Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Dziś zapraszam do lektury historii o mojej patologicznej znajomości z pewną dziewczyną.…

Dziś zapraszam do lektury historii o mojej patologicznej znajomości z pewną dziewczyną.

Wszystko działo się prawie 15 lat gdy chodziłam do gimnazjum.
Na początek zaznaczę, że moja rodzina nigdy nie należała za zamożnych, ale też nie do biedoty. Powiedzmy, że niższa klasa średnia, gdzie na podstawowe rzeczy nigdy nie brakowało, ale już wydatki na rozrywki i zbytki musiały być rozsądnie przemyślane.

Kiedyś przypadkiem nawiązałam znajomość z niejaką Martą. Marta pochodziła z rodziny patologicznej, ale nie takiej stereotypowej, gdzie rodzice są bezrobotni, płodzą bąbelka za bąbelkiem i znęcają się nad nimi. Co to to nie.

Rodzice Marty byli wykładowcami akademickimi, a ona była ich jedynym dzieckiem. Mieszkali w centrum w dużym mieszkaniu, Marta chodziła zawsze do prywatnych szkół, miała wszystko czego zapragnęła na zawołanie. Jej rodzice oboje dużo pili. Co prawda, robili to w dystyngowanym towarzystwie (czasem jedynie swoim własnym) i nie były to najtańsze bełty, tylko drogie trunki, ale jednak. Również jej rodzice nie mieli problemu z tym, że Marta już w wieku 13-14 lat sięgnęła po papierosy i alkohol. Mnie to oczywiście niesamowicie imponowała, że Marta ma w domu tak fajnie - robi co chce i dostaje co chce.
Nasza znajomość trwała kilka lat i oczywiście wtedy mi się wydawało, że wszystko, co mnie ze strony jej rodziny spotyka jest zupełnie normalne, a potem trochę zmądrzałam. A co mnie spotykało? No więc od początku.

Marta miała telefon komórkowy, ja wtedy jeszcze nie, rodzice kupowali nam telefony kolejno od najstarszego, a ja byłam najmłodsza i rodzice obiecali mi telefon na czternaste urodziny. Oczywiście, miałaby to być używka. Mama Marty zaproponowała mi wtedy, że może mi odsprzedać swój stary telefon za bodajże 200zł. Nie wiem, czemu (pewnie dlatego, że byłam głupią gówniarą) zgodziłam się od razu i poprosiłam rodziców o pieniądze. Rodzice pytali, co to za telefon, sprawdzili ceny w internecie i okazało się, że podobne modele chodzą po 120-150zł, więc zaproponowali, że kupią mi taki w internecie. Gdy przekazałam to Marcie i jej mamie, pytając czy może nie chciałaby go sprzedać taniej, mama Marty zareagowała wręcz agresywnie krzycząc, że chciała mi i tak taniej sprzedać niż by mogła, ale wie, że jestem biedna, a ja się jeszcze targuję - poleciały teksty o cygańskich zapędach i wielka obraza majestatu. Potem przez miesiąc nie pokazywałam się u Marty ze strachu przed jej mamą.

Innym razem Marta nalegała na mnie, abym poszła z nią na koncert. Wstęp kosztował niewiele, ale większym problemem było to, że nie wpuszczono by nas na niego ze względu na wiek. Marta jednak twierdziła, że ma tam znajomego, który nas wpuści. Poszłyśmy więc razem i o ile Martę jakiś znajomy faktycznie wpuścił bez gadania, tak ode mnie chciał wziąć łapówkę wysokości powiedzmy 20zł. W tym momencie stwierdziłam, że szkoda mi kasy i jak mam tyle płacić, to nie chcę. Marta ostatecznie zapłaciła za mnie, choć mówiłam, że nie chcę. Marta oczywiście pozując przed znajomym, że dla niej to żadne pieniądze. Zaraz po wejściu do kluby zażądała abym najlepiej natychmiast a najpóźniej następnego dnia oddała jej te pieniądze i robiła więcej siary przed znajomymi.

Przez całą znajomość też porządku dziennym było, że odwiedzając Martę musiałam jej po drodze robić jakieś drobne zakupy, za które nigdy nie oddawała mi pieniędzy. Czasem pożyczyła drobne kwoty typu 5zł i nigdy nie oddawała, a gdy o tym przypominałam reagowała oburzeniem:
- No wiesz?! Ja ci nie wypominam, że piłaś u mnie colę.

Druga sprawa - Marta zaproponowała mi wyjazd z nią i jej rodzicami do ich domku letniskowego. Moi rodzice byli sceptyczni, jednak porozmawiali z rodzicami Marty przez telefon i ci zapewnili, że bardzo się ucieszą, nic nie policzą za sam pobyt, mam tylko wziąć kieszonkowe na swoje potrzeby i dorzucić się do zakupów spożywczych. Rodzice próbowali ustalić, ile tych pieniędzy na wyżywienie mają zapłacić rodzicom Marty, ale oni powtarzali, że się dogadamy na miejscu, ale na pewno dużo nie wezmą.

A dzielenie zakupów wyglądało tak. Rodzice Marty zabrali nas do sklepu, uznali, że bez sensu, abym kupowała wszystko osobno, więc weźmiemy wszystko na jeden rachunek, a potem podzielimy przez 4. Rodzice Marty wzięli chyba z 5 butelek dość drogiego alkoholu. Na koniec cały rachunek opiewający na 500-600zł i zgodnie z tym kazali oddać mi jakieś 150zł. Tym samym pozbyłam się już połowy całości pieniędzy, jakie dostałam od rodziców na tydzień. Kolejne dni starałam się nie wydawać za wiele i gdy poszliśmy gdzieś na obiad zamówiłam najtańszą zupę i małą colę. Nerwowo liczyłam pieniądze, gdy mieliśmy iść gdzieś, gdzie był płatny wstęp. W połowie tygodnia nagle rodzice Marty zażądali ode mnie dołożenia się do tankowania auta. Nie byłam na to kompletnie przygotowana, gdyż moi rodzice dali im już 50zł na przejazd w tę i z powrotem (jakieś 150km w jedną stronę). Rodzice Marty pokręcili z zażenowaniem głową, komentując, że teraz mi tyłek wożą za darmo cały tydzień, mimo, że najczęściej wszędzie chodziliśmy na pieszo.

Tego samego wieczoru siedziałyśmy wieczorem z jej rodzicami, którzy nie szczędzili sobie alkoholu. W pewnym momencie jej ojciec był już tak pijany, że bełkotał, a Marta i jej matka śmiały się z niego. Gdy jednak zobaczył, że ja też się zaśmiałam, wściekł się, zaczął mnie obrażać, po czym powiedział, że mam opuścić jego dom. Dla przypomnienia: 15-letnia ja, w kompletnie obcej dla mnie miejscowości, jakieś 3km od najbliższej stacji kolejowej czy przystanku autobusowego, godzina 21. Marta zaprotestowała, chciała ojca uspokoić i w końcu zwróciła się do matki o pomoc w załagodzeniu sytuacji. Matka chłodno oznajmiła, że to dom jej męża i ona się nie będzie wtrącać. Tym samym zostałam wywalona na podwórko nie wiedząc, co ze sobą począć. Gdy ojciec Marty zasnął, jej matka wpuściła mnie z powrotem, informując, że o 5:30 mam pierwszy pociąg powrotny i powinnam nim pojechać do domu, żeby jej mąż już mnie nie widział. Oczywiście, nie było mowy, aby ktokolwiek mnie tam podwiózł.

Oczywiście, po tej akcji nie było mowy, aby rodzice pozwowoli mi się jeszcze kontaktować z Martą. Gdy zadzwonili do jej rodziców, ci powiedzieli, że wyrzucili mnie, bo byłam chamska, szwendałam się po nocach z dorosłymi facetami i nie chcieli brać za to odpowiedzialności.

Niemniej nadal kontaktowałam się potajemnie z Martą. Kiedyś Marta oświadczyła, że wraz z rodzicami wyprowadzają, bo muszą sprzedać mieszkanie. A dlaczego? Otóż rodzice Marty dostali przestronne mieszkanie w centrum w spadku bo jej prababci. Oboje dobrze zarabiali. Niemniej większość wypłat wydawali na alkohol, drogie ciuchy i zachcianki Marty. Tym sposobem mieli długi w spółdzielni, a co gorsza jej ojciec stracił pracę, gdy już nie dało się ukryć, że prowadzi zajęcia pijany.

Wyraziłam moje współczucie dla Marty, mówiąc, że nigdy bym nie powiedziała, że mają takie problemy finansowe. Marta odparła tylko, że lepiej dobrze pożyć przez jakiś czas niż biedować całe życie jak ja i moja rodzina.

Kontakt jakoś samoistnie się urwał.

ludzie i ludziska

by ~undostres
Dodaj nowy komentarz
avatar gawronek
17 17

Szkoda tylko Marty w tym wszystkim. Była jaka była, ale trudno jej się dziwić skoro miała takie wzorce w domu. Swoją drogą, jednak lepiej żyć skromnie całe życie, ale nie mieć długów na karku.

Odpowiedz
avatar Armagedon
10 10

Zastanawiam się, jak skończyli rodzice Marty, bo jednak alkoholizm nie rokuje dobrze. I gdzie finalnie wylądowała Marta? Bo jeśli się nie ogarnęła w porę i nie odcięła od rodziców - już może być również alkoholiczką bez perspektyw. Smutne.

Odpowiedz
avatar Issander1
-2 4

Abstrahując od historii, która jest zaiste piekielna, chociaż bardziej dla drugiej dziewczynki, to jedna uwaga: klasa średnia nie jest "średnia” pomiędzy biednymi a bogatymi, tylko pomiędzy klasą robotniczą a bogatymi. Biedota plasuje się jeszcze niżej od klasy robotniczej.

Odpowiedz
avatar digi51
7 9

@Issander1: klasa robotnicza to pojęcie marksistowskie i nie ma przełożenia na obecną rzeczywistość ponieważ według tej definicji np. budowlaniec zarabiąjcy kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie jest poniżej magistra byle czego wykonującego najgłupsze i najprostsze prace biurowe za minimalną krajową. Poza tym jeśli rodzice autorki nie wykonywali prac fizycznych to już w ogóle pojęcie klasy robotniczej nie ma tu żadnego zastosowania, jeśli byli wykształconymi pracownikami umysłowymi zarabiającymi stosunkowo niewiele to pojęcie klasy średniej niższej jak najbardziej pasuje.

Odpowiedz
avatar Issander1
3 3

@digi51 Budowlaniec zarabiający kilkadziesiąt tysięcy ma własny sprzęt i pewnie mini firmę, bo tyle na etacie się nie zarabia, więc jest w grupie bogaczy, nie robotników. Niestety zjawisko kurczenia się klasy średniej sprowadziło wiele zawodów, które wcześniej się tam zaliczały, do klasy niższej - najlepszy przykład to nauczyciel. Klasa średnia to lekarz, programista... W opisanej historii to rodzice Marty stanowią niższą klasę średnią.

Odpowiedz
avatar Issander1
0 0

@digi51: Albo inaczej. Mówisz, że realia się zmieniły, tak jakby nie o to właśnie chodziło w moim komentarzu :) Moja pozycja jest taka, że tych określeń należy używać "w intencji autora" z uwzględnieniem zmian w realiach. Dla przykładu, innym podobnym określeniem, które straciło swoje oryginalne znaczenie, są kraje pierwszego, drugiego i trzeciego świata. W oryginalnym znaczeniu, kraje pierwszego świata to kraje sprzymierzone z USA, kraje drugiego świata to kraje sprzymierzone z ZSRR, a trzeciego świata - pozostałe. Oczywiście, to nie ma sensu. Jednak gdyby odnieść oryginalny zamysł na obecne realia, to kraje drugiego świata oznaczałyby dzisiaj kraje sprzymierzone z Chinami, a pozostałe definicje pozostałyby bez zmian. Tymczasem przyjęło się, że kraje pierwszego świata to kraje rozwinięte, a kraje trzeciego świata to kraje biedne - co jest nie tylko błędne, ale też idiotyczne, bo taka np. Szwajcaria była, jest i będzie krajem trzeciego świata. Podobnie ze średnią klasą. W naszych realiach średnia klasa skurczyła się i ogromna część społeczeństwa plasuje się w klasie niższej i klasie biedoty. Ale ludzie lepiej się czują myśląc o sobie, że nadal są w klasie średniej. Jeśli, tak jak rodzice autorki, nie możesz sobie łatwo pozwolić na rzeczy poza podstawowymi, niezbędnymi do przetrwania, to nie jesteś w klasie średniej.

Odpowiedz
avatar digi51
1 3

@Issander1: Trochę ciężko mi się połapać w Twojej logice i czym właściwie kierujesz się w swoim podziale klasowym. Skoro ktoś zarabiający w obecnych realiach kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie to już bogacz, to osoba, która bez problemu się utrzymuje i stać ją w ograniczonym stopniu na rozrywki jak najbardziej kwalifikuje się na klasę średnią niższą. Również pytanie czy bierzemy pod uwagę jedynie kryterium zarobkowe czy też ogólnie zgromadzony majątek, czy też tzw kapitał kulturowy i intelektualny. W moim rozumieniu - klasa wyższa (elita, bogacze) to osoby posiadające duże majątki i generalnie żyjące w luksusie. Pojęcie luksusu może być różnie interpretowane w zależności od sytuacji, w obecnych realiach w Polsce powiedziałabym, że to osoba, która ma (lub stać by ją było na posiadanie) kilku nieruchomości, wyższej klasy aut (kilku), nieograniczone podróże i towary luksusowym marek (przypominam, że Hugo Boss i Guess to nie są marki luksusowe). W klasie średniej można rozróżnić i wyższą i niższą (z racji tego, że robotniczą pomijam, gdyż jak wspomniałam wyżej - wyszczególnianie jej w obecnych realiach nie ma sensu). Generalnie osoby z klasy średniej nie mają problemu z utrzymaniem rodziny i nie mają większych zmartwień finsansowych. Natomiast ogólny poziom życia może się różnić i akurat właśnie w klasie średniej może występować też spory rozstrzał. Interesujące też, że ryczałytowo zaliczasz pewne zawody do tej klasy - podczas gdy żyjemy w czasach, gdy żaden zawód nie gwarantuje poziomu dochodu, czego akurat lekarz i programista jest całkiem dobrym przykładem, bo rozstrzał zarobków w tych zawodach jest spory. To, że lekarz czy programista mają potencjał dobrze zarabiać - nie znaczy, że tak zawsze będzie. W historii tak naprawdę niewiele wiemy o rodzinie autorki - tylko tyle, że nie mogli sobie pozwolić na bezsensowne szastanie pieniędzmi i nieprzemyślanie wydatki na rzeczy nie niezbędne. Ty wyszedłeś z założenia, że zaliczają się do "robotników", później zmieniając narrację na klasę niższą. Piszesz, że rodzice Marty to klasa średnia niższa. Czym to definiujesz? Rodzice Marty musieli zarabiać dobrze, skoro było ich stać i na drogi alkohol i prywatne szkoły i domek letniskowy. Tylko, że albo byli cholernie niegospodarni i wywalali pieniądze z okna, jednocześnie nie zastanawiając się czy przy takim trybie życia wystarczy na podstawy albo po prostu uznali, że płacić nie muszą, bo nie wiem? Lepiej wydać na zachcianki nastolatki i wódę? Przy takim trybie życia i niepłaceniu przez lata, to każdego w końcu długi przrosną. Popatrz na celebrytów, którzy zarabiali miliony, a skończyli w biedzie, bo nie potrafili zagospodarować i sensownie wydać pieniędzy. Napisałeś, że ludzie czują się lepiej, jak pomyślą, że są klasą średnią. A Ty czujesz się lepiej "otwierając oczy" anonowi z neta, że tak naprawdę jest biedakiem? W dodatku prawie nic o nim nie wiedząc? Co ciekawe, już kilka razy widziałam na tej stronie taki komentarz - że jak rodzina ma pewne ograniczenia finansowe to nie ma prawa zaliczać się do klasy średniej. Mam wrażenie, że najczęściej pochodzą od osób, które same siebie widzą w klasie średniej i próbują jakoś sobie podbudować ego, udowadniając, że są lepsi od innych. Nikt, kto ma trochę rozumu w głowie nie szasta ciężko zarobionymi pieniędzmi na lewo i prawo i raczej chce wiedzieć, że to pieniądze dobrze wydane/zainwestowane. Klasa niższa o której mówisz, to klasa, która z trudem, ale jednak samodzielnie się utrzymuje na poziomie nieuwłaczającym ludzkiej godności. Biedota to osoby, które nie mogą zapewnić sobie zaspokojenia podstawowych potrzeb.

Odpowiedz
avatar AimeeSi
-2 2

@digi51 to znaczy, że my jesteśmy jednak klasą średnią? Ja mam pracę biurową lekko powyżej najniższej, mąż fizyczną na poziomie około piątki. Mamy ajfony i zrobiliśmy remont kuchni za 50k (ajfony za gotówkę skrupulatnie odkładaną, podobnie remont). Na raty mamy jedynie komputer, a teraz musimy wziąć pralkę, bo właśnie wczoraj ośmioipółletnia ostatecznie odmówiła współpracy. Pieniędzy odłożonych mamy któryś tysiąc, ale to na wakacje. Na utrzymanie starcza, na odłożenie też, ale, jak wspomniałam, telefony były ciułane. A, i mieszkanie na kredyt :D

Odpowiedz
Udostępnij