Komentarz pod moją ostatnią historią przypomniał mi inne szkolne zdarzenie.
Również zebranie, wrzesień. Sala gimnastyczna, pani dyrektor staje na środku z karteczką i po zwyczajowym powitaniu zaczyna:
W zeszłym roku szkolnym na Radę Rodziców zebrano tyle i tyle zł. Z tychże pieniędzy na organizację ogniska z okazji pierwszego dnia wiosny poszło tyle, na zakup czegoś tam tyle, na coś innego tyle, a na coś jeszcze innego...
W tym momencie odezwał się ktoś z zapytaniem:
- Ale po co pani to czyta, to jest na stronie( internetowej stronie szkoły), będziemy chcieli, to poczytamy.
- Niestety, proszę pana, nie wszyscy czytają naszą stronę, a w zeszłym roku się nasłuchałam, że Rada Rodziców nic nie organizuje i nie wiadomo gdzie te pieniądze idą. Więc: Na organizację zabawy z okazji Dnia Dziecka...
Droga leniwa buło, której nie chciało się sprawdzić strony przed zrobieniem afery: mam nadzieję, że następnym razem trzy razy się zastanowisz.
szkoła
Aha, czyli zamiast wtedy wytłumaczyć, że wszystko jest na stronie opisane; ewentualnie zaoferować wgląd do listy po zebraniu, to pani dyrektor zrobiła na złość wszystkim w ramach odpowiedzialności zbiorowej.
Odpowiedz@Honkastonka: Jeśli pytania/komentarze były notoryczne, to chyba najlepiej powiedzieć raz a porządnie do wszystkich. Zwłaszcza ze wiele jest takich osób, co powiedzą "nie będę tego szukać po całej stronie, czy oni myślą, ze ja nic nie robię?"
Odpowiedz@Honkastonka: to chyba też taki trochę "dupochron", odpowiedzieć na zarzuty finansowe publicznie. Bo jak marudzie odpowiesz na boku, to nadal może siać ferment, a tak, skoro wszyscy słyszeli, to powinna mieć zamknięte usta - wszystko już jasne, nie ma się do czego przyczepić.
OdpowiedzA co pani dyrektor ma wspólnego z Radą Rodziców? To jest zupełnie oddzielny, niezależny organ.
OdpowiedzTakie sytuacje są częste, zresztą są ludzie, którzy po prostu lubią sobie pogadać. Jak ostatnio robiłam recertyfikację KPP, też tak było. Weekend, wieczór, najpierw przypomnienie, ćwiczenia, potem egzamin praktyczny + test. Prowadzący opowiadają anegdotki i inne historie powiązane z ratownictwem, większość przebiera nóżkami, żeby może jednak się spiąć i do domu wrócić, a jedna uczestniczka co chwilę zagaduje, dorzuca swoje "co mi się kiedyś przytrafiło" i ogólnie urządza sobie okołoratownicze dyskusje, nie patrząc na to, że reszta grupy niekoniecznie ma ochotę poznać każdy przypadek z jej kariery. ;) A tu jeszcze instynkt samozachowawczy nie pozwala Ci przerwać rozmowy komuś, kto zaraz będzie Cię oceniał, zwłaszcza że ta przyjemność kosztowała Cię kilka stówek.
OdpowiedzSerio, aż taki dramat? Straciłaś 3 minuty, jak z tym teraz zyc?
Odpowiedz