Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Na bazie tych opowieści o dzieciach w samolotach przypomniały mi się zachowania…

Na bazie tych opowieści o dzieciach w samolotach przypomniały mi się zachowania współpasażerów, które mnie najbardziej irytowały. Miałem taki moment w życiu, że podróżowałem na tyle często, by mieć co najmniej srebrne karty klienta w trzech różnych aliansach lotniczych na raz. Coś takiego uczula człowieka na parę rzeczy. Tak więc moja nieuporządkowana top lista piekielnych wygląda tak:

1. Współpasażer w kolejce przed tobą na kontroli, który mimo przypomnień na każdym kroku, zapomniał wyjąć wody, zdjąć kozaczków, wyciągnąć laptopa i zostawił klucze w kieszeni.

2. Ludzie ustawiający się w kolejce na pół godziny przed otwarciem bramki. W dodatku zwykle i tak mają miejsca na początku samolotu bądź niższą kategorię i wiadomo, że ich poproszą, by weszli na koniec. Żeby chociaż dolecieli na miejsce te 30 minut wcześniej niż ja ;-) Ale nie, muszą ustawiać się i blokować dojście do bramki, bo wiadomo przecież, że samoloty są jak przychodnie i jak nie ustawisz się pół godziny przed otwarciem przed bramką i nie zrobisz listy kolejkowej, to pilot cię już nie przyjmie.

3. Ludzie, którzy nigdy nie grali w Tetrisa, wejdą i wrzucą swój podręczny bagaż do góry, jak im najwygodniej, blokując miejsce na parę podręcznych walizek na raz, a potem stewardessa chodzi i przestawia, by zrobić miejsce dla innych.

4. Ludzie, którzy nie usiądą na 4 literach, wrzucają bagaż podręczny do góry i siadają. Po chwili zdają sobie sprawę, że zapomnieli wyjąć książki. Wstają, blokują przejście dla wsiadających, wyciągają książkę i siadają. Po czym znowu wstają, blokują przejście, wyciągają słuchawki i siadają. Po czym znowu wstają, ponownie blokują przejście, chowają książkę i wyciągają coś innego. Bo nie mogli zaplanować wcześniej, ani poczekać na moment, aż wszyscy wsiądą, wystartujemy i zgaśnie kontrolka... Czasami dodatkowo mają miejsce pod oknem.

5) Ludzie, dla których ich własna wygoda jest ważniejsza od bezpieczeństwa wszystkich. Miałem kiedyś taką sytuację - samolot w połowie pusty. Steward lub pilot ogłasza, że będzie można się przesiadać, ale dopiero po wystartowaniu z uwagi na rozmieszczenie wagi w samolocie. A tu już jakaś baba, siedząca obok mnie przy oknie, sapie mi na ramieniu, bo chce wyjść i się przesiedzieć gdzieś indziej. Puściłem ją dopiero po starcie i zgaszeniu kontrolki. A tych próbujących wyciągać laptopy czy stawiających kłamoty pod nogami w rzędzie foteli z wyjściem awaryjnym jeszcze przed startem to widziałem dziesiątki, jak nie setki.

by PodniebnyKartofel
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar livanir
5 19

Większość ludzi rzadko lata samolotami, więc nic dziwnego, że nie wiedzą jak się zachować. Sama niedawno leciałam pierwszy raz samolotem, były dwie osobne kolejki- dla tych premium z przyspieszonym wsiadaniem. Co złego, że wolałam stanąć wcześniej i sobie stać w mojej kolejce non-premium? Nie dziwi mnie, że ktoś na kontroli czegoś zapomniał- sama nie wiedziałam na czym to polega, nikt mi nie wytłumaczył, a filmów mało oglądam- też się na mnie zirytowali, ale skąd miałam wiedzieć, że nie należy wyciągnąć wszystkiego z torby na tackę? Na obrazkach tak było- osoba tacka na elektronikę, osobna na ubrania, osobna na kosmetyki itd. Ogólnie fakt, niektóre rzeczy wynikają z braku logiki, ale większość z braku doświadczenia lub otrzymania błędnych informacji(np. mnie straszono, że jak będę ostatnia i mój bagaż się nie zmieści, to będę musiała dopłacić).

Odpowiedz
avatar Librariana
2 4

@livanir: na lotnisku przed stanowiskami kontroli są infografiki, a obsługa kilkukrotnie mówi najbliższym osobom w kolejce, co należy wyjąć z bagażu lub zdjąć z siebie.

Odpowiedz
avatar Jorn
-1 3

@Librariana: Zwykle tak, ale niestety nie zawsze.

Odpowiedz
avatar PodniebnyKartofel
1 1

@livanir: Po namysle uznaje, ze masz troche racji. To znaczy, zdaje sobie sprawe, ze jak ktos czesto podrozuje, jest innaczej. To troche tak, jak gdy jezdzisz codziennie do pracy ta sama droga od lat, masz calosc juz zoptymalizowana, zeby i sie wyspac i zdarzyc na czas i nagle trafi Ci sie ktos z obca rejestracja przed toba, ktory jest tu pierwszy raz i sam dobrze nie wie jak jechac, na ktorym pasie sie ustawiac do skretu itp. Ale tylko troche podobnie, bo jest jedna duza roznica. Na lotnisku wszyscy robia to samo - nie ma mozliwosci zlego skretu. A mimo to zawsze znajda sie osoby, ktore stoja np 20 minut w pieciokrotnie zawijanej kolejce, na lotnisku z kilkunastoma planszami, grafikami, napisami badz nawet filmikami objasniajacymi co i jak. W te 20 minut ja zwykle sie tak wynudze, ze i tak czytam te instrukcje, choc je znam na pamiec. Przed soba maja ludzi, ktorzy przechodza wlasnie kontrole, widza co ci ludzie wyciagaja, co zdejmuja, ktorych zawracaja, by zdieli np buty czy kurtke, a potem sami podchodza do kontroli i nie wiedza zupelnie co robic i powielaja bledy tych zapominalskich i zawroconych.

Odpowiedz
avatar Error505
-1 1

@PodniebnyKartofel: Masz rację, kogoś dla kogo lotnisko i samolot nie jest niczym szczególnym irytują takie zachowania. Ale ktoś, kto przeżywa to po raz 1-wszy może być tak przytłoczony bodźcami, z nie słyszy komunikatów i nie widzi infografik.

Odpowiedz
avatar Crannberry
13 13

Dorzucę ci jeszcze kilka moich „ulubionych” zachowań pasażerów z czasów mojej pracy w liniach lotniczych: - wręczanie załodze prosto do ręki chusteczek uwalonych płynami ustrojowymi oraz pieluch z zawartością - wstawanie i wyjmowanie bagażu ze schowka, kiedy samolot kołuje, czy wręcz w momencie lądowania - żądanie od załogi spuszczania po nim wody w toalecie, „bo w końcu od tego jest służba” (Anglicy i Irlandczycy, więc żadne tam „różnice kulturowe”) - kiedy zdarzy się jakiś nagły przypadek medyczny i załoga prosi, że jeśli jest na pokładzie lekarz, żeby trzykrotnie wcisnął dzwonek - w tym momencie dzwonienie jak oszalały, tylko po to żeby zamówić drinka - żądanie specjalnego traktowania, gratisów czy wręcz łamania procedur, bo „czy wy wiecie, kim ja jestem”. Z reguły przebrzmiały celebryta, który śpiewał chórki w boys bandzie w latach 90, uczestnik jakiegoś gó*nianego reality show, albo w ogóle ktoś zupełnie anonimowy (faktycznie znane osoby starały się jak najmniej zwracać na siebie uwagę)

Odpowiedz
avatar Armagedon
14 16

@Crannberry: Już drugi raz o tym piszesz, więc zapytam, bo mnie to mocno interesuje. Co jest z tym spuszczaniem wody w kiblu? Czy to jest jakiś problem? Noż, kuźwa! Każdy normalny człowiek jak się wysra to spuszcza wodę odruchowo. Więc się zastanawiam, czy taki Angol ma w domu umyślnego do spuszczania wody, woła żonę/matkę/siostrę żeby to robiła za niego, czy ma "samospuszczający" się kibel w łazience? A może oni po prostu nie potrafią obsłużyć sracza w samolocie? No to proszą kogoś z załogi o pomoc? Może brzydzą się dotknąć spłuczki? No bo w pale mi się nie mieści, żeby ktoś narżnął w sedes i wołał kogoś, żeby po nim wodę spuścił tylko po to, żeby go upokorzyć. W publicznych, hotelowych i restauracyjnych toaletach też tak robią?

Odpowiedz
avatar Crannberry
11 11

@Armagedon: Wiesz, że też się często nad tym z koleżankami zastanawiałyśmy, kto to za nich robi w domu, w pracy czy w innych miejscach? Jeśli kogoś stać na zatrudnienie w tym celu umyślnego, to na pewno stać go również, żeby tego umyślnego zabrać ze soba w podróż i nie przerzucać jego obowiązków na załogę samolotu. Ta sytuacja zdarzała się w zasadzie wyłącznie podczas porannych lotów do Londynu (w samolocie głównie biznesmeni) i nie była to kwestia nieumiejętności obsługi spłuczki, tylko jakieś chore pompowanie sobie ego poprzez upokarzanie ludzi, którzy jego zdaniem stali niżej w hierarchii od niego, bo temu zawsze towarzyszyły komentarze w stylu „to wasz obowiązek, bo ja jestem waszym panem, a wy moją służbą”. Najbardziej mi to zapadło w pamięć, ponieważ jest to coś, czego się nie spodziewasz (I jest to tak absurdalne, że się w pale nie mieści). Jeżeli na pokład wchodzą np. pijani kibole, to wiesz mniej więcej, jakiego zachowania możesz oczekiwać i jesteś na to przygotowana. A srający biznesmeni zawsze brali z zaskoczenia

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
3 7

@Crannberry: Londyn chyba jest miastem z jednym z największych odsetków snobów na całym świecie. Z jednej strony imperialna buta Brytyjczyków, że niby są lepsi od reszty świata, bo byli największym imperium w historii. No właśnie, byli, a nie są. Poza tym Londyn przed Brexitem był jednym z największych centrów biznesowych na świecie. Dalej jest, ale już nie aż tak ważnym. Także takie miejsce raczej przyciąga snobów i karierowiczów mających resztę za nic. A może to ci, którzy na co dzień muszą lizać 4 litery komuś wyżej od siebie, a w samolocie mogą odreagować. Tak jak niektórzy próbują się wyżyć na pracownikach supermaketów.

Odpowiedz
avatar Armagedon
10 10

@Crannberry: Nigdy nie pojmę takiej mentalności. Aż się dziwię, że nie kazali sobie podcierać tyłka, choć to, akurat, byłoby chyba bardziej zrozumiałe. A jeszcze dopytam. Jak to wyglądało, że tak powiem, technicznie? Chłop nasrał, uchylał drzwi od kibla i wołał przez cały samolot, że trzeba spuścić wodę, czy wychodził, zamykał drzwi i "za powrotem" informował kogoś z obsługi półgłosem, że zostawił kloca w muszli?

Odpowiedz
avatar Pauldora
5 7

@Armagedon: W collegach w Oksfordzie i w Cambridge mają nocniki, które ktoś za nich opróżnia.

Odpowiedz
avatar Crannberry
10 10

@Armagedon: Kiedy nie odbywa się serwis, załoga siedzi w kuchni pokładowej z tyłu samolotu, więc technicznie wyglądało to tak, że delikwent wychodził z klopa, wsadzał głowę do kuchni, informował, że załatwił potrzebę fizjologiczną i prosił o spuszczenie po nim wody. Załoga pokazywała mu spłuczkę i prosiła o zrobienie tego samodzielnie. Wtedy zaczynały padać komentarze o służbie, na które załoga odpowiadała, że nikt nie jest jego służącym i ma takie rzeczy załatwić sam. Czasami pan biznesmen dawał się przekonać, a czasami nie i sytuacja eskalowała do szefa pokładu, a potem w razie potrzeby do kapitana.

Odpowiedz
avatar Armagedon
6 8

@Crannberry: Dzięki, to już obraz sytuacji mam pełny. Bo bałam się, że załoga - w myśl zasady "nasz Angol nasz pan" - musiała bez szemrania jego chamskie fanaberia spełniać. Na szczęście - niekoniecznie. Swoją drogą - bez wyobraźni te buce. Nie przyszło żadnemu do głowy, że załoga ma mnóstwo możliwości i okazji, żeby się "zemścić"? Na przykład, urozmaicając przekąskę, lub "wzmacniając" drinka niestandardowym dodatkiem?

Odpowiedz
avatar Samoyed
-2 4

@pasjonatpl: Nieprawda. Mieszkam w Londynie kilkanascie lat i nigdy nie widzialam wyzywnia sie na pracownikach supermarketu, poza oczywistymi piekielnosciami klientow na calym swiecie. Nie ma tez w Brytyjczykach zadnej buty jako w narodzie, normalne standardowe zachowania, troche bucow, troche ugrzecznionych, w srodku kupa normalnych. Wiec przestan powielac te bzdury. To sa normalni ludzie, standardowi, srednia swiatowa.

Odpowiedz
avatar Crannberry
5 5

@pasjonatpl: to było głównie podczas lotów do Londynu w poniedziałek rano, więc raczej obstawiam Irlandczyków, lecących do pracy po weekendzie. Do tego były to lata 2005-2006, więc szczyt „celtyckiego tygrysa”, kiedy Irlandczycy nagle „przesiedli się z maszyn rolniczych do Mercedesów” i ten nagły, chwilowy dobrobyt uderzył im do głowy

Odpowiedz
avatar Armagedon
3 3

@Samoyed: Ja, co prawda, nie mieszkam, ale mąż mojej ciotki był (był - bo od kilku lat nie żyje) rodowitym Angolem. Też z dużego miasta, choć nie z Londynu. Super gościu. I zamieszkał z ciotką na stałe w Polsce. Wszyscy ich angielscy przyjaciele, jego rodzina, dzieci z pierwszego małżeństwa - to są naprawdę fajni ludzie. Lojalni, życzliwi i pomocni. Do tego z olbrzymim poczuciem humoru na co dzień - takim bez kija w zadzie.

Odpowiedz
avatar Samoyed
2 6

@Armagedon: Sa tez wsrod nich prymitywy, chamy i lobuzy :) Jak wszedzie. W czasach migracji, nie tylko miedzypanstwowej, ale i miedzykontynentalnej, ktora trwa od dobrych 100 lat i nabiera coraz wiekszego rozpedu, nie ma juz czegos takiego jak narod taki czy siaki. Sa po prostu ludzie.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
3 3

@Samoyed Londyn jest bardzo kosmoplitycznym miastem, więc siłą rzeczy spotkasz tam więcej otwartych ludzi. Ale poznałem trochę Irlandczyków mieszkających w Anglii długie lata, jeden od urodzenia, i paru Brytyjczyków, którzy przeprowadzili się do Irlandii. I wszyscy mówili, że ta imperialna buta wciąż jest tam żywa. Dlatego tyłu zagłosowało za Brexitem. Pamiętam też sporo komentarzy po tym referendum, że Wielka Brytania znowu będzie imperium. Wiadomo, że trzeba brać poprawkę na to, że w Internecie mogą sobie pisać ludzie z różnych stron świata, ale to pokrywa się z tym, co mówili znajomi mieszkający w UK długie lata. Jak najbardziej im wierzę. Także akurat takich Anglików nie poznałaś albo nie o wszystkim z tobą rozmawiają. Zresztą wyniki referendum jasno pokazywały, że w Londynie większość była przeciwko wyjściu z UE, ale na prowincji wyniki były zupełnie inne.

Odpowiedz
avatar Samoyed
-2 4

@pasjonatpl: Za Brexitem glosowali, bo stawki dla robotnikow byly zanizane przez imigrantow, bo NHS nie dowozi zapewne z powodu imigrantow i zasilki juz nie sa takie dobre, bo przyjechali imigranci i im je zabrali. A na dodatek wiekszosc lekarzy to Hindusi i nie powinno tak byc, bo brytyjscy lekarze zapewne nie moga sie w tej pracy przebic przez niskie stawki imigrantow (to nie mialo najmniejszego sensu, bo wiekszosc tych Hindusow tu sie urodzila, a poza tym co oni maja do Unii? ale to jak z wyborcami pisu, nie przebijesz sie z logicznymi argumentami). A Unia Europejska wiecej zabierala niz dawala (co akurat bylo finansowo prawda w przypadku Wielkiej Brytanii). To byly argumenty za Brexitem. A nie zaciecie imperialistyczne. Ja nigdy przez kilkanascie lat, pracujac glownie z Anglikami, spotykajac sie glownie z Anglikami nie spotkalam takiego, ale za to wszyscy twoi znajomi znajomych samych takich spotykaja? A jeszcze wyzej mowiles, ze to wlasnie w Londynie najgorsze snoby teraz ze poza Londynem. To moze sie zdecyduj gdzie te snoby sie legna w takiej ilosci. Ja bym tez chciala wiedziec, dlaczego sie przede mna chowaja. I zeby nie bylo, wierze ze istnieja. W koncu ilez to Polakow caly czas uwaza, ze Polska jest mocarstwem. Ale sa marginesem, jak w kazdym kraju, a nie jak twierdzisz, standardem. Przecietny Anglik wierzy w swoj kraj, bo w koncu dlaczego mialby nie wierzyc. Przynajmniej jak na razie zyja sobie spokojnie i reltywnie dostatnio.

Odpowiedz
avatar Bedrana
4 4

@Samoyed: "...nie ma juz czegos takiego jak narod taki czy siaki." "Czegoś takiego" to może nie ma w Stanach. Choć i tak nie do końca. Bo tam każdy jest bardzo dumny, że jest Amerykaninem, ale tarcia na tle rasowym są ostre, a pochodzenie bardzo się liczy. Najwyżej stoi "europejska arystokracja" z linii pierwszych osadników. Czyli, jak by nie patrzył, "biały człowiek". A w każdym kraju naród nadal jest narodem. To jest bardzo silne poczucie przynależności do swojej "rasy", kultury, tradycji, i - owszem - również genetycznie przekazywanego wyglądu (antropologia). Multi kulti jest teraz modne i "poprawne politycznie", ale wcale nie oznacza, że wszyscy zaraz poczują się "obywatelami świata". Naród nadal jest narodem, ojczyzna - ojczyzną, a państwo - państwem. Nadal istnieją terytorialne granice, paszporty, wizy, a większość krajów jednak pilnuje swej odrębności, choćby w kwestiach religijnych. Tak że, dłuuuugo jeszcze będą narody "takie czy siakie", kultywujące własną kulturę, tradycje i JĘZYK.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
1 1

@Samoyed Co do snobów to akurat zgadywałem, jaka może być przyczyna. Myliłem się. I nie chodzi mi o to, że większość mieszkańców Londynu to snoby, tylko że w jednym z największych centrów biznesowych świata ich odsetek może być wyższy. W końcu wiele można sobie poczytać o dziwnych odchyłach różnych biznesmenów z kompleksem wyższości. Tu też było trochę historii. Ale Cranberry wyjaśniła, że to raczej Irlandczycy, którym nagle bogactwo uderzyło do głowy. Mieszkam w Irlandii, w mieście, więc podobnie jak w Wielkiej Brytanii, tu jest inaczej niż na prowincji. Tzn. jak sam się wybiorę gdzieś na zadupie, to jest super, ludzie przyjaźni, uprzejmi. Ale jak pogadam ze znajomymi i opowiedzą mi parę rzeczy, których nie mówi się obcym, to wychodzi na to, że część z tych ludzi to zakute łby, których mentalność niewiele się zmieniła mimo całych dekad gwałtownego rozwoju i poprawy poziomu życia.

Odpowiedz
avatar Samoyed
0 0

@Bedrana: Multi kulti nie dlatego jest modne, bo ktos tak wymyslil czy jak by chcieli oszolomy, lewacy narzucili. Multi kulti jest, bo zaistnialo. Bo mlodzi ludzie 30 lat temu zaczeli miec gdzies skad ktos pochodzi, bo zamiast "patriotyzmu", ktory obecnie oznacza glownie wrogosc do innych i sluzy za naped i paliwo dla faszystow i ksenofobow, woleli otwartosc na innych z zachowaniem wlasnej tozsamosci. I zgadzam sie, ze na tym swoja "sile" zaczeli budowac agresywni nacjonalisci. A stereotypy takie jak tutaj tylko im pomagaja i sa ich fundamentem. Dobrze, ze mlodzi ludzie czuja przynaleznosc. Bardzo im sluzy prawdziwy patriotyzm, ale co innego poczucie przynaleznosci narodowej, a co innego dziedziczenie kazdego parszywego zachowania wynikajacego glownie z uprzedzen. Wiekszosc Anglikow, ktorych znam sa patriotami dumnymi z pochodzenia i super. Ale to daleka droga do nacjonalizmu. A mimo, ze pasjonat nie mial tego na mysli jak twierdzi (i ja w to wierze), to ulega krzywdzacym stereotypom i je powiela. Ciekawa bylam kiedy sie pojawia Amerykanie i sa! Dodaj jeszcze, ze sa debilami. 330 (??) mln ludzi i kazdy niedouczony, bo nie umieja znalezc na mapie Radomia i nie wiedza kto to byl chlop panszczyzniany. Spoiler alert! Polacy czesto tez tego nie wiedza. Polecam Matura to bzdura. Amerykanie debile. Anglicy nadete buce. Niemcy tylko patrza jakby tu ciezko pracujacego Polaka zabic w ramach swojego nazizmu. Tylko wybrancy Maryjki siedza jak pokojowe paczki i marza tylko o gryce jak snieg bialej i tej... to ozimina palala panienskim rumiencem? Tyle, ze to na Litwie bylo. No coz.

Odpowiedz
avatar Samoyed
2 2

@pasjonatpl: Mysle (tak mi sie wydaje, nie traktuje tego jak prawde objawiona, bo to tylko obserwacja), ze z tymi snobami z Londynu to jak z Warszawiakami od wczoraj. Przeniosl sie do Wawy w zeszly czwartek i jest bardziej warszawski niz Syrenka warszawska. Co powoduje komizm po pierwsze i bucowatosc po drugie, bo z jakiegos powodu duma z przynaleznosci do stolicy przeklada sie na pogarde dla ludzie spoza tego miasta. Prawdziwi Warszawianie, z dziada pradziada (jak ja i nie mowie tego w ramach dumy, tylko informacji) nie wymysliliby pogardy dla innych spoza stolicy, gdyby ktos im nie powiedzial, ze ja czuja. Samonapedzajaca sie przepowiednia. To samo jest z nowymi Londynczykami z city. Jakby pana boga za nogi zlapali. Niektorzy rzeczywiscie zlapali, ale niektorzy po prostu by chcieli, zeby inni tak mysleli. Mysle sobie, ze stad jest taki obraz Londynczykow u prowincji (ci twoi znajomi mozliwe, ze dali sie na to zlapac) - nie znaja 95% populacji Londynu, ktora w tej sferze jest normalna, ale swoj obraz miasta buduja na tych 5%, ktora wraca na wakacje na swoje wsie i zachowuje sie jak sie zachowuje. Ale dalej to nie jest standard. Ja takich ludzi nie znam.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
2 2

@Samoyed Możesz mieć rację. Kumpel kiedyś jechał do Irlandii autobusem przez Londyn (loty odwołano przez wybuch wulkanu na Islandii). Towarzyski facet. Z każdym pogada, z każdym się napije. I stwierdził, że w autobusie przez jakieś 1 czy 2 doby (nie wiem, ile czasu jedzie autobus do Londynu), nie było z kim. Strasznie zadzierali nosa, bo mieszkają w Londynie. Znając życie co najmniej połowa pracowała na zmywaku czy sprzątała, ale mieszkają w Londynie. A założę się, że niejeden z tych buców ledwo potrafił sklecić zdanie po angielsku. Zdarzają się tacy rodacy na emigracji.

Odpowiedz
avatar Samoyed
2 2

@pasjonatpl: Jechalam kiedys pociagiem, takim naziemnym metrem w Londynie. Rozmawialam po polsku przez telefon. Kiedy skonczylam pani siedzaca naprzeciwko odezwala sie do mnie, ze jezyk, ze milo slyszec (w Londku? ciezko nie uslyszec, ale ok :). Pogadalam z nia chwile o czyms tam i wtedy padlo pytanie: "a gdzie pani sprzata?". Zaskoczona lekko odpowiedzialam, ze w domu i to tez niechetnie, a ona do mnie: "nie, ja sie pytam gdzie pani pracuje". Nawet jej do glowy nie przyszlo, ze Polka moze cos innego robic poza sprzataniem w Anglii. Znaczy miala zdanie na ten temat ustalone, tak w temacie stereotypow. Pani sie wyzwierzala, ze jest w Anglii juz dwa lata, przedtem byla w Irlandii wlasnie. Mowie jej, ze nie sprzatam, tylko w takim tam biurze pracuje. I tu pojawilo sie zrozumienie: "Aaaaa, to pani pewnie po angielsku mowi...". Ano tak wlasnie. Znaczy pani obraca sie jedynie wsrod niemowiacych po angielsku sprzataczek (w tym nie ma nic zlego). Zapewne jak jedzie do Polski to sie dzieli swoja wiedza na temat zycia w Londynie, gdzie kazda Polka sprzata i milczy w lokalnym jezyku. A zapewniam cie, co zapewne wiesz z Irlandii, ze mnostwo jest w UK Polakow, ktorzy nie pracuja fizycznie, czesto zajmujac wysokie stanowiska w lokalnych lub swiatowych firmach. I wiekszosc jednak zna angielski czy sprzataja czy sa dyrektorami.

Odpowiedz
avatar Bedrana
1 1

@Samoyed: Odniosłam się tylko do twojego zdania "...nie ma juz czegos takiego jak narod taki czy siaki." Amerykanów ruszyłam jedynie w kontekście tego właśnie zdania. Nic nie pisałam o ich debilizmie. Ale, proszę - mówisz i masz. "Ok. 43 milionów Amerykanów ma problem z czytaniem i pisaniem - wynika z danych zebranych w ramach Międzynarodowego Badania Kompetencji Osób Dorosłych (PIAAC), cyklicznego badania realizowanego pod auspicjami OECD - czytamy w ABC News." (...) "PIAAC definiuje umiejętność czytania i pisania (literacy) jako "zdolność do rozumienia, oceniania i korzystania z tekstów pisanych w celu uczestniczenia w życiu społecznym, osiągania swoich celów oraz rozwoju wiedzy i potencjału". PIAAC klasyfikuje badanych w skali od 1 do 5 pod tym względem. Za wtórnych analfabetów uważa się osoby, które nie osiągają poziomu 2. Z badania wynika, że jeden na pięciu mieszkańców USA jest oceniany - jeśli chodzi o umiejętność czytania i pisania na poziomie 1 lub niższym. Poziomu 1 nie przekracza 26,5 mln dorosłych Amerykanów - to osoby, które umieją czytać i pisać na podstawowym poziomie, ale nie byłyby w stanie przeczytać gazety, czy wypełnić pustych miejsc w formularzu rejestracyjnym w przychodni. Z kolei 8,4 mln Amerykanów nie osiąga nawet poziomu 1 - co oznacza, że są "funkcjonalnie analfabetami". 8,2 mln osób nie jest w stanie wziąć udziału w badaniu PIAAC ze względu na barierę językową, albo problemy poznawcze - PIAAC klasyfikuje te osoby jako posiadające niskie umiejętności czytania i pisania." *** "Tygodnik “Newsweek” zwrócił się do grupy obywateli USA, liczącej tysiąc osób, o rozwiązanie egzaminu na obywatelstwo Stanów Zjednoczonych. Blisko 40 procent nie uzyskało pozytywnego wyniku. Co więcej, okazało się, że 29 procent badanych nie jest w stanie podać nazwiska wiceprezydenta; 61 proc. nie ma pojęcia, że wybiera senatorów na kadencję trwającą 6 lat; 73 proc. nie potrafi powiedzieć dlaczego USA prowadziło zimną wojnę; zatrważające 70 procent nie wie, że najwyższym prawem w USA jest Konstytucja, a 43 procent Amerykanów nie potrafi podać nazwy pierwszych dziesięciu poprawek do Konstytucji Stanów Zjednoczonych, gwarantujących podstawowe swobody obywatelskie. Ponadto 6 procent rozwiązujących test nie umiało nawet wskazać daty Dnia Niepodległości… I tak dalej. I tak dalej…"

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
0 0

@Samoyed Wiem. Na początku chwytało się wszystkiego, ale teraz wielu Polaków zajmuje wyższe stanowiska.

Odpowiedz
avatar Samoyed
0 0

@Bedrana: Z badań przeprowadzonych przez PISA i OECD wynika, że co szósty polski magister to analfabeta funkcjonalny. Wynika z nich, że 40% Polaków nie rozumie tego, co czyta. Kolejne 30% z nas rozumie, ale w niewielkim stopniu. Oznacza to, że mamy problem m.in. z odczytaniem rozkładu jazdy pociągów czy mapki pogodowej. To gorszy wynik niz w Stanach. Według najnowszych badań, przeprowadzonych przez Bibliotekę Narodową za okres od kwietnia 2021 do marca 2022, dowiadujemy się, że co najmniej jedną książkę przeczytało jedynie 38% Polaków Oszalamiajacy wynik. W trakcie badania przeprowadzonego w 2020 roku na Uniwersytecie Warszawskim ustalono, ze 32% studentow uwaza, ze wybory prezydenckie odbywaja sie raz na 4 lata. Poszukaj jakis badan na temat wiedzy spolecznej Polakow, bo zapewne "ogromna" ich ilosc wie ile jest wojewodztw, kto jest wicepremierem i kto napisal Miedzy ustami a brzegiem pucharu.

Odpowiedz
avatar Samoyed
1 1

@pasjonatpl: A dalej, niestety, niepotrzebnie Polacy maja kompleksy i nawet nie zaczynaja szukac pracy jaka by chcieli, tylko "zatrudnia sie w magazynie, tam bedzie szansa".

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
0 0

@Samoyed: Jak ktoś się zasiedzi w jakimś miejscu albo przez lata imał się zajęc, przy których się nie rozwijał, a wręcz cofał w rozwoju, zwłaszcza jeśli chodzi o znajomość języka, to ciężko zrobić krok do przodu. Pamiętam, jak sam pracowałem kilka lat w jednym supermarkecie. Na ogół pracowałem z Polakami, gadaliśmy po polsku. Mieszkałem też z Polakami i gadaliśmy po polsku. A z klientami w sklepie to bardziej wyuczone regułki. Także po jakimś czasie mój angielski robił się coraz gorszy. W końcu to zmieniłem, zrobiłem tu studia, więc siłą rzeczy mocno podniosłem swój poziom. Ale znam paru w moim wieku, którzy tego nie zrobili. I mówią po angielsku gorzej niż kiedyś. Tzn. kiedyś mówiłem gorzej, więc może nie wyłapałem niektórych błędów, ale na bank mówią gorzej niż kiedyś. Po prostu na co dzień pracują i mieszkają z Polakami i się uwsteczniają w tym zakresie. A skoro z językiem coraz gorzej, to nie ma szans na lepszą pracę.

Odpowiedz
avatar Samoyed
1 1

@pasjonatpl: Nie jestem zaskoczona. To sie z ludzmi dzieje i w kraju i za granica. Pewnie dotyczy tez kazdego kraju. Ludzie wola robic, co robia i narzekac, zamiast cos zadzialac, zeby sie rozwinac i to zmienic. Jednak ciekawym jest, ze juz w swojej ojczyznie robia sie specjalistami od danego kraju, ktorego w zasadzie poza swoja najblizsza okolica nie znaja i od mentalnosci autochtonow, ktorych rowniez nie znaja, bo nie maja jak sie z nimi porozumiec. Ja mialam szczescie, bo pojechalam do Anglii juz zatrudniona na rozwojowym stanowisku, ale sama wiem, ile pracy mnie kosztowalo, zeby jednak ten rozwoj nastapil. I to mimo, ze mialam znacznie ulatwione zadanie. Wiec serdeczne gratulacje!

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
1 3

Dobrze to rozumiem. Jako że mieszkam w Irlandii, to samolot jest właściwie jednym środkiem transportu, żeby wydostać się z wyspy. Także co 1-2 lata lecę do Polski. I właśnie rodacy przez takie pierdoły potrafią mocno działać na nerwy. W kolejce ustawiają się godzinę przed odprawą. Zwarci i gotowi, żeby tylko być pierwszym. Ale to ich sprawa. Gorzej że jak już wsiądzie do samolotu, to nagle musi sobie wszystko przygotować, wyciągnąć ze swojego bagażu, gazetkę czy laptopa, blokując przejście innym. Bo on już jest w środku, to reszta niech sobie czeka. I tak nieraz stałem na zewnątrz w kolejce do samolotu, bo jakaś święta krowa zablokowała przejście. Żeby to jedna. W sumie przy dobrej pogodzie to nie jest problem, ale zimą albo w deszczu już tak. Nie może sobie wszystkiego przygotować wcześniej (ja tak robię; coś do czytania wcześniej wsadzam do kieszeni kurtki) albo po starcie, jak już można wstać i spokojnie sobie wszystko ogarnąć bez przeszkadzania innym?

Odpowiedz
avatar Jorn
2 2

@pasjonatpl: To nie jest typowo polska przypadłość. Trochę latam po całym świecie i wszędzie jest mniej więcej to samo.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
0 0

@Jorn Bardziej chodzi mi o ten kontrast. Stanie w kolejce na długo przed odprawą, żeby być pierwszym, ale jak już wejdzie do samolotu... To ustawianie się w kolejkach to raczej domena ludzi z byłego Bloku Wschodniego, nawet jak są za młodzi, żeby pamiętać komunę. I w Polsce najbardziej mnie to wkurza, bo po prostu jest zimniej niż na południu Europy. Jak stoję przed samolotem w Grecji czy Hiszpanii, to zupełnie co innego niż w Polsce zimą albo w Irlandii, jak pada deszcz.

Odpowiedz
avatar helgenn
4 4

Kiedyś leciałam jak pani w samolotowej łazience paliła papierosa (albo e-papierosa). Po pierwszym upomnieniu obsługi poszła drugi raz, wtedy zagrozili policją i mandatem na lotnisku

Odpowiedz
avatar Allice
6 6

Co do kontroli: niby są oznaczenia ale nie jest to oczywiste całkiem jak się leci pierwszy raz. Niedawno koleżanka była tą złą bo wody nie wylała - nie leciała pierwszy raz, pobudka o 4 plus strach przed lataniem sprawiły że zapomniała że ją ma, mimo że przypominałam. A ja nie raz blokowałam bo piszczałam i bez kluczy w kieszeni - stanik prawdopodobnie. A co do wyższych butów też wcale nie jest oczywiste - zwykle latałam w adidasach, ostatnio w wyższych botkach, nikt nic nie powiedział i nie kazał zdejmować przy kontroli. Jedyne co mnie śmieszy to kiedyś czytałam o ludziach płaczących że wino z wakacji musieli wywalić - wcześniej się teleportowali że nie wiedzieli?

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 19 marca 2023 o 21:02

avatar Habiel
4 6

@Allice: Mi regularnie pika stanik. Ostatnio jednak jeszcze przed bramkami kazano mi ściągnąć buty. Były to zwykle tenisówki. Nigdy wcześniej na tym lotnisku nie kazali mi ściągać butów przed bramkami, mimo że leciałam w wyższym obuwiu (w tym wysokich obcasach). A tu Pani na kontroli nie spodobały się moje tenisówki - nie wiem dlaczego.

Odpowiedz
avatar Allice
1 1

@Habiel: mi przestał pikać, ale zmieniłam na taki z mniejszą ilością metalu ;). No mówię że buty nie są oczywiste, w kozakach nie próbowałam ale słyszałam że na Stansted lubią się czepiać a na timberlandy nikt nie zwrócił uwagi (z tych nieco wyższych modeli). Chociaż nie latałam nie wiadomo ile, przyznaję

Odpowiedz
avatar Crannberry
5 5

@Allice: z pikaniem to jest czasami loteria. Potrafi zapikać, kiedy mam na sobie sportowy stanik i bawełniana sukienkę, a innym razem na luzie przejde w zimowych butach i w pasku z metalową klamrą. Autorowi chodzi raczej o sytuacje, kiedy ktoś podchodzi do stanowiska kontroli kompletnie nieprzygotowany i dopiero wtedy zaczyna zdejmowac z siebie metalową biżuterię, szukać kluczy w kieszeniach i zbierać opakowania płynów rozrzucone w bagażu, mimo że miał na to jakies 20 min podczas stania w kolejce i spokojnie mógł to wtedy zrobić

Odpowiedz
avatar Jorn
1 1

@Allice: O ile z pozostałymi rzeczami procedury na różnych lotniskach są bardzo podobne, do w kwestii konieczności zdejmowania butów i pasków panuje wieczna loteria.

Odpowiedz
avatar VAGINEER
-3 3

punkt 1 to piekielność linii lotniczych

Odpowiedz
avatar Crannberry
3 5

@VAGINEER: raczej agencji bezpieczenstwa lotniczego ;)

Odpowiedz
avatar VAGINEER
1 1

@Crannberry: w każdym razie systemu

Odpowiedz
avatar Ferax888
0 0

DO punktu numer dwa mogę się doczepić. Jeśli latałeś tak często to wiesz, że np w Wizzairze może być nadsprzedaż i ostatnie osoby odprawiające się po prostu nie lecą bo nie ma dla nich miejsca. Inny przykład to lot czarterem na wakacje na przykład, odprawiając się wcześniej minimalizujesz ryzyko, że braknie Ci miejsc obok siebie dla pary/rodziny. A niejednokrotnie lot 3h+ jest przyjemniejszy jeśli obok siebie masz partnera/partnerkę a nie obcego człowieka. To tyle, pozdrawiam :)

Odpowiedz
Udostępnij