Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Piekielne dzieci i ich jeszcze piekielniejsi rodzice. Najpierw opis sytuacji, która skłoniła…

Piekielne dzieci i ich jeszcze piekielniejsi rodzice.

Najpierw opis sytuacji, która skłoniła mnie do przemyśleń:

Wczoraj miałam telefon od wychowawczyni. Otóż moje dziecko (piąta klasa SP) nie przyniosło na technikę tego, co przynieść powinno. Mea culpa, była informacja na dzienniku elektronicznym, którą przegapiłam. Córka nie ma dostępu do DE ze swojego telefonu, być może powinna, przemyślę. Ale ja nie o tym.

To, że dziecko było nieprzygotowane, to pikuś. Zgłasza nieprzygotowanie i dostaje jakieś zadanie do wykonania w zamian. Ale moja córka, do spółki z drugą, tak samo mądrą, zaczęła monolog na temat tego, że:

To jest wszystko nie fair. Jak w ogóle ktoś może wymagać od niej przygotowywania się do lekcji.
Jak by to było fajnie, nie musieć chodzić na technikę, ile ciekawych rzeczy można by porobić.
A tak w ogóle to wszyscy mają im dać święty spokój.

Gdy zaalarmowana wychowawczyni przeprowadziła z nią dyscyplinującą rozmowę, usłyszała tylko "Dziękuję, że zmarnowała pani mój czas".

Myślałam, że mnie szlag najjaśniejszy na miejscu trafi.
Wyjaśniłam smarkuli, że:
1) Jak jest nieprzygotowana, to jest nieprzygotowana. Zgłasza, że nie wiedziała co trzeba przynieść i na tym rozmowa się kończy.
2) Z techniki wypisać się nie wolno, a choćby nawet, to ja bym się nie zgodziła, bo to całkiem pożyteczny przedmiot. A wygłaszanie takich tekstów jest brakiem szacunku do nauczyciela.

Tutaj pragnę zaznaczyć, że w szkole mojej córki występuje daleko idący szacunek do drugiego człowieka. Nauczyciele używają słów "proszę", "dziękuję" i tego samego oczekują od uczniów. Nie ma tam miejsca na obelgi i inne takie.

3) Jeśli pani wychowawczyni prosi ją na rozmowę, to na pewno nie w celu zmarnowania jej jakże cennego czasu, tylko dla jej dobra.

Moje dziecko wysłuchało moich słów, spojrzało na mnie, jakbym mu matkę harmonią zabiła, strzeliło focha i poszło do siebie. Znaczy uznało swoją winę i potrzebuje chwili na ochłonięcie, inaczej by się kłóciło.

Po paru minutach córka mnie przeprosiła. Dziś rano przeprosiła też obie nauczycielki. Wyjaśniła, że działała pod wpływem emocji i nie do końca panowała nad sobą. Jej koleżanka również przeprosiła.

Ja natomiast odebrałam drugi telefon z informacją, że wychowawczyni jest pod dużym wrażeniem mojej interwencji i że gdyby wszyscy rodzice tak robili.

Tak, tylko że ja właściwie nic nie zrobiłam! Kilka zdań, co to jest?

I w ten sposób przechodzimy do piekielności właściwej:

Są rodzice, którzy nie robią nawet tego. W jednej ze starszych klas jest dziewczynka, która regularnie leje innych uczniów (mojej córki na szczęście nie rusza). Nauczyciele interweniują, ale co z tego, skoro rodzice olewają sprawę? Niektórzy uczniowie przeklinają, dokuczają innym dzieciom. Rodzice nic.

Czy to tak ciężko poświęcić swojemu dziecku z pół godziny dziennie? Nie mówimy o przedszkolakach, które wymagają stałego dozoru, mówimy o młodzieży w wieku dojrzewania, która jest w 90% samodzielna, ale wciąż jeszcze potrzebuje pewnego ukierunkowania, dobrej rady, czasem ochrzanu. Rozmawianie z dzieckiem, niezależnie od wieku, ogólnie jest niezbędne. Dziecko musi czuć, że obchodzi nas jego życie, jego przyjaźnie, jego uczucia i jego zachowanie.

Jeśli nie dostanie tej uwagi, będzie próbowało ją na siebie ściągnąć rozmaitymi sposobami i nie wszystkie nam się spodobają.

dziecko wychowanie

by singri
Dodaj nowy komentarz
avatar pasjonatpl
0 4

W przypadku uczniów bijących innych, to chyba jednak powinno się przywrócić kary cielesne. Myślisz, że możesz bezkarnie bić słabszych, bo twoi rodzice na to pozwalają? No to się zdziwisz.

Odpowiedz
avatar singri
2 2

@pasjonatpl: Na razie stosowana jest izolacja.

Odpowiedz
avatar singri
1 1

@pasjonatpl: Poza tym ona nie bije słabszych, powiedziałabym, że wręcz przeciwnie. Ona prowokuje bójki.

Odpowiedz
avatar helgenn
3 5

@pasjonatpl: nie wiem jakie jest rozwiązanie, ale agresja rodzi kolejna agresję i to jest błędne koło.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
3 3

@singri: I jak działa izolacja? @helgenn Wiem o tym, ale w przyadku, kiedy rodzice nie reagują, czyli mają to gdzieś, albo wręcz pochwalają takie zachowania...

Odpowiedz
avatar singri
3 3

@pasjonatpl: Tak se. Myślę, że w tym wypadku najlepiej by się sprawdziło, jakby ona po prostu oberwała od innych uczniów... Ale nie wolno...

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
1 1

@singri A to już kompletna paranoja. Samoobrona zawsze powinna być dozwolona. Jak ktoś cię atakuje, masz prawo się bronić. Tak samo jak uczeń zaatakowałby nauczyciela, to ten powinien mieć prawo odpowiedzieć tym samym i spuścić mu łomot. Oczywiście bez sadyzmu.

Odpowiedz
avatar Bitteeinbit
5 5

Moi rodzice ze mną nie rozmawiali, ale tez problemów im nie sprawiałam. Do pewnego momentu, jak szkole regularnie olewałam, moja ciotka, zamiast do moich rodziców, przyszła do mnie na rozmowę. Po niej jako 15to latka przemyślałam pare spraw i wzielam sie w garść. Masz 100% racji, z dzieckiem trzeba rozmawiać nie zależnie od wieku.

Odpowiedz
avatar franciszka
2 2

na wszystko się dzieciom teraz pozwala i przez to hoduje się obrzydliwe bachory zamiast wychowania młodych ludzi. boję się myśleć co będzie jak pokolenie alfa wejdzie w okres dojrzewania. szkoda że rodziców takich jak ty jest coraz mniej. a widać to po fakcie że dostałaś pochwałę za zupełnie moim zdaniem (i twoim chyba też) normalne podejście do problemu.

Odpowiedz
avatar mama_muminka
1 3

Nie do końca rozumiem początek tej historii. Nauczyciel o tym, co dziecko ma przynieść informuje rodziców zamiast dzieci? Szkoła to sprawa dzieci. To one mają ogarniać i pamiętać. Ale żeby mogły to robić, ktoś najpierw musi im udzielić takiej informacji. A nie wpisywać w DE, do którego nawet nie mają dostępu.

Odpowiedz
avatar singri
2 2

@mama_muminka: u nas taka informacja jest na dzienniku. Być może jest też przekazywana na lekcji, ale wątpię.

Odpowiedz
avatar mama_muminka
4 4

@singri Ech, jak te dzieci mają zdobyć te kompetencje organizowania sobie pracy, skoro środowisko, w którym miałyby się tego nauczyć aktywnie im to utrudnia. Szczerze mówiąc mam wrażenie, że właśnie planowanie pracy, ustalenie swoich systemów pamiętania o rzeczach itp są jedyną rzeczą jaką realnie wyniosłam ze szkoły. Budowy pantofelka już nie pamiętam, ale system listy/kartki na drzwiach oraz plan tygodnia, żeby nie zapomnieć o czymś ważnym jest ze mną do dzisiaj :D

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
0 0

@mama_muminka: Prawdopodobnie chodzi też o to, żeby rodzic wiedział, co się dzieje, a nie niektórzy palą głupa, że nic nie wiedzieli, a inni dowiadują się dopiero na wywiadówkach, jeśli się pojawią. Tzn mogą się nie pojawić, bo mają to gdzieś, a mogą mieć pilniejsze sprawy na głowie i mimo że jak najbardziej się interesują sprawami dziecka, to dowiadują się wszystkiego o wiele za późno.

Odpowiedz
Udostępnij