Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

W tym roku chyba jeszcze nie było ślubnej piekielności, a los właśnie…

W tym roku chyba jeszcze nie było ślubnej piekielności, a los właśnie podsunął mi okazję na wypełnienie tej luki.

Nasi bliżsi znajomi organizują w czerwcu swój ślub. Wielokrotnie nam wspominali, że nie mają na tyle finansów, aby zaprosić wszystkich, których chcą na wesele. Zmieniała się forma ślubu- najpierw idea wesela na ok. 110 osób z imprezą do rana, która po dyskusji słusznie odrzucili, bo uwzględniali w niej dalszą rodzinę i odpraszanie. Potem wesele na 60 osób, do momentu, gdy znajomi dowiedzieli się, że na 60 osób żadna z sal, które im się podobały, nie wynajmie w weekend "bo się nie opłaca" i jedyne opcje jakie im zostały to środa i czwartek. Mają rodzinę z różnych stron Polski i znajomych ze świata, więc środek tygodnia im odpadał.

Ostateczna forma to przyjęcie weselne w restauracji na 40 osób w sobotę (głównie rodzina i przyjaciele) i w następnym tygodniu ognisko dla znajomych. Mi się ich plan bardzo spodobał, chociaż mieliśmy być uwzględnieni wraz z inną parą-dajmy na to Adamem i Ewą w tych ogniskowych osobach. Jasno dawali znać znajomym, że ze względów finansowych muszą nas jakoś podzielić i stanęło na tym, że rodzina i najstarsi stażem przyjaciele idą na przyjęcie, a reszta na ognisko. W 100% to rozumiałam.

No ale stało się tak, że 4 osoby im odmówiły przybycia. Zaprosili więc nas i Adama i Ewę jako kolejnych w hierarchii ważności na przyjęcie. Od razu przeprosili, że dają znać tak późno (chociaż koniec marca to dla mnie i tak dobry termin), ale wiedzieliśmy o ich podejściu do ślubu i cieszyliśmy się z tego, że pomyśleli o nas, bo i tak mentalnie przygotowani byliśmy na ognisko. Dzisiaj poszłam potwierdzić do nich nasze zaprószenie, a przy okazji dowiedziałam się, jaką reakcje dostali od Adama i Ewy.

Otóż, para ta mimo wyróżnienia ich jako tych ważniejszych gości, miała pretensje, że dostają informacje tak późno. Panna Młoda podkreślała, że nie zależy jej na pięknych strojach, czy kopercie. Ewa oburzyła się, że najpierw wrzuca ich do mało ważnych relacji, a teraz jak ktoś im wypadł z listy, to bierze na zastępstwo żeby się miejsce nie zmarnowało. Ewa nie zdąży żadnej sukienki weselnej kupić, przy czym Młodzi prosili tylko aby przyjść ubranym tylko nie w biel- a czy w dresie, czy sukni balowej to im obojętne. Adam dodał że nie są żadnym zapychaczem, aby teraz puste ławki uzupełniać, aby na zdjęciach było więcej ludzi i oni mają już ochotę tak średnio przychodzić na takie przyjęcie, bo ani się nie pobawią, ani nie najedzą, a będą musieli dać więcej do koperty, bo to wesele a nie ognisko. Powiedzieli też, że jeśli byliby dla nich ważni, to miejsce by się już dla nich wcześniej znalazło.

I o ile w stanie jestem zrozumieć argument o tym, że poczuli się jak zapychacz, tak reszty nie rozumiałam. Znamy się z Młodymi już parę ładnych lat i wielokrotnie, czy to przy urodzinach czy innych okazjach, nie dawali znać, że prezent jest mało warty. Ba, raz gdy mieliśmy bardzo trudną sytuację finansową z narzeczonym i na urodziny Pana Młodego kupiliśmy zwykłego Jacka Danielsa, aby nie przyjść z pustymi rękami, stwierdzili, że to mega dobry prezent, bo widzieli ile nas kosztuje. Ich tort, alkohol i jedzenie, które zjedliśmy kilkukrotnie przeskoczyło wartość prezentu. Sami Młodzi mają filozofię zero własne i zarówno meble jak i ciuchy mają często z drugiej ręki. Gdy ja powiedziałam Młodej, że w sumie mam 2 opcje sukienek - zwykle, bardziej imprezowe z sieciowymi i je pokazałam, to rzuciła, że w tym mnie nie wpuści. Także pozostały wywód, według Młodych w bardzo nieprzyjemnym tonie, mogliby sobie darować.

Zastanawia mnie też kwestia dlaczego zgodzili się przyjść na ognisko, a o wesele mają tak duży problem? W końcu i to i to impreza, która ma na celu świętowanie ślubu, a nie pokazanie się kto lepszy.

by ~Sezonslubnynadcodzi
Dodaj nowy komentarz
avatar Ohboy
17 19

Adam i Ewa w ogóle powinni zostać wykopani ze ślubu. Znają sytuację, wiedzą, że to głównie kwestia braku kasy. Sytuacja wyglądałaby inaczej, gdyby w ogóle nie mieli być zaproszeni i dostali zaproszenie dosłownie na tydzień przed, wtedy rzeczywiście byliby po prostu zapchajdziurą.

Odpowiedz
avatar Crannberry
0 30

Nie wiem, czy dobrze wszystko zrozumiałam, bo historia napisana jest fatalnie (naszpikowana bezsensownymi wywodami, a brakuje w niej istotnych informacji), ale jedynymi piekielnymi jest para młoda - bezmyślni i pozbawieni kultury. Najpierw ogarnia się budżet, znajduje salę, a dopiero potem zaprasza gości. To jest wiedza na poziomie przedszkola. Zapraszanie setki osób, a potem odpraszanie, bo sobie źle przekalkulowałam, to buractwo. Niezależnie, czy się jest zero-waste czy nie zero-waste, ludzie to nie są ubrania z lumpeksu i nie traktuje się ich jak zapchajdziury, w dodatku w ogóle się z tym nie kryjąc. To że część zaproszonych gości odmawia, to również jest wiedza na poziomie przedszkola, więc albo wyznacza się termin odpowiedzi na tyle wcześnie, żeby można było zaprosić dodatkowe osoby, nie dając im poczucia, że są zapychaczem, albo bierze odmowy na klatę. Zaproszenia w ostatniej chwili, o treści "państwo X, których uznałam za ważniejszych od ciebie, odmówili, więc łaskawie pozwalam ci wskoczyć na ich miejsce" nie przyjmie nikt, kto ma odrobinę szacunku do samego siebie

Odpowiedz
avatar Habiel
17 19

@Crannberry: Ja to rozumiałam, że Młodzi badali wcześniej opcje i w końcu zdecydowali się na formę przyjęcia, a nie ze najpierw organizowali wesele na 110 osób, aby zejść do przyjęcia weselnego. Odpraszanie to raczej jest odpraszanie kogoś, do kogo byliśmy zaproszeni na wesele, a nie odwoływanie zaproszenia. Tym bardziej że nikt tu nie wspomina o odwołaniu zaproszeń, tylko o tym, że zmieniał się plan na wesele, a Młodzi zobaczyli że wszystko ich przerasta organizacyjnie (wesele w środku tygodnia) lub finansowo. Z resztą tu goście byli zaproszeni na wesele tylko w luźniejszej formie ogniska i to z tygodniową różnicą terminu. Nie były to osoby, które całkiem były z czapki, bo ktoś odpadł. I może ja nie mam szacunku do siebie, ale w sytuacji gdy do wesela zostały jeszcze 3 miesiące, a Para Młoda to moi dobrzy znajomi, gdzie znam powody późnego zaproszenia i byłabym zaproszona na przyjęcie w późniejszym terminie, to nie miałabym nic przeciwko, aby przyjąć taką zmianę, o ile nie wymagano by ode mnie gruszek na wierzbie.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 2 kwietnia 2023 o 20:30

avatar Ohboy
22 22

@Habiel: Ja chyba też nie mam o siebie szacunku, bo zrozumiałabym, że np. babcia czy przyjaciele, których państwo młodzi znają od 20 lat, gdy mnie znają 5, są im mimo wszystko bliżsi i nie uznałabym tego za obraźliwe...

Odpowiedz
avatar Crannberry
-3 23

@Habiel: Jedyną definicją słowa "odpraszać", którą podaje SJP to "odwołać zaproszenie". Ale, jak mówię, historia tak tragicznie napisana, że trudno się połapać, co autor miał na myśli. W ogóle odnoszę wrażenie, że autorka nie jest żadną znajomą, tylko panną młodą we własnej osobie, której znajomi dali do zrozumienia, co sądzą o takim zachowaniu i kazali wsadzić sobie to zaproszenie z drugiego rozdania w tyłek, a ona teraz szuka zrozumienia w necie. Po pierwsze, historia napisana zbyt emocjonalnie jak na zwykła znajomą, po drugie, jak na znajomą na tyle daleką, że nie była nawet uwzględniona w pierwszym rozdaniu zaproszeń, ma wyjątkowo dużo informacji na temat planowania imprezy, łącznie z budżetem. Czyli: nie jesteś na tyle bliska, żeby cię zaprosić, ale jesteś na tyle bliska, żeby wysłuchiwać miliona szczegółów organizacyjnych na temat imprezy, na któą nie zamierzam cię zaprosić. No błagam, kto tak robi...

Odpowiedz
avatar Habiel
8 16

@Crannberry: No akurat się nie zgodzę, bo sama pomagałam organizować ślub sąsiadki, gdzie nie byłam proszona na wesele (ze względu na trwający wtedy covid) i znałam bardzo dużo szczegółów - nawet plan ułożenia kwiatów w kościele. Teraz akurat sporo moich znajomych planuje śluby i wymienia się z nami doświadczeniami, a też do nie wszystkich będziemy zaproszeni, właśnie przez koszty lub wesela tylko dla rodziny. Czy też jestem panna młoda?

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
10 14

@Crannberry Poniosło cię. Chyba patrzysz na to przez pryzmat własnych negatywnych doświadczeń. Przecież wyraźnie było powiedziane, że chcieli wielkie wesele dla wszystkich, ale jak się zorientowali, ile to kosztuje, to zmienili plany, bo ich nie stać. I moim zdaniem bardzo dobrze. Bo co, mieliby wziąć kredyt, a potem go spłacać latami? Głupota. Także wybrali uroczystą kolację dla rodziny i ognisko dla znajomych. Zrozumiałe. A mi by to nawet bardziej pasowało niż wesele. Po pierwsze, uwielbiam ogniska, zwłaszcza w lesie. Trochę kiełbasy, zapas piwa, dobre towarzystwo, ognisko w lesie, czego chcieć więcej. Po drugie, nie lubię wesel. Wolałbym właśnie taką imprezę z paczką znajomych niż iść na wesele, gdzie połowy ludzi nie znam i są tam głównie ze względu na jakieś powiązania rodzinne, a niektórych prawie w ogóle młodzi nie znają albo nawet nie lubią. Jako znajomy młodej pary wolałbym właśnie taką osobną imprezę. Bardziej na luzie, pogadać o klimatach, które zna tylko nasza paczka, pośmiać się z rzeczy, których ktoś z zewnątrz pewnie nawet by nie zrozumiał.

Odpowiedz
avatar livanir
9 9

@Crannberry: nie trzeba być bliskim znajomym, by znać te szczegóły. Wystarczyło by się spotkać raz lub dwa na kawie, albo poszukać się wygadać do znajomej. Jak dla mnie historia też nie jest łatwo napisana, ale nie tragicznie i wszystko rozumiem tak jak np. @Habiel

Odpowiedz
avatar Crannberry
-3 11

@pasjonatpl: Nie mam negatywnych doświadczeń w kwestii organizacji żadnych imprez, więc nie mam przez pryzmat czego patrzeć (może jest to kwestia doświadczenia, bo służbowo różne eventy organizuję od wielu lat). U autorki zasugerowałam się słowem "odpraszać", które bardzo wyraźnie oznacza "odwoływac wręczone zaproszenie", co zabrzmiało jakby para młoda najpierw nazapraszała fhooj ludzi, a dopiero potem zorientowała się, że ich jednak na to nie stać i zaczynała odwoływać zaproszenia. Takie coś to buractwo. Chyba że faktycznie, tak jak pisze Habiel, słowo "odpraszać" zostało użyte błędnie i kompletnie niezgodnie ze swoim znaczeniem. Wówczas zwracam parze młodej honor, a autorce radze cofnąć się do szkoły ze względu na skandaliczną nieznajomość języka ojczystego. Obiad dla najbliższej rodziny i ognisko dla znajomych to bardzo fajny pomysł. Z tym że tutaj uroczysta opcja była dla rodziny oraz części znajomych. Z czym mam problem, to dzielenie znajomych na lepszy i gorszy sort. Ci lepsi załapia się na "bardziej prestiżową" opcję a ci gorsi nie. A potem, jak ci "lepsi" jednak parę młodą olali ta łaskawie zaproponowała 2 gorszym parom, ze pozwoli im dołączyć do lepszego towarzystwa. No słabe to. I nie ma tu znaczenia, czy ktoś woli taką impmrezę, czy inną (sama chętniej wybrałabym się na ognisko niż na posiadówę przy cudzych babciach), tylko dzielenie znajomych na dwie kategorie.

Odpowiedz
avatar Samoyed
-4 14

@Crannberry: Absolutnie sie zgadzam. Zostali zapchajdziurami i zostali o tym poinformowani. Nie robilabym sceny, ale nie pojawilabym sie ani na jednym ani na drugim. Jezeli kogos nie stac, to niech nie robia cyrkow i zrobia skromna posiadowke ze szwedzkim bufetem. No, ale co wtedy ludzie powiedza...

Odpowiedz
avatar marynarzowa
-4 10

@Crannberry miałam napisać to samo; zachowanie panny młodej totalny brak taktu

Odpowiedz
avatar Armagedon
6 14

@Crannberry: A ja się z tobą całkowicie zgadzam. Po pierwsze - w kwestii oceny poziomu "literackiego" historii. Jest napisana byle jak. Po drugie - w kwestii rozumienia słowa "odpraszać". Nikt, czytając historię, nie ma obowiązku zastanawiać się i kombinować "co autor miał na myśli" i jaki sens - w jego interpretacji - może mieć słowo, którego znaczenie w polszczyźnie jest zupełnie inne. Po trzecie. Mówienie komuś "na tę ważniejszą uroczystość cztery ważne osoby się wypięły, więc wskakujcie na ich miejsce" jest czystym buractwem. Bo to tak, jak by powiedzieć "przyjdziecie na wesele - to już nie musicie na ognisko, więc na talerzykach nie stracę, na ognisko mniej wydam, jestem zero waste". Po czwarte. Nie wykluczam również, że autorka historii może być ową "Panną Młodą". Sporo za tym przemawia. A po piąte... Abstrahując od całego weselnego wątku... Na kolana mnie rzucił cały przedostatni akapit, który zresztą zdaje się potwierdzać, że autorka to Panna Młoda. "...wielokrotnie, czy to przy urodzinach czy innych okazjach, [Młodzi] NIE DAWALI znać, że prezent jest mało warty." Noż kuźwa, ŁASKAWCY! A jacy tolerancyjni. Nawet byle co (ich zdaniem) przyjmowali bez komentarza. "...raz gdy mieliśmy bardzo trudną sytuację finansową z narzeczonym i na urodzny Pana Młodego kupiliśmy ZWYKŁEGO Jacka Danielsa, aby nie przyjść z pustymi rękami, stwierdzili, że to mega dobry prezent, bo widzieli ile nas kosztuje." Ciekawe, czego oczekiwałby Pan Młody, gdyby goście nie mieli "problemów finansowych"? Właściwie, można się domyślać - sądząc z następnego zdania... "...tort, alkohol i jedzenie, które zjedliśmy kilkukrotnie przeskoczyło wartość prezentu." Czyli, w dzisiejszych czasach, za przyjęcie urodzinowe należy się ekwiwalent w formie prezentu, którego cena nie powinna być niższa od kwoty, którą gospodarz wydał (średnio?) na jednego gościa? No cóż, chyba jestem z innej planety, bo dotąd myślałam, że gość przynosi taki prezent, na jaki go stać, a gospodarz nie liczy gościowi ile kawałków tortu opędzlował, ile kieliszków wódki wypił, i jaką ilością plastrów wędliny zakąsił. I na koniec. "...ja powiedziałam Młodej że w sumie mam 2 opcje sukienek-zwykle, bardziej imprezowe z sieciowymi i je pokazałam, to nie rzuciła, że w tym mnie nie wpuści." A to teraz tak się robi? Trzeba zyskać akceptację Młodych co do stroju i wyglądu, bo inaczej mogą pogonić z wesela? No, ale TA Panna Młoda taka jest wyrozumiała, że nawet sieciówki akceptuje... Przecież nie powiedziała, że nie wpuści... Świat się, kurła, kończy!

Odpowiedz
avatar AnitaBlake
2 8

@Armagedon: w sumie świetnie podsumowałaś. Zawsze robie sporo żarcia na imprezy urodzinowe, czy zwykłe spotkania ze znajomymi. Zawsze przychodzącym dzieciom prezenty drobne robie itd. Z flaszki bym się cieszyła i nigdy nie wiem ile łącznie wydała. A jeszcze to liczyć na głowę to jakaś paranoja. I gdzieś to notuje, kto ile zjadł? Tu chyba jakiś kompleks ma autorka czy coś

Odpowiedz
avatar Crannberry
1 9

@Armagedon: tam jeszcze można dodać parę innych smaczków, w stylu "żadna sala nie zgodzi się na przyjęcie na 60 osób". Iksde W moim środowisku flaszka Jacka jest to jak najbardziej legitny prezent, zwłaszcza jeśli nie jest to jakiś uroczysty okrągły jubileusz, tylko "zwykłe" urodziny świętowane w domu. Zastanawiam się, co oni tam sobie normalnie dają w prezencie, jeśli wręczając alkohol za ponad stówę trzeba za to przepraszać... Łaskawej akceptacji sukienek z sieciówki czy wyliczania, za ile kto zjadł na domówce nawet nie będę komentować, bo szkoda słów

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 3 kwietnia 2023 o 16:16

avatar Samoyed
2 6

@Crannberry: Ufff, myslalam, ze znowu sa dwa wyjscia. Albo ja sie z ksiezyca urwalam albo to wszystko sie dzieje w jakims alternatywnym swiecie, gdzie nie ma zachowan, do ktorych ja sie przyzwyczailam. W zyciu by mi do glowy nie przyszlo pytac zapraszajacego czy te kiecke moge zlozyc. Na urodziny w moim swiecie mozna wcale nie przynosic prezentu i nikomu nie przyjdzie do glowy wyliczac czy nie zezarl wiecej niz przyniosl, nawet nie wiem jak mozna by to robic. I moi znajomi, gdyby robili dwa rodzaje wesela, co sie zdarzalo, na jednym nawet bylam swiadkiem, to raczej by sie wykpili czyms w rodzaju: nie zaprosze starszych ludzi jak babcia na ognisko, wiec bardziej tradycyjna strona rodziny knajpa, a impreza dla reszty. A juz na pewno nie mowili by nikomu, jaki stopien waznosci komu przysluguje.

Odpowiedz
avatar digi51
0 2

@Crannberry: Ja się z Tobą zgadzam i z resztą dziewczyn. Aż jestem zdziwiona, że tyle minusów dostałaś. Wiadomo, że są znajomi bliżsi i dalsi i zależnie od tego, jaką wyprawia się imprezę weselną załapie się większa lub mniejsza część rodziny czy znajomych. Nie czuję się obrażona, gdy ktoś zaprosi mnie tylko do kościoła albo i wcale, ale zapraszanie na czyjeś miejsce jest dla mnie mocno nietaktowne. I jeszcze pisanie, że chodzi o zero waste. To sorry, ale brzmi jakby równie dobrze na moje miejsce mógł przyjść Mietek spod budki z piwem, żeby się nie zmarnowało. Moi znajomi kiedyś walili takimi tekstami przed weselem na zasadzie "Zapraszamy do kościoła, ale być może odmówi ciotka ze Stanów albo kuzyn z Bieszczad, to wtedy będziemy dawać znać, czy możecie przyjść". Do tego dochodzi, że wśród niezaproszonych pierwotnie powstaje jakaś hierarchia typu pierwsze, drugie i szesnaste miejsce na liście rezerwojej. I nagle jest głupie wrażenie, że niby koleżanka A też nie została zaproszona, ale jako pierwsza dostała się z listy rezerwowej. Czyli jest najbardziej lubiana, a może ma najwięcej kasy na prezent? Albo najładniejsza i ładnie będzie wyglądać na zdjęciach? Koncepcja na zasadzie obiad dla najbliższych i ognisko dla dalszych znajomych - ok! Ale wciągając kogoś trochę na siłę na tę pierwotną imprezę daje wrażenie, że to impreza lepsza, bardziej prestiżowa, a ta później to już dla "biedoty", no, ale jak będziecie mieć szczęście to uda wam się tego zaszczytu doświadczyć.

Odpowiedz
avatar Honkastonka
1 3

Imho bez sensu jest opisywanie historii w której się w ogóle nie brało udziału. Reakcję drugiej pary znasz tylko z opowiadań młodych, a nie wiesz, jak było naprawdę.

Odpowiedz
avatar Honkastonka
-3 5

@Honkastonka no i generalnie to raczej popieram drugą stronę, tych niby piekielnych. Trzeba szanować czas innych ludzi. Najpierw dostają komunikat że są "mniej ważni" (co może być zrozumiałe), a potem się okazuje, że w sumie to ktoś "ważniejszy" nie przyjdzie, to mogą wpaść. I jeszcze jakaś lista ważności osób. No nie. To może po prostu nie zapraszać osób, które trzeba wpychać na siłę?

Odpowiedz
avatar helgenn
4 6

Ja bym się pewnie nie odezwała, ale też nie chciałabym być zapchajdziurą. Wesel nie cierpię, dawno temu koleżanka przez inną koleżankę (!) przekazała mi parę dni przed swoim weselem, że i tak będzie kilka pustych miejsc to mogę wskoczyć na krzywy ryj jak mam ochotę. Dla kogoś, kto chodzi hobbystycznie na wesela (znam też takich) to może i ciekawa opcja...

Odpowiedz
avatar Bryanka
-2 8

A co takiego złego jest w braniu ślubu w tygodniu? Ja miałam ślub we czwartek i też miałam gości z różnych stron świata, więc zaproszenia wysłaliśmy ponad pół roku wcześniej. Przyjechali wszyscy zaproszeni oprócz czwórki moich (wtedy) najlepszych przyjaciół, którzy wymówili się brakiem urlopu, chociaż dostali zaproszenia jako pierwsi, żeby mogli sobie właśnie ten urlop ustawić ;)

Odpowiedz
avatar Ohboy
7 13

@Bryanka: W ten sposób przymusza się ludzi do brania urlopu na czyjś ślub. To dopiero niefajne. Ślub ogólnie jest dużym wydatkiem dla gości, a dla przyjezdnych jeszcze większym. I do tego mają jeszcze marnować swoje wolne? Bez jaj, nic dziwnego, że znajomi nie chcieli tego robić.

Odpowiedz
avatar Crannberry
-3 9

@Bryanka: nic nie ma złego, brzmi jak szukanie wymówki na siłę. Swój pierwszy ślub miałam w poniedziałek i nikt nie robił problemu, a tez miałam gości z 5 krajów, łącznie z Australią.Kto chciał przyjechac, wziął urlop, a kto nie mógł/nie chciał, nie dotarłby również w sobotę.

Odpowiedz
avatar digi51
-3 5

@Ohboy: Nie przymusza. Terminu nigdy nie dopasujesz idealnie do każdego. Lato - możesz komuś pokrzyżować plany wakacyjne. Zima - plany wyjazdowe na ferie. Okolice jakichkolwiek Świąt - też niewygodne. Moi znajomi brali ślub w niedzielę i większość też musiała wziąć urlop na poniedziałek. Poszłam sama, bo mojemu chłopu średnio widziało się jechanie 1400km w sumie w tą i z powrotem na 3 dni, a urlop średnio mógł wziąć. Ale gdyby impreza była w sobotę - też by pewnie nie jechał, bo nie lubi takiego jeżdżenia w kółko. Po prostu odmówił udziału i tyle. Nie mam wątpliwości, że gdyby chodziło o bliższe mu osoby to by się zorganizował.

Odpowiedz
avatar Bryanka
-1 3

@Ohboy: Byłam w życiu na kilku ślubach i weselach, na każdą tego typu imprezę musiałam brać wolne w pracy. Nie czułam się "zmuszona". Ślub w piątek, czy w sobotę, to też "marnowanie wolnego" ;) Po to wysyła się zaproszenia bardzo wcześnie, żeby właśnie goście mogli sobie wszystko zorganizować.

Odpowiedz
avatar Ohboy
2 6

@Bryanka: Większość osób w weekendy nie pracuje, więc odgórnie ma wolne. Jest ogromna różnica między zajęciem wolnego weekendu a zabraniem dni z puli wakacyjnej. Jakbym miała wziąć 3 dni wolnego, żeby jechać na czyjś ślub w czwartek, to bym się pięć razy zastanowiła.

Odpowiedz
avatar Armagedon
2 2

@Ohboy: No tak. Bo otrzymanie zaproszenia na wesele - to jest bardzo niekomfortowa sytuacja. Należy jej unikać jak ognia, w miarę możliwości. Każdy pretekst, żeby się wykręcić od tego przykrego obowiązku, będzie dobry. Uczestnictwo w tej, pożal się borze, imprezie - to tylko strata czasu i pieniędzy. Więc "tracić" dodatkowo trzech dni z urlopu - nie ma najmniejszego powodu. Urlopy są przeznaczone na ważniejsze sprawy. Wiesz co? Dla mnie jedynym zmartwieniem w takiej sytuacji byłoby to, czy ja ten urlop, w tym konkretnym terminie, na pewno dostanę.

Odpowiedz
avatar Pantagruel
6 8

Rany. Jak ja się cieszę, że wszyscy moi bliscy znajomi i rodzina mają do ślubu nastawienie "ceremonia urzędowa, potem jakiś obiad albo nawet i nie". Dzięki temu omijają mnie te wszystkie dramy związane z weselami.

Odpowiedz
avatar marcelka
6 6

Dla mnie mega dziwna ta sytuacja. Podział na wesele/przyjęcie/obiad dla najbliższych i luźniejszą imprezę dla znajomych - wg mnie spoko, to opcja coraz częściej spotykana. Ale nie rozumiem dokonanego tutaj podziału, jak jest przyjęcie dla rodziny/przyjaciół, to chyba wiadomo, kto do tego grona należy, i jeśli ktoś z tego grona nie może przyjść, to po prostu robi się przyjęcie na powiedzmy 35 osób, a nie 40. Zapraszanie kogoś, kto już był zaproszony jako znajomy na ognisko bo "a zwolniła nam się miejscówka, to może jednak przyjdź" jest dziwne. I ja bym się czuła dziwnie w gronie stricte rodzinnym/bliskich, gdybym była tylko znajomą. Dziwne jest też kombinowanie z salą/terminem. No chyba najpierw jest wizja jaki chcemy mieć ślub i wesele, potem liczymy gości, a potem szukamy pod to miejsca, a tu to wszystko brzmi jakby goście byli trzeciorzędowym elementem wystroju. Dziwna też wstawka o sukienkach. Brałam udział w wielu ślubach, w rodzinie, znajomych, i owszem, zwłaszcza jak to był ślub "koleżeński" to zdarzało nam się rozmawiać o sukienkach, również w obecności przyszłej panny młodej, ale zawsze to było na zasadzie "hej, zobacz, pokażę wam sukienkę, którą sobie kupiłam na wesele" albo "a ja pójdę w tej, w której byłam na weselu Kaśki" itd. Nie przyszłoby mi - ani chyba nikomu z grona moich koleżanek - do głowy, żeby się PYTAĆ panny młodej, czy MOŻEMY ubrać daną sukienkę. I ta wstawka o urodzinach... w gronie moich znajomych jack to byłby całkiem w porządku prezent urodzinowy - przeważnie prezenty u mnie są składkowe, albo symboliczne, właśnie w stylu butelka alkoholu czy coś małego, niedrogiego. I ani mi jako osobie wyprawiającej urodziny, ani jak idę gdzieś jako gość na urodziny nie przyszłoby do głowy kalkulować, czy mogę zjeść dwie łyżki sałatki, czy trzy, bo a nuż ta trzecia to już przekroczy wartość prezentu... Jednym słowem masakra jak dla mnie towarzystwo, w którym się obraca Autorka...

Odpowiedz
Udostępnij