Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Sąsiad chyba mianował się na jakiegoś zarządcę klatki. To, że poprosił by…

Sąsiad chyba mianował się na jakiegoś zarządcę klatki.

To, że poprosił by umyć swoje piętro w święta, bo jestem tu nowa, a każdy myje - w porządku. Na przeciwko starsza sąsiadka, miła, nie mam problemu robić tego za nią.

Nie dalej jak miesiąc temu wewnętrzne drzwi w klatce popsuły się, nie zamykały się same. (Jedne są główne, gdzie we wnęce jest miejsce na ulotki i ogłoszenia, potem kolejne już do klatki, jak w większości bloków). Jako, że mieszkam na parterze próbowałam kilka razy dodzwonić się do spółdzielni o naprawę - albo zajęte albo nikt nie odbiera. Generalnie standard. Nie mam niestety czasu wisieć po pół dnia na telefonie o co sąsiad miał ewidentny problem CZEMU ja jeszcze nie zadzwoniłam, nie zrobione bo wieje na klatkę. Na pytanie czemu nie zamyka tych drzwi za sobą strasznie się obruszył i obraził.

O posprzątanie zrobił dym, gdy ślady kurzu na butach po remoncie czekały całe 30 minut, aż powynosimy wszystko z mieszkania. Otworzył mąż w czasie, gdy szykowałam wiadro i mopa.

Wczoraj przyjechał na chwilę tata, a że u nich na podwórku straszne błoto to i troszkę śladów po sobie zostawił. Przyznaję, nie wychodziłam, nie zauważyłam. Nie upłynęła godzina gdy sąsiad(S) wpada z awanturą.
S - Zobacz jakie ślady, posprzątaj to
J - Mam w tej chwili gości, ogarnę później
S - Ale ślady, do Ciebie, masz obowiązek
J - jakbym widziała wcześniej to bym od razu ogarnęła. Mówię chyba wyraźnie, że mam w tej chwili gości i później się tym zajmę.

Jeszcze coś buczał pod nosem, że on tu mieszka 30 lat ale poszedł.

To nie dotyczy bezpośrednio mnie, ale byłam świadkiem sytuacji, gdy ten sam sąsiad zwracał jakiejś dziewczynie uwagę, że głośno rozmawia przez telefon przed klatką, a jest późno (było po 22). Najlepsze, że słyszałam TYLKO jego darcie, nie ją. Dodatkowo sąsiad jest strasznie ciekawski, wszystko o wszystkim i wszystkich chciałby wiedzieć.

Coś czuję, że na dłuższą metę to nie będą super relację.

sąsiad

by xMiuSx
Dodaj nowy komentarz
avatar xMiuSx
7 15

@Samoyed: ja mam okno na parterze, on na drugim piętrze więc jeśli ja jej nie słyszałam to u niego tym bardziej nie było słychać. Był na zewnątrz z psem i sie doczepił do dziewczyny. Poza tym, czepiać się, że ktoś normalnie, bez darcia japy rozmawia przez telefon na zewnątrz? No błaaagam :D Jak jego psa słychać prawie o 23 jak wychodzą, jak dziamie od drugiego piętra do samego wyjścia to jest dobrze? ;) Wychodzi parę razy dziennie, też z psem więc musiał wiedzieć, ze nie powstały np dzień wcześniej lub rano, tylko niedawno.

Odpowiedz
avatar ObserwatorObywatel
11 13

@Samoyed: Nie zarosną. Zwyczajnie wynajmuje się firmę, koszty dzieli na mieszkańców. U nas zarządca to miejska spółka i zawsze jest sprzątanie klatek/mycie okien w czynszu. Odnośnie gadania pod oknem to niestety - jeśli nie jest głośno to i w środku nocy ma do tego prawo.

Odpowiedz
avatar ObserwatorObywatel
7 9

@Samoyed: no to raz poszedł i wyjaśnił. A z tego co przeczytałem, to już podlega pod nękanie.

Odpowiedz
avatar Librariana
8 10

Piekielne są spółdzielnie, które zamiast wynająć firmę sprzątającą i wliczyć koszty w czynsz, zostawiają tę kwestię mieszkańcom. U nas też mieszkańcy 3 i 4 piętra zapierali się, że nie chcą płacić za sprzątanie, bo sami sobie sprzątną swoje piętra. A to, że największy syf spadnie im z butów na parterze, to nieważne.

Odpowiedz
avatar czydredy
-2 6

@Librariana mieszkałam w obu systemach mycia klatek- samemu i firma. Teraz niby płacę 10 zł w czynszu za sprzątanie klatki (sprzątają raz w tygodniu) i to, jaki jest smród po rzekomym umyciu jest nie do opisania. Jedną szmatą lecą 4 klatki (jeśli nie więcej), każda po 4 piętra. Jak dwa lata temu kładli na klatce płytki, tak do dzisiaj balustrada nie jest chociaż wytarta z tego pyłu. Przy myciu samemu jakoś na klatce zawsze było czysto i pachnąco. Może się myło najtańszym płynem i najgorszą szmatą, ale przynajmniej co jakiś czas się ją wymieniało na nową. Uważam, że za 300 zł od klatki (a pewnie firma ogarnia wszystkie bloki wspólnoty- na mojej ulicy to 11 klatek po 30 mieszkań) to powinno się móc zjeść z podłogi.

Odpowiedz
avatar ICwiklinska
2 2

@czydredy: U mnie na klatce sprząta Pani ze spółdzielni i jest ok. Jeżeli coś jest niedosprzątane wystarczy jej wspomnieć i luz pełen, ogarnie. Jeżeli firma odwala takie występy, to może warto firmie przekazać informację i poprosić a potem zażądać zmiany standardów?

Odpowiedz
avatar bloodcarver
17 19

Kiedyś sąsiadka powiedziała swoim znajomym, żeby dzwonili do mnie, by nie budzić jej dziecka. Zupełnie bez uzgodnienia ze mną. Cóż, raz powiedziałem że sobie nie życzę, drugi raz, za trzecim wyszedłem na klatkę i oparłem się sąsiadce o dzwonek. Pomogło. Puściłem dzwonek jak obiecała że przekaże znajomym by przestali. Próby robienia z sąsiadów bezpłatnych dozorców trzeba niestety dusić w zarodku.

Odpowiedz
avatar jass
1 1

@bloodcarver: Miałam podobnie - kiedy się wprowadzaliśmy domofon na naszej klatce był zepsuty. Jakiś czas później wprowadzili się kolejni sąsiedzi i nowa sąsiadka postanowiła sama zorganizować założenie nowego domofonu - chodziła po mieszkaniach, załatwiała, cenowo pamiętam że wyszło to po niewiele ponad 100zł od mieszkania. Jedna rodzina z parteru odmówiła, więc zamiast kodu dostępu dostali tylko kluczyk. I się zaczęło - najpierw ich synowie dzwonili do nas (mój brat i jeden z ich chłopców są w tym samym wieku), żeby ich wpuścić. Później przez kilka lat był spokój, aż zaczęły się weekendowe dzwonienia od dostawców jedzenia - w każdą sobotę wieczorem. Parę razy ich wpuściliśmy, ale potem przestaliśmy, bo ile można - sąsiedzi nie zapytali czy nie mamy nic przeciwko. Tylko dostawców trochę mi było szkoda, bo w końcu nie ich wina, no ale cóż.

Odpowiedz
avatar ObserwatorObywatel
10 14

Jeden podstawowy błąd, taki jak u mnie. Chciałem żyć ze wszystkimi w zgodzie, więc zakładam że Ty też. Więc wpuściłaś sąsiada sobie na głowę. Należało za pierwszym razem krótko i delikatnie w dyplomatycznym stylu wysłać sąsiada tam gdzie wysłano ruski statek. Zachowywać się normalnie, czyli sprzątać po sobie jak zwykle. Za drugim razem, gdyby nie zrozumiał to zacytować tekst Kiepskiego o zasadzeniu kopa. Myślę, że zrozumie, a jak nie to za każdym razem wprost wysyłać tam gdzie wysłano ruski statek. Ja niestety tak nie zrobiłem i pewnie skończy się w sądzie.

Odpowiedz
avatar Ohboy
10 12

@Samoyed: Jest różnica między poproszeniem, a zachowywaniem się jak strażnik w więzieniu. Facet może poprosić, nie ma za to prawa dręczyć sąsiadów w tej kwestii.

Odpowiedz
avatar ObserwatorObywatel
6 8

@Samoyed: Nie rozumiesz jednej rzeczy. Co innego pójść i spokojnym tonem zwrócić uwagę raz. A co innego "wyskakiwać z mordą" przy każdej takiej sytuacji. A zwrócenie uwagi za niezgłoszenie niedziałającego domofonu jest w ogóle nie do pomyślenia. Powiem Ci więcej: wcale nie musiała iść sprzątać. Skończyło by się to pismem upominającym o zachowaniu porządku, o ile by sąsiad udowodnił, że to autorka. A jak by odpisała spółdzielni/zarządcy, że to nie ona, to są w kopcę. Pewnie wynajmowali by za każdym razem firmę sprzątającą i koszty dzieli na wszystkich, bo nie byli by w stanie udowodnić, kto złamał regulamin i na syfił. Bo to, że ślady prowadzą do danego lokalu, oznacza tylko to, że tam prowadzą. I nic więcej.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 14 lutego 2023 o 18:34

avatar ObserwatorObywatel
5 5

@Samoyed: już tłumacze dlaczego się nie zgodzę. "I juz zarzad leci sie przejac" - nie. Pismo do prezesa Zarządu i to już jest problem opiekuna bloku, a jego nr wisi na tablicy ogłoszeń. Więc każdy go nęka telefonem, że jest syf. Wtedy zwołuje zebranie lokatorów i stawia na głosowanie uchwałę o zatrudnienie ekipy sprzątającej. Jeśli upadnie, to problem syfu staje się problemem mieszkańców. Jeśli nie, to w tedy ten pracownik administracji będzie miał w obowiązku pilnowania wszystkiego. I tak, jego obowiązkiem jest, aby każdy mieszkaniec pilnował regulaminu. Za to kasę bierze. Jak ma w poważaniu lokatorów, to można zmienić zarząd (a jak to zrobić to inny temat). "a oni sobie zyja w syfie, bo moze tatus przyjezdza w tych kaloszach codziennie. Moze wlasnie tego sasiad sie boi?" - no dobrze, ale po pierwszym, czy drugim razie powinien sobie odpuścić kontaktu z sąsiadem i zwrócić się pisemnie do administracji. Bo inaczej tylko eskaluje konflikt. "A skad wiesz jakim tonem mowil?" - stąd: "sąsiad(S) wpada z awanturą" i stąd: "sąsiad miał ewidentny problem CZEMU"; "strasznie się obruszył i obraził"; "słyszałam TYLKO jego darcie, nie ją". "Skad wiesz ile razy wczesniej musial po syfie ganiac?" - ok, może i non stop, tak samo jak ja do teścia chodziłem, zanim się wyprowadził z tej kamienicy. Tak, to jest męczące. Ale zwykłe zwracanie uwagi sąsiadom mojego teścia mogło grozić trwałym uszczerbkiem na zdrowiu. Samą sytuacje rozwiązała administracja. "Czemu jestescie tacy wyrywni w glebowaniu ludzi, bo nie wpisuja sie w wasz roszczeniowy porzadek swiata?" - A gdzie tu ktoś rości coś? No chyba że możemy do ekipy sprzątającej by należycie wykonała swoją pracę. "A moze gdyby sasiad to pisal to by to brzmialo jak inne opowiesci tutaj." - To na taką historie odpisał bym mniej więcej tak: Zwracanie uwagi nic nie da. Napisz pismo do Zarządcy z opisem sytuacji i jak możesz, pozbieraj pod pismem podpisy sąsiadów. Po którymś piśmie zarządca musi zareagować. Jeśli będzie więcej pism od sąsiadów, to już na pewno zareaguje. Na pewno doprowadzi do spotkania "sąsiad "brudzący" vs reszta mieszkańców" wraz ze swoim udziałem. Może po tym spotkaniu się ogarną i będą sprzątać. Jak nie, to wzywajcie ekipę od sprzątania nawet po 10 razy dziennie i piszcie do skutku gdzie się da. I zwróćcie się do sądu o eksmisje. W ten właśnie sposób wyeksmitowano uciążliwego sąsiada alkoholika z jego własnego mieszkania, pomimo że nie miał długów. A z historii wynika, że tylko sąsiad ma z autorką problem, więc to on tym zwracaniem uwagi jest uciążliwy dla autorki.

Odpowiedz
avatar xMiuSx
4 4

@Samoyed: dopowiadasz sobie albo ponosi Cie fantazja. Nie lubię syfu, ale nie będę sprzątać co 10 minut w trakcie jednego dnia, bo chodzimy, bo wynosimy bo się nakurzyło bo coś robimy. Skończyliśmy, posprzątane. Jeśli zajmuje to więcej jak jeden dzień to pod wieczór przeleciałam te kilka schodów mopem. Mi korona z głowy nie spadnie, a mam świadomość, że nie mieszkam tam jako jedyna i na koniec pracy/dnia remontowego wypada mi posprzątać. Doczytaj, że nie strzeliłam focha o święta, bo to rozumiem. Od tego się po prostu zaczęło. Wyjaśniając - zarówno rodzice, jak i ja mamy garaże w takich miejscach, że niestety przed nimi jest błoto jak jest mokro i czasami mimowolnie coś na tych butach zostaje. Powinnam według Ciebie wyglądać na klatkę przy każdym gościu? Czy może zostawił jakieś ślady? To juz byłaby kompletna paranoja! Obywatel ma rację, co innego jakby powiedział "słuchaj, chyba to od was ktoś naniósł, mozesz to ogarnąc?" a co innego nakazać mi to zrobić. Zwłaszcza, że nie zauważyłam przy sprzątaniu aby jakiekolwiek slady przeniosły się dalej na schody bądź półpiętro. Tak, spojrzałam czy tak strasznie się to roznosi :D Zaznaczę jeszcze, że klatka jest sprzątana przez firmę zewnetrzną raz w tygodniu.

Odpowiedz
avatar ObserwatorObywatel
2 2

@Samoyed: Z historii nie wynika, że mogło tak być. I nawet rozpisałem dlaczego tak uważam. Ale nawet gdyby tak było widziane z drugiej strony (bo taką też sytuację miałem w życiu), to też Ci rozpisałem jak wypadało by zrobić, aby nie zostać natrętem. Nie wiem jak się odnieść do kwestii dyskusji z nami. Twierdzisz, że mam urażoną rację. Nie bardzo rozumiem dlaczego tak uważasz, bo nie mam Twoich argumentów. Próbuje Ci wytłumaczyć, jak mniej-więcej powinno wyglądać rozwiązanie konfliktu w przypadku odwróconej sytuacji i to w sposób, który pozwoli na skuteczne wyegzekwowanie naruszonego prawa - w tym przypadku do niezanieczyszczania pomieszczeń wspólnych. Ale Ty jednak uważasz, że lepiej pójść z dziesięć razy do sąsiada i uniesionym tonem rozkazać mu natychmiast coś zrobić (w tym przypadku posprzątać). Nie rozumiesz, że taki tryb może zwyczajnie doprowadzić do eskalacji konfliktu, który można by było zakończyć na miejscu. Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, że urażona duma nie ma nic do gadania. Jest coś takiego jak szacunek i zwracanie się do drugiej osoby z szacunkiem. Nawet, jeśli masz 100% racji, to i tak powszechna kultura międzyludzka wymaga zwracać się do rozmówcy z szacunkiem. I właśnie o to autorce historii chodzi.

Odpowiedz
avatar jass
0 0

@xMiuSx: Tak zupełnie nawiasem - nie ma u Was w bloku żadnych wycieraczek? U mnie przed klatką jest kratka, a pod pierwszym podestem schodów wycieraczka, więc jak człowiek nie jest świnią to bez problemu ma gdzie buty wytrzeć zanim wejdzie na schody i rozniesie brud po całej klatce.

Odpowiedz
avatar xMiuSx
0 0

@jass: jest jedynie kratka. Wytrzeć o nią traperowate buty graniczy z cudem, z tych o równej podeszwie niewiele zbiera. Nie ma wycieraczki przed schodami, dopiero przed mieszkaniem.

Odpowiedz
avatar HelikopterAugusto
10 14

Jakby mi sąsiad kazał sprzątać klatkę, to bym go zabił śmiechem. W ogóle co za chory zwyczaj rodem z PRL (Alternatywy 4 się przypomina), przecież w każdym normalnym bloku jest firma od tego, opłacana z czynszu.

Odpowiedz
avatar Armagedon
3 3

@HelikopterAugusto: Panie Helikopter. Filmy Barei - to nie są filmy dokumentalne. To groteskowe, ironiczne komedie, sparodiowany, karykaturalny wręcz obraz tamtejszej rzeczywistości. Przesycony kpiną, pełen metafor, aluzji i symboliki. Żeby je (komedie) zrozumieć, trzeba znać kontekst historyczny tamtych czasów. Ktoś, kto traktuje te filmy dosłownie i jednoznacznie - jest nieprzygotowany do ich oglądania. Tyle tytułem wstępu. Serial "Alternatywy 4" powstał w roku 1983. Już po ogólnopolskich strajkach, "Solidarności" i stanie wojennym. Sam tytuł daje wiele do myślenia, a cały film to jedna wielka przenośnia. Więc ów "chory zwyczaj rodem z PRL", o którym wspominasz, NIGDY NIE BYŁ zwyczajem w PRL. Bo w tamtych czasach każdy blok mieszkalny miał swojego ciecia zatrudnionego NA ETACIE administracyjnym, posiadającego, na ogół, mieszkanie służbowe (które tracił w razie utraty pracy), zapieprzającego od świtu, myjącego na co dzień klatki, windy, okna na klatce i porządkującego podwórka, chodniki, śmietniki i zsypy. Do jego obowiązków należało wymienić przepaloną żarówkę, informować służby o awariach, roznosić pisma z administracji, wieszać ogłoszenia, pilnować piwnic, dysponować kluczami do pomieszczeń wspólnych, ORAZ - robić za monitoring. I za to miał płaconą całkiem przyzwoita pensję. Oficjalnie nazywał się DOZORCĄ. Potem zaczęto go nazywać "gospodarz domu", ponieważ wierzgająca klasa robotnicza uznała termin "dozorca" za uwłaczający. I niechby taki peerelowski cieć próbował rozkazywać lokatorom i wydawać im polecenia sprzątnięcia klatki, czy odśnieżenia chodnika przed blokiem - to skończyłby marnie. Zabity ogólnym lokatorskim śmiechem i naganą z urzędu. Możliwe, że dostałby kopa i z roboty i z mieszkania. A takich cieciów, wyobraź sobie, moja spółdzielnia/administracja zatrudnia do dziś. W dupie mam sprzątanie klatek, zgłaszanie awarii windy, domofonu, pęknięcie rury, brak prądu, czy zatkany zsyp. A chodniki mam zawsze odśnieżone. Ale jeśli jakieś administracje, wspólnoty, czy inne struktury oszczędzają na etacie dozorcy, jego obowiązki przerzucając na lokatorów, lub wynajmują jakieś taniochowe, randomowe firemki sprzątające - to mieszkańcy mają, jak mają. Więc jeden weźmie szmatę, chemię - i pójdzie zapie_rdalać na własny koszt (dla świętego spokoju), a inny pokaże faka. I będzie miał rację. Bo pucowanie korytarzy, wind i drzwi wejściowych - to nie jest obowiązek mieszkańców. Jeszcze trochę, a będzie się się od nich wymagało zrzuty na odnawianie ścian na klatce i własnoręcznego ich malowania. Założę się, że będzie wielu zwolenników takiej inicjatywy, bo nadgorliwców nie brakuje. Reszta będzie się musiała dostosować, albo awanturować - zyskując miano ostatnich buców i chamów.

Odpowiedz
avatar HelikopterAugusto
2 2

@Armagedon: jeśli tak, to zwracam honor PRL-owi. Przy okazji, to lubię niektóre twoje komentarze. Świetnie piszesz.

Odpowiedz
avatar Armagedon
1 3

@HelikopterAugusto: Dzięki za dobre słowo. A przy okazji... Nieboszczka PRL nie była taka zła. Wbrew pozorom i niektórym mitom - więcej w niej było normalności, swobody i równowagi bytu, niż dzisiaj. Choć zwykłego urewstwa też nie brakowało. Każdy system ma swoje "zady i walety", jak mawiał mój - świętej pamięci - dziadzio Bonifacy. Pozdrawiam.

Odpowiedz
avatar Saszka999
3 3

"- A pan co?! - ORMO!"

Odpowiedz
Udostępnij