Sytuacja miała miejsce zimą zeszłego roku.
Dzień był zimny, temperatura tego dnia oscylowała około 0°C. Mieszkam w jednym z największych miast w Polsce, tego dnia wracałem około godziny 14 z zajęć i czekałem na przystanku autobusowym w ścisłym centrum miasta, zaś w okolicy kręcił się około dwudziestoletni chłopak, który po kolei zaczepiał przechodniów. Po jakimś czasie podszedł też do mnie, prosząc o kupienie mu czegoś ciepłego do jedzenia (w okolicy znajdują się popularne sieciowe fast-foody i kawiarnie). Tłumaczył, że rodzice wyrzucili go z domu i nie ma się gdzie podziać, a nie ma pieniędzy i od długiego czasu nic nie jadł. Mój autobus nadjechał, a ja powiedziałem, że się spieszę i zapomniałem o sprawie.
Kilka dni później, wracałem wieczorem z centrum handlowego. Na tym samym przystanku - z racji godziny już dość opustoszałym - czekał chłopak wspominany wcześniej wraz z kolegą. Po wejściu do autobusu zająłem miejsce za silnikiem, a oni obaj usiedli na tzw. czwórce przed nim. Na pokładzie autobusu nie było dużo ludzi, ot może łącznie kilkunastu pasażerów. Chcąc nie chcąc, siedząc w miejscu dość incognito przypadkiem podsłuchałem rozmowę tychże chłopaków:
Chłopak: Ale ci ludzie to debile, masakra. Od poniedziałku stoję przy tym przystanku i zagaduję, czy nie kupią mi czegoś do jedzenia. Wymyśliłem, że rodzice mnie z domu wykopali i jestem bezdomny.
Kolega: Spryciarz jesteś kurde (słowo zmienione), ile hajsu zaoszczędziłeś?
Chłopak: No gdzieś kilka stówek na czysto, wiesz ile zestawów już opierdzieliłem (inne słowo) i kawek, herbatek za friko wypiłem?
Kolega: Ty to masz łeb.
Chłopak: No ale miejsce muszę zmienić, jutro już gdzie indziej stanę.
W tym momencie podziękowałem sobie, że kilka dni wcześniej po prostu wsiadłem do tego autobusu i nie dałem się oszukać.
Przynajmniek zjadł, a nie wywalił do śmieci jak niektórzy. Swoj@ drogą, ile to pomysłóa ludzie mają na wyłudzenia. Do mnie ostatnio na stacji przy austradzie podszedł elegancki pan, od razu wyrecytował bajkę o tym, że go okradli i brakuje mu 2€ do tankowania. "2€ nie pieniądz" - pomyślało 50 osób...
Odpowiedz@digi51 Za komuny zdarzało się, że ktoś w podobny sposób pół Polski przejechał. Tylko chodziło o paliwo. Ot komuś się skończyło, a że z dostępem bywało ciężko, jak to za komuny, to zatrzymywali auta z kanistrem w ręku, czy by im ktoś trochę nie odlał. I tak kropelka po kropelce...
Odpowiedz@digi51: Nie wiem, czy dalej tak robią, ale jak kiedyś parkowało się przy dworcu centralnym w Warszawie to (może) bezdomni podchodzili i mówili, że "2 zł za pilnowanie samochodu", i ludzie się bali, że jak nie zapłacą, to "ktoś" przebije im oponę lub zarysuje auto. I tak to się kręciło.
Odpowiedz@digi51: Do mnie do sklepu weszła babeczka z tekstem że dostała okres i mam jej dać 10 zł na tampony( była to oczywiście prośba) Poszłam do łazienki, wzięłam podpaskę i jeden tampon i wręczyłam. Nie wierzyłam, ale żeby nie było żem nie czuła i nie rozumiem kobiety w potrzebie (ale o udostępnienie toalety na aplikację to już nie poprosiła)
Odpowiedz@digi51: Po Krakowie chodzi (jeździ?) kobieta w średnim wieku, zawsze schludnie i ładnie ubrana, na pierwszy rzut oka jakby z pracy w biurze wracała i zaczepia ludzi mówiąc, że zapomniała portfela i potrzebuje 4 zł na bilet (najtańszy jednorazowy - 20 minutowy). Za pierwszym razem dałam się nabrać, za drugim mnie zagotowało ale nic nie powiedziałam, za trzecim, czwartym i piątym już jej mówiłam, że to nie jest nasze pierwsze spotkanie, a jak po tej informacji odchodziła w pośpiechu to krzyczałam za nią, że jak jej nie wstyd tak ludzi naciągać, żeby jak najwięcej osób wokół słyszało.
Odpowiedz@Balbina: Aplikację miała w telefonie. ;-)
Odpowiedz@hrzo: Dobre-)
Odpowiedz@Tysiulec: Z takim samym przekrętem kręciła się kiedyś babka w Warszawie, tyle że chodziła po stacjach metrach, a żeby na nie się dostać trzeba mieć bilet albo kartę miejską. Ale i tak pewnie sporo ludzi się nabierało.
Odpowiedz@jass: Nie trzeba mieć. Wystarczy zjechać windą. A całkiem do niedawna jeszcze, można było pobrać sobie, z takich podajników, darmową wejściówkę peronową. Ale to już zlikwidowali jakiś czas temu.
Odpowiedz@pasjonatpl: Nieprawda. Za "komuny" benzyny było pod dostatkiem, w dodatku taniej jak barszcz. To zasługa "rurociągu przyjaźni", którym ruska ropa płynęła do nas szerokim strumieniem. Tak samo jak - jeszcze tańszy - gaz ziemny. Tylko stacji benzynowych było znacznie mniej. Więc się zdarzało czasem, że komuś "po trasie" wachy zabrakło. I ludzie wspomagali rodaka w potrzebie (najczęściej gratis), żeby się mógł do najbliższego dystrybutora dotelepać. Krucho z benzyną zaczęło być w okresie transformacji (połowa lat '80), kiedy to ruskie kurek z ropą przykręcili i podnieśli znacząco ceny. A państwo oszczędzało paliwo "dla służb"(wojsko, milicja, straż pożarna, transport medyczny). Wprowadzono benzynę przydziałową "na kartki" w bardzo niskim limicie. Ale wtedy za "bogaojca" nikt by cię nie poratował nawet "półlitrem" wachy za żadne pieniądze. Nawet na stacjach trzęśli tyłkiem i bali się handlować "na lewo", bo kontrole były częste i skrupulatne. A nikt nie chciał iść siedzieć.
OdpowiedzAle ilez to trzeba sie napracowac, zeby ludzi naciagac. Niechby te energie zuzyli na prace, to by cos z tego dobrego bylo. I zapewne godnosc trzeba do kieszeni schowac, ale pytanie czy ci ludzie wiedza co to godnosc...
Odpowiedz@Samoyed: Nie wiedzą, ale z drugiej strony - co to mówi o kraju, skoro bardziej opłaca im się żebrać niż pracować?
Odpowiedz@Ohboy: Oni zapewne uwazaja sie za cwanszych, bo nie bedzie frajerem na etacie, nie widzac, ze wysilek w to i tak wklada. To kwestia mentalnosci Jacka i Placka i nie wyslosliwiam sie teraz pod adresem jasniepanujacego i jego martwego kaczduplexa. Jacek i Placek przeszli dluga, meczaca i niebezpieczna droge, tylko po to, zeby nic nie robic.
Odpowiedz@Samoyed: Bardzo celny komentarz. Ale niektórzy ludzie mają tak silną potrzebę "niezależności", awersję do "bycia czyimś podwładnym" i wykonywania cudzych poleceń, że decydują się na taki, nie inny, model życia. (Cwańsi biorą się za grubsze oszustwa.) Co jednak nie znaczy, że w tę, akurat, historię wierzę. Nie wierzę, gdyż jest nielogiczna. Być może, jakiś chłopak prosił ludzi na przystanku o kupno jedzenia? Autor mu odmówił, a wyrzuty sumienia zainspirowały go do napisania takiego właśnie zakończenia historii. Bo wiesz, ZAOSZCZĘDZIĆ (i to jeszcze "na czysto") można pieniądze, które się ma, ale nie wyda. W innym przypadku - wyłudza się tylko darmowe żarcie, na które hajsu zabrakło. Mam rozumieć, że koleś gdzieś tam zarabiał, a popołudniami "oszczędzał" na jedzeniu żebrząc po przystankach? I to koleś na tyle jeszcze młody, że - z bardzo dużym prawdopodobieństwem - nadal "przy rodzicach". Zwłaszcza, że sam przyznaje, iż legenda o bezdomności to ściema.
Odpowiedz@Armagedon: Ale wiesz, może to był bidny studencina z akademika, stypendium nie miał, rodzice mało kasy słali - no to oszczędzał na żarciu i stołówkowych obiadach? Bo mu się dorabiać nigdzie nie chciało?
OdpowiedzW Warszawie na ulicy Terespolskiej (Praga Południe) czasami grasuje babeczka i zaczepia ludzi pod piekarnią Putka. Mówi, że nie ma pieniędzy i czy by jej nie kupili chleba. Daje się na to nabrać wielu ludzi, a babeczka wybiera sobie z darowanych paczek, co jej najbardziej pasuje, a resztę zostawia na ulicy. Ci, co ją przejrzeli, nie dają się ponownie złapać, ale cała okolica przeżywa wzmożoną rozbudowę mieszkaniową, więc napływ nowych naiwniaków zapewniony.
OdpowiedzRóżnie bywa. Mnie kiedyś na dworcu PKS zaczepił chłopak i mówił, że zbiera kasę, bo mu 15 zł do biletu zabrakło, a ukradli mu portfel. Byk bardzo egzaltowany, pamiętam do dzisiaj "Jezus Maria, ja nie jestem narkomanem". Dałam mu kilka złotych, to zachęciło kilka innych osób. Za chwilę widzę jak wybiega z budynku dworca machając czymś w ręku, krzyczy "dzieeekuuuje" i wskakuje do busa na peronie obok. Czy to było wyłudzenie czy nie, chłopak miał talent aktorski i te 5 zł było warte tego wspomnienia, które bawi mnie do dziś.
Odpowiedz