Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Ostatnio moje życie bardziej przypomina film, aniżeli szarą rzeczywistość, stąd też w…

Ostatnio moje życie bardziej przypomina film, aniżeli szarą rzeczywistość, stąd też w mojej głowie zrodził się pomysł, aby gdzieś to opisać. Od razu uprzedzam, że będzie długo. A więc od początku…

W sierpniu miałam wziąć ślub z M., z którym byłam w nieformalnym związku prawie 5 lat. Ważne dla historii jest to, że M. jest osobą mocno wierzącą i dla niego jedynie ślub kościelny do grobowej deski jest opcją w życiu z kobietą. Ja z kolei jestem agnostyczką, która wierzy w Boga, ale odrzuca, chociażby jakiekolwiek sakramenty kościelne. Stąd też, idąc na kompromis, uznaliśmy, że jednostronny ślub kościelny będzie dla nas idealnym rozwiązaniem.

Jednak tydzień przed ślubem zaczęło coś się dziać z M. – przestał jeść oraz zamykał się w sobie. Zasygnalizował mi, że czuje duży lęk przed ślubem. Jak mi wtedy tłumaczył- paraliżowała go odpowiedzialność, jaka spadnie na niego po ślubie. Wysłałam go, więc w te pędy na kryzysową terapię u psychologa, aby, choć trochę złagodzić jego emocje. Był na jednej wizycie indywidualnej oraz jednej terapii dla par ze mną. Psycholog w trakcie wizyty, w której uczestniczyłam, powiedział, że nie widzi jakichkolwiek przeciwwskazań, żebyśmy tego ślubu nie brali. Uspokojeni wróciliśmy do domu. Tego dnia (czwartek przed ślubem) miałam z moją świadkową robić małe prezenty dla gości, a narzeczony miał zaplanowany wypad ze swoim świadkiem (W.). Ważną rzeczą do odnotowania jest to, że jego świadek i ja mieliśmy burzliwą relację. Często w przeszłości kłóciliśmy się, ale ze względu na narzeczonego staraliśmy się pracować nad łączącą nas relacją. Tuż przed wyjściem chłopaków, W. skierował do mnie i mojej świadkowej słowa, że on „więcej nie będzie świadkiem na ślubie M.”. Ja zszokowana takim stwierdzeniem powiedziałam jedynie, że M. będzie miał tylko jeden ślub i to ten, który ma odbyć się w najbliższą sobotę. W tym momencie żałuję, że nie puściłam M. z W. na ten wypad. Przed cały czas ich nieobecności czułam się mocno spięta i miałam złe przeczucia. Niestety miałam rację. Już od rana M. był bardzo nieobecny i zamyślony. Nie chciał z nikim rozmawiać i tylko biernie przyglądał się ostatnim poprawkom przed ślubem. Wieczorem po spotkaniu z jego rodzicami, kiedy wracaliśmy do domu, M. oznajmił mi, że on nie jest gotowy na ślub. Po tym stwierdzeniu M. wrócił do swoich rodziców i u nich nocował. Miałam nadzieję, że rodzice M. porozmawiają z nim i pomogą mu okiełznać emocje jednak im się to nie udało. Następnego dnia (dzień ślubu) przyjechali moi rodzice, rodzice M. oraz sam M. Rodzice M. ze łzami w oczach przeprosili mnie a sam nafaszerowany lekami uspokajającymi po prostu płakał. Po spotkaniu moi rodzice zebrali mnie w moje rodzinne strony. Tam wydarzyły się kolejne perypetie ale to już opowieść na kolejny raz...

ślub

by ~InvidiaSola
Dodaj nowy komentarz
avatar KatzenKratzen
9 17

Historia piekielna, owszem, ale strasznie się źle czyta te wszystkie "M.", "W." itp. Naprawdę nie możesz nadać jakichś fikcyjnych imion? Michał, Marek, Maciek, Makary??

Odpowiedz
avatar Jorn
5 11

@KatzenKratzen: Być może w tej historii jest coś piekielnego,ale autorka nie napisała, co. Może próba zmuszenia faceta do ślubu, na który nie czuł się gotowy?

Odpowiedz
avatar Honkastonka
28 30

Czyli de facto wiadomo tyle, że chłop CHYBA gdzieś pojechał, a jak wrócił to zrezygnował ze ślubu. Nie wiadomo dokładnie dlaczego, autorka się domyśla. Ja też się mogę tylko domyślać sensu tej historii, bo jest tak napisana, że niewiele rozumiem.

Odpowiedz
avatar Librariana
13 15

@Honkastonka: jeśli koleś zrezygnował ze ślubu po kilku godzinach z przyjacielem, to niezbyt mocna więź łączyła go z narzeczoną. A jeśli jest mocno wierzący, to pytanie ile w tym wszystkim było chęci wspólnego życia, a ile poczucia, że wypada bo niesakramentalny związek to grzech.

Odpowiedz
avatar Bevmel
2 2

@Librariana: Z tym, że nie wiemy, czy zrezygnował po kilku godzinach z przyjacielem. To autorka tak się domyśla.

Odpowiedz
avatar digi51
24 26

I co, sądzisz, że Twój narzeczony zmienił zdanie pod wpływem wyjazdu ze świadkiem? Jeśli tak, to co najwyżej świadek utwierdził go w przekonaniu, że podejmuje złą decyzję żeniąc się z Tobą. Gdyby go nie przekonał, to z dużym prawdopodobieństwem chłopak by pożałował zaraz po ślubie, a z jego przekonaniami religijnymi, tkwił by w nieszczęśliwym małżeństwie, a tym samym spieprzył by życie Tobie i sobie.

Odpowiedz
avatar iks
16 16

Lepiej od razu opisz kolejną część bo na ten moment to wygląda jak historia napisana na polski.

Odpowiedz
avatar Monomotapa
10 12

Jaki strumień świadomości... To nie wattpad

Odpowiedz
avatar Fahren
5 15

A gdzie piekielność? Chyba normalne, że ślub to poważna decyzja i lepiej jej nie podejmować "bo tak wypada"

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 16

@Fahren: Rzucenie kogoś w dniu ślubu jest k... piekielne. Jest to mega poniżenie przed rodziną i przyjaciółmi. Nie wspomnę o grubej kasie wywalonej w błoto. Nie dziwi mnie, że porzuceni wnoszą sprawę do sądu o zadośćuczynienie.

Odpowiedz
avatar gawronek
8 16

@miyu123 no tak, bo rozwód po 3 miesiącach od ślubu to już super rozwiązanie XD

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 14

@gawronek: rozumiem, że gdybyś Ty był na miejscu autorki lub np. Twoja córka, to zero złych emocji, tylko wdzięczność i radość.

Odpowiedz
avatar Fahren
4 8

@miyu123: A mnie owszem. "Czy chcesz.." przed ołtarzem (czy urzędnikiem) to nie jest formułka do odklepania, to ostatni gwizdek by podjąć poważną decyzję - w domyśle wiążącą na całe życie. Edit - Yup, gdyby to była moja córka, to byłbym z niej dumny, że podjęła własną decyzję, a nie "bo lud tak chce". Chyba, że to jej niedoszły mąż by się ewakuował - wtedy (o ile nie znałbym sytuacji między nimi) próbowałbym się dowiedzieć, o co cho i zrozumieć powody niedoszłego zięcia.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 7 listopada 2022 o 14:29

avatar Armagedon
-1 5

@Fahren: Na pewno chciałby ci się tłumaczyć i zwierzać. A nawet jeśli - to co by ci to dało? Chciałbyś mieć jasność sytuacji, po której stronie się opowiedzieć? Czy przekonać go do zmiany zdania?

Odpowiedz
avatar digi51
-1 3

@Armagedon: Nooo, wiesz, jednak jest różnica między typową ślubną paniką, a tym, że przykładowo jest zakochany w innej babie albo panna młoda odyebała jakiś numer, który nagle owtorzył potencjalnemu ślubnemu oczy na jej prawdziwą twarz. To pierwsze często można przegadać i rozwiać wątpliwości, pozostałe, cóż...

Odpowiedz
avatar gawronek
1 3

@miyu123 na szczęście nie mam dzieci, ale tak - wolałbym taką sytuację niż to żeby żyła w nieszczęśliwym związku. Odwołanie ślubu w dniu ślubu owszem, boli. Owszem, może pozostawić ślad na psychice na dłużej. Ale lepsze to niż potem życie w toksycznym związku. Pytanie, czy lepszy jeden dzień "wstydu" czy kilka miesięcy/lat fatalnego związku? Uważam że to pierwsze.

Odpowiedz
avatar metalurgia
-1 1

@gawronek skoro nie chciał brać ślubu to dlaczego się jej oświadczył? Decyzja o ślubie to nie jest coś z dnia na dzień. Są to bardzo długie przygotowania (rok, dwa lata) naprawdę w ciągu dwóch lat nie był w stanie się określić i musiał to zrobić przed samym ślubem? Tak jest to piekielne, jak wszystkie uciekające panny młode sprzed ołtarza. Nie tylko wobec partnera/partnerki ale też wobec zaproszonych osób.

Odpowiedz
avatar Bevmel
1 1

@miyu123: Czyli co, według ciebie na siłę trzeba brać ślub nawet jak się wie, że się nie chce, bo "inaczej to tak głupio przed ludźmi jakoś"?

Odpowiedz
avatar BiAnQ
13 13

- chyba bardziej po polsku będzie: nie widzi żadnych przeciwwskazań, aby wziąć ślub (a nie zaprzeczenie - nie wziąć ślubu) - żałujesz, ze nie puscilas M. z W. na wypad? No przecież właśnie puscilas ! Do następnej historii bardziej się przyłóż.

Odpowiedz
avatar Armagedon
8 18

"M. jest osobą mocno wierzącą i dla niego jedynie ślub kościelny do grobowej deski jest opcją w życiu z kobietą." Czy ten mocno wierzący M. jest na tyle wierzący, by przez pięć lat przed ślubem powstrzymywać się od (po)życia z partnerką? Bo jeśli tak i chciał z tym czekać do ślubu - to mam pewne podejrzenia. A jeśli nie - to taki wierzący on znowu nie jest. "Ja z kolei jestem agnostyczką, która wierzy w Boga, ale odrzuca, chociażby jakiekolwiek sakramenty kościelne." Agnostyk to nie jest osoba, która wierzy w boga. Agnostyk to ktoś kto NIE WIE, czy bóg jest, czy go nie ma, ponieważ uważa, że nie da się jego istnienia, bądź nieistnienia, udowodnić. "Tuż przed wyjściem chłopaków, W. skierował do mnie i mojej świadkowej słowa, że on „więcej nie będzie świadkiem na ślubie M.”. Ja zszokowana takim stwierdzeniem powiedziałam jedynie, że M. będzie miał tylko jeden ślub i to ten, który ma odbyć się w najbliższą sobotę." Otóż, ja uważam, że ten W. już wtedy doskonale wiedział, że w najbliższą sobotę ślub się na pewno nie odbędzie. Ponadto stwierdził, że nie będzie musiał być świadkiem na żadnym innym ślubie M., ponieważ takowy nigdy więcej nie będzie przez M. brany pod uwagę. "Przed cały czas ich nieobecności czułam się mocno spięta i miałam złe przeczucia." I słusznie. Intuicja potrafi wiele podpowiedzieć. W twoim przypadku gadała już wcześniej, ale nie chciałaś jej słuchać i ciągałaś narzeczonego po psychologach - co i tak niewiele dało. Poza tym, twoja historia jest całkowicie wyprana z emocji, co jest bardzo dziwne, zważywszy, że wypadki miały miejsce całkiem niedawno. Zwykła, sucha relacja. Ani słowa o pierścionku, sukni ślubnej, przygotowaniach, ustaleniach, wieczorach kawalersko-panieńskich, zaproszeniach, kosztach, liczbie gości... A propos gości... "Następnego dnia (DZIEŃ ŚLUBU) przyjechali moi rodzice, rodzice M. oraz sam M. (...) PO SPOTKANIU moi rodzice zebrali mnie w moje rodzinne strony." Się zastanawiam, kiedy zdążyliście odwołać sam ślub, wesele, a zwłaszcza gości, którzy pewnie się jednak na ślub pofatygowali? Przyjeżdżają pod kościół, a tu - ani pary młodej, ani ślubu. Stoją, czekają... i co? Ktoś ich powiadomił? Rodzice M.? A może to był ślub bez gości i wesela? A może wesele odbyło się bez ślubu, żeby się "talerzyki" nie zmarnowały? A może to - w ogóle - jest zmyślona historia?

Odpowiedz
avatar Bedrana
9 17

@Armagedon: "Czy ten mocno wierzący M. jest na tyle wierzący, by przez pięć lat przed ślubem powstrzymywać się od (po)życia z partnerką?" Z partnerką - może tak. Z partnerem - niekoniecznie. Zwłaszcza w ten ostatni, całodobowy "wypad" przed ślubem.

Odpowiedz
avatar Visenna
2 10

@Bedrana Bingo! Od razu o tym pomyślałam, facet jest gejem albo bi, kumpel to jego ukryty partner, dlatego ma tarcia z autorką. Żyć w trójkącie się dało, ale partner na ślub powiedział veto. A facet do swojej orientacji pewnie sam przed sobą się nie przyznaje, skoro mocno wierzący.

Odpowiedz
avatar Bedrana
0 6

@Fahren: "Słyszałaś o czymś takim jak "wieczór kawalerski"?" W tej historii - nie! "Wypad" z jednym facetem, sam na sam przez całą dobę, to nie jest WIECZÓR kawalerski. W tym wypadku wygląda raczej na requiem po traconej "wolności".

Odpowiedz
avatar Fahren
0 2

@Bedrana: Skąd wzięłaś "dobę"? Mamy tylko "W czwartek przed ślubem narzeczony miał zaplanowany wypad ze swoim świadkiem (W.) (...) Już od rana M. był bardzo nieobecny" Czyli wyszli w czwartek, w piątek rano już z powrotem. Nie stoi, czy wyszli w czwartek rano, czy wieczorem.

Odpowiedz
avatar Samoyed
-1 5

@Fahren: No oczywiscie, bo jeden raz i to przyjacielem to taki tam wybryk, a nie zadne gej party :P Tlumacz to sobie, tlumacz...

Odpowiedz
avatar digi51
0 4

@Bedrana: A jeżeli potencjalny pan młody ma tylko jednego przyjaciela? Ma na siłę zapraszaszać prawie obcych ludzi lub nielubianych, żeby nie wyszło "gejowato"? Jakby dwie kobiety pojechały na weekend na babski wypad to też by było, że lesbijki?

Odpowiedz
avatar Fahren
2 8

@Samoyed: Wybryk pt "Nie wiemy, bo autorka też nie wie". Skąd wiesz, czy nie poszli na piwo? Albo panienki? Albo do kościoła? Ewentualnie polecieli na marsa strzelić samoyebkę łazikiem Curiosity? Jakieś niezdrowe dewiacje przez ciebie przemawiają, czy co?

Odpowiedz
avatar Samoyed
-2 8

@Fahren: No wlasnie, a propos niezdrowo. Takie sobie ludzie przypuszczenia snuja (moim zdaniem idiotyczne, bo i ta opowiastka jest idiotyczna i nastawiona na takie rozwazania), a rzucasz sie na nich z pazurami, z wigorem godnym lepszej sprawy. I to przypisywanie innym od razu dewiacji? Znaczy jakich dewiacji? Homoseksualizm nie jest dewiacja w normalnym swiecie, natomiast owszem jest w srodowiskach ograniczonych swiatopogladowo i w oczach homofobow. A niejako wiadomo, ze im bardziej zacietrzewiony homofob, tym bardziej sie boi wlasnych sklonnosci. I jak te "dewiacje" przeze mnie przemawiaja? Nie widze nic zlego w homoseksualizmie, wiec nie ukrywalabym go, ergo nie moga przeze mnie "przemawiac". Bardzo to ciekawe.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 7 listopada 2022 o 19:29

avatar Fahren
-1 9

@Samoyed: "Jest pierdyliard logicznych rzeczy, czemu poszli" - homofob. Ja chędożę... Ani literka w historii nie wspomina o odmiennej orientacji chłopa. A tu wyciągają, że to jedyne logiczne rozwiązanie. Ale spoko, zaznaczyłaś już swoją cnotę, może zapunktujesz u tych 7% populacji. A potem idź na piwo z koleżanką. Logiczne, ze wylądujecie w łóżku, przecie to samo się nasuwa

Odpowiedz
avatar Samoyed
-3 7

@Fahren: Oooo, jest i ucieczka! Ale z atakiem! I z moja checia przypodobania sie wrogowi. I moja... cnota? Znaczy, ze napisalam, ze nie jestem homo jak sie domyslam. Czyli kazde tego typu oswiadczenie to podkreslenie mojej odmiennosci? Szukasz w tym towarzystwa? Nie u mnie, ja nawet przeszlam przez eksperymenty w celu potrwierdzenia orientacji. Nie, nie takie, popaprancu! Medyczne. W ramach badan i studiow. Ale chcialabym byc lesbijka, kobiety sa dla mnie prostsze w odbiorze i ladniejsze fizycznie. Wiesz co, zaczelam glupim zartem, ale teraz to jakos sie rozwija.

Odpowiedz
avatar Kalart
-4 4

@Armagedon Agnostyk to ktoś kto NIE WIE, czy bóg jest, czy go nie ma. Mimo to, może w niego wierzyć lub nie wierzyć. Tak, agnostyk może być zarówno teistą, jak i ateistą. Nie każdy teista uważa że Bóg na pewno jest, nie każdy ateista musi negować taką możliwość ("Nie wiem czy jest Bóg, ale biorąc pod uwagę istnienie zła nie zamierzam go czcić" - przykładowy ateistyczny agnostyk. Co warte zauważenia, w przypadku dowodu na istnienie Boga taki człowiek przestaje być agnostykiem, bo wie o jego istnieniu - ale nie przestaje być ateistą, bezbożnikiem). Agnostyk wcale nie musi uważać (choć może), że istnienie czy nieistnienie nie da się udowodnić. Tyle, że według jego wiedzy nie ma takiego dowodu. Jak "poprawiasz", to chociaż zgodnie z prawdą.

Odpowiedz
avatar Armagedon
-4 6

@Kalart: Nie filozofuj.

Odpowiedz
avatar rodzynek2
2 4

@Armagedon: "M. jest osobą mocno wierzącą i dla niego jedynie ślub kościelny do grobowej deski jest opcją w życiu z kobietą." Właśnie też to mi się od razu rzuciło w oczy. "Głęboka wiara" i życie z partnerem/partnerką pięć lat przed ślubem pasuje do siebie, jak pięść do nosa.

Odpowiedz
avatar Fahren
2 4

@Samoyed: Poebało cię, czy masz tak naturalnie? Dociąganie do ad absurdum to wg ciebie ucieczka? Znaczy, ze już dawno uciekłaś, bo tak mówię! I ja to widzę!

Odpowiedz
avatar marcelka
7 9

Po pierwsze - jak coś ma się rozpaść, to lepiej przed ślubem, niż po ślubie. Po drugie - nie neguję sensu terapii, ale jak ktoś potrzebuje porady psychologa, bo nie jest pewien, czy ślub brać, to wg mnie nie powinien go brać - decyzji życiowych nie podejmuje się na zasadzie "chyba może ewentualnie chcę". Po trzecie - dziwi mnie, że aż tak wierzący/praktykujący nie miał nic przeciwko brakowi wiary u Ciebie. Ciekawi mnie też, jak wyglądała kwestia pożycia przed ślubem - bo to wygląda tak, jakby wiara była tylko wymówką, a ze świadkiem łączyło go coś więcej, niż przyjaźń. Po czwarte - historia nie jest kompletna. Co z salą, jedzeniem, księdzem, gośćmi? Kto to wszystko ogarniał, skoro on płakał nafaszerowany lekami, a Ty z rodzicami odjechałaś w rodzinne strony?

Odpowiedz
avatar marynarzowa
10 12

Znajomi mieli trochę podobna sytuację - Pan Młody spanikował trzy tygodnie przed ślubem. Przed ślubem byli w związku około siedem lat, mieszkali że sobą. Młody już miał ślub i wesele odwolywac, ale jego matka ustawiła go do pionu (teoretycznie). Piękny ślub na bogato odbył się zgodnie z planem. Pół roku później byli już po rozwodzie.

Odpowiedz
avatar WilliamFoster
4 8

Jakoś mnie zaintrygowała ta historia... Jest koszmarnie niespójna i pełna niedopowiedzeń, ale budzi pewne skojarzenia. Primo, ja też bym się zastanawiał, czy relacja niedoszłego męża z jego świadkiem/przyjacielem nie jest innego rodzaju. Secundo, zastanawiają mnie słowa co do ponownego świadkowania na ślubie. A może niedoszły był już żonaty? I zapewne rozwiedziony, bo by już wyszło przy sprawdzaniu w USC deklaracji. W świetle swojego zapalczywego katolicyzmu, może faktycznie chciałby aby to było wyjątkowe, z błogosławieństwem Bożym itd, a u podstaw może leżeć kłamstwo, które teraz coraz bardziej zaczyna uwierać.

Odpowiedz
avatar Armagedon
0 4

@WilliamFoster: Mało prawdopodobne. Rozwodów kościelnych nie ma, więc mógłby jej zaproponować, co najwyżej, ślub cywilny. Poza tym, byli ze sobą pięć lat, a nadal byli ludźmi na tyle młodymi, że rodzice z obu stron aktywnie angażowali się w sytuację. "Miałam nadzieję, że rodzice M. porozmawiają z nim i pomogą mu okiełznać emocje jednak im się to nie udało. Następnego dnia (dzień ślubu) przyjechali moi rodzice, rodzice M. oraz sam M. Rodzice M. ze łzami w oczach przeprosili mnie..."

Odpowiedz
avatar Kalart
-1 5

@WilliamFoster: Przecież to proste. Świadek spodziewał się, że z tego ślubu nic nie będzie i stwierdził, że jak jednak w przyszłości znowu będą planować ślub, to już bez niego. Są rozwody kościelne. Dla niepoznaki nazywa się je unieważnieniem małżeństwa.

Odpowiedz
avatar rodzynek2
1 3

@Kalart: Dla zwykłych śmiertelników w ściśle określonych sytuacjach. Jak np. niepłodność jednej ze stron, brak świadomości zawarcia związku małżeńskiego, choroba umysłowa jednej ze stron i najlepiej jeżeli jeszcze nie skonsumowano związku. A reszta wg prawa kościelnego musi być w związku kościelny do końca życia, nawet gdyby druga strona okazała się katem.

Odpowiedz
avatar gisch
1 1

@rodzynek2 W tym ostatnim wypadku jak najbardziej jest dopuszczalna separacja, więc związek pozostaje jedynie de iure. Prawdą jest jednak też, że do końca życia kata nie można wstąpić w nowy związek małżeński.

Odpowiedz
avatar irulax
0 0

Trzeba było odwołać ślub, niech sobie chłopina przemyśli. Może lepiej stracić te kilkanaście tysięcy cebulionów niż zmarnować kilka lat na nieudanym związku - Twoich straconych lat. P.S. I jak się skończyło?

Odpowiedz
avatar Armagedon
-1 3

@irulax: No właśnie jeszcze się nie skończyło. "Ostatnio moje życie bardziej przypomina film, aniżeli szarą rzeczywistość, stąd też w mojej głowie zrodził się pomysł, aby gdzieś to opisać." "Po spotkaniu moi rodzice zebrali mnie w moje rodzinne strony. Tam wydarzyły się kolejne perypetie ale to już opowieść na kolejny raz..." Czyli - będzie drugi odcinek. Ale dajmy autorce trochę czasu.

Odpowiedz
avatar Menma
5 5

"Małam nadzieję, że rodzice porozmawiają z nim i pomogą mu okiełznać emocje", "po spotkaniu moi rodzice zebrali mnie w moje rodzinne strony"... Ile wy macie lat? Jesteście dorosłymi ludźmi, czy parą dwunastolatków, za których nadal decydują rodzice? Jedno z Twojej historii można wywnioskować na pewno - Twój partner nie jest gotowy wiązać się z Tobą na całe życie. Oraz nie jesteście na tyle dojrzali by omówić swoje uczucia i wątpliwości bez ingerencji osób trzecich. Smutne.

Odpowiedz
avatar marcelka
-1 1

Jeszcze odnosząc się do tej historii... Uwikłanie w związek i wyjście z niego to może być naprawdę trudna sprawa. Zwłaszcza, jak nie zaszły żadne kryzysowe okoliczności typu zdrada ani nie zmieniły się żadnemu plany życiowe (w stylu praca marzeń w Australii), a drugą osobę wciąż darzy się uczuciem i nie chce się jej skrzywdzić. Gdy sprawy zabrnęły już daleko - zaręczyny, data ślubu - to trudno tak z dnia na dzień powiedzieć komuś: "ej, wiesz co, ja jednak chyba nie chcę", zwłaszcza, że druga strona pewnie będzie chciała wiedzieć, co się stało/co się zmieniło. A czasem nic się nie zmieniło, tylko ktoś sobie tuż przed samym faktem uświadamia, że nie, po prostu nie chce. Mimo wszystko uważam to za krzywdzące, ale bardziej uczciwe, niż wziąć ślub "bo wypada" i się męczyć lub rozwodzić za chwilę. A co do świadka z historii - może pan młody wcześniej dzielił się z nim wątpliwościami i ten, jako osoba z zewnątrz, widział to, czego młody nie chciał sobie uświadomić: że ślub nie ma sensu.

Odpowiedz
avatar JW3333
0 0

To Ci się 'kompromis' w związku udał :P

Odpowiedz
avatar JayDiGriz
-1 1

OK... Chłopaki już mieszkają razem, czy dalej się ukrywają?

Odpowiedz
avatar pierdut
1 1

Co to za gówniana historia

Odpowiedz
Udostępnij