Irytuje mnie moja żona.
W sumie nie ona, ale jej dewotyzm. Ciągle chodzi do kościoła, zamiast spędzić czas ze mną.
Oboje w tygodniu pracujemy, wracamy padnięci do domów i nie mamy okazji spędzić czasu razem, niedziela to jest jedyny dzień gdzie mamy taką możliwość.
Bardzo chciałbym zaplanować coś-jakąś wycieczkę czy wspólne wyjście na basen, albo po prostu wspólne leżenie do góry brzuchem, ale nie. Bo kościół.
Wiele razy rozmawialiśmy, prosiłem, błagałem.
I tutaj mówię wprost-szanuję jej religię, nie mam z tym problemu. Mam z tym że nie jest w stanie odpuścić.
Raz wymogłem na niej wypad nad morze, które kocha. Słońce, piasek i ukochana osoba obok, czego można chcieć więcej, prawda?
No jednak można-było fajnie i pięknie do czasu kiedy spojrzała na zegarek i powiedziała wzdychając, że teraz mija godzina ostatniej mszy. Resztę dnia przeżyliśmy na zdawkowych odpowiedziach do siebie.
Potem się dowiedziałem że zwolniła się godzinę wcześniej z pracy w poniedziałek, żeby pójść do kościoła na mszę wieczorną.
Nosz ja pier...
Chciałem jej pokazać, jak fajnie można wypocząć razem. Że nie trzeba całego dnia podporządkować łażeniu na przedstawienie do faceta w sukience i lepiej spędzić czas z mężem, który tęskni za swoją żoną i któremu zależy na byciu razem.
Wyciągam rękę i za każdym razem kiedy to robię, odpycha mnie krzyż.
Nie mam już sił.
kościół rodzina
To bardzo trudny temat,ale chyba wiedziałeś o tym przed ślubem?Czy dopiero później żona"nawróciła"się do tego stopnia?Czy jeśli tak było od poczatku,miałeś złudzenia,że"jakoś to będzie"?Może zaproponuj terapię,a jeśli żona się sprzeciwi(a zrobi to na pewno,bo ona nie widzi problemu)wytocz argument o chęci unieważnienia ślubu kościelnego,argumentując,że przekłada życie kościelne nad budowaniem relacji z Tobą.Może to nią wstrząśnie...A jeśli nic nie pomoże,to trzeba się ewakuować z takiego związku,gdzie się jest mniej ważnym dodatkiem do życia niż życie wieczne.Inaczej latami będziesz się dobijał o uwagę,a nigdy jej nie dostaniesz,bo są ważniejsze sprawy...Chwała Ci za to,że chcesz walczyć,ale czasem lepiej przegrać dla własnego dobra.
Odpowiedz@tycjana12: Człowieku, o czym ty mówisz? Stwierdzenie nieważności (nie ma czegoś takiego jak unieważnienie) ślubu kościelnego za chodzenie raz w tygodniu na Mszę Świętą? Za spełnianie obowiązku każdego katolika? Przecież to jakieś brednie. Terapia owszem, potrzebna, ale autorowi tekstu, nie żonie.
Odpowiedz@tycjana12: terapia, bo żona nie jest na skinienie autora i nie jeździ z nim wszędzie gdzie chce i kiedy chce, tylko. chce mieć maksymalnie parę godzin w tygodniu na kultywowanie swojej wiary? Może terapia, bo chce w samotności poczytać książkę albo spotakć się z koleżankami, zamiast leżeć bezużytecznie z mężem na kanapie? Z choinki się urwałaś?
Odpowiedz@Yksisarvinen: Terapia potrzebna autorowi tekstu,bo to on jest niewierzący?I nie chodzi(o zgrozo)do kościoła?Unieważnienie(STWIERDZENIE NIEWAŻNOŚCI,dziekuję za pouczenie,mam nadzieję,że i tak wszyscy wiedzą,o co chodzi,a mnie jako ateistkę,śmieszy"rozwód"kościelny za pienidze,nawet po kilkudziesięciu latach i posiadaniu dzieci)z powodu przedkładania klęczenia w kościele nad pracą i pielęgnacją własnego małżeństwa-to chyba dowód niedojrzałości do sakramentu małżeństwa,a zawłaszcza przypisywanego kobiecie"obowiązku"dbania o domowe ognisko?
Odpowiedz@digi51: Akurat te"parę godzin"w jedynym czasie,który mogą swobodnie poświęcić samym sobie...Ale nie,klęczenie w kościele ważniejsze...Ja też bym nie chciała żyć w takim związku.Gorsze niż"boli mnie głowa"na zawołanie.
Odpowiedz@tycjana12: to nie żyj. Znajdź sobie kolesia, który zrezygnuje ze wszystkiego, żeby z Tobą spędzać każdą wolną chwilę. Przecież ludzie w związku nie mają prawa do własnego życia, zainreresowań albo kultywowania swoich przekonań, muszą być poza pracą przylepieni do drugiej połowy.
Odpowiedz@tycjana12: terapia nie dlatego, że jest niewierzący, tylko dlatego, że najwyraźniej ma problem sam ze sobą, skoro godzinne wyjście żony bez niego odbiera w ten sposób. Sorry, ale godzinna msza nie jest problemem nie do przeskoczenia przy organizowaniu wycieczki czy czegokolwiek, więc autor musi celowo tak układać plany, żeby żona miała wybór między jednym a drugim. Tylko dlaczego? I to właśnie materiał na terapię. Bo może autor się czuje na tyle niepewnie, że szuka potwierdzenia ("niech ona mnie wreszcie wybierze, chcę być ważniejszy!"), może lubi czuć się pokrzywdzony ("ja jej wycieczki, a ta zła baba nie chce, ojej"), może do szału go doprowadza, że żona ma coś, co jest dla niej ważne, coś swojego, coś, w czym on sam nie uczestniczy, może po prostu ma nudne życie i bez żony nie ma co robić, a może... zapewne istnieje wiele powodów, dla których można się tak zachowywać, ale pewne jest, że jeżeli ktoś histeryzuje, bo druga połówka chce coś sama robić PRZEZ GODZINĘ W TYGODNIU, to ma jakiś problem. I dla jego własnego dobra lepiej byłoby go rozwiązać, bo nawet jak zmieni żonę, to może się okazać, że ta druga tańczy, chodzi na siłownię, pisze opowiadania albo maluje - i też nie będzie chciała poświęcać 100% wolnego czasu biednemu autorowi.
Odpowiedz@Etincelle: Odpowiadasz fejkowi na fejkowy post, ale to wiesz, nie? Gość był tu wiele razy, nigdy nie napisał nic realnego. A poza tym, jak zwykle, wymyśla problem z dupy, xd
Odpowiedz@Etincelle: Dokładnie, rozumiem że problemem byłoby, gdyby kobieta każdą wolną chwilę spędzała w kościele, ale jedna msza w tygodniu? Mam bardzo wierzącą koleżankę, zdarzyło nam się wyjechać wspólnie na 3 dni, z czego jednym była niedziela - ona rano poszła do kościoła, a ja sobie w spokoju zjadłam śniadanie i poczytałam książkę, faktycznie wielki problem, ogarnąć sobie zajęcie na tę godzinę czy nawet półtorej...
OdpowiedzA na czym dokładnie polega problem? Przeciętny katolik, jeśli w ogóle chodzi do kościoła, to idzie tam raz w niedzielę na godzinę - czy to problem, żeby w weekend spędziła godzinę w kościele a resztę czasu z Tobą? Nawet na wycieczce można to zorganizować. Ty idź na piwo a ona do kościoła. Na razie wygląda na to, że to Ty nie możesz odpuścić. Rozumiem, jakie może to być ważne dla osoby wierzącej. Inna sprawa, jeśli cały weekend żona chce spędzać w kościele, ale nic takiego nie napisałeś, więc to chyba Ty robisz z igły widły.
Odpowiedz@santarino: To samo chciałam napisać. Autorze, zacznij szukać w różnych miejscowościach kościoły piękne, z jakimiś historiami, zabytkowe. Popatrz o której godzinie odbywają się msze i jazda. Ona na msze ty na kawę. A pózniej zwiedzanie, obiad w restauracji czy lody. Wiem, że to nie rozwiązuje problemu ale może jej pokazać że czas z Tobą może być spędzony fajnie i dla niej i dla Ciebie.
Odpowiedz@santarino: Tu nie jest opisany przeciętny katolik,tylko,w najlepszym razie,już lekko zdewociały z tendencją do pogorszenia stanu,bo znam wiele osób wierzących,dla których masza jest ważna,ale jak planują np.wypad we dwoje czy atrakcje dla dzieci w niedzielę,to poswięcają ją w całości sobie i rodzinie-bo to też jest zgodne z wiarą-budowanie więzi między sobą,pielęgnowanie jej.A nie wyjazd,gdzie obowiązkowa jest msza,na dodatek jedno idzie,a drugie ma się snuć samemu.Jeśli ta Pani nie umie odpuścić,to znaczy,że nie szanuje swojego męża i nie interesują jej jego uczucia.Bardzo po"polskokatolicku"i z miłosierdziem dla bliźniego...
Odpowiedz@tycjana12: Nie mogę się z Tobą zgodzić, bo to z historii nie wynika. Dla mnie to wygląda tak, że autor oczekuje, że żona zrezygnuje zupełnie ze swoich potrzeb bo on chce wyjechać - z opisu wyjazdu nad morze wynika, że ona nie mogła iść na tę mszę, bo inaczej on się irytuje. Więź można budować i nie trzeba przy tym zmuszać kogoś do rezygnacji ze swoich wartości. A tekst o snuciu się samemu też jest słaby, to jest godzina, naprawdę ten czas można zagospodarować, tym bardziej, jeśli dzięki temu obie strony będą zadowolone. A w tej chwili to wygląda tak - albo będzie po mojemu albo wcale. I nikt nie jest zadowolony. W związku to nie zadziała.
Odpowiedz@tycjana12: jaki problem, żeby żona w trakcie wyjazdu poszła na godzinę do kościoła, a mąż z bombelkami na plac zabaw? Albo wyjechać godzinę później czy wrócić godzinę wcześniej? Wszystko jest kwestią organizacji i dobrej woli
OdpowiedzZ historii wynika, że żona autora wszystkie soboty i niedziele spędza w kościele. Średnio się da siedzieć cały dzień w kościele - zwyczajnie jest czasami zamknięty. W przeciętnym kościele jest zwykle 3 msze, u mnie od 7mej do 18tej. Tyłek Jej w ławkę nie wrasta? Więc zakładam, że to jedna msza w niedziele. Zwolniła się z pracy i poszła na msze? No jak było kościelne święto to raczej normalne. I tak by Jej z Tobą nie było. Jeśli jesteś niewierzący, to zakładam, że wzięliście jednostronny ślub kościelny, znaczy żona Twoja. To co piszesz, jest normalnym życiem przeciętnego katolika i raczej musiałeś mieć świadomość, że tak będzie. Ja przestałem chodzić do kościoła, ale żona i dzieci regularnie i nie mam problemu z zaplanowaniem wakacji/wyjazdu tak, aby żona i dzieci trafili na nabożeństwo. Albo idę z nimi, albo mam chwile dla siebie. To tylko godzina. Kościół i Bóg w życiu katolika jest obecny tak samo jak mąż/żona i tu zupełnie nie chodzi o przedstawienie faceta w sutannie, bo nie o niego tu chodzi.
Odpowiedz@ObserwatorObywatel: Kościoły w mojej okolicy są normalnie otwarte cały dzień, w tygodniu zamykają się bodajże po mszy o 18, w weekendy trochę później. Ale autor nie wspomina, żeby żona faktycznie tyle siedziała...
OdpowiedzAha, a jakby zamiast chodzić do kościoła poświęcała się swojemu hobby albo trenowała sport będący jej pasją to też byś wymagał rezygnacji z tego, bo chcesz z nią poleżeć brzuchem do góry. Na początku związku usiłowałama nakłobić partnera do wspólnych wyjazdów, wyjść etc. Ale to nie ten typ. Typowy domator, który na wszelkich wyjazdach i imprezach czuje się źle. Więc pozostało mi zaakceptowanie tego i jakieś kompromisy. Raz wychodzę sama, raz byczymy się razem w domu, raz czy dwa w roku gdzieś wyjedziemy, pójdziemy razem na wesele czy sylwestra. Wniosek z tego taki-znajdź se chłopie zajęcie, a nie wymagasz od kobity trzymania Cię ciągle za rączkę i rezygnacji z ważnego elementu życia. Poza tym jesteś egoistą - czy to taki problem zorganizować wycieczkę tak, aby żona po drodze mogła wstąpić na mszę do kościoła?
Odpowiedz@digi51: o tym samym pomyślałam. Sama do kościoła nie chodzę, ale kilka godzin w tygodniu poświęcam na treningi. I to jest święte. ;) Gdyby mi partner powiedział, że godzina w ciągu dnia i to - jak w przypadku z historii - raz w tygodniu uniemożliwia mu spędzanie ze mną czasu, to bym go chyba wyśmiała. Poza tym msze są o różnych porach, co za problem zaplanować wycieczkę tak, żeby żona mogła bladym świtem zaliczyć mszę? No i druga rzecz, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że autor sam nie umie się sobą zająć, bo gdyby miał jakieś zainteresowania, to by się im oddawał z radością przez tę godzinę, a nie płakał, że godzinne wyjście żony raz w tygodniu rujnuje mu związek. No jak to brzmi... XD
OdpowiedzPrzecież w większości miejscowości są kościoły, więc na mszę może się udać nawet na wakacjach (a msze często są już o 6-7)? Poza tym msza trwa ok. godziny i powiedzmy, że z dojazdem są to łącznie 2 godziny z całej niedzieli. Albo czegoś nie dopisałeś i ona np. siedzi w kościele po 8 godzin, albo jednak przesadzasz.
OdpowiedzA żona całą niedzielę w tym kościele siedzi?
OdpowiedzEhm, ale gdzie problem żeby żona poszła na mszę na 8 rano a ty po nią przyjechał o 9 i od razu zabrał na wycieczkę? Same pozytywy widzę - druga połówka już naszykowana, łazienka wolna, godzina snu więcej. I chodzenie raz w tygodniu na jedną mszę to nie dewotyzm. To wiara którą powinieneś uszanować jeśli chcecie dalej tworzyć małżeństwo.
OdpowiedzSkoro nie masz sił to chyba już podjąłeś decyzję
Odpowiedzale to tak wybuchlo po slubie czy zawsze tak bylo? jesli bylo podczas trwania calego waszego zwiazku to ciezko oczekiwac, ze teraz sie zmieni, raczej z wiekiem bedzie sie zaostrzac niestety, w takim przypadku, widzialy galy, co braly poza tym przeciez moze isc w te niedziele na 7 do kosciola i reszte dnia macie dla siebie
OdpowiedzA co to za problem iść w niedzielę na poranną mszę, np. na godzinę ósmą, a potem jechać gdzieś z mężem? Jeśli mam coś do załatwienia w niedzielę, to właśnie tak robię. Samo chodzenie co tydzień do Kościoła to dla mnie jeszcze nie jest dewotyzm.
OdpowiedzZ twojego wpisu wynika, że jednak nie szanujesz religii twojej żony. Myślę, że ten tekst to prowokacja, choć nie bardzo wiem, w jakim celu. Msza święta w niedzielę to obowiązek każdego katolika i jest to dalekie od dewocji. Serdecznie współczuję twojej żonie, ciężko jest żyć z egoistą. O rozwiązaniach już dużo tu napisano, więc problem jest wydumany.
Odpowiedz@mrsrtg: Skorpion przeczytał na głównej historię z nawróconą koleżanką i by "być na czasie" zmyślił swoją podobną
OdpowiedzUczestnictwo w niedzielnej mszy jest obowiązkiem praktykującego katolika. Ani religii, ani jej braku nie można pchać komuś do gardła, nawet w związku. Skoro ona ciebie siłą nie ciągnie, żebyś szedł razem z nią, ty uszanuj jej wiarę i nie utrudniaj jej chodzenia samej. Zwłaszcza ze jest to raptem godzina tygodniowo. A plan dnia jest kwestią dogadania się.
Odpowiedz@Crannberry: z historii wynika (zmyślonej bo to Skorpion) że jego żona chodzi na mszę każdego dnia
Odpowiedz@Morog: Nie, napisał, że w tygodniu nie mają dla siebie czasu i chciałby w niedzielę zaplanować sobie coś z żoną, a ona tupta do kościoła - o chodzeniu w tygodniu nie ma mowy.
Odpowiedz@Morog: wiadomo, że prowo. Ale już tak sztywno trzymając sie tekstu, to on tam pisze tylko o niedzieli, bo "w tygodniu oboje pracują, więc tylko niedziela im zostaje, a ona idzie wtedy do kościoła"
OdpowiedzPrzecież msza w niedzielę to raptem godzina. Dla praktykującego katolika uczestnictwo we mszy św. jest obowiązkiem i priorytetem. Rozumiem, że miałbyś dosyć, gdyby Ciebie wbrew Twojej woli chciała nakłonić, żebyś jej towarzyszył, albo jakoś próbowała "nawracać", ale z historii to nie wynika. A gdyby chciała chodzić na siłownię, albo zajęcia malarskie, też miałbyś problem? Przecież w każdej nawet najmniejszej miejscowości jest kościół. I ustalenie takiego planu dnia, żeby pogodzić jej mszę z całą resztą to banał. Ona może iść na mszę rano, potem macie cały dzień razem. Albo najpierw spędzacie cały dzień razem, a ona idzie na mszę wieczorną. Możecie też zaplanować wyjazd tak, że w trakcie ona idzie na godzinę do kościoła, a Ty ten czas spędzasz w kawiarni/muzeum/w parku czytając książkę, no cokolwiek lubisz. Albo nawet raz na jakiś czas idziesz z nią - nawet jak nie wierzysz, to możesz to potraktować jak wyjście do kina czy teatru przy założeniu, że ona wybiera "film". Ogólnie robienie z igły wideł, i współczuję żonie męża o tak egoistycznym podejściu.
Odpowiedz@marcelka: Msza święta jest codziennie i wiele osób codziennie na nią chodzi
Odpowiedz@Morog: msze św. w różnych kościołach są odprawiane nawet kilka razy dziennie, i co z tego? W historii była mowa konkretnie o niedzieli i o tym, że rzekomo autor nie może czasu z żoną spędzić, ani chwiluni, bo ta na godzinkę na mszę do kościoła chce iść. Akurat nie jestem fanką religii/obrzędów/katolicyzmu, ale to już stwarzanie problemów tam, gdzie ich nie ma.
OdpowiedzMasakra. Współczuję twojej żonie. Zero szacunku z twojej strony. Zero tolerancji. Chciałbyś chyba służącej 24h na dobę.
OdpowiedzPrzecież ten gość tu był mnóstwo razy... Scorpion, tak? Wszystkie historie wyssane z palca, zawsze on biedny, zawsze on najlepszy i nieskazitelny. A kysz!
OdpowiedzA ja się nie zgadzam z przedmówcami. Sądzę, autorze, że w zachowaniu żony dostrzegłeś coś niepokojącego. I ja cię rozumiem. Wygląda, bowiem, na to, że dla twojej żony cotygodniowa bytność w kościele - to imperatyw kategoryczny. Po prostu, nie jest w stanie "odpuścić" choćby jednego nabożeństwa. Nie jest w stanie na niczym się skupić, rozluźnić, dobrze bawić - dopóki nie "odbębni" swoich cotygodniowych rytuałów. I masz rację, to nie jest normalne. Jeśli rytuały religijne stają się priorytetem - to coś jest nie tak. W końcu modlić się można wszędzie, nie tylko w kościele. Wiesz co? A może któregoś razu ty z nią idź do tego kościoła? Tylko, czy ona będzie tego chciała?
Odpowiedz@Armagedon: XD rytuały religijne są dla większości ludzi poważnie podchodzących do swojej religii jednym z najważniejszych priorytetów w życiu. Chore i niepokojące to by było, gdyby żona przesiadywała w kościele w każdej wolnej chwili, a nie to, że chce iść w niedzielę czy święto i źle się czuje z tym, że nie może. Aha, no i pytanie jest takie, na rzecz czego ma odpuszczać? Na życzenie męża? A może spojrzeć na to z drugiej strony? Mąż jest tak męczący, że żona ciągle ucieka do kościoła? Może niepokojące to by było, gdyby miała do wyboru uratowanie życia czy zdrowia dziecka, a wybrałaby pójście do kościoła.
Odpowiedz@Armagedon: dokładnie, to nie jest normalne. Takie rzeczy można skutecznie leczyć. Dla mnie i mojego męża religia nie istnieje. Irytuje nas zalewanie nachalnym katolicyzmem. Gdyby szanowny mój małżonek spędzał wolny czas na przykład na siłowni nie miałabym nic przeciwko, albo poszłabym z nim. Gdyby chciał to robić w kościele - cóż, zapewne zakończyłoby się to rozwodem. Podobnie działa to w drugą stronę.
Odpowiedz@digi51: No masz rację. Poważnie traktują rytuały i konkretną religię. Są one ważniejsze od samego Pana Boga. A to już jest, nie tyle dewocja - co religijny fanatyzm. A z tego nigdy nic dobrego nie wynika. Jeśli kobieta ZWALNIA SIĘ Z PRACY w poniedziałek, bo nie była w kościele w niedzielę i MUSI to nadrobić - to, wybacz, ale coś jest nie tak. Napisałam i podtrzymuję. Modlić można się wszędzie. I wolałabym, żeby osoby wierzące poważnie traktowały wiarę i Boga, a nie religię i rytuały. Taki krótki fragment z Pisma Świętego. "5 Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach (...) wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. (...) 6 Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. 7 Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani. 8 Nie bądźcie podobni do nich! Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie." Niemniej, mogę przyjąć, że odsiedzenie tej godziny tygodniowo w kościele - to dla żony autora coś w rodzaju terapii zajęciowej, rozładowanie stresu/napięcia. [Schemat podobny do spotkań w klubach AA, w których każdy trzeźwy alkoholik MUSI (imperatyw kategoryczny) uczestniczyć, by wytrwać w trzeźwości.] Dlatego sugerowałam, by autor udał się do świątyni wraz z małżonką. Jeśli zaś, jak podejrzewasz, "mąż jest tak męczący, że żona ciągle ucieka do kościoła" - to znaczy, że w tym małżeństwie nie wszystko jest w porządku. Może żona nie lubi seksu, albo poczuła powołanie zakonne? Albo przestała męża kochać? I na zakończenie. Wyobraź sobie, że nie jest tak, iż człowiek żyje po to, żeby "służyć" Bogu i służy Bogu po to, by żyć. Religia powinna stanowić - ważny bo ważny - ale jednak tylko dodatek do normalnego życia, nie zaś priorytet sam w sobie. I nie bez przyczyny napisałam "religia", nie wiara. Bo wierzyć można również BEZ religii. Bez kościołów, rytuałów, księży, spowiedzi, bierzmowań i ślubów kościelnych. Zaręczam ci, że Bogu są one do niczego niepotrzebne. W wielu przypadkach to przeinaczone, pogańskie obrzędy, wymyślone przez ludzi - dla ludzi. A Bóg nie ma z tym nic wspólnego.
Odpowiedz@Armagedon: Ale w historii jest mowa o tym, że żona chodzi w niedzielę do kościoła. Czyli raz w tygodniu na godzinę. To jest serio jakaś straszna przedszoda w prowadzeniu normalego życia? Jak ktoś raz w tygodniu chodzi na siłownię to można powiedzieć, że stawia siłkę ponad wszystko inne? Ja tu raczej widzę inny problem - autor chce koniecznie organizować wszelkie wyjazdy czy inne plany w niedzielę. I to tak koniecznie całodniowo. To jest w najlepszym wypadku brak kreatywności, a w gorszym celowe działanie mające na celu zmuszenie żony do wyboru czy ważniejszy jest czas z nim, czy pójście do kościoła. I też niezbyt fair - bo ona chce tylko godzinę raz w tygodniu, kiedy chce zaplanować coś sama dla siebie - i nie może, bo jej autor jęczy nad uchem.
OdpowiedzAutor chyba brał udział w aranżowanym małżeństwie, skoro poślubił całkiem obcą osobę o której nic a nic nie wiedział przed powiedzeniem "tak" :) "nie trzeba całego dnia podporządkować łażeniu na przedstawienie do faceta w sukience " no właśnie widzę jak szanujesz jej religię xD Najzabawniej byłoby, gdyby autor przed ślubem udawał pobożnego żeby zaliczyć, a teraz ma pretensje że żona tak na serio.
OdpowiedzWy naprawdę nie wiecie że msze w kościołach są każdego dnia a nie tylko w niedzielę?
OdpowiedzA Ty naprawdę nie potrafisz przeczytać, że Autor napisał konkretnie o niedzieli?
Odpowiedz@Morog: A ty naprawdę nie wiesz że każdy katolik ma obowiązek uczestniczyć we mszy świętej w niedzielę? Msze w tygodniu nie są obowiązkowe (poza świętami nakazanymi) i nie zastąpią one mszy niedzielnej.
OdpowiedzScorpion, a czy ty jesteś pewny, że w ogóle masz żonę?
Odpowiedz