Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Korporacyjna kultura marnowania czasu. Moja firma wprawdzie nie jest korpo, ale ten…

Korporacyjna kultura marnowania czasu.

Moja firma wprawdzie nie jest korpo, ale ten głupi zwyczaj wymyśliły korporacje i jest też praktykowany u nas, jako że naszymi klientami są korporacje. Chodzi o telecalle. Przynajmniej dwa razy w tygodniu, w każdej sprawie.

Można przekazać informację mailem. Napisanie zajmie 5-10 minut, przeczytanie mniej. Można rozesłać do wszystkich. Każdy przeczyta sobie w wolnej chwili. Poza tym do informacji pisanej w każdej chwili można wrócić i doczytać jakby się czegoś zapomniało albo nie było pewnym. Najsensowniejsze i najbardziej praktyczne rozwiązanie.

Ale nie. Lepiej odciągnąć kilka osób od pracy na co najmniej godzinę i zorganizować telecalla. Jeden gada, reszta słucha. Jeszcze notatki trzeba robić, bo w natłoku innych spraw część tego co mówił zaraz wyleci z głowy.

Zrozumiałbym telecalla gdyby potrzebna była burza mózgów, że wszyscy coś mówią, analizują, itd. Ale nie, oni robią telecalle żeby przekazać informacje, które można przekazać mailem.

Najfajniej jak jakiś geniusz wymyśli telecalla w piątek o godzinie 12. Koniec tygodnia, środek dnia, ludzie przychodzą z niedokończonymi sprawami z całego tygodnia i chcą je pozamykać, dużo roboty, a tu jeszcze tracisz godzinę na durnego telecalla.

Aż mnie telepie jak słyszę słowo "telecall".

praca

by ~LigmaBaLLz
Dodaj nowy komentarz
avatar majkaf
7 7

W mojej poprzedniej firmie był zwyczaj telecalla raz w tygodniu, w piątek o 14. Rozmowa zawsze trwała 2 h i polegała na omówieniu tego co się wydarzyło w tygodniu (ponieważ większość osób to byli handlowcy to po prostu czytali raport, który pisali w ciągu tygodnia). To była jakaś masakra.

Odpowiedz
avatar Doktoreq
7 7

Korpo niestety nie "umieją w technologie zdalne". Spędziłem ładny kawałek swojego życia kontaktując się ze znajomymi online za pomocą narzędzi takich jak np. Te TeamSpeak i moim zdaniem tak powinna wyglądać praca zdalna w zespole. Każdy siedzi u siebie w domu przy biurku i jak tylko ma jakieś pytanie to wciska przycisk i pyta kolegi z drugiego końca świata tak jakby ten siedział biurko obok. Jesteś głodny? Zamów/przyrządź coś do zjedzenia, przejdź na kanał lunch i oddaj się pogadankom znanym z biurowego aneksu kuchennego. Takie rozwiązanie jest nie w smak managerom, gdyż mocno spłaszcza struktury firmy, podważając dość mocno sens zajmowanych przez nich stanowisk. Takie wymuszone "telecalle", "online meetingi" i różne inne wynalazki często stanowią próbę uzasadnienia swojej przydatności przez ich autorów.

Odpowiedz
avatar bazienka
-2 2

ja mam odprawy 2 razy w tygodniu i to jest idealne najlepsze sa calle pol godziny przez skonczeniem pracy ;p

Odpowiedz
avatar AnitaBlake
4 4

Oj tak. Dramat. Mama moja tak ma. Handlowiec. Za to nasz dział właśnie na mailach działa i czasem spotaknie omawiające konkretną sprawę, bo na telko i tak nikt nic nie mówi xD

Odpowiedz
avatar Crannberry
5 7

Ale po co wysyłać mail, skoro można zarządzić zebranie i poczuć się ważnym? Do tego jeszcze zebranie przedzebraniowe, żeby ustalić, co będzie omawiane na właściwym zebraniu, a potem zebranie pozebraniowe, żeby podsumować to, co było omawiane

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
0 2

@Crannberry Poziom absurdu skojarzył mi się ze sceną z "Rejsu" o wyborze metody głosowania. W sumie, dałoby się zrobić podobny film osadzony w realiach dużej korporacji. https://youtu.be/sV2cJvNbD3g

Odpowiedz
avatar aienma
-4 4

@Crannberry: I co z tego, że wyślesz mail, skoro 3/4 ludzi ich nie czyta? I nawet nie czuło się w obowiązku ich przeczytania (oburzone "wiesz ile ja mam maili?!"). Więc często kończyło się to tym, że wysyłało się maila, a za chwilę dzwoniło, czy osoba go przeczytała/ żeby go przeczytała. Najczęściej kończyło się to tym, że trzeba było tego maila im na głos przeczytać ala "poczytaj mi mamo".

Odpowiedz
avatar Arry
1 1

@aienma: Jakby taka jedna z drugą osobą dostała po premii to następne maile już by czytała bardzo skrupulatnie.

Odpowiedz
avatar irulax
2 2

Wszystko zależy od rozsądku kadry kierowniczej. Czasami takie spotkania, raz na jakiś czas, są Oki. Ale zbyt częste zwyczajnie tracą czas/pieniądze. Ja się zwyczajnie wpieniam kiedy muszę słuchać przez półtorej godziny o rzeczach, które mnie zwyczajnie nie dotyczą aby dotrzeć do tych 10 minut istotnych dla mnie. No ale jak szef/firma ma kasę, to kto bogatemu zabroni? ;)

Odpowiedz
avatar Soray123
3 3

U mnie jest to samo, raz w tygodniu, spotkanie online na godzinę czy dwie, z czego 10 minut czegoś ciekawego, minuta mojego gadania, reszta to słuchanie pierdół. Wcześniej przy pandemii jak nie było dużo pracy, to było w porządku, po kryzysie gdy jednak był pracy natłok, to po takim spotkaniu było tyle maili na skrzynce i nieodebranych telefonów, że trzeba było robić darmowe nadgodziny by nie zostawiać zaległości. Finalnie stwierdziłem, że mam taki aktywny udział w czterech literach, słuchawki na uszy, niech sobie gadają w tle, a ja sobie normalnie pracuję. Jak autor, albo inni komentujący z podobnym problemem mają taką możliwość, to polecam!

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

Dałabym z 5 mocnych, gdybym mogła. Wszystko musi być załatwione głosowo, najlepiej przy pomocy wideo, co wszystko opóźnia, chociażby z tego powodu, że trzeba zaplanować termin dla wszystkich. W ten sposób zamiast w dzień lub dwa sprawę załatwiamy w tydzień.

Odpowiedz
avatar Michail
1 1

5 osób zrozumie maila na 6 sposobów

Odpowiedz
avatar Error505
0 0

@Michail: Dokładnie tak. Może to kwestia branży. Ja pracuję w technologicznej i nie wyobrażam sobie, żeby załatwiać wszystko mailami. Zawsze trzeba coś dopytać/wyjaśnić itp.

Odpowiedz
avatar HelikopterAugusto
2 2

Na takie telecalle mówi się hajbaje. Wchodzisz, mówisz "hi", ktoś przez godzinę gada, a na koniec mówisz "bye" i to cały twój udział w telecallu. PS: Masz fajny nick :D

Odpowiedz
avatar rhkkkk
0 0

Niestety tylko wydaje Ci się, że metoda "na maila" działa. A i calle nie są niczym nowym, wymyślonym przez korpo. Tylko technologia się zmieniła. Codzienne odprawy, operatywki itp były w dobrze działających firmach zawsze. Co jest złego w mailach? Mówisz "wyślesz do wszystkich" i każdy przeczyta w wolnej chwili. Bzdura. 1/3 przeczyta, z tego 1/3 zrozumie. Dlaczego? Bo wszyscy wysłali "do wszystkich" więc wszyscy mają tony tekstu do przeczytania. Taki początkujący pracownik przeczyta bo to jego jedyne zajęcie. Dostaje 3 maile dziennie. Przeczyta. Tylko, że to że on przeczyta ma marginalne znaczenie ;) Natomiast taki doświadczony, którego opinia jest istotna nie ma czasu na czytanie 50 maili które dostał od "wszystkich". Połowa napisana tak, że zrozumieć nie idzie. Niestety ludzie klarownie wyrażający swoje myśli "na piśmie" to mniejszość. Nawet w języku ojczystym. A co dopiero w obcym. Wystarczy poczytać historie tutaj. Do tego praca zespołowa. Jeśli jest zespół 10 osób pracujących nad jednym problemem ważna jest synergia. Nie żeby każdy odwalił swoją 1/10 roboty ale żeby zespół zrobił spójną całość. To wymaga komunikacji bieżącej i tego aby jedna osoba słysząc, że druga błądzi ją poprawiła, nakierowała itp. Zespoły zwykle składają się z osób o różnym doświadczeniu ale mają działać wspólnie. I to nie jest tak, że ta godzina pracy doświadczonego pracownika który słuchał to jest godzina stracona. On może tylko słuchać i wspierać (teoretycznie nic nie robiąc materialnie), jeśli tylko dzięki temu tych 9 mniej doświadczonych będzie robić lepiej. Trzecia sprawa. Prawdomówność. Ludzie co do zasady nie kłamią ale też mają tendencję do nieafiszowania się ze złymi wiadomościami i problemami. Tak długo aż nie zostaną wprost i w szczegółach zapytani o to jak im idzie. I temu też służą takie spotkania. Aby manadżer mógł dowiedzieć się, że gdzieś jest problem. Nie dlatego, żeby podkreślić że jest potrzebny :) Manadżer też najchętniej by sobie siedział i netflixa oglądał a wszystko mieliło się samo bez calli. Świat idealny. Tylko, że to co widzi szeregowy pracownik to tylko kawałek obrazka... To tak na marginesie. Oczywiście nie twierdzę, że nie ma spotkań zbędnych i bezsensowych. Są. Ale akurat organizacja projektu, gdzie jak rozumiem współpracują co najmniej 2 firmy bez bieżących spotkań to byłby szkolny błąd. Ja się nawet dziwię, że te spotkania są tylko raz na tydzień... Bo to co do zasady powoduje, że te spotkania postrzegane są jako zbędny 'reporting' a nie jako element ich codziennej pracy nad projektem.

Odpowiedz
Udostępnij