Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Paręnaście miesięcy temu skończyłam współpracę z pewnym podmiotem na rynku, który miał…

Paręnaście miesięcy temu skończyłam współpracę z pewnym podmiotem na rynku, który miał być prestiżowy, dobrze rozwinięty i międzynarodowy, zgodnie ze swoją nazwą. Przypomniało mi się o nim, bo znajoma właśnie też opuszcza tego Titanica. Ważne jest, że nie jest to podmiot zwykły na rynku, a z udziałami miasta, co może wyjaśni podejście niektórych ludzi.

Sama rozmowa o pracę powinna mi dać znać, że z tym miejscem jest coś nie tak. Zostałam zaproszona z dnia na dzień- dobrze, że akurat byłam na wypowiedzeniu bez świadczenia pracy (abym nie zabrała potencjalnych klientów do konkurencji) i mogłam tam przyjść. Na spotkanie mój szef się spóźnił, bo przeciągnęło mu się spotkanie z Prezesem. Po pierwszej rozmowie była dwutygodniowa przerwa, argumentowana tym, że na moje stanowisko jest aż 30 chętnych. Po 2 tygodniach telefon, że zapraszają mnie na spotkanie, bo bardzo się spodobałam. Przedstawili mi ofertę niższa niż oczekiwałam, ale z argumentem że po okresie próbnym będę dostawała wyrównanie, bo Prezes nie chciał się zgodzić od razu na tę stawkę. Dziś wiem, że to była bzdura, bo Prezes ma gdzieś sprawy pracowników, którzy są poniżej stanowiska kierownika działu (nawet sprawy o mobbing go nie ruszały i to takie z pozwem). Oczywiście wyrównania nie dostałam, ale rzeczywiście podniesiono mi pensję do tej stawki umówionej.

W pierwszych dniach pracy okazało się, że moim szefem nie będzie Pan z rozmowy, tylko Pani Basia. Pani Basia przejęła jego stanowisko nieformalnie, bo on został przekierowany do innego działu w ramach zastępstwa. O Pani Basi mogłabym napisać książkę, ale ograniczę się do tego, że była to kobieta nieszczęśliwa i sfrustrowana, która nie miała życia poza pracą. Sama powiedziała, że rozstała się z narzeczonym, bo stał na przeszkodzie w jej karierze, a u rodziców bywa tylko na Wigilię i Wielkanoc, bo nie ma czasu. Nie było też u niej urlopu, ani L4. Z podejrzeniem covid przyszła do pracy, wiedząc że jedna z naszych koleżanek opiekuje się matką lat 80 z rakiem. Ona poświęca się dla pracy i to była jedyna słuszna filozofia życiowa, której wymagała też od nas.

Gdy wychodziliśmy o czasie, potrafiła do nas zadzwonić czy wszystko jest już zrobione, że nas nie ma przy biurku. Gdy mówiłyśmy ze tak, to stwierdziła, że ona siedzi w osobnym pokoju i mamy jej pisać na czacie, że wychodzimy i gdzie zapisana jest nasza praca. Pani Basia była też perfekcjonistką, co oznaczało, że o źle postawiony według niej przecinek, był dramat jakbyśmy co najmniej zrobili błąd na miarę totalnej porażki. Współpraca z nią to było ciężkie przeżycie i w sumie głównie ono sprawiło, że z tej pracy uciekłam po 8 miesiącach.

Inna sprawa to przestarzałe procedury i ciągle obracanie się w papierach. Prosty wniosek urlopowy wymagał zatwierdzenia przez 3 osoby i wyprodukowania papierów z wnioskiem, ewidencją godzin urlopowych i zastępstwem. Wydrukowywanie maili, dokumentów podpisanych elektronicznie to norma. W ciągu miesiąca swojej pracy zapełniłam jeden segregator.

Wykorzystywanie Excela do celów obliczeniowych było czymś abstrakcyjnym i swojego Excela musiałam opisać tak, że na czerwono zaznaczyłam komórki, których nie wolno zmieniać, bo często "ktoś " zmieniał formułę.

Z warunków lokalowych- na około 200 osób była jedna kuchnia z lodówką wysokości do mojego uda. Nie było mikrofalówki ani nawet zlewu do zmycia kubków, te myło się w toalecie. Toaleta to taka, która pamięta jeszcze Gierka.

Dobrze, że już tam nie pracuję i nerwów sobie nie psuję

praca

by ~Historiaoprqcodqwcg
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar kiczorek
11 11

Tak tylko technicznie wtrącę na przyszłość, możesz zablokować komórki w Excel przed zmianą i nawet z opcją osobnego hasła. Warto to robić przy wszystkich ważnych formułach.

Odpowiedz
avatar PiekielnyDiablik
0 0

@kiczorek: to teraz wyobraź sobie jaką aferę zrobiłaby "pani Basia", jakby nie mogła czegoś tam zmienić, bo jej podwładna jej zabrania!!!

Odpowiedz
avatar Samoyed
3 5

Titanic zatonal blyskwicznie, w tym byl jego problem. Firma, ktora tonie miesiacami to raczej innej analogii potrzebuje. Poza tym to, ze ty i twoja znajoma sobie w tej firmie nie poradzilyscie, nie oznacza, ze moloch zaraz padnie. Zwlaszcza, ze finansowany panstwowo.

Odpowiedz
avatar Armagedon
-1 9

Oj, coś mi się wydaje, że to ty powinnaś zostać prezesem tego "podmiotu". Byś zrobiła porządek w trymiga. Zaś, co do pani Basi... Ja sobie bardzo cenię perfekcjonistów w pracy. Jedyni ludzie, na których można polegać i którzy jak coś robią - to naprawdę porządnie. Reszta - byle zbyć, na "odpirdol się", i "aby Polska nie zginęła". I tak jest wszędzie. W budowlance, handlu, służbie zdrowia, komunikacji, telefonii i urzędach.

Odpowiedz
avatar Habiel
6 6

@Armagedon: Co innego być perfekcjonistą, a co innego bycie pracoholikiem. Jeśli Pani Basia poświęciła swój związek dla pracy, to jest z nią coś nie tak. Nie wyobrażam sobie dzwonić do pracowników po ich pracy i tak bardzo przejmować się praca, że małe problemy urastają do dużych problemów. To nie jest dobre dla zdrowia.

Odpowiedz
avatar digi51
0 0

@Armagedon: Pani Basia to nie perfekcjonistka tylko pracoholiczka. Zasadnicza różnica, bo pracoholik musi ciągle robić coś związanego z pracą - czy robi to dobrze, a wręcz perfekcyjnie to inna sprawa. Wydajność pracy jest najlepsza, gdy czynności zawodowe znajdują równowagę w odpoczynku i regeneracji organizmu. Poza tym, człowiek, który nie ma z wyboru nic poza pracą na pewno do końca zróżnoważony psychicznie nie jest, podobnie jak ktoś kto nie ma życia poza skupianiem się na potrzebach partera czy dziecka, ergo ma spaczony obraz świata i jest uciążliwy dla współpracowników. A poza tym dyskutowałabym o tym, czy bycie perfekcjonistą w pracy jest takim wielkim plusem. Chciałabyś zatrudniać panią sprzątającą, która będzie Ci pucować 3h 1m kwadratowy podłogi aż będzie idealnie wypolerowana?

Odpowiedz
avatar ObserwatorObywatel
6 6

U mnie może nie miasto, ale Skarb Państwa. Druk wszystkiego to norma niestety wraz z nieuznawaniem elektronicznych notatników, po ichniemu to "kajet" tradycyjny. To że główny Prezes ma gdzieś sprawy szeregowego to normalne, ale ma też gdzieś sprawy kierowników i dyrektorów nie swojego pionu. Pionowy "Prezes", tzn Członek Zarządu też z grubsza ma gdzieś sprawy szarego pracownika i czasem kierownika, od tego jest Dyrektor Wydziału. No u nas Exel ma się dobrze, Dyrektor pomimo wieku emerytalnego, sam tworzy nowe formuły, zmienia przepisy, analizuje, nie opiernicza, bo wie, że jaka płaca taka praca w budżetówce. Perfekcjoniści to super współpracownicy, pod warunkiem, że nie wpadną w skrajność. A firmy budżetowe czy dotowane przez budżetówkę, upadną tylko i wyłącznie wtedy, kiedy z "góry" przyjdzie "błogosławieństwo", znaczy w teczce przyjadą wytyczne. Odnośnie czasu pracy my, jako już starsi stażem dość szybko nauczyliśmy nowego "menagera", że jest Panią Naczelnikiem, a nie menagerką, bo takie piastuje stanowisko. Na czacie znaczy whatsapie to ja mogę pisać jak mi się chce. Z czasu pracy rozliczam się z kadrami, a nie z nią, na podstawie rejestratora czasu pracy, a czas pracy reguluje nie ona, a załącznik do Umowy o Pracy i Zakładowy Układ Zbiorowy Pracy Spółki. A opierniczać, kochana, to Ty mnie możesz, ale najpierw wydaj pisemne polecenie pocztą mailową zgodne z moimi obowiązkami, ujętymi w Karcie Charakterystyki miejsca pracy, a że nie mam jej od 2ch lat, to sorry.

Odpowiedz
avatar Armagedon
6 8

@ObserwatorObywatel: Albo panią naczelniczką, albo panią naczelnik. Panią naczelnikiem - to jakiś nowotwór językowy.

Odpowiedz
avatar ObserwatorObywatel
0 0

@Armagedon: ok, poprawiałem, nie zauważyłem. Ale merytorycznie nie wnosi zmiany. A więc: "Nooo_ii?

Odpowiedz
Udostępnij