Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Pracuję w prywatnej przychodni. W związku z zapotrzebowaniem ze strony pacjentów nadal…

Pracuję w prywatnej przychodni.

W związku z zapotrzebowaniem ze strony pacjentów nadal realizujemy teleporady medyczne - większość osób leczących się na choroby przewlekłe woli tą formę, bo nie muszą biec do przychodni pełnej chorych ludzi po receptę i ma to sens, skoro w miarę regularnie przechodzą badania kontrolne i okresowe (które też można zlecić zdalnie).

Niemniej wymaga to minimum mobilizacji ze strony pacjentów - jeśli bowiem dostają receptę na miesiąc/dwa miesiące/trzy... itd., to powinni pi razy oko orientować się, kiedy leki im się skończą.

Niestety, mamy pulę pacjentów, którzy za pięć ósma wieczór przypomnieli sobie, że rano zażyli ostatnią tabletkę i wymagają, bym umówiła teleporadę jeszcze dziś "bo pani doktor mnie zna".

No cóż, mnie też zna, ale to nie upoważnia mnie do tego, żebym wydłużała jej grafik poza godziny otwarcia przychodni...

I to już samo w sobie jest piekielne, ale dzisiejsza sytuacja mnie rozłożyła na łopatki całkowicie.

Pani doktor się rozchorowała, wobec czego przekazała, że nie będzie przychodzić do pracy osobiście, ale żeby nie zostawiać umówionych pacjentów "na lodzie", może zdalnie połączyć się z systemem (w czasie pandemii zespół informatyków stworzył kilkuetapowe łączenie się przez hasła, numery itd.) i już umówione osoby obsłużyć telefonicznie (jeśli oczywiście takie rozwiązanie im odpowiada). Praktycznie wszyscy pacjenci się zgodzili, więc dr dzwoniła pół dnia do chorych, chociaż sama powinna odpoczywać i wracać do zdrowia. Dwie osoby, którym zależało na wizycie osobistej, przyjął inny lekarz (ale też był dostępny tylko do południa).

I tego dnia właśnie zadzwoniła piekielna, że ona chce teleporadę jeszcze dziś (chociaż było już po 18). Usłyszała informację o tym, że dr jest chora i nie mogę ani jej, ani nikogo innego zapisać.
Piekielna żądała w dalszym ciągu teleporady i zdawała się nie rozumieć, że dr nie powinna pracować WCALE - ani osobiście, ani przez telefon, tylko jak każdy inny chory człowiek położyć się do łóżka, wziąć leki i zadbać o siebie i swoje zdrowie.
Nie, piekielna była przekonana, że jej leki na uspokojenie (bo dobrowolnie i bez pytania z mojej strony podała mi przez telefon nazwę leku, który jej się skończył) są ważniejsze, niż zdrowie drugiego człowieka.
Piekielna usłyszała ode mnie, że nie zamierzam dzwonić do dr "zapytać czy się zgodzi", bo nie wyobrażam sobie namawiać na pracę chorego i zmęczonego człowieka, tym bardziej że jest prawie w wieku emerytalnym!

Ja rozumiem wiele sytuacji w życiu: urazy, zagrożenie zdrowia w ciąży lub pojawienie się nagłych objawów przy istniejącej innej chorobie przewlekłej (np. cukrzyca), ale nie rozumiem, że człowiek, który nie potrafi się zmobilizować, żeby zrobić zlecone badania lekarskie (widziałam "wiszące" zlecenia w systemie, które ta konkretna pacjentka od pół roku olewa), wymaga ode mnie, żebym mobilizowała chorego człowieka, bo... no właśnie? Bo ona tak chce?

Nie rozumiem dlaczego pacjentka jest przekonana, że może lekceważyć swojego lekarza, pomimo tego, że on chce jej pomóc i poszerzyć diagnostykę, ale z jakiegoś powodu lekarz nie ma prawa "zlekceważyć" pacjenta, który nie stosuje się do jego zaleceń. Przy czym owo "lekceważenie" nie wynika z podłego charakteru, tylko niedyspozycji powodowanej chorobą.

Nie rozumiem dlaczego w Polsce pokutuje przekonanie, że lekarz jest jak niewolnik, któremu nie wolno być na zwolnieniu L4 albo - nie daj Boże!!! - na urlopie, bo powinien "służyć zdrowiu", bo ta praca "to powołanie" i wiele innych, absurdalnych argumentów.

Przecież to też jest CZŁOWIEK. Miejcież serce i dajcie żyć, dajcie chorować i dajcie odpocząć, bo jak zajeździcie swojego lekarza, to za chwilę nie będzie miał kto was leczyć - nawet przez telefon.

słuzba_zdrowia

by ~LudzieNieMajaSerca
Dodaj nowy komentarz
avatar jass
13 13

Kompletnie nie rozumiem co tacy ludzie mają w głowach. Moja mama ma podobnie - choroba przewlekła, bez leków nie bardzo może funkcjonować, a nie raz się zdarzyło, że nagle "zorientowała się", że zaraz skończą jej się leki i wielka histeria, żebym jej już natychmiast latała załatwiać receptę i leki, bo przecież ona bez nich nie może być. W końcu raz i drugi stanęłam okoniem i w nieprzyjemny sposób wyjaśniłam co sądzę o takim zwalaniu na mnie problemu, który w ogóle by nie zaistniał gdyby raczyła pomyśleć o ten tydzień czy dwa naprzód. I to podłe, ale owszem, odmówiłam pomocy. Histeria była, leki jakoś załatwiła sobie telefonicznie, a teraz nagle okazało się, że jednak można zadbać o wystawienie recept wcześniej i to idiotyczne załatwianie "za pięć dwunasta" poprzedzone szantażami emocjonalnymi się skończyło. Naprawdę nie pojmuję, jak można być tak skrajnie nieodpowiedzialnym i próbować przerzucać własne nieogarnięcie na innych, ja nawet jak głupi Ibuprom się kończy dbam o to, żeby było w zapasie nowe opakowanie.

Odpowiedz
avatar Michail
3 11

Dzień dobry, oczywiście, skontaktuję się z Panią doktor i jeśli wyrazi zgodę to umówię wizytę. Do widzenia. I sprawa zamknięta. Po co sobie psuć wieczór.

Odpowiedz
avatar Owoceiwarzywa
9 11

@Michail: Nie zamknięta. Bo z własnego doświadczenia wiem że taka baba słowa "JEŚLI WYRAZI ZGODĘ " potraktuje jak potwierdzenie wizyty. A później będzie robić problemy rejestratorce i pani doktor.

Odpowiedz
avatar dayana
-1 9

Odniosę się tylko do ostatniego akapitu, bo reszta chyba nie wymaga komentarza. Chociaż ok, po co wchodzić w dyskusję z pacjentami zamiast powiedzieć „najwcześniej mogę umówić na X, czy panu/pani pasuje?” i nie dawać się sprowokować. Trzeba tępić chamstwo. Wracając, umawiam się na jakąś usługę i nagle dzwoni telefon, że sorry, lekarz się rozchorował. Ok, jest człowiekiem i to jest jego prawo, ale czemu nie proponuje mi się jakiegoś rozwiązania problemu? Powinno być to na zasadzie „dziś przyjmie lekarz Y lub można przełożyć wizytę”, a lekarzy nie obciążać na 100%, żeby była możliwość ratowania sytuacji. To jest wina złego zarządzania placówką.

Odpowiedz
avatar Honkastonka
5 7

@dayana a co, jeśli inny lekarz nie może przyjąć? Ta kobieta nie była umówiona, więc nie ma czego przekładać.

Odpowiedz
avatar jass
1 5

@Honkastonka: Dlatego napisała, żeby lekarzy nie obciążać na 100%. Albo powinien być jakiś "dyżurny" lekarz, który w takiej sytuacji przyjmowałby umówionych pacjentów, którym odwołano wizytę. Bo to akurat prawda, że na wizytę czeka się często bardzo długo, po czym zadziała siła wyższa i lekarz zachoruje i przepada, niech się człowiek znowu umawia na jakiś odległy termin. Na takie okoliczności jednak powinny być przygotowane jakieś rozwiązania dające pacjentowi szansę na zrealizowanie wizyty w tym albo bliskim terminie.

Odpowiedz
avatar livanir
0 6

@jass: Ok. dajmy na to, ze zostawimy lekarzowi miejsce na 2 pacjentów- jesli to notoryczna lub nagła sytuacja- 1. 2 może bardzo łatwo zapełnić kolejkę. 2. nawet jak nikt inny się nie zgłosi, to ciągle nie widzę argumentu by po 18 czyli po swojej pracy miał kogokolwiek przyjmować: Ty sobie wyobrażasz sytuacje, gdzie np. co dziennie na 30 min wyłączają Cię z pracy, ale każą przyjść kilka godzin po pracy, bo ktoś jest nieogarnięty? 3. Jeśli będziemy dla takich nie ogarów rezerwować miejsca, to mniej bedzie dla ogarniętych. Np. ja zamiast umówić się na np. 13 marca, będę umówiona na 20 do neurologa, bo "miejsca dla nieogarów". 4. Nawet gdyby nikt się nie zgłosił do 17:50 to uważasz, ze rejestratorki mają wystarczająco czasu wieczorem, by dzwonić po pacjentach, który z zapisanych ma czas? PS. Zwykle jak lekarz się pochoruje, to proponują innego, lub nieodległy termin. Przynajmniej ja mam takie doświadczenia.

Odpowiedz
avatar singri
9 9

Teleporady to złoto, jak ktoś potrzebuje tylko np. przeanalizować wyniki badań krwi :D

Odpowiedz
avatar Ohboy
2 4

@singri: Ja je uwielbiam, bo w 99% przypadków do przychodni idę tylko po skierowanie do specjalisty.

Odpowiedz
avatar Pantagruel
2 2

NFZ niedawno wprowadził opcję zamawiania recept na leki przez ich system. W systemie znajdują się wszystkie leki, jakie miało się kiedykolwiek przepisane, pacjent klika na konkretny lek i takie zamówienie jest wysyłane do przychodni, gdzie pacjent jest zapisany do lekarza POZ. Niestety o tym nie mówią głośno. Wasza przychodnia jest prywatna, ale pewnie wielu pacjentów dałoby się odsiać gdyby wiedzieli o takiej opcji i zamawiali sobie recepty "na NFZ" przez portal a do was chodzili normalnie na wizyty do lekarza.

Odpowiedz
avatar Shi
4 4

@Pantagruel: niestety przychodnia musi te opcję aktywować by można było z niej korzystać. Np. moja przychodnia gdzie mam lekarza POZ nie ma tego aktywowanego (całe szczęście po receptę można zadzwonić, jeśli to leki stałe, i pani z rejestracji zapisze oraz przekaże lekarzowi gdy będzie miał chwilę) i nie zamówię recepty przez IKP.

Odpowiedz
avatar HelikopterAugusto
2 2

Jak się przyjmuje regularnie jakieś leki i kupuje je w tej samej aptece, to raczej nie będą mieć problemu żeby wydać bez recepty. Mówisz, że nie zauważyłeś, że się skończyły i że receptę masz już zamówioną i przyniesiesz jak lekarz wystawi.

Odpowiedz
avatar szafa
0 0

@HelikopterAugusto: potwierdzam, też mi się tak zdarzyło zrobić

Odpowiedz
avatar zepsulamisieherbatka
1 1

Znajoma jest farmaceutką, w dodatku o dobrym sercu. Więc nieraz pod wieczór jechała rowerem do apteki, po lekarstwa dla zapominalskiej koleżanki. Rozwiązanie z teleporadami od chorej lekarki bardzo piękne. Chociaż obawiam się, że pewnie na granicy prawa?

Odpowiedz
avatar rafik54321
0 6

Może lekarzom bym współczuł gdyby nie coś innego. Moja babcia, wiek 80+, lepiej samej na miasto już nie puszczać, więc chodzę z nią do lekarza (zwłaszcza że już niestety czasem gubi fakty, pomyli np poniedziałek z środą:/). I jest wizyta w przychodzi, przychodzimy, godzina około 10tej, przychodnia pełna w cholerę. Oczywiście wg rejestracji ludzi od cholery bo sezon bla bla bla. No ok. Dzień następny, babcia zapomniała się zapytać o zaświadczenie o stanie zdrowia. Pomyślałem że nie ma sensu umawiać wielkiej wizyty, w końcu to raczej kwestia w rejestracji. Więc zaatakowałem przychodnię "z zaskoczenia". Godzina podobna, wchodzę, a tu totalna pustka (!). Zero ludzi. Nikogo. No zdębiałem. Idę do rejestracji, siedzi jedna (!) pielęgniarka. "Nie, tak się nie da, to lekarz musi, wizyta, bla bla bla". No ok mówię "widzę pustki są to można by od ręki załatwić, wszystko w kartach macie". Nie, bo nie, umówiła na dzień następny - jebs tabuny... Co tu się odjaniepawlało? Tym bardziej że wg tabliczek przy drzwiach gabinetów, to połowa lekarzy powinna być w pracy :/ . Więc jakoś nie wierzę że "byli zajęci" :/ . Czyżby sobie w państwowej przychodni dorabiali na boku prywatnie? I akurat zaatakowałem ich w "dzień prywaty"?

Odpowiedz
avatar BordoKropka
4 4

@rafik54321 wystawianie zaświadczeń o stanie zdrowia to najwredniejsza robota. Zajmuje sporo czasu, i jeżeli nie będzie osobnej wizyty, to po prostu za ten czas nie zapłacą.

Odpowiedz
avatar aaaaglucha
4 4

@rafik54321: może w tym dniu lekarze mieli wizyty domowe? może ten czas mają do dyspozycji na jakieś wypełnianie papierów? nie znam się na pracy i obowiązkach lekarzy w przychodniach więc tylko zgaduję.

Odpowiedz
avatar irulax
-1 1

W mojej przychodni jest fajnie zorganizowane: albo telefonicznie jeżeli lekarz ma czas, albo rano wrzucasz karteczkę z danymi i listą leków do "urny" a po dwunastej recepta jest wypisana. -- Starsi ludzie często mają coś takiego, że przerzucają obowiązki na młodszych i potem są dopiero wymagania z czapy, typu info. wieczorem: jutro rano mam wizytę u lekarza i kto mnie biednego zawiezie?

Odpowiedz
avatar szafa
1 1

To nie jest tylko kwestia podejścia do lekarzy, ludzie mają takie podejście do wszystkich, gdzie nie pójdą to ty jesteś dla nich, oni są klientami, a obsługa służbą.

Odpowiedz
Udostępnij