Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Moja mama jako dziecko mieszkała w miejscu, gdzie bardzo ciężko było o…

Moja mama jako dziecko mieszkała w miejscu, gdzie bardzo ciężko było o pracę. Wieś położona z dala od dużych miast, niezbyt urodzajna. Dużo było takich wsi w latach pięćdziesiątych.
Z tego powodu społeczeństwo było bardzo kastowe - większość biedna, trochę bogaczy ze znajomościami i prawie nikogo pomiędzy. Rodzina mojej mamy była biedna. Dziadek był szewcem, lubił wypić, ale bardzo dbał o rodzinę. Pracował za trzech, żeby wszystkich utrzymać, mama często wspomina, że usypiała przy dźwiękach zelowania butów, a budziła się gdy dziadek już obrabiał pole.
Babcia zajmowała się domem, polem i dziećmi. Dzieci mieli dziewięcioro. Dużo, nawet jak na tamte czasy. Dzieci chodziły w starych ubraniach, często bez butów. Dziadkowie może i niewykształceni, ale babcia pilnowała, żeby jej dzieci się uczyły. Prowadzała do kościoła, przez cały rok zbierała torebki po proszku do pieczenia, żeby zapakować do nich na święta po parę cukierków dla swoich dzieci. Możecie sobie wyobrazić, jak cenne dla tak ubogiej rodziny były te cukierki.
Zarysowuję tło, żebyście zrozumieli, co poczuła pewnego dnia moja babcia. Mama została w szkole wzięta na bok przez nauczycielkę. Nauczycielka zwymyślała ją, że jest z tak wielodzietnej rodziny. Mama dokładnie pamięta jej słowa: "po co tej twojej mamie tylko dzieci. Nie stać ją, a ciągle z brzuchem chodzi. Dobrze by było, jakbyś umarła, to by mniej mieli na utrzymaniu. Kto to widział, tyle dzieci sobie narobić. Durna ta twoja matka, jak suka w rui."
Mama powiedziała o wszystkim babci. Babci zrobiło się przykro, ale nie skomentowała tego. Kazała córce o tym nie myśleć, tylko się uczyć, bo wiedzy nikt jej nie zabierze.
Tamta nauczycielka miała tylko jednego syna. Wypieszczonego i zawsze zadbanego. Zadbała o jego edukację i wysokie poczucie własnej wartości. Często siadał na progu domu, tak żeby widziały go inne dzieci i zajadał tabliczkę czekolady (rarytas, o którym większość dzieci mogła tylko pomarzyć) tak, jak gryzie się chleb.
Karma jednak musi istnieć. Parę miesięcy po rozmowie nauczycielki z moją mamą, jej syn postanowił pokazać innym dzieciom, czego mama nauczyła go o przewodzeniu prądu. Założył gumowe kalosze i wspiął się na drewniane słup, który przytrzymywał kabel z prądem. Tragedia stała się, gdy miał schodzić. Stracił równowagę i złapał ręką za drut. Ręką została na drugie

by Intro
Dodaj nowy komentarz
avatar iks
8 8

Historię urwało.

Odpowiedz
avatar MissPurrfect
10 12

@iks tak jak tę jego rękę

Odpowiedz
avatar Intro
4 12

@iks Zauważyłam po fakcie. Uroki słabego internetu, niestety. W skrócie, nauczycielka latami starała się o drugie dziecko, ale się nie doczekała. Chciała wziąć najmłodszego brata mojej mamy na odchowanie za sprawą sumę, ale babcia się nie zgodziła. Powiedziała, że może ma dużo dzieci, ale żadnego nie zamieni na pieniądze. Nauczycielka ruszyła więc swoje kontakty i robiła wszystko, żeby babci dzieci odebrali. Cała rodzina mojej mamy po kilku latach musiała uciekać.

Odpowiedz
avatar Jorn
-1 1

@iks I całe szczęście, tego się nie da czytać.

Odpowiedz
avatar bazienka
1 1

@Intro: patrz, a ja myslalam, ze to literowka i mialo byc, ze "reka zostala na drucie" poza tym poki historia jest w poczekalni, to mozesz ja edytowac :)

Odpowiedz
avatar Presti
10 14

Gdzie tu karma? Zginął niczemu winny dzieciak.

Odpowiedz
avatar Tuga
15 25

Tekst nauczycielki o umieraniu karygodny. Natomiast głęboko zgadzam się z tym, że skrajną głupotą jest zrobienie sobie dziewiątki dzieci, kiedy nie ma się funduszy na zapewnienie im godziwych warunków do życia.

Odpowiedz
avatar Intro
7 9

@Tuga Też tak myślę, ale wtedy były inne czasy. Ludzie niewykształceni, z bardzo biednych rejonów. I śmiertelność była duża. Dzieci robiło się dużo, bo wiele z nich nie dożywało dorosłości.

Odpowiedz
avatar marynarzowa
-3 3

@Tuga dokładnie tak

Odpowiedz
avatar marynarzowa
-1 3

@Tuga dokładnie tak

Odpowiedz
avatar helgenn
7 7

@Intro: mnie to zawsze zastanawia jak ludzie przy takiej gromadzie mieli czas i siłę robić następne. Wiem, że nie było Netflixa, smartfona i innych "rozpraszaczy", ale przecież po całym dniu ogarnia takiej gromady można tylko paść na twarz.

Odpowiedz
avatar digi51
7 11

@helgenn: To były przeciez zupełnie inne realia. To znaczy na pewno rodzice padali na twarz, ale kiedy my mierzymy to dziejszymi realiami, gdzie już dwójka dzieci to wyzwanie, to trzeba brać pod uwagę, że kiedyś mniejszymi dziećmi zajmowały się starsze, czasem już roczniaki czy dwulatki zostawiało się same na wiele rodzin. Ktoś mi opowiadał, że nawet w późniejszych czasach normalną praktyką było, jak nie było wyjścia, zostawianie niemowlaków samych w domu, podczas gdy matki zasuwały w pobliskich zakładach produkcyjnych czy PGRach i przychodziły tylko dzieci nakaramić. Oczywiście, to z naszej perspektywy straszne praktyki. Dzisiaj trzeba dzieciom wynajdywać różne zajęcia, z tego co widzę niewiele dzieci przedszkolnych ma na podwórku towarzyszy do zabawy. Ludzie są bardziej zdystansowani, nie ma często żadnej wzajemnej pomocy od rodziny czy sąsiadów, ludzie też łatwo oceniają. Oczywiście, kiedyś też oceniali, ale obecnie też przez social mediach, toksyczne grupy i powszechny wzajemny hejt, człowiek czuje się atakowany z każdej strony przekazem "jesteś złym rodzicem". Możesz wychodzić z siebie, a i tak ktoś Ci wytknie każde najdrobniejsze potknięcie wychowawcze i sklasyfikuje Cię jako toksycznego/złego/nadopiekuńczego/narcystycznego rodzica.

Odpowiedz
avatar xlchtloi
4 6

@digi51: helgen pisała o robieniu dzieci, a nie zajmowaniu się nimi. W każdym razie, to co opisujesz zapewne jest powodem dlaczego wiele dzieci nie dożywało dorosłości.

Odpowiedz
avatar digi51
3 7

@xlchtloi: No to jest akurat jeszcze prostsze, a jednocześnie jest wytłumaczeniem skąd się tyle dzieciaków brało, nawet jeśli teoretycznie tylko 5% stosunków bez zabiezpieczenia kończy się ciążą. Po prostu innych, nawet nie tyle rozrywek, co sposobów na relaks nie było.

Odpowiedz
avatar Attentat
3 5

@Intro: już bez przesady z tą dużą umieralnością dzieci. Z opisu wynika, że historia działa się w czasach PRL-u, gdy państwo jako taką opiekę zapewniało i medycyna była w miarę na przyzwoitym poziomie, a to przełożyło się na wielokrotne obniżenie wskaźnika umieralności dzieci względem okresu sprzed II wojny światowej. Owszem, autorka opisuje sporo oddaloną od miast wieś, co z pewnością utrudniało dostęp do odpowiedniej pomocy "w razie wu", ale bez przesady, PRL to nie czasy Beethovena.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
2 2

@Attentat Tyle że mentalność ludzi tak szybko się nie zmienia. Dopiero kolejne pokolenie miało mniej dzieci.

Odpowiedz
avatar Jorn
0 0

@helgenn Przy takim stadzie młodsze są dla rodziców w dużej mierze bezobsługowe, bo ciężar ich wychowania spada w znacznej części na starsze dzieci, zwłaszcza córki.

Odpowiedz
avatar TaDziewczyna
7 9

Uważam, że ludzie decydując się na dzieci powinni dobrze przeanalizować m.in. swoją sytuację finansową. Jednak nie wyobrażam sobie mówić komukolwiek takich rzeczy, których musiałaś wysłuchać od tej nauczycielki.

Odpowiedz
avatar digi51
5 11

Odnośnie komentarzy wyżej na temat robienia sobie za dużej ilości dzieci, chciałabym zauważyć, że historia musiała się dziać jakieś 50-60 lat temu, antykoncepcja zapewne była, ale wiedza o niej była znacznie mniej rozpowszechniona niż teraz, szczególnie na wsiach. Też nie popieram bezmyślnego płodzenia kolejnych dzieci, ALE z dzisiejszą wiedzą o sposobach zapobiegania ciąży. Jeśli już się te dzieci pojawiły (wątpliwie, aby rodzice z historii planowali sobie kolejne bąbelki, które będą chodzić bez butów), to jednak chwali się, że rodzice starali się na ich byt zapracować, najlepiej jak potrafili. Dzisiaj ludzie mają niekiedy duże mieszkania, jedno dziecko, którego jedynym towarzyszem jest smartfon, a braki w miłości i trosce rodzicielskiej są mu wynagradzane codziennymi prezentami - jak już dzieci muszą dzielić ze sobą pokój to bieda i patologia, podobnie jak brak zagranicznych wakacji i markowych ciuchów. A do tego zgraja cała masa nierobów, którzy narzekają, że na więcej niż jedno dziecko ich nie stać, bo państwo za mało daje, ale urlop dwa razy do roku i markowe buty (oczywiście jak to dla dziecko co sezon nowe) muszą być. Ze skrajności w skrajność.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

No dobra, byli biedni, ale dzieci były zaopiekowane. Mnie ciekawi dalszy ciąg historii. Zmarł, spłonął czy "tylko" rękę mu urwało?

Odpowiedz
Udostępnij