Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Z zamiarem opisania tu mojej sytuacji nosiłam się mniej więcej od początku…

Z zamiarem opisania tu mojej sytuacji nosiłam się mniej więcej od początku grudnia, ale roztrząsanie tego wszystkiego w świąteczno-noworocznej atmosferze było dla mnie po prostu zbyt trudne.

Najprościej to ujmując mam 35 lat i jestem na świecie sama jak palec. Jestem jedynaczką. Mój ojciec też był jedynakiem, dziadkowie zmarli gdy byłam małym dzieckiem i ledwo ich pamiętam. Moja mama miała dwie siostry, jednak ze swoją rodziną praktycznie nie utrzymywała kontaktu - jedną z ciotek widziałam raz w życiu, drugą do tej pory trzy, w tym dwa razy jako dziecko i trzeci na pogrzebie mamy. Dziadkowie od strony matki zginęli w wypadku na długo nim się urodziłam. Rodzice mieli też niewielu przyjaciół i nie były to przyjaźnie, gdzie ktoś mi "ciotkował" czy "wujkował".
Ja sama jestem wycofaną i dość nieśmiałą osobą, nigdy nie miałam wielu znajomych, a przyjaciół prawie żadnych.

Moja mama zmarła 10 lat temu na raka. Ojca to dobiło - jego stan zdrowia już wtedy był nie najlepszy, a gdy zmarła mama kompletnie przestał o siebie dbać, nie chodził do lekarzy, nie przyjmował leków. Do tego doszła niezdiagnozowana i pogłębiająca się depresja. Prosiłam, błagałam, starałam się zaciągnąć do lekarza. To odbiło się na moim ówczesnym związku. Miałam 25 lat, mój chłopak 23 lata. W zasadzie nawet się nie dziwię, że irytowało go, że ciągle siedzę u ojca, nie miałam nastroju na romantyczne uniesienia, imprezy i wyjścia. Doprowadziło to do tego, że facet w końcu dał mi kopa w tyłek.

Zamieszkałam na powrót z ojcem. Zdawało się nawet, że ojcu dobrze to zrobiło - niestety kilka miesięcy później serce odmówiło mi posłuszeństwa i zmarł.
Na jego pogrzeb nawet nie wiedziałam kogo zaprosić. W zasadzie miałam kontakt tylko do jego jednego przyjaciela, który poinformował jeszcze kilka osób - na pogrzeb przyszły raptem cztery osoby łącznie ze mną i moją przyjaciółką.

No właśnie, miałam wtedy jeszcze jedną, naprawdę dobrą przyjaciółkę, którą znałam jeszcze z liceum. Bardzo mnie wspierała po śmierci taty, jednak w końcu i ona musiała wrócić do swojego normalnego życia, miała już wtedy męża i małe dziecko.

Od śmierci taty minęło 7 lat i od tego czasu Święta są dla mnie wyjątkowo przykrym czasem. Na pierwsze Święta po pogrzebie taty zaprosiła mnie ta właśnie przyjaciółka - niestety, nie dogadywałam się z jej mężem i choć miałam u niej zostać 3 dni, pojechałam do domu tuż po kolacji wigilijnej. Nie potrafiłam również wybaczyć przyjaciółce, że zaprosiła mnie na święta, a gdy jej mąż czynił w moją stronę różne złośliwości nie stanęła w mojej obronie. Od tej pory nasz kontakt stopniowo się rozluźniał aż doszło między nami do gorzkiej rozmowy, po której po prostu przestałyśmy się do siebie całkowicie odzywać.

Rok później przed Świętami nawiązałam kontakt z moją ciotką, siostrą mamy. Wspomniałam, że nie mam z kim spędzić Świąt i miałam nadzieję, że dosłownie ulituje się nade mną i mnie zaprosi. Ciotka co prawda wyraziła współczucie i ubolewanie, a potem zaproponowała, żebym sobie pojechała w góry i zakończyła rozmowę.

Kolejne Święta spędziłam z facetem, z którym zaczęłam się wtedy spotykać. Była to świeża sprawa i gdy zaproponował wspólne spędzenie Świąt sądziłam, że zaprosi mnie do swojej rodziny i bardzo mi to schlebiało. On jednak zaproponował Święta w dwójkę u mnie, dobre jedzenie, oglądanie filmów pod kocykiem i spacery po parku. Tłumaczył, że jego rodzina jest powalona i sama nie lubi spędzać z nimi Świąt, a tym bardziej nie zgotuje mi takiego losu.

Przygotowałam tradycyjną kolację wigilijną, ciesząc się, że w końcu mam komu ją przyrządzić. Mój kochany nawet nie wstał z łóżka do kolacji, mówiąc, że źle się czuje. Jadłam więc sama, licząc na to, że następny dzień przyjemnie spędzimy razem. Facet przez dwa kolejne dni grał na konsoli, którą specjalnie na tę okazję przyniósł z domu. Przerywał tylko po to, aby pokłócić się przez telefon z matką robiącą mu wyrzuty, że na Święta nie ma go w domu. A te filmy, spacerki? A daj mi spokój, kobieto, nie po to się z domu wyrwałem, żebyś ty mi teraz rozkazy dawała... Aż dziwię się sama sobie, że go wtedy nie wywaliłam z domu. Wręcz przeciwnie, nawet Sylwestra spędziliśmy razem w bardzo podobny sposób. Związek jednak szczęśliwie rozszedł się po kościach.

Rok później koleżanka z pracy podrzuciła mi pomysł, aby wyjechać na Święta i Sylwestra na taki organizowany turnus dla singli. Stwierdziłam, że co mi szkodzi, choć czułam się trochę jak starsza, zdesperowana pani, ale cóż - zdesperowana byłam na pewno. Pojechałam więc na taką wycieczkę z Karkonosze. Uczestnicy w różnym wieku, miałam nadzieję miło spędzić czas, poznać nowych ludzi, poczuć atmosferę świąt. Niestety, okazało się, że cały ten wyjazd to niewypał. Uczestnicy skupiali się na tym, żeby wyrwać sobie kogoś na noc, alkohol lał się strumieniami, dominowały sprośne żarty, chamskie odzywki. W ciągu dnia czas spędzałam sama na spacerach i nauce jazdy na nartach, a wieczorami męczyłam się kilka godzin na kolejnej popijawie, aż do momentu, gdy poziom zażenowania sięgał zenitu i uciekałam do swojego pokoju. Najczęściej powodem były zaloty któregoś z facetów, które polegały na chwaleniu się tym co ma w spodniach i co będzie ze mną wyprawiał w łóżku.

Kolejne lata Święta po prostu odpuszczałam - udawałam, że ich nie ma. Szłam do kina, na różne eventy, ale zazwyczaj ludzie byli tam w parach, grupach, rodzinami - tylko przypominało mi to o tym, jaka jestem samotna.

Zapisałam się na siłownię i tam planowałam spędzić Święta - siłownia reklamowała się jako otwarta 24h 365 dni w domu. Wiecie co? W Wigilię byłam tam jedyną osobą, poza pracownicą, która głośno komuś przez telefon narzekała, że musi pracować, bo niektórzy najwyraźniej nie mają życia i przyłażą nawet w Wigilię. Nawet na ćwiczenia przeszła mi ochota.

Mijają kolejne lata, a mi coraz trudniej z kimkolwiek nawiązać kontakt. Kiedyś jeszcze próbowałam zaprzyjaźnić się z ludźmi z pracy, szukałam sobie różnych zajęć, gdzie można poznać ludzi. Dzisiaj po prostu żyję swoim życiem i fakt, robię to, na co mam ochotę, ale wiecie co? To jest nudne. Wiem, że wiele osób marzy o niezależności, wolności i to ma swoje plusy, ale po pewnym czasie naprawdę już nie bawi. Z drugiej strony fakt, że żyję sama dla siebie utrudnia mi kontakty z ludźmi - ciężko mi się do kogoś nagiąć, szukać kompromisów.

Jakiś czas temu nawet spotykałam się z facetem poznanym na jakimś evencie - irytowało mnie, gdy musiałam zmienić swoją rutynę dnia, gdy zmieniał plany. Na randkach szybko się męczyłam i marzyłam o tym, aby wrócić do domu - gdy tam byłam tęskniłam za nim i żałowałam, że znowu skróciłam spotkanie, ale siedzenie z kimś gdzieś było dla mnie po prostu męczące - nawet jeśli tą osobę bardzo lubiłam.

Coraz mniej mi się chcę i ostatnimi czasy kursuję tylko praca-dom.
Od początku grudnia dziewczyny w biurze rozprawiały o organizacji Świąt. Najczęściej poirytowane szukaniem prezentów, koniecznością spotkania z wrednymi teściami, toksycznymi rodzicami, nielubianym rodzeństwem, kłótniami z mężami, wysokimi cenami w sklepach.
Słuchałam tego i płakać mi się chciało. Wiem, że dla nich to są realne problemy i nigdy nie śmiałabym tego wyśmiewać tekstami typu "chciałabym mieć takie problemy", ale... w sumie chciałabym!

Ale to co naprawdę jest dla mnie piekielne, to to, że koleżanki doskonale znają moją sytuację. Nie wiem, czy chcą mnie jakoś pocieszyć czy tak po prostu paplają, ale nie mogę już słuchać o tym, jak mam fajnie, bo mogę sobie na Święta polecieć do ciepłych krajów, odpocząć i nikt mnie nie będzie denerwować. No mogę i co z tego? Ja mam to 365 dni w roku. Żadna atrakcja. Również teksty o tym, że jestem dzieckiem szczęścia, bo nie muszę lepić pierogów i smażyć karpia i mogę sobie zamówić pizzę. Albo jak fajnie zaoszczędzę, bo nie muszę nikomu kupować prezentów. Czasem mam wrażenie, że to złośliwe uwagi, choć logika podpowiada inaczej.
W ogóle pomijając Święta, takie teksty słyszę częściej. Że mam szczęście być singielką, bo faceci to plaga. Mam szczęście, że nie mam rodziny, bo nie muszę odwiedzać starych, nudnych krewnych. Ale już szczytem była chyba uwaga jednej z koleżanek, że mam fajnie, że jestem jedynaczką i moi rodzice już zmarli, bo mam takie fajne mieszkanie na własność sama dla siebie, a ją dobija kredyt na kawalerkę, a po rodzicach odziedziczy tylko zapuszczony wiejski dom na spółkę z rodzeństwem.

Wiem, że pewnie mnie za to dojedziecie, ale cieszcie się w następne Święta z odwiedzin wrednej teściowej, z przytyków matki, z niewygodnych pytań, z kupowania dzieciom prezentów, z lepienia pierogów - to znaczy, że macie wokół siebie ludzi, dla których macie po co żyć. Ja niestety już od dawna mam poczucie, że jak umrę - to podobnie jak w przypadku jakiejś dziewczyny ze Stanów - będę gnić tygodniami albo i latami w mieszkaniu, bo nikogo moja śmierć nie zainteresuje.

święta

by ~thelightestshadeofpale
Dodaj nowy komentarz
avatar aaaaglucha
16 18

w tym wyznaniu widzę bardzo samotną osobę, która jest poirytowana tym że nikt nie zdaje sobie sprawy jakie minusy ma takie samotne życie. Tylko nie wiem czy ta historia nadaje się na tę stronę. Jeśli szukasz rady/pomocy autorko, to może wybierz się do psychologa/terapeuty/coucha, może któraś z tych osób jest wstanie podpowiedzieć Ci co zrobić, aby Twoje życie było szczęśliwsze i bardziej ciekawe. Skoro szukanie jakiś dodatkowych zajęć nie pomogło, to mi przychodzi na myśl jedynie, aby przygarnąć jakiegoś zwierzaka. Jakbyś musiała gdzieś wyjechać to są hotele dla zwierząt więc w razie czego byłaby zapewniona opieka. Zwierzak sprawia, że masz o kogo się troszczyć, kogo kochać i masz dodatkowy temat do rozmowy z ludźmi. Ale to Twoja decyzja co postanowisz zrobić, a widać że musisz coś zmienić w swoim życiu skoro jesteś teraz nieszczęśliwa.

Odpowiedz
avatar kartezjusz2009
4 16

@aaaaglucha: Z jendej strony zwierzak to dobry pomysł, ale z drugiej nie. Relacja ze zwierzęciem nigdy nie zastąpi relacji z drugim człowiekiem. A osoby, które chorobliwie trzymają zwierzaki przy sobie mają jeszcze większe problemy z relacjami z innymi ludźmi.

Odpowiedz
avatar rafik54321
-2 12

@aaaaglucha: Powiem ci na podstawie swojego doświadczenia. Pochodzę z typowej patorodziny. Prawie cała moja rodzina jest totalnie porąbana. Ta niewielka część "koło normalności" jest zbyt daleko. Więc bardziej się skłaniałem ku przyjaźniom. Przyjaźniom w myśl zaufania i lojalności. Sądziłem że jak ja zadbam o relację, o drugą osobę, to otrzymam to samo. Niestety tak to nie działa. Działa to zupełnie inaczej. Im więcej możesz, tym więcej masz "przyjaciół" i masz ich tak długo, jak się to dla nich opłaca. Jeśli możesz im coś ułatwić - będą do ciebie lgnąć, a potem porzucą w dołku. Dlatego również, jak autorka historii, po prostu zrezygnowałem z szukania jakichkolwiek znajomości. Po prostu nie warto. Z jednym kumplem znałem się 15 lat. Od pierwszej podstawówki. W końcu się pożarliśmy o jedną sprawę, nieźle się zdziwiłem jak od otoczenia usłyszałem że od kilku lat obrabiał mi odwłok za moimi plecami :/ . Jeśli ludzie których znasz latami, za których by człowiek dał sobie rękę odciąć potrafią ci wbić w plecy, to mnie właśnie przekonało że nie warto totalnie inwestować w znajomości z ludźmi.

Odpowiedz
avatar diriol
3 9

@rafik54321: Niezły fikołek logiczny - przejechałem się na jednym dupku to wszyscy ludzie są źli i nie warto totalnie inwestować w znajomości i wam też tak radzę bo mam rację i w ogóle xD

Odpowiedz
avatar rafik54321
6 8

@diriol: nie jednym. Właśnie w tym sęk. Nie jednym. Takich wieloletnich przyjaciół miałem 3. Efekty bardzo zbliżone. Pomniejsze znajomości również. Gdyby to był jednorazowy przypał, to nawet bym nie zwrócił uwagi. Jednak po ilu zawodach ty się złamiesz? To ty tu się wykazujesz "fikołkiem logicznym". Wyciągnąłeś sobie drobiazg, by dogryźć - co pięknie pokazuje kolejną prawdę o ludziach. Nie pokazuj ludziom że krwawisz, bo ta krew przyciąga rekiny.

Odpowiedz
avatar diriol
1 3

@rafik54321: Dogryzam dlatego, bo świadomie bądź nie narzucasz niewłaściwy światopogląd autorce która być może przeczyta komentarz i wywnioskuje - ludzie są źli nie warto nawiązywać znajomości bo anon z internenów mnie w tym utwierdził. A tak nie jest. Świat jest różnorodny - są na nim egoiści, altruiści, chamy, kulturalni, wyzyskiwacze jak i pomagający a także osoby mające po trochę każdej z tych cech. Jedną z najistotniejszych rzeczy jest umieć odsiać ziarno od plew. Prawda jest taka że ludzie często nie zauważają (może nie chcą) oczywistych znaków że znajomy/rodzina/chłopak to cham i buc nie szanujący otoczenia a potem wielkie zdziwienie że wieloletni znajomy wbija nóż w plecy. Tu na prawdę nie trzeba być geniuszem żeby takie rzeczy wyłapać - w większości wystarczy posłuchać jak ktoś wypowiada się o innych (rodzinie, znajomych, przypadkowych ludziach spotkanych na ulicy). Proste dwa przykłady z życia: - sąsiad wyrzuca kiepy na trawnik przed blokiem - niby banalna sprawa ale jednak ukazuje to że tak na prawdę ma resztę osób w d... i nie szanuje ludzi - znajomy pobił się na własnym ślubie z drużbą bo coś tam - po jakimś czasie wydzwaniał do mojej dziewczyny po nocy że chce mnie lać bo po pijaku sobie coś ubzdurał że się uśmiechałem na zdjęciu do jego żony ;) i wiele innych małych i większych szczegółów które mogą wskazywać na kogo uważać, kogo lepiej unikać etc. Może być i tak, że ktoś sam nie dostrzega, że problem leży w nim i sądzi to "cały świat" jest zły a nie on sam - przykładowo znajomy powyżej zapewne jest przekonany o swojej nieomylności i że uratował swoją żonę przed nikczemnym mną.

Odpowiedz
avatar rafik54321
4 6

Niewłąściwy wg ciebie. Wg mojego doświadczenia się po prostu sprawdza. Zrobiłem eksperyment kilka lat temu. Na święta, stwierdziłem że nikomu nie wyślę życzeń pierwszy, tylko będę odpowiadał na to co sam otrzymam. Nie napisał nikt. Wyjaśnij to. Być może gdzieś są "normalni ludzie". Ja ich nie widzę. Przykładów dziwnych zachowań osób wobec mnie mógłbym tu litanię napisać. Powiem ci śmieszniej, jak zaczynasz eliminować takie toksyczne jednostki to DOPIERO zaczyna się jazda bez trzymanki, fale hejtu i obrabianie 4rech liter gdzie się tylko da. Podajesz przykłady szczegółów. Niby ok, niby fajnie, ale wiesz co - będąc aż tak czepialskim to właśnie KAŻDĄ osobę da się zdefiniować. Cyk, ty mi dogryzłeś, bo masz swój światopogląd i wmawiasz mi że mój jest zły, wiec w myśl twojej logiki, jesteś osobą która chce dominować i narzucać każdemu swoje zdanie - toksyk. Więc wg twojej logiki, autorka wpisu nie powinna czytać twoich komentarzy bo jesteś toksyczny. Tu wykłada się cała twoja logika. Być może mam jakiegoś "turbopecha" do ludzi - być może. Jednak dlaczego mam wierzyć w coś czego nigdy nie doświadczyłem? Mam wyliczać dalej? Bo serio mogę takimi krzywdzącymi sytuacjami sypać jak z rękawa. Po krótce ci opiszę temat rozsypania się znajomości z moim drugim przyjacielem. Trzymaliśmy się od 1szej klasy. Jego rodzina była (przynajmniej nie wskazywała żadnej z patocech mojej) normalna. Koniec podstawówki, gimnazjum, poznał nowych ludzi. Zaczęło się chlanie i jaranie. Zaczął uważać się "za dorosłego" bo wiesz "ja palę fajki i piję piwko hehe". Powiedziałem mu z grubej rury że to pokazuje jak niedojrzały jest, a nie jaki jest dorosły. Strzelił focha i się więcej nie odezwał. Mieliśmy wtedy po 13 lat. Uważasz że moje zachowanie było błędne czy wręcz "antypatusowe"? I to z mojej strony, gdzie to ja z patologii pochodzę. Pół życia mi wmawiano że wszystko to zawsze moja wina. Do tego stopnia że uważałem się za winnego alkoholizmu ojca. Zawsze szukałem błędu w sobie, bo przecież wszyscy tak mówili. W końcu pojąłem że mimo wszystko to nie we mnie jest problem, ciężko aby 7latek był winny alkoholizmu ojca. Już kilka razy mnie tu baaaardzo błędnie i z rozpędu oceniłeś, jednocześnie krytykujesz mnie za niechęć do ludzi. Jesteś dowodem na słuszność moich przekonań.

Odpowiedz
avatar Hideki
2 4

@rafik54321: Nie jesteś sam w swoim "światopoglądzie". Od najmłodszych lat pasmo moich "przyjaźni" to nic innego jak seria sztyletów w plecy.

Odpowiedz
avatar rafik54321
2 4

@Hideki: Chyba problem współczesnego świata jest taki, że właśnie najbardziej nagradza najgorsze mendy idące do celu po trupach, zamiast jednostki skore do współpracy. Po prostu egoizm się opłaca. Teraz dalej mi masa ludzi robi koło pióra, ale skoro cokolwiek zrobię mam kosę w plecach - po co się starać?

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
0 0

@rafik54321 "Chyba problem współczesnego świata jest taki, że właśnie najbardziej nagradza najgorsze mendy idące do celu po trupach". Przecież to jest definicja człowieka sukcesu, rekina biznesu. A co do przyjaźni, to po części się z tobą zgadzam. W dalszym ciągu mam 3 znajomych, których mogę określić jako przyjaciół, choć dość rzadko się widzimy. Ale jesteśmy w kontakcie i dobrze wiemy, że w razie czego jeden na drugiego może liczyć. Ale co ciekawe, poznaliśmy się jako dorośli ludzie, u których wiele znajomości się posypało, nie przeszło próby czasu. Mam bardzo sporadyczny kontakt z niektórymi ludźmi z podstawówki i żadnych przyjaciół z dzieciństwa.

Odpowiedz
avatar rafik54321
2 4

@pasjonatpl: czy to jednak nas doprowadzi do wyższego poziomu rozwoju? No niestety nie. Poza tym bliższa mi jest idea współzawodnictwa sportowego. Każdy ma swój tor i osiąga taki wynik jaki sobie wypracuje. Działanie po trupach to podkładanie kłód ludziom obok. Jeśli mimo wszystko miałbym zaryzykować nowe znajomości to właśnie wyłącznie z ludźmi którzy mają podobne doświadczenia co ja. Tylko takie znajomości ewentualnie mogę rozważyć, bo tu mam chociaż tę przesłankę, że skoro ktoś doświadczył tego samego co ja i też go to zabolało, to chyba sam tego samego nie zrobi, bo przecież tego doświadczył. Choć to i tak żadna gwarancja. Gospodarka powinna służyć zaspokajaniu ludzkich potrzeb, zysk powinien być efektem ubocznym tej działalności, a jest niestety dokładnie odwrotnie.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 2

@rafik54321: Nie wiem jaką jestes osobą, że przyciagasz tylko znajomych z ktorymi najlepiej szybko zerwać kontakt. Podany przykład o życzeniach.Nie jestem zbyt towarzyska osoba, jestem introwertykiem a w dziecinstwie bylam przesladowana w szkole za wyglad albo nawet za jakiekolwiek słowo. Mimo tego jako dorosła nawiazalam mnostwo kontaktow ze znajomymi z pracy. Mimo tego, że niespecjalnie te znajomosci podtrzymuje (czesto nie odpisuje, zapominam o urodzinach) to na swieta czy wlasne urodziny dostaje życzenia od nich. Pisza do mnie pierwsi. Może zastanow sie co moglbys zmienic w sobie, że takich ludzi przyciagasz.

Odpowiedz
avatar Poecilotheria
6 6

@rafik54321: "Pochodzę z typowej patorodziny. Prawie cała moja rodzina jest totalnie porąbana." - i to prawdopodobnie tutaj leży Twój problem. Budowanie i utrzymywanie relacji międzyludzkich, a także wybór odpowiednich osób do takich relacji, to umiejętność, której uczymy się od wczesnego dzieciństwa, uczymy się od najbliższego otoczenia, w głównej mierze rodziców. Tak jak uczymy się chodzić, mówić, wiązać buty - naśladujemy to, co widzimy. I teraz - jeżeli nigdzie nie miałeś dość bliskiego przykładu, jak powinny wyglądać zdrowe relacje, to skąd masz niby wiedzieć, jak to powinno być? Jasne, masz jakiś pogląd na to jak wygląda zdrowa, "normalna" relacja, ale z tym jest trochę jak z pieczeniem serniczka - możesz bardzo dobrze wiedzieć, jak wygląda, pachnie i smakuje sernik, ale bez znajomości przepisu sam nie upieczesz. Niestety, zakorzenione w naszej podświadomości schematy bardzo często rządzą naszym życiem. I niestety, jeśli nasze schematy nie są zdrowe, to podświadomie wybieramy na naszych najbliższych takich ludzi, którzy do tych niezdrowych schematów pasują... Jeśli rodzice Ci wbili, że nie jesteś ważny i winę za wszystko można zwalać na Ciebie, to podświadomie wiążesz się z ludzmi, którzy Ci ten schemat zrealizują - nie będziesz dla nich ważny i będzie się można z tobą poprzerzucać winą. Sprawdź sobie temat DDA i toksycznych rodziców. Sprawdź, czy się czasem nie zdziwisz, jak trafnie to co przeczytasz będzie pasowało. Pozdrawiam.

Odpowiedz
avatar Italiana666
1 1

@diriol: masz calkowita racje. Niestety wiele osob nie widzi albo nie chce widziec sygnalow, ze ktos jest chamem i bucem. Ja wychodze z zalozenia, ze problemami i sukcesami nalezy dzielic sie z mala liczba osob. Powiedzmy maksymalnie z 3 osobami. Innym, np. kolegom w pracy, mozna opowiadac co sie na urlopie robilo albo jakie ciasto sie upieklo.

Odpowiedz
avatar mama_muminka
3 3

@Poecilotheria To jest bardzo ważny komentarz. Skoro ktoś pisze, że jest z patologicznej rodziny, to najprawdopodobniej "ciągnie" go do patologicznych ludzi. Bardzo ciężko (ale się da!) zbudować wtedy dobry związek czy przyjaźń. Ciągle będziemy wpadać w ten sam schemat, aż dojdziemy do wniosku, że wszyscy tacy są. Nie są. Trzeba nad sobą popracować, zmienić swoje przekonania, schematy, mechanizmy i będzie dobrze!

Odpowiedz
avatar Ratman13
0 0

@aaaaglucha: Tu się z tobą zgodzę, ja po prostu ignoruję święta i tyle, nawet urodzin nie obchodzę,bo po co. Autorka powinna cieszyć się życiem.

Odpowiedz
avatar rafik54321
0 4

@Poecilotheria: odpiszę grupowo. Tak na prawdę mam cały szereg zaburzeń. DDA, depresję, osobowość WWO, nerwicę, napady lękowe, objawy psychosomatyczne oraz myśli samobójcze. Byłem na terapii, która przyniosła efekt odwrotny od oczekiwanego. Czytałem o psychologii i doskonale wiem że lekarze totalnie błędnie mnie zdiagnozowali (pomylili WWO z zaburzeniami adaptacyjnymi - klasyka). Nie chce mi się rozwodzić i rozpisywać. Wy już mnie oceniliście i wiecie swoje. Klasyka - najpierw ocenić, potem oskarżyć i wmówić winę :/ . Takie podejście właśnie odrzuca mnie w ludziach.

Odpowiedz
avatar RudaMaupa
0 0

@rafik54321: Z tego co czytałam w wątku, została oceniona Twoja wypowiedź, w której podbijasz problem autorki: "Sądziłem że jak ja zadbam o relację, o drugą osobę, to otrzymam to samo. Niestety tak to nie działa. Działa to zupełnie inaczej. Im więcej możesz, tym więcej masz "przyjaciół" i masz ich tak długo, jak się to dla nich opłaca. Jeśli możesz im coś ułatwić - będą do ciebie lgnąć, a potem porzucą w dołku. Dlatego również, jak autorka historii, po prostu zrezygnowałem z szukania jakichkolwiek znajomości. Po prostu nie warto. Z jednym kumplem znałem się 15 lat. Od pierwszej podstawówki. W końcu się pożarliśmy o jedną sprawę, nieźle się zdziwiłem jak od otoczenia usłyszałem że od kilku lat obrabiał mi odwłok za moimi plecami :/ . Jeśli ludzie których znasz latami, za których by człowiek dał sobie rękę odciąć potrafią ci wbić w plecy, to mnie właśnie przekonało że nie warto totalnie inwestować w znajomości z ludźmi." Zwrócono Ci uwagę, że mając złe wzorce relacji z młodości, jest prawdopodobne, że podświadomie powtarzasz je w życiu dorosłym, przyciągając pewne typy osobowości. Jeśli czytałeś o psychologii, to o tym zapewne też. To oczywiście może wpływać na Twoje postrzeganie relacji międzyludzkich i ok, trzymaj się tego jeśli musisz, natomiast mnie również ubodło to, że osobie z ewidentnymi problemami sprzedajesz to jako jakąś receptę - "masz przyjaciół tak długo jak się to opłaca". Twoje złe doświadczenia nie determinują wszystkich relacji międzyludzkich - i z tym tutaj duża część z nas dyskutuje. Mam nadzieję, że trafisz na terapię / terapeutę odpowiedniego do Twoich potrzeb, a przede wszystkim na odpowiednią diagnozę. Niestety, czasami chwilę to zajmuje, co jest frustrujące, natomiast mam nadzieję, że podejmiesz próbę znalezienia terapeuty, który Ci podpasuje i pomoże. Bliska mi osoba trafiła dopiero za piątym czy szóstym razem, po latach bezowocnych terapii pogarszających sprawę. Wiele osób ze spektrum autyzmu, późno zdiagnozowanych, również mówi o błędnych diagnozach; obawiam się, że na tego typu zagwozdki nie ma papierka lakmusowego, który walnie Ci kolor z Twoim problemem i wszystko będzie jasne. W każdym razie trzymam kciuki za Ciebie i poprawę tej oceny świata, która choć trochę zmniejszy mur, jaki wokół siebie tworzysz. Po krótkim opisie stwierdzam, że nie mam w ogóle startu do problemów, z jakimi się borykasz, a i tak pozbycie się mojego własnego osobistego muru było zajebiście trudne. Do tego parę innych rzeczy i powoli czuję, jak zmniejsza się poziom pewnego rodzaju podniesionego alertu w interakcjach, jak czuję się lepiej. Życzę Tobie tego samego, jakąkolwiek drogą.

Odpowiedz
avatar irulax
0 0

@rafik54321: Może i ckliwe, ale aż sobie zapiszę ostatnie zdanie. Przyznaję, że dotąd tego faktu nie brałem pod uwagę. Hmm, widać człowiek się uczy całe życie. Pozdrawiam. I jednak optymistycznie: wszystkiego dobrego w Nowym Roku.

Odpowiedz
avatar Poecilotheria
2 2

@rafik54321: Jak uważasz. Jeśli Ci powiem "hej, masz jakąś plamę na nosie, może tam znajdziesz chusteczki", to Twoim zdaniem mówię Ci to po to, byś mógł sobie ten nos wytrzeć, czy też dlatego, że Cię oskarżam o to że jesteś brudasem i wmawiam Ci, że to straszna wina i w ogóle oceniam jako nic niewartego syfiarza, bo jak sobie można nos pobrudzić? Jak myślisz, o co mi chodziło? A nie przeszło Ci przez myśl, że może ja też miałam plamę na nosie i gdy widzę, że ktoś ma podobną, to mu o tym mówię i sugeruję, jak się można takiej plamy pozbyć? Albo chociaż trochę ją zmniejszyć. Spytałabym, dlaczego aż tak negatywnie odbierasz wypowiedzi, które wcale nie są personalnym atakiem, ale chyba wcale nie muszę. Być może Twój mur z poczucia krzywdy jest już za gruby, żeby się coś pozytywnego przez niego przebiło. Zza muru łatwo jest pomylić rękę wyciągniętą na powitanie z ręką podniesioną do ataku, szczególnie, gdy się ten mur budowało w obawie przed atakiem i się spodziewa tylko ataku. Tak, czy siak, trzymaj się. Pozdrawiam

Odpowiedz
avatar Hideki
0 0

@rafik54321: Ze swojej strony dodam tyle, że ja nie pochodzę z patologicznej rodziny, a sztylety w plecy zaczęły się od podstawówki i to bez sygnałów ostrzegawczych. U mnie scenariusz wyglądał często tak, że z kimś kilka miesięcy/lat się przyjaźniłem, mieliśmy wspólne zainteresowania, spędzaliśmy dużo czasu razem, nie było żadnych manipulacji czy toksycznych zachowań, po czym nagle sztylet w plecy.

Odpowiedz
avatar Bryanka
16 22

Tegoroczne święta spędziłam z mężem tak jak Ty z niedoszłym facetem - przed TV grając w gry. Zrobiłam pseudo tradycyjną kolację, którą zjedliśmy w przerwie między jedną grą, a drugą. Sylwestra spędziliśmy w pidżamach oglądając Iron Mana i idąc wcześnie spać. Widzę, że masz problem z nawiązywaniem relacji z innymi ludźmi. Może warto wybrać się na terapię najpierw indywidualną, a potem rozszerzyć to na grupową? Nie wszyscy single chcą tylko zaruchać, jest wiele osób w podobnej sytuacji co Ty.

Odpowiedz
avatar Painkiler
2 2

@Bryanka: Żeby była szczęśliwa, to musi najpierw określić priorytety w życiu ;)

Odpowiedz
avatar irulax
0 0

@Bryanka: Wigilia to taki dzień w którym oczekuje się wspólnoty z bliskimi. To przejawia się na różne sposoby. Akurat w przypadku tej dziewczyny ciężko nawet o jakiś optymizm, ponieważ nie ma nawet jednej osoby która chciałaby ją realnie podnieść na duchu. Sytuacja ciężka ale nie beznadziejna.

Odpowiedz
avatar kartezjusz2009
9 13

Samotność z pewnością jest dużym problemem. I piekielność społeczeństwa, które w tradycji ma ten dodatkowy talerz, ale jak przychodzi co do czego - nie zaprosi nikogo do stołu. Wprawdzie z opisu Twojej sytuacji to wprost nie wynika, ale może w Twoim zachowaniu jest gdzieś desperacja? To bardzo często odstrasza ludzi. A może wręcz odwrotnie, opowiadasz, że jesteś samotna, ale nigdzie nie wspominasz, że czujesz się przez to źle i ludzie po prostu nie wiedzą, że to jest dla Ciebie problem? W każdym razie ja na Twoim miejscu bym spróbował delikatnie "wprosić się" na do kogoś na kolację wigilijną. Kogoś, kogo poznałem dość dobrze, żeby nazwać "dobrym kolegą/koleżanką" i uzasadnił, że chciałbym z kimś spędzić chociaż tyle ze świąt. Wiem, że to wbrew kulturze, ale sytuacja jest po prostu niecodzienna i jeśli ktoś jest o dobrym sercu, to przecież nie odmówi. Ale nie wpraszałbym się dwa razy do tej samej osoby - to już by było nadużycie gościnności.

Odpowiedz
avatar livanir
7 9

Może poszukaj Wigilii dla samotnych? Albo na FB napisz, że siedzisz sama w Święta i chętnie zrobisz za nie zapowiedzianego goście? Przyjęłabym, bo rok temu sama siedziałam sama(z własnego wyboru, nie lubię mojej rodziny). Wiem, że czujesz się samotna, ale posiadanie rodziny na święta wcale nie sprawia, że święta są fajne. Może coś bardziej społecznego niż siłownia? Sama uwielbiam moje wigilie klubowe i kocham ich, a moi uczniowie są dla mnie rodzina... I dodatkowym tuzinem na pogrzebie(zabrzmiało trochę makabrycznie).

Odpowiedz
avatar Librariana
17 17

A może wolontariat? Mali Bracia Ubogich zajmują się organizowaniem towarzystwa dla samotnych seniorów - odwiedzasz taką osobę raz w tygodniu, na pogaduszki, na spacer albo do kina, a Święta też możecie spędzić razem - nie tylko pomożesz sobie, ale też zapewnisz komuś choć trochę mniej samotną starość.

Odpowiedz
avatar Aniela
0 0

Jest

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 3 stycznia 2023 o 14:53

avatar Aniela
9 9

Dołącz do jakiejs społecznosci na FB, moze hobbystyczne? A moze ogólne grupy zyczliwe innym ( napisz priv podesle namiary). Nie raz dziewczyny na moich grupach umawiają się na kawę, nieraz oferowały zaproszenie obcej osoby na święta, zeby nie była sama, albo ktoś jechał zawieźć jedzenie do szpitala współgrupowiczce, która leżała 200 km od swojego domu. Są na świecie życzliwi ludzie, może niekoniecznie na nich potrafisz trafić.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
13 19

To co się dzieje w twojej głowie to praca dla psychologa albo psychiatry. Oczekiwanie, że koleżanki z biura nie będą rozmawiać o bożonarodzeniowych przygotowaniach i problemach tylko dlatego, że ty masz traumę, jest nierealistyczne. Twoje potrzeby psychiczne są twojsze, ale traktowanie ich jako ważniejszych od potrzeb całej reszty osób w biurze jest po prostu chore. I nie mówię tego jako obelgi, mówię to dosłownie w sensie choroby. Musisz to przepracować, i przestać oczekiwać że ktokolwiek, poza może twoimi najbliższymi, się do ciebie dostosuje. i od razu uprzedzając, ciotka z którą nie utrzymywałaś kontaktu dopóki nic od niej nie potrzebowałaś nie kwalifikuje się do osób najbliższych. Nie w tym kontekście.

Odpowiedz
avatar digi51
3 9

@bloodcarver: Ale w tekście nie ma nic o tym, że piekielne jest rozmawianie o świętach, tylko wmawianie komuś, że ma się cieszyć z bycia samotnym. Tak samo piekielne byłoby gdyby autorka kazała koleżankom cieszyć się ze spotkań z plującą im w twarz teściową, bo lepsze to niż być samemu. Takie przemyślenia można zachować dla siebie - szczególnie, że podejrzewam, że żadna z tych koleżanek tak naprawdę autorce wcale nie zazdrości, tylko rzucają takimi uwagami bez zastanowienia. Takie komentarze są równie głupie co mówienie kobiecie, która chciałaby, a nie może mieć dzieci, że ma się z tego cieszyć, bo dzieci brudzą i dużo kosztują. Na pewno bardzo ją to pocieszy!

Odpowiedz
avatar mujer_verdadera
0 4

@bloodcarver zanim polecisz komukolwiek wizytę u psychiatry najpierw wybierz się na lekcję czytania ze zrozumieniem

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
12 12

Nie chcesz być sama, ale też wkurza cię konieczność zmiany nawyków ze względu na drugą osobę. Tego nie da się pogodzić. Także znajdź kogoś, kto ci pomoże się z tym uporać, prawdopoodbnie profesjonalny terapeuta. A do swojej ciotki nie miej pretensji. Ja na jej miejscu zrobiłbym to samo. Tzn. jestem trochę taki jak ty, a z większością rodziny nie utrzymuję kontaktów z wyboru i dobrze mi z tym. Także gdyby ktoż z rodziny, z kim nie miałem kontaktu od lat, nagle zadzwonił, pogadał i za kilka dni chciał się do mnie wprosić z jakiejkolwiek okazji, to niech o tym zapomni. Jak już to postaraj się utrzymywać z nią stały kontakt i wtedy spróbuj się wprosić na jakąś rodzinną uroczystość albo zaproś do siebie. Ale nie dzwoń na krótko przed świętami, nie utrzymując z kimś kontaktu przez resztę roku. A tak poza tym to trawa zawsze jest bardziej zielona po drugiej stronie. Twoim znajomym z pracy wydaje się, że masz naprawdę fajnie, bo nie musisz się martwić całym tym świątecznym cyrkiem, kłotniami z rodziną itp. Tobie z kolei wydaje się, że nie ma nic gorszego niż spędzenie świąt samotnie, bo takich kłótni czy kompletnej patologii z przemocą włącznie nie doświadczyłaś. Twoi rodzice z jakichś powodów nie utrzymywali kontaktów z większością rodziny. Może po prostu byli z natury bardziej samotnikami jak ty, a może mieli dobre powody, żeby nie utrzymywać tych kontaktów.

Odpowiedz
avatar irulax
1 1

@pasjonatpl: Chyba masz rację: albo wkrótce kogoś normalnego "upoluje", albo tylko terapeuta. Z czasem coraz trudniej przełamać utrwalone nawyki. U mnie rodziny jak mrówków, więc nawet nie mogę sobie wyobrazić co ona przechodzi.

Odpowiedz
avatar KarmazynowaNoc
-3 9

Rozumiem Cię, zwłaszcza że ten opis może dotyczyć mnie za ileś lat. Jestem jedynaczką, tak jak mój ojciec. Dla ojca i babki zawsze ważne były pieniądze i wygoda, a nie rodzina. Nie lubią swoich krewnych, więc większości z nich nawet nie znam. Mama ma dwie siostry. Jedna chora na schizofrenię. Mieszka z moją babcią, która stosuje wobec niej przemoc psychiczną. Ciocia jest naiwna jak dziecko, nie można jej ufać, bo pomimo tego, że lubi mnie i moją mamę, i tak wszystko co od nas słyszy, powtórzy swojej matce. Moja babcia od strony mamy ma bardzo skrajny charakter. Na przemian kocha i nienawidzi. Nie potrafi lubić jednocześnie wszystkich swoich dzieci. Gdy któraś córka jest zbyt blisko niej, na każde skinienie, babka zaczyna ją gnębić. Kiedyś zabroniła nam przychodzić nawet pod blok, choć nic jej nie zrobiłyśmy. Mówiła też, że według niej ja i mama chciałyśmy ją zabić. I jak tu dyskutować z kimś takim? Moja mama ma jeszcze drugą siostrę, która nie utrzymuje za bardzo kontaktów z nikim ze swojej rodziny, wsiąkła w rodzinę męża. Sama mam kontakt tylko z kilkoma osobami spośród kuzynostwa, w dodatku dalszego. Niestety, sporadyczny, bo ono ma swoje rodziny i życia. Nie będę się napraszać, choć wiele razy próbowałam. Mam ponad 20 lat i od wielu lat żyję ze świadomoscią, że kiedyś zostanę całkiem sama. Muszę trzymać się z obcymi. Kocham mamę nad życie i zawsze byłam do niej przywiązana. Ludzie mówili, że jestem dziwna. Zawsze byłam zbyt poważna, miałam swoje zainteresowania, nie układało mi się z ludźmi. W dzieciństwie czułam się bardzo samotna i zazdrościłam tym, którzy mają rodzeństwo. Święta spędzam zazwyczaj tylko z mamą. Jeśli będę chciała mieć więcej osób w domu, uda mi się tylko w sytuacji założenia rodziny. Samotność to jedna z najgorszych możliwych rzeczy, które mogą spotkać człowieka. Chciałabym 3 albo 4 dzieci, żeby w moim domu wreszcie gościły gwar i radość, żeby moje dzieci miały najpierw z kim się bawić, a potem mieć towarzystwo i oparcie. Oczywiście, jeśli odważę się wejść w związek. Zapomniałam dodać, że mój ojciec to przemocowiec, przez geny i jego zachowanie zaczęłam siwieć kilka lat temu. Nie chcę go znać. Obawiam się, że trafię na kogoś takiego jak on. Do mojego 12. roku życia mamił mnie i mamę, że będą mieć kiedyś drugie dziecko. Ja i mama tego chciałyśmy. W końcu stwierdził, że "nie będzie zap*** na drugie dziecko". Zrobiono mi krzywdę tym, że pozbawiono mnie rodziny. W jedynactwie nie ma nic fajnego, wymysł współczesnych, niby bardzo oświeconych, a tak naprawdę egoistycznych ludzi. To nie jest naturalne, aby dziecko wychowywało się bez rówieśników. Szkoła to nie wszystko, bo jeśli dziecko nie będzie spotykać się z innymi dziećmi poza lekcjami, może nie nawiązać z nimi głębokich więzi. Może za kilka pokoleń, gdy będzie więcej ludzi takich jak Ty, zupełnie bez rodziny, ludzie zrozumieją, że warto mieć chociaż 2 dzieci. Mówię o tych, którzy z wyboru mają 1 dziecko, o nich mam złe zdanie, to, że ktoś nie może mieć, to inna sprawa. Jestem z natury bardzo rodzinna, ale nie mam jak się realizować.

Odpowiedz
avatar Aniela
5 7

@KarmazynowaNoc: Krzywdą jest przemocowowy dom a nie jedynactwo. Mało historii o rodzeństwie, które się nienawidzi? Bo zawsze było ich dużo, zawsze był problem z podstawowymi rzeczami, bo brat ciągle dokuczał, siostra obgadywała? Idź przepracuj swoje traumy a nie zwalaj wszystko na bycie jedynaczką, bo zdecydowanie nie w tym jest problem. Znam dużo jedynaków, mają przyjaciół, mają fajne rodziny. Nie widzą w tym nic złego. Znam też rodzeństwa, które nie kontaktują się ze sobą bo są skłoceni. Posiadanie lub nie rodzeństwa nie czyni z nikogo kogoś lepszego/gorszego.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
2 2

@KarmazynowaNoc A skąd wiesz, że z rodziną, nawet najgorszą, jest lepiej. Trochę lat już mam i jedną z rzeczy, których życie mnie nauczyło, to to, ze z zewnątrz albo w naszej wyobraźni wszystko wygląda inaczej niż jak się znajdzie w samym środku czegoś. Wszystko ma wady i zalety, ale patrząc na coś z zewnątrz, z dystansu, często nie widzimy wad. Zwłaszcza w przypadku rodziny, bo największe atrakcje zwykle mają miejsce za zamkniętymi drzwiami.

Odpowiedz
avatar Nimfetamina
0 0

@KarmazynowaNoc: Tak jak napisała @Aniela, problem nie leży w Twoim jedynactwie. Sama jestem jedynaczką i uważam, że między innymi dzięki temu miałam zajebiste dzieciństwo i okres dorastania (wszystko dla mnie, rodzice skupieni na jednym dziecku, spokój). Teraz też nie brakuje mi wcale siostry czy brata. A rodzinę i przyjaciół mam super. Twój problem polega na tym, że masz toksyczną rodzinę, która Cię w jakimś stopniu straumatyzowała, co powinnaś moim zdaniem spróbować przerobić z terapeutą.

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
5 5

Strasznie smutna ta historia. Taka samotność jest chyba wręcz przytłaczająca. Nie wyobrażam sobie tego i bardzo, bardzo Ci współczuję

Odpowiedz
avatar Ohboy
6 12

Ostatni akapit, Jezuuu. Jesteś samotna, częściowo sama się do tego przyczyniasz swoim zachowaniem i nie masz pojęcia, jak to wygląda, gdy ma się wredną teściową, a matka wiecznie wszystko krytykuje, więc możesz sobie końcówkę wsadzić w zadek. :D Jedyną piekielnością w tej przegadanej historii jest koleżanka, która mówiła o mieszkaniu. Inne koleżanki? Jeśli nie chcesz, żeby próbowały cię tak pocieszać, to po prostu im o tym powiedz.

Odpowiedz
avatar Jerry_Cornelius
9 9

Smutna twoja jest historia. Jednakże chciałbym nadmienić, że związek z druga osoba to jest sztuka kompromisów…

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 4

Częściowo rozumiem, bo bedac na emigracji tez jestem sama. Wydaje mi się jednak, że potrzebujesz terapii bo nie potrafisz nawiazac zdrowych kontaktow nawet ze znajomymi z pracy. Ostatnie dwa lata pandemii nie moglam przyjechac do Polski do rodziny i grozila mi samotnosc na swieta (cała rodzina w Polsce, nie mam dzieci ani partnera), a jednak tydzien przed swietami dostalam kilka zaproszen na wigilie od różnych koleżanek i musiałam sie zdecydować kogo wybrać:)

Odpowiedz
avatar szafa
4 6

Ach, cóż za wspaniałe wyznanie... " cieszcie się w następne Święta z odwiedzin wrednej teściowej, z przytyków matki, z niewygodnych pytań, z kupowania dzieciom prezentów, z lepienia pierogów - to znaczy, że macie wokół siebie ludzi, dla których macie po co żyć." a teraz wyobraź sobie, że ja ci powiem "ciesz się, że masz święty spokój, nie masz wrednej rodziny i upierdliwego faceta". No i co? Ja jestem ta piekielna, bo jak ja śmiem mówić ci takie rzeczy, gdy ty jesteś NIESZCZĘŚLIWA, ale ty możesz pomniejszać cudze problemy i wmawiać im, że jest im dobrze i nie mają prawa narzekać. Po drugie, "Wiem, że wiele osób marzy o niezależności, wolności i to ma swoje plusy, ale po pewnym czasie naprawdę już nie bawi. " Ja mam 37 lat i mnie to dalej niezmiennie bawi. Moje ulubione święta to samotne święta. Jestem SZCZĘŚLIWA, że nie słucham jęczenia rodziców i siostry i ich ciągnięcia mnie w dół, jestem SZCZĘŚLIWA, że nie mam już żadnego toksycznego faceta, jestem szczęśliwa, że nie mam dzieci, a jak będę chciała być kochana, to sobie kota wezmę ze schroniska. Moje życie ma swoje minusy, ale cieszę się tym, jakie jest. A tobie jest źle, że jesteś sama, ale jest ci też źle z wszystkimi ludźmi dookoła, takie mam wrażenie i jeszcze wszyscy są źli, bo nie są wystarczający uwrażliwieni na twoje potrzeby. Działasz w trybie jestem nieszczęśliwa i będę nieszczęśliwa i z takim nastawieniem nigdy nie będziesz zadowolona.

Odpowiedz
avatar nieDuzaJola
1 1

Hmm. Tak sobie pomyślałam, a może rzeczywiście jakiś wolontariat w domu dziecka lub w jakimś domu starości. Jak się z kimś tam nawiążesz kontakt to możesz zaprosić potem na święta, albo po prostu w tej placówce pomóc zorganizować wigilię i z nimi spędzić. Moja znajoma kiedyś zapraszała pewne rodzeństwo z domu dziecka na święta, ferie (starała się o ich adopcję, a trwało to niestety latami). Można spróbować też zrobić kurs i zostać rodzicem zastępczym.

Odpowiedz
avatar Italiana666
3 3

Ja tez nie mam rodziny. W sumie mam, ale nie chce miec z nia kontaktu. Moja decyzja. U mnie w domu rodzinnym wigilia jest straszniejsza od takiej w samotnosci. Przy kolacji czesto zapada milczenie. Jestesmy sobie obcymi ludzimi, ktorzy sie soba nigdy nie interesowali i nie interesuja. Ewentiualnie babcia opowie po raz 100 o swoich chorobach, a moja mama o tym, ze ja w pracy wykorzystuja. Na moj przyjazd oczekuje babcia, ktora chce zebym jej posprzatala mieszkanie. Tylko to ja interesuje. Ja jako osoba nie jestem wazna. Samotnosc w otoczeniu innych jest dla mnie gorsza. Wydaje mi sie, ze jest duzo osob takich jak ty czy ja. Wyjscie z tej sytuacji jest trudne.

Odpowiedz
avatar annabel
3 3

Wiem co czujesz, jestem w podobnej sytuacji. Sama, introwert, tysiace km od rodziny. Ale w tym wieku na relacje z innymi sie pracuje, albo sie akceptuje samotnosc. Jezeli caly rok nie wyjdziesz ze swojej skorupy (nawet przeciw swoim przyzwyczajeniam i wygodzie), trudno czekac, ze ktos bedzie cie z niej wyciagal tej jeden raz w roku. Lubie swoja samotnosc i cisze, ale pracuje nad przyjazniami, bo 1.chce byc ludziom przydatna, pomocna i potrzebna, 2. wiem, ze ja tez moge potrzebowac przyjazni i pomocy. Moi przyjaciele respektuja kiedy chce byc sama, ale ja tez wychodze im naprzeciwko z mojej kryjowki. Polecam zaczac dawac.

Odpowiedz
avatar Anexoza
1 1

Czy mieszkasz w dużym mieście? Jeśli tak, to pewnie funkcjonują grupy na fb, które zrzeszają ludzi szukających towarzystwa do każdego rodzaju aktywności - spacery, planszowki, rowery, góry, w większej grupie, na dwuosobowe spotkanie przy kawie. W Krakowie jest to grupa Wspak, skrót od Wspólne Spędzanie i dalej nie wiem :) takich osób jak Ty jest mnóstwo, daj sobie i im szansę

Odpowiedz
avatar licho13
2 2

Może jakis wolontariat by Ci poprawił humor. Pomagając ludziom w jeszcze gorszej sytuacji i zrobisz cos pożytecznego,wyjdziesz z domu i poznasz fajnych ludzi. Np organizacja "food not bombs"

Odpowiedz
avatar SmoczycaWawelska
0 0

Może robić co zechce i kiedy zechce, nikt jej nie bałagani w mieszkaniu i nie wyjada zapasów z lodówki, może się bawić na wyjazdach singielskich, nie musi się martwić, że po śmierci bliscy wpadną w depresję albo pokłócą się o spadek... Czytałam tę historię i płakać mi się chciało. Wiem, że dla autorki to są realne problemy i nigdy nie śmiałabym tego wyśmiewać tekstami typu "chciałabym mieć takie problemy", ale... w sumie chciałabym! No dobra, a teraz na poważnie. thelightestshadeofpale, jako osoba samotna masz inne problemy niż koleżanki z dużymi rodzinami. Nie większe, nie mniejsze, nie poważniejsze, nie zabawniejsze, ale po prostu inne. Porównywanie ich w ramach licytacji "kto ma gorzej" jest pozbawione sensu. Napisana przez Ciebie historia świadczy o tym, że nie jesteś zadowolona ze swojej sytuacji, zatem Twoja samotność stanowi dla Ciebie problem. Tego, co stało się w przeszłości, nie zmienisz. Co więcej ani sytuacja rodzinna, ani facet o innych priorytetach życiowych (a co za tym idzie również innym pomyśle na spędzanie świąt), ani partner Twojej koleżanki, ani realia wyjazdu dla singli, ani chamstwo pracownicy siłowni nie jest Twoją winą. Musisz się zdecydować co chcesz w życiu osiągnąć - czy wolisz polubić swoją samotność, czy potrzebujesz znaleźć kogoś bliskiego - i zacząć działać w stronę osiągnięcia tego. Bo niestety, w życiu nie da się mieć ciastka i zjeść ciastka - zarówno samotność, jak i towarzystwo ma swoje plusy i minusy. Życzę Ci, żebyś odnalazła swój sposób na szczęście, jakikolwiek by on nie był, i odzyskała radość życia, która pozwoli Ci nie przejmować się komentarzami koleżanek z pracy.

Odpowiedz
avatar MrMax
0 0

Ciężko się to czyta i naprawdę współczuję Tobie. Widać, że potrzebujesz kontaktu z innym człowiekiem. Myślę, że dobrym rozwiązaniem było by na początku umówienie się na wizytę u jakiegoś psychologa byś mogła wypracować to wszystko. Nie lekceważ niektórych objawów bo mogą być one początkiem depresji. Spróbuj znaleźć coś co da Tobie radość, co pozwoli choć na trochę odciąć się od prozy życia codziennego, poszukaj może jakichś grup tematycznych, kursów, wolontariatów. Czegokolwiek gdzie mogła byś zawiązać jakieś bliższe relacje. Nie bój się potknięć i nie zniechęcaj się może nie za pierwszym a czasem nie za 10 podejściem ale w końcu może coś zadziałać. Co lubisz robić? Co sprawia Tobie przyjemność? Mam dość sporo różnych zajęć może będę w stanie coś podpowiedzieć :)

Odpowiedz
Udostępnij