Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Jako dziecko chciałam mieć królika. Kupiłam sobie książkę o królikach i przeczytałam…

Jako dziecko chciałam mieć królika. Kupiłam sobie książkę o królikach i przeczytałam ją tyle razy, że znałam ją na pamięć. Miałam swój pokój. Byłam jedną z najlepszych uczennic w szkole. Lekcje zawsze miałam odrobione, lektury przeczytane. Nigdy nie było ze mną problemów. Nie można więc było powiedzieć, że jestem nieodpowiedzialna.
Na królika nie zgodził się mój ojciec. Powodu nigdy nie podał. Mną i rodzeństwem interesował się dopiero jak chciał czegoś nam zakazać albo nawrzeszczeć, że mamy mu nie przeszkadzać. Poza tym jadł, spał, był w pracy albo oglądał telewizję/przesiadywał przed komputerem.
Dla niektórych to może być drobnostka, ale jakoś nie mogę mu tego zapomnieć.

ojciec

by TaDziewczyna
Dodaj nowy komentarz
avatar Tuga
-1 29

Mogłaś sobie być najbardziej odpowiedzialna na świecie, a koszty utrzymania i leczenia zwierzęcia i tak musieliby ponosić rodzice, więc niespecjalnie się ojcu dziwię.

Odpowiedz
avatar livanir
28 34

@Tuga: Pragnę zwrócić uwagę na frazę "Powodu nigdy nie podał." Jeżeli nie rozmawiamy z dzieckiem, to te ma poczucie niesprawiedliwości. Nawet po latach. Wiec ja się dziwie ojcu, ze miał tak dziecko w D..., ze nawet nie próbował podać argumentów. To niestety bardzo często wśród rodziców "Nie, bo nie", bo tak naprawdę nie chce się im poświecić nawet godzinki, by wytłumaczyć dziecku czemu nie. Dlatego moim zdaniem jest to jedna z piekielniejszych historii tutaj

Odpowiedz
avatar AnitaBlake
-3 21

@livanir: ok, zgadzam się że rodzic powinien podawać powód. Nie wiem ile lat ma autorka historii, jednak mam wrażenie, że jeszcze młodziutka jest, bez odpowiedzialności za kogoś, bez problemów. Czemu tak uważam? Większość mojego pokolenia była wychowywana 'nie bo nie'. Mam dwójkę dzieci i oczywiście Babcia się dziwi że wszystko tłumaczę dzieciom, od samego początku. Mając swój dom, swoje dzieci, swoje problemy, przeżycia, teraz rozumiem wiele zachowań rodziców. Oczywiście, że byłam milion razy zła na rodziców, zawiedziona, nie rozumiałam wielu rzeczy. Przykładowo pies. Bardzo zawsze chciałam. Teraz odkładam ten temat cały czas. Wiem z czym to się wiąże, z jaką odpowiedzialnością, finansami i problemem przy wakacjach. Oczywiście za kilka lat może się zdecyduję. Moja córka też chce zwierzątko. Najlepiej już teraz. Ma 6 lat, młodsza 4. Wiedzą że muszą się dołożyć do terrarium skoro chcą zwierzaka. Dlatego uważam że autorka jeszcze niedorosła. Może faktycznie ojciec się nie dał poznać, a z obserwacji nie umiała go poznać, ani z nim nigdy nie gadała. Rodziców mam hm specyficznych, ale potrafię ich już zrozumieć. Ich problemy, to czego się boją, ich charakter. Wiem to mimo że nie rozmawiamy aż tak dużo. Co do autorki, nie wiem czy byłaś odpowiedzialna czy tylko taka się czułaś. Czy sprzatalas po sobie zawsze, pomagalas w domu itd. Też jako dziecko uważałam się za odpowiedzialną, oj ja naiwna xD Trochę potrwa zanim rodzice zaczną tłumaczyć dzieciom różne kwestie, zbyt to jest zakorzenione w większości ludzi.

Odpowiedz
avatar Crannberry
21 25

@AnitaBlake: dziecko w wieku szkolnym jest na tyle kumate, że można mu przedstawić racjonalne argumenty: „nie możesz mieć psa, bo mamy za małe mieszkanie/ bo często wyjeżdżamy/ bo ktoś a domowników ma alergię” i ono zrozumie. Może nie być zadowolone, ale zrozumie. Natomiast zabranianie przypadkowych rzeczy, zupełnie od czapy, używając wyłącznie argumentu siły (bo ja tu rządzę i ja ci zabraniam) spowoduje jedynie, że dziecko straci do rodzica zaufanie, w pewnym sensie też poczucie bezpieczeństwa, i nauczy się kłamać

Odpowiedz
avatar Lileczka89
12 18

@AnitaBlake: Rozumiesz gadanie "nie bo nie"? No, ja też. Bierze się ono z braku szacunku. Bo "dzieci i ryby głosu nie mają". Dość powszechny sposób "wychowania" jeszcze z 20 lat temu. Ojciec autorki wyraźnie nie interesował się dziećmi. I nie wiem jak bardzo wyrozumiałą chcesz grać, ale dla takiego zachowania nie ma zrozumienia. W opisanej historii widać przede wszystkim dużo żalu i nie dziwi mnie to skoro ojciec wolał kanapę i telewizor zamiast spędzania czasu z własnymi dziećmi. Myślę, że nawet bardziej o to chodzi w tej historii niż o tego królika - jako dorosła osoba autorka już raczej nie potrzebuje niczyjej zgody. Zadaniem rodzica jest wychowanie dzieci. I nie polega ono na zakazach, braku zainteresowania i "nie bo nie". Dziecko kiedyś dorośnie, w jaki sposób ma nauczyć się chociażby dyskusji albo szacunku do siebie skoro nie zaznało tego w domu? Odpowiedzialność dziecka powinna kończyć się na obowiązkach domowych, szkole, zajęciach dodatkowych. Wraz z jego dorastaniem ta odpowiedzialność powinna się rozszerzać, dotyczy to również odpowiedzialności za innych. Skoro dzieciak radzi sobie z obowiązkami to dlaczego zabraniać mu, tak naprawdę, dalszego rozwoju? Ma dobre wyniki w nauce, więc dlaczego go za to nie nagrodzić? "Też jako dziecko uważałam się za odpowiedzialną, oj ja naiwna" - ludzie dojrzewają, z czasem powinni stawać się bardziej odpowiedzialni, rzeczywiście dziwne. Dziecko pewnie nie poradziłoby sobie z niektórymi problemami świata dorosłych, bo to nie jego zadanie. Tylko że to nie znaczy, że nie poradziłoby sobie z opieką nad królikiem. Pisze się "nie dorosła" tak swoją drogą.

Odpowiedz
avatar Ohboy
14 14

@AnitaBlake: W relacji rodzic-dziecko, gdy dziecko jest niepełnoletnie, to zawsze na rodzicu spoczywa odpowiedzialność za odpowiednie pokierowanie relacją, budowanie więzi i wychowywanie dziecka. Jeśli więc autorka nie miała więzi z ojcem, to jego wina, że nie dał się jej poznać. To też charakterystyczne dla starszych pokoleń. Gdy jako dziecko <10 chciałam psa/kota (zanim zrozumiałam, że są inne opcje) to mi rodzice po prostu powiedzieli, że mamy za małe mieszkanie i zwierzak będzie nieszczęśliwy w takich warunkach. Nie wchodzili w większe szczegóły, to mi wystarczyło jako gówniakowi.

Odpowiedz
avatar AnitaBlake
-1 5

@Crannberry: @Lileczka89: @Ohboy: Oczywiście że macie rację. Z tego powodu ja swoim dzieciom tłumacze wszystko. Ja po prostu trochę inaczej jeszcze patrzę na tą historię. Mój brat ma żal o wszystko do Mamy. Źle wychowała, przez nią źle się uczył, przez nią sobie nie radzi, przez nią jest jaki jest, ogólnie wszystko wina Mamy. Mogłabym się z nim zgodzić w niektórych tematach, z tym że nie widzę sensu życia przeszłością. Wnioski trzeba wyciągnąć, trzeba starać się o teraźniejszość i przyszłość. Jak sobie ktoś nie daje rady z tym co było za dzieciaka to po to idzie się do psychologa, terapeuty czy psychiatry. Ludzie boją się tych terminów, całe życie cierpią i myślą o braku królika w życiu. Co kto woli, mnie interesują moje dzieci, pal licho że awantury w domu były, ważne bym zrobiła wszystko by w moim domu było lepiej. Ja z historii tylko królika widzę i żal o niego, tak jakby sobie z tym nie umiała poradzić i ciągle pomimo upływu lat żyła tym że tego królika nie miała. Mnie się bardzo podoba tekst "nie patrz w przeszłości bo potkniesz się o teraźniejszość i zniszczysz przyszłość". Oczywiście możecie się z tym niezgadzać, bo każdy ciut inaczej patrzy na różne sprawy. Dzięki za poprawkę, telefon mi nie podkreślił:( Błędy niestety robię często.

Odpowiedz
avatar jass
0 4

@Lileczka89: "Wraz z jego dorastaniem ta odpowiedzialność powinna się rozszerzać, dotyczy to również odpowiedzialności za innych. Skoro dzieciak radzi sobie z obowiązkami to dlaczego zabraniać mu, tak naprawdę, dalszego rozwoju? Ma dobre wyniki w nauce, więc dlaczego go za to nie nagrodzić?" - no może dlatego, że dorośli z różnych powodów mogą nie chcieć we własnym domu zwierzęcia? A ostateczna odpowiedzialność za futrzaka i tak byłaby ich, więc gdyby dziecko z jakiegoś powodu nie mogło się nim zajmować, to na nich by to spadło. Moi rodzice też nie zgadzali się na zwierzęta, o psie marzyłam od zawsze, w pewnym momencie bardzo prosiłam o szynszylę, ale nie zgadzali się i koniec. Aż kiedyś podczas wakacji na działkę przybłąkał się kot. Mój ojciec kategorycznie nie zgodził się na zabranie go do domu, ale tu wkroczyła moja mama (swoją drogą w historii brakuje mi reakcji matki) i kota wzięliśmy. Mój ojciec początkowo go nie znosił, na tyle że zdarzyło się, że wyrzucił go z mieszkania jak ten coś stłukł, ale ostatecznie i on tego kota pokochał. Ale to było inne pokolenie, wychował się na wsi i mimo że od lat mieszkał w mieście pozostało w nim to przeświadczenie, że psy i koty mają być pożyteczne, a inne zwierzęta to w ogóle jakiś absurd. Marzenie o psie spełniłam ostatnio, w wieku 30+ i mimo że wcześniej sporo o tym czytałam, to i tak oczekiwania w wielu punktach mocno mi się rozminęły z rzeczywistością. No ale jako osoba dorosła biorę to na klatę, bo w przeciwieństwie do dziecka mam pełną świadomość tego, że to odpowiedzialność na całe życie zwierzaka.

Odpowiedz
avatar Crannberry
3 7

@AnitaBlake: ja w tej historii widzę ją ojca który ma w dupie swoje dzieci i dziecko, które ma jakieś wielkie marzenie, a ojciec mu go odmawia na zasadzie „nie bo nie”. Kiedy sama dostałam, mojego ojca widziałam raz w miesiącu, więc temat wychowywania z doskoku jest mi znany. I to właśnie tak wygląda, brak codziennego kontaktu, zero orientacji w problemach i potrzebach dziecka, a od czasu do czasu wychowawcze połajanki zupełnie od czapy, żeby zachować poczucie kontroli i pokazać, kto rządzi

Odpowiedz
avatar Ohboy
2 6

@AnitaBlake: Myślę, że to dosyć oczywiste, że nie tylko o królika chodzi. Jasne, że ciągłe myślenie o przeszłości nie jest dobre, ale uporanie się z nią potrafi trwać bardzo długo. Zresztą żal może nigdy nie zniknąć do końca, bo jak wspomniałam, królik zapewne symbolizuje coś innego, a jeśli ojciec nigdy nie był chętny na poprawienie kontaktów, to pustka po nim zostanie na zawsze. Co nie musi oznaczać, że inne aspekty życia autorki są do kitu. ;)

Odpowiedz
avatar Attentat
12 12

Opis ojca w tej historii wiele zdradza o jego ogólnym podejściu do wychowywania dzieci. Mam wrażenie, że autorka zaopiekowałaby się królikiem lepiej niż ten facet własnym dzieckiem.

Odpowiedz
avatar Ohboy
5 7

@Attentat: Zapewne dałaby mu więcej ciepła i miłości (chociaż króliki zawsze powinny być co najmniej dwa). Najgorsze jest to, że odmowę można było bardzo łatwo uzasadnić...

Odpowiedz
avatar HelikopterAugusto
-2 38

"Mną i rodzeństwem interesował się dopiero jak chciał czegoś nam zakazać albo nawrzeszczeć, że mamy mu nie przeszkadzać. Poza tym jadł, spał, był w pracy albo oglądał telewizję/przesiadywał przed komputerem." Pracował, żebyście z rodzeństwem mieli co żreć, gdzie mieszkać i w co się ubrać, a po pracy odpoczywał, bo mu się to należało jak psu buda. Współczuję twojemu ojcu takiej niewdzięcznej córki.

Odpowiedz
avatar Crannberry
15 21

@HelikopterAugusto: nie ma nic złego w dzieleniu dobry wyłącznie na pracę, swoje hobby, spanie i jedzenie, ale po co taki ktoś zakłada rodzinę? Żeby mieć ciepły żarcie podane pod nos, czy żeby ładnie wyglądało w cv, że pan się realizuje na wszystkich płaszczyznach? Po co robić sobie dzieci, skoro nie spędza się z nimi nawet minuty, a czasami nawet nie wie, ile które ma lat? Pracowałam z kilkoma takimi osobami. Żonaty, trójka dzieci. W tygodniu od rana do późnego wieczora w pracy lub na służbowych kolacjach, w weekendy uprawia hobby, na urlop też wyjeżdża z kolegami, uprawiać hobby. To na cholerę mu ta rodzina?

Odpowiedz
avatar Presti
11 11

@Crannberry Do głowy przychodzi mi tylko typ tyrana co to po pracy wraca i gnębi psychicznie swoją rodzinę tekstami ,, od rana do nocy w pracy siedzę, żebyście mieli co jeść... " wtedy czują się panami świata. Kiedyś pracowałem z takim człowiekiem, w pracy super kompetentny pracownik, ale po pracy straszny frustrat i nieogar

Odpowiedz
avatar Lileczka89
8 12

@HelikopterAugusto: Skoro miał dzieci to powinien się nimi interesować a nie przesiadywać przed telewizorem. Rozmowa z dziećmi to nie jest wielki wysiłek, żeby nie mógł sobie na to pozwolić po pracy. Strasznie słabe jest to co piszesz i mam nadzieję, że nie masz dzieci.

Odpowiedz
avatar livanir
15 15

@HelikopterAugusto: Nie. Jak psu buda, to się należy dzieciom czas rodzica i wychowanie. Fakt, każdemu się należy odpoczynek, ale nie kosztem obowiązków. A na pewno niejeśli jest to regularnie.

Odpowiedz
avatar Armagedon
1 5

@HelikopterAugusto: Poniekąd się z tobą zgadzam. Są ludzie (i kobiety i mężczyźni), którzy nie chcą mieć dzieci. Albo dlatego, że dzieci nie lubią, albo dlatego, że zdają sobie sprawę, z jak wielką odpowiedzialnością wiąże się posiadanie dziecka. Rozumieją, jakich doświadczą ograniczeń, z czego będą musieli zrezygnować, oraz - jak wielka jest to presja psychiczna i jak olbrzymi OBOWIĄZEK, którego nie można "odłożyć do jutra". Boją się, że to ich przerośnie, że sobie nie poradzą, nie spełnią oczekiwań i będą złymi rodzicami. W dodatku wiedzą doskonale, jak trudno jest DOBRZE wychować dziecko - i nie czują się na siłach. Być może, jest to swoisty egoizm, ale - wiedząc o nim - myślą rozsądnie i pragmatycznie. Nie chcą dzieci - i już. Ale nie jest to takie proste. Natura już to tak cwanie urządziła, że sam fakt "niechcenia" dziecka nie wystarcza. Ponadto, w małżeństwie/innym związku jedno może dziecka chcieć - drugie nie. Powiedzmy, to drugie - to facet. A tu nagle okazuje się, że kobitka jednak zaszła. Facet panikuje - ale co ma zrobić? Na aborcję kobity nie wyśle, więc tylko z irytacją patrzy na jej rosnący brzuch - bo wie, co go czeka. Dzieciak się rodzi, wrzeszczy, choruje, absorbuje, jest priorytetem, no i... kosztuje. Jest największym życiowym KŁOPOTEM. W takiej sytuacji, wielu ojców "zwija żagle" jeszcze przed rozwiązaniem, niektórzy niedługo potem. Wolą płacić alimenty (albo i nie). Część zostaje - ale swe frustracje odreagowuje na partnerce - i związek się sypie. Ale są i tacy, którzy "przyjmują odpowiedzialność". Tyle, że ta odpowiedzialność łączy się głównie z zabezpieczeniem finansowym rodziny. Z czasem, niektórzy przekonują się "do dzieci", a niektórzy - nie. Zapewniają im "wikt i opierunek", ale całą resztę zrzucają na matki. Nie obchodzą ich dziecięce problemy, nie mają z dziećmi kontaktu, oczekują posłuszeństwa i szacunku. To im wystarcza. Z dziećmi zaczynają się "dogadywać", gdy te są już dorosłe. A całą swoją "rodzicielską" miłość, często-gęsto, przelewają na wnuki - o ile wcześniej rodzone dzieci nie zerwą kontaktów. Dla porządku wspomnę jeszcze o facetach, którzy przeciw dzieciom generalnie nic nie mają, ale wychodzą z założenia, że cały trud ich wychowania - i opieki nad nimi - spada na barki kobiety, bo od tego na jest. Oni, natomiast, są od tego, żeby zabezpieczyć rodzinie godny byt, życie na odpowiednim poziomie, oraz brak problemów finansowych. I - rzeczywiście - często harują na to od świtu do nocy. Nie mają więc czasu (a pewnie i ochoty) na "fiku-miku" z dziećmi, bo wszystkie wolniejsze chwile wolą poświęcić swoim potrzebom. I powiem ci, że kiedyś taki model rodziny był bardzo powszechny. Ale czasy się zmieniły i teraz od ojców oczekuje się już znacznie więcej.

Odpowiedz
avatar Etincelle
9 9

@HelikopterAugusto: jak psu buda to się dzieciom należy utrzymanie, więc nie ma tu powodu do wielkiej wdzięczności. Chciał mieć dzieci, to na nie pracował, nic nadzwyczajnego.

Odpowiedz
avatar Crannberry
7 9

@Armagedon: z tym że dzieci się na świat nie prosiły, to rorośli podjęli decyzję, żeby je na niego sprowadzić, więc karanie ich za to, że ojca guma we fiuta uwierała jest co najmniej niewłaściwe. Ale też przez to, że kiedyś nie było przyzwolenia społecznego na bezdzietność, ludzie rozmnażali się "bo wypada" i teraz nasze pokolenie okupuje kozetki terapeutów, przepracowując lata wychowywania przez rodziców, którzy nigdy nie powinni byli nimi zostać.

Odpowiedz
avatar Armagedon
-2 4

@Crannberry: Wiesz, jak się tak rozglądam po świecie, to dochodzę do wniosku, że z 75% rodziców - nie powinno zostać rodzicami. A przynajmniej połowa kobiet zachodzi w ciążę niechcianą. Zdarza się, że mimo zabezpieczeń. Zdarza się, że kobiety zachodzą w ciążę "niechcący", nie dlatego, że pragną dziecka - tylko, by zobowiązać i zatrzymać partnera. Zdarza się, że partner, mimo to, odchodzi i kobieta zostaje z problemem sama. Nie wiem, czy te 40/50 lat temu ludzie decydowali się na dzieci, bo "tak wypada". Jak ktoś nie chciał - to nie miał. Tym bardziej, że aborcja była legalna i "na życzenie". Po prostu, inne były czasy, inny model "chowu", inne priorytety. Przynajmniej, w "naszych czasach" już bicie dzieci było źle widziane. Nasi rodzice - mieli gorzej. Bo w "ich czasach" lańsko pachem za byle przewinienie - to była norma. Wszyscy to akceptowali. I jakoś nie zauważyłam, żeby pokolenie moich rodziców "odcinało korzenie" z tego powodu, a potem latało po psychologach. Bo cięgi dzieci zbierały "dla swojego dobra", a jak ojciec lał - to nie znaczyło, że nie kocha. Błędy wychowawcze popełniają wszyscy rodzice. Jedni mniejsze, drudzy większe. A jeśli ktoś, kto generalnie dzieci nie lubi i nie chce ich mieć, zostanie - z takich, czy innych względów, zmuszony do ich posiadania - będzie "zimnym" rodzicem. Który nawet nie popełni zbyt wielu "błędów wychowawczych", gdyż działa bez emocji. Ale nie zbuduje też silnych więzi z dzieckiem, gdyż zawsze będzie ono dla niego, przede wszystkim, obowiązkiem, nie zaś powodem do czerpania radości życia. A jeszcze weź pod uwagę, że ci "wspaniali", kochający bezwarunkowo rodzice - też popełniają masę błędów. Z nadmiernej miłości. I produkują roszczeniowców, egoistów, narcyzów, "płatki śniegu", egocentryków, samolubów, którzy są głęboko przekonani, że wszystko im się od życia należy, bez wysiłku. A jak coś się im będzie nie układać, jak myślisz, kogo obwinią w pierwszej kolejności? PS Gdyby wszyscy, którzy nie powinni zostać rodzicami, nimi nie zostali - świat by się mocno wyludnił.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 18 kwietnia 2023 o 0:27

avatar ja_2
5 9

"Dla niektórych to może być drobnostka, ale jakoś nie mogę mu tego zapomnieć." - jeżeli piszesz o króliku - to faktycznie zdania mogą być podzielone, bo małym dzieciom wiele się wydaje. To nieco twój żal, ale nie do końca uzasadniony - jeżeli piszesz o tym, że nie interesował się wami poza tym jak wrzeszczał lub karał to ... tak. To nie jest drobnostka i tak, zostaje na lata.

Odpowiedz
avatar Alxndra
1 3

Niby piekielne, ale w sumie powszechne te 20 lat temu. Kogo obchodziłoby zdanie dziecka, tłumaczenie mu swoich powodów mogłoby uchodzić za naruszenie rodzicielskiego autorytetu. Z drugiej strony królik może być bardzo kosztownym zwierzakiem. Ja za naszego domowego chomika wybuliłam w tym roku już prawie tysiąc złotych - ale od początku byliśmy świadomi, że takie koszty mogą wystąpić. Dzieci nie zawsze rozumieją, myślą, że jak raz na tydzień posprzątają w klatce i będą dokładać siano, to już wszystko będzie cacy. Ale wystarczy jakiś guz na nerce, ropomacicze albo pasożyty i kilka stów w piach. Do tego niech w tym samym czasie rozchoruje się zwierze, dziecko i jeszcze niech zarażą się rodzice - może wyjść ładna sumka i ciekawe, kto będzie się w tym czasie zajmował zwierzęciem (wyprowadzał na dwór/wybieg, sprzątał klatkę i podawał strzykawką lekarstwa do pyszczka, kiedy nicpoń wierci się jak demon wegetarianin przed święconą kiełbasą).

Odpowiedz
avatar Pantagruel
-1 1

Była tu kiedyś historia w podobnym tonie - najpierw zgodzili się na coś a potem w trakcie stwierdzili, że jednak "nie bo nie". Chyba chodziło o udekorowanie pokoju dzieciaka? W każdym razie pamiętam, że pod tamtą historią było wiele komentarzy krytykujących postawę rodziców ale znalazły się osoby pochwalające takie zachowanie. Mam nadzieję, że nie mają dzieci. Podobnie widzę tutaj - komentujący jakoś ignorują fakt, że to nie chodzi o tego durnego królika tylko o postawę w stosunku do dziecia. Postawę "dzieci i ryby głosu nie mają", dzieci mają słuchać rodziców bo są ich własnością. Postawa niezwykle piekielna.

Odpowiedz
Udostępnij