Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Do tej pory nie miałam tutaj konta, ale ostatnia historia, którą przeczytałam…

Do tej pory nie miałam tutaj konta, ale ostatnia historia, którą przeczytałam wyprowadziła mnie z równowagi, a raczej komentarze pod nią, więc postanowiłam to zmienić. Może być długo, ostrzegam.

Uwaga Drodzy Państwo - psychiatrzy i psychoterapeuci w Polsce.

Dopóki byłam nastolatką i wszędzie umawiała mnie mama niezbyt interesowało mnie, jak wygląda kwestia zapisów czy terminów do lekarzy. Jednak z racji dostania się na studia psychologiczne naszła mnie nagła potrzeba pracy bliżej zawodu, żeby jeszcze jako student zobaczyć funkcjonowanie placówki od wewnątrz. Udało mi się załapać do pracy w prywatnej klinice psychiatryczno-psychologicznej. I to jak wygląda to w rzeczywistości przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Jednym słowem? Patologia.

Nie będę się rozwodzić na temat tego, jak to placówki prywatne nastawione są w głównej mierze na zysk i wyzysk i pacjenci często są traktowani dobrze dopóki przynoszą pieniążki, bo to wie każdy. Nie będę się również rozczulać nad naszym kochanym NFZ, bo jak to wygląda u nich też wie większość.

Ostatnia widziana przeze mnie historia dotyczyła dziewczynki po próbie samobójczej - w wielkim skrócie: wizyta u psychiatry dziecięcego prywatnie bardzo odległa, na NFZ odległa to mało powiedziane. Dziecko prędzej załapie się do psychiatry osób dorosłych niż doczeka wizyty u specjalisty dziecięcego.

Z drugiej jednak strony jako pracownik placówki prywatnej czuję się poniekąd zobligowana do wyjaśnienia, jak to faktycznie wygląda w rzeczywistości.

W momencie otwarcia placówki bardzo duży nacisk kładliśmy na zaufanie do pacjentów. Wizyty mogli sobie odwoływać, bądź przesuwać wedle uznania. 5 minut do wizyty i Pan chce odwołać? Nie ma absolutnie żadnego problemu. Pani zapomniała o wizycie mimo potwierdzenia dzień wcześniej i sms'a przypominającego? Żaden problem, najlepszym się zdarza. Państwo pilnie potrzebują wizyty na już i proszą, żeby lekarz przyjął ich przed albo po grafiku? Pewnie, jak pilnie to zostanie dłużej. Pan może rozmawiać, ale 40 minut po zamknięciu kliniki? Jasne, rozumiemy, ktoś zostanie dłużej i oddzwoni w momencie kiedy będzie mógł rozmawiać.

Zaczęło to być u nas jednak notoryczne. Pacjenci przyzwyczaili się do takiego stanu rzeczy i zaczęli to wykorzystywać. Regularnie zaczęły się sytuacje, gdzie pacjenci nie przychodzili na kilka wizyt pod rząd. Za każdym razem schemat wyglądał identycznie - umawianie wizyty, potwierdzanie jej, nie przychodzenie, telefon, że coś wypadło, prośba o nowy termin - nasz rekordzista w ciągu jednego tygodnia nie zjawił się na 8(!) umówionych wizytach.

Wiem, że teraz pomyślicie, że była to nasza wina, ponieważ nauczyliśmy ich, że mogą tak robić. Jednak tak jak już wspomniałam, jako nowo otwarta placówka ogromny nacisk kładliśmy na zaufanie do pacjentów i faktyczną pomoc, a nie na trzepaniu hajsu. Mając na uwadze również fakt, że pacjenci psychiatryczni są bardzo specyficzną grupą - zaburzenia lękowe, fobie społeczne, traumy i różne choroby mogą doprowadzić człowieka do momentu, gdzie faktycznie jednego dnia zadzwoni i umówi się do kogoś kto mu ma pomóc, a w dniu wizyty dostanie tak wielkiego ataku paniki, że nie będzie w stanie wystawić stopy poza łóżko, a tym bardziej zadzwonić i odwołać wizytę. Takich pacjentów również staraliśmy się zrozumieć. Ba, trzymaliśmy kciuki, żeby kolejnym razem się udało lub namawialiśmy na teleporady.

Wszystko trwało tak do momentu, aż nie zatrudniliśmy psychiatrę stricte dziecięcego.

Grafik momentalnie zapełniły się na pół roku wprzód, co nie jest żadną nowością. Początkowo schemat u nas był taki sam jak w przypadku osób dorosłych, ale w momencie kiedy na wizyty przychodziło tylko 5 z 10 umówionych rodziców z dzieciaczkami to zaczęło nas to mocno niepokoić. Próbowaliśmy ustalić, co wpływa, w przypadku akurat specjalisty dziecięcego na tak duże nieobecności pacjentów. I się zaczęło. Część rodziców wymyślała jakieś słabe, standardowe wymówki typu "ojojoj, zapomnieliśmy", ale część rodziców nawet nie kryła się z prawdziwymi powodami. Najczęstszy powód to umawianie wizyt w 30 placówkach na zasadzie "gdzie szybciej się zwolni lista rezerwowa tam idziemy", natomiast na pytanie czemu w takim razie nie odwołali wizyty w innych miejscach skoro znaleźli szybszy termin odpowiadali najczęściej "a Pani by się chciało odwoływać 29 wizyt?". Logiczne.

Druga część to pato rodzinki, które nie przyjechały, bo uwaga - właśnie wypili 3 piwa z mężem i nie ma ich kto zawieźć/ mam fryzjera na tę godzinę, dziecko wytrzyma bez leków pół roku, ale mój odrost nie/wujek Staszek właśnie robi urodziny i jednak wolimy pić i jeść kiełbaski z grilla niż zabrać dziecko na wizytę. Najbardziej smutna sytuacja to dla mnie moment, kiedy jedna Pani umówiła wizytę specjalnie na dzień, w którym dziecko było pod opieką biologicznego ojca, nie poinformowała go, że wizyta jest umówiona, a potem chciała zaświadczenie od recepcji, że mąż nienależycie dba o zdrowie psychiczne dziecka, żeby przedstawić w sądzie. Prawdopodobnie kosztem dziecka Pani chciała ugrać ograniczenie władzy rodzicielskiej.

A potem odbieramy telefon za telefonem od zaryczanych wniebogłosy matek, które błagają wręcz, żeby wcisnąć gdzieś ich dziecko po próbie samobójczej, które grozi, że w nocy spróbuje jeszcze raz. I jeszcze raz i jeszcze raz, aż się mu uda. I powiedz takiej, że zapraszasz za pół roku mimo, że gabinet obok siedzi lekarz, który popija sobie kawkę i nudzi się próbując zagospodarować jakoś tę godzinę, bo ktoś sobie właśnie nie przyszedł.

Po takich sytuacjach byliśmy zmuszeni wprowadzić obowiązkowe płatności z wyprzedzeniem. Nie tylko w przypadku specjalistów dziecięcych, ale żeby było sprawiedliwie to wszystkich wizyt pierwszorazowych. Dodatkowo wprowadziliśmy możliwość odwoływania wizyt maksymalnie dobę przed wizytą i czarną listę dla pacjentów, którzy nie przyszli na chociaż jedną wizytę (tacy pacjenci dalej mogą się umawiać, ale nawet jeśli jest to wizyta kontrolna to również muszą opłacać całą kwotę wizyty wcześniej). Zauważyliśmy, że w momencie kiedy po długich prośbach ulegniemy i pozwolimy na wyjątkową płatność na miejscu, bo przykładowo jest to osoba starsza, która nie ogarnie płatności internetowej, bądź osoba która z różnych życiowych powodów nie jest w stanie sobie pozwolić na płatność z wyprzedzeniem to takie osoby przyjdą, ale kiedy pozwolimy na płatność na miejscu rodzicom lub dorosłym w przedziale wiekowym 20-40 lat, którzy nie chcą opłacić wizyty wcześniej bez wyraźnego powodu tylko "bo nie, bo to chyba nielegalne, ja wam nie ufam, przyjdę na pewno, obiecuję" to na 99% wizyta się nie odbędzie.

Spotkało się to z ogromnym oburzeniem u pacjentów, co jest oczywiście zrozumiałe, ale uważam to obecnie za ogromny plus, ponieważ obecnie grafiki mamy zapełnione jedynie pacjentami, którzy na 99% pojawią się i potrzebują faktycznej pomocy, a dodatkowo u psychiatrów dziecięcych termin z "na za pół roku" zmieniły nam się na "za 3-4 tygodnie". Pacjenci nauczyli się też pokory i szacunku do czasu specjalistów, a i lekarze są szczęśliwi, bo nie siedzą 5 godzin w pustym gabinecie, bo pacjenci nie przychodzą.

Wszyscy wiemy, że obecna opieka psychiatryczna (zarówno prywatnie, jak i na fundusz) jest jeszcze w powijakach i przed nami baaardzo długa droga, żeby zaczęło to funkcjonować na przyzwoitym poziomie, ale niestety nie jest to jedynie wina placówek, że wygląda to obecnie jak wygląda, pacjenci dorzucają swoją cegiełkę, żeby było tylko gorzej. Przez takich pacjentów cierpią niestety jedynie osoby, które tej pomocy faktycznie potrzebują.

Nie zrozumcie mnie źle. Absolutnie nie bronię klinik oraz placówek, bo pacjenci tacy źli i niedobrzy i to ich wina, że tak funkcjonujemy. Będąc wewnątrz placówki widzę mnóstwo wad i niedociągnięć, nad którymi warto by popracować. Lecz działa to również w drugą stronę, niektórzy pacjenci nie pomagają i sami przyczyniają się do takich sytuacji.

Moi ulubieni pacjenci to zdecydowanie tacy, którzy w przeszłości sami nie przychodzili na wizyty (a mamy wszystko z datami opisane w systemach medycznych, więc nie ma możliwości, że ktoś zapomni o sytuacji), a potem dzwonią umówić kolejną wizytę i na podany termin reagują "Tak późno? Ale ja nie mogę czekać tyle, ja potrzebuję wizytę NA JUŻ, może przyjdę i poczekam, bo pewnie i tak jakiś cham nie przyjdzie i nie odwoła i zrobi się okienko". Mam ochotę zawsze odpowiedzieć: Tak, nie przyjdzie, prawdopodobnie Ty. Znowu.

Hipokryzja level ekspert ;)

Puenty brak. Dyskusję zostawiam Wam, bo czuję, że ten wpis może wywołać dużą burzę.

polska_psychiatria

by Eukaliptus9908
Dodaj nowy komentarz
avatar iks
27 27

Gdyby w całym NFZ wprowadzić 10zł odpłatności za wizytę to nagle by problem kolejek znikł.

Odpowiedz
avatar helgenn
22 22

Co tu komentować, to po prostu *urewsko smutne. Zawsze jak dzwonię odwołać wizytę to się spotykam z wylewnymi podziękowaniami, zdecydowanie to nie jest standard

Odpowiedz
avatar malutkamrowcia
14 14

To, co opisujesz, jest okropne i niestety nagminne. Nie tylko u lekarza (czy to na NFZ, czy prywatnie), ale niemal wszędzie, gdzie trzeba umówić termin. My również świadczymy część usług podczas umówionych terminów i niestety bardzo często zdarza się, że ktoś nie przychodzi, nie dzwoni, a nawet nie odbiera telefonu. Ludziom bardziej głupio jest powiedzieć 'sorry, jednak nie dam rady', niż nie stawić się bez słowa. I mam tu na myśli ludzi dorosłych, z własnymi biznesami w naszym przypadku. Raz byłam u dziewczyny na paznokciach. Powiedziała mi, że właśnie ma termin z dzieckiem u fryzjera, bo akurat dzwoniła na fryzjerka, bo rzecz jasna dziewczyna robiła mi aktualnie paznokcie, a nie była w drodze na umówiona wizytę. Wyobraźcie sobie, że dwa razy nie odebrała telefonu. W końcu powiedziałam jej, żeby odebrała i powiedziała, że jej nie będzie, bo przecież ta kobieta tam na nią czeka. Sama prowadzi podobne usługi, sama wie jak niemiło jest, kiedy czekasz, aż ktoś przyjdzie na umówiona wizytę, a mimo wszystko nie chciała nawet odebrać telefonu i zwyczajnie powiedzieć, że nie da rady, niech pani nie czeka. A nieraz słyszałam u niej narzekanie, że ktoś się umawia i nie przychodzi. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się zapomnieć o jakiejś umówionej wizycie, a jeśli nie mogłam się pojawić, to zawsze dzwoniłam, że muszę odwołać czy przesunąć. Nie wiem, jak można sobie po prostu olać. Dlatego uważam, że taki system przedpłat jest świetny i mógłby rozwiązać problem długich kolejek do specjalistów.

Odpowiedz
avatar Ohboy
8 10

Swego czasu rezerwowałam wizyty u fryzjera przez pewien portal. Długo rezerwacja była za darmo, ale pewnego dnia zaczęli pobierać zaliczkę, a wizytę można było odwołać maksymalnie 24 godziny przed. I szczerze mówiąc zupełnie się nie zdziwiłam, tylko pomyślałam sobie, że ludzie w ogóle nie szanują czasu innych. Muszę zaproponować to rozwiązanie swojej dermatolog, bo ostatnio straciła 600 zł przez babę, która nie przyszła na umówiony zabieg.

Odpowiedz
avatar Armagedon
2 8

@Ohboy: Gwoli ścisłości, to nie "straciła", tylko "nie zarobiła". A tak z ciekawości. Jaki zabieg dermatologiczny kosztuje aż sześć stów?

Odpowiedz
avatar FlyingLotus
4 4

@Armagedon: np. usuwanie dużych znamion może tyle kosztować.

Odpowiedz
avatar krogulec
10 12

@Armagedon: w momencie gdy miała zabieg umówiony i zarezerwowany, to straciła. Bo nie mogła w tym czasie zrobić coś innego

Odpowiedz
avatar Ohboy
4 4

@Armagedon: krogulec dobrze mówi. Jeśli ktoś rezerwuje czas i nie pojawia się, to przyczynia się w ten sposób do straty. Dermatolodzy nie tylko zajmują się chorobami skóry, ale mogą też robić zabiegi upiększające. Lub, jak wspomniano, usuwać znamiona.

Odpowiedz
avatar Ohboy
4 4

@Armagedon: Czas to pieniądz. Nie wiem, czy kiedykolwiek pracowałaś na swoim, ale trochę wątpię. Jakbyś była na swoim to rozumiałabyś, że strata czasu jest równoważna stracie pieniędzy. Ale dobrze zauważyłaś, że za spieprzony zabieg klientka mogłaby dochodzić praw w sądzie. W sytuacji, gdy klient jest niepoważny, lekarz ma związane ręce. Może jedynie wpisać tę osobą na czarną listę, ale pieniędzy nie odzyska. Zaliczki rozwiązałyby ten problem, ludzie nauczyliby się szanować czas innych i nie mieliby tak roszczeniowego podejścia, jak ty. Strasznie się ekscytujesz, wyluzuj.

Odpowiedz
avatar dayana
2 2

@Armagedon: A czy jak ta lekarka przez miesiąc nie będzie pracowała to gabinet nie będzie jej kosztował? Media, wynajem, urządzenia, może jakieś kredyty? Traci ciągle jak nie pracuje i uczciwe jest poniesienie tych kosztów w czasie odpoczynku, a nie jak się siedzi i zastanawia czy pacjent raczy przyjść.

Odpowiedz
avatar Armagedon
-3 5

@dayana: Prywatnie to pacjent może raczyć, lub nie raczyć, bo chodzi o JEGO pieniądze. Prywatnie - to lekarz może zarobić, lub nie zarobić, jak w każdej prywatnej firmie. Jak jest lekarzem dobrym i wziętym - to raczej zarobi i stać go na prywatny gabinet. Jeśli jest przeciętnym, lub byle jakim - idzie pracować do poradni prywatnej. I też zarobi, bo zawsze kogoś do niego zapiszą. A pacjent, jeśli nawet z usługi zadowolony nie jest, już swoich pieniędzy nie odzyska. Czyli - wywali je w błoto. To cię jakoś nie martwi? Więc nie troszcz się tak o zarobki panów doktorów, bo - zaręczam ci - przynajmniej dziesięciokrotnie przewyższają twoje. (O ile, w ogóle, już pracujesz.) A pacjentowi ZAWSZE może wypaść coś ważnego w ostatniej chwili. I nawet jeśli odwoła wizytę - to już i tak niczego nie zmieni. Jak nie odwoła - można jedynie o nim powiedzieć, że jest nierzetelny. Ale nie martw się, nie pozbawi w tym dniu pana doktora kolacji. Ci, których stać, chodzą do prywatnych lekarzy dlatego, że jest szybciej, nie dlatego, że lepiej. A lekarz, wyobraź sobie, NIE MUSI pracować w placówkach państwowych. Ani w szpitalach, ani w poradniach. Więc, jak już zrobi specjalizację i podkształci się nieco w zawodzie - zwiewa do praktyki prywatnej - trzepać kasę. A przecież studiował państwowo, za darmo, za MOJE, miedzy innymi, podatki. Dlatego ci, których na prywatną wizytę nie stać - na pana doktora czekają miesiącami, a potem godzinami pod gabinetem. Nie zawsze się doczekają, bo pan doktor, na przykład, wziął urlop, lub zwolnienie. A o tym pacjent, najczęściej, też dowiaduje się już w przychodni. TO, rozumiem, jest w całkowitym porządeczku? Zawsze mnie śmieszy, gdy w temacie "lecznictwo" wypowiadają się ludzie, którzy o "służbie" zdrowia pojęcie mają więcej niż mgliste, a wiedzę na ten temat czerpią z seriali telewizyjnych. Bo, generalnie, są zdrowi i na co dzień pielgrzymować do gabinetów lekarskich, nie muszą. PS W dupie mam to, ile kosztuje utrzymanie gabinetu pana doktora. On też ma w dupie to, jakie mam zarobki. I NA PEWNO nie przyjmie mnie za darmo, nawet gdybym umierała pod jego gabinetem.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 sierpnia 2022 o 15:55

avatar krogulec
0 0

@Armagedon: > Stracić/utracić można coś, co się JUŻ posiada. W momencie dokonania rezerwacji, zawarto ustną umowę. I na konto tej umowy usługodawca dokonał pewnej inwestycji. Dermatolog ze swojej części umowy, była gotowa się wywiązać. Pacjentka nie dotrzymała swojej. Dermatolog poniosła stratę. > Prywatnie to pacjent może raczyć, lub nie raczyć, bo chodzi o JEGO pieniądze. W momencie rezerwacji, tu chodzi także o pieniądze usługodawcy.

Odpowiedz
avatar irekk
9 9

Jak pracowałem w poradni na NFZ to jednego dnia potrafiło nie przyjść nawet 9 osób i oczywiście nikt nie odwołał. Takie to przykre..

Odpowiedz
avatar didja
-3 11

Działania zapisujących się są oczywistą patologią i mówię to jako pacjentka, która nie raz nie mogła dostać się do lekarza w rozsądnym terminie, mimo znacznego stopnia niepełnosprawności, a próba przyjazdu w ciemno kończyła się przyjęciem, bo jedna trzecia z zapisanych pacjentów nie przyjechała i lekarz siedzi w gabinecie. Rekord to sytuacja u neurologa, gdy w pewien ulewny dzień z 20. zapisanych pacjentów nie pojawiło się 11. i żaden wizyty nie odwołał. Ale system przedpłaty za wizytę pachnie mi trochę abuzywnością. Opieka zdrowotna to nie usługi komercyjne, ma swoje obostrzenia prawne i nie przypominam sobie, żeby prawo zezwalało na pobranie opłaty za niewykonane świadczenie medyczne. Jeśli nie zauważyłam zmian w prawie, popraw mnie, proszę. Nie, że się czepiam, tylko - żebyście nie mieli problemów z RPP i ewentualnie RPPP. Tak samo jak zakaz odwołania wizyty krócej niż 24 godziny. To już nie tylko narusza prawa pacjenta, ale też k.c, a w skrajnych wypadkach to i o kodeks karny się otrze, gdy ktoś miał napad padaczki, atak psychozy czy osłupienia dysocjacyjnego, atak serca, krwotok, i wszystkie przypadki pogorszenia zdrowia, które uniemożliwiają nie tylko przybycie, ale i powiadomienie. Tym bardziej że odwołanie wizyty w większości placówek nie jest takie "na dwa kliki". Znowu - żebyście nie mieli problemów... Oczywiście, wiadomo, że nie każdy nie przyjeżdża z powodów jw., ale w przypadku niezawinionym to nieoddanie pieniędzy i nieudzielenie dalszej pomocy medycznej może Was bardzo dużo prawnie kosztować. Tak tylko przestrzegam :). A swoją drogą - w jakim mieście działacie?

Odpowiedz
avatar Eukaliptus9908
4 4

@didja: Obecnie mamy kilkanaście klinik w różnych miastach. Nie wiem jak to dokładnie wygląda od strony prawnej, ale zgaduję, że gdyby takie działania były nielegalne to szefostwo nie ryzykowałoby. Mamy na dyskach nawet przygotowane formułki prawne na tematy związane z IKP i danymi osobowymi itp, bo pacjenci o to też często robią awantury, więc zgduję, że temat jest ogarnięty. Zwłaszcza, że kilka razy mieliśmy już reklamacje z tego powodu i żadna nie została uznana, nie wiem na co dokładnie kierownictwo się powołuje, ale najwidoczniej ma to sens prawnie :D A co do odwoływania wizyt - to akurat mamy jasno zapisane zarówno w regulaminie placówki, jak i w smsach potwierdzających oraz przypominających wizyty. Pacjenci podczas rejestracji są o tym również informowani przez recepcję. Oczywiście jesteśmy tylko ludźmi i jeśli ktoś zadzwoni, że stało się coś pilnego typu właśnie choroba, śmierć kogoś bliskiego czy wypadek komunikacyjny to odpuszczamy i zwracamy pieniądze. Natomiast bardzo często mamy też sytuacje, których po prostu nie możemy tolerować. Dla przykładu w tym tygodniu Pani nie odebrała telefonu podczas teleporady, a 2 godziny później żądała albo nowego terminu albo zwrotu pieniędzy. Powód? Była na siłowni i nie chciała przerywać treningu. To samo w przypadku wizyt stacjonarnych kiedy dzwonimy zapytać gdzie się pacjent podziewa, bo lekarz już czeka, a w tle słyszymy grający telewizor, więc jest logiczne, że ktoś nawet nie fatygował się, żeby wyjść z domu :D Największą siedzibę mamy w Warszawie, niedawno otworzyliśmy również filie w Łodzi, Krakowie i Wrocławiu, w planach są jeszcze inne większe miasta :)

Odpowiedz
avatar Armagedon
8 10

@didja: "...próba przyjazdu w ciemno kończyła się przyjęciem..." A no właśnie. Takie działania powinny być STANDARDOWĄ PROCEDURĄ w specjalistycznych poradniach NFZ. Skoro wiadomo, że aż tylu zapisanych pacjentów nie zgłasza się na wizyty, właściwie DLACZEGO pan doktor miałby siedzieć bezczynnie w gabinecie i dłubać palcem w nosie, zamiast przyjąć kogoś "z marszu"? Mnóstwo osób dostaje skierowania "na cito", a w rejestracji słyszy "najbliższy termin na cito jest za trzy miesiące". A powinien usłyszeć "zapisuję pana jako pacjenta rezerwowego na najbliższy termin, proszę przyjechać, na pewno ktoś się nie zgłosi, więc zostanie pan przyjęty". I nawet gdyby pacjent przez tydzień, codziennie, fatygował się do przychodni (bo, akurat, wszyscy zapisani zgłaszali się w komplecie) - to i tak za którymś razem trafiłby na "okienko" - i NA PEWNO byłoby to wcześniej, niż za trzy miesiące. Tylko pacjent, po pierwsze - musiałby wiedzieć o takiej możliwości, a po drugie - mieć PEWNOŚĆ, że jeśli ktoś "wypadnie" z kolejki, on na to miejsce "wskoczy". Bo jeśli - tak jak ty - pojedzie "w ciemno", musi ładnie poprosić, zamerdać ogonkiem, pocałować w rękę, a i tak może się nie dostać, w zależności od humoru/samopoczucia/ilości czasu pana doktora, lub - ogólnie - z powodu jego wrednego charakteru (bo nie był pan zapisany). Gdyby taki system funkcjonował oficjalnie, założę się, że kolejki do specjalistów, w krótkim czasie, zmniejszyłyby się przynajmniej o połowę. Gdyby - oczywiście - prawdą było to, że tak długi czas oczekiwania na wizyty - to wina wyłącznie bezmyślnych, nieodpowiedzialnych pacjentów. Aczkolwiek - moim daniem - to, akurat, jest "gównoprawda". Ale już mi się nie chce rozwijać tematu i wyjaśniać dlaczego tak uważam.

Odpowiedz
avatar Eukaliptus9908
2 2

@Armagedon: Taki system to troszkę utopijna, choć piękna wizja. Już tłumaczę dlaczego. Miałoby to sens głównie dla pacjentów pierwszorazowych - wielu specjalistów prosi o wykonanie różnego rodzaju badań na wizytę kontrolną, w celu oceny ogólnego stanu zdrowia. Takie wyniki niestety zazwyczaj są ważne jedynie miesiąc, więc w przypadku kiedy ktoś by się nie dostał "w ciemno" w ciągu miesiąca musiałby ponownie wykonywać wszystkie badania - pewnie już odpłatnie, bo mało który lekarz POZ skory będzie do wystawiania skierowania raz w miesiącu. Druga sprawa - nieobecności pacjentów to troszkę rosyjska ruletka, nie jesteśmy w stanie przewidzieć czy nie zjawi się pierwszy pacjent, ostatni, a może jakiś w środku. A może przyjdą wszyscy. Mało kto może sobie codziennie brać wolne, aby spędzić w placówce pół dnia. Po trzecie, najbardziej na czasie - COVID. Niestety zaczęły się ponownie kontrole, więc placówki nie mogą pozwalać, żeby osoby nie umówione siedziały w poczekalni. Wizja piękna, ale niestety nierealna. Przynajmniej nie obecnie. Co do tego, że długi czas oczekiwania na wizyty to tylko wina pacjentów. Oczywiście, że nie. Tak jak napisałam w historii - pacjenci to tylko czubek góry lodowej. Notorycznie zdarza się, że lekarze sami odwołują pacjentów z dnia na dzień. Czasami są to ważne powodu takie jak choroba, niespodziewane sytuacje życiowe itp. A czasem totalna głupota jak fakt, że zrobiło się ciepło i chcą pojechać sobie na działeczkę czy nad wodę z dzieciakami. To jest kwestia na osobną historię akurat, bo niestety specjaliści i system rejestracji jest tu najbardziej winny, nikt tego nie neguje :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@Eukaliptus9908: A jak się to nazywa, jeśli można wiedzieć? Bo bym się do Was zapisała.

Odpowiedz
avatar gawronek
6 8

Apropos ludzi umawiających się na 30 wizyt - to pokazuje tylko ułomność systemu. Człowiek musi poświęcić parę dni żeby zarejestrować się w kilkanaście czy kilkadziesiąt miejsc bo nie wiadomo gdzie jaki termin dostanie - a jak zadzwoni za godzinę to terminy na dany miesiąc mogą się już skończyć równie dobrze. W 2022 roku powinna być wielka przeglądarka ofert NFZ - wpisujesz jaki specjalista cię interesuje i zaznaczasz wszystkie miasta do których możesz dojechać. Masz auto i wywalone gdzie byle było - zaznaczasz promień np. 50km od miejsca zamieszkania. Nie masz prawa jazdy a ze wsi jedyne pociągi jeżdżą do stolicy województwa? Zaznaczasz tylko to duże miasto plus ewentualne przystanki po drodze. Nie możesz opuścić swojego miasta? Zaznaczasz tylko dane miasto. Ehhh, 100 lat za nie powiem kim.

Odpowiedz
avatar Armagedon
-1 7

@gawronek: Na 30 wizyt? Urban legend, lub - jak wolisz - "picnawodęfotomontaż". Kto miałby czas siedzieć, wyszukiwać strony internetowe trzydziestu różnych placówek w danym mieście/województwie/kraju, a potem wydzwaniać kolejno do wszystkich, żeby do każdej się zapisać na wszelki wypadek. Ja mam zwykle problem, żeby zapisać się choć w jednej. Albo non stop zajęte, albo "jesteś dwudziesty w kolejce", albo nikt nie odbiera.

Odpowiedz
avatar Eukaliptus9908
3 3

@Armagedon: Był to skrót myślowy, żeby podkreślić ułomność systemu :) Ale standardem jest 5-10 placówek. Wbrew pozorom w przypadku placówek prywatnych nie jest to wcale skomplikowane. Wystarczy odpalić znanego lekarza, wyszukać specjalistów którzy Cię interesują, pootwierać sobie karty w przeglądarce i wybrać godzinę, która nam odpowiada z zaznaczeniem "zainteresowany wcześniejszym terminem" - w takim przypadku takie osoby poza wybranym zapisem trafiają również na listy rezerwowe w razie gdyby ktoś wypadł z grafiku. Umówienie jednej wizyty to max 30 sekund, więc 30 placówek wcale nie byłoby wyzwaniem tak czy siak :) W przypadku NFZ sprawa się komplikuje, bo faktycznie trzeba swoje powisieć na infolinii.

Odpowiedz
avatar Armagedon
-1 7

EDIT: Aha, jeszcze coś. Jeśli chory w pierwszej przychodni słyszy, że ma termin za trzy miesiące (na wizytę się zapisuje), w następnej mówią, że wizyta za pół roku, a w trzeciej, że za cztery miesiące - to, rozumiem, zapisuje się na wszystkie trzy terminy. I tak robi w pozostałych dwudziestu siedmiu przychodnich, bez względu na to jak odległe, lub bliskie, terminy mu proponują? Jaaasne!

Odpowiedz
avatar Eukaliptus9908
7 7

@Armagedon: Widać, że nie znasz realiów, a za wszelką cenę próbujesz udowodnić, że system tak nie wygląda, co? :D Tak, w przypadku specjalistów dziecięcych, których w Polsce jest tak mało standardem jest umawianie się do kilku placówek jednocześnie. Dlaczego? Ano dlatego, że lekarze to też ludzie. Też chorują, też odwołują pacjentów. Będziesz czekać z dzieckiem 3 miesiące, żeby się dowiedzieć, że lekarz wstał rano z gorączką i odwołał dzisiejsze wizyty. Okres wakacyjny to w ogóle jazda bez trzymanki, bo tysiące rodziców budzi się nagle, że potrzebują przedłużenia zaświadczeń do szkoły - bo dziecko ma autyzm/ adhd/ chcą nauczyciela wspomagającego itp. Umówienie jednej wizyty to jak strzał w kolano jeśli zostanie odwołany z winy placówki, bo czekasz kolejne 4 miesiące na termin. A tak to masz w razie czego zaklepany w innych miejscach. Dużo placówek prywatnych otwiera czasami dodatkowe dni jeśli listy rezerwowe są baaardzo długie lub w międzyczasie zatrudnią dodatkowego specjalistę, któremu się wrzuca chętne osoby z końca grafiku, żeby szybko zapełnić jego nowy grafik. Więc wbrew pozorom czasami wyjdzie tak, że placówka, która podaje najbardziej odległy termin jednak zadzwoni, że zwolniło się coś za powiedzmy dwa tygodnie. Niejednokrotnie też dostaje telefony z tych samych numerów z prośbą o zapisanie, bo rodzice sobie nie odhaczyli, że u nas już są w systemie zapisani na wizytę, co tylko to potwierdza. Nie rozumiem czemu na siłę próbujesz udowodnić, że cała historia to jak to napisałeś "picnawodęfotomontaż" skoro ewidentnie widać, że nie przesiedziałeś w recepcji placówki prywatnej nawet 5 minut ;) W momencie gdy Twoje dziecko jest po próbie samobójczej matki zrobią wszystko (i tu mówię dosłownie wszystko, bo czasami jestem aż w szoku co potrafią odwalić byleby dostać termin - włącznie z proponowaniem większej kwoty za wizytę), więc dzwonienie po x placówkach, żeby mieć pewność terminy wcale nie jest niczym dziwnym.

Odpowiedz
avatar Eukaliptus9908
7 7

@Armagedon: Dodam tylko, że w przypadku specjalistów dziecięcych rodzice czasami potrafią przyjechać z drugiego końca polski, rezerwują hotele i ogarniają transport, byleby znaleźć jak najszybszy termin. Więc mimo, że 30 placówek było wyolbrzymieniem to uważam, że i takie osoby się zdarzają na pewno. Zdesperowani rodzice, którzy chcą pomóc swojemu dziecku są w stanie poruszyć góry byleby zaklepać termin, uwierz mi.

Odpowiedz
avatar Armagedon
-3 5

@Eukaliptus9908: Po pierwsze. Moje "EDIT:" nie było skierowane do ciebie, tylko dopełniało poprzedni komentarz, który pisałam dla "gawronka". Gdy je pisałam - twój komentarz był dla mnie jeszcze niewidoczny. Tak się czasem zdarza, że komentarze wyświetlają się z opóźnieniem. Po drugie. Moje "gównoprawda" dotyczyło jedynie rzekomej ilości placówek, do których pacjenci się zapisują. Bo - zdaje się - "gawronek" zrozumiał to dosłownie. Po trzecie. "...czasami wyjdzie tak, że placówka, która podaje najbardziej odległy termin jednak zadzwoni, że zwolniło się coś za powiedzmy dwa tygodnie." Jeśli pacjenci z list rezerwowych otrzymują wcześniejsze terminy - to znaczy, że jednak wiele osób odwołuje wizyty. Po czwarte. "...gdy dziecko jest po próbie samobójczej matki zrobią dosłownie wszystko, żeby mieć pewność terminu..." "...rodzice, którzy chcą pomóc swojemu dziecku są w stanie poruszyć góry byleby zaklepać termin..." Wcale mnie to nie dziwi. Też bym szukała wszystkich dostępnych możliwości. A także - niedostępnych. Więc wybaczam matkom, które zapisały swe dziecko do stu placówek w nadziei, że choć w jednej dostaną się wcześniej. Mogłyby, oczywiście, już po wizycie, odwołać wszystkie pozostałe. Ale pewnie nie mają do tego głowy, czasu, albo - tak jak sama piszesz - już nawet nie ogarniają na kiedy i gdzie umówiły wizyty. Tylko, że gdyby można było dostać się do specjalisty bez żadnych "wygibasów" - do takich sytuacji pewnie by nie dochodziło. Więc sadzę, że ktoś, kto potrzebuje pomocy "na już" i zgłasza się "z marszu" licząc na "okienko" - również bez żadnych wygibasów powinien zostać przyjęty. Jeśli ktoś inny się nie zgłosi.

Odpowiedz
avatar Ohboy
3 3

@Armagedon: Pacjentom wybaczysz wszystko - nawet to, że utrudniają życie innym ludziom, którzy mają te same lub podobne problemy zdrowotne. "Nie mają głowy i czasu", jakież to wygodne wytłumaczenie. Historia jest o tym, że pacjenci w dużej mierze sami tworzą problemy, a ty to tylko udowodniłaś.

Odpowiedz
avatar Armagedon
-2 6

@Ohboy: Ludzie utrudniają sobie życie, właściwie, zawsze i wszędzie. Głównie z tej przyczyny, że uczy się ich, przynajmniej od dwudziestu paru lat, iż najważniejszą sprawą na świecie - są ich własne sprawy i ich własny tyłek. Ileż to razy słyszałam, że "jak nie zadbasz o siebie sam - nikt tego nie zrobi za ciebie" i "jak sobie pościelisz - tak się wyśpisz". Towar deficytowy (a takim obecnie jest możliwość wizyty u specjalisty), niestety, musi podlegać reglamentacji. Mówię o wszystkich specjalistach, nie tylko psychiatrach dziecięcych. Nie sądzę, żeby było to sprawką pacjentów. Tyle, że już od dawna wmawia się im, że taki stan rzeczy - to jest ICH własna wina, bo permanentnie blokują terminy i nie przychodzą. Widocznie nie chcą się leczyć. Powyższa historia właśnie w tym tonie jest napisana. A jeśli chodzi o psychiatrię właśnie, głównie zaś dziecięcą, wszystkie możliwe publikatory od lat biją na alarm, że sytuacja tam jest wręcz dramatyczna. Brakuje specjalistów, dostać się do szpitala graniczy z cudem, lekarzom brak kompetencji, cierpliwości, empatii i "podejścia". Dlatego ja bym się nie zdziwiła, gdyby rodzic zapisał dziecko nawet do pięciu przychodni i wykorzystał WSZYSTKIE wizyty, szukając najlepszego specjalisty. Mówię, oczywiście, o NFZ, bo prywatnie (5x400zeta) niewiele osób byłoby stać. Ale autorka chyba jednak pisze o klinice PRYWATNEJ, ponieważ w NFZ pacjent za wizytę nie płaci. Zatem - nikt mi nie wmówi, że działania owej kliniki, nie do końca zresztą zgodne z prawem, polegające na pobieraniu przedpłat za wizyty - mają na celu dobro pacjentów, a nie trzepanie kasy. TO jest dopiero hipokryzja. Pacjent prywatny - to pacjent prywatny. Jak nie przyjdzie - to pan doktor nie zarobi. Proste. A klinika za poradę dwudziestominutową pobiera pewnie ze cztery stówki, z czego połowa jest dla pana doktora. Chciałabyś zarabiać sześć stówek za godzinę, nawet brutto? Toteż klinika zadbała o to, by zarabiać jak najwięcej, a pan doktor żeby nie siedział za darmo w gabinecie. Cztery godzinki pracy - dwa czterysta w kieszeni. A jak dwóch pacjentów nie przyjdzie - to pan doktor cztery stówki ma "w plecy". Trzeba więc było ich zmusić, żeby przyszli. Dziwisz się, że pan doktor (każdej specjalności) niechętnie przyjmuje pacjentów na NFZ i tylko wtedy, kiedy naprawdę musi? [Swoją drogą, ciekawe, czy jak pacjent (w końcu psychiatryczny!!!) nie odwoła przedpłaconej wizyty NAJPÓŹNIEJ 24 godziny przed czasem, a nie przyjdzie - to mu zwrócą kasiorę, czy nie? Bo jak zwracają - to całe te przedpłaty nie mają żadnego sensu. A jeśli potrącają sobie choć 1/4 wpłaconej sumy - jest to niezgodna z prawem samowolka i pachnie kryminałem.] No! Ale to wszystko przecież dla dobra pacjenta. A ja jakoś nie mogę się oprzeć wrażeniu, że polski pacjent, tak w ogólności, cierpi na jakiś zbiorowy syndrom sztokholmski. Im bardziej jest gnojony, lekceważony, im gorzej traktowany i leczony - tym więcej ma powodów do obrony "służby zdrowia" w całości. I tym chętniej daje wiarę legendom, że w lecznictwie jest źle, owszem, ale to przecież wina głównie samych pacjentów. Tych innych, anonimowych - bo przecież sam, jako jednostka, jest w absolutnym porządku. Napuścić pacjentów samych na siebie wcale nie jest trudno. Za to bardzo wygodnie. Jeszcze całkiem niedawno, przed covidem, mówiło się, że kolejki do lekarzy są długie, bo miejsca u specjalistów blokują emeryci, którzy - generalnie - przecież zdrowi są, a do lekarzy chodzą tylko ponarzekać dla rozrywki, bo się nudzą. Nie było tak?

Odpowiedz
avatar Eukaliptus9908
-1 1

@Armagedon: Ech, brak mi słów. Miałam już nie komentować, bo odpisywanie na Twoje głupoty to jak walka z wiatrakami, ale widać, że się odkleiłaś totalnie już. Proszę przeczytaj jeszcze raz moją historię i moje komentarze, ale tym razem ze zrozumieniem :) No kliniki prywatne mają to do siebie, że pobierają opłaty za wizyty, czasami nawet bardzo wysokie. Wow, jak na to wpadłaś? Nikt o tym wcześniej przecież nie wiedział. Tak działa PRYWATNA klinika - Ty płacisz, my możemy zagwarantować szybki termin, więcej czasu wizyty niż NFZ, szybsze terminy i bardziej profesjonalną opiekę medyczną. Wiadomo, nie każdy może sobie pozwolić na takie wydatki, ale też nikt nie zmusza to wizyt prywatnych, nie rób z prywatnych klinik jakiegoś gestapo, które stoi z bronią przy skroni i każe wyskakiwać z hajsu. Oczywiście, że dbamy o to, żeby lekarz nie siedział za darmo w gabinecie. Skoro zatrudniamy specjalistów prywatnie, którzy mają płacone za pacjenta, a nie za godzinę to logiczne jest, że specjaliści po dłuższym czasie po prostu zrezygnują z pracy jeśli nie będą u nas zarabiać. Rozumiem, że Tobie nie przeszkadzałoby gdybyś nie dostawała pieniędzy? Nie szukałabyś pracy w innym miejscu, które może zagwarantować stałą wypłatę? Przecież lekarze to też ludzie, mają rodziny, kredyty. Nie mogą sobie raz zarobić 100% wypłaty, a następnym razem tylko 40%. Przecież w przypadku psychoterapii pacjenci kontraktowi mają ideantyczne zasady. Jeśli nie przyjdą na wizytę to na kolejnej sesji muszą opłacić dwie wizyty jednocześnie. Każdy szanujący się psychoterapeuta działa na zasadzie - ja biorę od Ciebie pieniądze, Tobie w zamian dają terapię. I znowu potwierdzasz tylko to, że olewałaś w szkole czytanie ze zrozumieniem. Dosłownie kilka komentarzy wyżej tłumaczyłam, że raz - wszystko jest legalne, jesteśmy na tyle dużą firmą obecnie, że nikt nie ryzykowałby dla kilku stówek problemów prawnych. Tak, oddajemy pieniądze w całości, tak jak mówiłam w sytuacji kiedy stanie się coś, na co inni nie mają wpływu. W przypadku kiedy ktoś jest roszczeniowy i traktuje lekarzy z brakiem szacunku, nie zwracamy (odsyłam do komentarzy wyżej, odpowiadałam Didja nawet z przykładami). Jeśli ktoś jest na siłowni albo źle nastawił budzik to nie jest nasza wina. Czemu lekarz ma tracić z wypłaty, bo ktoś nie nastawił budziku albo ma trening na siłowni? Jestem zarówno pracownikiem, jak i pacjentem w klinikach prywatnych. Sama ostatnio byłam zmuszona znaleźć na cito zabieg, od którego zależy teraz moje zdrowie fizyczne. Nie wyobrażam sobie myśleć na zasadzie "inni tak robią, więc ja też się poumawiam do wszystkich możliwych klinik i sobie nie przyjdę". Twoje komentarze to jest 1:1 myślenie pacjentów, którzy nie przychodzą. Skończ już proszę z tym komentowaniem, bo najpierw było to śmieszne, jak ktoś kto nie przesiedział w klinice nawet 5 minut nie jako pacjent się wypowiada na takie tematy, ale teraz jest to po prostu śmieszne i żałosne. Konkluzja mojej historii była prosta - pacjenci źli, klinika zła. Wszyscy mają wpływ na to jak to wygląda. Nie wiem po co z Twojej strony ta gloryfikacja osób, które się nie zjawiają na wizyty. Zgaduję, że po prostu należysz do tego grona. Życzę miłego dnia i mam nadzieję, że w Twoim życiu wszystko się ułoży i znajdziesz jakieś ciekawsze hobby niż plucie jadem w internecie.

Odpowiedz
avatar Eukaliptus9908
-1 1

@Armagedon: Dodam przykład jeszcze z czasów, gdzie pacjentów do specjalistów dziecięcych przyjmowaliśmy bez przedpłat: Zatrudniliśmy kiedyś specjalistkę dzieci i młodzieży. Przepracowała u nas jeden dzień, po czym złożyła wypowiedzenie. Grafik miała zapełniony cały - 8 pacjentów pierwszorazowych, każdy po godzinie + 2 pacjentów kolejnorazowych 30 minutowych. Z 10 osób przyszły 2. Oczywiście kolejnorazowi. Nikt z pierwszorazowych pacjentów nie zjawił się na wizytę, lekarka 8 godzin spędziła w klinice i na spacerze dookoła bloków. Wychodząc oddała nam klucze do gabinetu i od razu wydrukowane i podpisane wypowiedzenie. Z podobnych podwodów zwolniło nam się jeszcze 6 innych specjalistów. Gdyby dalej tak to wyglądało to klinika w tym momencie byłaby już zamknięta. Po wprowadzeniu przedpłat skargi i zwolnienia lekarzy ustały. Od ponad roku nie zwolnił się od nas żaden spec. Jak to powiedział kiedyś jeden lekarz, który się z nami żegnał: "To uwłaczające, że spędziłem tyle lat na nauce, rezydenturze i szkoleniach, żeby siedzieć pół dnia sam ze sobą, pić kawę i grać cały dzień w angry birds na telefonie i dostawać za to nawet nie najniższą krajową. Wolne terminy są do mnie w systemie na za 3 miesiące, a mimo tego siedzę pół dnia sam i nie jestem w stanie nikomu pomóc swoją wiedzą."

Odpowiedz
avatar dayana
4 4

@Eukaliptus9908: Obecnie na NFZ nie da się umówić u kilku lekarzy tej samej specjalizacji, bo system w końcu wyrzuci z kolejki.

Odpowiedz
avatar Eukaliptus9908
0 0

@dayana: Ooo, dobrze wiedzieć! Nie miałam pojęcia. Chociaż tyle. W przypadku prywatnych klinik niestety nie ma takiej możliwości, a szkoda, bo jakiś jeden połączony system byłby zbawieniem w niektórych przypadkach i bardzo by ułatwił pracę również lekarzom. W przypadku pacjentów chociażby uzależnionych, którzy wyłudzają leki i mają kilka wizyt dziennie w całym mieście w różnych klinikach to byłoby jak zbawienie.

Odpowiedz
avatar Armagedon
2 2

@dayana: Ale autorka pisze o klinice prywatnej. Tyle, że robi to dość chaotycznie i można odnieść wrażenie, że wywody dotyczą również placówek NFZ.

Odpowiedz
avatar glan
4 4

Prywatni mogą stosować motywujące przedpłaty. Na NFZ już tak łatwo nie ma bo żadnej kasy nie da się pobrać od pacjenta. Proponuję za to taki system: Oznaczamy w karcie pacjenta, który nie przyszedł i gdy wyskoczy, że pacjent notorycznie nie przychodzi to rezerwujemy mu wizytę pod warunkiem, że sam co najmniej 3 dni wcześniej zadzwoni i potwierdzi. Jeśli nie zadzwoni to pewnie i tak by nie przyszedł i zwalniamy miejsce skracając kolejkę. Jeśli pacjent jednak przyjdzie (co zapewne będzie rzadkie) to można już poświęcić czas ale kazać mu czekać do końca dnia aż lekarz go przyjmie po innych pacjentach. W ten sposób pacjenci, którzy przychodzą nic nie stracą, pacjenci co i tak by nie przyszli nie będą blokować kolejki a lekarze nie będą siedzieć w pustych gabinetach.

Odpowiedz
Udostępnij