Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Słowem wstępu: Gdy mieszkałam jeszcze z rodzicami, przyjaźnili się oni ze starszym…

Słowem wstępu:

Gdy mieszkałam jeszcze z rodzicami, przyjaźnili się oni ze starszym małżeństwem z ostatniego piętra naszego PRLowskiego bloku. Była to na tyle głęboka relacja, że nazywałam ich ciocią i wujkiem, a co więcej, czasem zostawałam pod ich opieką. Mieli oni dwójkę dzieci- syna i córkę, którzy gdy ja byłam mała, byli już dorośli i wkrótce wyjechali za granicę. Do rodziców przyjeżdżali co jakiś czas, ale z tego co wujek mówił, nie mieli nigdy już dobrego kontaktu, bo wujek z ciocią przestali ich finansować- nie dali na dom, ani na auto etc.

Wujkowie mieli też działeczkę z tyłu naszego bloku - był to były teren PGR, z którego nic nie zostało poza jedną stodołą. Wtedy każda z osób, które pracowały w PGR dostała małe działeczki (ok. 800-1000 m2). Ale w miarę upływu lat, przejął wszystko jeden rolnik, poza właśnie działeczką wujków i jeszcze jednych sąsiadów. I często mój tato pomagał wujkowi robić coś na działce, spędzaliśmy tam razem czas- było to fajne miejsce, aby wyrwać się z wielkiej płyty.

Jednak trzy lata temu ciocia niespodziewanie zmarła. Położyła się spać i rano już nie wstała. Wujek bardzo to przeżył i myśleliśmy już, że się nie pozbiera - miał wtedy 83 lata i z ciocią świętowali 55 lecie małżeństwa. Moi rodzice ciągle do niego zaglądali, pomagali z zakupami i starali się go czymś zająć, aby nie siedział w pustym mieszkaniu. Nawet namówili go na kota, którego zadeklarowali się zabrać gdyby wujek umarł (bo wujek chciał takie zwierzę ale starsze i stabilne i pod warunkiem późniejszej adopcji przez rodziców, bo według jego słów, jego dzieci kotów nienawidzą i mieszkanie wezmą a jego wyrzucą).

I niestety wujek zaczął też podupadać na zdrowiu. Wejście na 4 piętro go przerastało, myślał poważnie o zamienienie się mieszkaniami z inną sąsiadką za dopłatą. Stwierdził też, że na działkę to już nie ma siły i że chętnie by komuś ja sprzedał. No i zaproponowałam, że wraz z mężem możemy ją kupić, bo i tak myśleliśmy o jakimś malutkim domku, gdyby nasi rodzice wymagali już większej opieki i wymagana by była nasza obecność (oboje jesteśmy z tego samego miasta, a aktualnie mieszkamy 300 km od niego).

Wujek się na to zgodził i ucieszył, bo nadal zostawiliśmy mu klucze do działki, żeby mógł z niej cały czas korzystać, dopóki nie weźmiemy się za budowę. Potem gdy zaczęliśmy robić fundamenty przychodził patrzeć na budowę, bo robiliśmy dom w technologii szkieletowej i nie mógł się nadziwić jak to szybko idzie. Niestety oficjalnego otwarcia domu nie doczekał i zmarł w listopadzie, gdy skończyliśmy się urządzać przed świętami.

I tu obudziły się jego dzieci. Mieszkanie wujek zamienił na mniejsze, kawalerkę na parterze, gdy sąsiadka zamieszkała w jego 3 pokojowym na ostatnim piętrze, no ale przecież działka jest. I to jeszcze z domkiem.

Przyszli więc do moich rodziców z informacją, że oni wymawiają nam dzierżawę z 1 stycznia i mamy się wyprowadzić. Moi rodzice powiedzieli, że dzierżawy już nie ma (wcześniej dzierżawili kawałek pod garaż i budki dla bezdomnych kotów), a wujek sprzedał nam ziemię prawie rok temu. Nie, oni mają na to papiery, że jest dzierżawa, a żadnej sprzedaży nie było. Na co moi rodzice podali mój telefon, bo oni aktu własności nie mają, żebyśmy sobie porozmawiali. I bardzo dobrze zrobili, bo dzieci wujków:
- stwierdzili, że sprzedaż przez wujka jest nieważna, bo oni też dziedziczyli po mamie i mieli swój udział, którego nie sprzedali,
- mam w tym momencie opuścić działkę i oddać im klucze
- podadzą mnie do sądu o wyłudzenie od starszego Pana, który miał demencję, działki,
- jak nie wyjdę dobrowolnie to oni zmienią zamki i spalą mi tę kartonową budę, chyba że zapłacę im za dzierżawę 30 tysięcy rocznie.

I w tym momencie rozjaśniło mi się, dlaczego wujkowie najpierw zrobili testament, w którym powołują się wzajemnie do dziedziczenia, a dzieci zostają z niczym i dopiero po śmierci i mamy i ojca są powołani z ustawy do spadku. Wiemy to z aktu notarialnego, który wujek nam okazał do wglądu przed sprzedażą działki, bo też mieliśmy wątpliwości czy dzieci nie dziedziczą po mamie.

Powiedziałam więc, że ja mam wszystkie papiery, wujek do samego końca był bystry, teren jest kamerowany z podglądem 24/7 (chociaż intencją kamer było podglądanie bezdomniakow i sarenek, które lubiły przychodzić pod działkę), a czujka podłączona pod straż pożarną. Mogą więc o wszystkim zapomnieć.

Powiedzieli, że podadzą mnie do sądu. Więc czekam na pozew.

Wioskomiasto

by ~Umowaumowaaziemiajestnasza
Dodaj nowy komentarz
avatar xpert17
2 10

Jest jeszcze zachowek.

Odpowiedz
avatar Michail
8 8

@xpert17: Jeśli nie minęło 5 lat od śmierci mamy i w tym czasie wystąpili o ten zachowek. Potem się przedawnia, ale trafnie zauważone.

Odpowiedz
avatar hulakula
6 8

@xpert17: ale zachowek liczy się na stan przejęcia- czyli kiedy zmarła ich mama. jeśli tam była pusta działka, kawałek pola, dużo im z tego nie przyjdzie.

Odpowiedz
avatar Error505
6 8

@Michail: "Ciocia zmarła 3 lata temu" czyli nie minęło. Tak sobie tylko myślę, ale nie jestem pewien, że skoro doszło do sprzedaży nieruchomości i notariusz uznał, że jedynym sprzedającym był wujek to ściągniecie zachowku nie może nastąpić z tej nieruchomości.

Odpowiedz
avatar Michail
1 1

@hulakula: Zakładajac, że coś ogarnęli to zawsze moga chcieć jakas kase zgodnie z wycena na dzien przejecia - mniej bolesna sytuacja, ale i tak nie fajna.

Odpowiedz
avatar AnitaBlake
20 22

@xpert17: ja czegoś nie rozumiem. Jest sobie malzenstwo, zostaje pan. Sprzedaje dzialke ktora byla wspolna. Umiera. Teraz dziedzicza dzieci. Dlaczego maja domagac sie kasy od osob kupujacych dzialke? Przeciez pieniadze wszystkie dostal pan, a teraz po nim dzieci. Jest to jakies nielogiczne dla mnie. Znalazlam w necie "Zachowek to uprawnienie bliskich krewnych spadkodawcy (dzieci, wnuków, rodziców, małżonka) do żądania zapłaty określonej kwoty od osób, które nabyły prawa do spadku." No to przeciez autorka nie nabyla prawa do spadku, tylko kupila dzialke od wlasciciela. Kase za ta dzialke mial pan, jego dzieci sie nic nie interesowaly to mogl i ta kase wywalic do kosza albo spalić. Przeciez spadek dostaja po ojcu, a do niego wliczaja sie gotowka i konta bankowe

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 stycznia 2023 o 11:26

avatar z_lasu
14 14

@xpert17: Zachowek należałby się od spadkobiercy testamentowego. Ściągnięcie go od osób, którym ten spadkobierca notarialnie sprzedał nieruchomość jest niemożliwe. Na nieruchomości nie ciążyło żadne zobowiązanie i została nabyta zgodnie z prawem. Co więcej - aby sprzedać taką nieruchomość musiało być wcześniej przeprowadzone postępowanie spadkowe po zmarłej żonie. Dodatkowo, dzieci odziedziczyły majątek pozostały po ojcu, który był spadkobiercą po matce, pozbawiającym ich majątku na podstawie dziedziczenia ustawowego, od którego mogły się domagać zachowku. Więc w domyśle odziedziczyły również środki (lub majątek, na zakup którego zostały przeznaczone) po sprzedaży działki.

Odpowiedz
avatar Habiel
10 10

@AnitaBlake: Autorkę żadne zobowiązania wobec dzieci nie wiążą. Najpierw, przed sprzedażą, wujek musiał zrobić nabycie spadku po żonie i wtedy dzieci mogły się od niego domagać zachowku, ale nieruchomość nie była obciążona, więc albo oddał im ten zachowek, albo w ogóle się o niego nie upomnieli. Teraz dzieci mają po ojcu wszystko, a od autorki nie mogą się domagać niczego.

Odpowiedz
avatar hulakula
4 4

@z_lasu: poza tym: działeczka od początku mogła być tego pana, nie musiała być wspólna.

Odpowiedz
avatar hulakula
-5 7

@Michail: ale był testament, więc zachowku należy im się 1/3 tego, co by dostali "normalnie". plus jeszcze połowa należąca do pana, wynikająca ze wspólnoty małżeńskiej. oszałamiający zysk. jeszcze kilka lat temu ogródki chodzily po 10 pln za m2.

Odpowiedz
avatar marcelka
7 7

@hulakula: jest napisane, że był testament, ale z żony/matki na męża/ojca, więc owszem, dzieci mogłyby się domagać zachowku, ale od spadkobiercy testamentowego - czyli ojca - no a ten nie żyje, oni są jego spadkobiercami, więc nie mogą się domagać zachowku sami od siebie. A po ojcu dziedziczą ustawowo - więc nie ma mowy o żadnym zachowku po ojcu.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
-2 10

@AnitaBlake: Ojciec nie miał prawa sprzedać działki, jeśliby w efekcie był problem z zachowkiem po matce. Jeśli dzieci udowodnią, że to kupujący go do tego namówili, to sąd jest w stanie ukarać kupujących i obciążyć ich kosztami. Albo jeśli sąd uzna, że kupujący wyzyskali starszego pana kupując poniżej wartości rynkowej. Ta sprawa może być po prostu bardziej skomplikowana niż nam, laikom, się wydaje.

Odpowiedz
avatar Error505
5 5

@bloodcarver: Jeśli nie miał prawa sprzedać to powinno to być zauważone przez notariusza. Udowodnienie, że kupujący go namówili do sprzedaży graniczy z cudem. Jeśli sytuacja "rodzinna" rzeczywiście jest taka jak opisuje ją autorka a dodatkowo są zapisy z komunikacji między autorką a dziećmi i jest ona zrównoważone ze strony autorki a agresywna i chamska ze strony dzieci to raczej wątpliwe, żeby sąd uznał, że to było wyzyskanie starszego pana. Ale oczywiście różnie może być i fakt, nie jest to sprawa trywialna.

Odpowiedz
avatar rhkkkk
2 2

@Error505: Jest trywialna. Kwestia zachowku stała się nieaktualna ze względu na śmierć ojca. O zachowek można było pozwać jego. Kiedy żył. A teraz jego spadkobierców. Mogą się sądzić między sobą :) Działki nie miał w momencie śmierci więc jej nie odziedziczyli. Oczywiście teoretycznie mogliby próbować unieważnić sprzedaż zarzucając autorce nakłanianie do niekorzystnego rozporządzania mieniem. Ale to naprawdę nie jest łatwe w przypadku aktu spisanego przed notariuszem przez w pełni poczytalną osobę. Nawet wiekową. Przesłanki musiałby być baaardzo mocne aby sąd wydał takie postanowienie. Szczególnie jeśli cena była z grubsza normalna i pieniądze zostały wypłacone. To nie jest tak, że do sądu przychodzi "zaskoczony" potomek który nic nie odziedziczył a sąd się przychyla do jego opinii i anuluje zawarte przed notariuszem umowy "bo tak jest sprawiedliwie". Jeśli była sprzedaż, z aktem, za racjonalne pieniądze (czyli nie za 1/5 normalnej ceny) i nie mają żadnych twardych dowodów na to nakłanianie to mogą sobie do woli inwestować w sprawy sądowe. Narobią sobie tylko kosztów.

Odpowiedz
avatar Ginsei
0 0

@Error505: Są notariusze o kant tyłka potłuc. Ja się spotkałam tylko z takimi i tylko wprowadzali w błąd.

Odpowiedz
avatar Error505
0 0

@rhkkkk: A nie masz wrażania, że napisałeś to samo co ja? :) Tyle, że Ty napisałeś, że sprawa jest trywialna a potem uzasadniłeś, że tak nie jest. Ale uzasadnienie podałeś prawie takie samo jak ja. :)

Odpowiedz
avatar Error505
0 0

@Ginsei: Zdaję sobie z tego sprawę. To jeszcze jeden powód, żeby twierdzić, że taka sprawa może się okazać skomplikowana jeśli się okaże, że notariusz robił coś czego nie powinien.

Odpowiedz
avatar tycjana12
-2 4

"Kamerowany"?...

Odpowiedz
avatar iks
2 4

@tycjana12: Wyraz potoczny wg. słownika.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

Raz. Musiała się odbyć rozprawa spadkową. Sąd mógł uznać, że testament wiąże, a zachowek owszem, ale i tak dziedziczą wszystko po śmierci ojca. Także sprawa prosta. Plus można by wymagać od nich pokrywania części kosztów, ale byli by pozbawieni samodzielnej decyzji o sprzedaży. W kazdym razie sprawy spadkowego musiały być zamknięte inaczej zamiana czy sprzedaż nie miała by miejsca

Odpowiedz
avatar rhkkkk
1 1

Taka drobna uwaga do dyskusji o zachowku (abstrahując od tej historii, ale odnosząc się nieco do komentarzy). To nie jest tak, że jeśli komuś w wyniku standardowego dziedziczenia należałaby się działka X o wartości 90 tys. ale został "wydziedziczony" to w wyniku zasądzenia zachowku stanie on się współwłaścicielem 1/3 tej działki o wartości 30tys i zostanie wpisany do ksiąg wieczystych tej działki. To działa inaczej. Osoba która w wyniku działania zapisów testamentu dostała działkę staje się jej pełnym właścicielem a osoba która wysądziła zachowek ma prawo oczekiwać wypłacenia jej 1/3 wartości tej działki czyli 30 tys. To jest o tyle istotne, że jeśli ta działka na przykład przez 2 lata, 2 krotnie podrożała albo staniała to nadal mówimy o 30 tys zachowku a nie 60 albo 15. Rozumienie takich kwestii jest o tyle istotne, że analogicznie działa przyjęcie spadku z dobrodziejstwem inwentarza, które niektórzy uważają za całkowicie bezpieczne. Ale nie do końca tak jest. Jeśli ktoś odziedziczy działkę o wartości 200 tys a przy okazji długi na 150 tys. to o ile całościowo jest "na plusie" o tyle, wierzyciel zmarłego nie jest w dochodzeniu długów ograniczony do tej odziedziczonej działki a może na przykład wejść na pensję spadkobiercy albo na przykład próbować zająć mu mieszkanie czy coś innego w razie braku spłaty zobowiązania. Jest to bezpieczne o tyle, że spadkobierca zawsze powinien móc finalnie spieniężyć odziedziczony majątek i spłacić długi ale przejściowo też można wpaść w problemy przy takim dziedziczeniu. Ogólnie jest to najlepszy sposób dziedziczenia w większości sytuacji ale jeśli zmarły miał spore długi, lepiej o tym wiedzieć, przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza i spłacić długi do wartości przyjętego majątku i zamknąć sprawę niż przyjąć i czekać na rozwój sytuacji. Co istotne, odrzucenie spadku, nawet przy dużych długach, może też nie być optymalne bo wtedy będą poszukiwani kolejni spadkobiercy z rodziny i jeśli wtedy ktoś nieświadomy nie odrzuci to może być problem. Dlatego w takich sytuacjach lepiej działać uważnie, z pomocą prawnika i dokładnie zaplanować jak wybrnąć z takiego "spadku"...

Odpowiedz
avatar AnitaBlake
0 0

@rhkkkk: oj czeka mnie taka akcja w przyszlosci. Dzieci mam wiec i za nie odrzucac bede spadek lub one beda pelnoletnie i beda musialy to zrobic. Tym tematem zajme sie od razu posmieci osob zadluzonych z rodziny :( Wspolczuje wszystkim którzy tak maja

Odpowiedz
Udostępnij