Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Często spotykam się ze stwierdzeniem, że matki wychowują synów dla innych kobiet.…

Często spotykam się ze stwierdzeniem, że matki wychowują synów dla innych kobiet. Zastanawiam się, czy nie powinna to działać także w przypadku córek?

Tak, jestem tą niedobrą, wredną teściową dla mojej synowej. Tak przynajmniej ocenia to ona i jej rodzina.

Mam dwóch synów, z czego jeden jest już dorosłym, samodzielnym człowiekiem, od dwóch lat też mężem.

Synów staraliśmy się z mężem wychować na dobrych, odpowiedzialnych ludzi. Mój mąż jest pracowitym, opiekuńczym mężczyzną i był wzorem dla naszych synów. Każdej kobiecie życzę takiego męża i oczywiście byłabym dumna, gdybym kiedyś mogła powiedzieć, że moi synowie tak traktują swoje żony, jak mnie traktuje mąż.

Nigdy nie chciałam wtrącać się w życie dorosłych dzieci i nadal staram się tego nie robić, ale przychodzi mi to coraz ciężej.
Mój syn poznał żonę na studiach. Dziewczynę od początku polubiłam, choć powiedzmy, że była z nieco innej bajki, ale przecież nie każdy musi być taki sam. Zaakceptowałam też, że czasy się zmieniają i kobiety mają nieco inne podejście do życia niż moje pokolenie.

Po dwóch latach spotykania się, jeszcze na studiach, syn się oświadczył i przyszło nam poznać rodziców synowej.
Pierwsze spotkanie u nas przebiegło w porządku, nie byli to ludzie, z którymi mogłabym się zaprzyjaźnić, ale cóż, to tylko swaci, nie będziemy się przecież co tydzień na kawkę spotykać.
Kolejne spotkanie, tym razem u nich, już mnie trochę zirytowało. Nie oczekiwałam nie wiadomo jakiego przyjęcia, ale ugoszczono nas w po prostu brudnym mieszkaniu. Nie chodzi o to, że mieszkanie było zaniedbane, nieodremontowane albo panowało nieład. Tam był po prostu syf, kłęby kurzu w kątach, dywany z wdeptanymi resztkami jedzenia i resztki stolca na ściankach toalety.

Mimo, że byliśmy umówieni na obiad, poczęstowano nas jedynie kawą. Gdybyśmy się umówili na kawę - nie oczekiwałabym nic więcej. Gdy mąż wyraził swoje zdziwienie, mówiąc, że musieliśmy coś źle zrozumieć, bo myśleliśmy, że umawiamy się na obiad, tak jak było u nas, swatowa rzuciła głupio uwagą, że chyba przyszliśmy porozmawiać, a nie najeść się za darmo. Widziałam po moim synu, że jest mu głupio, synowej - w ogóle, nawet zasugerowała, że jak jesteśmy głodni, to możemy sobie pizzę zamówić, bo obok jest niezła pizzeria.

Nie miałam zamiaru tego komentować. Z mężem po spotkaniu wymieniliśmy się uwagami, natomiast wyszliśmy z założenia, że jedno nieudane spotkanie z przyszłymi swatami to nie dramat.
Niedługo przed ślubem synowa obroniła pracę magisterską i razem z synem ustalili, że zajmie się dopięciem wesela na ostatni guzik, a potem będzie się martwić o pracę, mój syn już wtedy pracował w zawodzie i spokojnie był w stanie ich utrzymać, szczególnie, że mieszkali w należącym do nas mieszkaniu i płacili tylko za rachunki.

O weselu nie będę się rozpisywać. W kontekście tej historii znaczenie ma tylko, że rodzice panny młodej schlali się i państwa młodych swoim zachowaniem doprowadzili prawie do łez i ok.1:00 poprosiliśmy dalszych członków rodziny synowej, aby zabrali ich do domu.

Młodzi więc weszli na nową drogę życia z turbulencjami, ale byli szczęśliwi.

Z synem mamy dobry kontakt - staramy się nie wściubiać nosa w prywatne sprawy małżeńskie, ale nasze drzwi zawsze są dla nich otwarte i syn wie, że może się do nas zwrócić z każdym problemem.

I tak niedługo po ślubie syn rzucał mimochodem, że żonie coś słabo idzie szukanie pracy. Było to dziwne, gdyż ma wykształcenie ekonomiczne, które moim zdaniem otwiera drzwi do wielu zawodów. Cóż mogliśmy poradzić - podsunęliśmy kilka adresów naszych znajomych, którzy mogliby pomóc, ale synowa żadnym z tych kontaktów się nie zainteresowała.

Po pewnym czasie zauważyliśmy w zachowaniu syna pewien rodzaj sinusoidy - były okresy, kiedy przychodził do nas prawie codziennie, a następnie kontakt przygasał na kilka tygodni. Wydawał się często przygaszony, ale nigdy się nie skarżył i nigdy się tego nie spodziewaliśmy, bo zawsze mówiliśmy synom, że najpierw rozmawia się z żoną/mężem i rozwiązuje problemy w dwójkę, a dopiero potem idzie ewentualnie po poradę. Biorąc to pod uwagę - zaniepokoiliśmy się, gdy syn końcu poprosił nas o rozmowę.

Niestety, niedługo po ślubie w małżeństwie pojawił się pierwszy kryzys spowodowany tym, że synowa nie mogła znaleźć pracy, a dokładniej tym, że jak się okazało wcale jej nie szukała. Niestety wyglądało na to, że synowej bardzo spodobał się okres między obroną magisterki, a ślubem, kiedy zajmowała się głównie organizacją wesela, zakupami i spotkaniami towarzyskimi, na tyle, że próbowała go maksymalnie przedłużyć. To było początkiem problemu, który pociągnął za sobą kolejne - synowa zaczęła wydawać coraz więcej pieniędzy, nie szczędząc sobie na wyjazdy z koleżankami, kosmetyczkę, nowe ubrania drogich marek.

Syn był przerażony tym w jakim w tempie znikają pieniądze z konta i pokłócili się o to pierwszy raz. Żona poskarżyła się, że czuje się samotna cały dzień i musi gdzieś wychodzić, bo wariuje w domu. Jednocześnie wieczorami niekoniecznie chciała spędzać czas z mężem i coraz częściej siedziała tylko z telefonem w ręce, umawiała się z koleżankami lub szła do swoich rodziców. W końcu powiedziała, że remedium na jej złe samopoczucie będzie pies.

I tak przygarnęli pieska ze schroniska. Niestety, już po kilku tygodniach, opieka nas psem ograniczała się do głaskania go. Syn musiał wychodzić z psem rano przed pracą, po pracy i późnym wieczorem. Żona nawet w tych spacerach nie chciała mu towarzyszyć, bo brzydka pogoda, bo źle się czuje, bo zmęczona. W dodatku mimo wyraźnego sprzeciwu syna pozwalała psu spać w ich wspólnym łóżku, sugerując, że jak synowi to przeszkadza to niech się przeniesie na kanapę.

Syn wspomniał już również o tym, że musi sprzątać w weekend mieszkanie i codziennie przynosić po drodze z pracy jedzenie na wynos albo gotować. Nie mówił tego skarżąc się, po prostu wyszło w rozmowie. I tu pierwszy raz powiedziałam do syna coś złego o jego żonie - zapytałam, dlaczego wszystkie te obowiązki spadają tylko na niego. Już pomijając, że synowa nie pracuje, więc ma na to więcej czasu, to już chyba naprawdę przesadą jest to, żeby sam sprzątał całe mieszkanie i gotował. Syn szybko wziął żonę w obronę, mówiąc, że po prostu nie wyniosła takich rzeczy z domu - ale po raz pierwszy wtedy pomyślałam, że być może mój syn popełnił błąd życia biorąc ślub z synową. Ponieważ zaczęłam się zastanawiać, czy żona go po prostu nie wykorzystuje. Ale przecież znaliśmy tą dziewczynę, nigdy nie zdradzała podłego czy wyrachowanego charakteru, więc chcieliśmy wierzyć, że jest to kwestia niedogadania lub gorszego okresu. Chciałam też usłyszeć jej wersję, ale uważałam, że nie na miejscu byłoby wypytywanie jej.

Ale jednak skłoniło mnie do tego to, że syn opowiedział, że po jednej ze sprzeczek, żona przyprowadziła swoją matkę, która zaczęła się na mojego syna wydzierać, żeby nie robił z żony służącej - a poszło to, że prosił żonę przed wyjściem do pracy, aby zrobiła zakupy spożywcze - zastał pustą lodówkę w domu. Gdy się pokłócili, synowa zadzwoniła po matkę, która wpadła z furią do ich mieszkania i wyręczyła córkę w kłótni małżeńskiej, rzucając między innymi tekstami typu "Chciałeś panią, pracuj na nią".

I to doprowadziło mnie do złości. Gdyż z jednej strony zarówno synowa jak i jej matka przedstawiały się jako kobiety nowoczesne, a jednocześnie w pasującej sytuacji zrzucają całą odpowiedzialność finansową na mężczyznę.

Cóż, skoro jej matka może, to i ja ich odwiedziłam, aby ewentualnie pomóc. Tak, pomóc. Nie miałam zamiaru synowej atakować, pouczać, ale po prostu martwiłam się o nich, a szczególnie oczywiście o syna i serce mnie bolało, gdy widziałam, że po prostu cierpi.

Synowa właściwie nie pozwoliła mi dojść do słowa, od razu mnie zaatakowała, że nic nie wiem, a się wtrącam. Po ostrej wymianie zdań, kazała mi wyjść ze swojego mieszkania. I tu już nie wytrzymałam. Bardzo dużo pracy kosztowało mnie i mojego męża kupienie drugiego mieszkania, aby ułatwić obydwu synom start w dorosłe życie. A tu jakaś gówniara wywala mnie z własnego mieszkania. Tak, wiem, jak to brzmi. Straszna zła teściowa - mimo całej mojej sympatii do tej dziewczyny, w tym momencie widziałam ją tylko jak rozwydrzoną, roszczeniową gówniarę, której się w dupie poprzewracało. I powiedziałam jej wprost, że jeszcze to jest moje mieszkanie i nie powinna o tym zapominać.
Po chwili pożałowałam tego - nie chciałam, aby brzmiało to tak, że chcę ją stamtąd wyrzucić albo, że robimy z mężem łaskę, że udostępniamy im mieszkanie, po prostu chciałam jej uświadomić, że nie podoba mi się jej bezczelność.

Skutek był taki, że synowa jeszcze przy mnie zadzwoniła do matki, która przybyła jej z odsieczą i wdała się ze mną w awanturę.
Wyszłam z poczuciem winy, że miałam pomóc, a jeszcze zaogniłam konflikt.

Sytuacja dalej trwa. Syn nie dogaduje się z żoną. Ona dalej nie pracuje, naciska na wyprowadzkę z naszego mieszkania, mówiąc, że nie czuje się już tam dobrze. Jednocześnie, nie przyjmuje do wiadomości, że branie kredytu na dom (bo musi być dom) przy jednym dochodzie jest ryzykowne i może ich wpędzić w kłopoty finansowe.

Na mnie synowa jest oczywiście obrażona - jej zdaniem jestem wredną teściową jak z dowcipów. Jej matce zdarza się wydzwaniać do mnie albo pisać obraźliwe smsy - gdy córka skarży jej się na męża, ta natychmiast kontaktuje się ze mną, wyzywając od złych matek, wrednych, toksycznych bab, zakłamanych suk i tym podobne.

Ile taka sytuacja może trwać? Jak się rozwinie? Kto ma rację? Nie wiem.

Wiem tylko, że gdy po raz kolejny czytam, że jakaś matka źle wychowała syna i żona musi się z nim męczyć - zastanawiam się, czy opłaca się wychowywać dzieci na dobrych ludzi, a potem patrzeć jak inni to wykorzystują.

wychowanie

by ~tesciowa
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar irulax
30 30

Nie chciałbym Cię stresować, ale ja niestety zauważyłem, że jeśli już w zawiązku zaczynają się takie akcje to bardzo rzadko idzie ku lepszemu. Przed Twoim synem stoi ryzykowna decyzja: pchać się w kredyt, dzieci itp. z tą osobą? Cóż, był dostatecznie dorosły do małżeństwa więc niech sam decyduje. Pewnie Tobie serce się kraje ale tak jest.

Odpowiedz
avatar Librariana
1 1

@irulax: tu nie pójdzie ku lepszemu przede wszystkim przez obie matki. Obie. Dorośli ludzie w związku, zwłaszcza małżeńskim, muszą rozmawiać, docierać się i szukać rozwiązań, a nie skarżyć się rodzicom. Rozsądna matka dorosłego dziecka nie będzie się wtrącać, bo niczego dobrego nie zdziała. Nawet, jeśli syn popełnił błąd, to jest dorosły i sam powinien zdecydować, co z tym zrobi.

Odpowiedz
avatar ICwiklinska
16 18

Z większością tego co napisałaś w pełni się zgadzam ( a jestem synową i to taką po wielu konfliktowych sytuacjach z teściową). Ale przy stwierdzeniu, że wykształcenie ekonomiczne otwiera wiele drzwi lekko się uśmiechnęłam. Sama z ekonomistki przekwalifikowałam się na programistkę, bo dopiero to zapewniło mi pracę na poziomie. Chociaż oczywiście nie wyklucza to znalezienia pracy w ogóle i nawet osiągnięcia w niej niezłego poziomu zarobków i satysfakcji. No ale ekonomia na pewno nie jest złotym kluczem ;)

Odpowiedz
avatar rodzynek2
8 10

@ICwiklinska: Bo po kierunkach ogólnie ekonomicznych trzeba lub zdawać dodatkowo egzaminy zawodowe. A zawody dyplomowanych księgowych, doradców podatkowych, maklerów, doradców finansowych i wiele innych stoją otworem. Nie twierdze, że po innych studiach nie można kształcić się w tych zawodach (są odpowiednie kursy), ale na pewno jest dużo łatwiej.

Odpowiedz
avatar Jorn
-1 1

@rodzynek2 Wykształcenie ekonomiczne z niektórych z tych egzaminów zwalnia (a przynajmniej zwalniało).

Odpowiedz
avatar Chrupki
11 11

Strasznie przykra sytuacja, bardzo współczuję Tobie i synowi. A co było przed ślubem, nie mieszkali razem wcześniej, czy dopiero po ślubie wyszło szydło z worka?

Odpowiedz
avatar Morog
-1 5

@Chrupki: niemniej takie wtrącanie się ze strony autorki było błędem, to nie mogło się dobrze skończyć

Odpowiedz
avatar Chrupki
8 8

@Morog: ano, nie mogło. Tylko, czy tu się w ogóle cokolwiek dobrze zaczęło? Można przetrawić brudny sedes i chamstwo rodziców żony, można przeboleć, że synowa nie ma ręki do prowadzenia domu, ale akcja z wołaniem mamusi do kłótni z mężem i odmawianie pójścia do pracy to kompletne przegięcie! Domyślam się, że autorka jest bardzo sfrustrowana, w końcu jej dziecko wplątało się w strasznie toksyczną sytuację. Zaraz będzie ciąża i granie dzieckiem przez kolejne naście lat.

Odpowiedz
avatar bazienka
2 2

@Morog: matka synowej tez sie wtracila w ramach dyscyplinowania jej meza, to dopiero chora sytuacja tez radzilabym wyjsc z tego ukladu zanim pojawi sie dziecko, bo lepiej nie bedzie

Odpowiedz
avatar digi51
16 18

Jak to ile może trwać taka sytuacja? Wiecznie! O ile Twój syn da się do końca stłamsić, a honor nie pozwoli mu na odejście do żony. Jego żona zachowuje się jak mała dziewczynka dzwoniąc do mamusi, żeby się za nią kłóciła z mężem. Chyba, że chodziło o sytuację, kiedy mogła czuć się zagrożona, ale to nie wynika z historii. Podejrzewam, że dziewczyna może sama z siebie nie jest zła, ale jest pod wpływem durnej matki, która może sądzi, że wyświadcza córce przysługę robiąc z niej roszczeniową księżniczkę, która uwiesi się na facecie i będzie leżeć i pachnieć. Może jak matka o takim właśnie życiu marzyła, a że nie pykło (choć może i tak, nic tu o tym nie mam, czym się mateczka zajmuje) to uważa, że chociaż córkę tym uszczęśliwi. Skoro piszesz, że dziewczyna wydawała się normalna, to albo świetnie się kryła, albo rozleniwiła się po studiach, a matka utwierdza jej w przekonaniu, że, no właśnie... na swoją panią się pracuje. I co dalej? Sama znam kobietę, która tuż po ślubie zaszła w ciażę, potem drugą, a potem z pracą jakoś się nie składało. Z prowadzeniem domu, opieką nad dziećmi też jakoś nie. I jest taka sama sobie Peggy Bundy, obżerająca się cały dzień przed telewizorem. Posprzątać? Ugotować? Popracować? A na co to komu potrzebne? Przyjdzie głupi mąż i zrobi. Baba ma 45 lat i jest 100% zależna od męża, nic nie potrafi, za to jest pierwsza do pouczania innych. A akurat z pierwszym akapitem bardzo się zgadzam. Jako kobieta i matka syna. Nieważne czy chłopak czy dziewczyna, to pitolenie o tym, że syna się wychowuje dla innej kobiety... Dziecko się wychowuje dla dziecka. Żeby było szczęśliwe. Trzeba mu wpajać jakieś zasady, żeby nie wyrosło na roszczeniowego egoistę, ale czasem czytam jojczenie kobiet, jakich mają okropnych mężów, źle wychowanych przez matki. Może i tak, może nie. Ale po co sobie takiego brać i tkwić z nim w związku? Jak on taki zły, a Ty taka wspaniała to odejdź od niego i znajdź sobie lepszego albo bądź sama szczęśliwa. Wychowanie to tylko pierwszy, choć bardzo ważny, stopień w życiu człowieka. Dalsze zachowania często determinuje otoczenie - w tym mąż czy żona. Zazwyczaj ci ludzie obsmarowujący własnych partnerów i narzekający na ich złe wychowanie zapominają wspomnieć, że są ich warci i sami nie są główną wygraną na loterii. A ten tekst o pracowaniu na swoją panią - no dziwnym trafem zawsze słyszę je od bab, które od siebie nic nie oferują. Ale dosłownie nic. Po prostu są i sądzą, że z racji tego, że mają cipkę należy im się status księżniczki. Nie wartościuję tego co jest w związku ważen - dla jednego ważne będzie, aby żona była reprezentywna, dobrze wyglądała, była czarująca i potrafiła się pokazać w towarzystwie, w zamian zapewni wygodne życie i kasę na przyjemności. Inny będzie chciał dobrej gospodyni i matki swoich dzieci, a sam zatroszczy się o przychody rodziny, jeszcze inny będzie oczekiwał współutrzymywania rodziny, ale za to w równym stopniu zaangażuje się w wychowanie dzieci i prowadzenie gospodarstwa domowego. I to jest wszystko ok! Jak to się mówi, w tym cały ambaras, żeby dwoje chciała na raz. I proporcje w dawaniu i braniu w związku. Samo branie to pasożytnictwo. A każdy chyba z lekcji biologii wie, do czego prowadzi pasożytowaniu jednego organizmu na drugim.

Odpowiedz
avatar Crannberry
13 13

@digi51: Niektórzy ludzie mają niestety mentalność, że ślub oznacza zaklepane, dane na wieczność i można przestać się starać. Jeśli do tego ktoś po ślubie wejdzie w buty, które wyniósł z rodzinnego domu oraz zaczną się jeszcze mieszać rodzice, próbując narzucić własne zasady, to z tego nic dobrego raczej nie wyjdzie. Nawet wyprowadzka gdzieś daleko nic nie da, jeśli oboje nie będą widzieć problemu i aktywnie probować mu zaradzić. Jedna osoba nic nie zdziała, jeśli nie będzie woli drugiej strony i jasnego wyznaczenia granic osobom trzecim. Wtedy lepiej się rozstać niż marnować sobie życie, siedząc w toksycznym układzie. Tak samo, decydując się na zakładanie z kims rodziny, nalezy dobrze się przyjrzeć, jakie relacje i dynamika panuja w jej/jego domu rodzinnym i zwrócić uwagę na faktyczne zachowanie, a nie deklaracje.

Odpowiedz
avatar Ohboy
0 14

@Samoyed: Ja się spotkałam, ale to nawet nie o to chodzi. Historie z drugiej ręki od osoby, która jest emocjonalnie związana tylko z jedną stroną i do tego uważa siebie oraz tę osobę za lepsze i specjalnie dodaje rzeczy, które istotne nie są, ale negatywnie wpływają na obraz 2 strony... Sorry, nie kupię tego w 100%. Zwłaszcza, gdy mowa o mamusi zakochanej w swoim synku.

Odpowiedz
avatar Chrupki
7 9

@Ohboy: Ok, ale fakty są takie, że tylko chłopak pracuje, a żona nie garnie się do pracy. Całą resztę można podważać do woli, wątpić, domniemywać i tak dalej, a tu jest fakt - babka od miesięcy siedzi na garnuszku męża bez wyraźnego powodu.

Odpowiedz
avatar Ohboy
-5 9

@Chrupki: No i? Wiesz, jak często zdarza się, że faceci obiecują żonom, że nie będą musiały pracować, a potem ich to przerasta? Takich historii jest od groma i oczywiście mężczyźni później twierdzą, że to partnerka jest zła. A autorka nie była przy rozmowie małżonków, gdy to ustalali, syn może jej powiedzieć cokolwiek. Raz jeszcze powtarzam, że historie od strony 3, która sama nic nie widziała i nie słyszała są g.wno warte.

Odpowiedz
avatar iguana
4 10

@Ohboy serio??? Hahaha serio?? Mężowie obiecują żonom że nie będą musiały pracować a potem ich to przerasta??? Tak! Życie potrafi przerastać nawet najlepszego. A kobieta to nie suka ze schroniska żeby ja utrzymywać. To nie jest upośledzone dziecko żeby się nim opiekować. To jest dorosły przedstawiciel homo sapiens który powinien mieć swoją godność. Pracować, utrzymywać się, rozwijać. Tak, partnerka pasożyt jest zła. Mówię to jako kobieta. Po co komu na szyi taka pijawa? Jeżeli faceta przerosło to normalna kobieta zawija rękawy i bierze się do roboty a nie pajacuje jak klaun w cyrku i kręci awantury. Związek to współpraca a nie przymus utrzymywania śmierdzącego lenia.

Odpowiedz
avatar digi51
0 4

@Ohboy: Interesujące podejście. Czy gdyby umówili się, że on zarabia hajsy, a ona wychowuje dzieci, a ona miałaby trudności w zajmowaniu się samodzielnie nowordkiem to też powiedziałabyś, że po co mu obiecywała zajmować się dzieckiem, skoro ją to przerasta? I szukałabyś usprawiedliwienia dla męża, który zostawia żonę samą z problemem i jeszccze ma do niej pretensje, że na coś się umawiali, a ona się nie wywiązuje?

Odpowiedz
avatar Ohboy
-3 7

@iguana: Ale rozumiesz, że niektórym odpowiada taki model? Mi on by nie pasował, tobie również, ale co to ma do rzeczy? Jeżeli para ustaliła pewne zasady obowiązujące w związku, a potem jedna strona nagle uznaje, że jednak trzeba je zmienić, to będzie ciężko. @digi51 Strasznie się tym emocjonujesz przez co zupełnie nie zrozumiałaś sensu. Ja nikogo nie usprawiedliwiam, tylko pokazuję, że różne są relacje i ustalenia w związku, o których osoba trzecia może nie mieć pojęcia. Nie wiem, czemu wasze mózgi nie ogarniają, że cały czas mówię o tym, że teściowa ma ograniczony dostęp do informacji, więc jej opinie i wyznanie nie są nic warte, a możliwości jest wiele. Więcej już nie będę tłumaczyć, bo czuję, jakbym rozmawiała z osobami ograniczonymi. Wyłączcie czasem emocje, dziewczyny.

Odpowiedz
avatar digi51
3 5

@Ohboy: Mogłabyś trochę zmienić swój schemat wycofywania się rakiem z idiotycznych stwierdzeń i ciągłego zarzucania oponentom, że nie rozumieją Twoich światłych komentarzy, bo się za bardzo emocjonują i nie ogarniają. To Ty najwyraźniej nie ogarniasz. Oczywiście, że teściowa nie wie wszystkiego. Ale tak: fakty są takie, że nic nie wskazuje na to, aby było to małżeństwo na zasadzie prostytucji, gdzie pani rozkłada nogi i ładnie wygląda, a pan ją utrzymuje. Gdyby mieli taki układ - no spoko, każdy wie o co chodzi. Jeśli jest to małżeństwo z miłości na partnerskich zasadach, to nawet jeśli mąż mówił żonie przed ślubem, że nie będzie musiała pracować, ale powoli nie go to przerasta, bo jak twierdzi "pieniądze znikają z konta w zastraszającycm tempie" to idea małżeństwa jest taka, że kiedy jedno nie wyrabia w swoich obowiązkach i potrzebuje pomocy, to drugie tej pomocy udziela, a nie mówi " ale uj mnie to obchodzi, to twój obowiązek". Jeśli tak robi, to traktuje małżeństwo jak układ biznesowy, a nie związek partnerski. Dotarło? Czy napisać jeszcze trzy razy?

Odpowiedz
avatar bazienka
1 1

@Samoyed: ja sie spotkalam z sytuacja, kiedy chlop wzial dziewczyne, ktora palcem nie kiwnela w strone pracy przez ladnych pare lat zwiazku i malzenstwa, w domu nie robila nic, a jeszcze pretensje miala, ze typ nie spedza z nia tyle czasu, ile by chciala, bo pracuje na ksiezniczke po 10 godzin dziennie, a po powrocie do domu sprzata i gotuje, bo jasnie pani sie nie chcialo

Odpowiedz
avatar iks
14 14

Zbieraj smsy i nagrywaj teściową młodego. Za jakiś czas jak będzie rozwód złóż papiery i doniesienie o nękanie. Jak mamusia poczuje strach koło 4 liter to córka ustąpi z rozwodem. Jak syn przychodzi i opowiada to załóż dziennik i rób notatki, sąd to dopuści.

Odpowiedz
avatar iguana
14 16

To się za chwile skończy zdradą ze strony żony. Bo ta kobieta nie ma żadnego szacunku do samej siebie: - pozwala żeby ktoś na nią pracował nie wkładając żadnej swojej pracy nawet w obowiązkach domowych - roztrwania cudze, ciężko zarobione pieniądze na swoje przyjemności - wyrzuca teściową z opłaconego przez nią mieszkania (jak chce to robić to niech odda polowe wartości) - pozwala swojej matce wyzywać (patologia!) Ciebie byleby mieć to co chciała - hajs twojego syna i wasz. Jeżeli jest tak jak mówisz to Twój syn wziął sobie za żonę zwykłego pasożyta który tak właśnie został wychowany przez matkę brudasice. To zaszło za daleko. Musisz porozmawiać z synem, przeprosić go ze jednak musisz sie wtrącić. Bo mieszkanie kupiłaś dla niego a nie dla lampucery której matka wyzywa cię od suk. Kaz im sie wyprowadzić, serio. Ta pijawka musi zrozumieć ze im więcej drze pysk tym więcej traci. A syn jak będzie musiał jeszcze płacić za mieszkanie ze 3tys i bedzie ledwo ogarniał temat z hajsem to przejrzy na oczy. Uwazam ze wyrzucając ich z mieszkania tylko im pomożesz. Ludzie musza dostać kubeł zimnej wody ba łeb żeby coś pojąć. Bo za chwile ona zrobi wszystko żeby Cię odciąć od syna który ma być całe życie wołem do tyrania na nią.

Odpowiedz
avatar digi51
9 11

@kKKKK: Bardzo płytki komentarz, gdyż tak - można robić z pozoru te same rzeczy z zupełnie inną intencją, w inny sposób i z innym skutkiem. Przykładowo - mąż bywa u matki codziennie i córka bywa u matki codziennie. Czysto teoretycznie - mąż wraca z pracy, żona zawija manaty i mówi, że idzie do matki, bo nie chce mu się z nim siedzieć. No to on idzie do swojej matki się wygadać. Tu inicjatywa tego, żeby jedno i drugie przytuliło się maminego cyca wyszła od żony. Wtrącające się teściowe - teściowa, która przychodzi w pokojowych zamiarach i wściubia nos w małżeństwo dorosłych dzieci chcąc pomóc, może nie jest wymarzoną sytuacją, ale to nie to samo co teściowa wpadająca z mordą i wyzywająca zięcia o ujów czy inne takie. Zapewne, wina leży gdzieś po środku. Z pewnością też autorka opisując wszystko ze swojej perspektywy przedstawia siebie i syna w nieco lepszym świetle, a synową i jej matkę w nieco gorszym niż jest to w rzeczywistości. Ale jakby to nie interpretować - fakty zdają się być takie, że żona nie pracuje, pozwala swojej matce obrażać męża i jego matkę i próbowała wywalić teściową z jej własnego mieszkania. A takie postacie jak autorka i matka synowej, nawet jeśli są tu przerysowane, naprawdę istnieją. Są matki-patolki, wychowujące dzieci tak, aby tylko udało im się na kimś uwiesić i nic nie robić do końca życia. Są matki, które najchętniej wcale by się nie wtrącały. Moja mama była wciągnięta kiedyś w konflikt syn-synowa, wierz mi, że to żadna radocha rozwiązywać problemy dorosłych dzieci, szczególnie jeśli we wcześniejszej fazie życia miało się niewiele czasu na własne potrzeby. Nie każdy rodzic marzy o tym, aby dorosłym dzieciom życie ustawiać.

Odpowiedz
avatar kKKKK
-5 11

@digi51: przecież pewnie tutaj żona mamy mogłaby opisać swoją wersję, jak to ona chce dobrze a przyłazi autorka postu, wtrąca się, krytykuje ciągle żonę przy mężu i jojczy, żeby syn codziennie przyszedł żonę obgadywać. Moim zdaniem obie te baby zachowują się jak wścibskie, wściekłe teściowe , które wtrącają się w nie swoje sprawy i obie szkodzą. No jak ma niby teściowa pomóc tym, że przyjeżdża do synowej i mówi, że wie o jej problemach małżeńskich bo jej syn ją z nim obgaduje?? Ja bym w szał wpadła, nie obchodziłyby mnie intencje. Najlepiej by było, gdyby te teściowe plotkowały i obgadywały się nawzajem, nie mieszając w to młodych, którzy nic na ich wtrącaniu się nie korzystają. Skoro żona nie pracuje, to widać ma powód. Skoro mąż zgadza się na to i ją utrzymuje, to widać ten powód akceptuje. Mogę sobie wyobrazić setki powodów, dla których w mojej rodzinie postanowilibyśmy, że na jakiś czas mój mąż rezygnuje z pracy a ja przejmuje finansowanie domu (choroba, pomysł na biznes, chęć skończenia jakiegoś kursu albo choćby trudności ze znalezieniem fajnej pracy), nie mogę sobie wyobrazić żadnego powodu, dla którego ktoś z zewnątrz, któremu nie musimy się ze wszystkich naszych planów i problemów zwierzać, miałby mi pozwalać albo nie pozwalać na taki układ w małżeństwie. A gdybym miała wątpliwości, czy mój mąż nie jest leniem i czy nie powinnam się z nim rozwieść - to jakoś moje poczucie lojalności nie pozwalałoby mi rozważać jego wad i zalet z kimś spoza związku, w dodatku wyraźnie mu nieżyczliwym. Gdybym się dowiedziała, że mój maż siedzi u mojej mamy co wieczór i jej pyta, czy może być ze mną dalej czy lepioej jednak się rozwieść to bym chyba szału dostała. I myślę, że jeśli mój syn kiedyś przyjdzie do mnie narzekać na żonę, to go wygonie do domu, żeby tam swoje problemy rozwiązał - bo ta zona jest członkiem rodziny, czy się to podoba teściowej czy nie. Tak samo jak np. Gdyby jedno jej dziecko narzekało na drugie - myślisz, że namawiałaby to narzekające do regularnych wizyt i wspólnego obgadywania się nawzajem, bo to pomoże? Chyba nie.

Odpowiedz
avatar digi51
7 11

@kKKKK: "Skoro żona nie pracuje, to widać ma powód. Skoro mąż zgadza się na to i ją utrzymuje, to widać ten powód akceptuje" - skoro się o to kłócą, to chyba tego nie akceptuje. Zrównujesz obgadywanie z szukaniem pomocy i rady, do którego z tych dwóch tu doszło - ciężko powiedzieć. Moim zdaniem samo mówienie rodzicom o problemach w małżeństwie nic złego, chyba, że odbywa się na zasadzie - nie pogadam z drugą połówką, tylko polecę do mamusi się poskarżyć. Co ma zrobić człowiek, kiedy przegadanie problemu z partnerem nie przynosi rozwiązania? Dlaczego niby niewskazane jest podzielenie się tym z bliską osobą i prośba o radę? Oczywiście, jak wspomniałam wyżej, jeśli nie odbywa się to zasadzie typowego obrabiania dupy i jojczenia, że żona jest taaaaka niedobra. "moje poczucie lojalności nie pozwalałoby mi rozważać jego wad i zalet z kimś spoza związku" - niektórym kobietom poczucie lojalności nie pozwala na zgłoszenie przemocowego partnera na policję. Po drugie, czym innym jest mówienie "moja żona jest wredna, leniwa i fałszywa", a czym innym "nie wiem, z czego wynika takie zachowanie, nie potrafię do niej dotrzeć, nie wiem, co robię źle" " w dodatku wyraźnie mu nieżyczliwym" - z historii wynika, że teściowa zdecydowanie była synowej do pewnego momentu życzliwa. Natomiast zdecydowana większość rodziców jest bardziej życzliwa własnemu dziecku niż jego partnerowi. "Gdybym się dowiedziała, że mój maż siedzi u mojej mamy co wieczór i jej pyta, czy może być ze mną dalej czy lepioej jednak się rozwieść to bym chyba szału dostała" - gdzie Ty masz cokolwiek o tym, że syn pytał matki czy ma się rozwieść? Podsumowując, strasznie nakręciłaś się na to rzekome obgadywanie i kazanie mamusi za siebie decydować. Mylisz pojęcia. Szukanie rady i pomocy nie musi być obgadywaniem. Ludzie są czasem po prostu bezradni, także w relacji romantycznej i lepiej poszukać rady za wcześnie niż za późno. Jeden pójdzie do psychologa, drugi do kumpla, trzeci do matki. Nigdy Ci się nie zdarzyło w związku odbić od ściany? Stanąć przed problemem, z którym pomimo prób dogadania się pogłębiał się? Czasem dobrze jest, gdy osoba trzecia przedstawi Ci nową perspektywę. Ja się cieszę, że mogę z moją mamą porozmawiać, gdy nie mogę dogadać się z moim partnerem - moja mama jest ciepłą osobą, która zawsze stara się spojrzeć na sytuację obiektywnie, nigdy nie podjudza przeciwko partnerowi, zawsze radzi, jak się dogadać. Mój parter wie, że z mamą rozmawiam o takich rzeczach. Nawet moja bratowa zwracała się mojej mamy z problemami z mężem. Ja teściowej nie znam i pewnie nigdy nie poznam, czasem żałuję, że tak jest, że nie mogę z nią porozmawiać, aby móc lepiej zrozumieć mojego partnera, gdy do głosu dochodzą jego traumy z młodości. Rozumiem, że wszelkie interwencje rodziców z małżeństwie dzieci są irytujące i niewygodne, ale najeżenia się, że powiedzenie czegokolwiek o problemach związkowych to obgadywanie i maminsyństwo, to już chyba lekka przesada. Z przyjaciółmi też nie rozmawiasz o tym, gdy coś Cię z małżeństwie gryzie? Stąd się może bierze to, że gdy nagle kobieta ląduje pobita przez partnera w szpitalu, to wszyscy są w szoku, bo byli taką zgodną parą...

Odpowiedz
avatar kKKKK
-4 6

@digi51 no może jestem dziwna, ale gdy nie podoba mi się zachowanie mojego partnera, przyjaciela albo nawet współpracownika - to po prostu mówię o tym tej osobie i proszę o zmianę tego zachowania albo wytłumaczenie mi jego przyczyn tak, żebym mogła zrozumieć, zamiast chodzić i narzekać na bliskie mi osoby. Naprawdę nie widzę sytuacji, w której jakikolwiek pożytek jest z tego, że zamiast powiedzieć mężowi „chciałabym, żebyś częściej robił zakupy lub wyjaśnił, dlaczego robienie zakupów sprawia Ci problem i poszukał se mną sposobu na ominięcie go” ktoś rozpowiada po znajomych i rodzinie, że mąż leń zakupów nie robi. Tak samo jak chciałabym, żeby gdyby to mąż uzna, że ja na te zakupy jeżdżę za rzadko przyszedł do mnie i mi o tym powiedział - ja akurat nie znoszę robić zakupów więc chętnie zaproponowałabym mu, że przejmę inny obowiązek za to albo że zrobię je, ale przez internet i problem rozwiązałby się w 15 minut. Mój mąż zna dobrze wiele moich wad, zalet, zna wiele informacji, których nikt inny nie zna - bo mu ufam. I elementem tego zaufania jest to, że oczekuję, że informacji na mój temat nie wykorzysta do przedstawiania mnie w negatywnym świetle w rozmowach z innymi ludźmi. I tak samo traktuję dzieci, przyjaciół, całą bliską rodzinę. Naprawdę nie zraniłoby Cię, gdyby wspólny znajomy powiedział Ci, że Twoja najlepsza przyjaciółka przychodzi do niego często narzekać na jakieś Twoje cechy albo zachowanie i krytykuje Cię w rozmowach z nim?

Odpowiedz
avatar Etincelle
2 6

@digi51: to nie chodzi o to, że każda rozmowa o problemach w małżeństwie jest nielojalnością. Tylko lepiej na takie zwierzenia wybrać osobę, z którą druga strona nie ma większych kontaktów/relacji. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby mój rozmawiał z kumplami, pytał na forum itd., ale wynoszenie czegokolwiek "naszego" do jego rodziny - wykluczone. Raz, że to są zbyt bliskie, za bardzo emocjonalnie związane z nim osoby (w porównaniu do tych kumpli np.), więc, uważam, ich odbiór sytuacji może być nieobiektywny - obcy stwierdzi, że tak bywa, nic się nie stało, a oni mogą mieć w głowie "jak ona mogła" i może to w nich tkwić jeszcze długo po tym, jak my dojdziemy do porozumienia. I dwa: mój komfort, który - ze względu na lojalność - powinien być dla partnera ważny nawet wtedy, gdy mamy odmienne zdania. Nie przeszkadzałoby mi, gdyby o jakichś elementach naszego życia wiedzieli właśnie koledzy, ale czułabym się źle ze świadomością, że mają do tego dostęp jego rodzice. A co do historii, to ja nie uważam, żeby obie strony były tak samo winne, przynajmniej z tego, co tu napisano, tak wychodzi. Natomiast sądzę, że autorka jednak ma zadatki na tę wtrącającą się teściową, tylko wciąż w niej walczy to, że ma ochotę to robić, z tym, że wie, że nie powinna. Sorry, jak ktoś uważa, że czegoś nie należy robić, to nie robi tego, nawet gdy ktoś inny da zły przykład. A autorka? Nie chcę się wtrącać, nie chcę się wtrącać, ale skoro tamtą teściowa się wtrąca, to ja też mam prawo!

Odpowiedz
avatar digi51
0 4

@kKKKK: Hej, mam takie pytanie. Ty w ogóle czytasz, to co czego się od nosisz, czy po prostu robisz w mózgu kopiuj-wklej i piszesz w kółko to samo? Napisałam już powyżej i powtórzę ostatni raz - podstawą związku jest komunikacja z partnerem. Nie w porządku jest sytuacja, w której najpierw idzie się do osób trzecich porozmawiać o problemie, a dopiero potem do żony albo męża. Napisałam to raz - gdybyś przeczytała ze zrozumieniem nie pisałabyś teraz elaboratu o tym, jak Ty wspaniale sobie radzisz idąc to męża i prosząc o zmianę zachowania. Najwyraźniej nie przyjmujesz do wiadomości, że mogą być sytuacje, kiedy zapytanie o przyczynę zachowania i prośba o jego zmianę nie przynosi skutku. I co wtedy? Po prostu pakuje się manatki i odchodzi? A z historii wyraźnie wynika, że mąż chodził do matki rozmawiać z nią o problemie, bo z żoną nie potrafili się dogadać i te rozmowy kończyły się kłótniami. Nadal możesz to uważasz za naganne - Twoje prawo. Ale jak do tej pory nie przytoczyłaś żadnego argumentu za tym, dlaczego jest to złe. Piszesz, że należy rozmawiać z partnerem, a nie matką - zgoda. W pierwszej kolejności. I zdaje się, że tak było w historii. Piszesz, że obgadywanie męża lub żony jest złe. Zgoda. Ale napisałaś już wyżej - opisywanie zachowań partnera, z którymi nie można sobie poradzić i proszenie o pomoc albo radę to nie jest obgadywanie. Obgadywanie ma w zasadzie jedno na celu - przedstawić obgadywaną osobę w złym świetle. Wtedy się nie chce pomocy, rady albo propozycji rozwiązania, a tylko wyładowanie złych emocji i nastawienie otoczenia przeciwko tej osobie. Gdzie Ty widzisz granicę między dozwolonymi treściami, a zakazanymi? Czy powiedzenie "nie potrafię zrozumieć mojej żony, ostatnimi czasy cały czas jest na mnie zła" to już obgadywanie? Uważam, że Twoje zerojedynowe podejście jest bardzo niebezpieczne. Piszesz, że wyjątkiem są sytuacje przemocy. Rozumiem, że fizycznej, tak? Psychiczna się nie liczy? Bo jak dla mnie np. powiedzenie mężowi "możesz wypierrr z sypialni, bo pies jest lepszy od ciebie i wolę z nim spać" - to już pod przemoc psychiczną podchodzi. @Etincelle, a widzisz, ja uważam, że nie ma różnicy czy rodzice czy przyjaciele. Dla mnie np. no-go to szukanie porad i obsmarowywanie męża czy żony u anonów w necie. Dlatego, że internet nie bierze jeńców - pełno w nim frustratów, trolli i zwykłych psycholi. Znaleźć sensowną radę w internecie to jak szukanie igły w stogu siana. Przyjaciele też mają ze sobą emocjonalne więzi. Nie wiem, dlaczego np. moja przyjaciółka miałaby być bardziej obiektywna niż moja mama albo przyjaciel mojego faceta miałby być bardziej obiektywny niż jego ojciec. To są kwestie indywidualne - na pewno na powiernika tak intymnych problemów nie można brać byle kogo i też brać pod uwagę czy taka osoba w ogóle nam dobrze życzy, czy nie jest uprzedzona do partnera i czy jest w ogóle sama w dobrym stanie psychicznym, żeby obiektywnie ocenić przekazywane treści. Ja np. uważam, że moja mama taką osobą jest. Mam też dwie przyjaciółki, które za takie osoby uważam. Mimo, że to osobą bliskie raczej mi niż mojemu partnerowi, wiem, że nie będą mi dawać pochopnych rad typu "a weź z nim zerwij" i nie będę się o nim wypowiadać bez szacunku. Kiedyś zaufałam nieodpowiedniej osobie - gdybym słuchała jej rad to pewnie dziś nie bylibyśmy razem, bo dla niej rozwiązaniem wszystkich problemów było rozstanie się. I na szczęście w końcu się zdradziła, mówiąc o moim partnerze bez szacunku i postanowiłam uciąć znajomość. Bo to jest podstawa zaufania w takiej znajomości - przyjaciółka mojego partnera nie musi lubić, może go sobie nawet wewnętrznie nie szanować, ale jeśli mi to okazuje to mnie również nie szanuje. I podobnie działa to w przypadku teściowych. Dla mnie to bez znaczenia komu mój facet o nas opowiada, dopóki nie jest to osoba otwarcie negatywnie nastawiona, uprzedzona lub życząca naszemu związkowi źle.

Odpowiedz
avatar Etincelle
-1 3

@digi51: hm. Może "obiektywny" to nie było właściwe słowo, bo nie miałam na myśli tego, że rodzice będą radzić źle. Chodziło mi o to, że (normalna) matka bardziej kocha swoje dziecko niż przyjaciółka przyjaciółkę, że w tej relacji z dzieckiem, niezależnie od jego wieku, zostaje jakaś chęć może nie opieki, ale większego niż w przyjaźni dbania o dziecko, "chronienia go", żeby po prostu miało jak najlepiej. Wiadomo, że dla przyjaciół też chcemy dobrze, ale to jest jednak inny kaliber, bardziej równa relacja. Stąd, uważam, jak się chcemy żalić, to komuś, komu nasze dobro AŻ TAK nie leży na sercu. O właśnie, żalić. Bo co innego spytać matkę o radę bez większych emocji, typu: "słuchaj, nie możemy się dogadać co do spędzania świąt, jak myślisz?", a co innego chodzić i skarżyć się, że żona to, żona tamto. No, taką zasadą byłoby dla mnie nie budować negatywnego obrazu drugiej połówki przed rodziną. Zwłaszcza że jeśli ktoś ma potrzebę się wygadać, to jest najczęściej rozżalony czy coś, więc sam automatycznie może dodać dramatyzmu więcej, niż by wypadało. I kumpel prędzej to podzieli przez dwa niż matka, która widzi smutne/pokrzywdzone dziecko. Oczywiście też nie zawsze to jest gwarancją, bo też miałam dwa razy sytuację, w której bliskie mi osoby/przyjaciele się żalili na drugą połówkę tak, że skończyłam z obrazem strasznych drani, a po dojściu do porozumienia dziwili się, że ten obraz mi się nie zmienił, dopóki nie dostałam solidnych wyjaśnień. :P Tylko, no właśnie, mniej istotne było to, co myśli o nich koleżanka. Ja przecież bez problemu przyjęłam do wiadomości, że jednak miłość forever, potem - że to, co słyszałam, to jednak nie do końca było tak. Myślę, że gdyby chodziło o moje dziecko, mój żal do tych "złych partnerów" byłby większy. No i też w drugą stronę: gdyby kumple mojego partnera mnie nie lubili, to nie miałoby to w zasadzie żadnego wpływu na moje życie. Natomiast to, co myśli o mnie rodzina partnera, jednak wpływ ma. Fajnie być lubianą dziewczyną, zawsze mile widzianą, traktowaną jak córka itd. Czy byłoby tak, gdyby po każdym nieporozumieniu mój partner się skarżył albo żalił na każde moje zachowanie, które mu się nie spodobało? Myślę, że prędzej czy później by to się zmieniło, bo w ich oczach wreszcie przestałabym być tą idealną dziewczyną, z którą syn jest tak idealnie szczęśliwy. :P Wiadomo, że pewnie wiedzą, że nie da się mieć takiej sielanki cały czas, ale dopóki tego nie widzą, to nie wpływa to na ich emocje.

Odpowiedz
avatar kKKKK
-3 5

@digi51: jeśli mój partner czy przyjaciel nie będzie chciał zmienić zachowania, które mi nie odpowiada, to albo uznam, że to dla mnie mało ważne i rozumiem jego powody lub znajdziemy kompromis albo uznam, że to dla mnie ważne i że moja potrzeba jest ignorowana bez powodu - a w takim razie o związku już raczej nie ma mowy. Rozwiązanie trzecie, że zaakceptuje zachowanie, będę udawać, że wszystko gra, ale będę odreagowywać przedstawiając go w negatywnym świetle w rozmowach z otoczeniem - hmm, mi raczej nie odpowiada, ja bym nie nazwała tego związkiem tylko trwaniem razem bez komunikacji - ale oczywiście różne są związki, może komuś to pasować. Mi się wydaje być mało dojrzałe ale oczywiście krzywdy nikomu to nie robi więc można tak żyć ;) tylko że ta sytuacja jest inna - bo tu autorka posta ma pretensje do matki żony, że przyjeżdża i poucza jej syna o tym, jak ma traktować swoją żonę a tymczasem sama jedzie do żony uczyć ją, jak ma męża traktować, Oczywiście w relacji autorki tamta mama wrzeszczy bez powodu a ona sama ocenia siebie inaczej, bo ma powód - ale efekt taki, że wrzeszczą obie. Moim zdaniem młodym byłoby najlepiej, jakby się obie odczepiły, ale jak już obie muszą żyć z młodymi i patrzeć, kto u nich robi zakupy i jak w łóżku śpią - to już niech autorka się nie czepia drugiej, że też ją to ciekawi. Myślę, że jakby tu się druga teściowa wypowiedziała to miałybyśmy pełny ogląd sytuacji i pożałowałybyśmy obojga młodych :)

Odpowiedz
avatar digi51
0 2

@Etincelle: No widzisz, ja uważam, że decydujący jest charakter danej osoby i jej nastawienie do związku i partnera, a nie więzy krwi albo ich brak. Zresztą, ja jednak uważam, że lepiej się zwrócić do osoby, której moje dobro leży na sercu, ale też, która mnie dobrze zna - i potrafi czasem przywołać do porządku, bo wie z jakich kwestii potrafię zrobić tak zwany problem z dupy, a na jakie niebezpieczne kwestię mogę zamykać oczy, bywały takie sytuacje, że ta właśnie fałszywa psiapsi, o której pisałam wyżej, potrafiła mi wmawiać niestworzone rzeczy - powiedziałam jej, że przyjechałam autobusem, bo partner się nie wyrobił z tym, żeby mi zmienić koła w aucie na zimowe, a ta zaczęła na niego naskakiwać, że niesłowny leń i po co mi taki facet co mi takich prostych rzeczy nie ogarnie. Bo co ją kosztowało walnięcie takim komentarzem? Jakbym wpadła na głupi pomysł, żeby narzekać mojej mamie, że chłop się z czymś nie wyrobił i robić z tego tragedię, to postukałaby się w czoło. Wiesz, z koleżankami to jest - niby bardziej obiektywne, a z drugiej strony, mogą czasem też walnąć radą z tyłka, bo właśnie moje dobro nie leży jej, aż tak na sercu, żeby dogłębnie przemyśleć to co mówi. @kKKKK możesz sobie mieć podejście jakie chcesz, pewnie dla Ciebie jest najlepsze. Wielu ludzi ma inne, nie wszystkie problemy da się rozwiązać między sobą. Oczywiście, durne jest lecenie do psiapsi czy mamusi z każdą pierdołą i wyżalenie się, że mąż naczyń nie umył i robienie z tego tragedii i powodu do rozwodu, ale czasem problemy są głębsze i nie wynikają z niczyjej złej woli, ale dwójka ludzi tak się negatywnie na siebie nakręci, że normalna komunikacja przestaje być możliwa. Dlatego istnieją terapie i mediacje małżeńskie. I po co ma się życzliwe osoby i przyjaciół wokół siebie. Nie każda matka jest bezgranicznie zakochana w swoim dziecku, żeby nie potrafić na sytuację spojrzeć trzeźwym okiem i oczywiście, że nigdy nie będzie w 100% obiektywna, ale też nie zawsze będzie na siłę stawać po stronie swojego dziecka, a z jego partnera robić najgorszą plagę.

Odpowiedz
avatar Etincelle
0 0

@digi51: z tym się zgadzam. Myślę, że po prostu piszemy o czymś innym. Tego typu narzekanie spoko, mi też mama by powiedziała, że jestem głupia i o co mi chodzi. Tylko to jest, no nie wiem, obiektywnie mało ważne i bardziej jednorazowe? Mi natomiast cały czas chodziło o coś takiego jak w historii: regularne żalenie się na drugą połówkę, bo to prędzej czy później musi zbudować jej negatywny obraz.

Odpowiedz
avatar kKKKK
4 14

Ps. Moja teściowa ma swoje za uszami, jak większość teściowych, ale po przeczytaniu tej historii zaczęłam ją doceniać za to, że ma swoje życie i nie zajmuje się analizą tego, kto u mnie w domu kiedy zakupy robi, kto obiad gotuje a kto ile zarabia.

Odpowiedz
avatar irulax
1 3

@kKKKK: No to ciesz się, bo są teściowe co właśnie tak robią. Co więcej, niektórym stronom w małżeństwie taka sytuacja odpowiada, ponieważ szukają sojuszu dla swojej sprawy, np. sama córeczka ma mniejszy wpływ na swojego chłopa niż z pomocą mamusi/tatusia. Ale już do łba nie przyjdzie, że w ten sposób idzie błyskawicznie zaorać swój związek.

Odpowiedz
avatar JanMariaWyborow
5 7

Chyba nie pozostaje nic innego jak poczekać, aż synowi otworzą się oczy...

Odpowiedz
avatar helgenn
6 10

Nie wiem czy to my jesteśmy z mężem dziwni, ale nasi rodzice nie znają szczegółów naszego pożycia i tego o co się ewentualnie kłócimy. O ile nie dochodzi do agresji w rodzinie albo zachowań niebezpiecznych to nie wiem do czego im ta wiedza.

Odpowiedz
avatar Wilczyca
1 7

W tej historii znamy tylko Twoją wersję, więc jest to mocno jednostronne, zwykle prawda leży gdzieś po środku. Jeśli rzeczywiście jest tak, jak to przedstawiłaś, to współczuję Twojemu synowi. Niestety, obawiam się, że jeśli pojawią się u nich dzieci, to sytuacja się jeszcze pogorszy. A jeśli za jakiś czas dojdzie do rozstania, bo w końcu Twój syn tego nie wytrzyma, to może dojść do sytuacji, że będzie musiał płacić alimenty na takiego pasożyta (mam na myśli, żonę, nie ewentualne dzieci). No ale to jest decyzja Twojego syna, nie powinnaś tak naprawdę się do nich wtrącać. Choć to przykre patrzeć, jak bliska Ci osoba marnuje sobie życie

Odpowiedz
avatar Habiel
-4 12

Po pierwsze nie powinno się wtrącać w małżeństwo dzieci (o ile nie ma w nim przemocy). Masz swoje i nim się zajmuj. Znasz tylko jedną stronę medalu. I nie dziwię się, ze żona odsuwa się od męża, bo ten wszystko relacjonuje swojej matce. Ona jest jego żoną, nie ty. Możesz mu posłużyć dobrą radu rodzaju-porozmawiaj, wyjaśnij, spróbuj znaleźć kompromis. Nie rozliczać żonę męża z tego co i jak gotuje, nie mówić, że jest zła i ma wyjść Z TWOJEGO DOMU (mój narzeczony mieszka u mnie, w lokalu, ktory kupiłam z pomocą rodziców i gdyby któreś z nich tak powiedziało, to bym ich zrugała). Może zaraz będziesz liczyła ile razy uprawiała z nim seks? Macie chorą relacje. Ty z synem, on z żona, a ona ze swoimi rodzicami. Wtrącając się tego nie polepszasz, ale mam wrażenie po tonie historii, że chciałabyś aby syn rzucił żonę i wrócił do dobrej mamusi. Pytanie-dlaczego z nią jest? I dlaczego ją wybrał? Jesteś zazdrosna o to, że kocha inną kobietę?

Odpowiedz
avatar digi51
10 12

@Habiel: Teściowa nie wyrzucała synowej z mieszkania, mówiąc, że to jej dom, tylko na odwrót - to synowa wyrzucała ją, mówiąc, że to jej mieszkanie. Poza tym Twoje mieszkanie, kupione nawet z pomocą rodziców jest TWOJE, a tu wyraźnie mowa o tym, że mieszkanie miało być na start dla obydwu synów - czyli w pewien sposób wypożyczone młodej parze, a nie dane raz na zawsze. Choć uważam, że wypominanie tego synowej jest słabe, tak mieszkanie w cudzym mieszkaniu praktycznie za darmo i rzucanie właścicielowi w twarz, że to mieszkanie lokatora jest jeszcze słabsze.

Odpowiedz
avatar ObserwatorObywatel
6 8

Trochę (1 miesiąc) mieszkałem z żoną i 2 córkami u teścia (teściowa zmarła ze 20 lat temu). To ja byłem trutniem, wg teścia, który pól dnia śpi i nic nie robi. Jak wychodziłem na nockę do pracy, to teść już spał, zażywszy 0,5 l rozcieńczonego ruskiego specyfiku za 5zł. Jak wracałem po 6tej to jeszcze spał. Ponoć zdziwił się, jak rano wstał, a nas nie było. No cóż, żona go uprzedzała, że ma nie robić z domu meliny, bo tak będzie. Na pierwsze wakacje pojechaliśmy z już 4ką córek do mamy te 450 km do domku pod miastem. Fajnie, 30 arowa działka ogrodzona, ogródek z przeróżnymi owocówkami, spory warzywniak itp. Raj dla dzieci i oka. Ja miałem pracę sezonową na zimę, ogródek z matką ogarnęliśmy (tata zmarł ponad 30 lat temu), żona dom ogarnęła. Z sąsiadem, a swoim kumplem poszedłem do pracy sezonowej w miejscowości, z której pochodzę. Wytrzymaliśmy ze dwa miesiące u mamy, a można by sobie było tam na stałe zamieszkać. Przychodzę z pracy i słucham jaką to ja mam leniwą żonę i matkę moich dzieci. Chwała żonie, że miała wywalone. Te kilka lat temu jednak dobrze zrobiłem, wyprowadzając się po maturze jak najdalej i nie dając mamie adresu. 10 lat później moja mama zamieszkała u nas, już nic nie komentuje. Wie że zawsze może wrócić do swego sypiącego się domku, którego nie wolno było remontować od ponad 30 lat bo to moje, a nie wasze. Poważne choroby mocno zmieniają człowieka i jego podejścia do dzieci. Nawet z żoną się dogadują, znaczy mama naprawdę, jak wprowadziła sie do nas, nic nie komentuje :) Cztery lata po naszej wyprowadzce spotkaliśmy teścia na mieście gdy wyjątkowo był trzeźwy na tyle, by nas poznać. Zaczął szyderczo, skończył zmieszany, gdy mu żona powiedziała gdzie aktualnie pracuje i czym się zajmuje zawodowo (nic szczególnego tak naprawdę, ale zawsze twierdził, że się nawet do kopania rowów nie nadaje). Obecnie kontaktu z nim niema, jest w ośrodku, nie poznaje ludzi, wzrok marny. Ten ruski wynalazek za 5 zł połówka zrobił swoje. Żona do pracy chodzić nie musiała, choć w tym roku poszła, bo stwierdziła, że chce sobie za własne kupić taki rower, jaki chce. Jak zarobiła na rower, to do dalej chodzi, w sumie nie wiem po co. A niech jej będzie. Jak dla mnie, to dobrze, że mieszkanie i dzieci ogarnie, to też niemały wyczyn. Żeby aktualnie mieć tylko takie sprzeczki typu na obiad mielone czy schabowe, najpierw trzeba było odciąć wypływ informacji odnośnie naszego życia poza nasze mieszkanie i nie słuchać rad od nikogo. Oraz wszyscy (mąż, żona, dzieci) muszą wiedzieć i rozumieć, że jak chcą jeździć co roku na wakacje własnym autem, to wpływy do budżetu rodzinnego mają znacząco przekraczać wydatki z tegoż budżetu.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 12 grudnia 2022 o 20:16

avatar marcelka
3 3

A czy przed ślubem syn i synowa poważnie rozmawiali o przyszłości, również finansowej i zawodowej? Czy tylko było "big love forever" i misiaczkowanie sobie? Pytanie, jak naprawdę wygląda sytuacja z pracą synowej. Sytuacja na rynku, jeszcze zależnie od miasta, może być trudna, a sama ekonomia to tak naprawdę tylko papierek. Jaki pomysł - konkretny - miała synowa na pracę, podejmując studia? Kim planowana być? Miała na oku jakąś firmę, gdzie chciała się zatrudnić, chciała założyć własną działalność? Od tego - od przyczyny - trzeba zacząć. Bo może miała/ma jakieś ambicje i spędzanie dnia na "pracach domowych" - choć miałaby czas na to i powinna, skoro mąż finansuje ich utrzymanie - jest dla niej frustrujące i tak bardzo boi się zostania "kurą domową", że nie chce nic domowego robić na zasadzie "nie bo nie". Nie usprawiedliwiam jej, tylko chcę pokazać, że czasem tak działają emocje/psychika. Ale jest też opcja, że dziewczyna po prostu nie dorosła do normalnego życia, jest jej wygodnie nic nie robić i nie chce wychodzić ze strefy komfortu. Trudna sytuacja, ale byłabym bardzo ostrożna z radami czy pomocą dla syna, bo jak się pogodzi z żoną czy uzna jej punkt widzenia, to Ty staniesz się "tą złą", co to chciała ich skłócić i stracisz syna. Lepiej stanąć z boku i pozwolić mu się sparzyć i dopiero wtedy starać się go wesprzeć.

Odpowiedz
avatar marcelka
2 4

A, i jeszcze jedno - w kontaktach z jeszcze-synową też trzymałabym język za zębami. Nie jest łatwo patrzeć na krzywdę swojego dziecka, a tak chyba postrzegasz całą tę sytuację, ale kiedyś pewna starsza już wtedy osoba, która miała staż małżeński 30+, stwierdziła w rozmowie ze mną, że własna matka może wiele powiedzieć, bo od dzieciństwa człowiek jest przyzwyczajony, że rodzic poucza/wychowuje/nakazuje, ale jak teściowa coś powie, to tego się nie zapomina. I coś w tym chyba jest. Dlatego, choć zachowanie synowej było bezczelne, to wypominanie jej mieszkania było przekroczeniem tej cienkiej granicy. Może stąd też ten pomysł z domem/kredytem - bo ona nagle zapragnęła być na swoim. Ale jednego, czego zupełnie nie rozumiem, to jakichś smsów od jej matki do Ciebie. To nie jest przedszkole, że rodzice są wzywani, jak się dzieci na podwórku pobiją. Odpisałabym jej raz coś w stylu "są dorośli, niech sami rozwiązują swoje sprawy" i konsekwentnie ignorowała jakiekolwiek dalsze wiadomości.

Odpowiedz
avatar bazienka
4 4

@marcelka: zyc na swoim? chyba meza, bo on jak na razie za rachunki i zycie placi

Odpowiedz
avatar marcelka
1 1

@bazienka: z formalnego punktu widzenia, jeśli nie mają rozdzielności majątkowej, to wynagrodzenie męża stanowi ich wspólne pieniądze. Ale słabo wróżę temu związkowi. Albo się wcale nie znali/nie rozmawiali ze sobą przed ślubem co do wizji przyszłości i okazuje się w praktyce, że ich podejście do życia jest zupełnie inne, albo ona faktycznie jest toksyczną osobą, a wtrącanie się obu mamuś i fakt, że zarówno synowa, jak i syn te "mamusie" niejako zapraszają do związku zdecydowanie nie świadczy o ich dorosłości i to kolejna rzecz, która nie wróży dobrze temu związkowi.

Odpowiedz
avatar Morog
4 6

Syn musi sam zmądrzeć, nikt za niego tego nie zrobi. Od siebie dodam że opisana sytuacja daje przesłanki nawet do kościelnego unieważnienia małżeństwa....

Odpowiedz
avatar sapphire101
4 4

Byłoby mi zwyczajnie wstyd wydawać nieswoje pieniądze na moje zachcianki. Tu nie mamy do czynienia z "nowoczesnym" wychowaniem, a jego brakiem. Nowoczesne pary to te, w których zazwyczaj oboje małżonków pracuje, a oprócz tego dzielą się obowiązkami domowymi.

Odpowiedz
avatar Nulini
5 5

Syn wplątał Ci się w baaaaardzo toksyczny związek, ale Ty niestety nic z tym zrobić nie możesz, on sam musi być przyparty do muru, żeby zacząć działać. Jedyna rada dla syna - i oby jej posłuchał - to nie robić z taką babą dzieci, bo będzie miał PRZE-WA-LO-NE przez 18 lat życia dziecka i 9 miesięcy ciąży. Mam takich znajomych i niestety, baba, która jest toksyczna, nawet po rozwodzie zrobi WSZYSTKO, żeby uprzykrzyć byłemu życie - będzie granie dzieckiem i dyktowanie warunków, żeby były nadal przy niej skakał...

Odpowiedz
avatar janhalb
4 4

Mam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony - to, co opisujesz, rzeczywiście wygląda piekielnie. Z drugiej - to jednak relacja tylko jednej strony. A takie - zwłaszcza w układach rodzinnych - NIGDY nie są obiektywne.

Odpowiedz
avatar timka
-2 6

Pomijam większą część historii i odniosę się do tego, że twój syn musi sprzątać i gotować w weekend- to jest też jego mieszkanie i on ma też w nim obowiązki. Nie wiem czy to co piszesz jest prawdą bo wychodzi na to, że on tylko w weekend gotuje a potem nagle piszesz, że nie miał co jeść bo przed wyjściem do pracy zastał pustą lodówkę. I to jest bardzo dziwne bo nim lodówka zrobiła sie pusta to on nie widział, że zaczyna jedzenia brakować? A może nie widział bo sie nie interesował tym tylko nagle zajrzał a tu nie ma- a może jej kasy nie dał na zakupy, a może chciał by ciężkie siatki sama dźwigała? W weekend zakupów nie zrobił? To jest wszystko dla mnie znak, że historia może być zmyślona. Syn nic nie powiedział jej przed ślubem, że czemu rodzice żyją z syfem w mieszkaniu? Ona przecież też tak żyła.. I co? Myślał nagle, że się zrobi z niej czyścioszek? Sorry no ale albo on jest tak głupi totalnie albo to ściema jest i tyle.

Odpowiedz
avatar MrMax
1 1

@timka: Czyli jak dobrze rozumiem jeżeli mąż pracuje i utrzymuje to wszystko to z racji tego, że ma też rączki powinien ogarniać również zakupy, gotowanie, sprzątanie? Jak mniemam jaśnie Pani powinna nadal zajmować się wyłącznie wydawaniem pieniędzy na swoje przyjemności, leżeć i pachnieć? A ja głupi myślałem, zawsze, że w związku powinien być jakiś podział obowiązków. Jeżeli jedna osoba pracuje to druga zajmuje się np. domem. (Co nie oznacza, że pracująca osoba nie może pomagać tej drugiej.) Co do lodówki może wiedział i właśnie dlatego prosił swoją żonę by zrobiła zakupy. Skoro miała środki na kosmetyczki, zakupy, i zaczął obawiać się w jakim tempie pieniądze znikają z konta śmiem wątpić by nie zapewnił jej środków finansowych.

Odpowiedz
avatar Hideki
8 8

Byłem kiedyś w kilkuletnim związku (dotarliśmy nawet do etapu narzeczeństwa), w którym partnerka była podobnym pasożytem. Spędzało nam się świetnie czas, mieliśmy wspólne zainteresowania, ale ani pójść do pracy, ani zrobić koło domu. Ja kończyłem pracę po 19 i musiałem po drodze robić zakupy, bo partnerka regularnie "zapominała", że miała je zrobić. Podobnie jak "zapominała" wyrzucić śmieci, gdy ja byłem w pracy. Sam nie jestem miłośnikiem sprzątania, więc mieszkanie sprzątaliśmy tylko przed wizytą gości i cieszyłem się, gdy choć jeden pokój ona sprzątała. To była dosłownie jedyna rzecz, którą robiła wokół mieszkania. Tak, gotowanie na mnie spadało. Jedynie ostatnie pół roku naszego związku mieszkaliśmy razem - wcześniej ona mieszkała u rodziców, a ja wynajmowałem pokój. Te pół roku uświadomiło mi, że ona się po prostu nie zmieni. Ani kij, ani marchewka na nią nie działały. W końcu postawiłem sobie pytanie, czy chcę z taką osobą spędzić resztę życia i to był kluczowy moment dla mnie, który przybliżył nas do rozstania się. Po latach dowiedziałem się od naszych wspólnych znajomych, że jeszcze podczas bycia razem robiła z siebie ofiarę przemocowca. Toksyczni ludzie są wszędzie. Jeśli już uwikłamy się w związek z nimi, trzeba się zastanowić, czy chcemy spędzić tak resztę życia.

Odpowiedz
avatar mama_muminka
2 4

Ja tylko zostawię komentarz - zdrowi nie tańczą z chorymi. Nie wierzę w to, że ktoś jest cudowny i fantastyczny i nagle cyk po ślubie zmienia się w potwora. Ok, są psychopaci, ale w społeczeństwie jest ich 1%. Tymczasem czytając historię na piekielnych wychodziłoby, że jest to około 20% ludzi. Tylko psychopaci mają zdolność tak długo ukrywać swoją prawdziwą naturę, że człowiek naprawdę nie mógł się spodziewać okropnego zachowania z ich strony. Cała reszta osób egoistycznych, leniwych czy nawet zaburzonych wysyła mnóstwo czerwonych flag. Niestety, niektórzy z nas te czerwone flagi ignorują, albo co gorsza biorą je za dobrą monetę! (Zareagował agresywnie, kiedy rozmawiałam z obcym facetem? Och, musi bardzo mnie kochać - itp). Więc droga teściowo, która wychowałaś syna na wspaniałego człowieka. Spójrz krytycznie na syna i na swoją rolę w jego wychowaniu i zastanów się, dlaczego wpadła mu w oko kobieta, która nie chce iść do pracy, a w sytuacji konfliktu dzwoni po swoją mamę, żeby dołączyła do kłótni. Zakładając oczywiście, że to ci napisałaś w tej historii to czyste fakty, a nie twoja wizja syna przez różowe okulary. (Zakładam jednak, że jeśli mama synowej wysyła smsy, w których wyzywa od suk, to już coś jest na rzeczy).

Odpowiedz
avatar bazienka
5 5

jak w zwiazku sie sypie na poczatku to lepiej nie bedzie a matce synowej bym zakomunikowala, by przestala cie nekac, bo pojdziesz z smsami na policje i zablokowala jej numer jesli wydzwanialaby czy pisala z innych- serio poszlabym na policje synowi mocno sie dziwie, ze chce utrzymywac pasozyta

Odpowiedz
avatar KarmazynowaNoc
2 2

Matka synowej wydaje się bardzo ciemną kobietą. Nie pozwól się obrażać. Może to u mnie zboczenie zawodowe, ale radzę Ci, że jeśli znowu zacznie Cię obrażać, powiedz jej, że możesz ją pozwać o znieważenie- art. 216 kodeksu karnego. W każdej chwili możesz wysłać na policję lub do prokuratury pismo z wydrukowanym zrzutem ekranu z treścią obraźliwego smsa. Na niektórych działają tylko paragrafy.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
1 1

Dla niektórych może to zabrzmieć bardzo szowinistycznie, ale twój syn nie może mieć z nią dzieci, bo wtedy będzie miała go w garści przez resztę życia. A jeśli synowa zajdzie w ciążę, to testy na ustalenie ojcostwa. Skoro nie lubi spędzać czasu wolnego z mężem, to nie wiadomo, czy umawia się tylko z koleżankami.

Odpowiedz
Udostępnij