyżek brak, a stanowiska dyrektorskie zajęli „kolesie” piekielnego prezesa i w firmie zapanował mobbing oraz bezpłatne nadgodziny.

Z kolejnego miejsca uciekłem do polskiej firmy. Nie jest źle, choć pomimo rekordowych zysków podwyżek nie ma, bo rekordy są za małe! Mimo za małych rekordów premie zarządu są rekordowe! Szukam dalej…

Znajomi pracują w firmie duńskiej, zarządzanej początkowo przez Szweda. Podwyżki, premie, skandynawski styl pracy i zarządzania – kraina mlekiem płynąca. Po pewnym czasie Szwed na dyrektora zarządzającego zatrudnia…polkę. Premie obcięte, podwyżek brak, w zarządzanie wkrada się mobbing, ludzie odchodzą. Po niecałym roku Szwed zorientował się w sytuacji, wywalił piekielną dyrektor, osobiście przeprosił pracowników i poprosił o cofnięcie wypowiedzeń. Dyrektorem zarządzającym został Islandczyk, bo jak przekazano pracownikom „Polacy nie dorośli do zarządzania ludźmi”. Wróciła normalność...

Nie hejtuje, ale pytam, dlaczego Polak Polakowi wilkiem? Jak w tym kraju ma być dobrze?

by ~luz
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Samoyed
9 23

Zezarcie polakozercy za 3, 2, 1... Polacy jeszcze nie zrozumieli, ze pracownicy to najwiekszy kapital firmy. Mialam haerowe pieklo dwa lata temu w polskim oddziale naszej firmy, gdzie jak sie okazalo polscy zarzadcy nie dawali ludziom ogolnofirmowych podwyzek, bo pan manager uznal, ze pracownikami zarzadza sie kijem, a nie marchewka. I jeszcze nam powiedzial przycisniety do muru - bo Polakow trzeba trzymac za ryj, bo inaczej nie beda sie starali, nie znacie Polakow, to sie odczepcie. Sieroty po PRL.

Odpowiedz
avatar helgenn
20 20

Po pierwsze to nie wiem czy styl zarządzania należy jedynie od narodowości, bo na piekielne zarządzanie można trafić wszędzie. Moi amerykańscy koledzy z działu byli w szoku, że ktoś nam pozwala na 3-tygodniowe urlopy. Z drugiej strony to niby od kogo mieliśmy się nauczyć zarządzania ludźmi i wielkimi firmami? Od prezesów polskich zakładow w PRL-u (mierny, ale wierny) czy od drobnych cwaniaczków, co głównie dorobili się na przemianach ustrojowych?

Odpowiedz
avatar Jorn
0 0

@helgenn Ja z kolei znam przypadek, kiedy niemiecki prezes polskiego oddziału międzynarodowej firmy karał swoich polskich pracowników za rozmawianie po polsku. Wszędzie są ludzie i taborety.

Odpowiedz
avatar digi51
2 10

Azjaci są jeszcze gorsi. Niemniej Polacy, jak i inne nacje byłego bloku wschodniego to nadal narody "na dorobku", którzy nie doświadczyli jeszcze życia w bogatym społeczeństwie, więc nauczeni są, że, aby żyć dobrze trzeba się nazapierniczać. Zapiernicz to standard, a nie coś godnego szczególnego poklasku i nagradzania. Niemniej jednak patrząc na to w jakim kierunku idzie UE to być może niedługo wyjdzie nam to na dobre, bo nie będziemy zdziwieni nagłym zubożeniem i prędzej odnajdziemy się w nowej rzeczywistości niż rozpieszczone i rozleniwione społeczeństwa zachodnie. Druga sprawa, że w Polsce nie ma takiego nacisku na work-life balance jak w Zachodniej Europie. I odnoszę wrażenie, że jeśli o to chodzi to wcale nie idziemy w dobrym kierunku, ponieważ chyba w każdej branży mamy karierowiczo-dorobkiewiczów, którzy na własne życzenie wyrzekają się życia prywatnego i mają pretensje, że inni tego nie robią, a to prowadzi do skrajności. Do tego niepokojące trendy, aby przyklaskiwać pracy w trakcie choroby, pracy w dniu porodu i już dzień po, od czasu wejścia home office na szeroką skalę to już w ogóle choroba własna czy dziecka nie jest powodem, aby iść na zwolenienie, bo przecież "i tak siedzisz w domu". Zdziwienie i pretensje, że pracownik nie zgadza się przełożyć urlopu, bo "firma go potrzebuje". Natomiast mam trochę wątpliwości czy jest to przypadłość typowo polska, raczej kwestia toksycznego otoczenia w pracy i chorobliwego poddaństwa wobec pracodawcy. W jednej z moich prac zespół był tak niewolniczo poddany szefowi, który może nie był najgorszy, ale miał zadatki na manipulatna, który jednego dnia słodził pracownikom i całował w dupki wmawiając, że są niezastąpieni, a następnego "grzecznie sugerował" rezygnację z dnia wolnego albo urlopu, bo coś źle zaplanował, o czymś zapomniał etc. Nie zapominajmy o tym, że wiele osób karierę stawia na pierwszym miejscu (z czego społeczeństwa zachodnie w dużej mierze już wyrosły) i praca jest dla nich absolutnym priorytetem. Tym samym rezygnują ze związków, przyjaźni, rodziny - a pracodawcy w to graj! Niektórzy tłuczą nadgodziny i poświęcają się pracy, bo zwyczajnie nic innego w życiu nie mają.

Odpowiedz
avatar Samoyed
4 8

@digi51: A i ta nieprawda odnosi sie tylko do wstepu o Azjatach. Z reszta sie w wiekszosci zgadzam. Dla mnie tez jest praca priorytetem. W godzinach pracy. Poza nimi mam inne.

Odpowiedz
avatar Ohboy
4 6

@Samoyed: Znałam sporo osób po koreanistyce, które kilka lat temu pracowały w tej firmie. Wszystkie odeszły ze względu na mobbing ze strony Koreańczyków. Może teraz jest lepiej, ale kilka lat temu była tragedia.

Odpowiedz
avatar Samoyed
-3 7

@Ohboy: Mam informacje z pierwszej reki od 12 lat. Nigdy nie bylo mobbingu. I po co w tej firmie osoby po koreanistyce, to nie wymysle. To jest firma handlowa, przeznaczona na polski rynek, gdzie jezykiem obowiazkowym jest angielski. Z tego co wiem, zaden pracownik nie mowi po koreansku, oprocz Koreanczykow. Co filolog mialby tam robic?

Odpowiedz
avatar Ohboy
4 4

@Samoyed: To teraz już nie wiem, czy mówimy o tej samej firmie, bo tam mobbing był w ciągu ostatnich 10 lat. A ludzie po koreanistyce szli do firmy ze względu na możliwość kontaktu z Koreańczykami, jedna znajoma załapała się na sekretarkę i z koreańskiego korzystała regularnie.

Odpowiedz
avatar PodniebnyKartofel
4 4

@digi51: Azjaci sa specyficzni. Nie pracowalem pod zadnym Azjata, ale troche ich poznalem. Jak juz zrozumiesz, ze szef spiacy w pracy to wyraz zaufania do Ciebie, jak zrozumiesz, ze np mowienie "nie" w Chinach nie jest praktykowane, zamiast tego cos jest pomijane milczeniem, to mozna sie przyzwyczaic - oczywiscie jesli jestes facetem. Kobiety w Azji maja raczej gorzej (choc w Chinach niekoniecznie). Dla mnie najgorsi szefowie to Francuzi. Mam wrazenie, ze tam na sam szczyt dochodza same szuje i malostkowi psychopaci, ktorzy zawsze wiedza lepiej i przy kazdej okazji ida na konfrontacje na calego. Prawdopodobnie tylko takie dzialania sie sprawdzaja we Francji przy ich zamilowaniu do zwiazkow zawodowych i strajkow i dlatego tam awansuja, ale jak wyjdzie taki manager w swiat gdzies, gdzie ludzie nauczeni sa wspolpracy to kleska.

Odpowiedz
avatar PodniebnyKartofel
3 3

@PodniebnyKartofel: a Koreanczycy to sa super specyficzni. wlasnie przypomnialy mi sie 3 historie z poprzedniej firmy. (1) przy wprowadzaniu systemu do obslugi kadr, Koreanczycy poprosili o specjalne pole, w ktorym zapisywali, do ktorego klubu golfowego nalezy pracownik. Im bardziej prestizowy klub, tym wazniejsza osoba w hierarchi. (2) w firmie joint venture w Indiach z innymi Koreanczykami mielismy nietypowy problem. Generalnie tendencja w sektorze byla do automatyzacji i inwestowania w robotyzacje. Ale nie u tych Koreanczykow. Ich szefowie preferowali zatrudnianie mas niskowykwalifikowanych pracownikow. Bo im wieksza iloscia ludzi zarzadzaja, tym sa wazniejsi. W koncu rozstalismy sie z nimi. (3) w naszym dziale IT w fabryce w Korei pracowala jedna Koreanka. ale poniewaz miala juz ponad 25 lat szef zaczal sie jej dopytywac, kiedy w koncu wyjdzie za maz i opusci firme. Jakis czas potem firme rzeczywiscie opuscila - ale nie, nie wyszla za maz...poczula powolanie i zapisala sie na jakies zajecia, aby zostac aktorka.

Odpowiedz
avatar Ohboy
8 10

@Samoyed: Wiem, że wydaje ci się, że jesteś wszystkowiedząca, ale no niestety. Masz jakiś wyidealizowany obraz Koreańczyków, a 8-10 lat temu byli tragicznymi przełożonymi i żaden z moich znajomych nie wytrzymał tam roku. Zaraz się dowiem, że byli pewnie złymi pracownikami, ale przykro mi, w kolejnych firmach nie było tego problemu. Jesteś w takim wieku, że powinnaś wiedzieć, że twoje doświadczenia nie są uniwersalne i to, że tobie czy tam twojemu znajomemu coś się nie przytrafiło nie oznacza, że komuś innemu też nie może. (Już nie mówiąc o tym, że w firmie może według większości panować super atmosfera, a tymczasem jedna osoba może być mobbingowana lub molestowana. No, ale ty nie uwierzysz, dopóki ciebie ktoś nie zwyzywa od debili lub nie złapie za tyłek.)

Odpowiedz
avatar Ohboy
5 7

@Samoyed: Nie mogę już edytować, więc dodam tylko, że ostatecznie nie obchodzą mnie twoje doświadczenia. Wierzę znajomym, widziałam, jak ich ta praca stresowała. A sama miałam wielokrotnie do czynienia z Koreańczykami, wielokrotnie byłam w Korei także w związku z pracą, więc wiem, jakimi cholerami potrafią być. A słowo "Azjaci" nie może w tej sytuacji stanowić zamiennika dla słowa "Koreańczycy", bo Azja jest zbyt duża, aby tak generalizować. Hindusi i Tajwańczycy są zupełnie inni od Koreańczyków, jeśli chodzi o pracę.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 6 maja 2023 o 1:53

avatar Semilinka
8 10

Takich firm jest ogrom w Polsce. W mojej pracownicy na oczy widzieli premię raz na całe 28 letnie istnienie firmy. We święta 2 lata temu. W tym roku prezes z bratem pojechali na tygodniowy urlop gdzie sam pobyt w hotelu był kosztów w sam raz na premię dla całej firmy. Ja jako młodszy specjalista zarabiam trochę ponad minimalna krajową (2 lata doświadczenia) - gdzie powinnam znacznie więcej. I tak z każdym pracownikiem niemal. Przy kolejne podwyżce minimalnej krajowej zacznie się pogrom i albo da podwyżki albo ludzie zaczną masowo odchodzić. BHP nie miałam, jak cała firma. Uprawnień na wózki widłowe mają 2 osoby a jeździ całą firma. I tak dalej. Ja siedzę tu bo kierownik to absolutnie genialny człowiek i mogę się tu uczyć dowoli - acz rozglądam się za czymś lepszym jak wyciągnę tu maksimum wiedzy. Brat szefa ma takie pojęcie o sytuacji innych pracowników, że poradził mi też wybrać się na wakacje za granicę bo przecież pieniądze na pewno skądś się wezmą. Ta.

Odpowiedz
avatar Armagedon
6 8

@Samoyed: W mentalności, kochana, w mentalności. Którą ukształtowało, jeszcze nie tak dawne, wysokie bezrobocie. A i dzisiaj, niestety, z zatrudnieniem różowo nie jest. A ta mentalność dotyczy zarówno pracowników, jak i WIĘKSZOŚCI pracodawców, więc trafić na rzetelnego jest bardzo trudno. Zmieniając pracę można wpaść z deszczu pod rynnę. Więc jak ktoś już ma coś stabilnego - to się tego trzyma.

Odpowiedz
avatar Samoyed
-4 6

@Armagedon: Jestesmy w czarnej dupie, wiec nastapila dlugo wyczekiwana stabilizacja? Niestety obawiam sie, ze masz racje. Ale przeciez to przez takich ludzi pracodawcy tak postepuja. Bo moga. To nie fizyka kwantowa, a proste dodawanie.

Odpowiedz
avatar Semilinka
2 2

@Samoyed: prezes wraz z bratem są właścicielami firmy. Ot tylko przeliczenia były bo wymówką na brak premii był brak pieniędzy. Druga sprawa - nie cierpię stwierdzenia "nie podoba ci się znajdź inna pracę". Żeby znaleźć pracę w zawodzie potrzebuje jeszcze rok do dwóch doświadczenia (praca bardzo odpowiedzialna i mój błąd może pociągnąć firmę od kilku do kilkuset tysięcy strat) dlatego firmy wymagają przynajmniej 3-4 lata doświadczenia. Jakoś to doświadczenie muszę złapać to korzystam z tego co mam. Narzekać narzekam bo mam do tego prawo acz ja szczęściem mam możliwość chowania się za kierownikiem i prócz dość niskiej pensji większość problemów mnie omija. Jak to kolega stwierdził - firma jest fajna żeby się wyszkolić i iść dalej w świat. I to właśnie robię :)

Odpowiedz
avatar Ohboy
4 6

Mam taką zasadę, że pewnych narodowości unikam, jeśli chodzi o klientów. Polacy są na drugim miejscu mojej czarnej listy.

Odpowiedz
avatar Pantagruel
8 8

Z drugiej strony - prezesiki i "managiery" z zachodu ciężko kumają, że gdy pracują z ludźmi z Polski (zatrudnionymi przez polskie firmy i na polskich umowach), obowiazują ich polskie przepisy. Jeden z moich przełożonych (USA) był wielce zdziwiony, że jak Polak ma wolne (urlop), to ma urlop. A nie, że oficjalnie go nie ma, ale jednak jest i normalnie pracuje. Zwolnienie lekarskie? Jak kto? Ktoś, kto złapał jakieś wirusisko i bardzo kiepsko się czuje NIE PRACUJE TYLKO ODPOCZYWA?? Nie odpisuje na maile i wiadomości na pracowym czacie i ma do tego pełne prawo???

Odpowiedz
avatar helgenn
4 4

@Samoyed: wątpię, żeby chodziło o fizyczne przychodzenie do pracy, tylko np. bycie pod telefonem albo sprawdzenie maila raz dziennie. Prawo prawem a w wielu firmach to norma (szczególnie na wyższych stanowiskach albo przy prowadzeniu projektów). Przy okazji świeża anegdotka o tym jak przepisy działają: w dziale mojej kuzynki trzeba czasem pracować w weekend albo w święto, którego inne kraje nie mają. Teoretycznie zgłaszają się chętni, a praktycznie jest łapanka, bo chętnych brak. Kuzynka oficjalnie zapytała HRów w firmie czy zgodnie z nowymi przepisami musi się na to zgadzać, skoro ma 2-letnie dziecko. Dostała odpowiedź o tym, że ich firma nigdy w życiu nie działałaby wbrew prawu, oni dbają o dobrobyt pracowników, a poza tym przecież u nich w firmie nikt w weekendy nie pracuje, no chyba, że dobrowolnie sami się wyrywają.

Odpowiedz
avatar Pantagruel
2 2

@Samoyed: To co jest legalne czy nielegalne to jedno. Inną kwestią jest nastawienie i mentalność Jankesów. Popracuj sobie z Amerykanami to będziesz wiedział o czym mówię. Co z tego, że jesteś na urlopie skoro oczekuje się od ciebie odbierania telefonu/maila i bycia w stałym kontakcie i śledzenia co się na bieżąco dzieje w firmie? Podobnie jest ze zwolnieniem lekarskim.

Odpowiedz
avatar Tashkent
2 2

@Pantagruel: U nas Amerykanin kazał zwolnić pracowników z dnia na dzień i za cholerę nie rozumiał, że w Europie jest trochę inaczej...

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
1 11

Niestety, ale nawet za granicą, jeśli jest możliwośc, unika się miejsc, gdzie pracuje dużo Polaków, bo sami między sobą wprowadzają mobbing i przyzwyczajają do tego pracodawcę, który potem skrzętnie z tego korzysta. Przez nikogo nie poganiani zaczynają zapier...ć za trzech za tę samą wypłatę. I tak z w miarę spokojnej pracy robi się kierat, zdrowie siada, nerwy puszczają. Nie wszędzie, ale często tak bywa, w hotelach, restauracjach, na farmach, na budowie. Chociaż przez jakiś czas pracowałem w jednej fabryce, gdzie tak nie było. Jakby inny typ rodaków. Poza tym fabryka miała do to siebie, że maszyna robiła swoje w tym samym tempie i nie da się tego przyspieszyć. I każdy robił swoje na spokojnie, bez pośpiechu.

Odpowiedz
avatar mama_muminka
1 3

Mam identyczne obserwacje. Teraz pracuje w firmie, gdzie zarządzają Duńczycy i uwielbiam ich styl komunikacji i współpracy. Też jest budżet, jest presja, żeby zrobić wynik. Ale oni nie zapominają, że przede wszystkim jesteśmy ludźmi. Lubię też pracować z Brytyjczykami i całkiem z Niemcami. Brytyjczycy mieli dosyć wyluzowane podejście (w porównaniu do Polaków). Niemcy za to robili wszystko 100% z procedurą. Może nie byli elastyczni, ale chociaż przewidywalni. Z Hiszpanami i Włochami też się dogadywałam, chociaż trzeba "się przestawić". Ale jak złapiesz rytm, to jest ok. Trudno bywało z Francuzam. Współpracowałam z 3 firmami i za każdym razem było jakoś dziwnie. Nieszczera komunikacja, przerzucanie odpowiedzialności. Ale może to była specyficzna branża i specificzna kultura organizacyjna, ciężko powiedzieć, bo za mała próbka. No i USA - bardzo różne doświadczenia, ale to głównie dlatego, że oni kompletnie nie dbali o work-life balance i mają zupełnie inne podejście do urlopów/zwolnień lekarskich. Ale poza tym lubiłam otwartość komunikacji.

Odpowiedz
avatar Pinexka
0 0

Wyjechałam z PL dwadzieścia kilka lat temu. Pracowałam jedenaście miesięcy w logistyce w dużej firmie produkującej i wysyłającej produkty na cały świat. Pracowałyśmy we dwie Polki między tubylcami w jednym dziale i wszystko było w porządku ( miła atmosfera i spokojna praca ) aż do momentu kiedy otworzono granice dla emigrantów zarobkowych z Polski po wejściu de EU. Norma skoczyła z 60 na 180 w ciągu trzech miesięcy ponieważ my Polacy uważamy ze lepiej, szybciej i mądrzej wiemy łamane przez zrobimy. Jak przyszło lato i trzeba było latać a na magazynie było 40 stopnie miny niektórym zrzedły ale wtedy normy już się cofnąć nie dało… Jeżeli sami sobie to robimy to co się dziwić ze i inni nam to robią - nawet jak Polacy…

Odpowiedz
Udostępnij