Przypomniało mi się a propos historii #89647.
Na wakacje w tym roku pojechaliśmy nad nasze polskie morze. W to samo miejsce. Niby mała wioska, ale w sezonie dwa sklepy otwarte.
Jeden sklep - typowa sieciówka, jakieś Dino czy inny Lewiatan (nie pamiętam dokładnie). Drugi - typowy miejscowy sklep (chyba miał nawet "nadmorski" w nazwie).
Ceny nie zachwycały ani nie odstraszały, ot uroki typowej wioski przy plaży. Ale asortyment tych sklepów, to już inna bajka.
W zeszłym roku i w jednym i w drugim można było zaopatrzyć się we wszystko: na śniadanie i na obiad. Było w czym wybierać. Po prostu standard znany z typowych sklepów osiedlowych czy wiejskich.
Ale w tym roku to był jakiś sajgon. W sieciówce na 11 półek, 6 zajmowały różnego rodzaju alkohole. A poza tym ciężko było znaleźć jakąś różnorodność (ot pojedyncze rodzaje sera, parówek czy chleba). Rok wcześniej zdecydowana większość to była spożywka i chemia gospodarcza, a alko było tylko na 3-4 półkach. W drugim sklepie sytuacja wyglądała już nieco lepiej - alkohole zajęły tylko jedną półkę więcej niż rok wcześniej. Niestety tutaj też asortyment ucierpiał i musieliśmy się nieźle nagimnastykować, żeby coś uzbierać na domowej roboty obiad.
I jak do tego dodam sobie, że wśród moich znajomych w ostatnim czasie "wykryłem" kilka osób, które są potencjalnie uzależnione od alkoholu, to coraz bardziej jestem przekonany, że w Polsce mamy coraz większy problem z nadmiernym spożyciem.
"co raz" bardziej jestem przekonany, że w Polsce mamy coraz większy problem z analfabetyzmem
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 1 września 2022 o 21:02
@Windowlicker: Dzięki, poprawiłem. Widocznie mi umknęło przy sprawdzaniu tekstu.
Odpowiedz@kartezjusz2009: No widzisz. Podziękowałeś, poprawiłeś, a i tak jakaś menda dała ci minusa.
OdpowiedzSklep to nie mops, mają na półkach to na czym się najlepiej zarabia. Polacy lubią się narkotyzować alkoholem, na wakacjach ludzie mają dużo wolnego czasu, więc korzystają. Dnia następnego jeść się nie chce, a po kliniku parówka czy zupka z torebki, byleby tłusta była dobrze wchodzi i nic więcej nie potrzeba.
OdpowiedzParę lat temu na półkach nie było tak różnych alkoholi. Teraz samych regionalnych piw kraftowych można u mnie naliczyć 3 półki. Są też gin, whisky różnych marek, także nie koniecznie spożycie wzrosło,a wzrósł wybór. Uwielbiam cydry i kiedyś jedyny sklepowy to był Lubelski. Dzisiaj, mimo że to nie jest alkohol popularny, mam do wyboru chociaż dwie marki albo smaki i nie muszę iść specjalnie po nie do specjalistycznego alkoholowego, a do zwykłego Carrefoura albo Biedry.
OdpowiedzSpojrzałabym na to z drugiej strony. Weszliśmy niestety w całej Europie w trend ubożenia społecznego, ale dopiero zaczynamy to dostrzegać. Przed pandemią społeczeństwa europejskie zdecydowanie się bogaciły, później pandemia, wakacje były momentem wytchnienia, kiedy można było poszaleć i ten trend utrzymał się jeszcze w tym roku. Egro... Ludzie jadąc na wakacje niechętnie gotują. Ci, którzy gotują sobie domowe obiady na kwaterze to zdecydowana mniejszość. Ludzie wolą albo iść do knajpy albo jeśli chcą przyoszczędzić, zjeść zupkę chińską lub mrożoną pizzę. Zatem sklepy nie mają potrzeby zaopatrywać się w kilka czy kilkanaście rodzajów podstawowych produktów spożywczych, biorą ten asortyment, który szybko schodzi. No, ale alkohol to już inny temat. Bo na wakacjach się pije. Nawet my jak byliśmy na wakacjach w 3 z dzieckiem, to chętnie wieczorem wypiliśmy piwo. W małych ilościach, ale jednak... Co do alkoholu każdy ma inne preferencje. Nie wystarczy postawić jednego piwa, wina i wódki. Jeden będzie chciał najtańsze piwo, inny piwo craftowe z lokalnego browaru, inny wino wytrawne, dziewczyny prosecco, dla kogoś wakacje to okazja, żeby sobie pozwolić na wypicie nieco bardziej luksusowego trunku. A alkohol w knajpach kosztuje słono, bo to na nim gastro najwięcej zarabia. W cenie pół litra wódki w sklepie masz w taniej knajpie dwa kieliszki. Z obiadem to inna sprawa - spokojnie można zjeść niezły obiad za 20/25zł. To nie jest aż tak różnica w stosunku do domowego.
Odpowiedz@digi51 Masz sporo racji. Ja nie jadę na urlop, jeśli nie stać mnie na jedzenie w knajpach. Na urlopie nie mam ochoty w środku dnia wracać na kwaterę, żeby ugotować obiad. To w sumie oznacza brak jakichś dalszych wypadów, bycie cały czas w miarę blisko mojego noclegu. Za dużo ograniczeń. Ale śniadania to co innego. Ot, coś przegryźć z rana i gdzieś iść albo jechać. Także wkurzyłbym się, gdyby nie można było kupić w sklepie nic na śniadanie.
Odpowiedz@pasjonatpl: Tak, ale też umówmy się, że chyba nikt nie oczekuje od sklepu wiejskiego asortymentu jak w supermarkecie. Mnie jeden rodzaj sera czy parówek w ogóle nie szokuje i nie widzę żadnego problemu. Swoją drogą, my często jeździmy w miejsca, gdzie najbliższy sklep jest 5-10km dalej. Tak, że nauczyliśmy się zawsze parę podstawowych rzeczy kupować po drodze, żeby od razu mieć coś na ząb pod ręką.
OdpowiedzNie rozumiem, w czym problem. Kiedyś na półkach było kilka rodzajów piwa, kilka rodzajów wódki i od biedy jakieś wino, teraz wybór jest większy, to chyba dobrze? Kiedyś w mniejszym sklepie też nie można było kupić np. sera pleśniowego czy awokado, teraz to raczej standard. A jak ktoś nie chce kupować, to nie musi. A jak ktoś nie chce kupować, ale widzi półkę z alkoholem i nie może się powstrzymać, no to chyba ma problem... no ale to już nie wina sklepu.
Odpowiedz@marcelka: Problemem jest zastępowanie jedzenia alkoholem, a nie dokładanie alkoholu do jedzenia. To, że na coś jest popyt, nie oznacza, że nie jest to piekielne czy żenujące.
Odpowiedz@Ohboy: Zgadzam się z przedmówcą. Zastanawiam się tylko, gdzie zaopatrują się w żywność mieszkańcy tej wiochy, bo nie uwierzę, że wszyscy szlachtują świnię, lub koguta i wyrabiają domowe wędliny. Więc pewnie jeżdżą co tydzień do marketu w mieście i robią większe zapasy. A wczasowicz? A kogo on obchodzi? Zapłacił za kwaterę i niech sobie radzi. Jak nie chce jeść chińskich zupek i mrożonej pizzy - niech idzie do miejscowej knajpy (bo na pewno taka jest) na schabowego z kapustą, albo mielonego z buraczkami. Knajpa też chce zarobić. Bo spożywczaki obrót robią głównie alkoholem, który dodatkowo ma tę zaletę, że się nie zepsuje nawet w największy upał. Może sobie postać na półce.
Odpowiedz@Ohboy: Dlaczego jest to niby żenujące albo piekielne? Sklep dopasowuje się do potrzeb klienta. Ktoś narzeka na to, że w sklepie zamiast 3 rodzajów parówek jest jeden. A może po prostu 2 pozostałe rodzaje się nie sprzedawały i dlatego ograniczyli się do 1, który najlepiej schodził? Wiejskie sklepy w ogóle mają ciężko. Ludzie wolą pojechać autem do supermarketu, gdzie kupią od razu wszystko. Mały, wiejski sklepik nigdy nie będzie w stanie konkurować z marketem w kwestii asortymentu i cen. Więc stawia na produkty, na które widocznie jest największe zapotrzebowanie (chociażby ze względu na to, że podpity już do auta nie wsiądzie i do marketu nie pojedzie).
Odpowiedz@Ohboy: miejscowy sklep ma pewnie określoną - niedużą - powierzchnię, z gumy nie jest. Jak właściciel przeznaczy dwie dodatkowe półki na produkt A, no to musi ograniczyć ilość produktów B i C. Pewnie się ten alkohol tam sprzedaje lepiej niż parówki, no to jest dostępny. Zresztą, parówki jak parówki, zje się te, które są, a odnośnie do alkoholu zróżnicowanie rodzajów jest dużo większe, no to i wybór w ślad za tym. Nie rozumiem, czemu to jest piekielne/żenujące.
Odpowiedz@Armagedon: Miejscowi jeżdżą samochodami do jakiegoś większego marketu (typu dużej Biedronki) jakieś 10-15 km dalej. Jest ich tam kilka. Ale jeśli miałbym spędzić pół godziny jazdy tylko po to, żeby rano gdzieś jechać i w ten sposób opóźnić śniadanie, to wolę jednak zapłacić te parę złotych więcej i szybciej wylądować na plaży z rodziną. @all: dla mnie piekielnością nie jest sama transformacja sklepu. Tak jak wspomnieliście - to jest reakcja na zmiany rynku. Ale to, w jakim kierunku te zmiany zmierzają jest już dla mnie piekielne. Statystyki liczbowe jakie znalazłem w kilka minut: https://www.parpa.pl/index.php/badania-i-informacje-statystyczne/statystyki Wynika z nich, że pijemy o 1/3 więcej niż w 1993 roku. Jeśli ktoś uważa, że nadmiernie pijące społeczeństwo nie jest piekielne - to ta historia też nie będzie. Ale jeśli ktoś uważa inaczej, to powinna zapalić się żółta lampka ostrzegawcza, bo zmiany nie idą w dobrym kierunku.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 2 września 2022 o 9:42
@kartezjusz2009: No cóż, ostatnio większość zmian nie idzie w dobrym kierunku. A smutna prawda jest taka, że alkohol jest dostępny właściwie wszędzie, o każdej porze dnia i nocy. W dodatku - relatywnie jest niedrogi. Więc, w wakacje - to jedna z tańszych rozrywek, a w pozostałą część roku - "na te smutki dajcie wódki".
Odpowiedz@Ohboy: ja trochę nie rozumiem, o czym to zastępowanie jedzenia alkoholem (w sklepie) miałoby świadczyć. Przecież ludzie nadal jedzą. Nawet jeśli przestali kupować w sklepie, przez co sklep ograniczył ofertę, to to nie znaczy, że turyści wybierają wódkę zamiast obiadu. Raczej po prostu wybierają restauracje, więc to nie wybór "alko czy żarcie" tylko "żarcie na kwaterze czy w knajpie". Piekielność żadna. A to, że czymś trzeba było w sklepie zastąpić jedzenie, też jest normalne. Że alkoholem? Całkiem wygodne; może długo stać, ktoś w końcu kupi. Tylko stąd dalej nie wynika, że społeczeństwo się rozpiło. To, że wybór alkoholi zwiększył się dwukrotnie, nie oznacza, że każdy, kto kupował alkohol, kupuje go teraz 2x więcej. Ma tylko większy wybór, nic ponadto, a jak będzie chciał coś konkretnego, to nie będzie musiał jechać do innego sklepu, bo może akurat w tej poszerzonej ofercie znajdzie. Wnioski mocno na wyrost i tyle.
OdpowiedzBłędne spostrzeżenie, spożycie alkoholu w Polsce na głowę drastycznie spadło po transformacji ustrojowej i jesteśmy daleko za państwami Europy zachodniej. Wzrasta spożycie piwa i wina kosztem mocnych alkoholi, ostatnio coraz większe znaczenie ma tzw. piwo bezalkoholowe.
Odpowiedz@Michail: nie nie wiem, ostatnie 3 lata kowidowych lockdownów i pracy zdalnej wiele zmieniło. jasne że niektórzy nie odczuli, ale inni w korporacjach od 3 lat 90% siedzą na prawie przymusowym zdalnym.
Odpowiedz@Michail dla wątroby i uzależnienia się to wszystko jedno czy upijasz się piwem czy wódką. Co z tego, że ktoś nie kupi flaszki jak na wieczór zatankuje 6-8 piw? A w raportach jako kraj też wcale nie wypadamy tak dobrze na tle innych.
Odpowiedz@louie Mihail ma rację, ale nie napisał całej prawdy. Prawdą jest, że po transformacji spożycie mocno spadło (w przeliczeniu na czysty alkohol, czyli litr czterdziestoprocentowej wódki odpowiada ośmiu litrom pięcioprocentowego piwa), ale PiS swoją nieudolną polityką odwrócił ten trend.
OdpowiedzJechać na wakacje i jeszcze gotować to już cebulandia po całości.
Odpowiedz@boom_boom: Czyli jeśli masz dzieci, które w żadnym miejscu nie zjedzą Ci niczego, bo nie smakuje (tak jak u mamy/taty), to i tak nie zrobisz im jedzenia, bo to cebulandia gotować? Dość ciekawe priorytety... A! I śniadanie też będzie suchą bułką, bo jedyna "knajpa" otwarta rano to cukiernio-piekarnia.
Odpowiedz@boom_boom: To jest normalne zachowanie, każdy ma prawo tak wypoczywać jak ma na to ochotę.
Odpowiedz@kartezjusz2009: jak jedziesz do zadupielni gdzie psy dupami szczekają, to i może będziesz tak mieć, ze nic otwarte nie będzie z rana. :)
OdpowiedzTeż uważam, że mamy rosnący problem z alkoholem. Moi znajomi bardzo rozpili się przez covid, zaczęło się picie w ciągu dnia, a nie są przecież jedyni. Do tego alkohol to zdradliwa pułapka i z czasem pije się więcej, częściej. A spróbuj komuś powiedzieć, że chcesz się spotkać ale nie będziesz pić alkoholu - dramat. „No co ty jednego piwa sie ze mną nie napijesz”. Przyjrzyj się dla ilu ludzi jednorazowa rezygnacja z alkoholu bądź niepicie w ogóle to PROBLEM, który próbują rozwiązać.
OdpowiedzSzczerze? Mieszkam na wsi. W takich sklepach sprzedają to co im się opłaca. Miejscowi z uwagi na ceny (zwykle wyższe) wolą robić wieksze zakupy w mieście a takie przybytki są po to zeby uzupełnić ew nagłe braki. Więc nikt nie będzie sprowadzał francuskich serów bo może miastowi na urlop przyjadą tylko bedzie to co się sprzedaje. A kto wie czy jak nie zagadasz to nastepnym razem nie przywiozą ci z hurtowni paróweczek 200% mięsa. Biznes is biznes, niestety, alkohol się sprzedaje, w miejscowościach turystycznych przyjezdni też ładnie nabijają bo w końcu są na wczasach
Odpowiedz@Allice i właśnie to, że tak się sprzedaje coraz lepiej jest sednem problemu w historii
OdpowiedzMnie przeraża, że w wieeeelu, wielu wsiach nie ma szkoły, przedszkola, apteki, sklepu (nawet najmniejszego), ale zawsze jest KOŚCIÓŁ. Można nie jeść, być chorym i głupim ale do kościółka trzeba, bo jak to tak.
OdpowiedzProblem alkoholizmu był zawsze u nas bagatelizowany, co zresztą widać też w komentarzach. Jeśli macie Instagram to polecam wyróżniona relację ALKOHOL na koncie "roza_lekarkadladzieci", multum prawdziwych histori dzieci alkoholików i nie tylko
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 2 września 2022 o 21:08
Myślę, że dla wielu osób taki sklep to miejsce, do którego wpadają po piwko/winko w drodze z pracy/do kogoś, a na większe zakupy jeżdżą z oszczędności do marketów ;)
Odpowiedz