Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Powoli zbliżam się do końca mini sagi o Januszu-handlarzu-przedsiębiorcy. To już przedostatnia…

Powoli zbliżam się do końca mini sagi o Januszu-handlarzu-przedsiębiorcy. To już przedostatnia historia, która ma również stanowić tło przed wielkim finałem. Czytelnikom przypominam, że rzecz działa się ze 20 lat temu, w czasach kiedy rynek pracownika nie istniał, niemal każdy trzymał się kurczowo pracy jaka by ona nie była a "zmienić pracę i wziąć kredyt" było dużo trudniej niż dziś.

Złotym mottem Janusza było "uczciwy się nigdy nie dorobi" i tej właśnie zasady kurczowo się trzymał. Oszczędzał, a raczej oszukiwał wszystkich i na wszystkim.

Klasyka gatunku to umowy, a właściwie ich brak. Janusz najchętniej zatrudniał ludzi w trudnej sytuacji życiowej, normą na rozmowie rekrutacyjnej było wypytywanie o sytuację rodzinną i warunki życia (choć wydaje mi się, że w tamtych czasach takie pytania nie były niczym niecodziennym). Oficjalnie uważał się za filantropa i wybawcę uciśnionych, tak naprawdę zatrudniał ludzi, którzy będą w pełni od niego zależni.

Nie wiem ile naprawdę zarabiali pracownicy, choć miałam dostęp do umów: mało kto miał choćby zlecenie, większość to dziwne twory typu 1/16 etatu. Niektórzy pracowali bez jakiejkolwiek umowy, nie mając nawet ubezpieczenia. Na produkcji. Tu jednak dostrzegam również piekielność części pracowników: sami chcieli mieć zatajone dochody, żeby otrzymywać dodatkowe świadczenia socjalne, np. rodzinne. Gdy kiedyś zdarzył się wypadek i nieubezpieczony pracownik niemal stracił palec to Janusz chełpił tym, że z własnej kieszeni opłacił mu prywatną wizytę u lekarza na cito, a pracownikowi i tak nie przyszło na myśl, żeby jednak się o umowę upomnieć.

Miałam również pełny wgląd w dokumenty sprzedażowe; faktury niemal zawsze były na ćwierć ceny towaru i miały przeróżne dopiski typu "materiał uszkodzony". Realną cenę sprzedaży poznałam dopiero wtedy, kiedy zobaczyłam prawidłowo wystawioną fakturę dla dużej firmy meblarskiej. Gdy Janusz pośredniczył w sprowadzaniu jakiegoś sprzętu zza granicy dla klienta to zawsze pokazywał klientowi fakturę tłumacząc, że zapłacił dwa razy więcej, "no bo u nas wszyscy zaniżają to myśli Pan, że Niemiec też nie zaniża?". Tym sposobem jego marża za usługę na mniej ogarniętych klientach wynosiła ponad 100%.

Nieraz pod historiami pojawiało się pytanie dlaczego nigdzie nie zgłaszano praktyk Janusza. Po pierwsze, Janusz miał sporo znajomości, w mieście i poza nim, wydaje mi się, że nawet jak był gdzieś zgłaszany to udawało mu się to zawsze załatwić swoim typowym sposobem czyli kasą pod stołem. Po drugie nie bez powodu wybierał ludzi w trudnej sytuacji. Jeśli ktoś odchodził w niezbyt przyjemnej atmosferze to Janusz rozpuszczał plotkę o tym, że sam go zwolnił, bo został okradziony. Na rynku istnieli praktycznie tylko Janusze, więc nikt nie chciałby zatrudnić złodzieja, a co gorsza, donosiciela.

Ale i w końcu przyszła kryska na Matyska, a właściwie to pewien Młody Byczek, o którym to będzie ostatnia historia.

Janusz

by helgenn
Dodaj nowy komentarz
avatar Armagedon
-2 4

"...sami chcieli mieć zatajone dochody, żeby otrzymywać dodatkowe świadczenia socjalne..." No, jak janusz płacił głodowe stawki - to sobie chcieli socjalem dostukać. Z drugiej strony, z samego socjalu też by pewnie nie wyżyli...

Odpowiedz
avatar helgenn
3 5

@Armagedon: nie wiadomo ile Janusz naprawdę płacił, bo wszystko było pod stołem. Ja akurat zarabiałam mało (w końcu "praca za biurkiem to nie praca"), ale z czasem się dowiedziałam, że Janusz wypłacał często premie uznaniowe, które w sumie nie wiadomo jak wyliczał. Na przykład uznał, że ktoś go pobił w piciu wódki.

Odpowiedz
avatar szafa
1 1

Doskonały opis tamtych czasów. U nas było podobnie, a w zasadzie do dziś w pewnych branżach trochę dalej tak jest, zwłaszcza z tym zgłaszaniem do PiPów i innych Sanepidów - kaska pod stołem i nic się nie zmienia. U nas kontrola BHP, na ten przykład, jest co pół roku i nic w ogóle się nie zmienia.

Odpowiedz
avatar Hideki
1 1

~15 lat temu zatrudniłem się u takiego Janusza. Umowę (na najniższą krajową, realne zarobki były inne) dostałem po 10 miesiącach i to tylko dlatego, że jedna z pracownic okazała się być spokrewniona z kimś z lokalnego PIPu i spowodowała kontrolę. Tuż przed kontrolą wszyscy nagle dostali umowy. Ku wielkiemu smutkowi dużej części zatrudnionych, kontrola, jak wszystkie poprzednie, zakończyła się kawką i kopertą. Włos z głowy Januszowi nie spadł. I tak, też wszystkim rozpowiadał, że każdy pracownik, który z obojętnie jakich powodów już u niego nie pracował, to był złodziej i dlatego został zwolniony. Żeby było zabawnie, ostatniego dnia mojej pracy, gdy szedłem odebrać świadectwo pracy, zostałem przez szefa poproszony o podejście do jednego z jego klientów, którym zajmowałem się przez ostatnie miesiące, by mu pomóc z jakimś problemem. Podszedłem i na miejscu właśnie się dowiedziałem, że jestem kolejnym zwolnionym za kradzież. Klient mógł sam wyciągnąć wnioski z tego, że mój już-nie-szef wysyła złodzieja do klienta.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
0 0

Czekam na historię o młodym byczku. Zawsze czuję jakąś satysfakcję, jak taki Janusz biznesu źle trafi.

Odpowiedz
Udostępnij