Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Przeczytałem historię o poszukiwaniu pracownika do hurtowni od razu przypomniała mi się…

Przeczytałem historię o poszukiwaniu pracownika do hurtowni od razu przypomniała mi się historia opowiadana mi przez rodziców - taka trochę z trzeciej ręki, więc wszystko w ogólnym zarysie, bo szczegółów nie znam.

Znajomy ojca z młodości pochodził z dość ubogiego regionu na Lubelszczyźnie, z jakiegoś malutkiego miasteczka albo większej wsi.

Facet wyjechał w dość młodym wieku do roboty zagranicę do pracy. Jego marzeniem było otwarcie własnego biznesu, sklepu budowlanego, bo takiego w jego rodzinnych stronach nie było, a OBI czy Castoramy można było w tamtych czasach, nawet w większych miastach, ze świecą szukać.

Wrócił z zagranicy z kasą i wraz z żoną otworzył sklep w nieco większym miasteczku w regionie. W regionie znajdował się jeden duży zakład produkcyjny, który był największym pracodawcą w regionie. Choć firma ta płaciła grosze w okolicach minimalnej płacy, praca była na trzy zmiany, większość pracowników kurczowo się jej trzymała, a jak tylko któryś został zwolniony, poszedł na emeryturę albo i zmarł (co niestety też rzadkością nie było podobno) to natychmiast było 10 chętnych na jego miejsce. Były to czasy ogromnego bezrobocia, a ten dość ubogi region mógł się pochwalić jednym z najwyższych wskaźników w kraju.

Znajomemu ojca jednak biznes się jakoś kręcił, na tyle dobrze, że postanowił kogoś zatrudnić, bo sami z żoną nie dawali już rady. Wiele nie proponował, ale zdecydowanie więcej niż zakład produkcyjny. Praca była ciężka, jak to w sklepie budowalnym, ale poza siłą fizyczną facet wielkich wymagań nie miał. Powiesił kartkę na drzwiach sklepu, puścił wici po znajomych. Paru chłopów z okolicy się zgłosiło, jednego z nich zatrudnił i tyle.

Oczywiście piekielność musi gdzieś być, nie? Piekielność jest taka, że odrzuceni kandydaci szybko rozpuścili po okolicy plotki, że właściciel sklepu jest wyzyskiwaczem, który płaci grosze, każe pracować po 12 godzin dziennie bez przerwy i nie płaci miesiącami wypłaty. Kto znał prawdę (przyjaciele, rodzina, no i zatrudniony pracownik) starali się to prostować, ale wiadomo - społeczność wiedziała swoje. Na biznes to nie wpłynęło, może dlatego, że w okolicy za bardzo wyboru nie było, ale co swoje to się facet nasłuchał.

Niebawem postanowił zatrudnić kolejnego pracownika. Tu już tak gładko nie poszło, bo fama, że jest fatalnym pracodawcą poszła i szukał kilka miesięcy.

I tu jest coś czego nie rozumiem. Bezrobocie prawie 30%, ludzie modlą się o to, aby ktoś wykitował w zakładzie produkcyjnym żeby zająć jego miejsce za najniższą krajową. Ale nie pójdą pogadać z facetem, który oferuje pracę i przekonać się, jaka praca i płaca jest naprawdę, tylko honorowo do "prywaciarza" nie pójdą, bo ktoś coś powiedział. Wydawałoby się, że inne czasy, ale czasem mam wrażenie, że tak wiele się wcale nie zmieniło.

lubelszczyzna dawno temu

by ~wiejskaplotka
Dodaj nowy komentarz
avatar pasjonatpl
12 12

To jeden z przypadków zderzenia teorii wolnego rynku z ludzką mentalnością. Są bariery, których racjonalne czynniki ekonomiczne nie są w stanie przełamać.

Odpowiedz
avatar Jorn
5 5

Otworzył sklep z żoną:)

Odpowiedz
avatar timka
0 0

Ale jeśli to było wtedy kiedy jeszcze tych sklepów nawet w wiekszych miastach nie było to musiało być z 20 lat temu.. Od tego czasu jednak sie sporo zmieniło.

Odpowiedz
Udostępnij